Nowe zagrożenie odciągnęło uwagę Waightstilla od odrodzonego Maxa, do którego odważył się podejść, towarzysząc Marwaldowi przy badaniach. Jak coś było z krwi i kości, to bartnik był zuch, ale jak dziw, to Waightstill wolał, żeby się nie zbliżało. Jednak Maxa dało się w ostateczności na plasterki, ale maź? Bartnik zupełnie nie wiedział, co poradzić na ten nowy dziw, wszak jak tu rąbać ciecz? Do tego taką, co łazi jak żywa.
- To żyję! Idzie po nas! Simon, czyś ty coś takiego widział w tych pieczarach? - Już się oglądał i chciał odgruzowywać korytarz, którym tu dotarli, gdy z nastroju paniki wybił go spokój Marwalda.
- Tylko ostrożnie! - komentował głośno, chyba z nerwów, działania Marwalda, gdy ten usiłował nabrać cieczy do flaszki. Efekty nie napawały optymizmem - Jesteśmy zgubieni! - zauważył, gdy maź pochłonęła bez śladu tkaninę. Tymczasem Marwald niezmordowanie szukał sposobu uniknięcia śmierci (To już drugi raz w tym tygodniu - policzył Waightstill).
Przejście trawersem po ścianie zdecydowanie nie przypadło bartnikowi do gustu - jeden błąd i lepiej nie myśleć, co się stanie. Waightstill aż zbladł na samą myśl. Pomysł z kamieniami wydał mu się znacznie lepszy - Da się! - przytaknął, a nawet kila głazów rzucił w maź, by zobaczyć, co się stanie.
- Sprawdzaj! Sprawdzaj! Byle szybko! - rzucił Waightstill na ostatnią propozycję Marwalda. |