Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2017, 02:18   #56
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
post wspólny Grave i Zombi

Samantha przywitała poranek w o wiele lepszym humorze niż dnia poprzedniego. Pogoda była ładna, w głowie nie łupało aż tak bardzo, chociaż jakieś tam ślady wypitego trunku dawały o sobie znać, to jednak nie było to nic, co mogłoby rzutować na jej radość ze zbliżającego się spaceru po lesie. Radość i wyczekiwanie. Dziś był ten dzień. Dzień w którym pogada z Ves, dowie się prawdy i wreszcie z powrotem chwyci swoje życie za rogi i pokieruje tam, gdzie chciała by zmierzało. Rozmowa z B pomogła. Rozmowa i nie tylko w sumie, ale nawet te komplikacje zdawały się wpływać na nią budująco. A może chodziło tu o przespaną porządnie noc? Nie całą co prawda bo trochę czasu spędziła aktywnie udając sen, a tak naprawdę rozmyślając. Miała o czym, to było pewne i udało się jej nawet dojść do kilku, zaskakujących ją samą wniosków. Czyżby nie znała siebie tak dobrze jak myślała? No cóż, zamierzała zmienić ten stan rzeczy. Ubrała swoje ulubione, krótkie ogrodniczki, koszulkę na ramiączkach w przyjemnym, błękitnym kolorze i założywszy trekowe buty wyszła wraz z resztą na śniadanie.

W trakcie drogi wiodącej wśród urokliwej zieleni przetykanej złotymi promieniami słońca, trzymała się blisko Ves. Stało się to ostatnio jej zwyczajem, który wcale jej nie przeszkadzał, a i Chorwatka zdawała się nie mieć nic przeciwko. Sam nie była pewna czy dziewczyna czasem nie zmieni zdania po ich rozmowie, ale postanowiła zastosować się do rady Byrona. Duszenie wszystkiego w środku nie było zdrowe, wiedziała o tym już wcześniej. Powinna tą sprawę załatwić w nocy, ale wtedy jeszcze nie była na to gotowa. Teraz, gdy otaczały je spokój i cisza dzikiej przyrody, naruszona co prawda przez głosy reszty uczestników wycieczki ale wciąż kojąca, postanowiła przepuścić atak.
Idealnym ku temu momentem okazał się postój przy wodospadzie. Samantha odczekała chwilę, aż reszta rozejdzie się tak, żeby żadne ciekawskie uszy nie mogły podsłuchać o czym rozmawiają, po czym walnęła do Vesny prosto z mostu, patrząc jej w oczy żeby wychwycić reakcję na swoje pytanie.
- Sypiasz z moim tatkiem?

Niezrozumienie - to wpierw zobaczyła na jej twarzy . Jeśli jeszcze sekundę temu Chorwatka uśmiechała się szeroko, wpatrzona w kaskady spadającej miedzy skałami wody, jedno pytanie skutecznie starło zarówno radość, jak i jakikolwiek ślad po niej, a ona znieruchomiała, równie statyczna co żona Lotta, zmieniona w figurę z czystej soli.
- Słucham? - niebieskie oczy zamrugały, brwi ściągnęły się na kształt “V” pośrodku czoła, a niezrozumienie przeszło w zaskoczenie. Te zaś szybko zastąpiło konsternacja i dalej - złość, która na ułamek sekundy przecięła blade oblicze nieprzyjemnym grymasem. Zniknał on jednak, zastąpiony uprzejmą uwagą i tylko na dnie czarnych źrenic przelewały się ciemne fraktale, podobne burzowym chmurom.
- Ja nie rozumi… ciemu ty taki rzeczi mówi, Sam? - wyglądała na urażoną, co próbowała maskować kulturą, lecz sztywności mięśni nie niwelowała.

- Bo pewnie do końca mi odbiło - westchnęła w odpowiedzi, odsuwając nerwowym ruchem włosy, które poruszone wiatrem opadły jej na twarz. - Po prostu… Nie wiem, on się zmienił odkąd się pojawiłaś. Wierz mi, dużo o tym myślałam. Czasem przyłapuję go na sofie jak siedzi i tylko się uśmiecha. Jest szczęśliwy, ale jednocześnie coś go trapi. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywał i nigdy nie próbował ukrywać przede mną tego co go trapi. Zawsze gadaliśmy o wszystkim a teraz czasem zamyka się w swoim gabinecie na długie godziny, twierdząc że ma dużo roboty na głowie. Zawsze miał ale nigdy wcześniej się nie zamykał i… - przerwała potok słów zmuszając usta do tego żeby się wygięły w uśmiechu. - Jeżeli się mylę to przepraszam, naprawdę. Nie chcę żebyś mi miała za złe to pytanie ale musiałam je zadać bo… Bo mam dość niektórych spraw w swoim życiu które nagle przestało być takie poukładane jak zwykle i… No i chciałabym chociaż tą jedną rzecz wyjaśnić.
Odetchnęła głębiej jakby zrzuciła właśnie z ramion wielki ciężar, chociaż nadal sporo go na nich siedziało. Miała nadzieję, że Ves się na nią teraz nie obrazi. Pewnie powinna zacząć delikatniej, ale bała się że wtedy stchórzy i wcale nie zapyta.

Mimo lejącego się z nieba żaru, Chorwatka czuła jak upiornie lodowate ostrza przecinają jej ciało, rozparcelowując na drobne kawałki. Zaczynały od klatki piersiowej i sunęły niżej, tam gdzie żołądek, by mdlącymi falami przenosić mróz aż po krańce palców stóp. Pytanie zadane przez Parker zapowiadało koniec sennej bajki, w której Simon zajmował zaszczytną, główną rolę, a reszta…
- Siam... ja bardzo przeprasza. Tak mi przikro... - wychrypiała, obracając twarz w bok aby zawiesić spojrzenie na mokrych kamieniach. Dojmujące zimno ścinało krew w żyłach,m wciskając palace okruchy w kąciki oczu. Sypało piach pod powieki i otaczało chłodem niczym całunem. Czarnym, pogrzebowym kirem - preludium i epilogiem tego, co zastaną po powrocie do domu. Skoro padło pytanie, padnie jeszcze raz i kolejny. I jeszcze następny. Zacznie się zwracanie uwagi na detale, pilnowanie… aż w końcu wpadną oboje. Ona i Simon. Dziewczyna wiedziała doskonale czym skończyłaby się dla kochanka dekonspiracja. Z drugiej strony patrząc na Sam… tą Sam. Jej Sam - przyjaciółkę, wsparcie, ostoję i bodajże najbliższą przyjaciółkę - widząc jak miota się, pełna niepewności i sprzecznych odczuć. Zbyt dobra, aby nawet w tej chwili użyć siły, czy podnieść głos.
- To moja wina. Nie powinna... - przymknęła powieki, odcinając się chociaż od jednego bodźca, dzięki czemu łatwiej szło skupić rozbieganą, paniczną gonitwę myśli. Nie powinna nigdy pieprzyć ojca i męża. Wchodzić w poukładaną rodzinę niczym drewniana drzazga wbita w zdrowe ciało. Nie powinna też udawać i kłamać, stawiając na prawde, ciążącą od długiego czasu ołowianą kula na sercu, ilekroć sie spotykały lub rozmawiały… lecz skoro raz założyło się maskę, nie wolno było jej zdejmować, tylko przyzwyczaić i zacząć traktować jak własną twarz. Dzięki temu… cierpiało mniej osób.
- Nigdy nie powinna prosjic’ was o pomoc… tak duzio. Za duzio… My nadużyli z papą waszej goscinnoscji za mocni - objęła sie ramionami w daremnej próbie przegnania chłodu - Ja już rozumi… twój papa ma mało czasu, a jeszcze go zabjerala i prosjila… wpraszala sje i ciąglu sjedzjala. Nie miala gdzi isc’, z kim… porozmawjac’. Ale to nje tłumaczi. Nie chcjala, żebi ti… była smutna. Ja bardzo przeprasza, jeśli chcesz… porozmawiam z papą jak my wrócimy. Nie będę już… was nachodzjić. Dlatego zaproponowałaś… żeby u mnie sjedzieć zamiast u cjebie, tak? - obróciła nagle całym ciałęm, stając przed Parker i uchyliwszy powieki, spoglądała jej prosto w oczy - Ty myślała że ja… że pan Parkier… że my… pjeprzimi sje? W waszim domu? Moze jeszczi w twoim łóżku? - zacisnęła wargi w wąską kreskę, przestając mrugać i czekając w napięciu.

Przez chwilę Sam nie mogła się zdecydować czy czuje ulgę czy zawód tym, że się myliła. Przede wszystkim było jej jednak głupio.
- Ja… No tak jakoś przyszło mi do głowy że te wszystkie sekrety i w ogóle… - zaczęła się tłumaczyć, zacinając nieco. - Znaczy nie że w moim łóżku - na tą myśl zrobiło się jej dziwnie słabo - tylko w ogóle. I no… Nawet jakby to przecież nic bym nie powiedziała ani nie miała nic… On jest teraz taki szczęśliwy, a matka… No i przecież go lubisz i… Boże, co ty teraz musisz o mnie myśleć… Ves, przepraszam, naprawdę, to… W sumie nie wiem co to było i skąd się wzięło i wcale nie jest to twoją winą i nie nadużywacie naszej gościnności i… - Zasłoniła twarz dłońmi bo zamknięcie oczu wydawało się jej niewystarczające by osłonić się przed wzrokiem Vesny. - Nie mów nic swojemu papie, w ogóle zapomnij że cokolwiek powiedziałam. Chwilowy napad obłędu, głupoty czy czegoś jeszcze. Naprawdę, nie bierz tego na poważnie - jęczała dalej, bojąc się spojrzeć na osobę, która była najbliższa stania się jej przyjaciółką, a która właśnie oskarżyła o spanie ze swoim ojcem. Czy mogło być gorzej? Wiedziała że mogło ale na jeden raz w zupełności jej starczało.

Zapadło ciężkie, grobowe milczenie, prócz obrazu wyłączając też fonię, choć nie do końca - wciąż w powietrzu unosił się szmer wody, szum liści wysoko nad ich głowami i dalekie śmiechy rówieśników, pajacujących jak na bandę rozpuszczonych nastolatków przystało. One zaś stały w atmosferze skrajnie innej niż pogodna radość, doprawiona szczyptą wolności wymieszanej w równych proporcjach ze szczęściem. Jeśli po drugiej stronie polany królowało słoneczne lato, u nich panowała głęboka, wyjąca wichrem lodu zima.
- Ja bardzo lubi twojego papę. Jest bardzo wspaniały - Vesna przerwała ciszę, wzdychając cicho przez nos. Wzdrygnęła się, by naraz wyciągnąć ręce i objąć drugą dziewczynę, przyciskając z całej siły do piersi. Oparła brodę o jej ramię, samej przymykając oczy. Trwała tak, zawieszona w cichej próżni, zaś pierwsze nieśmiałe promienie przenikające między burzowymi chmurami rozpoczęły topienie śniegowej skorupy. Nie miałaby nic przeciwko gdyby zobaczyła ojca ze swoją równolatką?
- Spokojnie… nic sje nie stało - szepnęła, zaczynając kołysać się nieznacznie na boki. - Nie gniewa sje przecież, jest dobrzi… nic nie powi, ty sje nie martwi… rozumi. To… - zrobiła znaczącą przerwę i podjęła temat siląc sie na dowcip - W takim razje ja mogu w przyszłosci isc’ z twoim papą na kawę, tak? I to będzie dobrzi? Ty sje nie martwi… on mi pomagał. Stąd… sjekrety. - rozluźniła chwyt, klepiąc Parker po plecach.

