Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2017, 03:31   #219
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Miała już jednego przeciwnika mniej, jednak to tylko zmotywowało pozostałych dwóch, którzy jej stali na drodze do czarnej kapłanki. Pech ciał, że i jeden i drugi ugodzili Venorę swoimi mieczami. Rycerka krwawiła już nie na żarty, a ból zaczynał ją dekoncentrować.
Albrech wciąż stawiał silny opór. Nie był tak dobrym szermierzem jak rycerka i przez proste błędy chybiał swoimi zamaszystymi ciosami. Na szczęście jego przeciwnicy również nie potrafili tego wykorzystać i wciąż żadnemu nie udało się przebić kapłańskiej zbroi.
Archon wymachiwał swym mieczem z niezwykłą finezją i lekkością, jakby ostrze nie ważyło tyle, na ile w ogóle wygląda. Niestety tylko sam czubek ostrza dosięgnął celu i tym razem nie padł trup, lecz zhentarimski pionek obficie krwawił.
Otaczająca Helmitów zgraja powoli i konsekwentnie się kurczyła, a Venora choć odczuwała silny ból wiedziała, że nie dzieli jej wiele od Czarnej kapłanki.

Venora nie zamierzała kusić losu. Była już tak blisko i nie mogła dać się ponieść. Osłoniła się tarczą i sięgnęła po jedną z dwóch mikstur leczenia jakie miała od kulejącego kapłana. Wypiła ją, a fiolkę rzuciła przeciwnikom pod nogi.
Zhentarimowie nie odpuszczali. Szczególnie teraz, kiedy Venora wykonywała bardzo trudny manewr picia mikstury w trakcie walki. Gorzka substancja rozpłynęła się po jej gardle i już po chwili rycerka poczuła jak ból nieco ustępuje, a jej brzuch wypełnia przyjemne i kojące ciepło. Mężczyźni agresywnie nacierali, wymierzając w przeciwniczkę silne ciosy, raz za razem. Kobieta przyjęła na tarczę dwa silne ciosy i dostrzegła kątem oka jak niespodziewanie dobiega do niej jeden z tych, co wcześniej strzelali z kuszy. Była kompletnie odsłonięta z jego strony i wiedziała, że młodzik teraz może ją nieźle pokiereszować. Chłopak uniósł oburącz miecz nad głowę i przymierzył się na lekko pochyloną paladynkę, nagle w jego pierś wbił się z impetem miecz, ciśnięty gdzieś zza jej pleców. Kobieta usłyszała też ryk smoczydła, kiedy przebity mieczem chłopak upadł na ziemię, dobre dwa metry dalej.

W tym samym czasie Albrecht w końcu przebił linię obrony przeciwnika i gruchnął go silnie w plecy swoim buzdyganem. Chłopak padł na kolana pod stopy kapłana, próbując złapać oddech. Pozostali wciąż nie potrafili ugodzić Helmitę i to go tylko bardziej nakręcało.
Tuż obok ze swoim mieczem tańczył niebianin. Ogar kopnął potężnie w brzuch rannego młodzieńca, a kiedy ten stracił równowagę, dwuręczny miecz od razu przebił jego pierś, bez cienia skrupułów. Jeden z jego przeciwników nawet zdołał go ugodzić swoim mieczem, lecz ta rana nie zrobiła wielkiego wrażenia na przyzwanej istocie.

Panna Oakenfold była w sporej konsternacji widząc co właśnie zrobiło smoczydło. Doświadczenie, bardzo bolesne z resztą, kazało jej założyć, że chce ono jej krzywdy. Wyglądało na to, że jaszczur tak straszliwie ją chybił, że aż przywalił swojemu. Tymora musiała dziś mieć duże poczucie humoru.
Paladynka skupiła się by wyczuć aurę smoczydła, chcąc uszykować dla niego uderzenie zła. Lecz najpierw zamachnęła się na jeszcze jednego poplecznika kultystki. Pożoga jak zawsze, buchnęła płomieniami. Miecz świsnął w powietrzu, a sekundę później głowa kultysty odpadła mu od ramion, tocząc się gdzieś w półmrok. Sytuacja na polu bitwy nagle zaczęła się diametralnie zmieniać. Kilkoro zhentarimów zwyczajnie rzuciło się w panice do ucieczki, zaś rozeźlona tym wszystkim czarna kapłanka ruszyła energicznym krokiem na piętro ciągnąc za sobą czarodzieja. Venora odwróciła się gotowa do ataku na smoczydło, gdy dobiegał do niej jeden z nielicznych, którzy pozostali przy życiu, z wolą walki. Chłopak chciał wyprowadzić zamach od boku, lecz na jego drogę wskoczyło dalekim skokiem smoczydło, zatrzymując go potężnym ciosem masywnej łapy w podbródek. Chłopak aż puścił miecz i runął jak placek na ziemi. Wysoki na prawie osiem stóp smoko-człek, wejrzał przez ramię na Venorę, lecz ku jej zdziwieniu nie zaatakował, a tylko odwrócił łeb w drugą stronę.
Albrecht akurat siłował się w zwarciu z ostatnim Zhentarimem. Smoczydło mruknęło pod nosem i wielkimi krokami, błyskawicznie znalazło się przy odzianym w czerń bojowniku.

Stwór złapał go za kołnierz od tyłu i z łatwością odciągnął od Helmity, po czym rozdziabił wielką paszczę i wgryzł się w gardziel przeciwnika mordując go w ciągu trzech sekund. Truchło upadło bezwładnie na ziemię, a smoczydło odwróciło się do helmitów patrząc na nich badawczo wielkimi ślepiami. Dopiero teraz Venora miała okazję lepiej mu się przyjrzeć. Miał na sobie lekką, skórzaną zbroję, lecz raczej była mu zbędna, gdyż jego ciało chroniły grube łuski. Bestia miała ogromne pazury, którymi z łatwością można było wydrzeć człekowi serce z piersi. Na gadzim pysku widać było straszną bliznę, która była za pewne związana z oślepionym okiem. Smoczydło mruknęło pod nosem i podeszło do przebitego mieczem trupa. Stwór pochylił się i swobodnie, bez większego wysiłku wyciągnął broń z ciała.
-Venora! Czarna kapłanka!- ponaglił ją Albrecht widząc, że bestia najwyraźniej nie ma wobec nich złych zamiarów.

Rycerka skinęła mu głową i położyła ręce na swojej piersi. Uleczyła się, zostawiając odrobinę energii na wszelki wypadek. Spojrzała jeszcze mocno zdumiona na smoczydło, po czym rzuciła się biegiem ku schodom prowadzącym na piętro.
Wbiegali po schodach jak opętani, jakby wcale nie byli zmęczeni walką, a płytowe pancerze nie wcale nie były tak ciężkie. Gdy Venora tylko wychyliła głowę, wbiegając na górę dostrzegła ogromną plamę magicznej energii, która zwyczajnie stworzyła dziurę w kamiennej ścianie młyna. Kapłanki już nie było w izbie, a czarodziej w masce sięgnął ręką za pas, skąd wyciągnął różdżkę, na końcu której znajdował się skrzący, błękitny kamyk. Nagle w izbie rozległ się przerażający huk i w kierunku rycerki wystrzeliło elektryczne wyładowanie. Venora uskoczyła w bok, o mało nie wyłamując poręczy. Wystarczyło to by błyskawica w nią nie uderzyła, a jedynie lekko poparzyła. Panna Oakenfold była zdeterminowana i nie miała zamiaru się poddawać, ani zatrzymywać. Ból zmusił paladynkę do jeszcze większego wysiłku, by pokonać wroga nim ten ponowi atak. Opanowana żądzą zabicia przesiąkniętej złem kultystki, ruszyła biegiem na zhentarimskiego maga. Szeroko zamachnęła się Pożogą, a języki płomieni na jego ostrzu zatańczyły, zataczając wiry nad pozłacaną boską mocą klingą. Zimne i skupione spojrzenie paladynki wbite było prosto w oczy mężczyzny w masce.

Pożoga z głośnym mlaśnięciem wdarła się w trzewia zhentarima. Krew chlusnęła obficie na deski, a zaraz temu towarzyszyły syk rozpalonego ostrza, które cięło przeciwnika paladynki, paliło go i zarówno boską, jak i ognistą mocą. Zamaskowany wydarł z siebie wrzask bólu. Zatoczył się gdy ból go sparaliżował. A wtedy Venora przymierzyła się do niego jeszcze raz, chcąc odciąć mu ręce, by nie był w stanie użyć już swej przeklętej magii.
- Ta pieprzona kurwa uciekła na zewnątrz! - krzyknęła na całe gardło rycerka nie przebierając w słowach. Miała nadzieję, że gdy ona traci czas na zhentarimskiego popaprańca to ktoś z jej towarzyszy ruszy za kultysktą.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 06-07-2017 o 17:38.
Nefarius jest offline