Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2017, 22:52   #128
Szkuner
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację

U krynicy mądrości
Jam widział i milczał, widział i rozmyślał,
Słuchałem mężów mowy.

- Haggalóhven, 'Pieśni Najpotężniejszego'



Jeszcze w głowie miałem szum po ostatniej bitwie, kiedy ledwo do mnie docierały słowa, obrzydliwe i jadem cieknące, zdrajcy tego łajnem wysmarowanego. Zacisnąłem obolałe pięści, uderzyłem wściekle zębiskami, a stopa w ziemię się wbiła, śniegiem złowrogo skrzypiąc - do szarży gotowa.
Krzyknąłem więc do niego, gdzie godność podział. Czy ślepy jest na rodziny podzielone? Czy rozum ma jeszcze, nie pojmuje kim jesteśmy?
- Odejdźcie, mówiłem! - odpowiedział mi z dala wódz Jasmutów. - Zostaliśmy rozdzieleni jako plemię, wasze żony przestały być waszymi żonami, a wasze dzieci nie są już waszymi dziećmi! Ród Jasmutów i ci, którzy po jego stanęli stronie, zostali wybrani przez boga z ognia, który przemierza niebiosa. Teraz jemu tylko służymy i z wami przestawać nie chcemy. Rozejdźmy się w pokoju przez wzgląd na dawne dzieje.

Uszom wierzyć nie chciałem. Co bredzi on, czy zmysły postradał? Za sobą czułem lęk towarzyszy, bali się co będzie. Przecież im łzy wzbierały, na wieść, że już do domu blisko.
Ryknąłem więc potężnie, aż gardło ścierpło mi od mocy mego głosu.
- Czy nie widzicie bracia i siostry, że Ragnar Wilk postradał zmysły!? - jak grom słałem słowa do stojących za zdrajcą popleczników - Spójrzcie w niebo, gdzie jest ten wasz nędzny “bóg z ognia”? P a m i ę t a j c i e kto stworzył naszych przodków! Z e r k n i j c i e tylko - czyja pięść jak nie samego Potężnego przemierza niebo, krusząc lody i wskazując nam nową drogę! To ON prowadził nas, mężów i córki swoje, do domu, do rodziców, żon i ukochanych dzieci! A teraz - ten plugawy nędznik, który zwie siebie Wilkiem, śmie stanąć na drodze ponownego zjednoczenia Jotunnowego szczepu! Śmierć mu!! - uniosłem dębową tarczę i uderzyłem w nią groźne ciężką prawicą. - Oby Potężny wybaczył ci Ragnarze twoje bluźniercze słowa. Unieś teraz swój oręż i stań ze mną w szranki, pokaż żeś jest mąż na schwał, aby Najwyższy osądził ten okrutny spór, aby pokazał całemu ludowi, kto rację ma, a kto bluźni i jeno siarczyście pluje!

Myślałem, że omamy mnie wzięły. Ani drgnęli, patrzyli na mnie jak na szalonego furiata. Jakże to tak? Kim oni się stali?

- Porzuć swoją oszczerczą mowę! - rzekł śmiejąc się nikczemnie Ragnar - Niczego nie rozumiesz, nie zaznałeś oświecenia, jakie przyszło z nieba! Czy dawne bogi zstąpiły kiedyś z wysokości, by rozmawiać ze swoim ludem? Czy odpowiedziały na nasze modlitwy i ofiary? Horr Malkagh nie tylko zawsze jest przed nami, ale i rozmawia ze mną i przeze mnie z ludem. On też wyznaczył nam misję, którą wkrótce podejmiemy. A jeśli będzie trzeba, zetrzemy w proch każdego, kto stanie na naszej drodze! Nie chcę, byś to był ty, Ormie Półręki, byłeś nam dobrym i mężnym tanem, ale nie zawahamy się podnieść przeciw tobie ostrza, jeśli ty uczynisz to samo!

Zawrzało we mnie. O czym bredzi samozwańczy prorok? Cały gniew siedzący w moich trzewiach wybuchnął naraz, a twarz wykrzywiła się w szalonym grymasie wojownika.
- Podły bluźnierco, więc tylko ty słyszysz swojego zaplutego bożka!? Mamisz umysły naszych biednych braci! Utoniesz we krwi razem ze swoim bałwanem! - rzuciłem się na niego, zamachując potężną łapą. Wielka wekiera była tuż przy nim, oczami wyobraźni widziałem czaszkę Ragnara, rozłupaną i pogrzebaną w czerwonym śniegu. Lecz co to? Blask i przeciągły syk, swąd spalenizny. Moja broda! Moja twarz! Skóra mi skwierczy, jakże to tak!? Upadłem na kolana, tarcza równo poturlała się w bok, a ja krzyczałem z oszałamiającego bólu. Podparłem się maczugowatą ręką o ziemię, a wolną dłonią dotknąłem ocalone oko i nos. Widzę, słyszę, ale ten ból. I lepkie dłonie - patrzę - to moja krew i ślina, a gdzie policzek? Wisi bezwładnie, dopalając się żałośnie, niczym płat mięsa na rożnie. Puściłem się w dół, w zbawienny śnieg, otulił skwierczące w ogniu rany.
Słyszałem za mną tupot wielu nóg, odbijał się silnie między potężnymi górami. Nade mną Ragnar? Wije się i gestykuluje, a ciepło bije mi nad głową, to płomienie! Lecz już nie we mnie skierowane, a gdzie? Kiedym podniósł się na klęczki, widziałem mur ognia, a za nim moich braci i siostry, co nabiegli by ratować mnie, swego wodza. Daremne ich starania.
Wzięli mnie już pod pachy, skrępowali mocno solidnym powrozem i nogi i ramiona. A Ragnar, ten parszywiec wbił paluchy tam, gdzie kiedyś były i zęby i policzek, uniósł mi łeb i spojrzał w oczy. Były szalone, złą mocą ogarnięte!
- Będziesz pertraktował, czy mam cię zabić na miejscu? - powiedział, a głos miał nieswój. Charknąłem mu w twarz, krwiste plwociny lunęły tym, co po ustach pozostało, lądując na ragnarowej brodzie.
- Ratujcie się przyjaciele! To zło, zło wcielone! - ryknąłem w górę, do tych co przyszli mi z pomocą - A ty zabij mnie, bo nie będę pertraktował z demonem! W imieniu Potężnego przeklinam ciebie i twój ród Ragnarze! Jego gniew zmiażdży was! Zmiażdży i wypali niczym najgorsze robactwo! - I targnąłem się na tyle ile siły miałem. Na nic to, trzymali mnie, a sznur krępował ruchy.
Zdrajca coś jeszcze mówił, imię swego bałwana, lecz ja leciałem im przez ramiona, na wpół już martwy. Mrok przysłonił mi oczy.


