Zahija czekała ukryta w mroku. Nieopodal, na wyciągnięcie ręki, stał jej wierzchowiec. Sarab już przebierał kopytami gotów wypruć przed siebie w tempie szurającego po pustkowiach wiatru.
Nie usłyszała dźwięku miecza wchodzącego w ciało, ani jęku agonii, ale mogła dostrzec zarys Ianusa, który wykonywał pierwszą część planu. Pomyślała, że jej nowemu kompanowi zabijanie wychodzi z nadmierną lekkością, co gryzło się jej z usposobieniem - wesołego pijaczka. Zahija pomyślała, że może to tylko poza. Tak jak ona chowa twarz za maską by podbić w ludziach strach, tak Ianus zakładał swoją maską by owy strach uśpić?
- Zbójcy - po obozie rozniosło się echo.
Obserwowała w skupieniu jak Thoer zataszcza zwłoki przed majestat Hamadrio, jak nawołuje pozostałych najemników by się na własne oczy przekonali, by coś uradzili a przynajmniej uradził ich dowódca i wydał stosowne rozkazy.
Zahija już zaplatała magiczne zaklęcia. Krew spływała pomiędzy palcami jej zaciśniętych pięści, po nadgarstkach i przedramionach uniesionych w górę rąk.
Czekała tylko na moment aż legionista czym prędzej się stamtąd wycofa.
Obejrzała się za siebie. Ogier przebierał niespokojnie nogami. Chyba wyczuwał, że szykuje się gaopada na złamanie karku. |