Mumamba nie wierzył w plan na który przystał. Nie ufał w jego powodzenie, ani w żadnego ze swoich towarzyszy. Nie polegał tym bardziej na słowach najemnika, który zdradził podły plan swojego pracodawcy. Poszedł jednak w ciemność odgrywając własną rolę najlepiej jak potrafił. Nie spieszył się, nie martwił, jego krok był zwykłym spacerem, a skierował go w stronę koni. Nigdy nie potrafił ich ujarzmić. Nie chodzi o to, że na siodle nie mógł się utrzymać. Brzydził się jazdy konnej, a każda odległość, którą miałby przebyć na grzbiecie tych zwierząt, wolałby i trzy razy przebiec ile tchu w zahartowanych płucach.
Wybrał jakiegoś, trochę po omacku, trochę po konturach ruchliwego pyska. Miał wrażenie, że to właśnie ten wierzchowiec upatrzył go sobie - nie wiedział tylko czy w charakterze kompana, czy łatwej zdobyczy.
Czeka w ciemności na resztę 'kompanii', a z szablą przy boku, gdyż pochlasta śmiertelnie każdego kto nie uczestniczy w ich szalonym skoku. Mimo, że wolałby inne rozwiązanie, bardziej nastawione na własne 'widzimisię', wyruszy w ciemność ratując skórę od prawdopodobnej hańby.
Dajcież spokój - co gorsze na tym świecie jest od niewolniczego jarzma? |