Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2017, 11:56   #153
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Współwinni zbrodni: Zuzu i Czitboy


Jednostka specjalnego zastosowania - całkiem zgrabny eufemizm mięsa armatniego. Taki poważny, z polotem i na dokładkę wydźwiękiem mniej szyderczym, niż sprawy stały w rzeczywistości. Brzmiało tak, jakby oddział zwyrodnialców stanowił coś szlachetniejszego, niż przypadkową zbieraninę wszelkich niebezpiecznych indywiduów, współpracujących ze sobą tylko ze względu na przymus, zaś współpraca owa i tak wyglądała chujowo na podobieństwo rozwodnionego barszczu. Każdy jednak kto miał mózg wiedział, czym Parchy są i żadne pierdolenie trepa po drugiej stronie kosmosu tego zmienić nie mogło. Chciał ładnie wypaść, tak poważnie i rozważnie. Stonowany, pewny siebie dowódca, trzymający sytuację pod pełną kontrolą. Nash przypominał jednego z tych korporacyjnych skurwysynów, udających że problem nie istnieje, a nawet jak istnieje nie jest on absolutnie ich winą. Nie potrafiła go jednak nie słuchać. Powłócząc sztywniejącą nogą, z połową twarzy zmienioną w maskę zakrzepłej krwi, poszarpanym ekwipunkiem, pustkami w oporządzeniu, przyglądała się jednym otwierającym się okiem na holo podawane przez, jak się okazało, dziennikarkę. Wywiad, reportaż. Parch skrzywiła się, spluwając na podłogę, gdy kamera uchwyciła jej gębę i dorzuciła podpis łącznie z długością wyroku. Mogli kurwy podać jeszcze numer buta i ilość piegów na plecach.
- Pierdoleni kłamcy. Zawsze. Kurwa. Kłamią - nie mogła się powstrzymać od komentarza przy kwestii “wzrostu ciśnienia w organach wewnętrznych”. Też brzmiało pięknie, gdyby powodem nie były rosnące w bebechach ofiar gnidy… ale po co siać panikę wśród ludności cywilnej?
- Żadnych dezerterów? - Obroża Ósemki szczeknęła, podczas gdy jej właścicielka przegrała walkę z kopniętym błędnikiem i zatoczyła się na ścianę, pozostawiając na niej złoto-szkarłatne smugi juchy - Zwłoki w lesie. Ludzie zabici przez ludzi. Dron na niebie. Właśnie. Patino - na krótki moment przeniosła uwagę na Latynosa z Armii, choć po przemowie admirała unikała patrzenia choćby w kierunku gdzie stał - Dron. Masz połączenie? Spierdalaj nim jak się da. Do góry? Gdziekolwiek poza zasięg rażenia FF.
Przymknęła to niezaklejone oko, szukając ucieczki w ciemność. Zmęczenie zbierało swoje żniwo, miała wrażenie że gdy przystanie na sekundę, padnie i nie da rady się podnieść. Wyczerpanie wypełniało ołowiem kończyny, zmuszając do zwolnienia kroku. Słuchania relacji Amandy, potem echa dopiero co zakończonej potyczki. Najchętniej Black 8 padłaby pod ścianę i nie ruszyła się nigdzie dalej - przewaliła na bok i zwinęła w kulkę, zastygając w stanie pośrednim między snem a katatonią. Miała dość, cholernie dość. Ostatnie godziny wypompowały wszelkie wartościowe czynniki, pozostawiając pustą, wypaloną skorupę o humanoidalnym kształcie. Lądowanie, pole minowe, kanały, przepychanki z bandą idiotów, mechy, upał wysysający życie na równi z krwiożerczymi potworami. Zmusiła się do tego, by uchylić powiekę, gdy usłyszała brzęczyk nadchodzącej wiadomości od Brown 0… Młodej. Ożywiła się odrobinę, przebierając drżącymi paluchami po holoklawiaturze aż do momentu, gdy parsknęła pod nosem i zamknęła przekaźnik.
Adrenalinowy kac rodził wątpliwości, te zaś potęgowane bólem i zmęczeniem budziły do życia łuskowatą bestię, śpiącą w głowie saper. Widziała mapę, ich pozycja pozostawała… pozostawiała wiele do życzenia. Od najbliższych jednostek sojuszniczych znajdowali się… równie dobrze mogły by być po drugiej stronie wszechświata. Wojskowi potrzebowali Parchów. Używali ich - tak jak nawijał sztywniak ze studia - wedle zaistniałej potrzeby. Nie zależało im na ich dobrze… udawali zainteresowanie, a wyniesienie z opałów nie brało się z chęci szczerej pomocy, chodziło o wyrachowanie. Utrzymanie skazańców przy życiu traktowali jak inwestycję na przyszłość oraz we własne życia. Mieli ich w dupie, chodziło o przetrwanie… a ona głupia, przez parę chwil…
- R..r..w… - wywarczała, lecz gardło momentalnie odmówiło współpracy, fundując kobiecie atak suchego kaszlu.
- Młoda załatwiła wam skaner w ambulatorium czy inny chuj. - lektor zakomunikował w międzyczasie, a Nash westchnęła. Zaraz odpocznie, posiedzi te parę minut a potem skończy się użalać i wstanie. Parę minut, nic wielkiego skoro artyleria uwięziła ich pod ziemią co najmniej na kwadrans, jak nie dłużej.

- Nie dygaj chica! - roześmiał się Elenio słysząc troskę Black 8 w głosie elektronicznego lektora. - Dron jest cały. - zerknął na swój naramienny panel i wyświetlił niewielkie holo by reszta grupki też mogła go obejrzeć. - Jeszcze nic się nie dzieje ale zaraz zacznie. - wskazał na róg holo ekranu gdzie widać było uciekające sekundy jakie też Parchy miały wyświetlane w swoich HUD. Na razie jak na taką rzeczywistość co ich otaczała widok w holo był wręcz sielankowy. Ot trochę nadkruszony wcześniejszym bombardowaniem budynek klubu z ledwie widocznym tu i tam ruchem pojedynczych xenos. I to raczej tych niedużych. W równaniu z akcją jaką właśnie zostawili za pancernymi drzwiami schronu no to właśnie nic się tam właściwie nie działo.

Dawno Diaz tak dobrze się nie bawiła! Tyle rozpierdolu dookoła, mogła poruchać kosmiczne kurwy, spalić je, rozerwać granatami i jeszcze na odchodnym zatańczyła tango z wielkim bydlakiem prawie tak brzydkim jak jej rodzony stary. I nawet Wujaszek się załapał na wpierdol-tango! Dostał własnego leszcza i go tak pięknie oporządził że aż w Latynosce rosło serca gdy tak patrzyła jak trzyma chuja łapami… ale to było przed paroma minutami. Na korytarzu zalanym ogniem i ołowiem. Wśród krzyków ludzi i syku kurew.
Teraz Black 2 miała w bebech coś dziwnego. Takiego ciepłego i chuj wiedział w sumie jakiego. I nie chodziło o to, że leci z niej jak z sita, jest poobijana i zatacza się od ściany do ściany, próbując zogniskować obraz żeby przestał się dwoić przed oczami. Chyba też się zaraziła tym gównianym pasożytem, a ten dostał pierdolca gdy Parch oglądała powtórkę wywiadu z Promyczkiem. Jej Promyczkiem, tak pięknym i uroczym mimo ran, zajebania śwuntem i potarganych piórek. Jeszcze twarz blondyny nie zniknęła z ekranu, a Diaz wyminęła telewizyjną hienę nie zwalniając kroku.
- No me importa - skwitowała całościowo, zrównując kuśtyk z Wujaszkiem. Żył i się ruszał. To dobrze. - Gdzie kurwa Promyczek ja się pytam? - warknęła w powietrze - Słyszeliście jak się nińa zamartwia, por tu puta madre, nie ma co jej tak w niepewności trzymać, żeby oczek nie wypłakała… myślicie że mi ogarnie coś do żarcia? Mierda, na pewno ogarnie. To w końcu moja dupa - ostatnie powiedziała z dziwną dumą, wypinając pierś do przodu.

- Ja pierdolę. - Mahler kopnął jakiś zgubiony kuferek czy coś podobnego. Kopnął ze złością i pakunek poszybował do przodu uderzając o ścianę. - Nadciśnienie rozpierdalające klatę?! No ja pierdolę! - marine wyglądał jakby go zaraz szlag miał trafić.

- Nie słyszałeś co twój admirał powiedział? To są mikroby rozprowadzane przez terrorystów. - wyszczerzył się do niego Patino jakby celowo chciał jeszcze bardziej rozdrażnić marynarza.

- To nie jest mój admirał! On jest z XIII a ja jestem z VI! I zamknij się! - warknął groźnie wkurzony marine zaciskając groźnie pięść.

- Obaj się przymknijcie! - Hollyard spojrzał na jednego i drugiego profilaktycznie unosząc ręce jakby chciał postawić blokadę między nimi. - I jak nie był z waszej armady to po co z nim gadali? - zapytał Mahlera chcąc jakoś przekierować jego złość.

- Nie wiem. Może tylko jego dorwali. Albo nikt inny nie chciał z nimi gadać. I nie wiem co on się w ogóle odzywa jak jest z XIII. A tu mamy Sektor 11 a większość od nas jest z VI Floty. - marine wzruszył ramionami trochę uspokojony.

- No chyba,że te plotki z XIII to prawda. - powiedział Elenio już też poważniejszym głosem.

- Jakie plotki? - Conti wyglądała jak hart chwytający świeży trop. Od razu więc zapytała o niego.

- No plotki są o XIII. - powiedział Mahler idąc z dłońmi wbitymi z kieszenie spodni. - Jest 12 sektorów i każdy wystawia swoje oddziały i do Armii i do Floty. Przynajmniej taka jest ogólna idea Federacji by każdy coś dawał do wspólnej puli. No ale zdarza się, że są różne potrzeby i zadania więc jest kilka dowództw ponad XII-ką. XIII to pierwsza taka rezerwowa siła która oficjalnie nie ma stałych jednostek. Ma same dowództwo i przydziela jej się co trzeba w miarę potrzeb i zadań z innych Sektorów. Więc to właściwie taka rezerwa. Są i inne no ale XIII to taka pierwsza w kolejce i trochę taka tradycje, że jak coś trzeba to właśnie ona organizuje misje czy akcje. - wyjaśnił dalej specyficzną rolę XIII Floty.

