|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-06-2017, 21:44 | #261 |
Reputacja: 1 | - No, skoro tak mówisz - bartnik odrzekł niepewnie Marwaldowi drapiąc się w głowę - nie pomyślał o tym, że przecież wcale nie muszą iść do świątyni na szczycie. Panicznie obawiał się zagubienia w tych podziemiach - pomimo podjętych środków ostrożności - i wolał ufać ich młodemu przewodnikowi. Może jednak rzeczywiście ich cel nie znajdował się tam, gdzie prowadził ich Simon? - Poradzisz sobie chłopcze, jeśli pójdziemy tam, gdzie Marwald wskazuje? Znasz owe korytarze? |
24-06-2017, 13:26 | #262 |
Opiekun działu Warhammer Reputacja: 1 | Bohaterowie nabrali sił bo krótkim odpoczynku. Chociaż z drugiej strony upływ czasu w takim miejscu - bez widoku nieba - odczuwa się zgoła inaczej, także nie byli do końca pewni ile zajął im postój. Na pewno zdążyli się posilić, odciążyć nogi a nawet chwilę przekimać. Nie byli bardzo zmęczeni, gdyż z powodu Waightstilla musieli iść bardzo wolno, lecz jak wiadomo nawet zwykłe stanie może zmęczyć. - Jasne! - entuzjastycznie odpowiedział Simon na ostatnie pytanie Waightstilla, lecz Horst miał przeczucie że młody nie jest z nimi do końca szczery. Nie był do końca pewien o co może chodzić, lecz czuł jakby Simon nie był zadowolony z faktu że idą tą droga - choć nie wiedział dlaczego. Na szczęście przeczucia drwala nie sprawdziły się - nie były proroctwem czarnego scenariusza, gdyż Simon poruszał się po tych jaskiniach równie sprawnie jak wcześniej. Marwald prowadzony przez Simona i swoje przeczucia szedł cały czas przed siebie, wbrew pozorom to właśnie on a nie Bartnik miał najcięższe zadanie. Waightstill musiał sie gimnastykować, ale to mózg Kolekcjonera był pod ciągłym obciążeniem. Teraz, gdy był już pewny tego gdzie ma iść pojawił się kolejny problem. Następne - już trzecie - źródło magii pojawiło się okolicach miejsca z którego przyszli. Było ono bardzo słabe, lecz ciągle się zbliżało wiec i jego natężenie rosło z chwili na chwilę. Początkowo Marwald nie czuł nic, później jego mózg podświadomie pomijał ten fakt z uwagi na silniejsze źródła, lecz teraz to "coś" było na tyle blisko ze Marwald doskonale je czuł. Prawdziwy natłok informacji: Jedno źródło, w okolicy świątyni, które Kolekcjoner czuł coraz słabiej, co oznaczało iż się od niego oddalali. Rodzaj magii był Marwaldowi znany tylko teoretycznie, gdyż nigdy się z takim nie spotkał. Drugie źródło, do którego właśnie się zbliżali, znajdowało się wewnątrz góry. W miarę zbliżania się do niego, Kolekcjoner czuł dokładniej jego moc. Dokładny rodzaj magii dalej był dla niego tajemnicą, lecz teraz był już prawie pewien tego że te wiatry towarzyszyły mu właściwie przez całe życie, czy w rodzinnej wsi czy tu, u ludzi gór. Natomiast trzecie źródło, które poruszało się szybciej niż oni byli w stanie "uciekać", nie było bliskie Marwaldowi, lecz miał on w głowie dość świeże wspomnienie z nim związane. Mimo usilnych prób Kolekcjonerowi nie udało się przypomnieć niczego więcej, aniżeli to że było one związane z kamieniem z narysowanym nań znanym znakiem - miejscem obrządku. Sam kamień był miejscem mocy, nie związanym z żadną dziedziną - także to raczej nie o głaz konkretnie chodziło. *** W pewnym momencie bohaterowie zauważyli że korytarz się rozszerza, a u jego wylotu widać małą jaskinię, biło od niej jasne światło, takie samo jak w tunelach, lecz widocznie tam specyficznych roślin musiało być dużo więcej. Światło nie było oślepiające, bohaterowie doskonale widzieli co znajduje się po drugiej stronie jaskini. Gdy tylko bohaterowie wyszli z tunelu Marwald poczuł silne uderzenie mocy, spora energia właśnie się uwolniła, i nawet Kolekcjoner nie miał pojęcia co mogło to oznaczać. Wszyscy bohaterowie poczuli delikatne tąpnięcie i zauważyli że z pomiędzy skał, na obrzeżach, wydobywa się jaskrawozielona ciecz która po zetknięciu się ze skalną roślinnością w mgnieniu oka trawi ją nie pozostawiając nawet suchego badyla. W powietrzu czuć było duszący zapach siarki i spalenizny. Były tylko dwa wyjścia z jaskini, jedno - kolejny korytarz - prowadzący dalej w kierunku źródła energii do którego mieli zamiar się dostać, które teraz, podobnie jak jaskinia, było zalewane przez zielonkawą, żrącą ciecz. Drugie wyjście było tym z którego właśnie przed chwilą wyszli, lecz teraz dochodził z niego niepokojący dźwięk, tąpnięcie nie wywołało tylko wycieku kwasu, z korytarza raz to raz z impetem wypadały mniejsze i większe kawałki skał i kamienie. Jakby tego było mało, w tunelu widać było parę oczu, świecących na biało/jasnoniebiesko. Zbliżały sie do jaskini dość szybkim tempem, ich posiadacz zdawał się również uciekać do jaskini kuśtykając przy tym. Gdy tylko dobiegł do krawędzi zatrzymał się i schował z boku. Uskoczył w ostatnim momencie, gdyż zaraz za nim zwalisko kamieni zablokowało przejście. Osobą która właśnie uniknęła śmierci, był nikt inny jak Max, który nomen omen, niedawno został pochowany. Nie mogło być wątpliwości, postać wyglądała dokładnie jak ich znajomy łowca, tylko jego oczy były bielsze a skóra bardziej niebieska. Pomimo panującego zimna odziany był .... niezbyt przyzwoicie. W jaskiniach nie było tak zimno i wietrznie jak na zewnątrz, lecz przechadzanie się w samej przepasce, prędzej czy później zabiłoby każdego normalnego człowieka. Max nie wyglądał na to aby było mu zimno, wręcz przeciwnie, większym problemem były rany pokrywające jego ciało. Balsamy używane do konserwacji zwłok nie pomagały w ich zagojeniu, nie taką miały pełnić funkcję. Bohaterowie nie mogli wyjść ze zdziwienia, gdy żegnali się ze swoim zmarłym druhem w jaskini cmentarnej doskonale czuli chłód jego ciała, był zimny jak lód, więc nikomu nie przyszło do głowy aby sprawdzić oddech czy puls. Łowca był nieuzbrojony, miał tylko przepaskę i wyglądał na zdezorientowanego, lecz jednocześnie starał się zachować fason. Kuśtykając ruszył w stronę bohaterów którzy podświadomie ustawili się na środku pomieszczenia - z dala od żrącego kwasu. Widocznie mu również zaczęły przeszkadzać opary, widać było że kaszle i próbuje zasłonić usta ręką. - Dobrze Was widzieć - zaczął Max gdy tylko oddalił sie od kwasu i złapał oddech. Z bliska wyglądał jeszcze gorzej, rany na jego ciele mogły być bardzo głębokie, zwłaszcza te po strzałach które wbiły się w korpus. - Co się stało, gdzie jesteśmy, czemu leżałem z tymi zwłokami, co tu się dzieje? - z ust łowcy wylewał się potok pytań, podobnie jak żrący kwas ze skał.
__________________ ORDNUNG MUSS SEIN Odpowiadam w czasie: PW 24h, disco: 6h (Dekline#9103) |
24-06-2017, 16:26 | #263 |
Reputacja: 1 | Gdy usłyszeli ten straszny huk drwal wziął w swoje ręce włócznię paląc się do walki, ale zamiast wroga zauważył, że zbliża się... Max, który wydał mu się strasznie chory. Bez wahania doskoczył do druha i jął go podtrzymywać, aby nie upadł. - Strasznie wyglądasz! Stało ci się coś? Możemy ci jakoś pomóc? - z troskliwie pytał towarzysz i zaczął go prowadzić do reszty drużyny gorączkowo rozglądając się po nich w poszukiwaniu najlepszej metody ratunku dla Maxa.
__________________ Szukam tajemnic i sekretów. |
27-06-2017, 21:08 | #264 |
Reputacja: 1 | Rumor za plecami był tym, czego od początku obawiał się Waightstill - skalny chodnik zawalił się, a oni stracili możliwość odwrotu. Teraz jak nic zagubią się i nie wiadomo, czy opuszczą podziemia. Na domiar Coś skradało się za nimi - bartnik zamarł na widok świecących oczu, zwiastujących nadejście nieznanego niebezpieczeństwa. - Dziw idzie! - wyszeptał ze zgrozą. Rzeczywistość okazała się jeszcze upiorniejsza - z korytarza wyłonił się ich zmarły druh, co go niedawno Waighstill pomścił. - Na wszystkich bogów, jakem Waighstill, chyba żeśmy zeszli w dziedzinę zmarłych! - powiedział z napięciem - Marwald, gdzie żeś nas wyprowadził! A! To coś idzie do nas! - krzyknął ostrzegawczo w chwili, gdy Horst rzucił się w kierunku nachodzącej postaci, która zamiast rozerwać drwala na kawałki, jak gdyby nigdy nic przywitała się. Wywołało to u bartnika niepomierne zdziwienie: - Max, przecie ty nie żyjesz! Żyjesz?! |
28-06-2017, 11:11 | #265 |
Reputacja: 1 |
|
28-06-2017, 20:05 | #266 |
Opiekun działu Warhammer Reputacja: 1 | Horst od razu poczuł jak bardzo wyziębione jest ciało jego towarzysza, jednakże z drugiej strony drwal nie zaobserwował zarówno gęsiej skórki, drżenia ani również specyficznego obłoczku w oddechu. - Dziękuje za miłe słowo - ironicznie odpowiedział Max który zachowywał się trochę inaczej niż zazwyczaj, lecz póki co Horst nie wyczuł w jego wypowiedzi żadnych negatywnych intencji. - Przydałoby się zrobić coś z moimi ranami, i wody ... proszę dajcie mi wody. - Max nie czekał na odpowiedź tylko sam sięgnął po naczynie i prawie duszkiem wypił sporą część zimnej cieczy. Gdy tylko odrodzony łowca zaspokoił pragnienie i złapał oddech odpowiedział również na pozostałe pytania. - I tak się właśnie czuje Waightstillu, tak jakbym właśnie z martwych wstał, ni mniej ni więcej. Tylko jakoś gnić mi nie przyszło, pewnie przez tą pogodę. Chociaż raz się na coś zdała. - No ale ja przecież żyje - poirytował się Max - Jak mogli mnie zabić ... pamiętam jak mnie gonili, a gdy już dogonili to postrzelili - łowca pomacał jeszcze świeże rany na klatce piersiowej i od razu tego pożałował - sssss... boli. A jak już upadłem to chyba odpłynąłem, a obudziłem się dopiero w tej jaskini. Jeśli winni zostali złapani to dobrze, ale ja o tym nie wiedziałem i za nic nie chciałem do nich iść, postanowiłem więc iść waszym tropem. A skąd wiedziałem gdzie mam iść? W jaskini cmentarnej jest trochę ziemi, wiedziałem w nich odciski dużych rakiet śnieżnych, dominujących rozmiarem nad innymi, doszedłem do wniosku że należą do naszego Bartnika, a skoro tam był to było bardzo możliwe że reszta również przeżyła i kieruje się do świątyni. Na początku pochodziłem po pobliskich korytarzach aż w końcu natrafiłem na świeże plamy błota - znaczy że ktoś najpierw był np na cmentarzu a później przez śnieg wszedł w ten korytarz nanosząc trochę sniegu i błota do środka. Cofnąłem się do wyjścia, faktycznie, ślady na śniegu potwierdziły obecność Waightstilla. To było wystarczające wskazanie drogi - opowieść gościa choć przydługa i czasami niezrozumiana przez Marwalda i Waightstilla była potwierdzeniem że osoba która przed nimi stoi faktycznie była łowcą i to dość dobrym, podobnie jak ich druh Max. - A dalej to już szedłem po resztkach sznurka który zostawiliście za sobą i jak widać miałem rację - dokończył zręcznie maskując dumę w głosie. Max bez słowa sprzeciwu zgodził się na to co Marwald chciał z nim zrobić, odwrócił się do niego plecami ręką przytrzymując włosy i jednocześnie odkrywając szyję. Kolekcjoner bez problemu wyczuł tętno na lodowato zimnej skórze - nie odbiegało znacząco od normy. Marwald postanowił użyć magii, krótkie zaklęcie i już po chwili w głowie Kolekcjonera pojawiła się wizja. Osoba stojąca przed nim skażona była mutacją fizyczną drugiego poziomu. Drugie zaklęcie, podobnie jak i pierwsze, również wyszło za pierwszym razem. Po ciele pacjenta przeszła widoczna iskra a jego rany zaczęły się powoli zasklepiać. - Dziękuje ci Marwaldzie, już mi lepiej, dużo lepiej, najchętniej bym się położył, ale .. chyba mamy mały problem - Max wskazał na zieloną maź powoli wspinającą się na wzniesienie na którym stali bohaterowie.
__________________ ORDNUNG MUSS SEIN Odpowiadam w czasie: PW 24h, disco: 6h (Dekline#9103) |
04-07-2017, 11:31 | #267 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Inferian : 05-07-2017 o 00:04. Powód: niepotrzebne zdanie |
04-07-2017, 22:48 | #268 |
Reputacja: 1 | Nowe zagrożenie odciągnęło uwagę Waightstilla od odrodzonego Maxa, do którego odważył się podejść, towarzysząc Marwaldowi przy badaniach. Jak coś było z krwi i kości, to bartnik był zuch, ale jak dziw, to Waightstill wolał, żeby się nie zbliżało. Jednak Maxa dało się w ostateczności na plasterki, ale maź? Bartnik zupełnie nie wiedział, co poradzić na ten nowy dziw, wszak jak tu rąbać ciecz? Do tego taką, co łazi jak żywa. - To żyję! Idzie po nas! Simon, czyś ty coś takiego widział w tych pieczarach? - Już się oglądał i chciał odgruzowywać korytarz, którym tu dotarli, gdy z nastroju paniki wybił go spokój Marwalda. - Tylko ostrożnie! - komentował głośno, chyba z nerwów, działania Marwalda, gdy ten usiłował nabrać cieczy do flaszki. Efekty nie napawały optymizmem - Jesteśmy zgubieni! - zauważył, gdy maź pochłonęła bez śladu tkaninę. Tymczasem Marwald niezmordowanie szukał sposobu uniknięcia śmierci (To już drugi raz w tym tygodniu - policzył Waightstill). Przejście trawersem po ścianie zdecydowanie nie przypadło bartnikowi do gustu - jeden błąd i lepiej nie myśleć, co się stanie. Waightstill aż zbladł na samą myśl. Pomysł z kamieniami wydał mu się znacznie lepszy - Da się! - przytaknął, a nawet kila głazów rzucił w maź, by zobaczyć, co się stanie. - Sprawdzaj! Sprawdzaj! Byle szybko! - rzucił Waightstill na ostatnią propozycję Marwalda. |
04-07-2017, 23:27 | #269 |
Reputacja: 1 | Gdy Horst widział jak Max wraca do sił, aż serce mu rosło... Jednak musiał szybko wrócić do ponurej rzeczywistości. Gdy usłyszał rady śmieciarza ochoczo rzucił się do poszukiwania kamieni, które miały posłużyć im za prowizoryczną przeprawę.
__________________ Szukam tajemnic i sekretów. |
08-07-2017, 13:18 | #270 |
Opiekun działu Warhammer Reputacja: 1 | Marwald postanowił nabrać mazi do naczynia, lecz był z tym nielada problem. Kolekcjoner musiał zrobić to szybko, aby zbytnio nie wdychać być może trujących oparów. Nie mógł również zrobić tego na bezdechu, gdyż w takim przypadku nie mógłby wypowiadać zaklęć. Jednakże większym problemem było skupienie wiatrów magii, mogłoby się zdawać prosty czar nie udał się a Kolekcjoner poczuł na końcu dużego palca u nogi, dziwnie gorący smak. Musiał również poświęcić chwilę na ogarnięcie się, aby móc dalej działać. Victoria uczyła go o tym, Marwald wiedział że to co przed chwilą poczuł nie oznacza nic dobrego, lecz teraz już nie da się nic z tym zrobić i należy mieć nadzieje że natura łagodnie obejdzie się z użytkownikiem magii i ten nie oszaleje całkowicie. Po chwili, gdy Kolekcjoner doszedł do siebie, zauważył fiolkę której próbował użyć - leżała na granicy mazi. Marwald mógłby bezpiecznie wziąć ją do ręki i spróbować jeszcze raz, lecz na samą myśl o tym robiło mu się słabo, a po plecach przeszedł mu zimny dreszcz. Wtem przypomniał sobie - o zgrozo! - że za pazuchą ma jeszcze drugą fiolkę, na samą myśl o niej nerwowo zrzucił się z siebie płaszcz i przy pomocy kija wysunął ją z kieszeni. Teraz był bezpieczny i mógł założyć kurtę, oczywiście po uprzednim jej wytrzepaniu - wszakże w jaskini było dość chłodno. Kolekcjoner zadowolony z siebie wyprostował się, omiótł wzrokiem jaskinię, lecz na jego nieszczęście wokoło było całe jezioro mazi, co zatrwożyło go zupełnie. Pobiegł na środek jaskini, aby być jak najdalej od niej, a następnie przykucnął, złapał się rękoma za kolana i zaczął bujać .. w przód ... i w tył... i w przód.... i w tył... Patrząc z boku, Marwald wyglądał jak małe, śmiertelnie przestraszone dziecko które bezradnie chowa się w kącie przytłoczone wszystkim co go otacza. Póki co nie było z nim żadnego kontaktu. - To żyje! Idzie po nas! Simon, czyś ty coś takiego widział w tych pieczarach? - Bartnik zadał pytanie młodemu przewodnikowi, lecz jego uwagę odwrócił Marwald, a teraz gdy Kolekcjoner był "zablokowany", Bartnik chciał uzyskać odpowiedź na wcześniej zadane pytanie. Jednakże był jeden problem, nigdzie nie było Simona, ani żadnego śladu że był z nimi. Jakby tak się zastanowić to bohaterowie pamiętali jak wchodził z nimi do jaskini, lecz nic później. Ponadto żadnych krzyków, wołania o pomoc czy innego hałasu. Zbieranie kamieni było ułatwione, z zawalonego przejścia wypadło sporo głazów których mogli użyć, a nawet te zakleszczone mogliby jakoś poruszyć aby spadły. Max oraz Host toczyli głazy do Waightstilla który następnie miotał nimi w maź tworząc ścieżkę. Czasami jakaś kropla powstała od pluśnięcia dosięgła Bartnika, lecz jego gruba skóra nie została znacząco naruszona. Horst jako drwal był dość umięśniony, także był w stanie nosić większe kamienie, lecz Max zawsze był raczej smukłym łowcą także wybierał te raczej mniejsze. Waightstill zauważył że kamienie noszone przez niego są jakby chłodniejsze, a gdy łowcy udało sie przytoczyć większy głaz, co zajęło mu więcej czasu, Bartnik miał problem aby go unieść, gdyż jego powierzchnia była dość śliska. Gdy przyjrzał się mu bliżej zauważył że pokryty jest warstwą szronu. Przygotowanie przeprawy było trudniejsze niż myśleli. Korytarz ciągnął się daleko w głąb jaskini, a jeśli chcieli stworzyć bezpieczne przejście aż do końca mogliby nie zdążyć. Z drugiej strony prowizorka była szybsza w wykonaniu, lecz zdecydowanie mniej bezpieczna. Horst mógłby sobie poradzić, Marwald przelecieć - o ile wyszedłby ze swojego transu, lecz Waighstill ... jego rozmiary mściły się na nim kolejny raz.
__________________ ORDNUNG MUSS SEIN Odpowiadam w czasie: PW 24h, disco: 6h (Dekline#9103) |