Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2017, 17:12   #51
Gormogon
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
feat. Kenshi, dzięki za dialog :)

Dzień Martina Blake'a zaczął się iście gównianie. Dosłownie i w przenośni.
Z łóżka wstał cały obolały po wczorajszej bójce z Jerry'm, a poczucie winy jedynie w wielkim stopniu potęgowało ból. Zadziwiający był fakt, że chłopak nie miał kaca. Są tacy ludzie, do których z pewnością można zaliczyć kapitana szkolnej drużyny koszykówki, którzy mają mocną głowę.
Ze względu na poranną pobudkę w wykonaniu pana Lambo Marty miał bardzo mało czasu na poranną toaletę. Gdy tylko udało mu się jakimś cudem umyć wypełznął wręcz z domku w kierunku jadalni. Wprawdzie spodziewał się gówna, ale na talerzu, nie przed wejściem.
Gdy Hoy zaczęła mówić o telewizorze zrobiło mu się dziwnie głupio. Tak po ludzku głupio. Dopełnieniem zjebanego poranka było sprzątanie gówna.

Początek wycieczki także nie był kolorowy, zagłuszająca wyrzuty sumienia muzyka Limp Bizkit urwała się nagle zostawiając Blake'a sam na sam z otaczającym go światem. Na szczęście zdarzenia potoczyły się tak jak się potoczyły, a Marty'emu wróciła chęć do robienia czegokolwiek. Resztę wycieczki spędził nad rozmyślaniem dlaczego, to właśnie on jest najszczęśliwszą istotą na całej Ziemi.

Po powrocie została już tylko jedna sprawa do załatwienia. Marty chwilę się zastanawiał, nim wszedł do domku Danny’ego. Nie wiedział od czego zacząć, ale miał nadzieję, że ze względu na lata przyjaźni rozmowa pójdzie w miarę gładko. Zastukał we framugę pokoju kumpla.
- Siema, mogę chwilę pogadać stary? - zapytał ostrożnie.
- [i]Teraz chcesz gadać? Już nie chcesz się bić? - Danny uniósł wzrok znad iPada, krzywiąc się. - Po co przylazłeś?
- Bo mi, kurwa, stary głupio, zachowałem się jak chuj, a nie kumpel. - odpowiedział Marty - Nie musisz mi wybaczać.
- Zachowałeś się jak chuj, to fakt. - Przyznał Danny. - Trzeba było mi wcześniej powiedzieć, że się zabujałeś w Kimberly Hart, to bym ci nie ruszał laski, nawet, jeśli chodziło tylko o głupi prank. - Prychnął.
- Wiem, że powinienem, ale jakoś kompletnie, o tym nie pomyślałem. A szkoda. Dobrze wiesz, że mam problem z trzymaniem nerwów na wodzy. W każdym razie sorry ziomal - odpowiedział Marty.
- Jakoś nie miałeś problemu, żeby trzymać w ukryciu fakt, że się zabujałeś. I to jeszcze w Kim… - Calistri pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem. - Jakoś nie przeszkadzało ci, jak przez te trzy lata robiliśmy sobie jaja z dziewczyn podobnych do Kimberly. I nagle doznałeś olśnienia? Nagle cię jebnęło jak grom z jasnego nieba? Serio, nie wierzę. - Danny wyciągnął się na łóżku, zakładając ręce za głową i wpatrując w kumpla. - Usiądź sobie, nie stój jak pizda w drzwiach. - Skinął mu podbródkiem na fotel.
Marty rozwalił się na fotelu zdejmując plecak, który miał ze sobą.
- Ale zauważ, że nigdy nie zrobiliśmy żartu Kim, ale masz rację, dotarło to do mnie niedawno.
Czekając na odpowiedź sięgnął do zamka i zaczął dobierać się do zawartości przyniesionego plecaka.
- No i co, że nie zrobiliśmy nigdy żartu Kim? Trzeba było wydrzeć mordę, że "co ty robisz mojej ukochanej", a nie rzucać się na mnie z pięściami. Jeszcze Kena bym zrozumiał, bo on mógłby grać w scrabble z ziemniakiem, a i tak ziemniak miałby przewagę, ale ty? Kurwa, myślałem, że jesteśmy dobrymi ziomkami. Po tym wszystkim, co żeśmy robili przez trzy lata po prostu mogę czuć się oszukany. Niby z ciebie taki super ziomal, a jak przyszło co do czego, to baba dla ciebie ważniejsza. Ciekawe, czy ona by się tak za tobą wstawiła. - Danny wyrzucił, co mu leżało na wątrobie. - To nie było prawilne, tak nie postępują kumple.
- Wiem, właśnie dlatego przylazłem - zaczął Marty - Stary, Kim zrobiła dla mnie naprawdę dużo, możliwe, że gdyby nie ona to miałbym teraz poprawkę w budzie. Ale wiesz, nie myślałem, że tak inteligentna laska będzie chciała ze mną być. Wtedy, na plaży po prostu… No, kurwa, wiesz.... Ludzie by mówili “Niby Wielki Marty Blake, a nawet Kim go nie chce”. Rozumiesz mnie… chyba bałem się odrzucenia - wyrzucił z siebie - Boże co ja pierdolę.
- I dlatego rozjebałeś Jerry’emu nosa? Już wcześniej miał wielkiego, a teraz to normalnie mógłby brać udział w konkursie na największą bulwę w stanie Minnesota - rzucił Danny. - Poza tym, od kiedy ty się przejmujesz tym, co ludzie mówią? Człowieku, za chwilę kończymy szkołę, każdy idzie w swoją stronę i finito. Nikogo nie będzie obchodzić, że Ken nie umiał wygrać z ziemniakiem w scrabble, a Lindsey nosiła cyrkonie, cokolwiek to jest. - Danny rozłożył ręce.
- Dzięki stary, ja też nie wiem czym są te całe cyrkonie. - zaśmiał się Marty wygrywając walkę z zamkiem plecaka.- A co do Jerry’ego, chyba po prostu tego potrzebowałem, miły z niego gość, ale chciałem mu pierdolnąć. Wprawdzie kilka rzeczy się złożyło, ale… Telewizora szkoda.
- Telewizora szkoda najbardziej, mieli tutaj w kolekcji jeszcze sporo filmów z Nicolasem Cage’em. - Danny widząc, że Marty nie za bardzo wie, o co mu chodzi, machnął ręką i dodał. - Nieważne. Po prostu odpierdoliłeś manianę i się na ciebie wkurwiłem solidnie. Nie wiem, czy jest sens, żeby w ogóle się godzić. No chyba, że przeprosisz tak od serca i wyrazisz skruchę. - Calistri wyszczerzył się.
- Stary, przepraszam. - Marty sięgnął w głąb plecaka - Przepraszam z serca. - wyciągnął butelkę wódki - Mieliśmy obalić razem, ale moja już poszła. Schłodziłem.
Danny przejął butelkę i obejrzał ją sobie.
- Dobrze, że to nie piwo, bo bym miał podejrzenia, że nalałeś do środka, jak wtedy, kiedy Johnathana ściągnęliśmy za szkołę i poczęstowaliśmy. - Calistri wyszczerzył się. - Pamiętasz, jak rzygał? Dobre jaja były.
- Tak, rzygał jak kot. - odpowiedź Blake’a była natychmiastowa, a następnie śmiejąc się dodał - A pamiętasz jak podmieniliśmy Chrisowi na imprezie u mnie piwo na szczyny?
- Ta sama historia. A jak rozjebaliśmy Jaarviemu jego najnowszą kamerę, którą Sony wypuściło w 2007 roku? - Zaśmiał się. - Fantastyczne historie za nami. Co nie zmienia faktu, że dałeś dupy wczoraj. Trzeba było powiedzieć, że Hart ci leży na prąciu. - Szturchnął Blake’a w bok, podrywając się z miejsca.
- Wiesz, to nie do końca tak, ona jest inna niż te wszystkie Lindsay i Tamary z zespołu cheerleaderek.
- No, to fakt, jest kaleką, co nie potrafi pływać. Wiesz o niej coś więcej ponad to? - Danny wzruszył ramionami. - No chyba, że chcesz się kłócić o to, że nazwałem ją kaleką. No ale sorry, kto w tych czasach nie potrafi pływać? Myślisz, że wrzuciłbym ją do jeziora, gdybym wiedział, że może od tego zejść? Nawet bym jej nie tknął. Dlatego nie powinieneś się rzucać na mnie z pięściami. Nie wiedziałem, że twoja Księżniczka nie potrafi pływać.
- Wiem, że nie zrobiłbyś tego, bo jesteś równym ziomem. Myślisz, że gdyby było inaczej to kryłbym cię po tym jak wyłączyłeś ciepłą wodę po turnieju w siatkówkę?
Danny się zaśmiał.
- Właściwie to był kto inny, ale niech będzie, że się dopuściłem takiego hardkorowego wykroczenia. Po prostu nie kumam, dlaczego nagle zachowujesz się jak bezmózgi szympans. Myślisz, że będziesz z Hart za cztery lata? Miłość nie istnieje, człowieku, to instynkt nas napędza. Dzisiaj ta, jutro inna. Albo za rok. Albo za cztery. Cokolwiek. - Danny rozłożył ręce.
Marty chwilę milczał.
- Nie zabraniam nikomu tak uważać, ale wierzę, że tym razem będzie inaczej. Ja naprawdę coś do niej czuję. Coś równie mocnego jak wściekły pies na pusty żołądek. - nie było to może zbyt poetyckie porównanie, ale dość dobre.
- Spoko, nie zamierzam się mieszać w twoje życie uczuciowe - rzucił Danny. - Za tydzień i tak każde z nas pójdzie swoją drogą, więc olać to wszystko…
- Z tym akurat masz rację, ale nie wszyscy się rozejdą. Nie wszyscy. - chwilę się zamyślił - Trapi mnie jedna rzecz, stary, dlaczego w taki sposób rzuciłeś Lulu?
Calistri się zaśmiał.
- Serio? Trapi cię to? Przecież McKenzie jest nikim. Dała mi dupy bez większego starania, sprawdziłem jej cipkę i odhaczyłem na swojej liście. Wszystko w temacie, czas na kolejne wyzwania. Prawdziwe wyzwania, a nie jakieś popierdółki. - Danny wyszczerzył się.
- Ach, no tak, zapomniałem, że to tylko jedna z wielu. Nie mam ochoty prawić kazań, czy coś, ale stary, ona naprawdę się starała. W każdym razie nieważne. Jak chcesz coś oglądać, to mogę zostawić ci mojego MacBooka.
- No to nie praw kazań, a co do MacBooka, masz tam jakieś pornoski? - Danny spojrzał na kumpla.
- Niestety nie, mam tylko nagrania z ostatniego sezonu NBA.
- Bardzo się na tobie zawiodłem, Martinie Blake’u - rzucił zupełnie poważnie Danny. - Ale spoko, jakoś sobie poradzę. Chcesz chlać, czy iść?
- To co, z gwinta, czy zadbałeś o jakość - zaśmiał się.
- Jakość jest zawsze, gdy przebywasz w moim otoczeniu, co, nie wiesz? - Danny się zaśmiał. - Chlamy. Najwyżej później się pobijemy.
- Jasne, chlamy.
Chwilę razem spożywali piekący gardło trunek, po czym Mart zwinął się chcąc pójść pogadać z Kim, ale natrafił na Dean'a, który namówił go na imprezę z okazji urodzin Claire. Chłopak po złożeniu życzeń ulotnił się z dwoma kawałkami tortu. Jeden z nich miał być dla Kimberly, która nie pojawiła się na party. Chłopak zmartwił się, że coś mogło się jej stać i własnie dlatego poszedł jej szukać.
 
__________________
„Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!”
Gormogon jest offline