Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-07-2017, 17:13   #211
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Venora i jej świta udała się do jadalni, gdzie obok rudowłosej Okhe siedział starszy z jej bratanków Ergon.
-Ciociu!- krzyknął na jej widok i zerwał się z krzesła. Wyglądał dobrze. Nie był ani pobity, ani posiniaczony, choć czas spędzony w rękach kultystów nie wpłynął na niego za dobrze. Był blady i wychudzony. Lecz żył i miał w sobie jeszcze dość energii by rzucić się do młodej rycerki i mocno ją przytulić.
Venora na chwilę zapomniała o wszystkich swoich zmartwieniach. Przyklękła i wzięła chłopca w ramiona, delikatnie przytuliła by nie zrobić krzywdy tej delikatnej istocie.
- Skarbie, jak ja się cieszę, że cię znaleźliśmy - mruknęła, nie mogąc powstrzymać łez szczęścia, które spłynęły jej po policzkach. Dłuższą chwilę tak stali, aż w końcu puściła go, przetarła łzy i przyjrzała mu się uważnie chłopcu. - Jak się czujesz?
-Dobrze… Ciociu Ven, a gdzie jest Netir?- spytał przyglądając jej się badawczo.

- Szukamy go - odparła mu szczerze i poczochrała go po czarnej czuprynie. - Znajdziemy go, nie martw się o to - uśmiechnęła się pocieszająco. - A gdy to się stanie to wszyscy razem wrócimy do domu - to mówiąc ponownie przytuliła bratanka. Wtedy też spojrzała na Okhe. - Dziękuję ci - powiedziała do kapłanki Kossutha. Rudowłosa skinęła lekko głową -[i]Umowa to umowa[/]i- odrzekła.
Panna Oakenfold wyprostowała się i spojrzała na kompanów.
- Ergon, poznaj moich towarzyszy, którzy ruszyli ze mną by cię znaleźć - wskazała na elfkę i kapłana. - Grittę możesz już kojarzyć, to ona cię tu znalazła. A to jest Albrecht, mój przyjaciel z zakonu, który dba o moje bezpieczeństwo.
Elfka posłała chłopakowi ciepły uśmiech i pomachała mu ręką, zaś Albrecht podszedł bliżej i położył dłoń na chudym ramieniu Ergona.
-Twoja ciotka to prawdziwy bohater…- wyjaśnił mu wskazując dłonią Venorę.
-Wiem!- odrzekł chłopak nie kryjąc dumy -Wujkowie też!- dodał wesoło.
-Możemy porozmawiać?- Okhe spojrzała z powagą na rycerkę, oczekując jej reakcji.
- Oczywiście - skinęła głową Venora i spojrzała na bratanka. - Pilnuj się Albrechta dopóki nie wrócę, dobrze? chłopak spojrzał wesoło na Grittę i od razu zagaił do niej, na temat jej elfiej urody. Venora i Okhe spokojnym krokiem skierowały się do ogrodu, gdzie słoneczne promienie i chłodna bryza znad morza umilały pogadanki.

-Dowiedziałam się, że kultystka Bane’a wywiozła drugiego z chłopców ze sobą. Towarzyszy jej oddział tuzina zbrojnych. Szykują się do czegoś. Póki co wiem że ruszyli na południe w kierunku niewielkiego osiedla Donderderl- oznajmiła Okhe.
- Będzie ciężko - westchnęła w zamyśleniu Venora. Wspomniała jej się walka z kultystami. Poradziła sobie wtedy sama z Grittą, przeciw trzem poplecznikom Bane’a. Chciała wierzyć, że obstawa kultystki będzie podobnym wyzwaniem. - Zastanawia mnie czy kultystka w ogóle bierze pod uwagę, że tu jestem - pokręciła głową i spojrzała na kapłankę. - Ricko już ci się chwalił jak nam poszło? - zapytała zmieniając na chwilę temat.
-Nie. Ale po dobrych nastrojach domyślam się, że wszystko poszło po naszej myśli. Malvoin opowiedział mi nieco o boju w Podmroku. Słyszałam legendy o ukrytym w ruinach potworze, który śpi i czeka na coś.- Okhe uniosła brew -Odpocznijcie. Jutro będę wiedziała, gdzie dokładnie są kultyści, jeśli mój człowiek nie zawiedzie- Okhe wejrzała przez ramię na bratanka Venory, który bawił się z Grittą w korytarzu, w domu -Za sześć dni, wysyłam okręt do Suzail. Mogę chłopaka odprowadzić do rodziców- zaproponowała rycerce.
- Znając moje szczęście to pewnie ten demon czekał tam na mnie - westchnęła, ale w jej słowach nie było pychy, a pogodzenie się z własnym losem. - Był naprawdę potężnym przeciwnikiem - dodała. Skinęła głową na propozycję co do jej bratanka. - Tak będzie najlepiej, choć żywię wielką nadzieję, że uda nam się już wtedy razem wrócić do domu tym statkiem.
-Oby tak sie stalo- Okhe usmiechnela sie nieznacznie.

- Oby - odparła Venora i lekko się uśmiechnęła. - Ważne jednak, że chociać Ergon jest już bezpieczny.
Paladynka po tej krótkiej rozmowie udała się do swojego pokoju by zdjąć zbroję i doprowadzić się do względnego porządku. Nie prosiła jedna tym razem o pomoc Albrechta, dając mu przestrzeń by przemyślał sobie wszystko na spokojnie, nim zacznie z nim rozmawiać, tak jak to obiecała. Wróciła po jakiejś chwili do swoich towarzyszy by zjeść coś w końcu.
Zaraz po posiłku, Venora zajęła się zabawą ze swoim bratankiem. Była zmęczona, ale chłopiec wymagał teraz jej uwagi. Na jej szczęście, malec nie miał więcej od niej energii i po raptem godzinie, gdy emocje po powitaniu opadły, już zaczął słaniać się na nogach. Miał za sobą bardzo ciężkie chwile.
Dlatego też Venora niosąc go na rękach udała się do swojej izby. Tam, po poproszeniu starki o jakieś ubranie dla niego, przebrała chłopca i razem położyli się do łóżka. Chłopiec wtulił się w nią i prędko zasnął. Venora, choć zmęczona była podróżą, walką i tymi cholernymi schodami to jednak nie była w stanie usnąć. Wpatrywała się w sufit, głaszcząc malca po plecach. Martwiła ją kolejna wyprawa i zamartwiała się o Albrechta.

W końcu po długich i bezowocnych staraniach by zasnąć, Venora ostrożnie wstała ze swojego łóżka, opatuliła Ergona kołdrą, po czym na szybko ubrała się w codzienne szaty.
Cicho wyszła z pokoju udając się do pokoju Albrechta. Zapukała do drzwi.
- Mogę wejść? - zapytała. Venora usyszala jakis ruch w izbie kaplana, lecz mezczyzna nie odpowiadal na jej glos. Zapukała więc ponownie. Dopiero teraz helmita się przebudził i zaspanym, powolnym krokiem podszedł do drzwi by wpuścić pannę Oakenfold. W izbie panował zaduch, a dopalająca sie świeca blado rozświetlała ściany.
-Co sie stało?- spytał, gładząc się ręką po czole.
- No właśnie chcę w końcu z ciebie to wyciągnąć - odparła mu, nie zrażona faktem że go obudziła. - Martwię się o ciebie, a twoje milczenie w niczym nie pomaga.
-I dlatego mnie budzisz? - spytał by się upewnić.
- Dokładnie tak - stwierdziła wprost.
-I nie dasz mi spokoju?- spytał, lecz chyba dobrze znał odpowiedź -Ile przeżyłaś wiosen w ogóle?- patrzył na rycerkę z niedowierzaniem.
- Osiemnaście - odparła mu i weszła do środka. - Jednak sam sir Krispin przyznał, że przydarzają mi się rzeczy, z którymi problem mieliby i bardziej doświadczeni rycerze - dodała zaraz, krzyżując ręce przed sobą.
-Nie watpie… - skomentował helmita. Mężczyzna usiadł na łóżku i nakrył się kocem.
Venora zajęła miejsce na krześle i spojrzała wyczekująco na kapłana.
- Wiem też, że dużo łatwiej jest znosić przeciwności losu, gdy możesz się z nich komuś zwierzyć - powiedziała, widząc, że nadal ją zbywa. - Wielokrotnie ty mi przychodziłeś wtedy z pomocą, więc pozwól mi teraz ci pomóc - przyglądała mu się z troską.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 02-07-2017 o 17:35.
Nefarius jest offline  
Stary 02-07-2017, 19:04   #212
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
-Kiedy weszliśmy tam do jaskini usłyszałem głos. Diabelskie podszepty, które zbałamuciły moją wolę. Kiedy demon opętał moje ciało, czułem… Czułem jakbym przeniósł się do samej Otchłani. Widziałem czerwone, bezkresne, jałowe pustynie. Umęczone dusze, które ukradły demony. Słyszałem ich krzyki, płacz… To było niczym aria umęczonych. Ich duchy snuły się bez celu patrząc bezmyślnie w czerwony piach pod sobą… Czułem taki smród, którego nie da się opisać słowami... - kapłan wziął głęboki wdech -Poczułem taki ból, jakiego nie możesz sobie wyobrazić. Widziałem torturowanych, widziałem gwałcone dzieci, kanibalizm, śmierć i cierpienie na każdym kroku. Nie potrafię o tym nie myśleć. Nie potrafię zapomnieć o tamtych straconych duszach… To jakiś obłęd- Helmita pokręcił głową.
Panna Oakenfold westchnęła ciężko. Doskonale rozumiała to o czym mówił.
- Jestem w stanie sobie wyobrazić co czułeś - stwierdziła z przekonaniem w głosie. - Każdej nocy, kiedy nawiedzają mnie koszmary, widzę właśnie to co ty widziałeś. Koszmary są tak żywe jakbym była tam naprawdę. Czy te wizje wracają do ciebie, gdy śpisz? To przez nie nie możesz spać? - zapytała.
-Krzyki słysze na okrągło. Zapach piekieł czuje z każdym powiewem wiatru na twarzy. A kiedy śnię… Tego się nie da opisać. Jakbym znów tam był…- pokręcił głową.

Tego się nie spodziewała. Mocno ją to zmartwiło, bo śnić o tym to jedno, ale słyszeć i widzieć non stop to już było zupełnie co innego.
- Musimy prędko coś z tym zrobić, bo długo tak nie pociągniesz - stwierdziła w zamyśleniu. - To było nierozważne Albrechcie by nie mówić mi o tym. Co jeśli demon zostawił na tobie swoje piętno? Historia zna wielu rycerzy i kapłanów, którzy odwrócili się od swego boga przez podstęp czartów - powiedziała. - Rankiem pomówię z Okhe w tej sprawie, spróbujemy znaleźć sposób by ci ulżyć. Choć nie, lepiej z tym nie zwlekać. Ubieraj się - stwierdziła nagle. Kapłan spojrzał na nią spod byka
-Jestem zmęczony. Poczekajmy z tym do rana…- rzekł, lecz bardziej proszącym aniżeli rozkazującym tonem.
Venora przyglądała mu się wnikliwie. Widać było po nim zmęczenie, a to, że się nie postawił jej tylko potwierdzało jak wycieńczony musiał być.
- No dobrze, ale spróbuj się od tego odciąć. Mi pomaga modlitwa, wspominanie miłych chwil - poradziła mu. - Wiesz, będąc w rodzinnym domu dowiedziałam się, że miałam koszmary już od najmłodszych lat. Ale mój dziadek znalazł sposób by miał je za mnie ktoś inny. To dlatego wszyscy uważali sir Morimonda za dziwaka. Wizje o końcu świata. Sny pokazujące jak nasz świat przemienia się w piekło, które widziałeś - wyznała mu by nie czuł się osamotniony w tym co odczuwał. - Nie pozwól by to cię zniszczyło - poprosiła. Albrecht nie odpowiedział jej nic. Położył się na łóżku i odwrócił do niej plecami, zawijając w wielki kłębek.
Venora wstała ze swojego miejsca i podeszła do niego.
- Nie jesteś z tym sam - powiedziała ciepłym tonem głosu, kładąc dłoń na jego ramieniu. Nie chcąc już go dłużej męczyć, wyszła i wróciła do swojej izby.
~ Helmie, miej go w opiece. Teraz potrzebuje ciebie bardziej niż kiedykolwiek ~ pomyślała przyklękając na krótką modlitwę. Ergon spał w najlepsze, co bardzo ucieszyło Venorę. Paladynka wkrótce przebrała się w koszulę do spania i ułożyła na łóżku przy swoim bratanku. Tym razem zasnęła od razu.

16 dzień Przypływu lata 1372 roku rachuby Dolin. Posiadłość Okhe

Pianie koguta, nie pozwoliło pospać nikomu w posiadłości Okhe. Ptaszysko skrzeczało przeraźliwie i irytująco, że aż chciało się w niego czymś cisnąć przez okno. Ergon jeszcze drzemał, ale nie było potrzeby by wstawał tak wcześnie. Szykując się do wyjścia z izby, rycerka słyszała krzątające się osoby na zewnątrz.
Venora szybko ubrała się i zawiązała buty. Cicho, tak by nie zbudzić chłopca wyszła za drzwi z zamiarem zobaczenia jak po nocy czuje się kapłan. W jadalni krążyła starka i młoda dziewczyna, która pomagała podać do stołu jedzenie. Helmitę Venora zauważyła w ogrodzie. Siedział bez zbroi (co mogło ją zdziwić) na stopniu, na tarasie patrząc w kierunku wschodzącego słońca.


Podeszła do niego powoli by nie zaskoczyć go swoim pojawieniem się.
- Długo już tu siedzisz? - zapytała. - Przespałeś się choć trochę?
-Tak. Przespałem się kilka godzin i nawet dobrze się czuję…- odrzekł posyłając rycerce ciepły uśmiech będący świadectwem tych słów.
- To dobrze - wyraźnie się ucieszyła. - Głosy nadal cię męczą? Tylko szczerze mów - dopytała zaraz.

-Nie, chyba mi w końcu przeszło…- wstał i się rozciągnął -Chodźmy zjeść zaproponował.
- Dobrze, ale najpierw chciałam pomówić o tym co mi przekazała kapłanka - odparła, wciąż przyglądając mu się wnikliwie. - Potwierdziła, że kultystka ma do dyspozycji tuzin zbrojnych ze sobą. To będzie trudna przeprawa, biorąc pod uwagę, że jest nas tylko troje. Ale jeśli tylko uda nam się ich dopaść z zaskoczenia to może się to nam udać. Okhe też zaproponowała, że zabierze Ergona do Suzail najbliższym transportem swojego statku. To będzie za pięć dni. Uznałam, że to dobry pomysł. Sama będę spokojniejsza, muszę to tylko jeszcze wyjaśnić małemu.
-Więc powinniśmy czym prędzej za nimi ruszyć… - warknął Helmita.
- Dopiero ruszymy jak pewne będzie, że mają Netira - stwierdziła kręcąc głową. - Nie możemy atakować bez podstaw. To ich teren, musimy działać ostrożnie. Jeśli zadziałamy za wcześnie to mogę już nigdy nie mieć szansy go odbić. W tej chwili czekamy na wieści od kontaktu Okhe. - powiedziała, ale ton jej głosu zdradzał, że najchętniej zrobiłaby dokładnie tak jak to mówił kapłan, ruszyła teraz, natychmiast.

Rozmowę przerwała im kilkuletnie dziewczynka, wybiegająca wesoło z salonu. Dziecko kompletnie zignorowało rozmawiającą parę, trzymając w ręku piękny szafir, wielkości paznokcia. Zaraz za nią na tarasie pojawiła się Okhe.
-Konna wyprawa, wiozła ze sobą tyle oręża, że możnaby nim legion uzbroić. Mieli na drugim wozie klatkę z kilkoma dzieciakami…- Okhe wypaliła bez ogródek.
Venora powiodła wzrokiem za dziewczynką, nieco zaskoczona tym co dziecko niosło w ręku. Spojrzała w końcu na Albrechta, a następnie na kapłankę.
- No to... Będzie ciekawie - odparła paladynka nie tracąc zapału mimo wieści o uzbrojeniu przeciwnika. - Czyli już wiemy gdzie są? Możemy wyruszyć w przeciągu kwadransu - zapewniła zaraz.
-Wasze konie są gotowe do drogi- oznajmiła -Co z chłopcem? Co jeśli nie zdążycie do czasu wyruszania?- dopytywała.
- Bez zwlekania zabierz go do Suzail. Tam niech twoi ludzie skontaktują się z moim wujem Gordonem Oakenfoldem, który mieszka w stolicy i odwiezie go do rodziców. Wytłumaczę to Ergonowi, żeby nie sprawiał problemów w drodze - zapewniła paladynka.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 03-07-2017, 17:18   #213
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Rozumiem- odparła rudowłosa -Nie mogę z wami nikogo posłać do pomocy, ale przygotowałam dla was kilka eliksirów. Na pewno się przydadzą…- zamyśliła się -Będę się za was modlić. Wróć cała- kobieta odwróciła się na pięcie i zniknęła gdzieś w salonie. Panna Oakenfold spojrzała za Okhe.
- Mam wrażenie, że ta kobieta usilnie stara się nie okazywać tego jak bardzo jej zależy na słabszych - skomentowała i wróciła spojrzeniem na Albrechta. - To idziemy jeszcze z nią pomówić o tobie? - zapytała. - Nie żebym naciskała i nie wierzyła, że może samo ustąpić, bo mi samej po tym jak zostałam wskrzeszona to w końcu po kilku dniach przeszedł mi brak senności. To jak?
-Jeśli cokolwiek z tych przeklętych uczuć do mnie wróci, to pomówimy z nią jak już wrócimy- zaproponował kapłan. Wtedy w drzwiach stanęła harfiarka.
-Widzę nastroje nieco lepsze- skomentowała radośnie. -I co robimy?- spytała.

- Konie są gotowe do drogi, kapłanka przyszykuje nam kilka mikstur, ja rozdzielę między nas te, które dostałam od Virga. Więc ruszamy natychmiast. Mamy dzieci do uratowania - odpowiedziała Venora elfce i spojrzała na Albrechta. - Odpuszczę, ale masz mi o wszystkim mówić, zrozumiano? - powiedziała do kapłana z naciskiem.
-Dobra, dobra. Rusz się, trzeba nam zbroje pozakładać… - ponaglił ją Albrecht.
Bez zwłoki więc wrócili do środka. Venora po wkroczeniu do swojej izby wpierw obudziła Ergona i na spokojnie wytłumaczyła mu, że wyrusza po jego brata, a on musi zostać u Okhe, być grzeczny i dzielny. Uprzedziła go, że za kilka dni rudowłosa wyśle go na statek, którym popłynie do domu i wróci do rodziców. Chłopcu udało się wyprosić na niej zapewnienie, że zrobi ona wszystko w swojej mocy by razem z nim wrócić statkiem Okhe do Cormyru. Przytuliła go mocno. Wtedy też do izby wszedł kapłan, poganiając paladynkę, by się szykowała i jak zawsze, pomógł jej przy ubieraniu zbroi. Chłopiec z fascynacją w oczach przyglądał się jak jego ciocia Ven, z każdym kolejnym przywdziewanym elementem naznaczonego wieloma śladami walki pancerza, nabierała powagi, stając się rycerzem. Na koniec Venora uwiązała miecze do pasa i na pożegnanie pocałowała bratanka w czoło.

~***~

Niedługo później byli już gotowi do drogi. Konie dobrze się najadły i odpoczęły w nocy, więc kiedy tylko było to możliwe, trójka towarzyszy ruszyła w drogę na południowy wschód. Do Donderderl mieli niecały dzień drogi. Kiedy już opuścili posiadłość Okhe, Venora jeszcze ostatni raz pomachała bratankowi, by w końcu skupić się w pełni na jeździe.
-Wiemy coś o tej osadzie?- Albrecht spojrzał na rycerkę.
-To wiocha ogrodzona palisadą, którą zamykają na noc. Ponoć można tam znaleźć targ niewolników oraz towarów zakazanych, w tym narkotyków i eliksirów- odezwała się Gritta -No co? Zdążyłam już wypytać wcześniej o najbliższe osady, na głównych szlakach między miastami w promieniu stu mil. Nie ma tam straży miejskiej, ale na ogół ulice są spokojne. Można tam spotkać nawet kaplicę Lathandera. Mieszkańcy to łowcy i garbarze. Mają też kilku dobrych kowali. Niepisanym burmistrzem osady jest półork Dundal. To silny i mądry wojownik, który kilka lat temu stanął na czele obrony osady podczas ataku trolli- wycedziła jakby znała to wszystko na pamięć.

- Jesteś wspaniała w zbieraniu informacji - pochwaliła ją Venora. - Myślę, że najlepiej będzie skorzystać z wymówki Okhe dlaczego tam jesteśmy, podając się za najemników - to mówiąc paladynka wymownie spojrzała na elfkę, bo to na nią spaść miały wszelkie rozmowy z tutejszymi ludźmi. - W każdym razie lepiej jak ja się będę jak najmniej odzywać - dodała dla podkreślenia tego. - Mikstury, które wam dałam są silne, Virgo przestrzegł mnie, że może się od nich zakręcić w głowie.
-Oby nie były potrzebne…- skomentował duchowny -Mikstury, które dała nam Okhe czynią naszą skórę twardą jak z żelaza, oraz pozwalają krótką chwilę lewitować w powietrzu. Mamy również cztery mikstury znikania, które zabraliśmy półorkom w ruinach- wymienił głośno.
- To zawsze się przyda - ucieszyła się Venora. - Nam w zbrojach te mikstury niewidzialności na niewiele się przydadzą, ale Gritta będzie mogła zrobić dobry zwiad dzięki nim, gdy już będziemy w osadzie - zauważyła.
-Jeśli dotrzemy przed zmrokiem i uda nam się wejść, powinniśmy się udać do opiekuna kaplicy Lathandera. W gospodzie zwrócimy na siebie uwagę - zaproponował Helmita.

- Chyba tak - zastanowiła się paladynka, która dłonią sięgnęła do szyi, by upewnić się, że symbol boga ma schowany pod pancerzem. - Tak, tak będzie najlepiej, dobra aura kaplicy sprawi, że nasze osoby na jej tle nie będą się tak bardzo wyróżniać, jak to miałoby miejsce w zwykłej gospodzie - stwierdziła. - Dobrze, a co gdy znajdziemy dzieci? Na pewno nie oddadzą ich, a w tej krainie niewolnictwo nie jest zakazane. Jeśli ich po kryjomu uwolnimy to my zostaniemy posądzeni o kradzież, niezależnie od tego jak bardzo dla nas to by sensu nie miało. Choć sama chciałabym się rozprawić osobiście z kultystką, to nie wykluczam po prostu wykupienia… - powiedziała, ale bez przekonania.
-Wykupienia? Przyjechaliśmy tu zabić kultystów, dzieciaki pouciekały, a my wzięliśmy jednego ze sobą. Takie rzeczy dzieją się w tych rewirach częściej niż ci się wydaje- wyjaśnił kapłan.
-Poza miastami i osadami nie ma patroli. Jeśli ktoś cię obrabował i nie dałeś rady się obronić to masz pecha, a ktoś szczęście- wtrąciła Gritta.
-Niech myślą, co chcą. Poczekamy aż opuszczą tę osadę i ich wymordujemy. A potem wrócimy po chłopca. Scenariuszy jest wiele, ale cel jeden- rzekł z niezwykłą pewnością siebie kapłan.
Panna Oakenfold popatrzyła po nich nieco zaskoczona ich nastawieniem. Ona sama pewnie nie wahałaby się przed tym samym gdyby byli u siebie. W końcu jednak podzieliła ich zdanie.
- Macie rację - zgodziła się z nimi. - Gritto, twoim priorytetem będzie ustalenie gdzie przetrzymują Netira. W sumie... - zamyśliła się. - Może to się udać całkiem sprawnie jeśli dzięki miksturom półorka. Mogłabyś, będąc niewidzialną zakraść się i jak podasz małemu drugą miksturę do wypicia to nawet mogliby nie zauważyć, że zniknął. A wtedy, gdy nie będą mieli jak nas szantażować, to ja i Albrecht rozprawimy się z nimi tak jak na to zasługują.

~***~

Wszyscy byli zgodni co do planu działania, zatem resztę drogi do osady spędzili na rozmowie, na swobodne tematy. Tak jak podejrzewali, pod bramy palisady Donderderl, jeszcze przed zmierzchem. Na wejściu ujrzeli starszego człeka z włosami do ramion. Bezzębny jegomość, zmierzył przybyszów podejrzliwym spojrzeniem, lecz nie robił problemów z wjazdem. Donderderl było większe od zwykłej wsi. Chat było tutaj dość sporo, ale kilka większych budowli na niewielkim wzniesieniu wyraźnie się odznaczało. Murowane ściany, solidne drzwi, srogie i grube kominy.
-Tam pewnie siedzą Banenici…- syknął Helmita.
-Oficjalnie to Gidlia Pomocna Dłoń. I tak, za pewne znajduje się właśnie tam…- odparła Gritta. Kompani długi nie musieli szukać kaplicy Lathandera. Był to stojący pod ścianą posąg Pana Poranku, z zadaszonym placykiem nie szerszym niż trzy metry. Dookoła było dość miejsca by pomieścić nawet i trzy tuziny wiernych. Nieopodal znajdowała się drewniana chata, nad której drzwiami znajdował się kiepskiej jakości obrazek przedstawiający wschodzące słońce za horyzontem.
-Chyba jesteśmy na miejscu…- Albrecht spojrzał na towarzyszki.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 05-07-2017, 11:37   #214
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Ze zdenerwowania żołądek zaczął jej się skręcać odkąd tylko w oddali zobaczyli wioskę. Od razu przełożyło się to na jej chęć do podtrzymywania rozmowy. W pełnym skupieniu jechała pozostały kawałek drogi, uważnie rozglądając się po okolicy.
Po przekroczeniu palisady osady Venora spuściła głowę i starała się nie przyglądać nikomu by nie zwracać na siebie uwagi. Jej wierzchowiec Młot, wyczuwając niepokój właścicielki kroczył wyprostowany niczym struna, z uszami postawionymi na sztorc.
Paladynka rzuciła krótkie spojrzenie w kierunku budynków wskazanych przez Grittę.
~ Bądź dzielny Netir, już jestem blisko… ~ zacisnęła mocniej dłoń na lejcach, za które prowadziła rumaka. Młot groźnie zarżał.
- Tak, na to wygląda… - odezwała się mrukliwie Venora, dopiero gdy znaleźli się na terenie, który wyglądał jak własność kaplicy Lathandera. Rycerka spojrzała na elfkę. - Działaj - powiedziała, skinieniem głowy wskazując na drzwi z symbolem Pana Poranka. Jeśli ktoś miał tu rozmawiać z opiekunem tego miejsca to najbezpieczniej było by to właśnie Harfiarka była tą osobą.

Elfka posłusznie zeskoczyła z wierzchowca i zbliżyła się do małej chatki, pukając do drzwi. Po kilku chwilach mieszkaniec chaty uchylił nieco drzwi, przyglądając się elfce. Był to młody chłopak, może nawet młodszy od Venory. Krótką chwilę porozmawiał z Grittą, po czym wystawił głowę na zewnątrz i rozejrzał się podejrzliwie po okolicy.
-Wchodźcie…- rzekł otwierając szerzej drzwi. Młodzieniec mieszkał bardzo skromnie. Na skrzypiących deskach podłogowych stała wąska komoda, okrągły stolik, jedno krzesło i łóżko.
-Za kaplicą są pale, możecie tam konie uwiązać- oznajmił -Jak wam mogę pomóc?- spytał Albrechta, lecz ten tylko wejrzał na Venorę nie wiedząc, czy mówić, czy po prostu to przemilczeć.
Panna Oakenfold rozglądała się po wnętrzu, ale widząc, że Helmita spogląda na nią wymownie, zdecydowała się zabrać głos.
- Potrzebujemy noclegu w spokojnym miejscu - odparła z naciskiem na ostatnie słowa, by kapłan Lathandera nie pomyślał sobie, że pomylili kaplicę z gospodą.
-Więc powinniście spędzić noc poza palisadą. Najlepiej daleko stąd…- odparł młodzieniec -Ale skoro już tu jesteście możecie zostać do świtu, pod warunkiem że nikomu nie piśniecie ani słowa o tej wizycie…- postawił twardy (dla niego) warunek.
- Ktoś tu z tobą jeszcze mieszka? - zapytała młodego kapłana.

Chłopak rozłożył ręce na boki -A wygląda na to?- spytał zupełnie poważnie -Nie mówcie mi co was tu sprowadza i czego, lub kogo szukacie. Odpocznijcie. Nocą rygluje drzwi więc nikt wam nie zagrozi, ale rankiem ma was tu już nie być… odparł.
- Bardzo uczciwy układ - skinęła mu głową i podeszła do ściany, kładąc tam swój plecak.
~ Postaramy się zostawić po sobie porządek ~ cisnęło jej się na usta, ale nie wypowiedziała tego.
Paladynka czuła jak serce jej bije. Cały czas uspokajała się, by nie dać się ponieść i po prostu nie pójść prosto do miejsca gdzie byli kultyści. Spojrzała na Albrechta. - Pójdziemy we dwie zająć się końmi - powiedziała wskazując na Grittę, by na osobności móc z nią pomówić. Albrecht przytaknął głową rycerce, spokojnie zdejmując z ramion elementy pancerza. Venora wyszła z Grittą na zewnątrz. Elfka bezzwłocznie zajęła się rozkulbaczeniem koni, wyczekując aż Venora przejdzie do rzeczy.
Paladynka zajęła się swoim wierzchowcem, który był tak narowisty, że wiercił się niemiłosiernie.
- Co mu powiedziałaś, że tak się wystraszył? - mruknęła zdejmując siodło. - Kazał nam zniknąć tuż przed świtem. Pasuje ci to? Pamiętaj, że daję ci w tym wolną rękę. My się dostosujemy - dodała wymownie na nią spoglądając.
-Chłopak jest czymś wystraszony. W sumie mu się nie dziwię. Jest wyznawcą dobrego bóstwa w mieścinie ment i czarnych charakterów…- odparła elfka, której znacznie łatwiej szło oporządzanie wierzchowca.

- Aż chce się zapytać jak on się tu uchował - westchnęła paladynka. - Stój że! - zganiła Młota, a ten w końcu przestał się wiercić i rycerka mogła mu w końcu zdjąć ogłowie. - Jak tobie się widzi ta osada? Ja już kiedyś byłam w podobnej - mruknęła wspominając swoją wyprawę do wioski terroryzowanej przez bandytów. I smoczydło.
-Nie ma straży, nie ma nikogo od pilnowania porządku. Jeśli nie będziemy się wychylać za bardzo, to może uda nam się wszystko załatwić i opuścić to miejsce niezauważonym…- westchnęła elfka. -Rankiem, kiedy wstaniemy przygotujecie konie do drogi. Chcę żeby wszystko było przygotowane. Spróbuję znaleźć siedzibę Pomocnej dłoni, wejdę tam i odszukam chłopaka- przedstawiła uproszczoną wersję swojego planu.
- Pamiętaj, że ona rozpozna ciebie i mnie, więc bądź ostrożna - poprosiła ją Venora. Gritta posłała towarzyszce porozumiewawcze spojrzenie -Nie martw się. Pracuję dla Harfy od niedawna, ale wiem jak sobie w takich sytuacjach radzić…-
- Zawsze będę się martwić - mrugnęła do niej. Venora poklepała Młota w nagrodę, że na koniec zachowywał się grzecznie i skinęła do elfki by wracały do środka. Ostatni raz rozejrzała się po okolicy.

Osada świeciła pustkami, a między chatami nie było widać żywego ducha. Większość ludzi siedziała w swych domach lub popijała południowe piwo krasnoludów z Wielkiej Rozpadliny w jedynym tutaj szynku. Tak przynajmniej podejrzewała rycerka. Słońce powoli zachodziło i ostatnie jego fragmenty chowały się za horyzontem. Venora w końcu wróciła do chaty, gdzie młody chłopak odziany dość ubogo, przyrządzał jajecznicę.
-Zjedzcie. Pewnie jesteście głodni- burknął przeładowując jajka z patelni na drewniane talerze, które rozdał gościom.
- Dziękujemy, zawsze jest przyjemnie zjeść coś ciepłego po drodze - odparła i zdjęła swój płaszcz odsłaniając dwa miecze u pasa oraz ukazując w pełni pancerz, który był porysowany i niedoczyszczony. Nic dziwnego, w końcu niewiele czasu mieli, a każdą wolną chwilę chciało się spędzić na odpoczynku.
Panna Oakenfold spojrzała na Albrechta. - Pomożesz mi? - zapytała, i zaczęła rozsupływać rzemienie na naramienniku. Mężczyzna od razu przystąpił do działania i pomógł Venorze pozbyć się ciążącej zbroi.
-Chce wam się tak codziennie?- Gritta zażartowała przyglądając się uważnie całemu procesowi.

Venora zaśmiała się lekko na ten komentarz. Kiedy miała do pomocy kogoś takiego jak Albrecht, kto wie jak je ubierać, to nie było problemu z tym i szło szybko. Gorzej było gdy koniecznym było samej poradzić sobie z tym. Wtedy było to bardziej jak uciążliwe, szczególnie odkąd zaczęła nosić pancerze płytowe i półpłytowe.
- Szkoda, że nie ma takich co same się zakładają. Choć może i są, magiczne, ale pewnie kosztują tyle co pół królestwa - stwierdziła paladynka z westchnieniem ulgi, że nie ma już tego ciężaru na sobie. Rozmasowując sobie bark podeszła do stołu. Sięgnęła do sakiewki i wyciągnęła z niej dwa klejnoty warte w sumie 200 sztuk złota. Położyła je przed gospodarzem spoglądając mu prosto w oczy.
- Chciałam złożyć datek - powiedziała do młodzieńca w tonie wyjaśnienia i w końcu zasiadła do stołu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 05-07-2017, 12:53   #215
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Młodzieńcem nie kierowały złe intencje, jego dusza była czysta, ale żył w miejscu gdzie zbrodnia i występek to rzecz powszednia. Chłopak pokłonił się lekko Venorze -Każdy datek jest mile widziany- odparł bez większego wyrzutu sumienia.
- Jak zjecie to idźcie spać, ja chwilę sobie posiedzę - oznajmiła pomiędzy kęsami paladynka. Choć mieli w miarę bezpieczne schronienie na noc to nie zamierzała odstąpić od pełnienia wart, kiedy kilka domostw dalej znajdowała się kultyskta Bane'a.
-Możemy się zmienić- zaproponował uczciwie Albrecht.
Rycerka miała wielką ochotę na to się nie zgodzić. Dopiero rozsądek uzmysłowił jej, że i sama przecież potrzebuje chwilę by przymknąć oczy. Dlatego zdecydowała się na drobne ustępstwo.
- Dobrze, ale dopiero jak ty się wyśpisz - stwierdziła i spojrzała na Grittę. - Ale ty masz dobrze wypocząć - nakazała co oznaczało, że ona w wartach udziału ma nie brać. Venora wiedziała, że dzisiejszej nocy każdemu z jej towarzyszy będzie trudno zasnąć przy takich emocjach jakie zapewne wszystkim się udzielały.
Młodociany gospodarz nie miał żadnych problemów by usnąć. Chłopak pomodlił się do Lathandera krótko, zostawiając najważniejszą modlitwę do rana, jak ci klerycy mieli to w zwyczaju.

17 dzień Przypływu lata 1372 roku rachuby Dolin. Osada Donderderl

Obudzili się przed świtem. Lathanderyta krzątał się po chatce przygotowując kapłańskie narzędzie do prowadzenia modlitw w kaplicy. Nim wyszedł przygotował gościom śniadanie w postaci kromki chleba, gotowanego jajka i kawałka kiełbasy.
-Możecie zostawić chatę otwartą- zwrócił się do nich i pożegnał lekkim pokłonem.
-No to jeszcze raz…- burknął Albrecht siadając na ziemi z talerzem na kolanach -Czekamy za palisadą, Gritta zabiera eliksiry, wykrada chłopaka i dołącza do nas, po czym dajemy dyla do Okhe?- chciał się upewnić.
- A co z punktem, w którym zasadzamy się na nich w pobliskim zagajniku? - zapytała go Venora, zdobywając się na żartobliwy ton. Przytaknęła skinięciem głowy. - Zastanawiam się tylko czy nie lepiej poczekać na ciebie w osadzie mimo wszystko - spojrzała na elfkę pytająco. - Żeby przypadkiem nie zwołali alarmu i nie próbowali zamknąć bramy. Wtedy nie będziemy mieli jak przyjść ci z pomocą kiedy coś się pójdzie nie po naszej myśli.

-Racja… Słuszna uwaga - wtrącił Helmita. Gritta również mu przytaknęła -Dobrze. Poczekajcie w osadzie, tylko gdzie? Nasz gospodarz kazał nam się wynieść z rana- wzruszyła ramionami nie mając pojęcia jakie inne miejsce ustalić za miejsce zbiórki.
Paladynka zamyśliła się chwilę.
- Może pójdziemy do kowala, by zrobił przegląd podków naszych koni? - zasugerowała miejsce spotkania. - Młot nie cierpi kiedy ktokolwiek obcy go dotyka, więc może to trwać wieczność.
-Świetny pomysł- Gritta ucieszyła się, że tak szybko znaleźli bezpieczną alternatywę. -Ruszamy?- spytała układając flaszki z miksturą w swoim plecaku.
- Gdyby było bardzo źle, gonili cię gdy go odzyskasz, to wsiadasz na Młota i gnasz przed siebie - pouczyła Grittę. - My z Albrechtem nimi się zajmiemy, a ty nie czekasz na nas tylko jedziesz prosto do posiadłości. Zrozumiano? - dodała z naciskiem Venora.
-Oczywiście!- potwierdziła, zawiązała plecak i ruszyła w drogę.
-Chodźmy-
- Czas się odpowiednio do okazji ubrać - powiedziała panna Oakenfold i dogryzła ostatni kęs ze swojego talerza. Wstała i podeszła do zbroi by zacząć ją na siebie zakładać.

~***~

Wizyta u kowala trwała dość krótko. Młot nawet zbytnio tego dnia nie protestował i nie sprawiał problemów, lecz nim rzemieślnik zdążył go podkuć, w niewielkim warsztacie pojawiła się Gritta. Elfka była poważna i skonsternowana. Od razu gestem głowy poprosiła rycerkę na stronę. Kobiety odeszły kawałek od warsztatu by mieć pewność, że nikt nie usłyszy ich rozmowy.
-Wczoraj w południe wyjechali na wschód- oznajmiła. Udało mi się dowiedzieć, że ich celem jest stary młyn przy wyschniętym strumieniu, kilkanaście mil stąd. Zabrali dzieci ze sobą…[/i]-
Venora zaklęła siarczyście pod nosem. W pierwszej chwili była zła, że stracili mnóstwo czasu, ale zaraz się opanowała, bo i tak przecież nie mogliby po całej drodze ruszyć od razu do wspomnianego miejsca.
- Jedziemy - stwierdziła krótko i zaraz wróciła do warsztatu by zapłacić za usługę i czym prędzej ruszyć w drogę. Kowal skończył robotę niedługo później. Kompani opuścili Donderderl wschodnią bramą w palisadzie i od razu udali się gościńcem w kierunku młyna.

Okoliczna przyroda była tutaj bardzo malownicza i piękna, lecz oni nie mieli czasu na podziwianie widoków. W drodze milczeli. Z resztą rozmowa w galopie mijała się z celem. Zwolnili dopiero przy rozstaju dróg. Gritta rozejrzała się uważnie.
- Mamy po lewej minąć polanę z wyschniętym drzewem i cały czas prosto aż dotrzemy do wyschniętego bagna. Dopiero wtedy musimy skręcić na południe i jechać wzdłuż linii lasu aż znajdziemy młyn- dokładnie opisała drogę -Czujnie wypatrywałam drzewa, jeszcze go nie mijaliśmy- stwierdziła i ruszyli dalej. Podróż trwała niedługo ponad dwie godziny. Kiedy w końcu dotarli do wyschniętego bagniska, skierowali wierzchowce na południe.
-Cholera! Ktoś tam jest!- syknął kapłan wskazując palcem odzianego w czerń mężczyznę, włóczącego się pomiędzy drzewami. W tym samym momencie tajemniczy jegomość dostrzegł również trójkę podróżników i wartko schował się za krzakiem mając nadzieję, że pozostał niezauważony.
- Gritta zajdź go od tyłu - mruknęła do towarzyszki Venora, a sama prędko zeskoczyła z konia idąc w kierunku dostrzeżonej osoby. Paladynka nie miała zamiaru dać mu uciec. - Wyjdź stamtąd po dobroci a nic ci się nie stanie - powiedziała.
Mężczyzna usłuchał, lecz chyba nie miał zamiaru z Venorą pertraktować. Rycerka dostrzegła jak osobnik błyskawicznym ruchem ręki naciąga strzałę na cięciwę i strzela w jej kierunku. Pocisk świsnął między drzewami. Venora chciała skryć się za tarczą, lecz nie zdążyła. Grot przebił płytkę zbroi, raniąc ją lekko w nogę. Rycerka spojrzała gniewnie w jego kierunku. Chłopak zerwał się do ucieczki.
Licząc na to, że Gritta będzie w stanie go dopaść, Venora ruszyła w las, skupiona na wyczuwaniu zła.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 05-07-2017, 19:45   #216
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Samotny strzelec, miał dużo szczęścia. Dostrzegł Grittę za wczasu i oddał w jej kierunku celny strzał. Pocisk z łatwością przebił skórzaną zbroję elfi raniąc ją boleśnie w brzuch. Harfiarka zatrzymała się, by zatamować obfite krwawienie z rany.
- Strzelaj do niego z kuszy! - poleciła paladynka. - Albrecht, goń go! - krzyknęła do kapłana, który wciąż siedział na końskim grzbiecie i z nich miał największe szanse go dopaść.
-Hia!- krzyknął ponaglając wierzchowca do pogoni. Koń przeskoczył małe, przewrócone drzewo, a Helmita dobył swego buzdyganu. Potężny cios w głowę powalił agresora na ziemię i nim upadł z impetem zdążył wyzionąć ducha. Jego rozbita czaszka posypała się w kawałki na trawiastą ziemię i rosnący wokół mech. Albrecht zatrzymał konia i zakręcił młyńca w powietrzu.
-Cholera, jak boli…- marudziła elfka, blednąc na twarzy.
Paladynka zaraz schowała swój miecz do pochwy.
- Przeszukaj go - powiedziała do kapłana, a sama szybko znalazła się przy Grittcie.
- Usiądź, zaraz cię uleczę… - mruknęła do niej i pewnym ruchem wyszarpnęła z jej piersi strzałę. Następnie położyła dłoń na jej ranie dociskając ją. Zaczęła modlić się do Helma by zesłał jej swoją moc by uzdrowił jej towarzyszkę. Krew przestała pulsująco utaczać się z wąskiej rany. Bruzda zarosła się od miejsca, lecz okolice rany ciągle pozostawały napuchnięte i tkliwe dla Harfiarki.
-Dziękuje…- syknęła Gritta.

-Ma sztylet, łuk, trochę strzał, skórznię i chyba leczniczy napar- oznajmił Helmita -No i to…- rzucił Venorze srebrną spinkę Zhentarimskiej Sieci. Paladynka znała dobrze tę organizację, zrzeszającą najgorszych z najgorszych. Najwyższa liga pośród organizacji o złym charakterze i niecnych celach.
-Nic dziwnego… Zhetnarimowie to w dużej mierze wyznawcy Bane’a... - skomentowała Gritta.
- Całe szczęście, że udało ci się go zabić - odparła Venora, która schowała spinkę do sakiewki i pomogła wstać elfce. - Albrechcie możesz się upewnić co do tej mikstury? - zapytała, a w tym czasie przyjrzała się swojemu skaleczeniu na nodze. Po krótkim wahaniu zaleczyła je nakładaniem rąk i to samo postanowiła zrobić by ustąpił ból elfce. - Dobra, wracamy na trakt.
-Tak, to mikstura lecznicza- potwierdził duchowny. Kapłan zaciągnął trupa do krzaków, by nie rzucał się w oczy, a następnie zgodnie z poleceniem Venory wrócili na ścieżkę i ruszyli dalej. Niedługo później z oddali dostrzegli stary młyn, na skraju lasu. Strumień, który niegdyś zapewniał świetność budowli, teraz “dogorywał” między sporymi kamieniami w korycie.


Był to wielki, dwupiętrowy budynek, w którym mogło przebywać na raz wiele osób.
-Trzeba by było wejść do środka i sprawdzić co tam jest… - burknął Albrecht. Gritta sięgnęła ręką do plecaka, skąd wydobyła flakon z miksturą ukrycia.
-Nie użyłam żadnej…- uśmiechnęła się zawadiacko.
- To bardzo dobrze - stwierdziła Venora z zadowoleniem, że wciąż mogą ten plan wykorzystać. - Ile czasu potrzebujesz? Bo wątpię, że będziesz w stanie krzyczeć jak cię złapią - zapytała z powagą w głosie, by wiedzieć kiedy muszą ruszyć na ratunek.
-Nie wiem. Zależy gdzie trzymają dzieciaki- odparła Gritta odkorkowując flaszę. Elfka wypiła gęstą miksturę krzywiąc się od gorzkiego smaku niemiłosiernie. Harfiarka odłożyła większość hałasującego ekwipunku, zabrała ze sobą tylko miecz i jedną flaszkę naparu więcej, wstała i podeszła kilka kroków w kierunku budowli. Nagle jej ciało zaczęło tracić barwy, a po chwili jej towarzysze widzieli tylko poruszającą się mgiełkę na tle zielonego lasu.
-Oby jej się udało…- Albrecht rozglądał się czujnie na boki, by przypadkiem nikt ich nie zaskoczył. Jakiś czas później Gritta wróciła do kompanów z raportem. Początkowo jej nie dostrzegli, dopiero kiedy nadepnęła suchą gałąź Venora i Albrecht zwrócili uwagę na tamten kierunek.
-To tylko ja…- szepnęła do nich.
-Zajrzałam do środka. Mają na parterze swój obóz. Było ich tam może piętnastu. Dzieci są uwięzione w piwnicy. Wejście od zewnątrz jest zablokowane, a druga klapa znajduje się właśnie w głównym magazynie, na parterze…- opowiedziała.

- Widziałaś kultystkę? - dopytała Venora, zaciskając mocno dłoń na rękojeści Pożogi, która wciąż spoczywała w pochwie u jej pasa.
-Nie, ale dostrzegłam zhentarimskiego szpiega w białej masce…- odparła.
Paladynka prychnęła z niezadowoleniem i spojrzała na kapłana.
- Piętnastu przeciwników, kultystka szesnasta… Przynajmniej - zrobiła na głos wyliczankę. - Musimy działać szybko. Wyważyć drzwi i po prostu zabić każdego na naszej drodze - powiedziała z rysującą się na jej twarzy zaciętością, której nie umniejszała świadomość jak wielu przeciwników na nich czeka. Po prostu miała nadzieję, że zbrojni nie będą lepiej wyszkoleni od kultystów, z którymi walczyła jeszcze w Cormyrze. - Trzeba rzucić wszystkie czary jakie mogą nas wesprzeć. Wypić miksturę żelaznej skóry. Mnie tarcza ochroni przed złem bardzo długo, więc ty Albrechcie rzucisz na siebie podobny czar. Musimy się trzymać ramię w ramię i nie dać zajść od tyłu. Gritto, nie włączaj się do walki dopóki ci nie powiem. Masz stać na uboczu i nie dać się zranić, twoim priorytetem jest wyciągnięcie Netira i ucieczka z nim na grzbiecie Młota. My spróbujemy zrobić ci przejście do klapy prowadzącej do piwnicy. Jak się uda to odjedziesz z nim milę stąd i się schowacie. W takiej odległości, gdy my się uporamy z kultystami to ja cię odnajdę dzięki więzi jaką mam z wierzchowcem - wyjaśniła powód, dlaczego elfka ma dosiąść Młota. - Ale wiadomo, plany sobie, a życie sobie. Ale damy radę. Musimy - dodała na koniec.
Para sług Helma wyciągnęła spod swych pancerzy symbole Wiecznie Czujnego, nie zamierzając więcej ukrywać się z tym.


Towarzysze wspólnie omówili szczegóły, każde dorzuciło od siebie kilka słów o tym jakie czary są w stanie wykorzystać i który jaką korzyść mógł im dać. Prędko ustalili kolejność działań do momentu znalezienia się przed drzwiami. Venora przez chwilę rozważała wyrwanie drzwi z pomocą Młota, lecz to by od razu zwróciło na nich uwagę. Niestety ale szanse mieli wyłącznie jeśli udała im się ruszyć na przeciwników z zaskoczenia. Tak jak to miało miejsce, gdy Venora i Gritta po raz pierwszy natrafiły na kultystów Bane'a. Albrecht zwrócił uwagę, że powinni dać radę we dwoje z paladynką sforsować drzwi siłą. To mogło im pozostawić element zaskoczenia, który tak bardzo był im potrzebny.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 05-07-2017, 20:33   #217
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Przystąpili do gorączkowych przygotowań. Każdy wziął po dwie buteleczki z magicznymi napojami. Venora pochwyciła w dłoń tarczę i uwolniła na siebie jej ochronną moc przed wszystkim co złe. Gritta zanuciła melodię inspirującą odwagę. To sprawiło, że stała się widoczna. W tym samym czasie Albrecht wyrycecytował jeden psalm i zaraz po nim drugi. Przyniosły one kapłanowi jasność umysłu, a paladynce jeszcze większą pewność siebie. Gritta na skinienie Venory wychyliła buteleczkę z miksturą żelaznej skóry. Albrecht i Venora dobyli swoich broni.
Pierwsze przygotowania mieli za sobą i kiedy elfka przełknęła ostatni łyk, wtedy cała trójka pochwyciła za mikstury półorczego szamana. Miały tak paskudny smak, że nikt nie chciał wiedzieć co w nich było zmieszane. Po kolei zaczęli znikać.
- Już - powiedziała panna Oakenfold i ruszyła pierwsza. Nie widzieli się, więc uprzednio ustalili kolejność jak będą iść i które kiedy ma się zatrzymać. Pierwsza była Venora, za nią na jej sygnał ruszył kapłan, a na końcu elfka, gdy Albrecht ją ponaglił. Szli w zupełnej ciszy, każde starając się jak najciszej stąpać, co dla odzianych w zbroje stanowiło wyzwanie.

Dotarli do drzwi i Venora zatrzymała się po ich lewej stronie, gdyż po prawej miał się zaraz znaleźć Albrecht. Gritta miała stać za jej plecami i nie podejmować żadnej akcji.
Paladynka wyciągnęła butelkę z miksturą żelaznej skóry co sprawiło, że stała się widoczna. To samo zrobił kapłan. Wypili duszkiem i po skinięcu głową do siebie, razem uderzyli barkami w drzwi.
Stare, sfatygowane wrota nie stanowiły dla nich żadnego wyzwania. Potężnie uderzyli razem w drzwi kompletnie je wyłamując. Tuman kurzu wzbił się w powietrze, a odrzwia upadły z łoskotem na podłogę. W wypełnionym skrzyniami i beczkami magazynie znajdowało się około dziesięciu osobników, odzianych w podobny sposób jak tamten łucznik w lesie, którego zabił Albrecht. Mężczyźni ogłupieli na krótką chwilę widząc tylko dwoje ludzi
-Brać ich! Na co czekacie!- krzyknął tajemniczy jegomość, którego Gritta dostrzegła podczas zwiadu. Wysoki i szczupły mężczyzna miał na sobie czarne szaty, a jego twarz przysłaniała biała maska.


Oprychy błyskawicznie dobyły broni. Kilku miało miecze, ktoś sięgnął po toporek, a kolejna dwójka zajęła się nakładaniem bełtów na kusze.
-Za Bane’a!- krzyknął młody chłopak, stojący najbliżej Helmitów. Mężczyzna doskoczył do Venory i natarł na nią mieczem. Miecz nie przebił pancerza, a rycerka wartko odpłaciła osobnikowi kontratakiem. Chłopak zasłonił się w panice i jakimś cudem udało mu się sparować uderzenie rycerki, lecz przed ciosem buzdygana Albrechta nie był w stanie się osłonić. Potężny cios w żebra powalił osobnika bez tchu na ziemię, a wszystkiemu towarzyszył paskudny dźwięk pękających kości. Kapłan uniósł ręce w górę trzymając w dłoniach buzdygan i komponent potrzebny do wymodlenia kolejnego zaklęcia.
-Helmie wesprzyj mnie swoim wysłannikiem, by pomógł nam stawić czoło tym złoczyńcom!- krzyknął na głos i wtedy za jego plecami pojawił się błękitny snop światła, w którym ukazał się anielski sługa Boga Strażnika. Niebianin był dobrze zbudowanym mężczyzną o psiej głowie. Venora słyszała niejedno o Archonach, lecz widziała go na oczy dopiero pierwszy raz w życiu.


Venora spojrzała na niebianina kątem oka. Virgo wspominał jej w trakcie wyprawy do Grumgish, że w jego buzdyganie była zaklęta magia, która potrafiła przywołać taką pomoc. Nie było jednak czasu i sensu teraz o tym rozmyślać. Paladynka skupiła się i natchnęła boską energią swą broń. Pożoga zajaśniała jeszcze większym blaskiem niż kiedykolwiek. Rycerka, ze skupieniem na twarzy ruszyła na przód atakując kolejnego, najbliższego jej przeciwnika, pilnując się jednocześnie by nie oddalić się za bardzo od kapłana, bo wtedy oboje będą mieli odsłonięte plecy.
Pierwszy do ataku ruszył przyzwany Archon. Niebianin - ogar doskoczył wielkim susem do najbliższego przeciwnika i natarł na niego bardzo agresywnie. Dwuręczny miecz istoty ranił bardzo dotkliwie pierś przeciwnika, ogar zrobił krok w tył i dźgnął z całej siły, przebijając oponenta na wylot. Człek plunął krwią i upadł na ziemię.
Tuż obok trwał bój Albrechta z przygarbionym półelfem, walczącym toporkiem. Kapłan huknął potężnie osobnika w bok. Półelf zamachnął się toporem, lecz ból dość go zdekoncentrował i cios minął nieznacznie kapłana.
Venora natarła zajadle na kolejnego z oponentów. Miecz świsnął w powietrzu i niespodziewanie poszybował gdzieś w głąb magazynu. Oprych uśmiechnął się szeroko widząc wypadek paladynki. Mężczyzna próbował pchnąć swoim mieczem Venorę, lecz panna Oakenfold wyczuła jego zamiary i odsunęła się w bok unikając ciosu.

Rycerka już miała dobyć zapasowego miecza, gdy poczuła ucisk w udzie. Gdy spojrzała w dół dostrzegła wystający z pancerza beł, który trafił ją nieopodal rany po strzale sprzed godziny. Kusznicy nie próżnowali, choć drugi nie trafił celu i jego pocisk wbił się w ścianę za plecami rycerki.
Tymora ewidentnie zdecydowała podłożyć Venorze kilka kłód pod nogi. Ale paladynka nie zamierzała tracić wiary we własne możliwości i pewnie pochwyciła Ślepy Los.
~ Na takie okazje noszę drugi miecz ~ pomyślała sarkastycznie, gdy zamachnęła się mocno i wyprowadziła cios od dołu wycelowany w podbrzusze swojego oponenta.
Venora już widziała jak jej zastępczy miecz rozpruwa brzuch przeciwnika gdy krzyk kapłana wyrwał ją z bitewnego amoku
-Venora padnij!- krzyknął i w ostatniej chwili dostrzegła pędzącą w ich kierunku płonącą kulkę wielkości dziecięcej pięści. Magiczny pocisk uderzył w samo serce toczącej się potyczki, ale zarówno Albrecht, jak i Venora zdążyli odskoczyć unikając potężnej eksplozji. Troje oprychów spłonęło na węgiel. Albrecht miał osmoloną twarz, a grymas bólu świadczył że ogień i tak zdołał go poparzyć, jednak zhentarimski mag wbrew własnej woli wspomógł helmitów tak po prawdzie.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 05-07-2017, 22:10   #218
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=vlvlaMq_tvg[/media]

Nim Venora zdążyła się podnieść, by podjąć kolejne kroki w boju, tuż nad jej głową świsnął bełt. Kusznicy wciąż do nich strzelali, lecz podnosząc się z ziemi rycerka dostrzegła otwartą do piwnicy klapę, a to oznaczało, że Gritta już zaczęła działać.
Nagle na piętrze zabrzmiał dźwięk rogu.
-Wzywają posiłki! Za Helma! Za Cormyr!- krzyknął kapłan podnosząc się z podłogi. Kompani w ferworze walki usłyszeli wartkie kroki kilku osób zbiegających ze schodów, zaś za oknem dostrzegli ruch innych oprychów. Rycerka już wiedziała, że zaraz zostaną otoczeni przez kultystów zarówno od strony wyłamanych drzwi jak i zbiegających ze schodów. Banenici wbiegli do młyna, lecz widząc pobojowisko zawahali się i zatrzymali w miejscu.
-Szybko! Plecami do siebie!- krzyknął Albrecht i sekundę później stali obok siebie z niebiańskim Archonem i Venorą. Wtedy na schodach, obok zhentarimskiego maga, pojawiła się czarna kapłanka, patrząc ze zdziwieniem na dwójkę Helmitów.
-A co to?!- krzyknęła zdumiona kultystka.

Venora dostrzegła w międzyczasie, że ma wolną drogę do Pożogi. Natychmiast schowała Ślepy Los i doskoczyła do swojej ulubionej broni. Mając ognisty miecz w dłoni od razu poczuła się pewniej.
Widząc znienawidzona przez siebie twarz Venora od razu ku niej się skierowała. Ona tu dowodziła i jeśli ją pokonają, to morale reszty padną.
- Na nią! - krzyknęła do towarzyszy paladynka, a ostrze jej miecza buchnęło ogniem.
-Brać ich!- krzyknęła kultystka, wskazując Helmitów palcem. Strzelcy odłożyli swoje kusze, wiedząc że w takim tłumie ostrzeliwanie nie ma sensu. Większość oprychów, która wbiegła od zewnątrz rzuciła się do boju, tylko kilku jakoś nie bardzo paliło się do boju z fanatycznymi Helmitami. Mimo to rycerka, Albrecht i Archon zostali w krótkiej chwili szczelnie otoczeni. Każdy z zhentarimskich pionków raz po raz próbował ugodzić rycerzy, lecz tamci wzorowo się bronili.

- Zabiłam twoich kamratów w Cormyrze! Mając przy sobie wyłącznie miecz! Spieprzałaś przede mną, ale cie znalazłam! Teraz zakończę twoje parszywe życie jak i zabiję każdego kto stanie mi na drodze! - krzyczała paladynka wkładając w to całą nienawiść jaką czuła do kultystki i całego tego zła tu się kotłującego. - Demony nie są w stanie mnie zabić, więc wam tym bardziej się nie uda!
Obietnice i groźby Venory wyraźnie poruszyły część jej przeciwników. Rycerka widziała strach wymalowany na ich twarzach, lecz twarda pozycja czarnej kapłanki utrzymywała szyki jej ludzi w ryzach. Każdy czekał tylko na moment by zadać cios.
-I jak chcesz tego dokonać?- spytała Banenitka -W trójkę?- uśmiechnęła się z politowaniem.

Sekundę później, w tyle magazynu zagrzmiał łomot, tłuczonego szkła i towarzyszące temu jęki, pokiereszowanego oprycha. Coś wrzuciło go do środka z niezwykłą siłą. Venora kątem oka spojrzała w tamtym kierunku i ujrzała smoczy łeb, podobny do tego, który już raz widziała z bliska.
~Żelazny…~ przemknęło jej przez myśl, lecz kiedy smoczydło przeszło obok wybitego okna, rycerka dostrzegła, że ten tutaj nie ma skrzydeł jak miał Żelazny. W jej głowie pojawiło się milion myśli. Wiedziała, że jeśli kultystów w boju wesprze smoczydło, to skreśla ich jakiekolwiek szanse na zwycięstwo w tym boju. Kilku mężczyzn stojących przy wyłamanych drzwiach odsunęło się do tyłu, a oczom wszystkich ukazała się rosła istota o smoczym łbie. Stwór powoli wszedł do środka rozglądając się uważnie po wnętrzu młyna. Z jego gardła dobył się ponury pomruk.


Paladynka przyjrzała się tej istocie na zupełnym bezdechu.
~ Jestem silniejsza niż wtedy i nie jestem sama ~ zaraz opanowała się i uspokoiła myśli. Skupiła się na celu. Na zabiciu kultystów, na tym by Gritta miała wolną drogę do ucieczki z Netirem. To teraz napędzało ją do działania. Troska o bliską jej osobę.
- Już jedno smoczydło próbowało mnie zabić, ale wciąż stoję - warknęła rycerka do kultyski, bo póki smoczydło musiało do nich dojść, to Venora i jej towarszysze broni mieli szansę jeszcze kilku parszywców odesłać z tego świata zanim będą musieli zmierzyć się z siłą smoczego pomiotu. - Strach cię obleciał, ale wytnę sobie drogę do ciebie! - krzyknęła.
Znów zawrzało i miecze poszły w ruch. Venora miała przed sobą, w zasięgu Pożogi aż czterech oponentów, jednak byli to chłopcy z mlekiem pod nosem, którzy nawet dobrze nie trzymali mieczy. Pierwszym ciosem od dołu, Venora rozpruła trzewia przeciwnika. Jego wnętrzności wypadły z brzucha, a chłopak osunął się na ziemię bez tchu w piersi. Z pozostałych trzech tylko jeden zdołał trafić rycerkę, lecz drobne cięcie nie zrobiło na niej wielkiego wrażenia. Albrecht i ogar również nie próżnowali. Kapłan trafił kolejnego zhentarima swoim buzdyganem, lecz tym razem za słabo, aby go wykluczyć z potyczki. Na szczęście kapłan skutecznie zasłaniał się przed atakami rywali.

Archon radził sobie chyba najlepiej. Jego wielki, dwuręczny miecz spadł z góry na człowieka, przecinając go w pół od barku, do ostatniego od dołu żebra. Rycerka nie miała czasu śledzić ruchów smoczydła, lecz przeraźliwy wrzask zza jej pleców sprawił, że poczuła ciarki na plecach, a część kultystów zawahała się jeszcze bardziej.
Venora wzięła głęboki oddech, ponownie skupiając się na drzemiącej w niej mocy. Wyprowadziła solidny cios, lecz i tym razem Tymora postawiła przed nią przeszkodę. Paladynka chybiła o włos swego przeciwnika, który skutecznie uchylił się przed żarzącym się ostrzem służki Helma. Natychmiast z pomocą mu przyszedł inny kultysta, który znajdując lukę między płytami pancerza, drasnął Venorę w odsłonięty bok. Rycerka warknęła i tym razem krótkim pchnięciem zaatakowała tego, który ją zranił. Los bywał przewrotny, a Helmitka doskonale o tym wiedziała. Usatysfakcjonowany krwią paladynki na mieczu chłopak stracił kontrolę nad sytuacją, kiedy na jego twarzy pojawił się fircykowaty uśmieszek. Panna Oakenfold cięła mieczem od boku a uwieńczeniem tego ciosu była tryskająca krwią bruzda na szyi oponenta. Chłopak przewrócił się na plecy drgając jeszcze chwilę całym ciałem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 06-07-2017, 03:31   #219
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Miała już jednego przeciwnika mniej, jednak to tylko zmotywowało pozostałych dwóch, którzy jej stali na drodze do czarnej kapłanki. Pech ciał, że i jeden i drugi ugodzili Venorę swoimi mieczami. Rycerka krwawiła już nie na żarty, a ból zaczynał ją dekoncentrować.
Albrech wciąż stawiał silny opór. Nie był tak dobrym szermierzem jak rycerka i przez proste błędy chybiał swoimi zamaszystymi ciosami. Na szczęście jego przeciwnicy również nie potrafili tego wykorzystać i wciąż żadnemu nie udało się przebić kapłańskiej zbroi.
Archon wymachiwał swym mieczem z niezwykłą finezją i lekkością, jakby ostrze nie ważyło tyle, na ile w ogóle wygląda. Niestety tylko sam czubek ostrza dosięgnął celu i tym razem nie padł trup, lecz zhentarimski pionek obficie krwawił.
Otaczająca Helmitów zgraja powoli i konsekwentnie się kurczyła, a Venora choć odczuwała silny ból wiedziała, że nie dzieli jej wiele od Czarnej kapłanki.

Venora nie zamierzała kusić losu. Była już tak blisko i nie mogła dać się ponieść. Osłoniła się tarczą i sięgnęła po jedną z dwóch mikstur leczenia jakie miała od kulejącego kapłana. Wypiła ją, a fiolkę rzuciła przeciwnikom pod nogi.
Zhentarimowie nie odpuszczali. Szczególnie teraz, kiedy Venora wykonywała bardzo trudny manewr picia mikstury w trakcie walki. Gorzka substancja rozpłynęła się po jej gardle i już po chwili rycerka poczuła jak ból nieco ustępuje, a jej brzuch wypełnia przyjemne i kojące ciepło. Mężczyźni agresywnie nacierali, wymierzając w przeciwniczkę silne ciosy, raz za razem. Kobieta przyjęła na tarczę dwa silne ciosy i dostrzegła kątem oka jak niespodziewanie dobiega do niej jeden z tych, co wcześniej strzelali z kuszy. Była kompletnie odsłonięta z jego strony i wiedziała, że młodzik teraz może ją nieźle pokiereszować. Chłopak uniósł oburącz miecz nad głowę i przymierzył się na lekko pochyloną paladynkę, nagle w jego pierś wbił się z impetem miecz, ciśnięty gdzieś zza jej pleców. Kobieta usłyszała też ryk smoczydła, kiedy przebity mieczem chłopak upadł na ziemię, dobre dwa metry dalej.

W tym samym czasie Albrecht w końcu przebił linię obrony przeciwnika i gruchnął go silnie w plecy swoim buzdyganem. Chłopak padł na kolana pod stopy kapłana, próbując złapać oddech. Pozostali wciąż nie potrafili ugodzić Helmitę i to go tylko bardziej nakręcało.
Tuż obok ze swoim mieczem tańczył niebianin. Ogar kopnął potężnie w brzuch rannego młodzieńca, a kiedy ten stracił równowagę, dwuręczny miecz od razu przebił jego pierś, bez cienia skrupułów. Jeden z jego przeciwników nawet zdołał go ugodzić swoim mieczem, lecz ta rana nie zrobiła wielkiego wrażenia na przyzwanej istocie.

Panna Oakenfold była w sporej konsternacji widząc co właśnie zrobiło smoczydło. Doświadczenie, bardzo bolesne z resztą, kazało jej założyć, że chce ono jej krzywdy. Wyglądało na to, że jaszczur tak straszliwie ją chybił, że aż przywalił swojemu. Tymora musiała dziś mieć duże poczucie humoru.
Paladynka skupiła się by wyczuć aurę smoczydła, chcąc uszykować dla niego uderzenie zła. Lecz najpierw zamachnęła się na jeszcze jednego poplecznika kultystki. Pożoga jak zawsze, buchnęła płomieniami. Miecz świsnął w powietrzu, a sekundę później głowa kultysty odpadła mu od ramion, tocząc się gdzieś w półmrok. Sytuacja na polu bitwy nagle zaczęła się diametralnie zmieniać. Kilkoro zhentarimów zwyczajnie rzuciło się w panice do ucieczki, zaś rozeźlona tym wszystkim czarna kapłanka ruszyła energicznym krokiem na piętro ciągnąc za sobą czarodzieja. Venora odwróciła się gotowa do ataku na smoczydło, gdy dobiegał do niej jeden z nielicznych, którzy pozostali przy życiu, z wolą walki. Chłopak chciał wyprowadzić zamach od boku, lecz na jego drogę wskoczyło dalekim skokiem smoczydło, zatrzymując go potężnym ciosem masywnej łapy w podbródek. Chłopak aż puścił miecz i runął jak placek na ziemi. Wysoki na prawie osiem stóp smoko-człek, wejrzał przez ramię na Venorę, lecz ku jej zdziwieniu nie zaatakował, a tylko odwrócił łeb w drugą stronę.
Albrecht akurat siłował się w zwarciu z ostatnim Zhentarimem. Smoczydło mruknęło pod nosem i wielkimi krokami, błyskawicznie znalazło się przy odzianym w czerń bojowniku.

Stwór złapał go za kołnierz od tyłu i z łatwością odciągnął od Helmity, po czym rozdziabił wielką paszczę i wgryzł się w gardziel przeciwnika mordując go w ciągu trzech sekund. Truchło upadło bezwładnie na ziemię, a smoczydło odwróciło się do helmitów patrząc na nich badawczo wielkimi ślepiami. Dopiero teraz Venora miała okazję lepiej mu się przyjrzeć. Miał na sobie lekką, skórzaną zbroję, lecz raczej była mu zbędna, gdyż jego ciało chroniły grube łuski. Bestia miała ogromne pazury, którymi z łatwością można było wydrzeć człekowi serce z piersi. Na gadzim pysku widać było straszną bliznę, która była za pewne związana z oślepionym okiem. Smoczydło mruknęło pod nosem i podeszło do przebitego mieczem trupa. Stwór pochylił się i swobodnie, bez większego wysiłku wyciągnął broń z ciała.
-Venora! Czarna kapłanka!- ponaglił ją Albrecht widząc, że bestia najwyraźniej nie ma wobec nich złych zamiarów.

Rycerka skinęła mu głową i położyła ręce na swojej piersi. Uleczyła się, zostawiając odrobinę energii na wszelki wypadek. Spojrzała jeszcze mocno zdumiona na smoczydło, po czym rzuciła się biegiem ku schodom prowadzącym na piętro.
Wbiegali po schodach jak opętani, jakby wcale nie byli zmęczeni walką, a płytowe pancerze nie wcale nie były tak ciężkie. Gdy Venora tylko wychyliła głowę, wbiegając na górę dostrzegła ogromną plamę magicznej energii, która zwyczajnie stworzyła dziurę w kamiennej ścianie młyna. Kapłanki już nie było w izbie, a czarodziej w masce sięgnął ręką za pas, skąd wyciągnął różdżkę, na końcu której znajdował się skrzący, błękitny kamyk. Nagle w izbie rozległ się przerażający huk i w kierunku rycerki wystrzeliło elektryczne wyładowanie. Venora uskoczyła w bok, o mało nie wyłamując poręczy. Wystarczyło to by błyskawica w nią nie uderzyła, a jedynie lekko poparzyła. Panna Oakenfold była zdeterminowana i nie miała zamiaru się poddawać, ani zatrzymywać. Ból zmusił paladynkę do jeszcze większego wysiłku, by pokonać wroga nim ten ponowi atak. Opanowana żądzą zabicia przesiąkniętej złem kultystki, ruszyła biegiem na zhentarimskiego maga. Szeroko zamachnęła się Pożogą, a języki płomieni na jego ostrzu zatańczyły, zataczając wiry nad pozłacaną boską mocą klingą. Zimne i skupione spojrzenie paladynki wbite było prosto w oczy mężczyzny w masce.

Pożoga z głośnym mlaśnięciem wdarła się w trzewia zhentarima. Krew chlusnęła obficie na deski, a zaraz temu towarzyszyły syk rozpalonego ostrza, które cięło przeciwnika paladynki, paliło go i zarówno boską, jak i ognistą mocą. Zamaskowany wydarł z siebie wrzask bólu. Zatoczył się gdy ból go sparaliżował. A wtedy Venora przymierzyła się do niego jeszcze raz, chcąc odciąć mu ręce, by nie był w stanie użyć już swej przeklętej magii.
- Ta pieprzona kurwa uciekła na zewnątrz! - krzyknęła na całe gardło rycerka nie przebierając w słowach. Miała nadzieję, że gdy ona traci czas na zhentarimskiego popaprańca to ktoś z jej towarzyszy ruszy za kultysktą.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 06-07-2017 o 17:38.
Nefarius jest offline  
Stary 06-07-2017, 21:31   #220
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Bezlitosne cięcie mieczem nie tylko odcięło ramię maga, w łokciu. Mężczyzna już nawet nie miał siły krzyknąć czy próbować w jakikolwiek sposób się ratować. Jego rany były tak rozległe, że osobnik padł trupem uderzenie serca później. Magiczne efekty jego zaklęcia przestały działać, a nim dziura w murze zniknęła Venora dostrzegła spadającą na ziemię drabinę, po której zeszła Czarna kapłanka i rozpędzonego konia, z jej plugawą osobą na grzbiecie.
- Ta suka znowu mi ucieknie! - z irytacji, Venora aż zamachnęła się Pożogą na ścianę. Poszedł snop iskier, ale nic poza zarysowaniem ściany, rycerka nie zdziałała. Zaczęła rozglądać się za innym wyjściem, myśleć nad szansami na dogonienie kultystki.
-Gritta…- warknął nerwowo Helmita, przypominając sobie o elfce i dzieciach. Słowa Albrechta otrzeźwiły Venorę, że pogoń za czarną kapłanką nie jest istotna. Kompani prędko zbiegli na dół. Agentka Harfy właśnie wyprowadzała spanikowaną gromadkę podrostków na zewnątrz starając się oszczędzić widoku rzezi, jak tylko się dało.

Paladynka zatrzymała się u dołu schodów, chowając miecz do pochwy i zaraz przetarła pot z czoła. Uważnie przyglądając się twarzom dzieciaków, by wyłapać tą znajomą.
- Netir? - wypowiedziała imię swojego bratanka, a jej serce w tym momencie zamarło w oczekiwaniu.
Chłopak wyrwał się spośród gromadki wychudzonych i zmęczonych dzieci -Ciocia!-
krzyknął i przytulił się mocno do jej nogi. Chłopak kojarzył ją doskonale, mimo iż widywał bardzo rzadko. Panna Oakenfold uśmiechnęła się szeroko i przyklękła. Odłożyła tarczę na podłogę i mając wolne ręce, wzięła w ramiona chłopca delikatnie go obejmując. Ze wzruszenia nie była w stanie niczego powiedzieć. Widząc to Gritta posłała Venorze porozumiewawczy uśmiech. Sielankową atmosferę przerwały ciężkie kroki niezapowiedzianego wsparcia. Smoczydło skończyło czyścić ostrze miecza kawałkiem płótna koszuli, jednego z pokonanych wrogów, cisnęło szmatką w bok i płynnym ruchem schowało dwuręczny miecz do pochwy na plecach. Smokoczłek zbadał Venorę spojrzeniem żółtego, gadziego ślepia. Z jego nozdrzy buchnęła para, a on sam ruszył powoli w stronę wyłamanych drzwi. Widząc to gromadka dzieci rozbiegła się ze strachu, on jednak to zignorował i sięgnął szponiastą łapą do sporego plecaka, skąd wyciągnął brzydki, żelazny diadem. Smoczydło podeszło do Venory i wyciągnęło w jej kierunku rękę z diademem.

Paladynka trzymając bratanka w rękach wyprostowała się. Wpierw spojrzała na to co chciał jej dać jaszczur, a później na jego pysk.
- Kim jesteś i czemu tu jesteś? - zapytała go przyglądając mu się nieufnie. Stwór wydał z siebie tylko niski pomruk, potrząsając lekko trzymanym diademem.
Venora przez chwilę mierzyła go wzrokiem. Wydawało jej się, że łuski smoczydła mieniły się metalicznie. Gdyby przyszło jej oceniać z jakim metalem jej się kojarzył kolor to powiedziałaby, że jest to miedź. Mówiło się że smoki chromatyczne są złe, natomiast ich przeciwieństwem były metaliczne. Ale i sama paladynka, niezależnie jak bardzo by się nie skupiała na wyczuciu intencji tej istoty, to niczego złego się w nim nie dostrzegała.
- Netir podejdziesz do Albrechta, to ten kapłan - wskazała chłopcu mężczyznę. - Ja muszę porozmawiać - po tych słowach opuściła dziecko, pogłaskała po policzku i gestem dłoni ponagliła go by odszedł na chwilę.
Mając wolne ręce Venora wyciągnęła dłoń po kawałek żelastwa jaki podał jej smoczy potomek. - Co to jest? - zapytała.

Smoczydło oddało pseudoozdobę i wyprostowało się nie wydając z siebie żadnego odgłosu przy tym. Gad odwrócił się na pięcie i znów podszedł do swojego plecaka. Jego ruchy były powolne i odrobinę niezdarne, ale w trakcie walki ruszał się jak genasi wody w falach oceanu. Bestia włożyła łapsko do wnętrza torby i wyciągnęła z niej solidną tubę na zwoje. Smoczydło wróciło przed oblicze Venory wręczając jej pojemnik, tak jak zrobił to z diademem.
Panna Oakenfold uniosła brew w pytającym geście, nie wiedząc o co chodzi nieznajomemu. Najpierw pojawia się on w środku walki, prawie gołymi rękami rozsmarowuje kilku kultystów, a teraz ją obdarowuje dziwnymi przedmiotami.
- Czy ty w ogóle umiesz mówić? - zapytała jaszczura i kątem oka spojrzała na swoich towarzyszy. Smoczydło tylko wykonało gest, który można było uznać za uniesienie brwi.
- A myślałam że już nic dziwnego mnie nie spotka… - powiedziała do siebie z nutką ironii w głosie. Wiedziona ciekawością otworzyła pojemnik, by zajrzeć co jest w jego środku.
Był to, pożółkły zwój pergaminu, zalakowany rodowym herbem sir Morimonda.


Venora zamrugała kilka razy, widząc znajomy symbol. Była w tak wielkim szoku, że w głowie miała pustkę. Uniosła spojrzenie na smoczydło i wpatrywała się w nie długo i w milczeniu. To był najbardziej nietypowy goniec jakiego można było sobie wyobrazić. W końcu złamała pieczęć i niecierpliwie rozwinęła zwój, chcąc spojrzeć na to co w sobie zawiera.
Litery wiadomości były dla niej niezrozumiałe, choć już wiedziała, że to język niebian. Miała okazję kilka razy w swoim życiu ujrzeć go na oczy.
Panna Oakenfold westchnęła bezsilnie i pokręciła głową. Jej mentor zdecydowanie powinien był o tym pomyśleć zawczasu i wysłać ją na nauki tego języka. Przynajmniej teraz nie byłoby nieporozumień. Zwinęła pergamin i zaczęła go chować do futerału.
- Dziękuję za pomoc i za dostarczenie tego - skinęła mu głową, podniosła z podłogi swoją tarczę i odchodząc od smoczydła, ruszyła do Albrechta i Gritty.

- Musimy jeszcze przeszukać to miejsce, najlepiej je spalić i wynosimy się z dziećmi… - powiedziała do towarzyszy. - Powinien tu być gdzieś wóz z koniem - przypomniało jej się z opisu tej grupy, gdy byli w wiosce.
-Pewnie z drugiej strony budynku zostawili wóz- Albrecht rzucił pomysłem -A co z nim?- spytał patrząc badawczo na smoczydło, na co gad tylko warknął.
Venora uniosła rękę z pojemnikiem.
- Przyniósł mi list. Ma pieczęć rodu Rolandsów - odparła mu przyglądając się reakcji kapłana. - I jest napisany tym samym językiem co poprzedni. Który ty mi przetłumaczyłeś - dodała.
-A to żelastwo?- wskazał ręką diadem, który trzymała w dłoni.
- Mi wygląda jak całkiem solidny przycisk do papieru - to wszystko było już tak niewiarygodne, że paladynka nie powstrzymywała się przed ironizowaniem. - Bo nie widzę, żeby jakaś dama chciała to nosić na głowie... - ale mówiąc o tym Venorze nagle coś przyszło do głowy. Zdjęła z głowy kamień Ioun i schowała go do sakiewki. - Założe go, miejmy nadzieję, że mnie to nie opęta... - powiedziała i założyła sobie na głowę diadem, po czym wyciągnęła ponownie list. Piękne runy nagle nabrały sensu i stały się dla rycerki zrozumiałe. Venora podekscytowana rozprostowała papier i wczytała się w treść
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172