Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2017, 03:09   #135
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin "Cobra 222" Walker - pilot z fantazją



Gdy pilot usłyszał do jakiego zebrania został wyznaczony twarz mu na chwilę znieruchomiała. ~ Seerioo?! ~ twarz mu zamarła z wyrazem uprzejmego zainteresowania. Ktoś tu chyba nie do końca kojarzył, jaką Walker ma profesję albo miał jakieś dziwne wyobrażenie czym zajmują się piloci. Nawet ogólny zarys zadania wyglądało mu na coś w stylu: "Zbuduj bazę dla 100 osób w 100 dni". Z czego większość tego czasu wypadało na zimę a młot pnematyczny, pikup czy siekiera były już chyba dla nich dość ciężkim sprzętem. Brakowało im chyba wszystkiego. W pierwszej chwili więc miał ochotę posłać geniusza który to wymyślił do wszystkich diabłów. Tym powinien się zająć jakiś inżynier albo logistyk, planista chociaż no a nie pilot.

- Mogę to przemyśleć? Przyznam, że tego się nie spodziewałem. Zjem coś i przyjdę po obiedzie ok? -
przyznał i zaproponował ugodowe rozwiązanie. Bo w tej chwili od ręki to był na nie. Ale może coś zgapił. Musiał nad tym pomyśleć. Wyszedł więc z gabinetu i machinalnie poszedł na stołówkę gdzie równie mechanicznie zjadł obiad. Kreślił cyfry na serwetce. Pojazdy, narzędzia, sprzęt, ludzi, czas i nadal wychodziło mu, że to porywanie się z motyką na Słońce. Pokręcił przecząco głową. To nie mogło się udać. Nie jemu. Nie pilotowi. W inżynieryjno - logistycznej robocie o znaczeniu strategicznym. Dom dla całej gromady ludzi. Z niczego. Piach, las, stepy i morze dookoła a oni sami musieli martwić się o przetrwanie zimy o coś tak oczywistego jak co będzie jutro na obiad. Co prawda mieli zapasy ale to uważał, decyzję sztabu za ich oszczędnością i stawianiem na lokalne zasoby planety za słuszną. No i jeszcze były inne projekty które też trzeba było wykonać a które trzeba było obdzielić jakoś tymi wątłymi zasobami sprzętu i ludzi.

Najbardziej wkurzało go chyba to, że do cholery był pilotem. Okey również kierowcą. A ktoś chyba przydzielił go do tego projektu dlatego, że skojarzył mu się z ciężkim sprzętem. Sprzętem którego nie mieli. Więc gdy skończył obiad i jeszcze szedł przez stołówkę niewidzącym wzrokiem nadal był na nie. Dumał jednak czy taką dać odpowiedź w sztabie. Czy jednak spróbować. Postawić jakieś warunki jakich nie będą mogli spełnić i wyjść wtedy z czystą twarzą? Zmiął zapisaną chusteczkę i miał zamiar wrzucić ją do kosza gdy przez okno dostrzegł dumnie i swobodnie unoszącą się bryłę. Sterowiec! Mieli dźwig! Ale co dalej?

Ale zapalona raz iskierka nadziei i buntu jakie zawsze towarzyszyły mu chyba od urodzenia już toczyła kolejne drzazgi rozpalając ogień. Przypomniał sobie czego nauczał jeden z perłowych pionierów którzy stali się jednymi z najbardziej znanych bohaterów jego rodzimego systemu z początków kolonizacji tego systemu "Nie myśl o przeszkodach, je każdy dureń widzi. Myśl o rozwiązaniach." pokiwał głową. Tak, stary Rewers miał rację. Do cholery jasnej! Był kosmonautą! Kosmonauci mogą poradzić sobie ze wszystkim co tylko dla śmiertelnika możliwe! Dziecinna myśl ale jakoś utwardziła jego wolę by spróbowaćzmierzyć się z problemem. Dlatego gdy wrócił do biura powiedział. - Dobra. Spróbuję zobaczyć na czym stoimy i co moglibyśmy zrobić. W ciągu najbliższych paru dni dam wam odpowiedź. Jeśli wam się nie spodoba to będziecie chyba musieli poszukać kogoś innego. - powiedział prosto jak widzi sprawę.


---


Za sprawę zabrał się od tego, że rozrysował sobie w notatniku cygaowaty kształt sterowca. On był kluczem. Mógł robić i za dźwig i za transport. Potem z pomocą przyszła mu mapa. Do miejsca wybranego na wybrzeżu morza w linii prostej było z 200 - 250 km. Kilka leniwych godzin lotu sterowca. Ale gruntem przez off road i las znacznie dłużej. Trzeba by sklecić wiec jakąś drogę czyli wyznaczyć szlak wcześniej. Same drewno też było trochę bliżej bo jakieś 50 - 100 km od kolonii ale za to niezbyt po drodze. Za to całkiem blisko morza. "Na wszelki wypadek" rzucał mu się w oczy możliwość transportu moskiego między "tartakiem" a nową osadą. No tak. I tak wyglądał goły start planu. Mapa, odległości do trzech punktów na niej i sterowiec.

Zaczął od opracowania trasy bo to było najbliższe jego specjalności. Prawie od razu rzuciły mu się w oczy dwa problemy. Pierwszy to to, że miejsce pracy było w jednym punkcie przy wycince drzew a drugie do składania domków w innym. Zaś miejsce zamieszkania kolonistów w jeszcze innym. Dojechać z kolonii do tartaku czy nawet zawieść np. pierwszym danego dnia lotem sterowca to tak jeszcze pół biedy. Ale tam, nad brzegiem morza to już się robiło i parę godzin, niezbyt długiego zimowego dnia na sam dolot. Więc wyznaczeni do pracy ludzie musieliby pewnie tam bytować i spędzać noc. By zaoszczędzić czas i paliwo zapewne obsada tartaku też. Sam sterowiec niby też ale wydał mu się zbyt cenny by nocować gdzieś na budowie a nie w bazie.

Ze sterowcem wiązał się drugi problem. Po pierwsze aż nadto wiele razy był pod ogniem środków przeciwlotniczych by wiedzieć, że sterowiec to wręcz wymarzony cel ćwiczebny dla nich. Bo i duży i powolny i śmiesznie powolny. Ale jeśli zamachów ani ataków więcej nie będzie a wybudowanie tego nowego obozu miało być priorytetem to był skłonny zaryzykować. Mimo to gwarancji bezpieczeństwa dać nie mógł ale kto ją obecnie tu miał? Nikt ani nic. Wszyscy dzielili tu niebezpieczeństwa a środki przeciwlotnicze miały taki zasięg, że równie dobrze mogły zagrozić sterowcowy i w ich głównej bazie. Bezpiecznego miejsca na tej planecie pod tym względem nie było. Ale zanotował, że trzeba by zamontować wojskowe czujniki i receptory ostrzegające przed opromieniowaniem przez nowoczesną optoelektronikę i do tego flary. Miał nadzieję, że jeśli teraz nawet tego nie mają to zdołają wyszperać z któregoś ze statków na orbicie choćby z uszkodzonej "Nadziei".

Drugi problem ze sterowcem był taki, że mogło go nie być w każdej chwili. Nawet bez celowych ataków mógł mieć jakąś awarię albo zostać przydzielony do innych zadań. A wówczas cała "budowa domków" by stała bez dostaw drewna z tartaku. Trzeba było więc wymyśleć alternatywę. Na to wydały mu się odpowiednie barki. Pewnie też z drewna bo z czego? Zostawał napęd bo tu już potrzebny był jakiś silnik. Silnika nie mieli więc pewnie trzeba by rozebrać i wyjąć z jakiegoś pojazdu. To mu niezbyt odpowiadało bo flotę pojazdów i tak mieli obecnie żałośnie małą. Ale bez tego żadna barka nie byłaby sterowna bardziej niż kłoda drewna zdana na kaprysy prądów i fal. Wahał się. Riot tank? Transporter amunicji? Któryś z większych robotów? Silnik musiał być mocny by pokonać ciężar bezwładności barki i ruch fal. Chyba, żeby zbudować poduszkowiec. Też wziąć silnik z któregoś z silników, za platformę nawet konstrukcje tratwopodobną czy ścianę z jakiejś ładowni "Nadziei" gdyby udało ją się dostarczyć na powierzchnię. Za "śmigła" można było by użyc któryś z ciężkich wentylatorów "Nadziei" jakie mogły zapewniać odpowiedni ciąg do całych zespołów statków. Jakieś kilka większych chyba powinno być na statku tego kalibru. Zaś kurtyny napełniane przez zwykłą sprężarkę, można było zmajstrować z jakiegokolwiek brezentu wodoodpornego. Taki cudak by wyglądał pewnie pokracznie ale unosiłby się i nad wodą i nad lądem. Wpisał więc w alternatywę dla sterowca barka/poduszkowiec. Użycie takiego pojazdu albo przyśpieszyłoby pracę albo zwolniło sterowiec do innych zadań.

Gdy jednak doszedł do punktu z samą budową zaczęły się schody. Zakładał, że tak prymitywne narzędzia do samej wycinki drzew czy zbijania domków to będą. Ale jak je załadować na tą barkę czy poduszkowiec? Można było co prawda sterowcem. To jednak wydało mu się cholernie upierdliwe tak majstrować z każdą dechą czy drzewem. Ale mieli half track! Półgąsiennicówka była wymarzonym odpowiednikiem ciągnika. A po paru przeróbkach nawet buldożera czy dźwigu. Miał wyciągarkę więc mógł unosić ze sobą co nieco już teraz. Ale na dłuższą metę rozsądniejsze wydało mu się zmajstrowanie na nim dźwigu. Tu by jako ramię przydały się jakieś elementy konstrukcyjne z innych konstrukcji. Może znowu z "Nadziei"? Jeśli coś dźwiga na sobie "wiecznie" ileś tam kratownic i pokładów to chyba było na tyle mocne by unieść drzewo czy dwa i załadować na barkę. Od biedy jako ramię można też było użyć miejscowego drewna. Chyba. Na wytrzymałości drewna znał się o wiele słabiej niż na lotniczych metalach, plastikach, spiekach i kompozytach. Tu już musiałby skonsultować się z kimś. Pewnie z Jimem Kropeckym na początek. Liny na ten dźwig miał nadzieję, że jakoś znajdą w zapasach lub na orbicie. Sam napęd powinno dać się przekierować z silnika przez jakiś wał korbowy czy coś podobnego. W rolnictwie nadal było sporo drobniejszych maszyn podobnie zasilanych przez bazowy pojazd jak choćby zwykły traktor.

Prawdziwe schody a nawet ściana wspinaczkowa zaczęły się gdy dumał co właściwie mieliby transprtować. Drzewa? Bale? Dechy? Bo docierało do niego, że im bardziej "towar" będzie obrobiony w tartaku tym mniej roboty będzie przy zbijaniu go w domy. A tu zaczynały się rozważania jak te domy właściwie miałby wyglądać. No co jak co ale budowanie domów to już kompletnie nie była jego specjalność. Wolał prefabrykaty. Takie same elementy z których po dostarczeniu na miejsce nawet średnio doświadczony osobnik dałby radę zbić domek. To jednak w sporej mierze przenosiło ciężar roboty na sam tartak. Z samego "zetnij i zapakuj" robiła się mała, wyspecjalizowana placówka. Ale po namyśle doszedł do wniosku, że byłoby warto. Z taką placówką mogliby wysyłać prefebrykaty dokądkolwiek gdzie byłaby potrzeba i daliby radę. Tylko właśnie miał mętne pojęcie jak przerobić tak świeżo ścięte drzewo w jakiś... co? Płytę? Dechę? Ścianę? Domyślał się, że potrzebna by była jakaś obrabiarka. Odpowiednik tokarki czy frezarki do metalu. Nie miał jednak pojęcia czy takie coś mają tu na powierzchni, albo mogą mieć na orbicie, albo mogą jakoś "zorganizować". Tu wiec już zaznaczył grubą krechą, że punkt do obgadania z Kropeckym i innymi specami od inżynierii i urządzeń.

Po namyśle dodał do punktu alternatywny podpunkt. A może barki? Chodzi o miejsce do mieszkania ale niekoniecznie domy. Może barki? Miejscówa nawodna pasowała jak ulał. Budowe barki i tak rozważał. A mieliby projekt jednej mogliby zbudować i następne. Materiał, narzędzia i technika budowy domu i barki wydawała mu się podobna. Daliby radę zbudować dom to i barkę no i na odwrót. Może domek byłby trochę gibający się na falach ale jak ci nowi by jęczeli to mogli dalej zbudować sobie dom swoich marzeń. Ale potem. A na przylot już by jakiś kąt mieli. Ale, że mowa była o domach a niekoniecznie o pływających domach no to zostawił ten punkt do konsultacji.

Popatrzył na swój pobazgrany konspekt. No tyle. Z głównego zadania za jaki uznał zbudowanie osady na wybrzeżu "100x100" jak go w myślach nazwał. Czyli schronienie dla 100 osób w 100 dni. Czy by wyszło zależałoby od priorytetów i choćby przydzielonych zasobów, zwłaszcza speców i narzędzi. Na początku też sterowca. Reszty problemów nie był w tej chwili w stanie przewidzieć więc nie zamierzał się głowić.

Jako pilot przywiązywał jednak ogromną wagę do łączności i nawigacji. Zarówno więc w tartaku jak i osadzie obowiązkowo musiałby być nadajnik radiowy. Na tej barce czy poduszkowcu również. Na wybrzeżu przy tartaku i osadzie można było nawet ustawić laserowe czujniki mogące improwizować czy do nawigacji czy do komunikacji odpowiednik telegrafu/latarni. W dnem morza możnaby puścić kabel. Jeśli mieli te kilkaset kilometrów kabla. Zarówno kabel którym możnaby puścić światłowodowy telefon jak i laser podobały mu się o tyle, że były odporne na zakłócenia EMC czy burze. Okey, laser mógł zaszwankować przy bardzo gęstej śnieżycy czy mgle a kabel mógł się zerwać ale i tak była to dodatkowa łączność poza standardowym radiem.

---


Gdy więc po kilku dniach wrócił do sztabu zrąb planu "100x100" miał przygotwany. Wątpił by zdołał poza tym wymyśleć coś przełomowego.

1 - Należy wytypować speców do pracy z uwzględnieniem prac budowlanych. Trzeba ich rotacyjnie zmieniać co kilka dni/tydzień by zbyt długo nie pozostawali z dala od głównej bazy. A i jak najwięcej kolonistów obyło się z praktyką tych prac by mogli stanowić kadrę szkoleniową dla tych co dopiero przylecą.

2 - Należy zbudować obóz dla załogi zarówno w "tartaku" jak i "osadzie" dla pracowników. Tak by mogli tam swobodnie nocować w ciągu całego etapu prac i nie tyrać ich co dzień w jedną i drugą stronę do głównej kolonii.

3 - Należy zbudować naziemny dźwig (proponuję przerobić half trucka). Tym dźwigiem powinno dać się załadować materiały na barki/poduszkowiec. Problemem jest, że mamy jeden half track a prace będą trwały w dwóch miejscach zatoki jednocześnie. Alternatywą jest zbudowanie dźwigu załadunkowego na barce/poduszkowcu.

4 - Należy zbudować pojazd transportujący drewno. Proponuję drogę morską. Myślę, że budowa barki lub poduszkowca leży w zasiegu naszych obecnych możliwości. Z tartaku poduszkowcem lub halftrackiem lub zwierzętami pociągowymi lub zbudowanym taśmociągiem powinno dać się dostarczyć materiał do "portu drzewnego" gdzie barka/poduszkowiec przewiezie je przez zatokę do osady Nova. Póki nie będzie takiego pojazdu jedynym sensownym rozwiązaniem jest użycie sterowca. To jednak "uwiązuje" go do placu budowy a i postęp budowy zostaje uzależniony od dostępności sprawnego sterowca. Sterowiec jest bardzo podatny na ataki środkami przeciwlotniczymi. Można nad tym popracować ale sterowce po prostu są podatne na takie ataki.

5 - Można przemyśleć sprawę czy zamiast domów mieszkalnych nie zbudować barek mieszkalnych. Całościwo lub częściowo zastępujących klasyczne domy.

6 - Trzeba sprawdzić czy mamy możliwość konstrukcji prefabrykatów w "tartaku" by wysyłać elementy wymagające dalej jak najmniejszej wiedzy, czasu i doświadczenia w obróbce i montażu.

7 - Każda placówka lub poza główną bazą MUSI mieć środki łączności z nią. Minimum radio i/lub telefon satelitarny. Nad brzegiem zatoki przy "drzewnym porcie" i osadzie "Nova" proponuje umieścić do komunikacji laserowy telegraf i podwodny telefon jako alternatywę do radia.

8 - Zarówno do "tartaku" jak i "osady" powinien zostać wytyczony jasno oznaczony (wycięty) szlak naziemny by w razie utraty środków nawodnych i powietrznych nadal była możliwość komunikacji tą drogą. Każdka z tych placówek powinna mieć przydzielony na stałe jeden z pojazdów, zwłaszcza osada która będzie początkowo najdalej położonym punktem od bazy głównej. Proponuję po 1 solarcar.

9 - Do innych zadań (zdobywanie żywności, badania naukowe itd.) pozostaje reszta pojazdów, głównie ocalałe pikupy z przyczepami.

10 - Do gromadzenia wody proponuję by każdy moduł, łącznie z przyszłymi "budowlanymi" został wyposażony w zbiornik na deszczówkę i odpowiednie filtry. Jeśli jesteśmy w stanie można zainwestować w odsalarnie wody morskiej np. w "porcie drzewnym" i/lub nowej osadzie.


---


Popatrzył na zebrane twarze i zerknął na swoje 10 punktów. Prawdziwy inżynier czy logistyk pewnie by lepiej to ogarnął, zorganizował i przedstawił. Ale on nim nie był. Zrobił więc i rozpisał to co wydawało mu się najbardziej korzystne, słuszne i niezbędne. Czy naprawdę byli w stanie to wykonać, czy się nie mylił, czy miał rację tego nie wiedział. Ale właśnie pomysłu na jakąś super przełomową alternatywę to nie miał a dłużej przeciągać sprawę nie widział ani potrzeby ani sensu. Albo się sprawdzi albo nie i wtedy będą musieli sięgnąć po pomoc kogoś innego albo sobie darować do czasu przylotu nowej fali i zapasów.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline