Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2017, 04:12   #8
Draugdin
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
- No to wypijmy za powodzenie naszej misji - obyśmy wszyscy z niej wrócili cało. Podniósł kufel mocnego piwa po czym wychylił go jednym haustem. Krasnoludzki wojownik będąc wśród swoich pobratyńców czuł się prawie jak w swojej rodzinnej twierdzy, z tym że oni jadali tam mniej wystawne kolacje.
- Jak daleko jest do kopalni ? - Rzucił do krasnoluda siedzącego nieopodal

Siedzący obok krasnolud mlasnął po ostatnim kęsie pieczeni spojrzał z serdecznym wyrazem oczu na najemnika i odpowiedział.
- Odpowiedź na twoje pytanie jest dwojaka. - Widząc zdziwienie na twarzy pytającego pośpieszył z dalszymi wyjaśnieniami.
- Jak idziemy na wachtę wydobywać rudy to droga zajmuje tak około 30 minut. Natomiast jak wracamy do twierdzy gdzie czeka jadło i trunki to zajmuje jakieś 15 minut, a niektórym z nas nawet 10. - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i wrócił do pochłaniania swojej porcji.

Kurg popatrzył po nowych towarzyszach między jednym baranim udźcem, a drugim, zastanawiając się nad nimi…
- Ja i Bor to sobie poradzimy tam na dole… Ale wy… Chyba nie zamierzacie świecić latarniami, żeby się nie potykać o własne nogi? - zapytał spokojnie, jakby rzeczywiście się tym przejmował - Nieść światło w Podświecie to sposób na szybką śmierć…

- To będziesz musiał nas bronić - odparła lekko Tajga, skubiąc pieczeń. - Skoro i tak wszyscy tam widzą w ciemnościach to światło czy jego brak nie zrobią wielkiej różnicy. - oczywiście wiedziała, że nie jest to do końca prawda, ale skoro jeden mądrala z drugim pogrzebali szansę na zaliczkę to cóż mogła rzec? Będzie musiała się zadowolić pochodnią i tą niewielką ilością mikstur jakie posiadała.
- Panie dowódco, jakieś wskazówki odnośnie walki z szarymi i czarnymi? Luki w obronie, słabe punkty? - nie czekając na odpowiedź półorka Tajga odwróciła się do Thorrama.
- A żebyś wiedziała! Ale obyś była tego warta!


Thorram Axebeard słuchał i odpowiadał na wszelkie pytania.
- Zapewne pytacie o głównie o sam Podmrok. Gdybym wiedział czy, na ile głęboko i czy w ogóle będzie potrzeba zagłębić się w tej krainie to bym was nie wynajmował. Faktem jest, że nasze kopalnie leżą na pograniczu Podmroku na tyle blisko, że niemalże namacalnie można odczuwać jego oddziaływanie. - Zawiesił głos na chwilę jakby się nad czymś zastanawiał, po czym kontynuował.
- Rzeczywiście jak powszechnie wiadomo zarówno drowy jak i duergarowie widzą w ciemności, a dokładniej wykrywają ciepło. Póki co w naszych kopalniach jest na tyle jasno, żebyśmy mogli spokojnie się poruszać i wydajnie pracować. W całkowitych jednak ciemnościach daje im to jednak maksymalną przewagę. Co do twojego pytania bardko. Duargarowie to po prostu krasnoludy tylko złe. Natomiast mrocze elfy są skrajnie niebezpieczne i okrutne. Nie ukrywałem w ogłoszeniu, jak niebezpiecznego zadania trzeba się będzie podjąć. - Zakończył ze smutkiem w głosie.

- Jako lud pragmatyczny i skrupulatny lubujemy się w mapach. Jednak jak wiecie, jest to obszar nieustannie nękany przez trzy nacje niewiele właściwie o nim wiemy. Przy zwłokach jednego z duergarów znaleźliśmy taką mapę. Jednak udało nam się nieznacznie tylko poznać część terenów kopalni, te położone po prawej stronie mapy. Poza tym, że wejście jest tu. - Thorram pokazał palcem prawy dolny narożnik mapy. - - Oraz tym, że ten obszar po środku do którego wiedzie większość korytarzy to złoże Mithralu. Wiele więcej niestety nie wiemy. Resztę trzeba zbadać. Przewodnik może wam wskazać drogę do kopalni.

- Czyli co? - warknął półork - Mamy pójść na spacer po kopalniach i co dokładnie zrobić? Zabić wszystko, co się tam rusza? Jakiś obóz przyszykować? Co jak spotkamy drowów i nam któryś spierdoli? Nie spierdoli, ale wolę spytać.

- Tych duargarów to dużo pracuje w tej kopalni? Wiecie gdzie mają swoje siedziby? Bo co nam po tym, że dobierzemy się do tych przeklętych krasnoludów wybijemy ich w kopalni, a co z resztą? - zapytał Bor dowódce Przyłbicy

Thorram Axebeard pociągnął potężny łyk ze swojego kufla i nie odzywając się posłał swojemu rodakowi tak wymowne spojrzenie mówiące w wolnym tłumaczeniu “przecież nie przyjechaliście tutaj sadzić kwiatki” i powrócił do degustacji przysłuchując się dalszym rozmowom. Przypuszczał, że Bor jako krasnolud powinien zrozumieć nieme przesłanie. Każdy z krasnoludów żyjących w Kamiennej Przyłbicy poczęstowany takim spojrzeniem robiłby już remanent w zebranej przez siebie rudzie na tydzień do tyłu.

- Czy na pewno nie ma innego dojścia jak przez kopalnie do enklawy drowów?
- Jak mniemam to eksplorujecie tamtejsze złoża więc powinniście więcej wiedzieć o tym terenie, no chyba że jest coś co chce Pan ukryć Panie Axebeard ?
- krasnoludzki wojownik kontynuował zadawanie pytań
- Złoża eksplorujemy jednak jest to przez cały czas wrogie terytorium. Dlatego też gdy skupiamy się na wydobyciu i zapewnieniu bezpieczeństwa pracującym nie ma czasu na eksplorację. I odwrotnie. Nie ma czasu na eksplorację gdyż strumień rudy musi płynąć nieustannie gdyż inaczej nie wyrabialibyśmy się z zamówieniami. Reasumując z posiadanej wiedzy nie ma innej drogi.

Sharlea siedziała cicho, jak nie elf, i słuchała rozmowy z przywódcą Przyłbicy. Jej piesek położył się na jej nogach. Teraz na bank się stąd nie ruszy. Nie była zbytnio głodna po takiej wędrówce jaką odbyła nawet się nie siliła na rozmówki. Wstydniś się z niej zrobił. Pogłaskała psa po grzbiecie i wróciła do swej pozycji, zakładając nogę na nogę kiwając prawą nogą w te i z powrotem. Oparła się o krzesło i poczuła ból między łopatkami, a tak, to przecież łuk. Zdjęła go i postawiła obok krzesła opierając brodę na zgiętej ręce, a rękę na kolanie. Pewnie jakby się cichcem ulotniła też by nikt nie zauważył.*

Parnil, mimo, że do tego nie przywykł, siedział cicho. Póki co jego towarzysze w miarę radzili sobie z prowadzeniem rozmowy z przywódcą Przyłbicy. Choć jedną szansę na wcześniejszy zarobek już zmarnowali, co zaklinacz miał im za złe, ale postanowił długo nie chować urazy.
Teraz, gdy pozostali atakowali gradem pytań Thorrama, Parnil siedział oparty całym ciężarem ciała o krzesło i lekko się na nim bujał, rozglądając się po sali, w której odbywała się uczta. Chłopak spletł ręce na brzuchu i zaczął cmokać. Po chwili ziewnął ostentacyjnie i usiadł normalnie na krześle, pochylając się ku stołowi. Położył dłoń na blacie a z jego rękawa wypełzła tęczowa żmija. Trochę pokręciła się po stole, wijąc się pomiędzy sztućcami, talerzami a pucharami, a następnie zaklinacz zabrał gada ze stołu i podniósł do swojej szyi, gdzie wąż wpełznął, chowając się za obszernym kołnierzem szat Parnila. Wtedy jego wzrok skrzyżował się z wzrokiem Tajgi. Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu i powiedział.

-Podoba się panience mój wąż? Może chciałaby panienka go zobaczyć z bliska albo pogłaskać?
- No wiesz, panie magu? Takie sprośności przy ludziach?
- Tajga zatrzepotała rzęsami i roześmiała się perliście.
- O, moja pani. Ależ nie o to mi chodziło! - powiedział Panril z udawanym zdziwieniem, machając przecząco rękoma - Ale… podoba mi się panienki tok myślenia - zaklinacz puścił oczko do Tajgi, po czym wstał i przysiadł się do bardki.
- Pozwoli panienka, że się dosiądę - i dodał ciszej - Jak widzę, nasi przyszli towarzysze całkiem skutecznie radzą sobie teraz ze zdobywaniem informacji. Szkoda tylko, że zmarnowali szansę na zaliczkę…- wypowiedź zakończył westchnięciem.
- Bo ja wiem… - odparła bardka na ostatnie pytanie Panrilla. Dla niej przekaz Axeberada był jasny - wybić co się da i ile się da, im więcej tym lepiej. A jak przyjdą nowi wrogowie, to wtedy się martwić. Wybić - wrócić z łupami, poczekać aż wrócą. Wybić - wrócić z łupami. Wybić - wrócić z łupami. W sumie całkiem niezła fucha. Pytanie tylko czy tamci tak łatwo pójdą pod nóż. - Właściwe pytania trzeba jeszcze zadać we właściwy sposób. Warto by się wywiedzieć, czy szaracy są chronieni przez inszych magów lub kapłanów, bo drowy to wiadomo.

-Niespecjalnie palę się do wybijania co do nogi podziemnych miast, nie ma w tym zbyt wiele szlachetności i bohaterstwa… No ale zarobek dobry i pewnie zyskamy rozgłos. A co panienka o tym sądzi?- powiedział chłopak, dzieląc się swoimi przemyśleniami, a gdy bardka wspomniała o magach i kapłanach dodał- Panie Axebeard, panienka Tajga ma świetne pytanie. Czy duergarowie parają się magią wtajemniczeń albo objawień? Czy ten lud pozbawiony jest magicznej energii? - Panril skierował swoje gadzie oczy na przywódcę Przyłbicy.

Thorram Axebeard właśnie kończył obgryzanie udźca wieprzowego. Posilał się w trakcie przysłuchiwania się rozmowom najemników. Odrzucił reszki na talerz, wytarł rękawem usta i odpowiedział.
- o ile mi wiadomo, a raczej w tym akurat temacie to raczej nic się nie zmieniło. Duergarowie to nic innego jak krasnoludy, a one jak powszechnie wiadomo nie mają specjalnych talentów do żadnej magii. To tak z grubsza reasumując. Natomiast co się tyczy drowów to już całkiem odmienna sprawa. Mroczne elfy bardzo często parają się magią, a niektóre z ich kapłanek potrafią być bardzo potężne. Wiem, że to małe pocieszenie, ale też bohaterów rodzą wielkie czyny prawda? - Odpowiedział przywódca krasnoludów wznosząc kolejny toast.

- Zelcenia dla bohaterów zwykle polegają na wybiciu kogoś lub czegoś, taki mamy świat - westchnęła z ubolewaniem Tajga, zastanawiając się równocześnie czy magus doczytał aby ogłoszenie. Potem odwróciła się w stronę dowódcy twierdzy.

===========================================

Wystawna kolacja dobiegała powoli końca. Część z krasnoludów zakończyła ucztę tradycyjnie czyli albo śpiąc z głową na stole między tacą z jadłem, a niedopitym nawet do połowy kuflem piwa lub jeszcze bardziej tradycyjnie pod stołem. Część zaś udała się na spoczynek kulturalnie się wcześniej żegnając. Thorram jako gospodarz i dowódca twierdzy jak nakazywała gościnność czekał do samego końca. W zadumanym milczeniu sącząc mocne krasnoludzkie piwo obserwował jak komnata sukcesywnie się robiła się coraz bardziej pusta. Chwilę wcześniej ostatni z najemników również oddalili się do swoich komnat.

Nagły brzdęk upadającego ze stołu noża wyrwał Thorrama z zadumy. Jednym haustem opróżnił kufel z resztek trunku. Rozejrzał się szybko i uważnie po sali po czym pochylił się do swojego zastępcy, doradcy i najlepszego przyjaciela.
- Jak myślisz Ormacku dadzą radę tym razem? Raczej powinienem zapytać czy ci najemnicy dadzą radę? - Siedzący obok krasnolud spojrzał na niego wymownie. - Też bym sobie tego życzył przyjacielu. Może nawet lepiej, że nie wiedzą, iż już niejedni próbowali. Dodał smutno wstając od stołu. Oby się nie dowiedzieli ilu już najemników nie wróciło...

Czas już był najwyższy na odpoczynek. Czekał ich kolejny trudny dzień. Praca w kopalni była ciężka, ale na to krasnoludy nigdy się nie użalały. Jednak praca w kopalni w stanie ciągłego zagrożenia, nękających i atakujących duergarów i drowów to było odrobinę za dużo na dłuższą metę nawet jak dla krasnoludów. Krasnoludzka twierdza powoli układała się do snu. Wkrótce wszyscy poza strażnikami posnęli mocnym snem sprawiedliwych. Jak to mawiają mędrcy ludowi “zapamiętaj co ci się pierwsze śniło na nowym miejscu, czasem się sprawdza.”

Najemnicy powoli budzili się ze snu. Każdy w swoim tempie wprost proporcjonalnym do ilości wypitych wczoraj trunków. Jednak odgłosy codziennej krzątaniny w twierdzy nie dawały zbyt długo pospać. Poza ty czekała ich do wykonania praca. I czekał ich już Thorram Axebeard ze swoim zastępcą Ormackiem, który miał im wskazać drogę do kopalni. Z życzeniami powodzenia słyszanymi z każdej strony i od każdego mijanego krasnoluda wyruszyli w drogę.

 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline