Bitwa dwóch wrogich oddziałów rozgorzała wokół ruin. Siły Zuagirów i Turańczyków starły się w tumanie piasku, jaki unosił się spod końskich kopyt. Niewiele było widać, tylko co pewien czas zamigotało ostrze lub hełm. Tylko coraz więcej koni bez jeźdźców wypadało galopem z zabójczej chmury. Nikt nie był w stanie powiedzieć, która strona zdobywa przewagę.
- Zostawcie mnie w spokoju! - krzykneła Nameela, gdy Makhar usiłował ją zmusić do posłuszeństwa. Na jej głos podniosły się głowy otaczających grupę Zuagirów. W ich oczach płonął gniew, chociaż ciała były wątłe. - Nie mam zamiaru uciekać! Tam jest mój brat, który przybył mi na ratunek! Pokona waszych podłych sprzymierzeńców i zabierze mnie stąd! Nie ruszę się!
Draugdin chciał pochwycić księżniczkę w mocarny uścisk i w tym momencie od jego pleców odbił się niewielki kamyczek, ciśnięty przez któregoś z małpich jeńców. Po chwili wokoło zagrzechotały następne. Nameela wyrwała się i odskoczyła w bok. Jej złote oczy ciskały błyskawice, a włosy układały się wokół głowy niczym lwia grzywa.
- Uwolniliście nas! Zabraliście skarby! Czegóż jeszcze chcecie? - krzyknęła, cofając się w kierunku swoich pobratymców. - Odejdźcie stąd i dołączcie do swych psich panów, Turańczyków! Jesteśmy wolnym ludem i jeśli będziecie chcieli nas zniewolić, posmakujemy waszej krwi!
Gdzieś z tyłu, daleko na klifie u stóp którego stały ruiny rozległo się upiorne wycie! Na skraju przepaści pojawiły się szare sylwetki, które przez chwilę przyglądały się sytuacji na dole, a potem na łeb, na szyję, w tumanach kurzu rozpoczęły szaleńczy bieg w dół zbocza. Małpoludy nadeszły! A takiego wojska nie widziano na ziemi od czasu zatonięcia Atlantydy.
- Hanuman! Hanuman... Hanu... - jęczał Zamoryjczyk, wskazując kościstym palcem zbliżające się szare humanoidy.