- No ale to daje im ciekawe połączenie. Bo jako rezerwowe HQ ma siedzibę na Ziemi. W samym centrum. Do tego jakieś ruchy jednostek które się przez nią przewijają nikogo specjalnie nie dziwi. Raz jakaś jednostka czy okręt w niej są a potem nie. To normalne. Więc ma dużo więcej przepływu sił i elastyczność większą niż u regularnych dowództw. No i stąd chodzi plota, że to przykrywka dla różnych operacji specjalnych naszego kochanego rządu. Tyle, że tutaj w Relict o ile wiem to podpadamy właśnie albo pod VI bo nas jest najwięcej albo pod XI bo to ich podwórko. Dlatego za chuja nie pasi, że ten ważniak się wypowiadał. No chyba, że właśnie jego udało im się go zdybać. - Latynos dopowiedział swoje też wzruszając ramionami. Reszta przez chwilę trawiła te informację w milczeniu.

- Amanda wyglądała na przejętą a tu jej nie ma więc pewnie gdzieś tam na ciebie czeka wewnątrz schronu. - Conti odezwała się pierwsza odpowiadając na pytanie Diaz. Nadal szli głównym korytarzem oddzielającym śluze od reszty schronu ale byli już raczej za półmetkiem tej podróży.

Ósemka drgnęła, jakby nagle sobie o czymś przypomniała. Wyprostowała plecy, uniosła głowę i wyprostowawszy ramię za plecy dla lepszego zamachu, posłała uwalane krwią łapsko torem kolizyjnym z potylicą pieprzonego kaktusa. Zdzieliła go od serca, aż ułożona na płask dłoń klasnęła o jego czachę. Parch warczała przy tym z jawnym wyrzutem, lecz o co konkretnie chodzi ciężko było odgadnąć. Nie odpaliła komunikatora, lektor milczał, ona zaś zacisnęła pięści i bez słowa wysunęła się na prowadzenie, przebierając nogami tak prędko, jak pozwalało zmęczenie i rany. Wredny, głupi dupek. Sługus Federacji - powinna o tym pamiętać.

- Tu się coś grubego jak moja stara odpierdala, pendejos - Black 2 za to nawijała na potęgę, wspomagając się gestami i jazgocząc jak nakręcona - No kurwa nie czaję jak inaczej wytłumaczyć te pierdolone ciuciubabki, smętne chuje i tajemnicę na tajemnicy… jak ja tych pierdolonych kaszalotów nienawidzę… widzisz Wujaszku? Słyszałeś co ten Cabrón srał pod pizdowąsem? No ja cię nie pierdolę… tajna jednostka od chujowych operacji. Założycie się że w ich zasobach i my jesteśmy? Tak bezpośrednio, ofiary uciskane przez bezduszny system. No mało spierdolinom genetycznym cierpienia niewinnych, jeszcze nam muszą dojebać - westchnęła ciężko, jakby na ramionach spoczął jej ciężar zła całego świata. I niesprawiedliwości oczywiście - A może wystawili tego fiutka jako kozła ofiarnego? Jak się coś spierdoli to będzie na niego i tyle. No wychujali nas coś bez mydła z tymi wakacjami all inclusive. Miały być dziwki koks i lasery, a na razie kaszaloty i parchate kurwy dookoła. Nie że z Obrożami, ale te… no por tu puta madre, weźcie się sklejcie i popierdalajcie wężykiem do raju kurwami płynącego. A w ogóle to Kudłaty zapierdalaj do tej swojej dupy, bo to dzięki niej żeśmy z Wujaszkiem jebli do was spacerniak… mieeeeeeerda! - naraz pacnęła się w czoło aż echo poszło - Holo! Wujaszku, co ty mi tak dupę zawracasz i po kutasiarsku uwagę odwracasz, co? Miałeś przypomnieć! - polampiła się z wyrzutem na wielkiego mecha, ale że krwawił to szybko jej przeszło i zamiast tego objęła go ramieniem w pasie - Bo jak żeśmy odpierdalali fuchę w piwnicy to znaleźliśmy nagranie jakiegoś jajogłowego frajera. Wspominał naszego czterookiego doktorka co się kurwa nie zna na leczeniu to po chuja ma nasrane “dr” przed nazwiskiem? No pojebane jakieś… ale nie o tym - nawijała coraz szybciej i nie mniej hałaśliwie - Jest nagranie, coś tam stęka. Wspomina naszego grubcia, chuja z tego zrozumiałam, ale jak chcecie to wam prześlę… potem. Najpierw kurwa Promyczek. I dupy. I ruchanie. To jest burdel czy geriatryk?! - prychnęła wybitnie rozdrażniona - No! Po kolei i w ogonku… a chuj tam, wyślę wam - łaskawie postukała w obroży, przesyłając Latarence i Pogodynkowi zapis z piwnicy.

- Ja tam teraz myślę o ruchaniu kociaków. Dumam czy blondi czy jakaś czarnulka. - lustrzany hełm kiwnął w górę i w dół a jego uwaga, wypowiedziana poważnym tonem, brzmiącym jeszcze poważniej przez modulatory głosowe zbroi brzmiał wręcz śmiertelnie poważnie. Ale to co mówił tak do tego nie pasowało, że większość grupy roześmiała się traktując sprawę jako dobry żart.

- Ej a ty chica się tłumacz za co to było? - powiedział Latynos rozcierając trzepniętą przez Nash potylicę.

- Ale ona ma rację Johan. Daj znać Mai, że wróciłeś. Na pewno się ucieszy. - Karl wciąż uśmiechając się zwrócił się do kolegi idącego obok.

- I co mam jej powiedzieć? Skąd wiesz, że się ucieszy? - Johan skrzywił się, uniósł brew i pozezwoał na idącego gliniarza.

- Właśnie, nie daj się zapędzić w kozi róg. Sam mądralo dzwoniłeś do swojej, że tak innym mądrze doradzasz? - Latynos chyba zapomniał o boczeniu się na rudego Parcha bo całkiem był zadowolony ze zmiany tematu. Antyterror z długim karabinem wyborowym na plecach zamilkł na kilka kroków i obydwaj mundurowi popatrzyli na siebie triumfująco gdy wyglądało, że złapali kumpla na wtopie.

- Dzwoniłem. - powiedział w końcu Hollyard. Ale powiedział jakimś głuchym głosem, że obydwaj od razu zerknęli na niego czujnie domagając się ciągu dalszego.

- Noo iii?! Co u Sary? No gadaj człowieku! - Latynos wytrzymał kila kroków milczenia gdy w końcu ponaglił kumpla.

- Jest cała. W porządku. Złamała nogę. Ale poza tym w porządku. Ugadała się ze Svenem. Zabierze ją w bezpieczne miejsce. Tak będzie lepiej. - gliniarz pokiwał głową chcąc przekonać ich albo i siebie.

- Ej no to w porządku. A pozdrowiłeś ją od nas? - zapytał Mahler zerkając na gliniarza i słysząc jego zdawkową relację z rozmowy z narzeczoną.

- Co się pytasz o jakieś durnoty pacanie!? - huknął na niego Latynos. - Gadaj czy ona kazała nas pozdrowić!? - drugi raz huknął już do gliniarza i atmosfera jakoś się rozluźniła bo cała trójka się roześmiała.

- Pewnie. Mówiła o was. Że mam o was dbać bo jesteście głupie pacany i sami na pewno się zgubicie w zwykłej dżungli. - Karl odpowiedział ze śmiechem na co obydwaj mundurowi rozłożyli ręce i zaczęli przecząco kręcić głowami.

- Sara na pewno by tak o nas nie powiedziała. To bardzo mądra, piękna i nowoczesna kobieta i w ogóle nie wiem co ona widzi w takim zwykłym krawężniku jak ty. - Latynos nie dawał za wygraną i zrewanżował się złośliwością.

- Ciebie też kazała pozdrowić. - Karl pominął to i zwrócił się do maszerującej Black 8. - No właśnie! Ale ja do swojej dałem znać, że żyję i w ogóle no to Mahler na co czekasz? - gliniarz nie dał się zbić z pantałyku i wrócił do pierwotnego tematu.

- I co mam jej powiedzieć? - Mahler zawahał się znowu na kilka kroków.

- Po prostu daj znać. Potem samo pójdzie. Jak nie to się rozłączysz i tyle. Rany szczypiesz się jak na pierwszej musztrze. - gliniarz uśmiechnął się i pokręcił głową. W końcu gdy Johan chyba już miał zamiar odezwać się przez komunikator odezwał się jednak jeszcze raz. - Ale zanim się jej pokażesz ogarnij się jakoś. Chociaż trochę. Bo jej z nami nie było to na zawał zejdzie jak cię zobaczy w takim stanie. - doradził marine obrzucając spojrzeniem idącą obok sylwetkę. Cała jednak grupa szła jak po przeciągnięciu po jakimś śmietnisku. Mieli na sobie chyba wszystko co można było mieć. Krew ludzi i xenos, do tego obklejone kurzem, pyłem, potłuczonym szkłem, resztkami gruzu, kości i wnętrzności. Wszystko to gdy się wyszło na własnych nogach z takiego piekła walki można było jakoś nie zauważać. Ale dla kogoś z zewnątrz pewnie wyglądało dość makabrycznie.

- O kurwa. No chyba tak. - Johan obejrzał siebie jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę jak i on i reszta mogli wyglądać.

- A co do ciebie Diaz to wy tak jak i ja podpadacie pod MSW. Tylko ze Służby Więziennej. A ci dwaj i ten ważniak z XIII-tki to pod DO. - zauważył gliniarz. Policja i więziennictwo podpadały pod ministerstwo od spraw wewnętrznych a zbrojne ramię Federacji czy z Armii czy Floty pod Departament Obrony. Przynajmniej oficjalnie. - dodał po kilku krokach.

- Chyba trochę za gruba sprawa. Spora część VI Floty jest tutaj. I trochę z XI-tki. Trochę chyba grube jak na tajną operację. Co to za tajna operacja jak wszyscy o niej wiedzą? - Mahler zawahał się gdy Karl wspomniał o tym co mówiła Diaz. Nie wydawał się być taki pewny tego co mówi.

- Sporo ludzi już tu zginęło. I jeszcze zginie. Bez sensu liczyć, że to da się ukryć. To cały, zamieszkały księżyc a nie jakiś zaginiony statek towarowy. Są trupy są pytania. Jakby nie naginać fakty i kto by i jaką rangą tego nie robił jest pewne, że im więcej trupów tym więcej węszenia wokół sprawy. Mówię to jako ekspert od takiego węszenia. - odezwała się w końcu Conti i wyglądało, że jest pewna tego co mówi. Dochodzili już do krańca korytarza i widać było bramę i stojących przy niej dwóch strażników z automatami. Ale na widok zbliżającej się grupki uzbrojonych obszarpańców zaczęli ją otwierać bez pytania. Johan w końcu uruchomił odpowiednie łącze w komunikatorze i najwyraźniej zaczął “wydzwaniać” do Brown 0.

Brud, smród i jeszcze łamało Ósemkę w kościach. A pomyśleć że zaledwie dwie godziny temu wyszorowała się do czysta po kanałowej wycieczce. Niecałe dwie, durne godziny i znowu wyglądała jakby się wytarzała pod kliniką aborcyjną, międzygatunkową na dokładkę. Sunęła w ponurym milczeniu, lampiąc się uparcie pod nogi aż do momentu, gdy wesołe towarzystwo rozpłynęło się na boki, idąc w własnym kierunku i celu. Chcieli coś załatwić, zabawić się, odpocząć, spieszyli się na spotkania, rozmowy, zwykły odpoczynek. Nash zaś nie marzyła o niczym bardziej, niż o kąpieli, pozwalającej na usunięcie, prócz syfu, także znużenia. Dała Młodej uniwersalną radę, tylko czemu cholera zastosowanie się do niej samemu przychodziło z takim oporem? Nie myśl - niby nic skomplikowanego. W teorii prościzna, w praktyce przez rude czaszkę przewijały się tysiące czarnych myśli, ciężkich do sklasyfikowania. Hollyard mówił poważnie z tymi pozdrowieniami? Na chuj niby jego dupa miałaby cokolwiek jeszcze od Parcha chcieć? Chyba że… liczyła na dalszą pomoc w wyciągnięciu go z kłopotów. Brzmiało… rozsądnie.
“Nie myśl” - nie potrzebowała dodatkowych rozterek. Nie tu i nie teraz. Nie gdy ledwo powłóczyła nogami, odczuwając obecność mięśni o jakich istnieniu nie miała dotąd pojęcia. Zgrzytnęła zębami, wyłuskując z paczki ostatniego papierosa. Wetknęła go miedzy spękane wargi i po odpaleniu, zaciągnęła się z wyraźną przyjemnością. Nie musiała myśleć. Przynajmniej przez najbliższy kwadrans. Podniosła rękę wolna od fajka i wystukała szybko krótką wiadomość, a lektor uprzejmie przełożył ją na dźwięki.
- Cuchniesz - patrzyła przy tym krzywo na Mahlera, mrużąc oczy i zaciskając szczęki.

- Dobrze, że ty pachniesz fiołkami. - odparował Mahler idąc za radą zapytanych strażników gdzie są jakieś prysznice. Poza tym ci coś nie byli skorzy ani do rozmów ani do innej interakcji z grupką. Karl i Elenio też podążyli we wskazanym kierunku. Para Latynosów zaś udała się w poszukiwaniu kociaków do bliższej interakcji.

Odpowiedziało mu nosowe prychnięcie do spółki z łypaniem spod rudej, potarganej strzechy kłaków. Nash zgrzytała zębami tak głośno, że echo niosło sie po korytarzu.
- Dlaczego kurwa - wystukała w komunikatorze - Ten admirał. Ma rację. Było mnie zostawić. Mięso. Spełniło rolę. Nie potrzebujecie mnie - wzruszyła ramionami, gapiąc się nagle gdzieś w sufit.

Marine i policjant spojrzeli na idącego z nimi Parcha i wydawali się zaskoczeni tym co słyszą. Karl chyba chciał coś odpowiedzieć ale Patino był szybszy.
- Jak to do niczego cię nie potrzebujemy?! - Latynos rozłożył swoje ramiona jakby mówił o oczywistej oczywistości. - No może oni nie chcą to niech spadają! - wskazał bez ceregieli na idących obok kumpli a ci unieśli w zdziwieniu brwi. - Aaaleee jaa?! - wskazał na siebie z miną jak u skrzywdzonego psiaka. - No pewnie, że mi jesteś potrzebna. Wiesz, ktoś mi musi umyć plecy choćby bo sam mam zawsze kłopot by tam dosięgnąć. - powiedział po przyjacielsku o równie po przyjacielsku objął idącą obok Black 8. - Poza tym chica wszyscy wiedzą, że na mnie lecisz. - wyszczerzył się do niej bezczelnie jakby zdradzał jej wielką tajemnicę. W trosce o jej dobro oczywiście. A jego dłoń powędrowała z jej barku na jej kibić przyciągając ją do siebie jeszcze mocniej.

Parch stężała, pobrudzone ręce zacisnęły się w pięści, lecz przy podobnej gadce nie potrafiła zachować powagi. Parsknęła krótko, co bardziej przypominało szczeknięcie.
- Myć plecy. Tobie. Chyba grabiami. Zardzewiałymi - wystukała jedną łapą, drugą odgarniając sztywny od syfu pukiel włosów z niemniej umorusanej gęby, wykrzywionej teraz w grymasie złośliwego zastanowienia. Obcięła Meksa powłóczystym spojrzeniem, zaczynając od butów, a na czarnym łbie kończąc.
- Już ci mówiłam. Wolę dźgać patykiem przydrożną padlinę. Albo wejść na pole minowe. Szkoda że tu żadnego nie ma - westchnęła, zmieniając minę na nieszczery smutek. Szybko jednak przeszła do podejrzliwego mrużenia złotych ślepi - Co za wszyscy, kto ci głupot naopowiadał? W chuja cię robią. Nie lecę na ciebie - wbrew przekazowi werbalnemu dała się objąć i przycisnąć do trepowego boku. Pieprzony idiota… i co tak suszył te krzywe zęby, jakby udało mu się bez świadków obrobić chałupę sąsiada? Za dużo gadał, uważał się za zabawnego, chodziło mu tylko o usługę. W sumie… do diabła ze szczegółami. Powoli wyciągnęła szyję, zbliżając twarz do jego twarzy.
- To ty od kanałów na mnie lecisz. Ledwo się pojawiłam… od razu kolana ci zmiękły i z wrażenia omdlałeś. Musiałam cię przytrzymać, a potem cucić. - dorzuciła własny wyszczerz, również obejmując go w pasie i ciągnąc do przodu, za pozostałą dwójką. Tam gdzie prysznice. Trójka mężczyzn i jedna kobieta. Ni cholery nie zamierzała myć się sama. Felerna kąpiel z Krunt wciąz chodziła jej po głowie. Nie chodziło o gratis wyposażenia, tylko fakt zatajenia jego posiadania. Nash nienawidziła być oszukiwana, wolała proste i klarowne zasady, jasne od samego początku. Bez niespodzianek - ich też nienawidziła. Tak samo jak polityków, ciepłej wódki i konieczności chodzenia w Obroży.

- Tak sobie tłumacz chica. - roześmiał się radośnie Latynos wcale nie puszczając rudowłosego Parcha. Doszli już do pryszniców które okazały się po prostu standardowymi prysznicami w publicznym standardzie czyli głowicamivnatrysków wystającymi ze ściany. Za to w pomieszczeniu wielkości przeciętnej szatni mieściło się ich chyba z tuzin zdolnych do obsługi sporej ilości osób w krótkim czasie ale kosztem komfortu czy dyskrecji. Przez samą szatnię też zresztą musieli przejść.
Głowice pryszniców zaszumiały wodą. Początek chyba u wszystkich wizytujących ten publiczny przybytek był taki sam czyli opłukiwali zewnętrze warstwy pancerzy a pod butami do rynienek i odpływów ściekały różnokolorowe substancje o przeróżnych konsystencjach. Johan cicho gadał przez komunikator chyba z Brown 0. Reszta zajmowała się głównie sama sobą.
Latynos zaciągnął Black 8 pod jeden prysznic i bez żenady gapił się na nią jak woda oczyszcza jej pancerz.
- No. Odwróć się chica. To ci pomogę się wyłuskać z tego orzeszka. - zaśmiał się Patino robiąc okręcające ruchy palcem.

Parch wyciągnęła własny palec, środkowy, i uraczyła nim oponenta zamiast wykonać grzecznie polecenie. Nie potrzebowała niańki, ani pomocy. Umiała się pozbyć opakowania bez potrzeby sięgania po wsparcie jakiegoś trepa z Armii.
- I przy okazji podpierdolisz portfel? - Obroża wyraziła na głos obawy właścicielki, a z jej gardła dobył się niski, wibrujący pomruk. Nie przejmując się obecnością świadków, zaczęła ściągać parchowy pancerz. Szum wody wymieszał się z metalicznym dźwiękiem spadających na posadzkę płyt i płytek powyginanej osłony. Wpierw na spotkanie białych kafelków poleciały rękawice, potem karwasze i naramienniki. Następna w kolejności część piersiowa nie chciała się poddać bez walki, ale i z nią Nash sobie poradziła, sukcesywnie odsłaniając jadowicie pomarańczowy, więzienny uniform, a gdy została już tylko w nim, wzruszyła ramionami, by jednym szarpnięciem rozpiąć suwak. Mokry materiał ściągał się opornie, lecz finalnie wylądował zmiętą kupką obok górki blachy.

Patinio roześmiał się widząc wyciągnięty w swoja stronę palec rudowłosej saper.
- Och, biała dziewczyno z dużego miasta nie daj się zwieść stereotypom! - zawołał radośnie brunet. Jego ciemne, krótko ostrzyżone włosy wydawały się pod strumieniami wody prawie czarne.

- Jak nie? Bądź czujna Asbiel! - krzyknął spod swojego prysznica Karl też trzaskając o posadzkę swoim pancerzem.

- No nie… Widzisz jacy zazdrośnicy? - Patinio z naganą i wyrzutem spojrzał na plecy Hollyarda. Ten zamiast jadowicie pomarańczowego więziennego drelichu miał granatowy policyjny mundur. - Czy ja cię kiedyś wyrolowałem Karl? - zapytał Elenio tonem urażonej primadonny.

- No pewnie. - beztrosko wtrącił się Johan zdejmując swój pancerz. Wyglądało, że skończył rozmawiać przez komunikator.

- To potwarz! Niby kiedy?! - zaprotestował żwawo Latynos w mundurze też rozpinając w końcu swój pancerz.

- A ta twoja “szczęśliwa” moneta? - uśmiechnął się chytrze Johan zdejmując górę od munduru w dżunglowym kamuflażu.

- Eejjj no jak tak możesz mówić… - żołnierz z Armii wyglądał jakby miał zamiar właśnie strzelić focha na poważnie. - Po prostu fortuna mi sprzyja. - wzruszył ramionami pozbywając się bluzy mundurowej i stając w samym podkoszulku. Ze wszystkich miał jedyną kobietę w tej ludzkiej pralni najbliżej i choć droczył się z kolegami to jednak jego oczy z przyjemnością wędrowały po jej nagim ciele, opłukiwanym przez pianę i wodę. Oczy pozostałych mężczyzn też w naturalny sposób miały ciążenie ku stojącej pod prysznicem saper.

- Ale masz ujebane plery. - powiedział kręcąc do tego głową. - Ma ujebane nie? - zerknął prędko w stronę Karla i Johana. Odpowiedziały mu śmiechy i parsknięcia.

- No strasznie. Nie idzie żyć z czymś takim. - marine zaczął się śmiać, kręcąc do tego głową.

- Ale nie bój się, pomogę ci. Pokażę, że z tymi stereotypami to bzdura. - odparował wesoło i nabrał płynu w dłoń, stanął za rudowłosą i położył dłoń tuż pod jej Obrożą.

- Bać się? Nie masz tu co kraść - lektorowi zawtórował rozbawiony, kanciasty rechot. Kobieta przymknęła oczy, dając lejącym się spod sufitu strugom spływać po ciele. Spłukiwały pot, krew i zmęczenie, koiły ból mięśni i sińców. Zmywały otępienie, zamykając w klatce cichego szumu, mąconego przez męskie głosy. Ubrana w samą obrożę Ósemka chłonęła atmosferę spokoju, wraz z cała otaczającą ją magią. Przedzierając się na powrót do bunkra nie myślała, że jeszcze dane jej będzie zaznać błahej, ludzkiej przyjemności, niesionej przez możliwość zatrzymania się w miejscu, odłożenia broni i wyciszenia gonitwy myśli, obijających się o rudą czaszkę na podobieństwo chmary ślepych ptaków. Zamruczała, czując dotyk obcych dłoni w okolicach obojczyków. Zagryzła wargę, odchylając głowę do tyłu przez co krople wody spadały bezpośrednio na zamknięte powieki.
- Zoe - Po omacku odpaliła konsolę, wystukując krótką wiadomość. Ledwo syntezator skończył mówić, Nash zgięła lewe ramię i posłała łokieć prosto w pierś stojącego z tyłu kaktusa. Poczuła jak zderza się z mostkiem, jej uszu doleciało głuche sapnięcie, a buszujące po piegowatej skórze łapska zniknęły, zaś woda szybko zmyła widmowe echo ich obecności. Wykorzystała chwilę zaskoczenia, aby obrócić się na pięcie i stanąć twarzą w twarz z celem. Otworzyła oczy, lustrując mokrą, do połowy rozebraną sylwetkę o karnacji kawy z mlekiem oraz paru tatuażach rozsianych po torsie i ramionach. Dostrzegła parę cienkich, podłużnych blizn do kompletu z tymi okrągłymi w okolicach lewego barku. Widziała również świeże rozcięcia, stłuczenia i siniaki, dopiero nabierające barwy głębokiego fioletu, podmalowanego siecią krwaworubinowych wybroczyn.

Latynos sapnął niespodziewanie trzaśnięty łokciem w klatę. Przygiął się lekko i spojrzał z zaskoczeniem na rudowłosą kobietę w Obroży. Wyprostował się gdy stanęła przed nim twarzą i obserwowała jego sylwetkę. Przez chwilę zapanowała cisza przerywana jedynie szmerem ściekającej z głowic wody.
Pozostali mężczyźni obserwowali dwójkę pod wspólnym prysznicem, ale nie sprawiali wrażenia, by mieli zamiar lub ochotę ingerować. Patino nie odezwał się też, w zamian uniósł brwi w pytającym spojrzeniu i podobnie rozłożył ramiona oczekując jakiegoś wyjaśnienia. Coś jednak szybko oczy zaczęły mu zjeżdżać niżej na obmywane kolejnymi strugami wody piersi, brzuch i nogi stojącej przed nim Ósemki.

Podobało się jej, jak się na nią gapił - chciwie, spode łba, otrząsając się z resztek zaskoczenia, lecz nim to nastąpiło, skoczyła na niego, oplatając nogami w pasie i obejmując za szyję. Na oślep szukała jego ust, aż znalazła, kwitując finał owych poszukiwań zadowolonym mruknięciem. Wpiła się w nie łapczywie, jakby chciała nadrobić czas postu i samotności, póki jeszcze miała szansę. Patinio w pierwszej chwili trzepnęło o ścianę od nagłego zachwiania równowagi. Sapnął ale pozostał taki zaskoczony i bierny gdzieś z jakieś pierwsze dwa uderzenia napompowanego adrenaliną i endorfinami serca. Zaraz przeszedł do kontrakcji. Wpił się swoimi wargami w usta Nash i postąpił krok do przodu tak, że teraz ona trzepnęła swoimi plecami w mokrą ścianę. Przemawiało przez niego gwałtowność i pożądanie jaką dało się odczuć w każdym na wpół urwanym i spragnionym kobiecego ciała ruchu.
Te nie zamierzało dać się prosić, ani marnować czasu i choć kontakt rozgrzanej kąpielą skóry okolic kręgosłupa z zimnymi płytkami nie należał do przyjemnych, a nagły wstrząs przypomniał dobitnie o wciąż niezaleczonych ranach, Parch przywitała zmianę z zadowolonym westchnieniem, tłumionym przez złączone w boju usta. Kąsała wargi żołnierza, by zaraz szarpnąć go za włosy i zmusić do przerwania kontaktu, lecz tylko na chwilę. Nabrała oddechu, w międzyczasie obwodząc końcówką języka zarys jego ust. Opuściła tez nogi, stając o własnych siłach. Wisząc na nim nie szło pozbyć się ostatniej, jakże irytującej przeszkody. Jedno ramię saper przytrzymywało czarnowłosy łeb, drugie zjechało na dół, by tam dokończyć dzieła. Mokre od wody spodnie zsunęły się ku podłodze ledwo puścił ostatni guzik. Obok znajdowali się dwaj pozostali obserwatorzy, jednak Nash miała to gdzieś. Wstyd, niepewność i skrępowanie od bardzo dawna nie mieszkały w jej słowniku. chcieli się gapić - ich sprawa. Ją obchodził tylko wredny czerw, którego obejmowała i całowała, chcąc na zapas zgarnąć ciepło i bliskość drugiego człowieka. Gesty i ruchy stały się szybsze, podszyte tajoną rozpaczą. Trzeba było korzystać, aby potem w celi nie musieć żałować straconej szansy. Mieć co wspominać, gapiąc się na cztery, psute ściany izolatki.
Warknęła ponaglająco, unosząc prawą nogę, by oprzeć łydkę o pośladki Latynosa. Dyszała mu prosto w nos, złote oczy patrzyły na te ciemne z dystansu mniejszego niż szerokość dłoni, gdy docisnęła się do niego, a im głębiej w nią wchodził, tym szerzej rozchylała usta, by finalnie zatrząść się i odchylić kark, co zaowocowało przydzwonieniem potylicą o ścianę.
Oddech. Jeden przemieszany z drugim - jeden i drugi gorące i wilgotne, dające o sobie znać na skórze i tej na twarzy, i szyi, i piersi, i tam gdzie dały radę sięgnąć. Sapnięcia wyrywające się z co raz szybciej i głębiej pracujących piersi. Drażniące i skórę i uszy, jeden z wielu elementów mieszaniny odczuć, emocji i doznań. Ale nie dający się zapomnieć jak tykanie zegara albo brzęczenie komara w pustym, cichym pokoju.

Woda. Miękka, ciepła, czysta woda. Wszędzie. Na ciałach, przeciekająca między palcami, czy to opierającymi się o zimne, twarde kafelki na ścianie, czy o własne lub te drugie ciało. Woda otulająca łagodnym welonem twarze, przynosząca ulgę piekącym powiekom, ściekająca z włosów po plecach i ramionach. Woda na podłodze o której opierały i zanurzały się dłonie, palce, stopy, uda i pośladki. Woda była wszędzie, wraz ze swoją wilgocią i cichym szmerem głowicy prysznica. Woda parująca, otulająca obydwa ciała półprzezroczystym, wilgotnym welonem. Woda w strumieniach, kroplach na skórze, ustach i językach.
On. I ona. I to co właśnie wspólnie ze sobą dzielili. Chwila czasu, skrawek miejsca, desperacka gwałtowność. Nagłe, nieplanowane emocje, urwane, zachłanne gesty. Ciemnoskóra dłoń zaciskająca się na mlecznej dłoni. Blada, nakrapiana dłoń splatająca się z tą większą i ciemniejszą. Wargi smakujące drugiego człowieka przez wodną otoczkę. Dłonie ślizgające się po mokrej skórze. Przyciągający chwyt na szyi i podgolonym karku. Zachłanny ruch napierający na Obrożę. Oczy krzyżujące się spojrzeniami. Ze złotych tęczówek w te ciemne i z powrotem. Oczy obserwując zamknięte i zaciśnięte powieki, ruch szczęk pod policzkami, zgrzyt zębów. Odgłos plaskającej wody, plaskających o siebie ciał, coraz szybsze, coraz gwałtowniejsze, przemieszane z coraz szybszymi oddechami, coraz głośniejszymi jękami, sapnięciami aż po sam kres. Do ostatniego tchu, i do ostatniego spazmu. W końcu cisza. Słabość. Zamierający ruch i coraz silniejszy bezwład.

Elenio stoczył się z Zoe i opadł leniwie na plecy na zalewaną wodą podłogę. Roześmiał się. Popatrzył spod przymrużonych powiek na leżącą obok kobietę.
- Od razu wiedziałem, że gorąca z ciebie kicia. - i znów się roześmiał. Śmiał się przyjemnie, z zadowoleniem, ulgą i szczerze. Wyciągnął do niej swoje ramię by przyciągnąć ją do siebie. Nie mieli zbyt dużo czasu. Oboje to wiedzieli. Gdzieś tam był ten inny świat. Ten z nienażartymi, okrutnymi bestiami czyhającymi na ich błąd. Wiedzieli, że jeżeli to dłużej potrwa w końcu ten błąd popełnią. I one przy tym będą. Wiedzieli, że w końcu będą musieli tam wrócić. Ale jeszcze nie teraz. Teraz było tu i teraz. Tu w tych męskich prysznicach, pod tym jedynym teraz czynnym z czystą ciepła wodą spadającą wciąż na nich oboje. Teraz tu i teraz byli sami i tą chwilę mieli tylko dla siebie. Pozostali gdzieś musieli się ulotnić bo nikogo innego teraz tu nie było.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 03-07-2017 o 12:01.
Zombianna jest offline