Strzała zraniła mój policzek, za mocno naprężyłam. Szlag, to przez to wszystko! Poszła, mlasnęła płomienie i runęła prosto, oby na Ragnara. By spalić go jego własnym złem! Nie patrzyłam już, bo kiedy jej lotka świszczała, poklepałam ich po tęgich ramionach i ruszyliśmy za resztą. Falka i Firon, rodzeństwo, doskonali tarczownicy. Dobrze, że są po tej stronie barykady.
Do serca wzięliśmy sobie wszyscy słowa Orma, nie zatrzymywaliśmy się. Łuna pożaru długo tliła się za nami, a my biegliśmy ile sił w nogach, milcząc bardzo długo. Dopiero kiedy tarcza Potężnego dała znak zza horyzontu, przystaliśmy na popas, by powrócić ze snu do realnego świata.
Powoli spacerowałam między ocalałymi, a była nas garstka. Nie patrzyli mi w oczy, byli potwornie zmęczeni. I ja ledwo stałam na nogach, bo ranek minął nam, Tanom, na długiej rozmowie. Wybiłam się śmiało na przód i posłałam ryk między towarzyszy.
- Orm Półręki poległ, a w bitwie jak na Jotunna przystało! Razem z Knutem rozprawialiśmy, co począć należy. Dziękuję wam przyjaciele, żeście bez słowa poszli za nami. To świadczy o waszym męstwie, odwadze i poświęceniu. Wiemy bowiem, że za ścianą ognia pozostały wasze dzieci i całe rodziny, nie mogliśmy ruszyć do walki przeciw nim. Kim wtedy bylibyśmy w oczach Potężnego? To Ragnar nam wrogiem, nie one! Stąd też ustaliliśmy wspólnie, że dopóki nasz szczep nie wstanie na równe nogi, ja będę spełniała dzieło Jar-Tana i pokieruję naszym ludem!
Wystraszyłam się, gdyż milczeli, a tylko przeraźliwy smutek bił od nich. Dałam im długą chwilę, a to była mądra decyzja. Pomruczeli między sobą, łbami pokiwali, a po chwili ryczeli już i smętnie śpiewali, jak w tradycji było nakazane, w trakcie wyborów nowego władyki.
Niewczas było jednak na biesiadę i zabawy, gdyż bojąc się o własne życie, ruszyliśmy spiesznie dalej, na wschód, ku górskim masywom. Tam był plan, tam była przyszłość.

Kiedyśmy maszerowali, w pochodzie należało wybrać przedstawicieli rodzin, które przetrwały kryzys. Tak też spośród złotowłosych Ynglingów wyłonił się starszy wojownik, chłop na schwał i weteran wielu bitew - Thorvald Śmiały. Jasmuci zaś, bo było ich niewielu uznając cały ród swój za złą przeszłość, wybrali młodego Arnbjorna, którego zwali Żelazną Tarczą.
Teraz owiała nas ułuda pełności, że szczep Jotunnów na nowo jest zjednoczony, wystarczająco ustabilizowany. Zaś przy wieczornych naradach często dopuszczałam wojów do głosu, gdyż nieliczne nasze grono, a ważnym jest jedność wśród współplemieńców.

Szesnastego ranka dotarliśmy do podnóży pierwszy wzgórz, a oczom naszym ukazała się ta jedna, tytaniczna, której niewidoczny szczyt taplał się w szarawych chmurach. Niegdyś mamka opowiadała mi, jak starzy przodkowie, pierwsi z olbrzymów kuli skały, kruszyli ich pyszny miąższ między zębami, a w jamach tworzyli potężne fortece, komnaty i wojenne areny.
Jam jest Alfia Uledottr, pradawne mity prowadzą mnie i moich braci, a Volóndr rómu zwie się pierwsza osada pod tytaniczną babką, którą Potężny nam wskazał.
 

Ostatnio edytowane przez Szkuner : 05-07-2017 o 23:23.
Szkuner jest offline