Konto usunięte | Nie zabawił długo na imprezie urodzinowej Claire, bo miał tej nocy jeszcze jedną ważną rzecz do roboty. Pokręcił się trochę przy tipich, pogadał z Vesną, wymienił parę zdań z Marty'm i wymknął się w stronę domku Kate. Większość klasy zebrana była w jednym miejscu, więc możliwość nakrycia przez kogoś minimalizowała się, jednak Danny i tak był ostrożny jak zawsze, oglądając się na wszystkie strony. Zrobił to raz jeszcze, gdy cicho, niczym morderca z jakiegoś horroru nacisnął na klamkę drzwi domku nauczycielki i po chwili zniknął w środku. Przynajmniej zapamięta tę wycieczkę z jednego, najprzyjemniejszego powodu.
Wymknął się do siebie od razu po skończonym zbliżeniu i zasnął bardzo szybko. Rankiem obudził się sam z siebie, zrobił kilka kółek wokół ośrodka w ramach rozgrzewki i poszedł na śniadanie. Hoy znowu miała swoje odloty, ale Calistri nie zwracał już nawet na to uwagi, wymieniając z Marty'm uwagi na temat zbliżającego się draftu w NBA. Po śniadaniu pokręcił się trochę po okolicy, postał trochę przy brzegu jeziora, rozmyślając o tym, co jeszcze fantastycznego spotka go w życiu, a widząc niedaleko rozwieszoną siatkę do plażowego volleyballa, wpadł na pomysł rozegrania meczu klasowego. Zabrał ze schowka piłkę i przeszedł się po ośrodku - większość kręciła nosem na pomysł gry w taki upał, ale na szczęście Claire, Dean i Marty nie wymiękali nawet, jak na termometrze było plus trzydzieści w cieniu.
Podzielili się więc na dwie drużyny po dwie osoby. W pierwszej - jak można się było domyślić - znajdowali się Claire i Dean, którzy ostatnio stali się dość nierozłączni, w drugiej Danny i Marty. Po wylosowaniu stron (co było dość strategiczne, bo pechowcom słońce miało świecić w pyski) i pierwszeństwa serwisu, na plażę przyczłapała Annika, jednak w związku z tym, że brakowało jednej osoby do gry, składy pozostały w niezmienionej formie, a Williams obiecała pobawić się w sędzinę spotkania. Ustalili, że grają dwa sety do piętnastu i Claire rozpoczęła grę.
Pierwsze minuty były bardzo wyrównane, nikt nie chciał oddać choćby punktu, z obu stron widać było ofiarne poświęcenia w odbiorze piłki i obie drużyny szły łeb w łeb. Dopiero po kwadransie gry drużyna Marty'ego i Danny'ego odskoczyła na trzy punkty (7:10). Chłopaki utrzymywali przewagę i przy stanie 10:13 wydawało się, że są bliscy wygrania tej partii... Nic z tego. Seria błędów własnych pozwoliła Claire i Dean'owi wrócić do gry, w czym miała swój udział również Annika, która chyba dość skutecznie dekoncentrowała Calistriego różnymi uszczypliwymi uwagami i dowcipami. Jeszcze po ataku Blake'a, który dał piłkę setową (12:14), Marty i Danny mogli być pewni siebie. CD Team jednak nie rezygnował: fantastycznie wymierzone zagranie Deana oraz kolejne błędy rywali (tym razem Marty'ego) pozwoliły im doprowadzić do rywalizacji na przewagi, a następnie tę wojnę nerwów wygrać 17:15, co oboje ukoronowali wpadając sobie w ramiona.
W drugiej odsłonie początek znów był bardzo wyrównany, jednak w końcu Marty i Danny osiągnęli dwupunktową przewagę, którą spokojnie utrzymywali, choć Claire miała trzy bardzo dobre serwisy, zapewniające kolejne punty. W końcówce, dzięki skuteczności Marty'ego i dobrej grze blokiem, MD Team odskoczyli rywalom na cztery punkty i tym razem nie pozwolili sobie na powtórkę historii z pierwszej partii, nawet posiadając handicap w postaci przeszkadzającej Anniki, w którą Danny co rusz ciskał grudy ciepłego piasku i ciskał piłką, próbując ją przepędzić. Ostatecznie Calistri i Blake zdołali utrzymać przewagę i zakończyli drugiego seta zwycięstwem 15:11. Był remis, zatem zdecydowali się na rozegranie ostatniej odsłony, tym razem do dziesięciu punktów, gdyż słońce naprawdę mocno dawało się we znaki i wszyscy grający byli już zupełnie mokrzy.
Niemal od razu Dean i Claire odskoczyli na cztery punkty i nie oddali przewagi aż do końca, wygrywając w setach 2:1. - To przez słońce, jest za gorąco - powiedział z uśmiechem na ustach Danny. - I przez tę zarazę. - Wskazał podbródkiem na Annikę chichoczącą obok linii boiska. - A tak na poważnie, fajny mecz, dobra zabawa, gratulacje. Jutro zagramy rewanż... albo jak zrobi się trochę chłodniej. Wtedy wam już tak dobrze nie pójdzie.
Wrócili na łono obozu i każdy odbił w swoją stronę. Calistri odświeżył się pod prysznicem, a potem postanowił się zdrzemnąć, ustawiając wcześniej alarm w zegarku, by obudził go przed obiadem. Po nocnych akcjach z Kate i meczu w pełnym słońcu, zasnął, niczym bobas.
Przy obiedzie musiał się zachowywać jak pierdolony kelner i donosić wszystkim żarcie wraz z pozostałymi "skazanymi" na tę haniebną czynność. Nie cierpiał być poniżany w ten sposób, bo to zwykle jemu coś donosili, a nie na odwrót. Kłócić się jednak nie zamierzał, bo to mogłoby tylko pogorszyć sytuację. Bez słowa więc, z zaciśniętymi zębami donosił talerze i w końcu dane mu było zasiąść przy swoim posiłku, za który zabrał się z prędkością komiksowego Flasha. Długo się żarciem nie nacieszył, gdy z lasu wybiegła jakaś naga dziewucha, a Lambo i Hoy ruszyli, by sprawdzić, co tu robi i to w dodatku golusieńka, jak ją pan Bóg stworzył.
Calistriemu aż się cofnęło, a w gardle poczuł gorzką, niewidzialna gulę, widząc, jak tamta najpierw przejeżdża ostrzem noża po krtani Hoy, a potem z zimną krwią morduje Lambo. A gdy z lasu wypadli jej ziomkowie z siekierami i innym sprzętem, biegnąc na nich z dzikimi wrzaskami, wiedział już, że są w dupie. - Ja pierdolę, co tu się wyrabia! - Krzyknął, podrywając się z ławki i zaczął biec za Gaudencio.
Jadalnia mogła być sensownym rozwiązaniem, by się tam jakoś zabarykadować i pomyśleć, co dalej. Nie rozglądał się zbytnio za innymi, widział tylko, że Vesna jest z Byronem, więc teoretycznie była bezpieczna.
Jako jeden z pierwszych wpadł do kuchni i złapał za nóż i solidny, metalowy tłuczek do mięsa. Ken słusznie zauważył, że trzeba było zadzwonić po gliny, był tylko jeden problem: - Tu nie ma zasięgu, Kenny-boy! - Wykrzyczał Danny. - Jak już wszyscy tu wpadną, przesuniemy sofy pod drzwi. Nawet, jeśli tamci będą chcieli wleźć oknami, to będzie im trudniej, a nam łatwiej się bronić. Przynajmniej teoretycznie.
Nie wiedział, czy ma rację, bo nigdy wcześniej się w takiej sytuacji nie znalazł. Pomimo, że bał się jak cholera, a widoku krwi buchającej z otwartego gardła Hoy nie zapomni do końca życia, to adrenalina pozwalała mu działać i mieć krystalicznie czysty umysł. Tyle czasu grał w różne gry survivalowe typu State of Decay, Deadlight, czy Dead Island, więc miał nadzieję, że jakieś triki stamtąd mu się przydadzą w tym, co tu się wyprawiało. Chociaż to było prawdziwe życie, a nie pieprzony wirtual i tu nie miał respawna od checkpointa. Z tłuczkiem i nożem w dłoniach stanął przy drzwiach i nawoływał pozostałych przy ławkach, by się pospieszyli. |