Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2017, 10:18   #49
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Kimberly szła gdzieś na początku całego pochodu. Normalnie towarzyszyłaby Claire, ale ta wydawała się nie mieć ochoty na towarzystwo, więc Hart po prostu odpuściła. Pogrążona we własnych myślach, wciąż rozpamiętując to, co wydarzyło się poprzedniego wieczora, przyglądała się pięknu otaczającej ich natury. Może nie z tak dziką fascynacją jak Annika, ale mimo to z zainteresowaniem.
Gdy tylko Blake zrównał się z dziewczyną bezzwłocznie wypalił:
- Kim, strasznie cię przepraszam za wczoraj. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Kimberly, wyrwana z zamyślenia, spojrzała na Marty’ego. Nie była zła ani na niego, ani na Jerry’ego. Jedyną osobą, na którą mogła być wściekła, była ona sama.
- To nie twoja wina, Marty - odparła, uśmiechając się do niego. A on uśmiechnął się do niej.
Zdecydowanie coś czuła do Blake'a, jednak to samo mogła powiedzieć o Jerrym. Wciąż nie potrafiła wybrać. Właściwie wcale nie chciała wybierać. Najchętniej rzuciłaby ten przykry obowiązek na kogoś innego. Poza tym miała wciąż wrażenie, że był to tylko głupi żart i chłopcy zaraz jej to powiedzą.
- Przez chwilę nawet uwierzyłam - powiedziała, odwracając wzrok w inną stronę.
- W co? - odpowiedział jej chłopak, lecz po chwili zrozumiał, o czym mówiła - Ja naprawdę cię kocham Kim, naprawdę. I słuchaj, nie chcę wyjść na bogatego buraka, ale nie martw się telewizorem.
Kimberly momentalnie się zarumieniła. Wpatrywała się twardo przed siebie, obawiając się wzroku Marty’ego. Chyba trochę liczyła na to, że to był żart. Niestety, tak wcale nie było. Co jednak ona czuła? Od dłuższego czasu podkochiwała się w Martym, ale nigdy nie spodziewała się, że mógł odwzajemniac te uczucia. Gdyby nie pojawił się Jerry, to sprawa byłaby prosta. Jednak wszystko skomplikowało się wczorajszego wieczora.
- Ja… - zaczęła, spoglądając na Marty’ego. Nigdy nie obchodziły jej jego pieniądze czy wyniki w szkole. Lubiła go i podobał jej się. Chwyciła go za rękę i pociągnęła na bok, jakby to miało dać im trochę prywatności. Pewnie W rzeczywistości zwrócili na siebie jeszcze większą uwagę. - Nie za bardzo wiem, co mam powiedzieć, więc może przyznam się po prostu do tego, ze się w tobie podkochiwałam od dłuższego czasu.
Czuła, jak płoną jej policzki. Musiała jednak w końcu to z siebie wyrzucić.
Marty uważał, że Kim wygląda naprawdę uroczo, gdy się czerwieni. W ogóle Hart była wspaniałą osobą, w której Blake także się podkochiwał już od jakiegoś czasu, lecz niezbyt wiedział jak zrobić ten pierwszy krok. Nie wiedział, ponieważ Kimberly była inna, niż inne dziewczyny. Gdy dotarły do niego właśnie wypowiedziane słowa, a dziewczyna złapała go za rękę z serca spadł mu wielki kamień. Nie wiedząc co powiedzieć wydukał jedynie:
- Czyli się na mnie nie gniewasz?
- Nie - odparła Kimberly i postąpiła pół kroku w stronę Marty’ego.
Dziwnie się czuła. Jakby jej się w głowie kręciło. Miała ochotę przytulić się do Marty’ego lub nawet go pocałować. Nie odważyła się jednak i tylko spojrzała mu w oczy.
- To dobrze, bo naprawdę, naprawdę cię kocham - odpowiedział Marty także robiąc pół kroku w przód. Chłopak wziął ją w ramiona i czule objął, a następnie pocałował, zapominając o otaczającym go świecie.
Kimberly nie protestowala, choć może powinna. Zamiast tego wplotla palce we włosy Marty’ego i odwazajemnila pocałunek. Nie miała w tym wprawy, nie wiedziała czy dobrze to robiła. Nie było to jednak ważne. Dala ponieść się chwili. Nie spodziewała się, że może to być tak przyjemne uczucie.
W końcu ich usta się rozlaczyly, a Kimberly przytulila się do Marty’ego.
Jerry obserwował to z pewnej odległości, następnie zacisnął usta i wysforował się naprzód wycieczki.
Blake był w siódmym niebie, pragnął, aby ta chwila trwała jeszcze chociaż chwilę. Lecz reszta wycieczki nieubłaganie pędziła dalej.
- Musimy już iść - szepnął Kim do ucha. - Kocham cię.

Kimberly wróciła z wycieczki po lesie trochę skołowana. Najwidoczniej dokonała wyboru, chociaż może nie do końca z własnej woli. Raczej poddała się chwili i dała zdecydować losowi. Była tchórzem, a przynajmniej tak o sobie pomyślała. Nie potrafiła podjąć decyzji. Dalej nie była w stu procentach przekonana do ostatecznego wyniku. Chyba jednak coś czuła do Jerry'ego, bo miała wyrzuty sumienia, że nawet z nim nie porozmawiała.
Chciała to naprawić, jednak nie udało jej się go odnaleźć. Czy w ogóle wybrał się z nimi na przechadzkę po lesie?
Kimberly była trochę zmartwiona. Nikt, kogo pytała, nie potrafił jej powiedzieć, gdzie podział się Jerry. Postanowiła więc, że znajdzie go nieco później, może podczas kolacji.

Opuszczoną chatkę zwiedziła ostrożnie, z lekką obawą, ale też dużą dozą fascynacji i ciekawości. Kto tam mieszkał? Czy nadal odwiedzał to miejsce? Co tam robił? I oczywiście przyszły jej na myśl same nieprzyjemne odpowiedzi. Psychopata z maczetą, który zaciągał swoje ofiary do tej rudery i tam znęcał się nad nimi, by ostatecznie zabić.
Wzdrygnęła się na samą myśl, ale z fascynacją małego dziecka, przyglądała się każdemu szczegółowi. Miała nadzieję odkryć coś, co przeoczyli inni. Może jakiś stary wycinek z gazety? Pamiętnik? Jakiś porzucony naszyjnik? Sama nie wiedziała. Może naczytała się zbyt wielu książek lub naoglądała zbyt wielu horrorów z lat osiemdziesiątych.

Po powrocie Kimberly postanowiła zająć się czymś tak prozaicznym i przyziemnym, jak zrobienie prania. Podczas jego rozwieszania przyszedł do niej Dean.
Wciąż nie zmieniła swojego stosunku do niego. Nie nienawidziła go, ale miała serdecznie dość jego tlenionej czupryny i kłamstw. Chciał urządzić dla Claire jakieś przyjęcie niespodziankę, czemu Kim była przeciwna. Uważała, że Claire nie potrzebuje wcale zbędnej uwagi, a jedynie kogoś bliskiego, kto mógłby z nią porozmawiać od serca, wysłuchać i wesprzeć.
Wiedziała, że blondasek zrobi i tak po swojemu. W ogóle nie liczył się z jej zdaniem, mimo że była przecież siostrą jego najlepszego kumpla. Nie powinno to coś znaczyć? Connor zawsze o nią dbał, opiekował się nią. Miał swoje tajemnice - i szanowała to, ale nigdy nie zraniłby jej.
To było głupie, ale Kimberly Hart uważała Deana za namiastkę swojego brata. Czuła się co prawda przez niego zraniona i oszukana, jednak...
- To głupie - powiedziała sama do siebie, po czym wróciła do domku, w którym spędziła resztę dnia do kolacji.
Czekała ją jeszcze rozmowa z Jerrym, której się obawiała. I być może powinna przeprosić Deana za swoje oschłe zachowanie?
 
Pan Elf jest offline