- Pewnie, nie ma sprawy, kawa to przecież kawa i w ogóle - Sam, na granicy płaczu, pokiwała zgodnie głową. - To było głupie z mojej strony i tyle. No i… Ale nie, to nieważne. Cieszę się, że się nie gniewasz, naprawdę. Nie powinnam słuchać Bay’a ale pomysł z wywaleniem co mi na sercu leży tak mi się spodobał, że kompletnie straciłam głowę i… No i - wzruszyła ramionami wysilając się na uśmiech. - Może umówmy się, że nie będziemy miały przed sobą żadnych sekretów, co? Tak żeby na przyszłość nie dopuścić do takiej sytuacji. Gdybym wiedziała, że tatko ci w czymś pomaga to nie byłoby tego wszystkiego - machnęła dłonią, jakby odganiała natrętnego komara, obrazując tym samym zaistniała sytuację. - Nigdy nie miałam przyjaciółki ale jakbyś chciała to - spojrzała na Chorwatkę z nadzieją. To była kolejna, ogromna zmiana w jej życiu i miała nadzieję, że dziewczyna się zgodzi pomimo tej wpadki, która miała przed chwilą miejsce.

- To mi nimi już nie jesteśmi? - uśmiech Vesny był z rodzaju tych rozbrajających. Zmrużyła pogodnie oczy, wyplątując się z ramion i robiąc krok do tyłu, choć cienki głos wewnątrz głowy darł się ile sił w płucach, wykrzykując morze epitetów od kłamcy zacząwszy na dziwce skończywszy… ale to nic. Wkrótce i tak wyjedzie, czemu pozostawiać po sobie zgliszcza?
- Bay mądry i kochany. Cieszę sje, że ty przyszła z tym i powiedzjala. Twoi papa to psycholog, my dużo rozmawjali. Bardzo… odkąd my tu przyjechali, papa nie chcjal… ja podobna do mamy, a on za nią tęskni. No i my… unikali sje. On unikał mnie. Myślała… sądziła, że lepiej mu będzje beze mnie. Wszystkim będzje lepiej - przez jej twarz przemknął szary cień, szybko się jednak otrząsnęła - Ale już tak nie myśli, dzięki panu Simonowi… i jak my szczere to on przystojni - na koniec wyszczerzyła się łobuzersko, puszczając kumpeli oko.

- Nie miałam pojęcia, że aż tak źle było między tobą, a twoim tatą - Sam miała ochotę kopnąć samą siebie albo najlepiej walnąć w głowę. Jak mogła tego nie zauważyć i do tego zrzucić na karb romansu tatki z Ves. Kompletne szaleństwo i niedorzeczność. - No i tak, tatko jest przystojny - potwierdziła, uśmiechając się już znacznie pogodniej. - Nawet bardzo. Marnuję się przy mojej matce no ale cóż poradzić - wzruszyła ramionami i odetchnęła z ulgą. - Domysły to straszna rzecz, Ves. Wiesz ile dni spędziłam kombinując jak cię o to zapytać i czy pytać w ogóle? Myślałam że oszaleję… Tak, Bay jest mądry i… kochany - dodała, czując że się rumieni, a uśmiech pogłębia. - Myślisz że dziś też będzie impreza nad jeziorem? - szybko zmieniła temat.

- O ile sje nie pobije towarzystwo… albo pani Hoy znowu czego nie odstawi. Ty widzjala sama rano… myślisz, że ktoś jej dosypał narkotyków do kawi zamist cukru? - Vesna z poczatku dała się zbyć [i]- Jakby ją kto podmienił… albo opętał. Nie spodzjewala sje po niej takiego zachowania, była taka okropna [i]- skrzywiła się, kręcąc potępiająco głową. Pedagog nie powinien postępować w ten sposób, zwłaszcza taki uważający się za pewien autorytet dla młodych ludzi - No i ten stolec. Ja czasem naprawde nie rozumi jak sje tak zachowywac’ można. To często na wycjeczkach sje zdarza u was w Amieryce?

