Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2017, 22:33   #55
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
ft. Nami, Pan Elf, corax, Tabasa, Kenshi, sunellica, Gormogon, Okaryna, Grave Witch


Na wycieczce

Rudera, którą napotkali w lesie, wydawała się Deanowi… dziwna. Wznosiła się z okolicznych puszczy niczym samotny, zdewastowany wykrzyknik. Holender był pewien, że w okolicy nie ma niczego prócz drzew, a tu jednak niespodzianka. Jeszcze dziwniejsza okazała się decyzja nauczycieli o wejściu do środka. A co jeżeli w środku znajdowała się jakaś mina z czasów wojny secesyjnej, czy inne gówno? Nie wystarczyło im to, które rano znaleźli na schodach?

Mężczyźnie w czerwonej koszuli nie poświęcił ani jednej myśli. Z miejsca, podświadomie założył, że to jakaś starsza wersja Anniki, która po latach postanowiła wrócić na tereny z młodości i jeszcze raz zjednoczyć się z naturą. Wbrew pozorom nie było w tym nic dziwnego - okoliczne tereny wydawały się naprawdę przepiękne. Strzeliste, wysokie drzewa podtrzymujące niebiosa. Szelest traw niespiesznie tańczących na wietrze. Urok polnych kwiatków, zarastających przydrożne wąwozy. Dean w pełni rozumiał, że komuś mogło się tu podobać. Sam także był pod wrażeniem, jednak podejrzewał, że zbyt długi pobyt w głuszy na pewno znudziłby go.


Westchnął, rozglądając się dookoła. Na tyłach szeregu wycieczkowiczów ujrzał przebłyski znajomych, rudych włosów.

Claire szła samotnie z miną zbitego psa. Wycieczka do lasu w tej chwili interesowała ją jak najmniej, bo najchętniej to schowalaby się w jakiejś szopie na stare graty i nie wychodziła aż do dnia wyjazdu. Westchnęła ciężko gdy mijające ją osoby krzywo na nią spojrzały. Miała wrażenie, że słyszy szepty na swój temat i ciche śmiechy. Dawno nie czuła się tak fatalnie. Dobrze, że szkoła się już kończyła. Ciągnęła niechętnie nogi idąc gdzieś na końcu wycieczki, z głową spuszczona w dół. Jej wzrok skupiony był na starym kompasie, który ze sobą wzięła. Próbowała poświęcić mu resztę uwagi, aby nie myśleć o niczym innym. Zapamiętywała kierunek drogi.

Dean również był w nienajlepszym nastroju. Wczorajszy dzień okazał się dla niego zbyt intensywny. Lekki kac łupał mu w skroniach. Cieszył się tylko, że w odpowiednim momencie przestał wlewać etanol i zastąpił go wodą bez domieszek. Piękno natury znajdowało się na ostatnim miejscu na liście rzeczy, których pragnął. Cisza, odpoczynek, łóżko, sen… te wszystkie słowa brzmiały znacznie lepiej. Jednak zarówno los, jak i nauczyciele mieli dla niego inne plany.

Droga pod górkę zmęczyła go na tyle, że zrównał się z ostatnim rzędem. Smutna Claire, smutny Jerry, smutni wszyscy. Tutaj nikt nie miał nastroju na pogaduszki.
- E… macie może spray na komary? - zapytał, rozbijając kolejnego owada na przedramieniu. Ćwierkanie ptaszków brzmiało niczym zgrzyt paznokci po tablicy. Dobrze, że wciąż miał przy sobie zapas kremu z filtrem.

Marty z założonymi na uszy słuchawkami wolno powłóczył nogami. Jedyną pozytywną rzeczą w tamtej chwili były zapisane na karcie pamięci IPhone’a utwory - nie potrzebował internetu, żeby oderwać się od realnego świata. Pod koniec właśnie odtwarzanego kawałka zaciął mu się telefon, szybko wyciągnął go z kieszeni, po czym rzucił mocnym i soczystym “Ja pierdolę”. Zdjął słuchawki pakując je do plecaka, po czym rozejrzał się wokół. Od razu zauważył rude włosy Claire - dziewczyny, przez którą musiał rano zbierać gówno ze schodów. Nie zdziwiłby się, gdyby to właśnie ona nasrała, choć w sumie było to mniej chujowe niż kolaboracja z Hoy.
- Nie, stary, kurwa, nie mam - odpowiedział Deanowi, a chwilę później głośno, w przestrzeń dodał - Ciekawe, co teraz robi Hoy?

Lockhart szła cały czas w milczeniu. Owszem, miała spray przy sobie, ale nie zamierzała się w ogóle odzywać. Obawiała się, że jak tylko coś powie, to część uwagi uczniów skupi się na niej, a tego chciała uniknąć. Wystarczająco już przez Deana dostała po dupie, w końcu przynajmniej się na nim poznała. Łajza. Oczywiście nie obwiniała go, no bo to była jej głupota, ale czuła się wykorzystana na całego. Czuła się jak totalna kretynka. Poprawiła tylko plecak i maszerowała dalej, nie patrząc nawet na innych.

Blake miał nadzieję, że Claire zareaguje w jakiś sposób na jego zaczepkę. Chciał być wredny i dogryźć zdrajczyni, ale ta go zignorowała.
Nie mogąc liczyć na swój telefon zaczął szukać wzrokiem trzech osób, z którymi musiał wyjaśnić parę spraw - Jerry’ego, Danny’ego i oczywiście Kim. Nie miał pojęcia od kogo zacząć, ale najbliżej niego szedł Gbadamosi. Z drugiej strony bardziej zależało mu na Kim. Finalnie zdecydował się jednak na rozmowę z dziewczyną. Przyspieszył kroku, aby dorównać jej tempu.

- No właśnie, Marty, ciekawe co teraz robi Hoy! - Dean krzyknął za Blakem.
Bardzo odpowiadało mu to, że chłopak zaczął iść prędzej. Dzięki temu wrzaski van der Veena były niejako usprawiedliwione. A zależało mu na tym, aby słyszało go jak najwięcej osób.
- Coś jest kompletnie nie tak z Hoy! Rano bluzgała przekleństwami, potem dziwnie zaczęła przy wszystkich krzyczeć. Gaudencio powiedział, że jest pijana, na co nazwała go fiutem! Rano widziałem, jak srała na schodach, a potem oskarżyła najmniej prawdopodobną osobę o donoszenie do niej! - Dean pokręcił głową, zanosząc się aktorskim gniewem. - Przykro mi, Claire - dodał. - Mam nadzieję, że wiesz, że nikt w to nie wierzy.
Tą wypowiedzią zużył ostatnie pokłady energii, jakie posiadał. Ponadto, wyczerpała się również ochota do kontaktów międzyludzkich. Zaczął iść jeszcze wolniej, aż wreszcie okazało się, że to on zamyka pochód kilkanaście metrów za wszystkimi. Odpowiadało mu to.

Tymczasem Claire była zajęta rozmową z Jackiem, więc nawet nie zwróciła na niego uwagi. W dodatku wydawała się być zła i rozżalona. Czasami jednak rzuciła spojrzeniem na Deana, podobnie jak Brooks, który wyglądał, jakby chciał mu wpierdolić .
O co mogło chodzić? Van der Veen zastanowił się. Wczoraj, kiedy rozstał się z Claire, nie byli pokłóceni. Tak mu się przynajmniej wydawało. Czy to znaczyło, że to Jack opowiadał coś na jego temat? Jednak Holender nie wiedział, czym mógł narazić się Brooksowi. Patrząc na to logicznie, zostawała tylko jedna możliwość. Ktoś inny siał plotki na jego temat. Wzrok van der Veena przesunął się na Kimberly. Być może córka ordynatora rozmawiała wczoraj w nocy z Claire? Przekazała jakieś kalumnie na jego temat? Dean nie miał dowodów, ale i tak był przekonany, że właśnie o to chodziło i trafił w sedno. Postanowił porozmawiać z Hart na osobności, kiedy wrócą do obozu. Teraz jednak nie miał na to siły. Dogorywał ze zmęczenia i kaca. Nie pamiętał, kiedy ostatnio wypalił tyle marihuany. Marty niezbyt go słuchał, przede wszystkim chciał porozmawiać z Kim.


Rozmowa z Kim

Dean po powrocie z wycieczki wziął niezwykle długi prysznic. Chciał spłukać z siebie pot, zmęczenie, a także pyłek jakiegoś dziwnego drzewa niedaleko wodospadu, którego gałąź oblepiona była mrowiem białych kwiatuszków. Kiedy wyszedł, przebrał się w nowy zestaw ubrań. Szare spodnie z nieznacznie widocznym wzorem wszytym granatową nicią oraz błękitna koszulka z logiem drużyny pływackiej. Wytarł ręcznikiem platynowe włosy, kiedy odruchowo sięgnął po telefon. Usłyszał piknięcie. Czy to możliwe, że zasięg wrócił? Nie, to była wiadomość z aplikacji kalendarz.

Claire miała dzisiaj urodziny

Dean aż usiadł z wrażenia. Kompletnie zapomniał! Przywiózł ze sobą prezent dla Claire, ale nie dość, że zdążył go już wręczyć, to na dodatek był to jedynie zielony ręcznik. Kiepsko. A Lockhart zasługiwała na znacznie więcej po tym, jak wczoraj odważnie pomogła mu w ich wspólnej misji.

Wyszedł na zewnątrz. Nogi same niosły go do domku dziewczyn. Nie miał pojęcia, dlaczego. Nie miał żadnego planu, ten jednak skrystalizował się w jego głowie po tym, jak ujrzał Kim. Dziewczyna wywieszała pranie na zewnątrz.


- Hej - przywitał się. - Claire ma dzisiaj urodziny - rzekł konspiracyjnym szeptem. - Musimy coś zrobić!

Być może pozwolą im chociaż upiec jakiś skromny tort w kuchni? Przyjęcie niespodzianka byłoby czymś idealnym, by podnieść nieco upadłe morale grupy. Na dodatek Dean chciał jeszcze wypytać Hart, dlaczego Claire i Jack posyłali mu na wycieczce takie nieprzyjemne spojrzenia. Wtedy był pewien, że to Kim musiała powiedzieć coś nieprzychylnego na jego temat, jednak z czasem zaczął się zastanawiać.
- Claire to nasza wspólna przyjaciółka - dodał, tym samym podkreślając wartość współpracy.

Kimberly odwróciła się w stronę Deana. Wcale nie miała ochoty z nim rozmawiać.
- Cześć - powiedziała na tyle uprzejmie, na ile potrafiła. Skrzyżowała ręce na piersi. - Nie wiem czy nazwałabym wasza relacje przyjaźnią.
Podniosła leżąca na trawie miskę. Chciała sobie pójść, ale nie była tak bezczelna. Właściwie w ogóle nie była bezczelna. Westchnęła, przewracając oczami. Może powinna się przemoc dla dobra Claire?
- Co chcesz zrobić? - spytała od niechcenia.
Dean liczył na trochę więcej entuzjazmu ze strony Kim, ale cieszył się, że dziewczyna wydawała się choć trochę zainteresowana tematem.
- Wiesz, cały wczorajszy dzień był kiepski… no może to przesada, jednak wydarzyło się wiele niepotrzebnych rzeczy. Także między nami. Co chcę zrobić? Jakoś to naprawić. Mamy przed sobą jeszcze sześć dni wycieczki i chciałbym, aby nie były torturą - uśmiechnął się. - Zależy mi na dobrej atmosferze i myślę, że drobne, kameralne przyjęcie niespodzianka mogłoby przestawić pociąg, w którym jedziemy, na właściwe tory - Dean zabłysnął porównaniem. - Wiesz, nie jestem aż tak zły, jak ci się wydaje - dodał jakby nieśmiało.
- A co, czytasz mi w myślach, że wiesz jaki mi się wydajesz? - spytała, nie oczekując odpowiedzi. - Przyjęcie dla Claire? Naprawdę uważasz, ze to właśnie jej potrzebne? Nie wystarczy, ze już i tak wszyscy zwracają na nią uwagę i wysuwają za plecami od kabli?
- Właśnie o to mi chodzi. Chcę jej pokazać, że nie wszyscy uwierzyli kłamliwemu ozorowi pani Hoe - Dean celowo przekręcić nazwisko. - Jak Claire zobaczy ile ludzi przyszło… czy można prosić o piękniejszy gest solidarności? To chyba jedyny sposób, by do końca obozu nie unikała innych.
- Nie uważam by to był dobry pomysł, Dean - oznajmiła Kimberly. - Chcesz coś naprawić? To z nią porozmawiaj.
Dean zamyślił się.
- Dobra, nie było tematu. Tylko nie mow jej, że rozmawialiśmy, ok?
- Jak sobie chcesz - powiedziała Kimberly, po czym ruszyła w stronę domku.

Teraz van der Veen wiedział, że na pewno musi zorganizować tę imprezę.


Happy Birthday Tipi Party


Dean otarł strużkę potu z czoła i usiadł na jednym z plastikowych krzeseł. W ciszy spojrzał na efekt swojej pracy. Dwie godziny spędził na polu namiotowym, przygotowując tipi do imprezy. Pożyczył ze schowka efektowne oświetlenie. Lampy, lampki, lampiony, świece… wszystko, co stwarzało nastrój, zostało rozwieszone prawie że w nadmiarze. Największe wrażenie robił łańcuch z ośmiu błyszczących kul. Jeden koniec tkwił przyczepiony do namiotu. Drugi do drzewa i Dean prawie złamał sobie obojczyk, kiedy z niego spadł.

Postawił dwie zgrzewki piwa, jednak nie umieścił na stoliku mocniejszego alkoholu. Trochę procentów pomagało zrelaksować się, jednak więcej mogło doprowadzić do kłótni, lub spięć. Natomiast Dean miał nadzieję na spokojne, mile spędzone chwile. Cała grupa potrzebowała ich.

Odwrócił się w kierunku drogi do obozu. Miał nadzieję, że zjawią się ludzie, których zaprosił z okazji przyjęcia niespodzianki dla Claire. Dzisiaj były jej urodziny. “Oby to wypaliło”, powtarzał sobie w myślach. Nawet nie zauważył, kiedy zacisnął dłonie na oparciu siedzenia tak mocno… że aż pobielały.
Annika choć nie przepadała za tego rodzaju zlotami, nie chciała odmawiać Deanowi, który przypominał jej w swym staraniu się szopa pracza. Claire praktycznie nie znała i dziewczyna średnio ją interesowała. Zupełnie nie ta bajka co Annika. Dean jednak zrobił wrażenie, jakby ogromnie mu na tym siurpryzie zależało.
Pomachała chłopakowi na powitanie i niepewna co dalej klapnęła w tipi.

Niedługo później pojawiła się Vesna w towarzystwie Byrona oraz Lulu, która przycupnęła sobie pod drzewem obok tipi i dwoma uniesionymi kciukami oraz delikatnym uśmiechem dała Dean'owi znać, co sądzi o tym pomyśle.
Danny w zasadzie miał już w planach jedynie poczekać aż zrobi się ciemno i pod osłoną nocy odwiedzić Kate, ale gdy przyszedł Dean i przedstawił mu sytuację - nie mógł i nie zamierzał olać kumpla w potrzebie. Jeśli to było dla niego takie ważne, to czemu nie, może przecież przyjść na tipi party. Trochę posiedzi, pokręci się, a potem zmyje w angielskim stylu. Poza tym tak naprawdę był przekonany, że Claire żadnym pupilkiem Hoy nie jest, zwłaszcza, że fizyczka zachowywała się dzisiaj jak po dropsach i pieprzyła, co jej ślina na język przyniosła. Calistri wcale by się nie zdziwił, gdyby Hoy coś tam sobie wciągała pokątnie. Nie rozwodząc się zbytnio nad tą starą labadziarą, zabrał butelkę Danielsa i ruszył na miejsce. Gdy zobaczył, co przygotował Dean, aż zagwizdał z podziwem.
- No nieźle to odjebałeś, stary. Claire na pewno będzie w szoku - powiedział, szczerząc się od ucha do ucha i przybijając z van der Veen'em low five i żółwika. Machnął dłonią Vesnie na powitanie, po czym klapnął na trawie i zaczął bawić się telefonem, czekając na dalszy rozwój sytuacji.

Ken od kilku godzin pracował nad masą, kiedy dostał dziwne zaproszenie na imprezkę niespodziankę. Szczerze mówiąc nie miał ochoty na zabawy, a na prysznic i leczniczy sen. Oglądając jednak setki filmów romantycznych ze swoją kocicą, wyczaił, że kumpel właśnie próbował coś ugrać… wprawdzie nie wiedział co i do końca dlaczego… ale czy go to obchodziło? Nie. A z jego posturą robił za całkiem dobry sztuczny tłum, toteż, gdy zmył z siebie pot po treningu, przyszedł nienagannie ubrany w świeży dres z zamiarem posiedzenia z godzinkę, by się później wymiksować. Jeszcze musiał tylko wymyślić życzenia Claire, no bo w końcu miała urodziny, prezent już miał… znalazł po drodze, powinien jej się spodobać. Lindsay lubiła takie gówna i liczył, że przyjaciółka jego dziewczyny, choć trochę podziela jej gusta.

Marty wracając od Danny’ego wpadł na Deana, który przedstawił mu całą sytuację. Lekko wstawiony Blake bez chwili namysłu zgodził się wziąć udział w kolejnej imprezie. Swoją obecnością, chciał pokazać rudej, że naprawdę nie wierzy Hoy.
Lindsay wkroczyła na imprezę odwalona od stóp do głów. W końcu to nie była pierwsza lepsza imprezką tylko urodziny Claire! Wiedziała o tym wcześniej więc przyjechała przygotowana. Zestaw kosmetyków powinien przypaść jej do gustu szczególnie, że blondynka z uwagą dobierała każdy element pod Rudą. Porozglądała się chwilę po zebranych i wydąwszy już swoje uszminkowane usteczka w końcu dostrzegła swojego Misiaczka! Podbiegła do niego jak młoda łania i zapiszczała przywitanie posyłając buziaczka. Wiedziała, że Kenny nie lubił mieć na sobie jej makijażu, a ona w większej mierze to akceptowała. Uśmiechnęła się radośnie i przysiadła do swojego chłoptasia, ale ku zaskoczeniu postronnych nie terkotała jak najęta. A gdzie! W końcu widziała, że Misiaczek wygląda na zmęczonego, a jak tak to ona nie będzie mu piukać nad głową. Wkurzony Misiaczek to nie był widok, którego chciałaby uświadczyć!

Sam także przytaszczyła wreszcie swoje zwłoki, akurat jak już chyba prawie wszyscy się zebrali. Nie, nie przepadała za imprezami, a ta jej własna wciąż się jej czkawką odbijała, jednak nie wypadało jej odmówić. No i była tu Vesna i Byron więc była pewna, że nie będzie tak znowu tragicznie. Pasowało też żeby w końcu zaczęła się jakoś socjalizować, chociaż średnio miała na to ochotę. Za dużo myśli tłukło się jej po głowie, niezbyt przyjemnych i nie nadających się do tworzenia imprezowego klimatu myśli. Pomachała jednak wszystkim, przylepiła uśmiech na twarz i znalazła sobie wygodne miejsce w pobliżu Chorwatki i jej przyjaciela.

Wszyscy umilkli, kiedy dwie kolejne postacie weszły do tipi. Van der Veen prowadził z sobą Lockhart.

Dean cieszył się, że aż tyle osób przyszło na przyjęcie niespodziankę. Patrzył na każdego z uśmiechem i radością. Poczucie solidarności było w tym przypadku dojmujące. Chciał pokazać Claire, że ci wszyscy ludzie nie uwierzyli Hoy i że jest lubiana. To był jedyny sposób, żeby Lockhart nie kryła się do końca obozu w jakiejś dziupli w strachu przed innymi.

Dziewczyna miała na oczach opaskę. Dean poinstruował wszystkich - niczym dyrygent w orkiestrze - że mają się przygotować. Nachylił się do Lockhart i szepnął jej do ucha:
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Zsunął jej z oczu materiał.

Claire ujrzała, że znajduje się wewnątrz namiotu. Płachty materiału strzeliście pięły się do góry, łącząc w wysokim czubku. Z tego właśnie miejsca opadała kaskada jasnych światełek. Było przepięknie i urokliwie. Na samym środku znajdował się stolik, na którym ułożono talerzyki, widelce, a także tort. Wyglądał apetycznie. Dean poprosił dwie najbardziej zorientowane kulinarnie osoby w grupie o pomoc. Lulu potrafiła wyczarować z mąki, cukru i jajek przepyszny biszkopt, który został następnie przełożony waniliową masą budyniową oraz truskawkami. Na wierzch wylano galaretkę.

Niestety na środku wbita została tylko jedna świeczka, na dodatek wystrugana z większej. Efekt nie wypadł bardzo profesjonalnie, lecz ważne, że coś paliło się.

- NIESPODZIANKA! - rozległ się okrzyk zebranych w środku osób. Wszyscy uśmiechali się do Claire. To było jej święto. Annika i Lulu. Danny i Marty. Dalej stała Vesna, Byron i Samantha. Odwalona na boginię Lindsay i jej wierny wybranek Ken. Wszyscy zaczęli śpiewać "Happy Birthday", a ich głosy połączyły się w mocno fałszujące unisono. Dean mocno chwycił dłoń Claire, modląc się w duchu, aby nie zemdlała.

Claire w pierwszym odruchu oniemiała. Dean miał racje co do jednego; była przerażona. Tłumy ludzi, znane jej twarze, uśmiechające się, śpiewające, wpatrzone w nią oczy. To była najgorsza rzecz, albo jedna z kilku, którą Holender mógł zrobić. Lockhart stała w osłupieniu i czuła się źle, czuła się głupio. Wszyscy ci ludzie przyszli tutaj dla niej? Dlaczego? Po co? Zmusił ich do tego? Nie, to musiało być dalece posunięte myślenie. Spojrzała niepewnie na Deana, a potem z powrotem na tłum zebranych ludzi. Po głowie krążyło jej wiele myśli, zrobił się tam chaos, którego nie sposób było opisać. Plątanina myśli, przyspieszone bicie serca, nogi jak z waty i zaciskające się palce na trzymanej w uścisku ręce Holendra… Zaraz, czy on naprawdę trzymał ją za rękę? Teraz, przy ludziach, przy… Wszystkich? Claire zrobiło się gorąco, była niemal pewna, że jest cała czerwona. Ile trwa to śpiewanie “sto lat”? Jak długa jest ta kiepska przyśpiewka? Chciała, żeby to się już skończyło. Uśmiechała się szeroko, ale było jej tak bardzo głupio. Gdy kończyli śpiewać, odwróciła się przodem do Deana i schowała twarz pod jego brodą. Wpiła się mocno w tors, chowając przy tym buzie w dłoniach.
- Już wolałam te oświadczyny - wymamrotała ze śmiechem tylko do niego, w tym samym momencie rozbrzmiały oklaski.
Dean również parsknął śmiechem.
- Uważaj, jeszcze nie jest za późno - rzekł. Starał się monitorować stan Claire. Wiedział, że nie lubiła być w centrum uwagi, jednak uważał, że zainteresowanie jej osobą mogło mieć duże działanie terapeutyczne.
Ludzie zaczęli podchodzić, składać życzenia, które Lockhart starała się przyjąć z odwagą. Po dłuższej chwili poczuła się lepiej, może ta sytuacja pozwoliła jej na przełamanie pewnej bariery strachu przed ludźmi i zminimalizować to, jak bardzo się wszystkim przejmowała

Gdy miał w końcu sposobność, Danny podszedł do rudowłosej z uśmiechem na ustach.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Claire - powiedział, ujmując jej dłoń i szarmancko całując. - Wybacz, nie mam dla ciebie żadnego prezentu, ale podejrzewam, że i tak byś nic ode mnie nie chciała, więc chyba dobrze się składa. - Zaśmiał się, puszczając jej oczko. - No chyba, że chcesz sobie walnąć łyka Jacka, to śmiało. - Wyciągnął w jej stronę dłoń dzierżącą butelkę. - Wiem, że zostałaś Pierwszą Konfidentką Klasy, ale się tym nie przejmuj. Nikt nie bierze na poważnie słów Hoy, a skoro tutaj jesteśmy, to chyba masz najlepsze świadectwo, że jesteśmy z tobą. Najlepszego, Ruda! - Poczochrał jej włosy, rechocząc radośnie. Było to głupie droczenie się, ale o dziwo sprawiło jej radość, mogła poczuć ulgę. Uśmiechała się szczerze, nawet jej oczy zdawały się cieszyć, co w jej przypadku nie było częste. Jako osoba o przykrych i negatywnych myślach, nie miała w zwyczaju okazywać szczerego uśmiechu, zawsze był wyrachowany, choć i dobrze odegrany, niewykrywalny w swej sztuczności. Teraz jednak nie musiała nic udawać, nie potrafiła nawet.
- Dzięki. Naprawdę dzięki - odpowiedziała przyglądając się Danny’emu. Miała w głowie milion myśli poświęconych i jemu, jednak widok Holendra skutecznie spychał je na dalszy tor. W tym momencie Claire po raz pierwszy dostrzegła klarowność swych uczuć.
Następny w kolejce był Marty. Chłopak zaczął od szczerego uśmiechu skierowanego do rudej, a następnie przeszedł do życzeń. Chciał, aby wypadło jak najlepiej.
- Wszystkiego najlepszego Claire, życzę Ci dokładnie tego samego co sobie wymarzysz, ale przede wszystkim życzę Ci, żeby Dean zawsze pamiętał jak wielkim skarbem dla niego jesteś - wyszczerzył się niczym Danny - Ty też o tym pamiętaj!
Van der Veen zarumienił się, słysząc życzenia Marty’ego. Ruszył w bok, jakby w kierunku tortu. Wtedy uświadomił sobie, że w tym całym zamieszaniu Claire jeszcze nie zdmuchnęła świeczki.
- Ale my nie…. - zaczęła Claire słysząc bredzenie Marty’ego, jednak wtedy Dean wszedł jej w słowo.
- Pomyśl życzenie! - krzyknął do dziewczyny wyszczerzony od ucha do ucha.
Dla Lockhart była to dalsza część sytuacji żenującej. Nie lubiła tego, wstydziła się jak jasna cholera, ale pomyślała, że im szybciej zakończą te sztywne obowiązki urodzinowe, tym prędzej przejdą do przyjemnej części imprezy. Claire nie musiała długo myśleć, bo wiedziała co chce. Kilka kroków w stronę ciasta i po chwili knot jedynie dymił. Ukłoniła się teatralnie, a następnie wyprostowała się.
- To może pijemy? - spytała głośniej i klasnęła w dłonie, chcąc odciągnąć od siebie uwagę. Niech zajmą się piwem.
Tak też zrobili.


Pokój Deana, domek chłopaków

Zadzwonił budzik.
- Już czwarta…? - Dean obudził się. Kompletnie zaspany próbował wyłączyć uporczywie rozbrzmiewający dzwonek. Przeciągnął się pod kołdrą, natrafiając na nagie ciało Claire.
Dziewczyna również nie do końca chciała wyjść z łóżka, lecz to uczyniła. Ku rozczarowaniu chłopaka. Zaczęło świtać. Nowy dzień otulił kuszący łuk jej biodra jasną warstewką słońca.
- Nie idź - rzekł, po czym przesunął się na tę powierzchnię łóżka, na której wcześniej leżała. Chłonął ciepło, jakie po sobie zostawiła. Jednakże było to tylko jej namiastką. Lichą pamiątką po jej ciele.
- Mamy przed sobą jeszcze cały tydzień - usłyszał w odpowiedzi nim ich usta znów się połączyły. Chwilę potem znów zasnął.
Śniły mu się przyjemne rzeczy

 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 04-07-2017 o 22:41.
Ombrose jest offline