Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2017, 09:12   #61
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Nie zabawił długo na imprezie urodzinowej Claire, bo miał tej nocy jeszcze jedną ważną rzecz do roboty. Pokręcił się trochę przy tipich, pogadał z Vesną, wymienił parę zdań z Marty'm i wymknął się w stronę domku Kate. Większość klasy zebrana była w jednym miejscu, więc możliwość nakrycia przez kogoś minimalizowała się, jednak Danny i tak był ostrożny jak zawsze, oglądając się na wszystkie strony. Zrobił to raz jeszcze, gdy cicho, niczym morderca z jakiegoś horroru nacisnął na klamkę drzwi domku nauczycielki i po chwili zniknął w środku. Przynajmniej zapamięta tę wycieczkę z jednego, najprzyjemniejszego powodu.


Wymknął się do siebie od razu po skończonym zbliżeniu i zasnął bardzo szybko. Rankiem obudził się sam z siebie, zrobił kilka kółek wokół ośrodka w ramach rozgrzewki i poszedł na śniadanie. Hoy znowu miała swoje odloty, ale Calistri nie zwracał już nawet na to uwagi, wymieniając z Marty'm uwagi na temat zbliżającego się draftu w NBA. Po śniadaniu pokręcił się trochę po okolicy, postał trochę przy brzegu jeziora, rozmyślając o tym, co jeszcze fantastycznego spotka go w życiu, a widząc niedaleko rozwieszoną siatkę do plażowego volleyballa, wpadł na pomysł rozegrania meczu klasowego. Zabrał ze schowka piłkę i przeszedł się po ośrodku - większość kręciła nosem na pomysł gry w taki upał, ale na szczęście Claire, Dean i Marty nie wymiękali nawet, jak na termometrze było plus trzydzieści w cieniu.

Podzielili się więc na dwie drużyny po dwie osoby. W pierwszej - jak można się było domyślić - znajdowali się Claire i Dean, którzy ostatnio stali się dość nierozłączni, w drugiej Danny i Marty. Po wylosowaniu stron (co było dość strategiczne, bo pechowcom słońce miało świecić w pyski) i pierwszeństwa serwisu, na plażę przyczłapała Annika, jednak w związku z tym, że brakowało jednej osoby do gry, składy pozostały w niezmienionej formie, a Williams obiecała pobawić się w sędzinę spotkania. Ustalili, że grają dwa sety do piętnastu i Claire rozpoczęła grę.


Pierwsze minuty były bardzo wyrównane, nikt nie chciał oddać choćby punktu, z obu stron widać było ofiarne poświęcenia w odbiorze piłki i obie drużyny szły łeb w łeb. Dopiero po kwadransie gry drużyna Marty'ego i Danny'ego odskoczyła na trzy punkty (7:10). Chłopaki utrzymywali przewagę i przy stanie 10:13 wydawało się, że są bliscy wygrania tej partii... Nic z tego. Seria błędów własnych pozwoliła Claire i Dean'owi wrócić do gry, w czym miała swój udział również Annika, która chyba dość skutecznie dekoncentrowała Calistriego różnymi uszczypliwymi uwagami i dowcipami. Jeszcze po ataku Blake'a, który dał piłkę setową (12:14), Marty i Danny mogli być pewni siebie. CD Team jednak nie rezygnował: fantastycznie wymierzone zagranie Deana oraz kolejne błędy rywali (tym razem Marty'ego) pozwoliły im doprowadzić do rywalizacji na przewagi, a następnie tę wojnę nerwów wygrać 17:15, co oboje ukoronowali wpadając sobie w ramiona.

W drugiej odsłonie początek znów był bardzo wyrównany, jednak w końcu Marty i Danny osiągnęli dwupunktową przewagę, którą spokojnie utrzymywali, choć Claire miała trzy bardzo dobre serwisy, zapewniające kolejne punty. W końcówce, dzięki skuteczności Marty'ego i dobrej grze blokiem, MD Team odskoczyli rywalom na cztery punkty i tym razem nie pozwolili sobie na powtórkę historii z pierwszej partii, nawet posiadając handicap w postaci przeszkadzającej Anniki, w którą Danny co rusz ciskał grudy ciepłego piasku i ciskał piłką, próbując ją przepędzić. Ostatecznie Calistri i Blake zdołali utrzymać przewagę i zakończyli drugiego seta zwycięstwem 15:11. Był remis, zatem zdecydowali się na rozegranie ostatniej odsłony, tym razem do dziesięciu punktów, gdyż słońce naprawdę mocno dawało się we znaki i wszyscy grający byli już zupełnie mokrzy.

Niemal od razu Dean i Claire odskoczyli na cztery punkty i nie oddali przewagi aż do końca, wygrywając w setach 2:1.
- To przez słońce, jest za gorąco - powiedział z uśmiechem na ustach Danny. - I przez tę zarazę. - Wskazał podbródkiem na Annikę chichoczącą obok linii boiska. - A tak na poważnie, fajny mecz, dobra zabawa, gratulacje. Jutro zagramy rewanż... albo jak zrobi się trochę chłodniej. Wtedy wam już tak dobrze nie pójdzie.
Wrócili na łono obozu i każdy odbił w swoją stronę. Calistri odświeżył się pod prysznicem, a potem postanowił się zdrzemnąć, ustawiając wcześniej alarm w zegarku, by obudził go przed obiadem. Po nocnych akcjach z Kate i meczu w pełnym słońcu, zasnął, niczym bobas.


Przy obiedzie musiał się zachowywać jak pierdolony kelner i donosić wszystkim żarcie wraz z pozostałymi "skazanymi" na tę haniebną czynność. Nie cierpiał być poniżany w ten sposób, bo to zwykle jemu coś donosili, a nie na odwrót. Kłócić się jednak nie zamierzał, bo to mogłoby tylko pogorszyć sytuację. Bez słowa więc, z zaciśniętymi zębami donosił talerze i w końcu dane mu było zasiąść przy swoim posiłku, za który zabrał się z prędkością komiksowego Flasha. Długo się żarciem nie nacieszył, gdy z lasu wybiegła jakaś naga dziewucha, a Lambo i Hoy ruszyli, by sprawdzić, co tu robi i to w dodatku golusieńka, jak ją pan Bóg stworzył.

Calistriemu aż się cofnęło, a w gardle poczuł gorzką, niewidzialna gulę, widząc, jak tamta najpierw przejeżdża ostrzem noża po krtani Hoy, a potem z zimną krwią morduje Lambo. A gdy z lasu wypadli jej ziomkowie z siekierami i innym sprzętem, biegnąc na nich z dzikimi wrzaskami, wiedział już, że są w dupie.
- Ja pierdolę, co tu się wyrabia! - Krzyknął, podrywając się z ławki i zaczął biec za Gaudencio.
Jadalnia mogła być sensownym rozwiązaniem, by się tam jakoś zabarykadować i pomyśleć, co dalej. Nie rozglądał się zbytnio za innymi, widział tylko, że Vesna jest z Byronem, więc teoretycznie była bezpieczna.
Jako jeden z pierwszych wpadł do kuchni i złapał za nóż i solidny, metalowy tłuczek do mięsa. Ken słusznie zauważył, że trzeba było zadzwonić po gliny, był tylko jeden problem:
- Tu nie ma zasięgu, Kenny-boy! - Wykrzyczał Danny. - Jak już wszyscy tu wpadną, przesuniemy sofy pod drzwi. Nawet, jeśli tamci będą chcieli wleźć oknami, to będzie im trudniej, a nam łatwiej się bronić. Przynajmniej teoretycznie.

Nie wiedział, czy ma rację, bo nigdy wcześniej się w takiej sytuacji nie znalazł. Pomimo, że bał się jak cholera, a widoku krwi buchającej z otwartego gardła Hoy nie zapomni do końca życia, to adrenalina pozwalała mu działać i mieć krystalicznie czysty umysł. Tyle czasu grał w różne gry survivalowe typu State of Decay, Deadlight, czy Dead Island, więc miał nadzieję, że jakieś triki stamtąd mu się przydadzą w tym, co tu się wyprawiało. Chociaż to było prawdziwe życie, a nie pieprzony wirtual i tu nie miał respawna od checkpointa. Z tłuczkiem i nożem w dłoniach stanął przy drzwiach i nawoływał pozostałych przy ławkach, by się pospieszyli.
 
Kenshi jest offline