- Na pewno nie było to jej normalne zachowanie, bo nawet jak jej czasem w szkole odbije to jednak zachowuje się cywilizowanie, a to było… No sama widziałaś, więc pewnie jej czegoś dorzucili - zgodziła się z domysłem przyjaciółki, czując niezwykłą ulgę w związku z tym, że ta nie drążyła tematu chłopaka. - Zwykle chyba nie, ale to zależy od ludzi i ilości alkoholu i innych używek. Dlatego nie lubię imprez i na nie nie chodzę. Wystarczy jeden głupi pomysł zaprawiony odpowiednią ilością trunku i ludziom odbija. Jak tak dalej pójdzie to jak nic nie obędzie się bez jakiegoś wypadku co uprzykrzy wszystkim całą tą wyprawę. No ale to takie krakanie, pewnie nic się nie stanie no i w końcu muszą się skończyć zapasy, co nie? Wtedy wszystkim wróci rozum i będzie można uznać, że się przebywa w otoczeniu ludzi cywilizowanych, a nie neandertalczyków. Tylko nie mów że ich tak nazwałam - poprosiła, kręcąc głową z dezaprobatą, chociaż sama też nie była tak całkiem niewinna bo przecież także piła i to drugi wieczór z rzędu. Przynajmniej jednak… Chociaż nie, tu też nie można było powiedzieć by zachowała się odpowiedzialnie. No ale jak Bay powiedział, żyło się tylko raz. Miała chwilę swobody, oddechu i braku ciągłego nadzoru matki, mogła więc pozwolić sobie na nieco więcej.

- Albo zaczną pędzic’ bimbier gdzies’ w zjemiance - Chorwatka wzruszyła ramionami w geście totalnej bezradności i ze śmiechem wzięła Sam po ramię, ciagnąc przez soczyście zielona trawę między drzewa. Pogoda sprzyjała spacerom, poza tym zostając w ruchu malało ryzyko zostania podsłuchanym.
- Ty by nie mijala nic jakby ja poszla z twoim papą na kawę… jakby on chcjal? - wypaliła nagle, ściszajac głos do niepewnego szeptu - Ja go naprawde bardzo lubię… ale ty wie co by ludzje powiedzjeli. I twoja mama by mogła mjec’ coś przeciwko, bo by… mogła być zła - zmarkotniała, spogladając do góry, gdzie na niebie leniwie toczyły się chmury. Dziwne wrażenie łaskoczące kark wzmogło się. Gdyby tak spróbować zagrać inną kartą i poukładać relacje w trójkącie Sam - Simon - Ves aby niczego nie musieli przed sobą ukrywać?

- Tak długo jak jest szczęśliwy nie mam nic przeciwko… W sumie przeciwko wszystkiemu - potwierdziła zgodnie z prawdą. Skoro ona właśnie zaczynała cieszyć się urokami zasady “raz się żyje” i było jej z tym dobrze, to nie miała prawa odmawiać ojcu tego samego. Oczywiście gdyby chciał, bo rozmowa była w końcu czysto teoretyczną debatą na temat tego co Sam byłaby w stanie przełknąć, a czego nie. Ostatnio zaś przekonała się, że była w stanie przełknąć o wiele więcej niż myślała że może.
- Wiem że to może dziwnie brzmieć ale mi w sumie naprawdę nie zależy na tym z kim tatko się spotyka byle się uśmiechał, byle nucił gdy gotuje i miał ten sprężysty krok, którym zwykle przemierza korytarze gdy jest zadowolony. Od dłuższego czasu miał z tym problemy. Właściwie to od wypadku, ale teraz… Teraz mu się to zdarza, więc jakby zdarzało się dalej to… - urwała zdając sobie sprawę że się nieco zaplątała. - No, w każdym razie nie, nie miałabym nic przeciwko i nawet mogłabym zgarnąć na ten czas matkę. W końcu czego się nie robi dla przyjaciółki, prawda? - zapytała pogodnie, chociaż podejrzenie znowu wychyliło łeb, teraz jednak postanowiła potraktować je z przymrużeniem oka.
- No a że zaczną w końcu coś pędzić to pewne, przecież nie wytrzymają bez dopalaczy - dodała, wracając do tematu imprez i koleżanek oraz kolegów z klasy.

- Jakby ty kiedyś kogo zabiła i potrzebowała ukryc’ zwłoki… to dzwoń smialo. Wezmę worek i łopatę. Zakopjemy go gdzies’ że nikt nie znadzje i sje nie dowie - Chorwatka zaśmiała się, pierwszy raz do paru tygodni oddychajac z ulgą. - Ty wie… czasem dobrze jest dac’ na ljuz i sje nie przejmować. Bawić, bo martwić sje będziemy jak przyjdzje rachunki samemu opłacac’.


Kłamliwa suka. Dwulicowa, interesowna i zepsuta szmata. Kurwa bez godności, manipulatorka… podobne określenia przewijały się przez myśli Vesny przez cała resztę dnia, podczas której uśmiechała się, żartowała i udawała, że cieszą ja zarówno piękne okoliczności przyrody, jak i towarzystwo pozostałych rówieśników. Z pogodną miną przyklejoną do twarzy siedziała na imprezie urodzinowej, wznosząc toasty i rozsiewając optymizm niczym Charlie Sheen HIV. Pod spodem zaś, gdzieś w głębi duszy płonęła ze wstydu, wyrzutów sumienia, a także tęsknoty. Minął dopiero jeden dzień, a ona już chciała wracać. Zapakować się do autobusu i opuścić zielone ustronie nad jeziorem, by móc znów go zobaczyć. Usłyszeć szept tuż przy uchu, poczuć na ciele dotyk silnych dłoni. Móc objąć, tonąc w morzu znajomego, niosącego ukojenie zapachu. Smakować usta i skórę, stracić oddech, wyciszyć chaos w głowie. Przegnać chłód… choć na parę chwil przestać się zadręczać, odnajdując ukojenie w biciu serca, wracającym do normy po wysiłku fizycznym zgoła innym niż zajęcia w sali gimnastycznej.

Jakoś przetrwała popołudnie, a potem wieczór, spychając na dalszy plan rozterki i skupiając na socjalizacji z nadzieją, że nikt nie przejrzy maski i nie domyśli się co kryje się pod spodem. Z ulgą więc powitała zakończenie popijawy, chętnie zgarnęła Sam aby skierować kroki ku miejscu spoczynku. Co prawda obawiała się powrotu do domku, na szczęście pod ich drzwiami nie znalazła się żadna kupka fekaliów. Pokój prezentował się tak, jak go rano zostawiły… z jednym drobnym szczegółem, leżącym na należącym do Parker łóżku.
Zobaczyły go ledwo przestąpiły próg - wyciągnięta na materacu sylwetkę w szturmówkach i czarnej bluzie spod której wystawał fragment srebrnego łańcuszka. Na nim, pod ubraniem znajdował się nieśmiertelnik z wybitym nazwiskiem Silva. Wyszczerzył się na ich widok, choć wzrok utkwił w Parker, Pavičić posyłając tylko szybkie mrugnięcie. Zrozumiała przekaz, nie musiał niczego dodawać.Powoli wycofała się, zgarniając tylko po drodze coś do okrycia i zamknęła za sobą drzwi, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie zobaczyła. Bay i Sam? Kiedy, jak? Wszak nie rozmawiali ze sobą w szkole, żyli obok siebie… co Vesna przegapiła?
Kręcąc głową wyszła na ganek, tam dopiero odetchnęła pozwalając, aby szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy. Gdzieś od strony lasu cykały cykady, w oddali szumiało jezioro, a nad jej głową rozlegało się nawoływanie nocnych ptaków, przecinających upstrzone gwiazdami neibo na podobieństwo smug mroku niesionych wiatrem.
Przysiadła pod ścianą, zawinięta w koc niczym naleśnik i z zadartą głową wpatrywała się w lśniące wysoko u góry diamentowe okruchy.
- Dobranoc Simon - szepnęła, wzdychając zaraz po tym. Z kieszeni kurtki wyjęła telefon owinięty słuchawkami. Wybrała playlistę i utonęła w dźwiękach muzyki aż do momentu, gdy ciężkie powieki opadły całkowicie, odcinając świadomość od rzeczywistości.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline