Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2017, 18:25   #52
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
W nocy Claire dzieliła łóżko z Kimberly. Spały razem gdzieś do świtu, ponieważ rudej w pewnej chwili zrobiło się niewygodnie. Gdy zasypiały, były przytulone, wspierając się w swych objęciach, jednak po zaśnięciu, odwróciły się do siebie dupami i spały w najlepsze na tym wąskim łóżku. Dlatego Lockhart wstała i przeniosła się do siebie, padając na kołdrę i zakrywając oczy małą poduszką, aby słońce nie waliło jej po gałach. Kiedy rano wstała, przywitała się z Kim i szybko zajęła łazienkę. Oczywiście droczyły się ze sobą i walczyły o pierwszeństwo skorzystania z prysznica, ale po tym, jak Claire w sposób iście zbereźny i obleśny zasugerowała, że mogłyby nawzajem umyć sobie cycki, Kimberly odpuściła. Właśnie tak, moi drodzy, zdobywa się możliwość bycia pierwszym we wspólnej łazience.
Gdy już się wyszykowały, razem opuściły domek i wybrały się do jadalni. Lockhart spodziewała się wielu rzeczy, ale to, co się tam odjebało, było szczytem wszystkiego. Nie sądziła, że tak to się skończy… Że ona skończy jako maskotka największego kurwiszona pedagogicznego w całej przeklętej szkole!

Po przemowie pani Hoy, Claire zrobiła się cała czerwona. Było jej wstyd, czuła na sobie milion skupionych spojrzeń, słyszała szepty ludzi, którzy ją wyklinali i obgadywali, miała wrażenie, że jest wytykana palcami. Było to obrzydliwe uczucie, po którym miała zamiar wybiec ze stołówki i schować się pod łóżkiem. Albo żeby Kimberly ją zatłukła i schowała zwłoki do szafy. Zerkała czasami na Deana i myślała sobie, że go nie znosi. Miała dziwne wrażenie, że się od niej odwróci i będzie udawał, że jej nie zna. Może i plan się udał, Pani Hoy naprawdę nieźle odpierdoliło i Lockhart nie miała wyrzutów sumienia, ale po tym co ta baba zaczęła gadać przy wszystkich… Ruda żałowała, że brała w tym udział. Czuła jak łzy napływają jej do oczu, to było cholernie niemiłe uczucie, gdy nienawistne spojrzenia zawieszone były na twojej osobie. Nie wstała i nie wyszła tylko dlatego, że ją sparaliżował strach, że bała się, że tym sposobem zwróci na siebie jeszcze większą uwagę. Tak bardzo chciała stać się niewidzialna. Żeby ktoś stanął w jej obronie. Wiedziała tylko, że tak się nie stanie, nie było ku temu możliwości.


Claire szła samotnie z miną zbitego psa. Wycieczka do lasu w tej chwili interesowała ją jak najmniej, bo najchętniej to schowalaby się w jakiejś szopie na stare graty i nie wychodziła aż do dnia wyjazdu. Westchnęła ciężko gdy mijające ją osoby krzywo na nią spojrzały. Miała wrażenie, że słyszy szepty na swój temat i ciche śmiechy. Dawno nie czuła się tak fatalnie. Dobrze, że szkoła się już kończyła. Ciągnęła niechętnie nogi idąc gdzieś na końcu wycieczki, z głową spuszczona w dół. Jej wzrok skupiony był na starym kompasie, który ze sobą wzięła. Próbowała poświęcić mu resztę uwagi, aby nie myśleć o niczym innym. Zapamiętywała kierunek drogi. Dean coś mówił, ale nie mogła się skupić. W dodatku nie bezpośrednio do niej, a gdzieś w eter słowa puszczał. Było jej przykro i miała wrażenie, że się jej wstydzi przed kumplami. Nie miała mu tego za złe, mimo iż w późniejszej rozmowie z Jackiem, była bardzo zła. Nie wiedziała, czemu jej nastroje tak się wahają, od rozpaczy poprzez złość, aż do wyciszenia i nostalgii. Choć Brooks sprawił, że poczuła niepokój, szybko naprawił te złe wrażenie i po zakończeniu rozmowy, pozostawił po sobie miłe wspomnienie i posmak ziela na języku.

Kiedy dotarli do wodospadu, Claire była już sama. Po wypaleniu skręta bardziej rozluźniona i mniej przejmująca się szeptami, ale wciąż miała w sobie odrobinę pozostawionych przez chorobę lęków. Chciała kucnąć przy strumyku i sprawdzić temperaturę wody, zamoczyć rękę, wyciągnąć z płycizny kamień. Nie mogła tego zrobić tylko dlatego, że się bała. Lockhart miała różne, głupie lęki i te nie odpuściły nawet po wybitnym ziele Brooksa. Na przykład bała się, że stojąc przy przejściu dla pieszych i czekając na zielone światło, ktoś stojący z tyłu ją popchnie i tym samym wpadnie pod jadący samochód. Podobnie sprawa miała się na peronie stacji, tylko w tym przypadku dostałaby czołem nadjeżdżającego pociągu. Bała się też, że mijając kogoś na ulicy, dostanie od tej osoby kosę w brzuch lub szyję. Obawiała się, że wsiadając do autobusy ktoś ją pociągnie i jedna noga zostanie przytrzaśnięta przez drzwi, a kierowca ruszy. Miała w sobie tyle pokładów lęku, że nie potrafiła nawet kucnąć nad tym pierdolonym strumykiem. Zrezygnowana usiadła więc na takim kamieniu, który byłby dalej od grupy. Posadziła ciało bokiem do wody, a przodem do uczniów, aby nikt nie zaskoczył jej od tyłu. Wciąż czuła niepokój, ale tym razem mniejszy. Siedziała tak samotnie, bo… Bała się zagadać do kogokolwiek. Sądziła, że ją wyśmieją, a słowa Deana z początku wycieczki w jej mniemaniu nic nie pomogły. “Przykro mi , Claire. Mam nadzieję, że wiesz, że nikt w to nie wierzy.”, powiedział wtedy.
- Jakoś, kurwa, nie widzę by tak było - mruknęła do samej siebie zdejmując z ramion plecak. Wygrzebała spray na owady i psiknęła się nim, po czym schowała z powrotem do torby, zasuwając jej suwak.

- Wszystko okej?
Kimberly podeszła do Claire i usiadła obok.
- Ta, spoko, w końcu wiem jak mój ojciec czuł się gdy mu dokuczali za bycie rudym. Myślę, że to inspirujące doświadczenie - odpowiedziała ironicznie, dodając do mowy lekkiego uśmiechu - Bycie maskotka Pani Hoy pozwoli mi pomóc tobie. Dobre i to, co nie?
- Daj spokój. Mam nadzieję, ze się tym wszystkim nie przejmujesz? - zapytała Kim, choć dobrze znała odpowiedź. Claire raz się nawet przejęła, gdy kupiła jedzenie dla bezdomnego. Czemu się przejęła? Bo miała wrażenie, że mogła kupić coś więcej i lepsze. Potem przez kilka godzin chodziła w stresie.
- Claire… - zaczęła Kimberly, spoglądając na rudowłosą. - Co wyście zrobili pani Hoy?
- Małą przebieżkę po kampusie - Lockhart odparła jakby z obojętnością. Ulżyło jej, że Kim do niej podeszła i usiadła obok. Przynajmniej ma większe szanse na to, że nikt nie wepchnie jej do wody.
- Dobrze, niech tak będzie.

Kimberly wiedziała, że kryje się za tym coś więcej. Głupia nie była. Nie zamierzała jednak drążyć tematu dziwnego zachowania Hoy i tego, co miała z tym wspólnego Claire oraz Dean. Skoro ruda nie chciała powiedzieć, najwidoczniej miała ku temu powód.
- Całowałam się z Martym… - Kimberly zmieniła temat.
- Ja też, słaby jest - słowa z jej ust wypłynęły zupełnie bez zastanowienia. Claire nie zdążyła ugryźć się w język. - Oj, Kim… Przepraszam - zreflektowała się błyskawicznie. To był ewidentny przykład gdy najpierw się mówi, a potem myśli. Lockhart spojrzała na przyjaciółkę ze skruchą
- Czyli jednak jego wolisz? Szkoda mi trochę Jerrego, to taki miły chłopak. Mam nadzieję, że zrobiliście to na uboczu. - dodała ze spokojem, a jej wzrok błądził po zebranych, wyszukując jasnego łba wśród tłumu
- Gdyby to było takie proste - odparła Kimberly, ignorując uwagę Claire na temat umiejętności Marty’ego. - Czuję się z tym źle, jakbym miała wyrzuty sumienia.
Kimberly odwróciła się przodem do wody i rzuciła kamieniem, wzburzając taflę.
- Właściwie to Marty mnie pocałował. Ja po prostu się poddałam. Przykro mi z powodu Jerry’ego. Chyba do niego też coś czuje. Claire, czy ja jestem nienormalna?
- Nie jesteś. Ta sytuacja jest nienormalna. Tylko, że jeśli Jerry to widział, to już nie masz wyboru, bo wybrałaś poddając się. Jeśli jednak nie widział
- Claire machnęła ręką - To spoko, masz jeszcze czas na namysł.
- Wiesz co? Wcale już nie chce o tym myśleć. I może właśnie dlatego wtedy się poddałam. Pewnie gdyby to Jerry do mnie podszedł, to całowałabym się z nim. Jakie to głupie. Boże, niech ta wycieczka już się skończy. Szkoda, ze mój tato jednak się zgodził…


Claire zaśmiała się bezgłośnie pod nosem, obracając w dłoni stary kompas i skupiając na nim swoje spojrzenie.
- Powinnaś z nimi porozmawiać. Musisz wybrać tego, z którym łatwiej ci się rozmawia, z którym coś cię łączy, pasja, hobby, cokolwiek. Ewentualnie poleć po łatwiźnie i weź z wyglądu lepszego - ruda wzruszyła ramionami. Nie wiedziała czy mówić dalej, jednak stwierdziła, że po tym co się stało jest jej już wszystko jedno.
- Ja nie ukrywam, że dla mnie wygląd jest ważny. Ale nie oszukujmy się, wygląd to nie wszystko. Lubię mieć z kim porozmawiać, lubię ciepło i troskę. Gdy ktoś odgarnia opadające na twarz włosy, uśmiechając się do ciebie, i kiedy martwi się i często do ciebie pisze. Jeśli ktoś o tobie myśli, czujesz się przy nim lepszą osobą, to znaczy, że warto się zatrzymać. - Claire przerwała krótkim westchnięciem. Otworzyła wieczko kompasu sprawdzając kierunek, jaki pokazywała wskazówka - Wiesz, zawsze to miło, gdy ktoś po prostu z tobą porozmawia, wysłucha, zrozumie, będzie cierpliwy i miły, kiedy masz zły humor. Zawsze będzie cię wspierał, szanował twoje wybory, przyjaciół, bliskich. Nie ocenia cię, a jest przy tobie gdy robisz głupie rzeczy. W chwili, gdy nie może o ciebie dbać, stara się, by zadbał ktoś inny równie bliski. Jeśli czujesz się w centrum tej osoby, to czujesz się ważna. Pomyśl o tym - zatrzasnęła wieczko z charakterystycznym odgłosem i podniosła wzrok zerkając na Kimberly.
- Czy ty masz kogoś takiego? - spytała Kimberly, jednocześnie zamyslajac się odrobinę nad słowami Claire.
Jeśli miała rację, to w takim razie wybór był prosty. Marty’ego znała dłużej, rozmawiała z nim wiele razy, a Jerry dopiero na samej wycieczce zdecydował się do niej odezwać.
Claire zamyśliła się w nostalgii. Patrzyła na Kim w milczeniu. Cisza, jaka zapadła między dziewczynami nie była tą z rodzaju niezręcznych. Lockhart najpierw musiała przemyśleć, czy na pewno miała kogoś na myśli, a potem zdecydować, czy w ogóle o tym mówić. Po niedługiej chwili uśmiechnęła się bardzo subtelnie.
- Tak, myślę, że mam. - odpowiedziała ściszonym głosem i spuściła wzrok. Wiedziała, że wszystkie niejasności jakie były między nią a Deanem, to była jej wina. Choroba sprawiała, że widziała wszystko w czerni i szarości. Cud, że wciąż przy niej był. - Tak mi się przynajmniej wydaje. Ciężko mieć pewność, gdy ludzie ograniczają siebie z premedytacją. Dla dobra drugiej osoby. Aktualnie… Jestem w rozsypce, ale często czuję, że go mam... - Claire w końcu machnęła ręką - Mniejsza o szczegóły, to nie jest już takie proste. Mam nadzieję, że wybierzesz tak, żeby być szczęśliwą. - dodała na koniec z pokrzepiającym uśmiechem. Lockhart aktualnie miała negatywne wrażenie, co do stosunku Holendra do niej, ale nie chciała głośno o tym mówić. Już i tak zbyt wiele powiedziała komuś innemu. Wiedziała natomiast, że jej uczucia były pieprzoną sinusoidą drącą się wprost z zabezpieczonego siedzenia rollercoastera.
Gdy tylko dziewczyna skończyła mówić akurat pojawił się Blake i stanął w pobliżu wpatrując się w spływającą po skałach wodę. Claire nie miała zamiaru ciągnąć przy nim tematu, więc po prostu zamilkła. Chłopak odwrócił się w ich kierunku i wypalił:
- Słuchaj Claire, jakoś nie wierzę Hoy. Nie wsypałaś nas, prawda?
- Jestem w szoku - zaczęła ironicznym tonem Lockhart i pokręciła głową z dezaprobatą
- Coś ci jednak zgrzyta pod kopułą? - parsknęła zakładając ręce krzyżem na piersiach, ukazując tym samym swoją zamkniętą i nieufną postawę. - Najpierw się zastanów, jakim cudem w tak szybkim czasie zdążyłabym zobaczyć, że coś rozwaliliście, po czym pobiec do Hoy i z nią wrócić? No i w ogóle jaki sens jest po nią lecieć, by co? By narobić kłopotów Kimberly? Jeśli tak pomyślałeś, to ja nie wiem czy mamy o czym rozmawiać. - zakończyła oschle.
- Uff… to dobrze. Dobrze wiedzieć, że jesteś… z nami - odparł trochę niepewnie.- Dzięki.
Brew Claire powędrowała gdzieś wysoko, ale jej postawa nie uległa zmianie.
- Ta, spoko. - odparła powściągliwie
- W takim razie już wam nie przeszkadzam - Już miał się zbierać, ale nagle jakby sobie o czymś przypomniał - Wiesz może dlaczego Hoy się tak zachowywała? Jakby była po ostrym koksie - zaśmiał się - ale nie wierzę w to, że lubi się tak zabawić.
- Mówisz co najmniej tak, jakbyś wiedział jak lubi się zabawiać
- zaakcentowała podle i uśmiechnęła się przy tym jak niewiniątko. Pewnie, że była zła na to, że w ogóle mógł w to uwierzyć, jakieś kablowanie. Pojebało ich wszystkich.
- Przecież każdy wie, co Hoy lubi robić w wolnej chwili, pomijając wypełnianie dokumentów. Ona kocha straszyć w nocy biednych ludzi, którzy nie rozumieją fizyki. Niewiedza ją podnieca - chłopak podsumował swoją wypowiedź śmiechem.
Claire parsknęła krótko. Podniosła się z kamienia i otrzepała tyłek z brudu.
- Wybaczam ci - rzekła łaskawie uśmiechając się półgębkiem. Wyminęła Marty’ego, pomachała Kim i odeszła patrząc w kompas.

Lockhart dalszą drogę skupiona była na kompasie. Dzięki temu nie myślała o tych wszystkich, negatywnych sprawach i durnej sytuacji z rana. Pierwszy raz mogła wręcz przysiądz, że czuje się zrelaksowana. Kiedy dotarli do tajemniczego, zapuszczonego domku, Claire weszła do środka razem z Kimberly. Dziewczyny postanowiły zabawić się w detektywów i uważnie oglądały każdy szczegół drewnianego domku. Ruda miała ogromną ochotę zajrzeć na górę, jednak gdy tylko postawiła stopę na skrzypiącym stopniu schodów, nauczyciel od razu na nią wrzasnął. Nie mając więc większego wyboru, po prostu odpuściła. Nie bała się jednak pogrzebać trochę w starociach i rupieciach, choć materaca nie dotknęła z powodu obrzydzenia. Obserwacje i wymiana spostrzeżeń z Hart sprawiła, że zaczęła odbierać tę wycieczkę jak dobrą zabawę. Przez chwilę zapomniała o krzywych spojrzeniach, choć w głębi serca wciąż czuła się z tym fatalnie. W drodze powrotnej napotkany, obcy mężczyzna wywołał w niej lęk. Nie wiedziała czemu, skoro to tylko człowiek, pewnie rozbił gdzieś namioty z rodziną lub znajomymi. Być może nawet przyjeżdżają tutaj co roku, sprawiał wrażenie, jakby znał ten las od podszewki. Claire spojrzała na kompas, aby sprawdzić w którym kierunku dokładnie zmierza. Nie wiedziała po co to zrobiła, ale chyba ten drobny sprzęt był dla niej aktualnie zastępstwem iPhone’a. Po powrocie do obozu czas wolny postanowiła spędzić w samotności.


Dean wdział koszulę. Nie sądził, że przyda mu się na obozie, jednakże okazało się inaczej. Wysokiej jakości lniane rękawy zostały ufarbowane w kolorach błękitu paryskiego i ciemnego szkarłatu. Spodnie eleganckie, czarne. Żałował jedynie, że nie miał przy sobie perfum. Musiał poradzić sobie bez gorzkich nut Hugo Bossa owiniętych wokół szyi. Miał nadzieję, że i bez nich uda się.

Znalazł Claire siedzącą na deskach molo, z nogami opuszczonymi tuż przy tafli wody. Była sama, a obok niej leżał mały zbiór płaskich kamieni i małż, które puszczała po powierzchni jeziora, powodując tymczasowe powstawanie kręgów.
Zebrał się w sobie i zajęło kilka sekund, aż odnalazł w sobie pokłady odwagi. Uśmiechnął się lekko uwodzicielsko - to była ulubiona mina dziewczyny, jak miał nadzieję. Claire nie była ani smutna, ani zła, ani uśmiechnięta. Znał ten wyraz twarzy, przepełniony zewnętrzną obojętnością, jakby było jej wszystko jedno gdzie jest i co robi. Nie było to złe o tyle, że nie musiał się obawiać jej reakcji, jednak nie napawało optymizmem, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z toczącej się w jej wnętrzu wojny. W takim stanie wszystko mogło dotknąć ją dwa razy mocniej. Claire chciała już coś powiedzieć gdy tylko usłyszała za sobą kroki. Zerkając dyskretnie przez ramię miała pewność, kto do niej przyszedł. Nie zdążyła się odezwać.
- Żadnych pytań - mruknął zalotnie. - Chodź ze mną - dodał po czym spojrzał jej głęboko w oczy. Musiał ją zahipnotyzować. Lockhart uśmiechnęła się słabo.
- Ładnie wyglądasz - pochwaliła go niemrawo i wciągnęła nogi na pomost. Wsunęła na stopy skarpetki, a potem sportowe buty. W porównaniu do niego nie rzucała się w oczy. Szare spodnie, czarny top i czarna, skórzana kurtka, były standardem. Nie pytała o nic, bo nie robiło jej to większej różnicy. Mogła jeszcze posiedzieć, a mogła wrócić tutaj później. W sumie, to gdzieś w głębi duszy było jej miło, że do niej przyszedł. Niestety, przez głowę przeszło jej kilka negatywnych myśli, a już szczególnie po tym, gdy podał jej opaskę, dając tym samym do zrozumienia, że ma ją sobie zawiązać na oczach. Jego wyprostowana sylwetka emanowała pewnością siebie, choć w sercu miał jej niewiele. Spojrzenie Claire zawisło na kawałku materiału, gdy dźwignęła się na rękach, aby wstać. Karciła siebie za to, co przeszło jej przez głowę, a myśli były niemiłe. Nie panowała jednak nad własnymi lękami, a zasłonięte oczy wiązały się z tajemnicą i niespodzianką, a te mogły być nieprzyjemne. Co jeśli chciał ją zaprowadzić gdzieś, gdzie będzie mógł się z niej nabijać przy akompaniamencie reszty grupy? Nienawidziła siebie za wiele rzeczy, myśli były jedną z nich. Dean nie mógłby jej tego zrobić, znała go rok i przez ten czas nigdy nie zrobił jej czegoś takiego. Przecież zdarzyło się nawet, że gdy chłopcy na szkolnym boisku się z niej nabijali, stawał w jej obronie. Nie była to co prawda defensywa godna lwa, ale samo nawołanie do zaprzestania śmiechów było dla Claire ważne.
- Coraz dziwniejsze masz fetysze - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, zupełnie jakby była zmęczona. Nie miała na to ochoty, czuła się jak kretynka. Westchnęła jednak z rezygnacją i spróbowała nie wyrwać sobie włosów, podczas próby wiązania. Czuła lęk.
- Wszystko będzie dobrze, wyglądasz pięknie - odparł Dean z pełnym uśmiechem. - Nigdy cię nie okłamałem, prawda? Nie mógłbym nadwyrężyć twojego zaufania w ten sposób - dodał. Mocno złapał ją pod rękę. W jego uchwycie mogła czuć się bezpiecznie. Zaczęli iść w kierunku obozu. Jednak potem Dean kazał jej obrócić się kilka razy dookoła własnej osi. Tak, aby straciła rachubę i zmysł orientacji.
- Boisz się? - zapytał się nieco figlarnie, jakby dziewicę przed pierwszym razem.
- A powinnam? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, chowając tym samym ogrom skrywanych lęków. Nie miała zbyt wiele do wyboru, a przynajmniej tak się czuła. Wydawało jej się, że mogła mu zaufać, bała się tylko, że się zawiedzie.
- A ufasz mi? - odpowiedział pytaniem. Istniała opcja, że Claire zaprzeczy, lecz Dean liczył na to, że chociażby dobre wychowanie ją przed tym powstrzyma. - Masz wszelkie powody, by mi nie ufać. Z tą opaską na oczach i tajemnicą. Ale z drugiej strony… czy gdybym miał niecne zamiary, to mógłbym podejść z nimi tak bezpośrednio?
Jego głos był pełen energii i radosny. Lekko droczący się, ale nie na tyle, by można było uznać go za irytujący. Same słowa zaś zmuszały Claire do szerszego spojrzenia na sytuację i sposób myślenia. Ton głosu w tym stanie nie robił jej różnicy, nie znaczącą.
- Gdybyś wiedział, że ci ufam, to mógłbyś… Ale nigdy nie chciałeś mnie skrzywdzić. Gdybyś chciał to miałeś wiele okazji, a wtedy pewnie nie mielibyśmy okazji by rozmawiać w tej chwili. Wiedząc, jaka jestem, nie sprawiłbyś abym czuła się źle, bo znasz dramatyzm zakończenia - odparła z powagą a jej usta rozwarły się, aby nabrać uspokajającego oddechu.
- Możemy już iść? Mam nadzieję, że nikt mnie teraz nie widzi…

- No chodź, chodź - Dean pokierował ją dalej. Zastanowił się nad słowami dziewczyny. - Przepraszam, że wcześniej nie porozmawiałem z tobą. Byłem zajęty przygotowaniami - dodał.
- Nic nie szkodzi. Też przepraszam, że byłam zła na ciebie. Ale już mi przeszło, więc bez obaw. Wciąż jest ok między nami.
- odpowiedziała idąc niespiesznie, ostrożnie szurając nogami. Bała się, że się potknie i narobi sobie wstydu, a już czuła się wystarczająco głupio.
- Na pewno nikt mnie nie widzi? Źle się czuję z tym - wskazała na opaskę przepasającą jej głowę. - Co przygotowywałeś? Będziesz brał udział w jakichś zawodach pływackich? - dopytała zaciekawiona.
- Źle się czujesz? Ze mną u boku? - Dean żartobliwie posmutniał. - Nie martw się, nikt cię nie wytyka palcami - dodał. - Zastanawiam się, czy opaska rzeczywiście tak dobrze blokuje twój wzrok, czy tylko udajesz, żebym nie pomyślał, że jest inaczej - zaśmiał się. - Co przygotowałem? Czy byłby sens, gdybym zdradził to słowami?
- Normalnie widziałabym nogi, bo jednak nos trochę ją podważył, ale nie widzę. Cycki mi je zasłaniają
- odpowiedziała całkiem szczerze i nawet się trochę uśmiechnęła. Miło było, że próbował poprawić jej humor. A przynajmniej tak to odbierała. Nie chcąc się kłócić po prostu darowała ciągnięcie go za język, a propos przygotowań. Spyta jutro, najwyżej.
- Nie chcę cię kompletnie przygotować na to, co będzie, bo wtedy nie byłoby zabawy. Jednak możesz się trochę przestraszyć, przynajmniej w pierwszej chwili. Pamiętaj jednak, że wszystko jest w porządku i jestem obok - dodał.
Miał nadzieję, że nie pogorszył. Spróbował uruchomić swoje pokłady empatii. Jak on czułby się po takich słowach? Sam zapewne podekscytowałby się jeszcze bardziej, lecz Claire mogła zareagować zupełnie inaczej. Mocniej chwycił jej rękę i dobrze, że to zrobił, ponieważ Claire zatrzymała się i odwróciła na pięcie jak błyskawica.

- O nie, to ja spadam. Pewnie będzie jakiś tłum ludzi. Albo pająki. Albo mi się oświadczysz, to byłoby straszne… Albo ugotowałeś ośmiornicę! I ona będzie tak na mnie patrzeć tymi swoimi ślipiami, boże… Chyba nie zabiłeś psa i nie zrobiłeś z niego dywanu?! - zaczęła wymieniać straszne według niej rzeczy. Tak, to by było okropne, a na pewno w pierwszej chwili. No, martwy pies to i w każdej sekundzie w sumie, z resztą rzeczy by sobie poradziła. Próbowała zawrócić, ale została pociągnięta. Nie opierała się wiele, więc i nie było to nic na siłę.
- Cz-czekaj - Dean przerwał jej łamiącym się głosem. - Cz-czy ty właśnie powiedziałaś, że nie chciałabyś za mnie wyjść? - w jego tonie runęła lawina depresji. Takie pokłady mogliby w sobie odnaleźć jedynie prawdziwi Holendrzy.

Lockhart stanęła jak przysłowiowe widły w gównie. I to takim solidnym, bo nawet nie drżała na wietrze. Co innego jej włosy, których rude pukle zostały porwane w jedną stronę. Miała ochotę zdjąć tę cholerną opaskę i na niego spojrzeć, aby przekonać się, jak bardzo sobie robi z niej jaja.
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? Wiesz, że to nie jest śmieszne? Mam ci odpowiedzieć prawdą? - szereg głęboko poważnych pytań wypłynął z jej bladych ust. W sumie, może to i lepiej, że niewiele widziała. Łatwiej było jej mówić.
- Nigdy z ciebie nie żartuję, zawsze z tobą - Dean odparł westchnięciem, jakby tłumaczył coś bardzo oczywistego. - Nie, nie zamierzam się oświadczyć. Mam nadzieję, że spadł ci kamień z serca - rzucił żartem. - No dalej, ty nic nie widzisz, ale ja widzę ciebie. Uśmiechnij się, chociaż spróbuj - dodał ciepło.
Po tym tekście jedyne co zrobiła, to schowała twarz za zgięciem łokcia wolnej ręki i spuściła głowę w dół.

- Głupi jesteś! - wystrzeliła zawstydzona, ale i rozbawiona, po czym szarpnęła ręką zatrzaśniętą w uścisku, aby móc go szturchnąć łokciem, co niekoniecznie odniosło sukces. Gdyby istniała taka możliwość, to spaliłaby się na amen. Czy kamień spadł jej z serca? W sumie, nie do końca, ale wolała zachować to dla siebie. Po prostu takie coś byłoby dla niej stresujące i przerażające w pierwszej chwili, to wszystko. Nie planowała jednak mówić mu tego, a już na pewno nie na trzeźwo.
- Ej, ten łokieć kompletnie nie trafił - rzucił Dean. - Może spróbujesz ustami? - zaproponował pogodnie. - Myślisz, że byłabyś w stanie pocałować mnie w policzek, pomimo tej opaski? - uśmiechnął się, choć była to kolejna rzecz, której Claire nie widziała.
- Myślisz, że sam policzek by mnie zadowolił? - odpowiedziała zalotnie, powracając do starych nawyków w rozmowach.
- Tak, być może cię nie doceniam. Bo wiesz, uznałem, że policzek to większy cel i chciałem dać ci fory. Jednak jeśli uważasz, że jesteś w stanie trafić w usta… to czekam - rzucił wesoło. Dean zatrzymał się, tym samym pośrednio hamując Claire.
- Nie, bo nie wiem, czy ktoś przypadkiem nie widzi! Nie wiem co nas otacza, jeśli są tutaj ludzie, to ja się wstydzę - odmówiła cicho i niepewnie. Wystarczyłoby po prostu zadrzeć nos lekko w górę i na pewno wiedziałaby, gdzie wycelować, no ale… Nie, lepiej nie. Za bardzo się lękała.
Dean miał niejakie przeświadczenie, że gdyby to on tak odpowiedział, to usłyszałby, że wstydzi się Claire i ich związku. Jednak postanowił o tym nie wspominać; to byłby naprawdę kiepski pomysł.
- To może trening zaufania? - zaproponował zalotnie. - Ja ci powiem, że nikt nas nie widzi, a ty na to zareagujesz, jakby tak naprawdę było - dodał. - Hmm, tylko jak wtedy zareagowałabyś? - zamruczał i delikatnie położył dłonie na biodrach dziewczyny.
Claire wzięła głęboki, bardzo głęboki wdech. Można było poczuć, jak jej ciało zadrżało nieznacznie. Zamknęła schowane pod opaską oczy, choć Dean nie mógł tego zauważyć. Ona jednak w ten sposób czuła się lepiej. Ciężko było jej uwierzyć w to, że mógłby kłamać w tak przekonujący sposób, oszukać tylko po to, by inni mieli z niej ubaw. Po roku wzajemnej relacji, po tylu rozmowach i sekretach?

- Nie okłamałbyś mnie? - spytała z przestrachem w głosie, przysuwając się bliżej, zupełnie jakby jego ręce miały moc przyciągania. - Prawda? - piersi Claire uniosły się w niespokojnym oddechu i z podobnym drżeniem wypuściła powietrze z płuc. Jej dłonie oparły się o tors chłopaka, aby bez pośpiechu powędrować do jego szyi i twarzy, zatrzymując się na policzkach. Zbliżając się ustami nie spieszyła się, choć można było tłumaczyć to niepewnością. W skupieniu dało się poczuć pulsujące uderzenia serca.
- Sama sprawdź, czy te usta kłamią. Już jesteś blisko - Dean odparł. Dzięki jego głosowi Claire była w stanie lepiej nawigować. Chyba miał coś jeszcze powiedzieć, jednak nie udało mu się. Lockhart zdołała musnąć jego wargi. Kiedy zamierzała wycofać się, van der Veen złapał ją mocniej i pogłębił pocałunek.
- I jak? - zapytał po dłuższej chwili. - Czy tak smakuje kłamca?
- Nie wiem jak smakuje kłamca, ale wiem, że właśnie wygrałam - odpowiedziała triumfalnie, ewidentnie będąc z siebie dumną. Otworzyła oczy, aby widzieć choć namiastkę tego, co pozwalała jej zobaczyć opaska. Zsunęła dłonie z policzków i oparła ręce na ramionach chłopaka, oplatając jego szyję
- Widzisz? Trafiłam. - dodała, co by nie było żadnych wątpliwości. Nie słyszała żadnych szmerów ani śmiechów wokół, więc chyba nic złego się nie działo. Taką miała nadzieję. Czuła się trochę lepiej.
- Wygrałaś - przyznał Dean. - Ja też wygrałem. Oboje wygraliśmy. Wystarczyło jedynie zaryzykować i zaufać - dodał chłopak. Następnie kontynuowali przechadzkę.
- I jak? Ufasz mi teraz? - zapytał. Poprzednia odpowiedź Claire na to pytanie nie usatysfakcjonowała go w pełni. Miał nadzieję, że tym razem usłyszy pojedyncze, krótkie słowo. Zaczynające się na “t” i kończące na “k”.

Kiedy Dean przyznał, że też wygrał, na ułamek sekundy Claire wystraszyła się, że to był głupi zakład. Po chwili jednak stwierdziła, że nie musiałby odpierdalać takiej szopki o zakład, bo przecież wystarczyło, że by do niej podszedł i pocałował i przecież też by wygrał. Szybko więc porzuciła swoje czarnowidzenie.
- Chyba tak… - mimo pozytywnej odpowiedzi, jej serce i tak nie przestawało szaleć.
- Kiedy dojdziemy?
- Już jesteśmy
- odparł van der Veen.
Claire pomimo opaski poczuła, że znajduje się w jakimś jaśniejszym miejscu, niż wcześniej. Nie mogli jednak wejść do żadnego budynku, bo nie rozległo się żadne skrzypienie drzwi. Na dodatek Dean poprowadził ją do wnętrza i wtedy Lockhart wyczuła materiał lewą ręką. Nie znajomą, twardą tekturę drewna, lecz miękki, lejący się surowiec. Gdzie on mógł ją prowadzić?!

- To tutaj - rzekł van der Veen.
- Tutaj, czyli gdzie? - spytała zniecierpliwiona. - Mogę już patrzeć?


Kiedy wszyscy zmyli się z przyjęcia-niespodzianki, pozostawiając Claire i Deana samych, dziewczyna wciąż miała dobry humor. Siedzieli na ławce obok siebie, obserwując pozostałości po spotkaniu. Wypitego alkoholu może i było mniej niż na ognisku, ale wciąż szumiał w głowie Lockhart. I to znacznie weselej niż wczoraj.
- Myślisz, że jeśli teraz coś ci powiem, to będę w stanie zepsuć radość z tego wieczoru? - spytała wciąż się uśmiechając. Nie było trzeba nawet pytać czy jest zadowolona, bo zdradzala to każdym gestem czy mimiką. Przygladala mu się wyczekujaco, nie odstepujac spojrzenia niebieskich tęczówek.
Dean był prawdziwie szczęśliwy, że Claire nie dość, że nie jest na niego zła, to jeszcze zdaje się w dobrym humorze.
- Wiesz, że nie lubię takich wstępów - uśmiechnął się wyczekująco. - Przez nie staję nerwowy - nachylił się i pocałował ją w policzek.
- Przynajmniej w kilka sekund czujesz to co ja przez większość życia - zaśmiała się żartując z samej siebie. Denerwowała się, choć nie dała tego po sobie poznać. Nabrała nieco odwagi, jednak jakaś drobna iskra wciąż sprawiała, że była zestresowana.
- Wiem, że obiecaliśmy coś sobie i bardzo nie chciałam tego zepsuć. To co jest między nami naprawdę to lubię! Nie przeszkadza mi to i nie sprawia, że jakkolwiek z tego powodu jestem smutna. - westchnęła robiąc krótką przerwę, ale nie pozwoliła długo czekać na kontynuację - Chciałabym by po tym między nami było dalej dobrze. Bez względu na twoją odpowiedź, chce byś nie traktował mnie gorzej, bo zależy mi na samej relacji. Wiem, strasznie krece, pewnie brzmi to jak bełkot, ale zmierzam do tego, że… Zakochałam się. W tobie. - dokończyła w końcu spuszczając wzrok w dół. W sumie, to nawet zamknęła oczy, zaciskając mocno powieki, jakby nie widzenie niczego miało pomóc w opanowaniu mieszanki kotłujących się uczuć i emocji. Jej serce omal nie eksplodowało. Dean objął ją mocniej.

- Claire… - zaczął. - Chciałbym, abyś wiedziała, że tak właściwie to nie było do końca fair z mojej strony, że zorganizowałem tę imprezę. To prawda, że zrobiłem to dla ciebie, lecz w jakimś ułamku… również dla mnie. Nie miałem żadnych oporów, aby wrzucić cię w taką sytuację i w pewien sposób… być może wymusiłem na tobie, żeby ci się to podobało. Widzisz… to przypomina mi trochę sytuację z rana. Danny wrzucił Kim na głęboką wodę, choć ta nie potrafi pływać i ma związaną z tym fobię. Ja zrobiłem ci coś podobnego, tylko w sensie społecznym. Tyle że ja miałem inne intencje i chciałem, żebyś nauczyła się… pływać. I widzę po tobie, że to chyba zadziałało - uśmiechnął się. - Ale istnieje szansa, że tylko udajesz. Nie musisz przede mną udawać, zmuszać się do robienia dobrej miny do złej gry. Naprawdę jesteś szczęśliwa? Naprawdę mnie kochasz? Czy tylko czujesz się zobligowana do powiedzenia tych rzeczy, a jak wrócisz do domku… to się rozpłaczesz - spuścił wzrok i przytulił ją mocno. Z jednej strony aby dodać otuchy Claire… ale także sobie. - Chciałbym aby to wszystko było prawdziwe i szczere - dodał. Przez cały czas gdy mówił, Claire miała wrażenie, że źle się stało, że to powiedziała. Nie chciała zepsuć tego co między nimi było, jednak im więcej mówił tym bardziej przekonywała się, że nie ma się już czego bać. Trwała w jego objęciach i sama odwzajemniła uścisk, wtulając twarz w szyję chłopaka, na której złożyła drobny pocałunek.

- Zawsze możemy wrócić razem. Zrobić coś nielegalnego i razem … spać? Nie mam ci za złe tego, ani niczego innego. Nie udaję. Nie przed tobą. Tylko bałam się, że nie będziesz chciał bym coś czuła. - odetchnęła lekko zwalniających tylko w połowie uścisk aby móc swobodnie unieść głowę i musnac wargami jego policzek. - Czuję, że cię kocham. Nie od dziś, nie od teraz, a od jakiegoś czasu. Jednocześnie to uczucie mnie przeraża. Nie chcę cię stracić tylko dlatego, że miałam odwagę się przyznać. - Claire wciąż się przytulała i nie chciała uciekać. Nawet tak było łatwiej, mówić i nie patrzeć mu w twarz. Czuła się bezpieczniej w ciepłe jego ramion. Pocałował ją mocno.

- Wiesz, myślę że ja też się w tobie zakochuję - rzekł nieśmiało.
Cieszył się, że Claire nie wypowiedziała tych słów tylko z powodu wdzięczności za wysiłek, jaki włożył w przygotowania.
- Claire, myślisz, że mogę ci zaufać? - rzekł niepewnie. - Bo jest sprawa, która nie daje mi spokoju. Tym razem nie chodzi o nas, lecz o mojego najlepszego przyjaciela. Jest w śmiertelnym syfie, a ja nie mogę nic zrobić.
- Skoro ja ci zaufałam, to ty chyba też możesz
- odpowiedziała z lekkim uśmiechem, siadając już prosto i wychodząc z objec. Tyle jej wystarczyło, by opuścił ją strach. Chwyciła Deana za rękę, splatając palce ich dłoni razem.
- Mów. Jestem z tobą. Co się stało? - zachęciła go ściskając lekko dłoń.

Van der Veen zawahał się, po czym zaczął mówić. Starał się niczego nie pominąć, jednak nie zdradził Claire żadnych imion, ani nazwisk. Mogłoby to okazać się dla niej niebezpieczne.
- Co na to powiesz? - zapytał. - Boisz się?
- Tak
- odpowiedziała cicho - O ciebie. Oni cię znają? Grożą ci? Też masz takie problemy jak ten chłopak? - spojrzała na Deana z troską. - To okropne, w tej sytuacji nie da się nic zrobić, nie da pomóc. To strasznie dużo pieniędzy. - zmartwila się spuszczajac głowę w dół i patrząc na swoje buty. Chciałaby pocieszyć Holendra, ale nie było sensu rzucać schematycznego “będzie dobrze”. Nie w sytuacji, gdzie w grę wchodzą niebezpieczni przestępcy.
- Nie, ja jestem tylko konsumentem. Nic do mnie nie mają - szybko odpowiedział, zadowolony że to prawda. - Hartowie są bogaci. Gdyby sprzedali dom, na pewno mieliby na spłatę Connora. I na odsetki pewnie też. Ale nie sądzę, żeby rodzina kochała go na tyle, by było ich stać na takie poświęcenie - odparł smutno. - Przepraszam, że poruszam takie smutne rzeczy w twoje urodziny. Cały czas mam to z tyłu głowy. Jestem najgorszy - pokręcił głową.

- Że kto?! - Claire aż podskoczyła, stając błyskawicznie na równe nogi - Ty mówisz o Kim?! I jej bracie?! - rudej ciężko było utrzymać emocje. Nie miała już nawet sił by opierdolić go za “bycie konsumentem”. Dean cały pobladł, kiedy zrozumiał, że przez własną głupotę powiedział więcej, niż zamierzał.
- Jezu, dobrze że Kim teraz o tym nie wie. Z miejsca w którym jesteśmy to i tak ma związane ręce… - Lockhart zastanowiła się chwilę, aż nagle przywaliła otwarta dłonią w ramię Deana. Nie był to cios, który by bolał, ale na pewno nie był i muśnięciem.
- Jak mogłeś nie zareagować wcześniej?! Gdyby tylko wiedzieli, może chcieliby go odratować, pomóc mu! - warknęła. Nie była jednak zła na chłopaka, a sytuację. Była okropna. Claire chwilę kręciła się w miejscu i tupała nóżkami. Nie mogła przestać myśleć o tak okropnej rzeczy. W końcu usiadła blondynowi na kolanach i objęła go czule. Nie zdołała nic powiedzieć.
- A co mogłem zrobić? - Dean jęknął. - Nie wiem, czy nie narażam w tej chwili Kim i jej rodziny, w ogóle o tym mówiąc - pokręcił głową. - Nic nikomu nie mów, bo jak Donnie się dowie, to wypatroszy Kim - van der Veen niechcący wydał kolejne imię.
- To trzeba zrobić to tak, by nikomu już nic się nie stało. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale bezczynność jest okropna - odpowiedziała wzdychając ciężko i ucałowała go w czoło.

- Póki trwa wycieczka to zapomnijmy o tym. Tutaj nie ma nawet zasięgu by gdziekolwiek zadzwonić lub poszukać w internecie porad prawnych. Nic nie zrobimy, to tylko sprawi Kimberly wiele bólu. Bezsilność jest strasznym uczuciem, rozrywającym - przeczesała z miłością blond czuprynę i spojrzała na chłopaka z troską. Zapewne chciała mu powiedzieć, że go kocha, ale ciężko przechodziły te słowa przez jej usta. Między nimi zapadła chwila dłuższej ciszy, w której Dean wydawał się być przygnębiony. Wiedza go niszczyła od środka, sprawiała, że czuł się z tym fatalnie. Z drugiej strony właśnie obejmował śliczną, rudowłosą dziewczynę, dzięki której czuł się lepiej. Kiedy tak na nią patrzył, uśmiechał się coraz szerzej. Minęło parę minut, nim milczenie zostało przerwane.
- To co? Śpimy dziś razem byś miał pewność, że po samotnym powrocie do domku się nie rozpłaczę - zagaiła promiennie, jakby tej całej, paskudnej rozmowy w ogóle nie było. Czuła, że Deanowi jest z tym ciężko, miała ochotę poprawić mu humor.
- Nastawię budzik na czwartą rano i zmyję się nim ktokolwiek zauważy - zachęciła go wstając i ciągnąć go za ręce. Dean nie do końca przekonany do tego pomysłu, w końcu uległ. To był dziwnie miły wieczór i równie dziwne zachowanie tej dwójki, której układ był zupełnie inny.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline