Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-07-2017, 09:12   #61
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Nie zabawił długo na imprezie urodzinowej Claire, bo miał tej nocy jeszcze jedną ważną rzecz do roboty. Pokręcił się trochę przy tipich, pogadał z Vesną, wymienił parę zdań z Marty'm i wymknął się w stronę domku Kate. Większość klasy zebrana była w jednym miejscu, więc możliwość nakrycia przez kogoś minimalizowała się, jednak Danny i tak był ostrożny jak zawsze, oglądając się na wszystkie strony. Zrobił to raz jeszcze, gdy cicho, niczym morderca z jakiegoś horroru nacisnął na klamkę drzwi domku nauczycielki i po chwili zniknął w środku. Przynajmniej zapamięta tę wycieczkę z jednego, najprzyjemniejszego powodu.


Wymknął się do siebie od razu po skończonym zbliżeniu i zasnął bardzo szybko. Rankiem obudził się sam z siebie, zrobił kilka kółek wokół ośrodka w ramach rozgrzewki i poszedł na śniadanie. Hoy znowu miała swoje odloty, ale Calistri nie zwracał już nawet na to uwagi, wymieniając z Marty'm uwagi na temat zbliżającego się draftu w NBA. Po śniadaniu pokręcił się trochę po okolicy, postał trochę przy brzegu jeziora, rozmyślając o tym, co jeszcze fantastycznego spotka go w życiu, a widząc niedaleko rozwieszoną siatkę do plażowego volleyballa, wpadł na pomysł rozegrania meczu klasowego. Zabrał ze schowka piłkę i przeszedł się po ośrodku - większość kręciła nosem na pomysł gry w taki upał, ale na szczęście Claire, Dean i Marty nie wymiękali nawet, jak na termometrze było plus trzydzieści w cieniu.

Podzielili się więc na dwie drużyny po dwie osoby. W pierwszej - jak można się było domyślić - znajdowali się Claire i Dean, którzy ostatnio stali się dość nierozłączni, w drugiej Danny i Marty. Po wylosowaniu stron (co było dość strategiczne, bo pechowcom słońce miało świecić w pyski) i pierwszeństwa serwisu, na plażę przyczłapała Annika, jednak w związku z tym, że brakowało jednej osoby do gry, składy pozostały w niezmienionej formie, a Williams obiecała pobawić się w sędzinę spotkania. Ustalili, że grają dwa sety do piętnastu i Claire rozpoczęła grę.


Pierwsze minuty były bardzo wyrównane, nikt nie chciał oddać choćby punktu, z obu stron widać było ofiarne poświęcenia w odbiorze piłki i obie drużyny szły łeb w łeb. Dopiero po kwadransie gry drużyna Marty'ego i Danny'ego odskoczyła na trzy punkty (7:10). Chłopaki utrzymywali przewagę i przy stanie 10:13 wydawało się, że są bliscy wygrania tej partii... Nic z tego. Seria błędów własnych pozwoliła Claire i Dean'owi wrócić do gry, w czym miała swój udział również Annika, która chyba dość skutecznie dekoncentrowała Calistriego różnymi uszczypliwymi uwagami i dowcipami. Jeszcze po ataku Blake'a, który dał piłkę setową (12:14), Marty i Danny mogli być pewni siebie. CD Team jednak nie rezygnował: fantastycznie wymierzone zagranie Deana oraz kolejne błędy rywali (tym razem Marty'ego) pozwoliły im doprowadzić do rywalizacji na przewagi, a następnie tę wojnę nerwów wygrać 17:15, co oboje ukoronowali wpadając sobie w ramiona.

W drugiej odsłonie początek znów był bardzo wyrównany, jednak w końcu Marty i Danny osiągnęli dwupunktową przewagę, którą spokojnie utrzymywali, choć Claire miała trzy bardzo dobre serwisy, zapewniające kolejne punty. W końcówce, dzięki skuteczności Marty'ego i dobrej grze blokiem, MD Team odskoczyli rywalom na cztery punkty i tym razem nie pozwolili sobie na powtórkę historii z pierwszej partii, nawet posiadając handicap w postaci przeszkadzającej Anniki, w którą Danny co rusz ciskał grudy ciepłego piasku i ciskał piłką, próbując ją przepędzić. Ostatecznie Calistri i Blake zdołali utrzymać przewagę i zakończyli drugiego seta zwycięstwem 15:11. Był remis, zatem zdecydowali się na rozegranie ostatniej odsłony, tym razem do dziesięciu punktów, gdyż słońce naprawdę mocno dawało się we znaki i wszyscy grający byli już zupełnie mokrzy.

Niemal od razu Dean i Claire odskoczyli na cztery punkty i nie oddali przewagi aż do końca, wygrywając w setach 2:1.
- To przez słońce, jest za gorąco - powiedział z uśmiechem na ustach Danny. - I przez tę zarazę. - Wskazał podbródkiem na Annikę chichoczącą obok linii boiska. - A tak na poważnie, fajny mecz, dobra zabawa, gratulacje. Jutro zagramy rewanż... albo jak zrobi się trochę chłodniej. Wtedy wam już tak dobrze nie pójdzie.
Wrócili na łono obozu i każdy odbił w swoją stronę. Calistri odświeżył się pod prysznicem, a potem postanowił się zdrzemnąć, ustawiając wcześniej alarm w zegarku, by obudził go przed obiadem. Po nocnych akcjach z Kate i meczu w pełnym słońcu, zasnął, niczym bobas.


Przy obiedzie musiał się zachowywać jak pierdolony kelner i donosić wszystkim żarcie wraz z pozostałymi "skazanymi" na tę haniebną czynność. Nie cierpiał być poniżany w ten sposób, bo to zwykle jemu coś donosili, a nie na odwrót. Kłócić się jednak nie zamierzał, bo to mogłoby tylko pogorszyć sytuację. Bez słowa więc, z zaciśniętymi zębami donosił talerze i w końcu dane mu było zasiąść przy swoim posiłku, za który zabrał się z prędkością komiksowego Flasha. Długo się żarciem nie nacieszył, gdy z lasu wybiegła jakaś naga dziewucha, a Lambo i Hoy ruszyli, by sprawdzić, co tu robi i to w dodatku golusieńka, jak ją pan Bóg stworzył.

Calistriemu aż się cofnęło, a w gardle poczuł gorzką, niewidzialna gulę, widząc, jak tamta najpierw przejeżdża ostrzem noża po krtani Hoy, a potem z zimną krwią morduje Lambo. A gdy z lasu wypadli jej ziomkowie z siekierami i innym sprzętem, biegnąc na nich z dzikimi wrzaskami, wiedział już, że są w dupie.
- Ja pierdolę, co tu się wyrabia! - Krzyknął, podrywając się z ławki i zaczął biec za Gaudencio.
Jadalnia mogła być sensownym rozwiązaniem, by się tam jakoś zabarykadować i pomyśleć, co dalej. Nie rozglądał się zbytnio za innymi, widział tylko, że Vesna jest z Byronem, więc teoretycznie była bezpieczna.
Jako jeden z pierwszych wpadł do kuchni i złapał za nóż i solidny, metalowy tłuczek do mięsa. Ken słusznie zauważył, że trzeba było zadzwonić po gliny, był tylko jeden problem:
- Tu nie ma zasięgu, Kenny-boy! - Wykrzyczał Danny. - Jak już wszyscy tu wpadną, przesuniemy sofy pod drzwi. Nawet, jeśli tamci będą chcieli wleźć oknami, to będzie im trudniej, a nam łatwiej się bronić. Przynajmniej teoretycznie.

Nie wiedział, czy ma rację, bo nigdy wcześniej się w takiej sytuacji nie znalazł. Pomimo, że bał się jak cholera, a widoku krwi buchającej z otwartego gardła Hoy nie zapomni do końca życia, to adrenalina pozwalała mu działać i mieć krystalicznie czysty umysł. Tyle czasu grał w różne gry survivalowe typu State of Decay, Deadlight, czy Dead Island, więc miał nadzieję, że jakieś triki stamtąd mu się przydadzą w tym, co tu się wyprawiało. Chociaż to było prawdziwe życie, a nie pieprzony wirtual i tu nie miał respawna od checkpointa. Z tłuczkiem i nożem w dłoniach stanął przy drzwiach i nawoływał pozostałych przy ławkach, by się pospieszyli.
 
Kenshi jest offline  
Stary 06-07-2017, 10:28   #62
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Jerry zastanawiał się, czy na pewno zniesiono niewolnictwo i wprowadzono równouprawnienie, gdy nagle spomiędzy drzew wybiegła naga dziewczyna. Rozpoznał ją od razu - notes, który trzymał w dłoniach, zawierał jej całkiem udaną podobiznę. Zaskoczenie sprawiło, że szkicownik wypadł mu z ręki i został pozostawiony samemu sobie na trawie, całkowicie zapomniany. Teraz miał, przynajmniej przez krótką chwilę, okazję przyjrzeć się dziewczynie w pełni nagiej chwały. Ale chyba wolał jej wersję z poprzedniego dnia - nie miał nic przeciwko lekkiemu owłosieniu, oglądając porno unikał całkiem ogolonych panienek, gdyż przypominały mu nieco śliskie małże, ale ta tutaj była po prostu straszliwie niezadbana. Straszliwie.

Dziwne rozmyślania (które przynajmniej na chwilę oderwały go od kwestii Kimberly) przerwał gwałtowny, agresywny atak. Po chwili Hoy i Lambo leżeli martwi. Przed sekundą byli ludźmi. Teraz stali się mięsem. Dziwne przemyślenie na później, żeby zastanowić się nad kwestią diety. Myśli Jerry'ego dryfowały w próżni, sam zaś czarnoskóry krzyczał przerażony. Po chwili zebrał się w sobie (a raczej po prostu przestał krzyczeć) i nie mając pojęcia co robić, po prostu pobiegł za grupą, czyli za Gaudencio. Będąc już w środku usiadł na podłodze, starając się opanować.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 06-07-2017, 13:21   #63
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
- Ożesz kurwa! - dziki wrzask wydarł się z gardła Harolda. Dłonie wzniósł do góry, jakby chciał pokazać, jak bardzo jest bezbronny i słaby. Mniej uważni i co bardziej naiwni mogli wziąć jego zachowanie za objaw strachu i paniki.
Nic, kurwa, bardziej mylnego.
Tryskająca pod niebo krew z przeciętej aorty Hoy sprawiły, że serce Harolda zabiło mocniej i radośniej. Podziwiał z jaką szybkością i precyzją stalowe ostrze rozpłatało wątły i delikatny naskórek, jak niemal niezauważenie przeszło przez tkankę łączną, włókna kolagenowe i warstwę tłuszczu, aby w końcu dotrzeć do splątanych niczym okrętowe węzły mięśni. Rozcięta tętnica zamiast doprowadzać życiodajną krew do serca z siłą ulicznego hydrantu wylewała ją na trawnik i stojącą opodal nagą dziewczynę.
Pozbawione życia i woli cielsko zwaliło się na ziemię.
O yeah! Teraz kolej na was bezmózgie pawiany. Zdechniecie tu i świat po was nie zapłacze.
Przerażone stado z kwikiem i piskiem rzuciło się do ucieczki.
O yeah! Jego prośby zostały wysłuchane i grupa kanibali rozpoczęła krwawe łowy.

Czas kończy waszą pierdoloną telenowelę. Naga panienka jednym błyskawicznym cięciem upierdoli wasze pożal się boże miłosne intrygi, flirty, uczuciowe rozterki i zawody. Nigdy już więcej nie będziecie musieli się martwić kolorem waszych wypiłowanych paznokci, odcieniem skóry po solarium, obwodem bicepsa, czy długością penisa, tępe pokurwy. Za chwile poznacie, czym są prawdziwe uczucia i problemy.
Strach, panika i kurewski, obezwładniający ból. O yeah!

Z politowaniem i radością w sercu spojrzał na pogrążoną w katatonii Lulu. Żegnaj kiełbasko! - pomyślał, wspominając jeden z utworów “Rzeźnika”
Wyciągnął podarowany mu przez ojca na dwunaste urodziny nóż i ruszył za grupą uciekającą do jadalni.
Nie chodziło o to, że się bał. Po prostu za wszelką cenę chciał być w centrum tej przecudnej imprezy.
O yeah!
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 07-07-2017, 22:20   #64
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
ft. Frank Herbert, cytat z Diuny

Przed latami kataloński terapeuta Deana usilnie starał się nauczyć go różnego rodzaju tekstów. Miały pomóc w chwilach kryzysu emocjonalnego. Odegnać złe uczucia zatruwające duszę i umysł. Stanowiły swojego rodzaju modlitwy, które powtarzane w głowie powinny pomóc odzyskać spokój.

Na gniew miały nadawać się cytaty z Biblii optujące przeciwko agresji. Było ich pełno.
Na zazdrość ustępy z książek Paulo Coelho. Dean był o krok od wydrapania sobie uszu, gdy terapeuta je czytał.
Na dumę wybrano fragment przypowieści jednego z buddyjskich guru. Bardzo odrealniony.
Na tęsknotę stary psalm, który tłumaczył, że po śmierci żal ginie wraz z człowiekiem. Ta filozofia nie pomagała.
Na smutek wesoły wierszyk, którego zmyślne rymy miały pochwycić duszę i odbić ją od dna. Jednak używki radziły sobie z tym lepiej.

Van der Veen potrafił przechować w pamięci te teksty nie dłużej, niż byłaby w stanie rybka z akwarium. Między innymi dlatego nienawidził Diega Catalána.

Kiedy jednak ujrzał napastników…. Kilkanaście straszliwych postaci… Nagich, półnagich, brudnych, obdartych, nieludzkich, dzikich, drapieżnych… Dzierżących straszliwe bronie… Łańcuchy, młoty, tasaki. Siekiery, maczety, noże…

...wtedy w głowie zalśniło remedium na strach.

Nie wolno się bać, strach zabija duszę.

Dean odwrócił wzrok od rozciągniętych na trawie zwłok nauczycieli. Zablokował myśl, że on zaraz skończy dokładnie tak samo. Nie tracił czasu na rozmyślanie o Hoy, nie próbował również przywołać wspomnień o Lambo. Stanął na równe nogi. Milczał, jak gdyby przedziwne zaklęcie chwyciło go za krtań, nie pozwalając krzykowi rozbrzmieć.

Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie.

Chwycił mocno dość tępy nóż, którym przed chwilą kroił warzywa. Nie łudził się, że pomógłby mu w starciu, jednak zdawał się groźniejszy od zaciśniętej pięści. Najgorsza była bezsilność. Czuł się taki słaby, nieprzystosowany, skończony. Przynajmniej nie tkwił w tym sam. Wokół znajdowało się tylu znajomych, przyjaciół, kolegów. Wnet jednak van der Veen zrozumiał, że nie powinien na nich polegać. Nie byli silniejsi od niego. Nie obronią go, choćby chcieli. Przestraszył się, że oni również umrą. Jednak nie wolno się bać. Strach zabija duszę.

Stawię mu czoło.

- Lulu! - wrzasnął agresywnie. W jego ustach to delikatne, dziewczęce imię zdołało zabrzmieć jak przekleństwo. Chciał, aby koleżanka ruszyła się. Jeszcze wczoraj pomagała mu w organizacji przyjęcia niespodzianki! Nie mogła zginąć, przecież była dobrym człowiekiem! Więc dlaczego, kurwa mać, zastygła w przerażeniu? Dean chwycił szklankę pełną kompotu, po czym zamaszystym ruchem chlusnął nią w twarz dziewczyny. Miał nadzieję, że płyn - pomimo odległości - dotrze do Lulu i wyrwie ją z szoku.

Niech przejdzie po mnie i przeze mnie.

Lockhart również osłupiała. Krzyczała, jakby obdzierano ją ze skóry, po czym przestała. Osłupiała. Jej umysł próbować przeanalizować to, co zobaczyły oczy i znaleźć tłumaczenie. To jednak okazało się nieuchwytne.
- Claire… - Dean szepnął do rudowłosej, dotykając jej policzka. - Zostań ze mną.
Pochwycił dłoń dziewczyny, po czym pociągnął ją mocno.

A kiedy przejdzie, odwrócę oko swej jaźni na jego drogę.

Chaos. Wybuchł okropny zamęt. Van der Veen znalazł się w oku cyklonu. Zawirowanie zdezorientowanych, struchlałych uczniów energicznie rozprysło się niczym fale w trakcie sztormu.
- Szybciej! Do lasu! - Annika krzyknęła do Jacka.
Dlaczego Williams chciała wrócić do puszczy, z której wychynęły potwory w ludzkich skórach? Czy to był akt bohaterstwa? Próbowała odwrócić uwagę od większej części grupy, która łaknęła schronienia w pobliskim budynku? Dean nic nie rozumiał.

Jednak nie mógł stać bezczynnie. Ciepło ręki Claire uświadamiało, że od jego działań zależy nie tylko jego życie. Musiał zatroszczyć się również o Lockhart.

Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.

Puścił się biegiem w stronę bawialni.
Pociągnął za sobą Claire.
Powinni znaleźć się w środku jak najszybciej. W kuchni znajdował się tasak, który swą ostrością nawoływał Deana. Musiał go dobyć i starać się przeżyć.

Van der Veen nie rozumiał. Co się działo? Czy to tylko sen? Straszliwy koszmar? Zaraz się obudzi, wtulony w pachnące czekoladą ciało Lockhart?

Jednak w tej chwili nie mógł tracić czasu na kwestionowanie rzeczywistości.
Musiał zachować zimną krew.

Jestem tylko ja.
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-07-2017, 11:20   #65
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Lockhart, mimo nocy spędzonej nie w swoim łóżku, była stosunkowo wypoczęta. Kimberly co prawda obudziła przyjaciółkę dopiero, kiedy skorzystała z dobrodziejstw łazienki, przez co Claire mogła dłużej pospać, jednakże te kilkanaście minut więcej nie zrobiło aż takiej różnicy. Ruda chciała porozmawiać z Hart, ale jakoś nie znalazły okazji, przekładając to na “później”. Widać jednak było, że obydwie coś dręczyło, a narastające wokół nich tajemnice, jedynie je od siebie oddalały. Claire po umyciu się, ubraniu w standardowe ciuchy i dopieszczeniu wyglądu makijażem, opuściła pokój idąc na przymusowe, poranne śniadanie. Była bardziej uśmiechnięta i zadowolona niż dnia poprzedniego, a głupia Pani Hoy już jej tak nie wadziła. Pieprzyła coś od rzeczy i bardzo dobrze, że Dean jej podrzucił narkotyk. Lockhart pozbyła się wyrzutów sumienia i złudzeń, że w tej osobie ukryte było jakiekolwiek dobro. Ta kobieta była utrapieniem, mogła doprowadzić do cierpienia wielu słabszych jednostek, podobnych psychicznie do Claire. Zasłużyła sobie na to, poza tym… Przynajmniej trochę się w życiu kobieta nacieszy, nie?

Rudowłosa dziewczyna obserwowała jak Dean opuszcza stołówkę tuż po śniadaniu. Dziś wyjątkowo nie przeszkadzało jej, że wcale do niej nie zagadał, prócz miłego “cześć”. Nie miała już w głowie miliona wątpliwości, które narosły w chwili, gdy w jej sercu pojawił się cień głębszego uczucia. Bez większego namysłu wyszła za chłopakiem i z rozpędu rzuciła mu się na plecy, obejmując go za szyję i od tyłu całując w policzek.
- Broń się! - powiedziała żartobliwie, atakując ustami lico, które zostało naznaczone bladym kolorem różu indyjskiego jej szminki.
- Poddaję się! - Dean krzyknął w odpowiedzi. Roześmiał się. Następnie podniósł ręce do góry w geście zgodnym ze słowami. - Całuj mnie dalej!
- Ej, nie czituj!
- oburzyła się ze śmiechem na ustach i zaszła go od przodu. Sprzedała mu kuksańca w bark i zagrodziła drogę stając przed nim wyprostowana i patrząc na niego.
- Chcesz coś ze mną porobić? - spytała uradowana.
Dean udał, że się zastanawia.
- Tak właściwie… - zamyślił się. - Miałbym ochotę na jakąś wspólną aktywność. Wymagającą płynnych ruchów. Staje się o wiele ciekawsza z udziałem drugiej osoby - pocałował ją w usta spotykając się z jej chętnymi do tego wargami, po czym odsunął się i spojrzał gdzieś daleko. - Masz ochotę na golfa? - wyszczerzył się. Claire zaś skrzywiła się zdziwiona. Raczej z czymś innym jej się skojarzyło, więc postanowiła spróbować coś ugrać.
- W łóżku? Golfa? Dziwne te gry wstępne ostatnio wymyślasz. Wczoraj opaska, dzisiaj golf... Poza tym, tylko snoby grają w golfa - zakończyła pewnym siebie tonem, wypinając pierś do przodu będąc wyraźnie dumną z siebie.
Dean pokręcił głową, po czym podniósł do góry palec wskazujący.
- Golf, młoda damo, to piękny sport nie tylko dla snobów - rzekł protekcjonalnym tonem bogatego dziedzica. - No chodź, będzie fajnie - pociągnął ją za rękę. - I będzie też intymnie. Jestem przekonany, że wszyscy myślą tak, jak ty - uśmiechnął się. - Zostaniemy tam sami.
- Ej, ale że jak to wszyscy myślą jak ja? - naburmuszyła policzki dając się ciągnąć bez najmniejszych oporów - Sugerujesz, że każdy ma ochotę zaciągnąć cię do łóżka? - dopytała żartobliwie, przebierając nogami w stronę pola golfowego. - Ty próżny snobie!
- Miałem na myśli, że wszyscy biorą golf za sport dla snobów - Dean westchnął. - Czyli mówisz, że każdy chce się ze mną przespać? - pokiwał poważnie głową, próbując powstrzymać śmiech. - To rzeczywiście powinniśmy uciec gdzieś, gdzie nas nie znajdą.
- Chcesz pozbawić się tej jedynej szansy, by kogoś innego niż mnie zaliczyć?
- spytała unosząc kąciki ust z zaciekawieniem.
- Jedynej? - zmrużył ciekawie oczy, ale zanim Claire zdążyła odpowiedzieć, ujrzeli tabliczkę z napisem “Pole Golfowe”.

Gdy dotarli na miejsce i Dean wyjął sprzęt ze schowka, stanęli przy pierwszym dołku.
- Kiedy ostatni raz grałaś? - zapytał.
- Nigdy? - odparła patrząc na niego z ukosa. Nie wierzyła, że zadał to pytanie.
Dean pokiwał głową.
- To tym lepiej, że zmusiłem cię, żeby tu przyjść. Kiedyś musi być ten pierwszy raz - uśmiechnął się filuternie. Następnie podał kij golfowy i ustawił się za nią, obejmując od tyłu i zaciskając jej dłonie na narzędziu. Czuł ciepło jej ciała i przyjemną woń perfum, które stosowała. Przez chwilę miał ochotę powalić ją na ziemię i kochać się z nią. Nie ciężko było zgadnąć, że Claire o niczym innym nie myślała - W ten sposób pochwyć kij - poprawił jej uchwyt na twardej i sztywnej żerdzi. - Jak nauczysz się robić to prawidłowo, to zacznie się prawdziwa, najlepsza rozrywka - zamruczał tuż nad jej uchem, aż przeszedł ją dreszcz. Spięła się nieco, czując ciepły oddech tuż przy szyi, w dodatku pozycja, w której stali, była dla niej nader sugestywna. Poruszyła niespiesznie pośladkami na boki, ustawiając się w wygodnej i odpowiedniej pozie, tym samym ocierając się o krocze chłopaka. Nie trzeba było długo czekać, żeby odczuła w tym miejscu sztywność.
- Wydaje mi się, że umiem obchodzić się z takim sprzętem - zapewniła go z teatralnym wyrachowaniem, poprawiając uścisk na twardym pręcie. Leniwie delektowała się tą dwuznaczną chwilą spokoju. Chłonęła świeżość powietrza i ciszę, jaka tu panowała. Lockhart postanowiła zademonstrować swoje aktorskie zdolności i odegrać rolę zupełnie innej osoby. To mogło być ekscytujące.
- A ty jak sądzisz? W sumie dobrze jest poznać opinię eksperta - mruknęła wyniośle, jak na snobistyczną, grającą w golfa, damę przystało. Zachowywała poważny wyraz twarzy.
- Myślę, że jeszcze wiele mogę cię nauczyć. Pamiętaj, dzisiaj jest twój pierwszy raz - pocałował ją w policzek.

Nieco naparł na Claire, przez co dziewczyna straciła równowagę. Upadłaby na ziemię, gdyby lewa ręka Deana nie przetrzymała jej. Teraz spoczywała na brzuchu Lockhart, jednak van der Veen prędko przesunął ją niżej, pod materiał dość luźno zapiętych spodni.
- Ważne jest to, aby znaleźć otwór - rzekł, drugą dłonią wskazując dziurę w ziemi, obok której zatknięto flagę. Następnie roześmiał się, kiedy jego ręka powędrowała dalej. Weszła pod bieliznę Claire, a potem zaczęła ją penetrować. - Ale to nietrudne. Jest niedaleko - pocałował jej policzek. Rzeczywiście, cel gry w golfa znajdował się w odległości nie większej, niż dziesięć metrów. - A potem musisz tak poruszyć kijem, aby znaleźć się w środku - delikatnie masował jej łechtaczkę. - Mi się udało, teraz twoja kolej - wskazał na ustawioną tuż przed nimi białą piłeczkę. - Nie martw się, jeżeli nie uda się za pierwszym razem.
Claire jękneła gardłowo. Od jakiegoś czasu, jeśli nie od samego początku, ta gra przestała przypominać jej golfa. Jej siła woli oscylowała przy wartości zerowej lub ujemnej, samo skupienie na grze zaś nie istniało prawie w ogóle. W tej pozycji nie mogła się zamachnąć, a co dopiero trafić w piłkę.
- Ta piłeczka jest za mała. Wolę większe - starała się zachować spokój, ale jej głos drżał. Z każdym jego ruchem palców czuła się gdzieś daleko od tej gry. Rosnące podniecenie chłopaka wyczula na własnych pośladkach, które ściśle przylegały do miednicy Holendra. Mimo masażu doprowadzającego jej zmysły do utraty koncentracji na czymkolwiek innym, Claire zamachnęła się. Nie dość, że nie trafiła w piłkę, to jeszcze pizdła kijem w stronę flagi.
- Oops. Widocznie ciągnie go do dziurki - stwierdziła niewinnie z cichym pomrukiem. Przy wdechu cała zadrżała, a przez ciało przeszedł przyjemny dreszcz, wywołany masażem jego sprawnych palców.

Dean przerwał. Westchnął.
- Obawiam się, że wygląda na to, że trzeba iść do kantorka znaleźć ci nowy przyrząd - jakby zasmucił się, wskazując na drobną budkę, która bez wątpienia zapewniała intymne warunki.
- Och, to moja wina. Jestem ci winna przeprosiny. - udała zmartwienie, prostując ciało i odwracając się przodem do Deana. Musnęła wargami jego usta na sekundę.
- Wybaczysz mi? - spytała niewinnie.
- Tylko, jeśli udowodnisz mi, że czegoś nauczyłaś się i pokażesz chwyty - van der Veen skinął głową, dając do zrozumienia, że w tej sprawie będzie nieugięty.
- Czyli jednak musimy iść do tej budki po nowy sprzęt? - zwinęła usteczka w smutną podkówkę, chcąc wymusić litość.
- No trudno, to pójdę. Nie wiem tylko czy sama sobie poradzę i znajdę odpowiednio długi i sztywny pałąk. Bez twojej obecności może to być wręcz niewykonalne - dodała patrząc na chłopaka i dała leniwy krok w stronę kantorka.
- Oczywiście. Żaden sensei nie zostawia swojej uczennicy w potrzebie. To wbrew kodeksowi - dodał.

Weszli do małego, ciasnego pomieszczenia pełnego ekwipunku.
- Ojej, nie ma żadnego kija - rzekł, chociaż byli ich kilkanaście.
Claire obeszła dookoła całe malutkie pomieszczenie, rozglądając się po ścianach z zainteresowaniem. Nigdzie się nie spieszyła, pomału sunąc nogami. W końcu gdy już zrobiła kółeczko, powróciła do Deana stając na wprost niego i uśmiechnęła się nie wytrzymując rozbawienia.
- Zdaje mi się, że znalazłam jeden, który by mnie interesował. - mruknęła kładąc dłoń na napiętej powierzchni jego spodni - I chyba idealnie wpasowuje się w moje drobne dłonie - dodała masując ręką przyrodzenie chłopaka i zbliżając twarz niebezpiecznie blisko jego ust.
Ten ją pocałował, po czym położył dłoń na barku, jak gdyby chcąc, aby uklęknęła.
- Chyba będę musiał się poświęcić - Dean odparł z teatralnym westchnięciem. - Przerwanie pierwszej lekcji podobno sprowadza straszliwego pecha. Nie możemy do tego dopuścić - dodał, rozpinając pierwszy guzik spodni. Claire oburzona strąciła jego rękę stanowczo ze swojego barku i spojrzała na Holendra z gniewem. Gdyby jej spojrzenie mogło zabijać, możliwe że z Deana niewiele by zostało.
- No chyba kpisz! - uniosła się, podnosząc brew ku górze, po czym naparła rękami na jego tors i popchnęła go tak mocno, że uderzył plecami o ścianę. - Aż tak ułomna nie jestem, umiem odpinać spodnie!

Podeszła do niego żwawo i wpiła się w usta brutalnie, całując mocno i wsuwając język między rozwarte wargi chłopaka. W międzyczasie jej dłonie zajmowały się spodniami, które jak zawsze, nie stanowiły dla niej żadnej przeszkody. Dolna część odzieży zsunęła się do kostek, a Claire jeszcze chwilę pochłaniała smak jego ust. Kiedy w końcu oderwała się od pocałunku równie gwałtownie, co go rozpoczęła, zniżyła ciało tak, że jej twarz znalazła się na wprost naprężonego przyrodzenia. Wcale nie pozwoliła mu czekać na tę rozkosz, zaczynając od sunięcia wilgotnym i miękkim językiem po czubku przez całą długość, by tak też powrócić tą samą drogą i objąć jego nabrzmiałość wargami. Mógł poczuć przyjemne ciepło i wilgoć wnętrza jej ust, które posuwistymi ruchami pieściły każdy fragment delikatnej skóry. Claire bawiła się niespiesznie, biorąc męskość głęboko do rozgrzanych ust, dodatkowo masując ją językiem. Z jej gardła wydobywał się przyjemny pomruk, nie przerywała rozpoczętych czynności.

- Mój boże - van der Veen jęknął. - Solidna czwórka. Czwórka plus - chwycił głowę Claire, miarowo poruszając się w niej. - Piątka. Szóstka - zagryzł wargę. Ciałem uciekł w sam kąt kantorka. - Sto punktów dla Gryffindoru - jęknął. - Przestań - szepnął bezwolnie. - Proszę.

Ostatkiem sił odsunął głowę Claire.
- Chodź, przytul się - jęknął jak w gorączce, leżąc w rogu. - Usiądź na mnie - próbował ściągnąć spodnie dziewczyny. - Gdybyś zastanawiała się, dlaczego faceci uważają sukienki i spódniczki za znacznie bardziej seksowne, to masz odpowiedź - prawie że warknął, chcąc jak najszybciej znaleźć się w Claire.

- Uspokój się! - szturchnęła go delikatnie, powstając na chwilę na równe nogi tylko po to, by zsunąć spodnie. Wcale nie uważała, że powinna je ściągnąć całkowicie, bo i po co? Tak też mogli się zabawić. Dean zachowywał się jakby miał zaraz eksplodować, a Claire wcale nie zamierzała go nagle ostudzać. Ze względu na krępujący ubiór nie mogła usiąść na nim okrakiem, jednakże wcale jej to nie przeszkadzała. Ostrożnie usiadła plecami do chłopaka, pozwalając by mógł wbić się w jej mokre wnętrze najpierw delikatnie, penetrując okolicę tylko czubkiem przyrodzenia, a dopiero później wejść głęboko. Postanowiła sama naprowadzić go na prawidłowe miejsce i nadać ich stosunkowi rytmu, unosząc pośladki w górę i opuszczając z powrotem na jego miednicę, pogłębiając penetrację okrężnymi ruchami bioder. Systematycznie starała się zwiększać tempo, jednak Dean nie chciał już dłużej czekać. Naparł na jej plecy unosząc się z miejsca i zmuszając aby klęknęła tyłem do niego. Jego palce zacisnęły się z siłą na biodrach Claire. Poczuła jak wchodzi w nią głęboko i mocno, uderzając udami o jej nagie pośladki. Wbijał się z coraz większą zaciętością, nie puszczając uścisku dłoni. Nie przestawał wchodzić w nią coraz bardziej i bardziej, doprowadzając ją do utraty tchu. Delektował się jej ciałem, biorąc go siłą i rozkoszując się pojękiwaniami dziewczyny. Głośniejszy od reszty jęk wydobył się z jej ust, gdy kilkoma szybkimi pchnięciami sprawił, że przez jej ciało przeszła fala ekstazy, a jej wrażliwe wnętrze zaczęło pulsować od dawki niesamowitego orgazmu. Miała wrażenie, że jeśli zaraz nie skończy, to rozerwie ją od środka.

Dean widział i czuł, w jakim stanie znajduje się Claire. Między innymi dlatego sam również chciał jak najszybciej osiągnąć upojenie. W idealnym scenariuszu doszliby jednocześnie, jednak van der Veen nie był jeszcze gotowy. Wsunął ręce pod jej ramiona i przyciągnął dziewczynę do siebie. Po części żałował, że wcześniej nie poświęcili czasu na rozebranie się. Tak miłoby poczuć dotyk skóry jej pleców na klatce piersiowej… Wchodził jeszcze szybciej i jeszcze gwałtowniej. Już dawno dostałby zadyszki, gdyby nie treningi na pływalni.
Na szczęście wystarczyło już tylko kilkanaście sekund, by uzyskał uniesienie. Wydawało się jeszcze mocniejsze i pełniejsze, niż to miało tej nocy, albo wcześniej przed domkiem Hoy. Pot skapywał wzdłuż jego skroni, spływał wraz z linią szczęki, po czym opadał kroplami na podkoszulek Claire.



- Powiedz mi - wyrzęził. - Jak to się stało, że w jednej chwili graliśmy w golfa, a w drugiej… - rozejrzał się dookoła, jak gdyby dopiero teraz spostrzegł, gdzie się znajdują. Pokręcił głową. - Jesteś niemożliwa - rzekł tonem wskazującym na komplement. Następnie wybuchł śmiechem. Claire nim wstała, pacnęła go w ramię.
- Weź spadaj! - wysapała zmęczona - To twoja wina, ty zacząłeś! - rzuciła z udawanym wyrzutem, wsuwając spodnie na tyłek. Poprawiła włosy na szybko, robiąc na głowie jeszcze większy, zmysłowy chaos z burzy rudych włosów, po czym powróciła do Deana aby móc go czule ucałować.
- Uwielbiam gdy zaczynasz - wyznała półszeptem z cwanym uśmieszkiem.
- To może znów powinienem zacząć? - zapytał szeptem.
- Ta, jakbyś miał dać radę - parsknęła wyniośle.
Deana zatkało. Niestety Claire miała po części rację, choć nie mógłby przyznać się do tego nawet przed samym sobą. Ostatnie dni były dla niego seksualnie zbyt intensywne. Nie żeby się skarżył.
- E... no to może chodźmy na kakao - mruknął lekko zawstydzony. - Albo na plażę. Może pogramy w siatkówkę. Czy coś.
Claire wyszczerzyla się w szerokim uśmiechu i rzuciła się chłopakowi na szyję.
- Ale głupiol jesteś! To przecież nie jest zależne od ciebie, to twoja biologia! Jesteś mężczyzną, wy po prostu tak nie możecie szaleć - obcałowala jego zawstydzona buzię. Dean autentycznie zaniemówił. Nie miał pojęcia, że Claire miała takie… naukowe podejście. Doświadczenie dziewczyny jakoś nie pozwalało myśleć jej inaczej.
- Kocham w tobie wszystko. Jesteś najlepszym co mnie spotkało - ostatniego całusa złożyła na jego ustach.
Dean nic nie odpowiedział, tylko odwzajemnił pocałunek i go pogłębił. Mimo tego gestu Claire miała wrażenie, że sprawiła mu przykrość.
- Ej, nie obrażaj się na mnie tylko! - wywinęła usteczka w smutną minkę - Jak się czujesz w ogóle? Wszystko już ok? Wczoraj byłeś trochę przygnębiony. - spytała miło z lekkim uśmiechem na twarzy.
Van der Veen pokiwał głową. Wszystko w porządku. W końcu jak mógłby inaczej zareagować? Claire zrobiło się trochę głupio, że tak przedtem wypaliła bez namysłu. Postanowiła więc jeszcze się do czegoś przyznać.

- Wiesz Dean, zawsze chciałam ci coś powiedzieć. - zaczęła Claire opierając się plecami o ścianę - Odkąd się spotykamy, a raczej odkąd nasze relacje uległy zmianie - westchnęła ciężko, wspominając okres sprzed czterech miesięcy - To ja z nikim innym nie spałam. Jesteś jeden jedyny. Mówiłam inaczej, by trzymać cię na dystans, ale sytuacja nieco uległa zmianie. Z czasem poczułam, że jesteś dla mnie kimś więcej. Wiem, że pewnie nie powinnam tego mówić, bo cię tylko odstraszam, ale chciałam żebyś wiedział, że z nikim innym tego nie robię i nie robiłam. - kiedy przerwała na chwilę, jej spojrzenie utkwione było na prostopadłej ścianie - Co będzie między nami, kiedy już wrócimy? Wiesz… do domu i szkoły - spytała nagle z nutką smutku w głosie.
Dean wydawał się rzeczywiście zaskoczony wyznaniem dziewczyny. Czy to możliwe, że kłamała? Jednak zdawało się to mało prawdopodobne, jako że sama poruszyła temat.
- Myślę, że jesteśmy razem - uśmiechnął się, całując ją w policzek. Potem zastanowił się. - I też będziemy razem.
Przez chwilę milczał. Wydawało się, że czekał na odpowiedź Claire, jednak wtedy przemówił.
- Posłuchaj... - zaczął. - Gdybyś zechciała… być może kiedyś, wprowadzić do naszego związku, chociażby na jedną noc, jakąś inną dziewczynę lub chłopaka… To w porządku. Mogę być elastyczny. Ale nigdy nie rób nic za moimi plecami - poprosił. - Nigdy.
- Obiecuję. - Claire uśmiechnęła się szeroko uradowana jak dziecko - Jesteś przesłodki. I kochany. - skwitowała chwytając go za rękę - Ale trochę zbyt ckliwi się zrobiliśmy - zaśmiała się wesoło i pociągnęła go za rękę.
- Chodź. Poszukamy jakiejś normalnej rozrywki, nim staniemy się zbyt monotematyczni - puściła do niego oczko i wesoło wyciągnęła na zewnątrz. Nim jednak poczynili kroki ku nowej rozrywce jaką była gra w siatkówkę, Dean musiał pomazać się kremem z filtrem zaś Claire… No cóż, ona musiała zażyć odrobiny higieny intymnej, po zabawach bez zabezpieczeń.

Tak się złożyło, że trafili na Daniela, który zbierał chętnych do małej zabawy na plaży. Chętni na jakąś “normalną” rozrywkę w gronie innych ludzi, zgodzili się niemal bez większego namysłu. Claire nie chciała być z Deanem w drużynie, wolała z Dannym, ale nawet nie pisnęła słówkiem, kiedy tak rozłożono podział sił. Jedyną osobą, na którą nie miała ochoty patrzeć, był Marty, ale ten szczegół również postanowiła zachować dla samej siebie. Już po kilku minutach nawet nie pamiętała, z kim być chciała a kto ją irytował, zajęta grą i starająca się wygrać, głównie dla Holendra. Claire nie miała parcia na zwycięstwo, ale ciężko było ukryć, że się zaangażowała. Chciała, aby Dean mógł triumfować, bo był dla niej urodzonym sportowcem, choć może on sam tak nie myślał. Cel został osiągnięty, choć nie było to takie łatwe, jak się spodziewała. Chłopaki dawali radę i być może gdyby nie uszczypliwe teksty Anniki w stronę Calistriego (która nota bene rozśmieszała nawet Lockhart), wcale nie udałoby się wygrać. Po meczu siatkówki wypompowani, ale szczęśliwi, postanowili schłodzić ciała w wodzie, a dopiero potem udać się na obiad.
To był jeden z tych momentów, kiedy myślisz, że śnisz. Stoisz w miejscu, choć wydaje ci się, że próbujesz biec. Krzyczysz, choć z twojego gardła nie wydobywa się nawet stłumiony bólem oddech. Patrzysz, a jednak to co widzisz ucieka ci sprzed linii wzroku. Claire poczuła się, jakby utknęła w koszmarze, jednym z tych bardziej paskudnych, zrodzonych z miliona lęków, jakie w sobie tłumiła. Chciała krzyczeć, wołać o pomoc, być może nawet byłaby bliska histerii i rozpaczy, a zamiast tego po prostu stała. Jej ciało zesztywniało, stało się tylko powłoką, workiem na uczucia. Sparaliżowany organizm dawał znać o tlącym się życiu poprzez pojawienie się wypustek na ciele. Gęsia skórka oblała jej ręce, zjeżyła drobne włoski. Strach sprawił, że jej źrenice krzyczały zamiast rozwartych w przestrachu ust. Wrzask wydobył się z ich mroku, który niemal całkowicie zgasił niebieskie światło żywych dotychczas tęczówek. I choć ona była teraz nieruchomą bryłą, czas nie stanął w miejscu. Płynął swoim tempem, napędzając krwawe zdarzenia na swej osi. Posoka z tętnic trysnęła pod ciśnieniem, oblewając twarz i nagie ciało obcej dziewczyny. Lockhart widziała ten obraz jakby był zapętloną kasetą wideo, powtarzającą rozlany szkarłat na psychopatycznie roześmianej twarzyczce

Jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz…

Gwałtowne szarpnięcie za rękę omal nie wyrwało jej ramienia ze stawu. Manekin jakim się stała, dał się ciągnąć gdziekolwiek porywacz tego sobie zażyczył. Nieprędko powiązała fakty, nie rozumiała jakie słowa płyną z ust Holendra, który gdzieś ją prowadził. Claire nie wiedziała nawet, czy jest w rzeczywistości. Zawrót głowy doprowadził ją do wątpliwości, którymi karmiła się przez dłuższą chwilę. Dean otoczył ją opieką, znał jej psychikę, wiedział, że jest słaba. Nie miał tylko pojęcia, jak wiele z tej sytuacji dotarło do Lockhart. Ile zrozumiała, ile widziała, czy słyszała cokolwiek? Bulgot dławiącej się krwią nauczycielki był zapętlonym dźwiękiem na odtwarzanej w głowie taśmie, z obrazem lejącej się obficie posoki, w której skąpana była z pozoru niewinna twarzyczka. Gulgotanie krwi zapełniającej gardło jak puste naczynie stawało się coraz głośniejsze, coraz bardziej wyraźne i powtarzało się.

Ponownie, i ponownie, i ponownie.

Kiedy ocknęła się w jadalni, wszystkie fakty spłynęły na nią jak obfity deszcz. Nawałnica zdarzeń docierała do rozdartego umysłu, raniąc go ze zdwojoną siłą. Jej ciało drgnęło na sekundę, jak przy pośmiertnej konwulsji. Dygotała, jej ruchy nie były płynne, przypominały nagłe zrywy i skoki jak u robota z wadliwym okablowaniem.
- Dean... - zdołała wydusić z siebie, stojąc w miejscu i patrząc, jak chłopak bierze do rąk tasak. Przestraszyła się. Bała się ostrych narzędzi, bo nigdy nie wiadomo w kogo zostanie wymierzony cios. Miała dziwne wrażenie, że krew jest na jej rękach, a nie tej obcej dziewczyny. Że to ona skąpana jest w śmierdzącej posoce, jej dłonie się lepiły, a po szyi spłynęła kropla. Claire gwałtownie przyłożyła dłoń do gardła, aby wytrzeć skórę. Spojrzła na rękę upewniając się, że nie starła żadnej krwi, że to nie ona dokonała tej rzezi. Nie wiedziała, co ma robić, póki Holender nie wcisnął w jej drżące dłonie noża.
- Ufam ci, Claire - powiedział czule, zaciskając jej drobną piąstkę wokół rękojeści. Patrzył jej w oczy póki nie znalazł tam porozumienia. W końcu dziewczyna kiwnęła głową. Rozumiała, że ostrze nie jest przeznaczone dla niej. Nie odebrała tego gestu, jak słynny Werter, który strzelił sobie w łeb tuż po tym, jak ukochana dała mu broń palną do ręki. Lockhart rozejrzała się dookoła, była tutaj większość osób, wszyscy razem. Poczuła się pewniej. Wciąż jednak stała blisko Deana. Przeszkadzała mu? Chyba nie. Nie potrafiła jednak znaleźć dla siebie miejsce. Stanęła daleko od okien, daleko od drzwi, przy jakiejś ślepej ścianie. Rączka noża była przy sercu, ostrze skierowane w stronę, skąd mogło nadbiec zagrożenie. Czuła jak z każdą sekundą, jej dusza umiera.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 09-07-2017, 16:12   #66
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Corax (Bankowość nie musi być nudna :) )

Jack Brooks - pechowy awanturnik



Dzień 2 - przed wycieczką w teren



Annika budziła się powoli, jak w ciepłym kokonie. Rzeczywistość dobijała się do niej z wolna, a i dziewczyna niechętnie ją witała.

Wspomnienia minionej nocy napływały stopniowo.

Łóżko, śpiwór, czyjaś ręką i jakaś noga obok zdecydowanie jednak doprowadziły Williams do zmysłów. Lekko zesztywniała i odwróciła się powoli by spojrzeć spod przymkniętych powiek na śpiącego obok Brooksa.

Pustka w głowie.

Zajrzała pod śpiwór i z ulgą stwierdziła, że ciuchy ma na sobie.

Odetchnęła głębiej.

Podjęła męską decyzję i usiadła na łóżku by zacząć się wygramalać z przytulnego grajdołka.

Szturchnęła “przez przypadek” i Jacka.

- Hej. Wstawaj. Śniadanie. - mruknęła zaspanym głosem związując splątane włosy w chaotyczny kucyk.


- Eee… - zaczął mówić szturchnięty Jack. Otworzył oczy i zobaczył dno pryczy nad sobą i Annikę wiążacą sobie włosy. A tak. Był na tym obozie. Nad tym jeziorem. W tych lasach. Ehh… - Ja nie wiem… Jak mamy wakacje to po grzyba mamy wstawać tak wcześnie? - poskarżył się odwracając się na plecy i pozwalając sobie na moment nic nie robienia i nic nie myślenia. Ale ruchy blondynki jakoś miały manierę ciążenia wzroku ku sobie. - Zasnęliśmy na tym pomoście. Przebudziłem się bo zimno było. Coś mówiłaś ale nie skumałem o co ci chodzi. To cię przyniosłem tutaj. - streścił jej co się działo w nocy. Nie był pewny co Annika kuma. Jak pierwszy raz jarała zioło no to chyba nic nie powinno jej być. Ale na wszelki wypadek jednak wolał jej zdać relację czemu wylądowali tu a nie gdzie indziej.


- Hm. - mruknęła mało rozmowna z rana. Odwróciła się jednak do Brooksa, i z jakimś krótkim żalem rzucając spojrzenie na wygniecioną w poduszce dziurkę.

- Dzięki. Muszę iść zanim Hoy zacznie raban, że spędziłam tu noc. - zaczęła się nagle tłumaczyć. - I … trzeba to jakoś no… powtórzyć….e… bez urywania filmu. - uśmiechnęła się jakoś nieśmiało jak nie ona. - No to idę. - stwierdziła definitywnie mimo, że nadal siedziała na łóżku.


- Ejjj… - zastopował ją jęknięciem z wyrzutem jakby zapomniała o czymś. - Spędziłaś z facetem noc w jednym łóżku i tak chcesz po prostu wyjść? - zapytał unosząc brwi do góry a na ustach zagościł uśmiech. No miała rację z tym spadaniem. Ale po prawdzie już jak ją tu w nocy niósł liczył się z tym, że ich mogą nakryć. Na sobie mu nie zależało choć jej mu byłoby w takim wypadku trochę szkoda. No ale nie nakryli i nie zanosiło by lada chwila miał tu ktoś wpaść.


- No nie. Czekam na podziękowania - Annika nagle zaśmiała się z chochlikowatym błyskiem w oku.


- Mhm. Więc ja mam ci podziękować za to, że mogłem cię po nocy zgarnąć z molo i przynieść tutaj do łóżka? - Jack spróbował zachować poważny wygląd twarzy choć udawało mu się z trudem. Twardo jednak powoli parł do przodu pomagając sobie co nieco wybijanym przez palec rytmem. Jak skończył równie powoli pokiwał głową jakby musiał sobie podsumować te trudne rachunki. - Mhm. - znowu kiwnął głową jakby właśnie doszedł do jakichś konstruktywnych wniosków. - I czekasz teraz na podziękowanie tak? - zapytał przestając kiwać głową i patrząc na siedzącą obok dziewczynę.


- No cóż Nika. Skoro uważasz, że należy ci się podziękowanie… - Brooks rozłożył ramiona jakby stanął wobec oblicza władzy ludowej lub innych tego typu instytucji. - No to chyba muszę ci podziękować. - uśmiechnął się i sięgnął dłonią po jej nadgarstek. Sam oparł się na łokciu by podnieść się bardziej do pionu a chciał przyciągnąć do siebie dziewczynę bliżej.


- Wiesz… - chochlikowy wyraz nadal nie schodził dziewczynie z twarzy, szczególnie gdy zdrobnił jej imię. Nikt do tej pory jej tak nie nazywał. - … chcesz świadczyć usługi dla innych, co nie? To patrz… musisz wystawiać rachunki, co nie? - tłumaczyła mętnie - No to… wystawiam… za możliwość niesienia, za to, że w nocy Cię nie kopałam...e… zbytnio, za to, że nie świsnęłam śpiwora dla siebie - teraz Annika wyliczała na palcach wolnej ręki. Za to za każdym punktem nieco się pochylała, by zbliżyć się do twarzy Jacka - Widzisz ile mi jesteś dłużny? - szepnęła tłumiąc chichot i powoli muskając usta Brooksa swoimi. - Kiedy się wypłacisz? - roześmiała się krótko.


Uśmiech grał już na wargach Brooksa bo z trudem dawał radę się powstrzymywać. Kiwał głową w miarę jak grzywa blond włosów zbliżała się do niego a właścicielka udowadniała mu ile to przez noc długów sobie u niej narobił. Niezłe! Nawet chłopakowi z dzielni dotąd nie przyszło do głowy, że śpiąc można sobie długów narobić. A tu proszę! Dało się. - No nie wiem. - powiedział udając zamyślenie i patrząc na będące już bardzo blisko kobiece usta. - No ale jak tak strasznie udało mi się zadłużyć niosąc ci pomoc to chyba lepiej zacząć spłacać jak najszybciej. - brwi skoczyły mo co nieco do góry razem z westchnięciem parodiowanej niedoli i zetknął swoje usta z ustami Anniki. Całował ją powoli, delikatnie i bez pośpiechu. Akurat jak na rano. Oderwał się na chwilę choć nadal zachował prawie identyczną odległość. Wolną dłonią przejechał kciukiem po jej policzku zjeżdżając dotykiem w stronę jej karku. - I co? Myślisz, że to już? - zapytał drocząc się z nią ruchem i słowem.


Williams zamruczała protestująco, gdy Jack zaprzestał porannych czułości.

Czułości, które w zasadzie… zupełnie sobie inaczej wyobrażała do tej pory.

Jakoś nie było ani dziwnie, ani niezręcznie - tak podpowiadała jej niedoświadczona, a za to przewrażliwiona jak u każdego nastolatka wyobraźnia. Nie była pewna co sprawiało tę “inność” ale nie chciała się jej pozbywać.


- A odsetki? - powieki dziewczyny, dotąd przymknięte uniosły się by znowu spojrzeć na Jacka z rozbawieniem. - Myślisz, że tak łatwo się wykpisz? - nieśmiało przesunęła dłonią po jego twarzy i palcem wskazującym musnęła dolną wargę chłopaka.

- Zapomniałam jeszcze o jednej kwestii: o darmowym ogrzewaniu w nocy - pocałowała kącik ust Jacka, który nagle stał się najciekawszym punktem we wszechświecie.


- Jeszcze odsetki? - brwi Brooksa skoczyły znowu do góry. Znowu też pokręcił głową i westchnął by dać wyraz w jak głębokie tarapaty się wpakował. Wyglądało, że ten dług coś nie będzie taki łatwy do spłacenia. - No dobrze. Zajmijmy się tymi odsetkami. - ciekawie się robiło. W sumie tak zaczął z głupia frant a tu jakaś taka niespodziewanie interesująca atmosfera i gra się zaczęła. Fascynujące. Palce wolnej dłoni wróciły mu z powrotem z jej karku, wzdłuż szyi i doszły do brody. Tam przejechał kciukiem po linii jej dolnej wargi. Potem skierował go w dół, po jej szyi, krtani, między obojczykami i tam zeszły w bok, w stronę granicy wyznaczanej przez brzeg podkoszulki. Ale postanowił działać dwutorowo. Więc gdy dłoń mu zawędrowała do podkoszulki usta znów zbliżyły się do pocałunku ust Anniki. Nadal stawiał na wolne i delikatne tempo ale tym razem zaczął własnymi ustami przesuwać się niżej. Do brody, szyi i krtani dziewczyny. - I co? Topnieją te procenty? - zapytał przekraczając dolną granicę jej krtani. Akurat był trochę niżej od niej to pasowało mu to jak ulał. Ponownie ciekawie wznowił wędrówkę palcami leniwie sunąć w dół dekoltu koszulki.


- Nie jestem pewna - Annika miała zamknięte oczy i lekko zaróżowione policzki. Poddawała się leniwym pieszczotom Brooksa całkowicie rozluźniona - Jeśli tak to barrrrrrdzo powoli - zmieniła pozycję na taką, która bardziej odpowiadała wyluzowanemu porankowi. Osunęła się z powrotem na wymoszczone przez noc miejsce obok Jacka. Przysunęła bliżej niego i leżąc nieco na boku objęła powoli ramieniem.

- A masz opcję do wyboru: spłata odsetek lub spłata kapitału najpierw. - improwizowała sama nie do końca pewna co ma na myśli. - za to jej dłoń najwyraźniej wiedziała lepiej, bo samodzielnie, bez udziału woli Anniki, znalazła sposób na wsunięcie się pod koszulkę Jacka i rozpoczęcie lekkich muśnięć rozgrzanej po śnie skóry.


- Ah tak? - Jack przerwał na chwilę spłacanie nie wiadomo kiedy i jak zaciągnięteg długu. Pozwolił dziewczynie na zmianę pozycji bo teraz przyjęła znacznie ciekawszą. No a skoro jej dłoń zaczęła bawić się doradztwo bankowe no to uznał, że warto dać się jej wykazać. - To kapitału jeszcze nie spłaciłem? - upewnił się czy dobrze słyszy. A już mowa była tylko o odsetkach. No ale skoro został jeszcze ten kapitał…


Nachylił się nad leżącą na boku blondynką i wrócił z całowaniem do jej ust. Cała ta nagła gra i atmosfera już nieźle go pobudziła i chyba Nikę też. Więc tym razem był już bardziej zdecydowany a pocałunki były szybsze, mocniejsze i głębsze. Oddech też znacznie zwiększył swoją częstotliwość w miarę jak pożądanie zaczynało rozlewać swoje moce po jego ciele. Dłonią zaś zaczął pracować nad odsetkami. Przejechał po odkrytym ramieniu dziewczyny i zjechał palcami na jej koszulkę. W tym przednim, górnym rejonie gdzie kumulowały się odsetki. Było to taka interesująca i wymagająca uwagi strategia, że przerwał pracę nad kapitałem i obserwował chwilę jak jego dłoń zajmuję się parą odsetek.


- Wiesz co? - wrócił spojrzeniem, dosć zatroskanym, do twarzy blondynki. - Obawiam się, że aby dokładnie omówić i przeprowadzić strategię to musimy bezwzględnie pozbyć się przeszkód stojących nam na drodze i rozebrać problem na części pierwsze. - Brooks pokiwał głową z przekonaniem i zahaczył palcem o dolny brzeg podkoszulki Anniki zaciągając go w górę i odsłaniając kawałek jej ciała pod spodem.


Williams oddychała szybko, czując rosnące napięcie w podbrzuszu. Pieszczoty Jacka i jego zdecydowane “spłacanie pożyczki” zaczęły ją mocno nakręcać. Jakaś część jej coś tam marudziła o zasadach, ale bycie pożyczkodawcą zdecydowanie wywaliło tę część na śmietnik. Reakcja jej ciała zaskakiwała ją samą. Reakcje Jacka pobudzały do dalszych wędrówek dłonią po jego plecach i ciaśniejszemu przybliżeniu się ich ciał. Było jej zaskakująco dobrze. I chyba chciała więcej.

- I będziesz - zamruczała wpatrując się zamglonym już nieco spojrzeniem w twarz Jacka - marudził, że zdzieram Ci ostatnią koszulę z grzbietu? - wygięła się w lekki łuk by ułatwić usunięcie wspomnianej przez Brooksa bariery. Bariery, przez którą widoczne były wyraźnie odznaczające się szczyty odsetek.


- Tylko… Jack - stężała na chwilę obok blondyna - … ja nie… no wiesz… - zagryzła dolną wargę wpatrując się w niego niepewnie.


Brooks czuł jak to wszystko co zaczęło się nie wiadomo jak i kiedy przed paroma chwilami nakręcało go coraz bardziej. Ta cała gadka o pożyczkach, bankach które szyli w biegu a dla Brooksa to był kosmiczny świat, reakcja Anniki, i to jak wyglądała, jak się też napalała i rozpalała coraz bardziej ale nadal dalej dawała radę partnerować mu w tej niespodziewanej grze. Podobało mu się to wszystko coraz bardziej. Dalej więc z coraz większą ochotą ciągnął swoją rolę.


Skorzystał ze współpracy doradczyni bankowej i razem pozbyli się pierwszych przeszkód. Obserwował z satysfakcją i przyjemnością widok jej szczupłego ciała. Została jeszcze drobna przeszkoda w drodze do dwóch najważniejszych odsetek ale ten jej okryty, coraz szybciej oddychający brzuch też przykuwał jego uwagę. Ale wtedy jakoś powiedziała. Albo coś co chyba do końca nie chciało jej przejść przez gardło.


- Eejj, spokojnie. - trochę spoważniał i szybko nachylił się nad twarzą blondynki. - Zajmę się czym trzeba okey? Firma jest firma. - pacnął ją lekko palcem w czubek nosa. - Zajmiemy się tym długiem. A jak coś nie będzie ci pasować to odłożymy na następną ratę. - powiedział znowu całując ją wolno i delikatnie w usta. - Będzie fajnie. Jak wczoraj na kajakach. - uśmiechu z tak bliska mogła nie widzieć ale dał się słyszeć w głosie Brooksa. Pocałował ją jeszcze raz. Oderwał się od jej ust i nieco zwiększył odległość by mogli swobodnie na siebie spojrzeć.


- Ale z ostatnią koszulą na grzbiecie to wiesz. Nie taka prosta sprawa. - powiedział wracając do tego udawanego, poważnego tonu bankowego. Spojrzał niżej na dwie ładne, półkule odsetek. Znów przesunął palce dłoni po jej szyi, na barku skręcił do ramiączek stanika i potem zaczął sunąć wzdłuż niego do części głównej. - Myślę, żeby okazać sobie trochę zaufania co do dalszej współpracy, uczciwy byłby układ koszulę za koszulę. - dłoń zawędrowała mu znowu do piersi dziewczyny które nawet przez stanik fajnie się naciskało, ugniatało i głaskało. No ale lepiej było bezpośrednio. Przynajmniej w opinii Jacka. Przesunął spojrzenie na twarz Anniki i uśmiechnął się wyczekująco unosząc brwi czekając co i jak odpowie. *


Rosnący niepokój jaki mieszał się z falami podniecenia ustąpił po czułych słowach Jacka i Annika z kolei poczuła wdzięczność za takie podejście. Szczególnie, że reakcja Danny’ego jakoś niespecjalnie nastrajała ją pozytywnie do rodzaju męskiego. Brooks kilkoma słowami i wolnymi pocałunkami wymazał strach.

Pozostało pożądanie.

- Ja koszulki nie mam - żądza przejęła myślenie dziewczyny, która w odpowiedzi na pieszczoty Brooksa odpowiedziała własną ich wersją. Zacisnęła dłoń na pośladku Brooksa chwilę rozkoszując się nowym doznaniem a potem z rosnącymi wypiekami na twarzy zaczęła wsuwać palce za pasek spodni by poczuć ten sam pośladek skóra na skórze.

- Masz na myśli inne hm… nieruszane do tej pory aktywa, które mógłbyś wykorzystać do spłaty zadłużenia? - ukąsiła lekko dolną wargę Jacka. Na próbę. I na zachętę do dalszych rozliczeń finansowych pocałowała namiętnie, wtulając ciaśniej, by sprawdzić lub przetestować jego chęci spłaty.


- O tak. - Brooks był trochę zaskoczony nagłym przelewem w zachowaniu blondynki z pasywów na aktywa ale bardzo mu się to spodobało. Przynajmniej nie leżała jak zdechła ryba. - Właśnie tak. Są jeszcze w grze środki o jakich nie wspominaliśmy. - pokiwał z zadowoleniem głową. Czuł na sobie dotyk dziewczyny, jej dłoń buszującą mu pod spodniami, niegrzeczne zachowanie i to wszystko razem nakręcało go coraz bardziej. Gdy wreszcie pocałowała go sama z siebie i to mocno i namiętnie, gdy poczuł jak się w niego wtula, wyczuł w niej żar jaki dotąd zdołał się w niej rozpalić też mu odeszła ochota na zbędne subtelności.


Oddał jej pocałunek równie mocny, namiętny i z rosnącą drapieżnością. Tak samo ją objął mocno, przyciskając do siebie jakby się bał, że mu ucieknie. Chłonął i sycił się nią całą. Jej gorącem, jej gładkim ciałem, zapachem ciała i włosów, jej gwałtownością i namiętnością. Stracił też cierpliwość więc pośpiesznie zaczął gmerać przy staniku by się go pozbyć.


Nieszczęsny i ulubiony stanik przeszedł niejedno. Annika jednak nie miała teraz cierpliwości i odsunęła się na chwilę od Jacka by ściągnąć z siebie kawałek szmatki. Mimo odsunięcia wyciągała wciąż szyję by sięgnąć ust Brooksa, w między czasie wprawnym ruchem pstryknąć zapięcie i pozbyć się przeszkody. Na chwilę zamarła, wpatrzyła się w oczy blondyna i pociągnęła jego dłoń układając sobie na prawej półkuli.

- Ah… - westchnęła wciągając powietrze, gdy poczuła nowy dotyk. Teraz ona z kolei poczęła szarpać za koszulkę Jacka, chcąc uregulować rachunek.


Jack westchnął z ulgi i satysfakcji gdy poczuł pod własną dłonią te obiecane i tak wyczekiwane procenty. I to z aktywną współpracą dłoni samej właścicielki. Nie dała mu co prawda nacieszyć się tym do woli bo zaczęła szarpać się z jego koszulką ale właściwie to sam się zdziwił, że ją wciąż ma na sobie. Jakoś tak to wszystko szybko się potoczyło…


Zaczął więc zdejmować tą cholerną koszulkę a właściwie ściągnął ją jednym ruchem i gdzieś tam rzucił. Włosy mu się przez to trochę rozstrzepały ale nie zwracał na to uwagi. Pochylił się nad Anniką zaraz potem i znów zaczął całować ją w usta. Szybko, gwałtownie i mocno. Czuł się napędzany adrenaliną i pożądaniem więc spieszył się. Już teraz się bardzo spieszył a postawa blondynki nakręcała go jeszcze bardziej.


Zjechał i dłońmi i ustami i językiem niżej. Tym samym gardłowym szlakiem co na początku ale teraz już miał w pełni swobody manewru nad oprocentowaniem. Teraz też mógł popracować nad nim swobodnie. Zaczął dłońmi by wreszcie je nasycić tym przyjemnym kształtem i konsystencją. Ale dość szybko doszły do tego usta, język i czasem zęby.


Annika trzymała się ramion Jacka i wyginała w łuk by pomóc mu i ułatwić cały proces wyrównywania zadłużenia. Z ust Williams wydostał się przeciągły jęk zadowolenia zmieszanego ze zdziwieniem, gdy Jack muskał, trącał i podgryzał szczyty krągłości. Wsunęła palce we włosy blondyna i ni to przycisnęła lekko jego głowę do siebie, ni to podsunęła prosząco swoje ciało.


Wyszeptała jego imię z nieśmiałą prośbą, choć jej ciało wołało o jej pragnieniach. Poruszyła się sugestywnie pod Brooksem, sama nie wiedząc skąd się to w niej bierze. Otarła biodra o ciało Jacka raz, a potem i drugi.


Jack bardzo lubił zabawę w rejonie odsetek chociaż wcześniej ani razu tak ich nie nazywał. Ale widocznie Annika też lubiła tą zabawę sądząc po jej reakcjach. To znów nakręcało go coraz bardziej. No ale przecież firma jest firma. Nie mógł ta zostawić nieobrobionej reszty długu. Pierwszy głód został nasycony choć akurat do kobiecych piersi miał słabość i lubił i mógłby się bawić nimi non stop. Ale ano on ani kobiety ani ta na której właśnie leżał i nawzajem sprawiali sobie przyjemność i radość nie mieli samych kobiecych piersi do zabawy.


- Oo. Zobacz co znalazłem. - powiedział już z ciężkim oddechem i czując poszum w uszach i rozchodzacy sie mrowieniem aż na kark a czasem falami przeszywający także kręgosłup. Czuł, że musi trochę zwolnić jeśli nie chce zakończyć zabawy na szybko. Zresztą. Zostało jeszcze całkiem sporo Anniki do zbadania i wycałowania i te wciąż niezbadane rejony kusiły go coraz bardziej. Oderwał się więc od dwóch źródełek odsetek i spojrzał łobuzersko na rozognioną twarz o zaskakujących nieziemskich oczach. - Nieużywany kapitał. - spojrzał niżej na jej brzuch, tak żywy i tak gwałtownie oddychający. Jego wskazujący palec już sunął po nim w dół, doszedł do połowy, przesunął się po pępku i zjechał na podbrzusze aż doszedł do granicy gdzie zaczynał się materiał spodni. - Myślę, że jest w nim spory potencjał. - mruknął z przekonaniem Brooks. Kucnął nieco by mieć lepszą swobodę manewru i do badania nad płaskim i żwawym brzuchem blondynki dołączył drugą dłoń. Chwile bawił się muskając i drażniąc opuszkami palców napiętą skórę, czasem zasunął po niej paznokciami by wzbudzić mocniejsze doznanie. Ale w końcu znowu postanowił spróbować tego potencjału osobiście więc obniżył twarz i zaczął kosztować tego potencjału za pomocą ust i języka, podobnie jak to czynił przed chwilą przy spłacaniu procentów. Kierował się z góry na dół aż doszedł do bariery złożonej ze spodni blondynki.


Wzgórza naprężonych odsetek, stromizna wyraźnie zarysowanych żeber przechodzących stromo choć łagodnie w dolinę i płasowyż brzucha - wszystko to prężyło, drgało i reagowało na dotyk Brooksa. Annika to przyglądała się z napiętą uwagą jego poczynaniom to niesiona rosnącą ekstazą przymykała oczy i odginała głowę do tyłu. Dłonie bez ustanku błądziły po ramionach, karku i głowie Jacka, muskając płatki uszu.

Ciszę jaka nagle zapadła wypełniały jedynie głośniejsze westchnienia i przyspieszone oddechy.


To tak czuć było rozkosz…

Annika wyciągnęła ramiona za głowę niesiona instynktem i wygięła ciało w łuk, otaczając biodra Jacka udami i przyciągając go bliżej. Poddawała się mu rozluźniona do momentu gdy palce blondyna nie dojechały do paska spodni.


Przez mgiełkę pożądania przebiła się szpila strachu…


Annika spięła się, zamarła i przechwyciła dłoń Jacka przed dalszą wędrówką. Zamiast tego uniosła się by pocałować Brooksa w usta. Liczyła, że zajmie go czymś innym i odwróci uwagę. Było jej głupio. Myślała, że jest gotowa, jednak coś w ostatnim momencie ją zablokowało. A mimo to, nie chciała kończyć raptownie tego przyjemnego poranka…


Było zajebiście! Jack czuł, że jest na fali. I to nie sam! Annika reagowała prawidłowo i widział i czuł, że ona też ma z tego poranka kupę radochy co nakręcało go jeszcze bardziej. Czuł jej dłonie we włosach, na plecach, karku i ramionach, czuł jej skórę tak rozgrzaną i przyjemna w dotyku pod swoimi dłońmi, ustami i językiem, słyszał jej ciche jęki i oddech i właśnie czuł ją całą. Czuł też jak przerwała im tą zabawę gdy palce zawędrowały mu na tyle nisko jej tak żywego i rozognionego ciała, że miał przed sobą te chyba najciekawsze okolice.


Oddał jej pocałunek dając się z powrotem podciągnąć nieco do góry bez oporu. W ruchach i spojrzeniu Anniki dostrzegł jednak wahanie. Chyba. Coś podobnego. Gdy wziął pod uwagę co mu powiedziała przed chwilą wychodziło mu, że chyba się jeszcze tripuje. ~ Noo niee… Dziewczyno nie rób tego… Przecież tak świetnie nam idzie… ~ przemkło mu przez myśl gdy poukładał sobie pod ciemno blond czupryną czemu nagle mogło znów ją wziąć na całowanie. Chyba. On czuł się już całkiem nieźle podjarany i miał cholerną ochotę przejść do dalszych etapów spłacania zaległości i zastopowanie zabawy na tym etapie kompletnie mu się nie uśmiechało. Ale też jak z niej był taki świeżak nie chciał być zbyt ostry czy brutalny by sobie laska przez to jakiejś schizy nie wyrobiła czy co.


- Ej. - powiedział filuternie z czołem przyklejonym do jej czoła i lekko przesuwając pionowym ruchem, kciukiem z jej ust na czubek jej brody. - No chyba nie sądzisz, że tak będę spłacał bez namacalnego dowodu co? Musiałbym mieć jakieś namacalne pokwitowanie wpłaty gotówki. - spróbował czegoś pośredniego. Nie miała na sobie zwykłych spodni tylko leginsy. Świetnie na niej leżały ciasno opinając ciało jak to legginsy umiały i świetnie podkreślały te jej zgrabne pęcinki więc pasowały jej jak ulał. No ale to nadal był materiał blokujący kontakt skóry ze skórą i dostęp do tego co Brooksa interesowało najbardziej. Ale wpadł mu do głowy pewien pomysł.


Lekko nacisnął palcami dłoni na ramiona Anniki, skłaniając ją by się odchyliła w tył. Palce przesunęły mu się po tych kuszących odsetkach oprocentowania do spłaty i jak zwykle poświęciły im chwilę uwagi. Ale tym razem był to tylko przystanek. Palce mężczyzny zsunęły się niżej po bokach jej brzucha i dotarły ponownie do granic jej legginsów. Przez chwilę droczył się z nią spojrzeniem gdy jeden palec zahaczył o gumkę spodni i przejechał, nieśpiesznie w poprzek jej podbrzusza po linii gumki. Brooks czuł bijące z wnętrza, kuszące ciepło. Ale po chwili zostawił gumkę w spokoju i zaczął sunąć palcami niżej. Po biodrach i udach dziewczyny. Unosił jej nogi stopniowo wyżej a sam dłońmi schodził niżej na jej łydki aż leginsy się gdzieś przy kostkach dziewczyny skończyły i znów wyszedł na tą przyjemną gładkość nagiej skóry.


- Próbka reprezentacyjna wygląda przyzwoicie… - uśmiechnął się do blondynki składając pocałunek na jej stopie. - Ale sama rozumiesz… - dodał całując ją niespiesznie ponownie w kostkę. - Że to tylko próbka a główna część wciąż zostaje tylko w sferze domysłów. - powiedział zbliżając się ustami do nogawki legginsów. - A domysły nie wzbudzają zaufania. - pokiwał głową z tak poważną miną jak zdołał zachować. Legginsy ciekawie wyglądały optycznie na tak zgrabnej łani jak Annika ale nie były choć trochę tak ciekawe jak sama Annika. Więc gdy Brooks wrócił w ich rejony znów przekierował swoje zabawy z ust i języka na dłonie. Tym razem odtwarzał poprzednią drogę swoich dłoni po nogach blondynki ale tym razem sunął zewnętrzną stroną dłoni, sunąć po nich paznokciami a nie opuszkami jak poprzednio. Doznanie nieco mocniejsze niż poprzednio. Przesunął nimi na górę jej ud, zwolnił i dalej przesuwał kierując się ku centrum. Akurat przez legginsy wyglądało to centrum bardzo zachęcająco. Po chwili uda się skończyły i palce znów wróciły do gumki i zahaczyły o nie. Z gumki skierował wzrok na twarz właścicielki. Nie chciał dłużej czekać! Miał nadzieję, że da im to co oboje mieli w tej chwili ochotę i okazję wziąć. Mógł się tak pobawić jeszcze trochę a nawet i jeszcze trochę bo w sumie w pytę była to zabawa ale do cholery nie chciał na tym skończyć. Dla niego był to etap czy środek a nie cel. Przynajmniej nie tu i nie teraz. Powoli palce zagłębiały się pod gumkę legginsów i zaczęły je odchylać i zsuwać. Ciekaw był jak to u niej z tym zaufaniem.


Annika prężyła się pod dotykiem Jacka czując, że narasta w niej oszałamiająca fala przyjemności. Wciąż czuła się niepewnie, ale uwaga jaką poświęcał jej Brooks przełamywała jej opory, pocałunek po pocałunku. Wiedziała, że coś mówił, ale słowa utonęły w szumie pragnienia jakie odczuwała.

Napędzała ją ciekawość, palce i usta Jacka sprawiały, że całe ciało przepełniały wibracje. Z podbrzusza płynęło gorąco, fala za falą i słodkie skurcze oczekiwania, jakie mimowolnie wyginały jej ciało w łuk i wydzierały ciche westchnienia z ust.

Jeśli w dziewczynie tliła się jeszcze jakaś silna wola, to prysnęła gdy wytrwałe pieszczoty stóp, szczupłych nóg przeniosły się w epicentrum żaru.

Uniosła biodra w górę, napinając mięśnie brzucha i zagryzając dolną wargę.

Sama też wsunęła palce za gumkę ubrania i kręcąc biodrami pomogła Jackowi je osunąć. Została jeszcze jedna zdecydowanie mniejsza bariera - ciemne, króciutkie bokserki.

- Teraz ja… - szepnęła Annika prawie na bezdechu unosząc się ponownie z Jackiem pomiędzy ugiętymi w kolanach nogami - … przeprowadzę kontrolę ksiąg… - musnęła palcami pierś i brzuch Brooksa z diabelskim błyskiem w oku szukając po omacku zapięcia jego spodni. Trzęsły się jej dłonie gdy mocowała się z klamrą. Stwardniałe czubki ulubionych, krągłych odsetek Jacka ocierały się o jego pierś potęgując pragnienie dziewczyny. W między czasie usta Anniki pieściły szyję i ramię Jacka. Jasny i dotąd spięty węzeł włosów nie wytrzymał i rozplątał się, osuwając się miękką falą częściowo na ramię blondyna.

Annika stęknęła z frustracji szarpiąc się z ubraniem Brooksa.

- Pomoc w kontroli zaowocuje obniżeniem opłat bankowych - szepnęła zachęcająco, pokyrwając szczękę Jacka ukąszeniami. Drżała cała już nie ze strachu lecz z chęci bycia bliżej, dużo bliżej…


Brooks czuł triumfujące, radosne pulsowanie. Począwszy od okolic wnętrza potylicy i karku aż gdzieś tam rozlewające się kolejnymi falami po jego trzewiach. Wreszcie Annika uległa pokusie i to jak! Dziewczyna wydawała się być rozgrzana namiętnością jak wulkan. Wszelkie wahania i opory zdawały się zniknąć tak samo jak legginsy z jej zgrabnych nóżek. Pomogła mu je nawet ściągnąć co doceniał i strasznie go rajcowało. Było warto! Efekt był niesamowity, nie pamiętał kiedy ostatni raz był tak nabuzowany dopiero na etapie wyłuskiwania dziewczyny z ubrania ale do cholery teraz i zabawa okazała się przednia i spłacało się z nawiązką! Zwłaszcza jak sama została już tylko w cienkim, poziomym pasku czerni na biodrach a poza tym była całkowicie toples! I wyglądała w tym świetnie! Tak świetnie, że aż na chwilę chciał się nią nasycić w tym zestawie ubraniowym który wydawał mu się idealnie pasujący do rozognionej obecnie blondynki o długich włosach. Sam już nie wiedział czy dłuższe miała te włosy czy nogi. Ale ten jasny kontrast między jej skórą i włosami a czernią materiały strasznie go nakręcał.


No i sama Nika przystąpiła do aktywnych działań. Teraz Brooks ją obejmował, sunął dłońmi po jej ramionach, plecach a ustami po jej twarzy i ustach. Nie dał rady jednak nie uśmiechnąć się gdy bardziej poczuł niż zobaczył jak gwałtownie próbuje wyłuskać go z ubrania. A ta jej nerwowość i pośpiech wydały mu się w jakiś dziwny sposób rozczulające. Pocałował ją z rozbawieniem w policzek. I te jej sprawdzanie ksiąg. jeszcze fantazję i finezję do tego miała! Na chwilę poznęcał się nad nią gdy przytrzymał palcami jej brodę tak, że musiała spojrzeć na niego.


- No skoro takie stawiasz propozycję… - sam się musiał powstrzymywać czystą siłą woli by się na wyścigi wręcz nie rzucić do rozbierania i do dalszych zabaw z tak rozkoszną dziewczyną no ale jednak chciał jeszcze trochę się pobawić w tą bankowość.


- … no to po przemyśleniu sprawy… - zmrużył oko i spojrzał niby mądrze w dno pryczy nad nimi. Właściwie to już się trochę gubił. Kto co komu jest winny i czy podnoszenie czy obniżanie, zwiększenie czy zmniejszenie to właściwie jest dla kogo bardziej lub mniej korzystne. Coraz ciężej mu się myślało i wyszukiwało obcych dla niego słówek. Ale docierało do niego, że póki trwało to było zarypiaście!


- … no to któż by się nie skusił na taką ofertę! Ale na partnerskich warunkach naturalnie. - spuścił głowę znowu na dół na bardzo dół, i za spojrzeniem powędrowała mu dłoń. Przesunęła się po dwóch tak cudnie muskających mu tors piersiach, po płaskim, gwałtownie oddychającym brzuchu dziewczyny i doszedł do podbrzusza ukoronowanego cienką barierą czarnego materiału. Przerobił jeden palec na haczyk i znów lekko odwinął materiał od gorącego, gładkiego ciała a sam wrócił spojrzeniem do tych nietuzinkowych oczek dziewczyny. Uniósł pytająco brew. Ale gdy zobaczył przyzwolenie w spojrzeniu, figlarnie kuszący uśmieszek i lekkie przygryzanie wargi dłużej ściemniać nie wytrzymał.


- Dobra, brzmi świetnie! - energicznie kiwnął głową i na moment oderwał się od dziewczyny by jak na pitstopie Formuły 1 ściągnąć z siebie spodnie. Rozpiął je, grzmotnął łopatkami o łóżko i błyskawicznie ściągnął z siebie spodnie razem z własnymi bokserkami. Jednym ruchem już podnosząc się znów do przysiadu. Śpieszył się! Z lekka popchnął Annikę na łóżko, tak, że wróciła do horyzontalnej pozycji a sam sięgnął by ściągnąć z niej ostatnią przeszkodę. *


Udało się mu i wkrótce kawałek materiału został mu w ręce. Odsłonił za to wyczekiwane podstawowe aktywa, których wierzch układał się w wąski pasek o kolorze nieco ciemniejszym niż długie włosy Anniki.

Dziewczyna odruchowo próbowała się osłonić czując się nadspodziewanie odsłonięta ale zamiast tego zapatrzyła się w wyeksponowane zasoby Jacka. Przyciągneła Brooksa bliżej do siebie, otaczając jego biodra długimi nogami. Wpatrzyła się w jego oczy i gładziła plecy pociągnięciami paznokci.

A potem zmarszczyła lekko brwi:

- Masz - wyszeptała oddychając szybko - zabezpieczenie aktywów, prawda?


- No. - Brooks kiwnął głową patrząc zafascynowany na to co się kryło dotąd pod paskiem czarnego materiału. Aż musiał to powiedzieć na głos. - O w mordę, jesteś blondynką… - powiedział zaskoczony widząc zaskakujące jasne włosy także na dole. Niby słyszał czy nawet widział takie cudo ale nigdy wcześniej sam nie doświadczył na żywo. - Superblondynką. - uśmiechnął się i skierował dłonie pod jej kolana. Chciał się nią nacieszyć. Dokładnie. Palce sunęły mu więc ponownie po udach Anniki ale tym razem skóra palców i dłoni pieściła nagą skórę ud a nie opinających ją legginsów. Sunęły w górę uda, choć horyzontalnie to zjeżdżały na dół, kierując się ku jej biodrom. Gdy tam doszły objechały je półkolem i zsunęły się w rejon zakryty dotąd czarną bielizną. Przejechał palcami po jej krótkich włoskach jakby chciał sprawdzić czy naprawdę tam są a jak są czy są prawdziwe. Przesuwał się niżej aż palce zjechały mu do tego najciekawszego rejonu. Bawił się tam chwilę podrażniając i badając ten najgorętszy rejon i ciekawie sprawdzając jak właścicielka na to reaguje. Zaskoczenie i satysfakcją z tego osiągnięcia zaczynały już znów tonąć i znikać gdy władzę nad Brooksem znów zaczynało przejmować pożądanie i pośpiech.


Annika na chwilę straciła oddech, gdy poczuła palce Jacka drażniące naintymniejsze fragmenty jej ciała. Drżała cała z napięcia, pragnienia i nowych bodźców przeszywających ją całą. Wyciągnęła ramiona za głowę, zaciskając palce na drewnianej ramie łóżka. Rozsunęła nieco odważniej uda, mową ciała dając przyzwolenie i prosząc o więcej. Jęknęła nieco głośniej niż dotychczas gdy ciekawskie palce Brooksa rozpędziły się i zawędrowały nieco dalej. Ledwo rejestrowała narastające ciepło i wilgoć unoszona falami nowych impulsów. Otworzyła zaciskane dotąd powieki by spojrzeć na Jacka niemal błagalnie. Czuła się pusta. Chciała poczuć się cała, pełna… całe ciało pulsowało pragnieniem.

Raz jeszcze oplotła Brooksa nogami, przyciągając mężczyznę zapraszająco do źródła gorąca:

- Proszę… - udało jej się wymamrotać na bezdechu.


Brooks obserwował wijące się z rozkoszy kobiece ciało z niemniej rosnącą własną rozkosza. Była taka… Aż brakowało mu myśli by to z czymś porównać. Ale no sam już też miał ochotę na konsumpcję głównego dania. Nachylił się nad tak rozkosznie rozgorączkowaną blondynką by sfinalizować transakcję ale gdy już prawie był w punkcie docelowym, w samym okienku kasy i spojrzał na własny wkład osobowy coś mu to o czymś przypomniało. - Kurwa… - stęknął cicho i trochę nerwowo. Kurwa gdzie te cholerne spodnie?! Rozejrzał się gorączkowo po okolicy łóżka. Są! Nosz kurwa co za debil je rzucał tak daleko?! Zirytował się widząc, że będzie musiał się oderwać od tego źródełka cudności. Zazgrzytał ze złości zębami i nie chcąc tracić dogodnej pozycji wychylił się w tył by sięgnąć po spodnie. Nerwowymi ruchami zaczął grzebać w kieszeni co jak zwykle gdy się nie miało ich na sobie było cholernie niewygodne. Ale wygrzebał wreszcie te zabezpieczenie aktywów. - Aha! - [/i]syknął patrząc triumfalnie na niewielki kwadracik trzymany w palcach.


Annika bardzo chciała pomóc w poszukiwaniach, gdy w końcu do niej dotarło czemu Jack nagle się odsunął. Uniosła się na łokciu i wolną ręką zaczęła motywować Brooksa do działań. Jej ciekawska dłoń błądziła badawczo po podbrzuszu blondyna by zjechać niżej, całkiem blisko jego wkładu własnego. Palcem wskazującym trąciła go lekko by musnąć go za chwilę opuszkami wszystkich palców.

- Ciekawe - mruczała - jak poważnie podchodzisz do spłaty kredytu skoro zabezpieczenie rzucone w kąt - zaśmiała się cicho zamykając wkład Jacka w dłoni i poruszając nią wolno.


Zdołał rozerwać paczuszkę i gdzieś rzucić opakowanie wydobywając jej zawartość gdy poczuł na sobie dłoń blondynki. Tym razem tam gdzie lubił na obie czuć kobiece dłonie. na chwilę więc zamarł sycąc się doznaniem i zacisnął szczęki i powieki. Tylko nozdrza mu się rozdymały i kurczyły. Otworzył oczy gdy usłyszał złośliwostkę od Anniki. - Drobne niedogodności. - machnął wolną ręką. - No ale widzisz, firma jest firma. - triumfująco machnął gumką i spojrzał w dół i na dłoń blondynki którą w tej pozycji i widział oczami i czuł tam na dole, też na sobie. Zarąbiste kombo! No ale póki tam ich zabawiała oboje to jednak dalej operowali przed okienkiem kasowym a już go trochę a nawet bardzo piliło do złożenia depozytu. - A teraz pani wybaczy ale… - wolną dłonią chwycił jej pracującą dłoń i uniósł ją do górę by po dżentelmeńsku ją pocałować. A gdy skończył znów wkradł się w jego ruchy i działania pośpiech więc zajął się montażem zabezpieczania aktywów.


Obserwacja tego procesu pochłonęła Williams całkowicie. Jak zahipnotyzowana, nie mogła oderwać wzroku od gotowego ciała Jacka. Uśmiechnęła się zdając sobie sprawę, że i on był równie podekscytowany co ona. Dodało to Annice pewności siebie do tego stopnia by przejechać nieco mocniej paznokciami po udzie Brooksa.

Stopą przesunęła po pośladku, opadając ponownie na plecy i dla odmiany przesuwając dłońmi po własnym ciele zabawiając Jacka mini spektaklem. Palce zatoczyły koła wokół szczytów odsetek by przesunąć się w dół wzdłuż linii żeber, bioder i kierowały się ponownie pomiędzy ich ciała. Annika zawiesiła dłoń tuż nad złocistym meszkiem obserwując twarz Brooksa. Była na krawędzi i chciała doprowadzić tam i Jacka.


Jack skrzywił się trochę i syknął gdy paznokcie dziewczyny zarysowały mu skórę zanim zdążył sobie przypomnieć, że chłopakowi z dzielni nie wypada kwękać na takie drobiazgi. Ale nawet to utonęło jak zobaczył i poczuł ruchy i manewry Anniki. Ale z niej była superlaska! No przynajmniej teraz jak ją tak i widział i czuł jak jest taka rozogniona. Nie miał zamiaru dłużej czekać i miał już dość tych wstępnych zabaw! Były zajebiste ale do cholery czas było już na złożenie wkładu osobistego!

Pogmerał chwilę na zmontowaniu połączenia między swoim wkładem osobowym a jej szeroko rozwartymi aktywami i wreszcie tam był. Na chwilę znieruchomiał gdy po tym pełnym oczekiwania momencie powolnego ładowania wreszcie był tam wewnątrz cały! chciał tam się załadować od razu ale no jak kasjereczka była na pierwszym dniu w pracy no to choćby najsympatyczniejsza i najbardziej skora do współpracy mogło jednak coś jej tam strzelić. Jakiś nerw czy inny gul. Znieruchomiał podpierając się dłońmi o łóżko i mając pod sobą twarz okoloną blond włosami. Nie dostrzegł żadnych oznak do niepokoju ani pęknięcia gula czy tam innego nerwa. Czyli było widać jej tak zarypiaście jak i jemu! Pocałował ją szybko w usta, puścił jej jeszcze oczko i zaczął pracować w pocie czoła i pleców nad zlikwidowaniem zadłużenia. Łóżko coś tam stukało o coś, coś trzeszczało a oddech ciemnego blondyna przyśpieszał w rytm klaszczących odgłosów ich ciał. Brooks czuł szum w uszach i w karku i pod potylicą i wszystko docierało do niego jakby był gdzieś pod wodą albo na niezłym haju.Wszystko zostało zdominwane przez ten zbliżający się moment kulminacyjny. Gdy wreszcie nadszedł Brooks zajęczał, stęknął, ciałem szarpnął mu jeden spazm i kolejny by wreszcie znieruchomieć. Wciąż ciężko dysząc otworzył oczy i spojrzał na leżącą pod nim blondynkę. Roześmiał się cicho. - I co? - zapytał ocierając przedramieniem spocone czoło. - Teraz chyba wyszłem na prostą nie? - zapytał sięgając do prapoczątków tej rozmowy i gry i tego wszystkiego co chyba właśnie sfinalizowali.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-07-2017, 16:14   #67
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Corax

Jack Brooks - pechowy awanturnik



Dzień 2 - przed wycieczką w teren (2/2)



Annika wracała na ziemię. I choć cała podróż była fascynująca, to dziewczyna była instynktownie przeświadczona, że ona w przeciwieństwie do Jacka do celu nie dotarła. Zamknęła oczy i pokiwała głową z lekkim uśmiechem.

- Chyba tak - mruknęła wciąż lekko zadyszana.

Coś z nią było nie tak?

Nie była pewna.

Pewna była jednego, że przygotowania były jej ulubioną częścią.

Niemniej jednak przez dłuższą chwile cieszyła się jeszcze bliskością Jacka.

- Chcesz spać? - przypomniała sobie zajęcia z wychowania seksualnego i fizjologię mężczyzn po zbliżeniu.


- Chyba? - ciemno blond głowa pokręciła na boki a przez ciało przeszło zdławione parsknięcie. Pozwolił sobie odejść od okienka i położył się na boku wzdłuż szczupłego ciała o zdublowanych blond włosach. Przez chwilę pozwolił sobie teraz objechać je bezczelnie wzrokiem od twarzy o tych zaskakujących oczach, przez te niesamowite odsetki, wracający do normy oddech na brzuchu, tą blond niespodziankę poniżej, dalej uda, nogi, stopy i potem wszystko to samo w odwrotnej kolejności. Przygryzł nieco wargę. Wysunął do przodu wolną dłoń i zaczął sunąć po wciąż gorącej i wilgotnej skórze bioder blondynki. - To nie jesteś pewna? - zapytał zjeżdżając palcami po jej brzuchu i wędrując opuszkami wyżej. - No wiesz, żebyś potem pretensji nie miała. - pokiwał podpartą na drugiej ręce głową i próbował zrobić mądrą minę wspomagając się w tym uniesieniem brwi. Zaś wolna dłoń dotarła do tych jakże pożądanych i przyjemnych odsetek. Tam zaczęła badanie gruntu pojedynczymi palcami które operowały powolnymi ruchami.


Nie udało jej się powstrzymać głośniejszego stęknięcia, gdy impuls przeszył wprost jej ciało znowu budząc zmysły. Annika wciąż na progu spełnienia uchwyciła dłoń Brooksa i poprowadziła w dół. Chciała poczuć to co on przed chwilą. Nie spuszczała przy tym spojrzenia jasnych oczu z jego twarzy.

Prowadząc dłoń kochanka nisko, uniosła biodra wyżej wciąż zapatrzona w twarz Jacka:

- Zrób tak jak wcześniej - poprosiła cicho, przyciskając się do dłoni blondyna.

Brooks po raz kolejny uniósł brwi widząc ciekawy manewr Anniki. Ale w sumie czemu nie? Zabawa z nią i nią była przednia! Zresztą. Też mu to jak najbardziej odpowiadało. - Mhm. - pokiwał głową starając się zachować poważny wyraz twarzy. No chociaż trochę. Dlatego nadal przygryzał swoja wargę czując na swojej dłoni z jednej strony dłoń dziewczyny a z drugiej jej ciało. I to sama go zaprowadziła tam do samego centrum najciekawszych miejsc i rzeczy do zwiedzania. Do samego skarbca tego banku. Ale jednak czuł satysfakcję, że jej się ta zabawa tak spodobała. - No pewnie. - mruknął i przechylił się nieco jakby stracił równowagę i wciąż na łokciu spadał na nią. Ale zakończył z ustami na tych jej rozedrganych i sprężystych piersiach. Wzrok jednak miał skierowany wzdłuż niej tam gdzie jego dłoń manewrowała wokół jej skarbca. Właściwie było mu trochę niewygodnie. Przekręcił się więc nieco. Tak, że teraz leżał prostopadle do ciała blondynki i miał swobodniejszy dostęp do jej ciała. Palcami zaś wolnej ręki teraz, już bez pośpiechu i nadciśnienia w żyłach operowało mu się dużo swobodniej niż wcześniej. Mógł też więcej uwagi poświęcić na wsłuchiwaniu się w reakcje blond ciała które było tak spragnione tych pieszczot. Ale właściwie przyszedł mu do głowy jeszcze jeden pomysł. - No. A ten. Wiesz. W sumie to chyba by trzeba jakoś potwierdzić zawarcie tej umowy. Wiesz jakoś tak coś podpisać. Albo ustnie. - odwrócił na chwilę głowę w stronę twarzy dziewczyny ale zaraz wrócił do mniej karkołomnej pozycji. Z bliska miał przed sobą jej brzuch i kępkę blond włosków. No i własną dłoń jaka tam buszowała dostarczając im obojgu przyjemności. Pochylił głowę i pocałował jej brzuch. Czuł jak znów zaczyna buzować w nim adrenalina.



Mrucząc cicho, Annika zgodziła się na zawarcie umowy w trybie proponowanym przez Jacka. Nie trzeba było wiele by znowu wróciła na odpowiedni tor ku celowi tak długo budowanemu przez ich wspólne działania. Palce, usta Brooksa pieszczące ją tak bardzo intymnie wywoływały odczucia niczym tsunami. Fala za falą przyjemność w niej rosła, pęczniała wyrywając z jej ust niekontrolowane choć ciche jęki i stęknięcia. Dłonie to zaciskały się na śpiworze, to sięgały ku Jackowi. Wijące się ciało na nowo pokryło się leciutką warstewką potu, uda drgały a ciało napinało się w zaskoczeniu i oczekiwaniu. Czas zatrzymał się pod kurczowo zaciśniętymi powiekami, gdy w końcu rozkosz wybuchła w pełni, pozwalając na złapanie oddechu dopiero po chwili.

Teraz Annika była pewna, że wszystko z nią w porządku.

Uśmiechnęła się leniwie nie otwierając oczu.

- Spłata kredytu to dobry początek dnia, hm? - wymamrotała głosem, z którego wyciekało zadowolenie. Brooks puścił jej oczko, uśmiechnął się i pocałował w usta. Potem z zadowoleniem wyciągnął się na łóżku przyciągając Annike do siebie. W sumie ta bankowość nie musiała być taka nudna i trudna jak się trafiło na odpowiedniego partnera.



---



Teraz




Biegł. Raz czy dwa się obejrzał a potem biegł. Biegł za Anniką która pociągnęła go za rękę w las. Ledwo zarejestrował, że większość chyba pobiegli do tej kuchni w domu obok którego przebiegli by rzucić się w ścianę lasu, dać jej pochłonąć, pozwolić by ich skryła. W głowie zaś zdominowała była przez jedną myśl ~ Co to kurwa było?! ~ widział, słyszał, przeżył, był świadkiem ale nie mógł uwierzyć, że to tak naprawdę, tak na serio. Ale widział. Przeżył.


Najpierw posiłek. Chłopaków co roznosili te dania. Znów rzucili mu się w oczy Ken i Barbie. Znowu wydali mu się całkiem sympatyczni choć nadal miał zagwostkę czy oni wszystko tak na serio. - Dzięki Ken. - podziękował gdy słusznych rozmiarów zawodnik przyniósł mu coś na ząb. A potem zaczął się Sajgon.


Najpierw ta laska. Goła laska. W pierwszej chwili myślał, że to jakaś ofiara wypadku, w szoku jest czy co. Nie miał pojęcia co właściwie mogło się jej przydarzyć ale pewnie nic dobrego. Wstał nawet od stołu ale już widział jak para nauczycieli ruszyła w stronę naguski. Więc się wstrzymał. Jak ciało nauczycielskie gdzieś zasuwało to Brooksowi na pewno nie było po drodze. To czekał co z tego wyniknie. A wynikło i to coś czego w ogóle się nie spodziewał! Ta laska bez wahania zarżnęła parę zaszokowanych nauczycieli! Skąd miała nóż?! Przecież była goła! Ruszył w jej stronę. Laska była pojebana ale goła i jedna. Miała nóż ale wierzył, że dałby jej radę mimo to. Dobry był w pojedynkach. Rzadko ktoś mógł się z nim równać. Nawet z nożem. Ale zawahał się gdy z lasu wypadło całe stado pojebów! No nie, z taką przewagą liczebną nie było co się mierzyć jak to nie był film czy gra. A potem pociągnęła go Nika i zasuwali do lasu.


Gdy minęli pierwsze drzewa i zostawiali coraz bardziej za sobą wrzaski, krzyki i łomoty i ich kolegów, i nauczycieli i tych szaleńców umysł znów wrócił na swoje miejsce. Broń! Musieli mieć broń! Ale nie był pewny ile mają czasu i czy tamci rozlecą się po obozie czy gdzie indziej. Zauważyli, jak we dwoje zniknęli w lesie? Odnajdą ich? Nie miał pojęcia. Ale lepiej czułby się mając jakąś lagę. A nie wiedział czy z te strony też nie czają się jacyś szaleńcy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-07-2017, 22:40   #68
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Kimberly nie zdołała odnaleźć Jerry’ego poprzedniego wieczora. Postanowiła więc spróbować swoich sił zaraz po śniadaniu.
Kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć chłopakowi. Może po prostu powinna być szczera? Tylko dlaczego prawda była tak skomplikowana i trudna do wytlumaczenia?
Kimberly odzyskała wzrokiem Jerry'ego. Rysowal coś zawzięcie. Nie chciała mu przeszkadzać, ale też nie mogła tego odwlekać w nieskończoność.
- Cześć - przywitała się i usiadła obok. - Co rysujesz? - zagaiła rozmowę, ukradkiem próbując spojrzeć na rysunek.
- Cześć, Kim - przywitał się Jerry. Nie było po nim widać, żeby miał coś przeciw obecności dziewczyny. - Wczoraj zdawało mi się, że widziałem tę pannę. - Pokazał Kimberly szkic. - Pewnie złudzenie, chociaż wydawała się bardzo rzeczywista.
Rysunek przedstawiał popiersie chudej nastolatki o małych piersiach i przestraszonych oczach.
Kimberly przyjrzała się rysunkowi. Wlasciwie nie spodziewała sie, ze Jerry miał taki talent. Chyba jeszcze wielu rzeczy i nim nie wiedziała.
- Ładnie, naprawdę - stwierdziła, uśmiechając się lekko. - Masz talent. Widziałeś ja wczoraj? Gdzie? - spytała zaciekawiona, na chwilę zapominając zupełnie o prawdziwym celu tej rozmowy.
- Dzięki - odparł bez przekonania. - Wczoraj błąkałem się jeszcze trochę po lesie i mignęła mi przed oczami. Potem coś odwróciło moją uwagę i już jej nie było. Na pewno jakieś złudzenie, pewnie przez stres.
Kimberly naprawdę przyszła pogadać z nim o rysunkach, czy podziwiać jego zdolności rysownicze? Jakoś w to wątpił. Ciekawiło go, czego od niego chce, rozmowa sprawiała mu niewątpliwie przyjemność, ale bał się, że jakoś nawiąże do pocałunku z Martym i zabije nadzieję Jerry’ego jednym, celnym ciosem.
- Dziwne… - wyszeptała Kim, zastanawiając się nad historia Jerry'ego. Przeczytała stanowczo za dużo horrorów, bo do głowy przychodziły jej bardzo nieciekawe scenariusze.
Odwróciła się przodem do swojego rozmówcy.
- No ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać - oznajmiła, zakładając kilka kosmyków włosów za ucho. - Powinniśmy porozmawiać o tym, co wydarzyło się w bawialni…
Jerry westchnął cicho. Czyli jeden dzień wstecz. Potarł nieświadomie wciąż opuchnięty nos.
- Niestety Marty przerwał nam rozmowę w dość niecodzienny sposób. Uważasz, że jest jeszcze o czym rozmawiać? W sensie… Zdaje mi się, że wolisz Marty’ego, po co miałabyś się mną przejmować?
- To wcale nie jest takie proste… - odparła Kimberly. Miała wrażenie, że właśnie komplikuje wszystko jeszcze bardziej. Nie było jednak odwrotu. - Nie chcę, by to zabrzmiało glupio, ale… Lubię cię, Jerry. I nie wydaje mi się, by było to zwykłe, koleżeńskie lubienie. Czuję coś, sama nie wiem…
Spojrzała na swoje dłonie. Czuła się głupio.
- Nie wiem co mam robić, Jerry. Czy to możliwe, że zakochałam się w was obu?
Poczuła się jeszcze głupiej zadając to pytanie właśnie Jerry’emu. Musiała jednak to z siebie wyrzucić.
Serce Jerry’ego podskoczyło z radości i ścisnęło się z… zazdrości? Chyba tak. Jakaś jego część była uszczęśliwiona każdym małym kawałeczkiem miłości, który Kim mogła mu zaoferować. Jednocześnie chciał jej tylko dla siebie. Ostatecznie jednak okazał się tchórzem i przyznał jedynie:
- Dziękuję, że mi o tym mówisz. Dziękuję. - Był wściekły na swoją mieszankę emocji i na siebie, który jej podziękował, zamiast walczyć. Przypomniała mu się książka, Koło Czasu, gdzie jeden z bohaterów tkwił w podobnej sytuacji - trzy zakochane kobiety, przyjaciółki zresztą, dochodziły między sobą jak rozwiązać konflikt emocji. Tam było łatwiej - była to fikcja literacka, więc wszystkie trzy jako tako się pogodziły i rozdysponowały biedaka między siebie. - Nie wiem, czy można zakochać się w kilku osobach na raz. Ja kocham tylko ciebie. - Miał nadzieję, że nie zabrzmiało to jak wyrzut, chociaż może… Może powinno?
Kimberly poczuła się jeszcze gorzej.
- Czyli to ze mną jest coś nie tak - powiedziała cicho, odwracając wzrok w inną stronę. - Przepraszam cię, Jerry.
Hart zaczęła się powoli zbierać do odejścia.
- Poczekaj! - wyrwało mu się bezwiednie. - Poczekaj. Może zabrzmi to głupio - nie wierzył, że to mówi - ale wystarczy mi każdy okruch twojego uczucia. Nawet jeżeli miałbym dzielić się z Martym. W sumie… z kimkolwiek. - Kurwa, ale było mu wstyd. Czuł się jak żebrak, ale czuł, że to i tak lepsze, niż stracić Kim.
Jerry ukrył twarz w dłoniach, nie mogąc znieść jej wzroku.
Kimberly nic nie odpowiedziała. Nie wiedziała co, a poza tym była w lekkim szoku. Zaskoczyła ją odpowiedź Jerry’ego, ale i jej własne zachowanie. Kochała dwóch chłopaków? Przecież to nie było normalne. Jak miało to wyglądać? Pół dnia miała spędzać z jednym, drugie pół z drugim? Może mieli chodzić wszędzie w trójkę? Kimberly nie miała pojęcia. Co by powiedział jej ojciec? Najpierw pewnie zabilby Marty’ego i Jerry’ego, a później dostał zawału.
Kimberly podeszła do Jerry'ego i odsunela jego dlonie, po czym przytulila się do chłopaka. Nie wiedziała co innego ma zrobić. Znowu dala zadziałać impulsowi.
Dziewczyna zupełnie go zaskoczyła. Też za bardzo nie wiedział co ze sobą począć, więc odwzajemnił uścisk i wtulił twarz w jej włosy. Cudownie pachniała. Pieprzyć Marty’ego, pieprzyć wszystko. W tym konkretnym momencie był szczęśliwy.

Później, tego samego dnia, sprawy przybrały nieoczekiwanego obrotu. W jednej chwili wszystko wywróciło się do góry nogami, a problemy sercowe Kimberly Hart przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
Nikt się tego nie spodziewał. Najpierw w obozie pojawiła się całkowicie naga, zaniedbana dziewczyna. Niektórzy gwizdali, inni śmiali się z dzikuski. Kimberly natomiast lekko się zaniepokoiła. Czyli jednak Jerry nie miał przewidzeń. Dziewczyna wyglądała identycznie jak ta z jego rysunku.
Ogarnęło ją nieprzyjemne uczucie. Poczuła niepokój rosnący w jej sercu. W ogóle nie spodziewała się tego, co się później wydarzyło, ale intuicja jej podpowiadała, że powinna zachować ostrożność w stosunku do nieznajomej.
Kimberly szybko przekonała się, że intuicja dobrze jej podpowiadała. Krew trysnęła z gardła pani Hoy, a ta upadła na ziemię, charcząc nieprzyjemnie.
Hart nie pisnęła. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Była przerażona, to prawda, ale potrafiła panować nad swoimi emocjami. Widziała chaos, jaki zapanował wśród jej rówieśników. Widziała okropny uśmiech na twarzy nagiej dziewczyny. Widziała też wyłaniających się z lasu innych ludzi, równie zaniedbanych, dzierżących w dłoniach przeróżnej maści przedmioty - noże, maczety, zauważyła nawet piłę.

Dalej, Kimberly, rusz się!

Wstała. Straciła poczucie czasu. Miała wrażenie, że zajęło jej to strasznie długo, choć zauważyła, że była jedną z pierwszych, którzy poderwali się ze swoich miejsc.
Widziała jak nauczyciele wraz z grupą uczniów wbiegają do jadalni. Zauważyła wśród nich Claire. Też chciała tam pobiec, ale wtedy spostrzegła Lulu siedzącą dalej w miejscu, zapewne sparaliżowaną strachem.
Kimberly, nie czekając, rzuciła się w jej kierunku. Kątem oka widziała, jak ktoś chlusnął w Lulu jakimś napojem. Musiała się do niej dostać. Nie mogła jej zostawić na pewną śmierć. Nie byłaby sobą. I gdyby udało jej się przeżyć, to pewnie nigdy by sobie nie wybaczyła.
Zamierzała pociągnąć ją za rękę, mając nadzieję, że ta podda się i po prostu da sobą kierować. Co potem? Jadalnia? Las? Kimberly nie miała pojęcia. Wiedziała, że zacznie uciekać tam, gdzie po prostu będzie miała okazję.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 09-07-2017, 23:12   #69
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
Tego dnia rano Marty Blake niezbyt miał pomysł jak zagospodarować od rana dzień, więc właściwie do spotkania z Dannym plątał się bez celu. Kumpel namówił go na wspólny mecz siatkówki, który okazał się być tym, na co od przyjazdu miał ochotę. Dzięki aktywności sportowej rozluźnił się nieco i nabrał wilczego apetytu. Podczas obiadu musiał roznosić talerze,
co nie podobało mu się w najmniejszym stopniu. Gdy wreszcie udało mu się zasiąść do stołu i zacząć pochłaniać wielkimi kęsami obiad pojawiła się ta dziewczyna. Z początku nie zwrócił na nią uwagi, lecz gdy tylko ostrze noża przecięło gardło belfra Marty'emu prawie się cofnęło. Wyglądało to zupełnie inaczej niż na filmach czy grach. Było bardziej... niepokojące. Chwilę zajęło mu zrozumienie otaczającej go sytuacji. Zerwał się na równe nogi i widząc biegnącą Kimberly krzyknął w jej kierunku.
- Wracaj, biegnij do kuchni - nie widząc jednak reakcji ruszył za nią biegiem.
Biegł najszybciej jak potrafił. Nie mógł pozwolić, by stała się jej jakakolwiek krzywda. Pragnął także pomóc Lulu, ale w przypadku gdyby musiał wybierać, którą z dziewczyn uratować to nie miałby problemu z tą decyzją. Kochał Hart, a MacKenzie była jedynie koleżanką. Wiedział, że potem musi jeszcze, wraz z obiema, dobiec do kuchni, gdzie pobiegli wszyscy. Albo że zacznie uciekać tam, gdzie po prostu będzie miał okazję.
 
__________________
„Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!”
Gormogon jest offline  
Stary 09-07-2017, 23:55   #70
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
& Zombi

Dzień pierwszy, popołudnie

Głośna zabawa w ostrym słońcu znajdowała się wyjątkowo nisko na liście rzeczy, na które Samantha miałaby ochotę. Ledwo udało się jej tknąć obiad, a i to tylko dlatego żeby nie ściągać na siebie uwagi nauczycieli. Już i tak było źle, że zobaczyli ją w tak marnym stanie, świadczącym dobitnie o nocnym szaleństwie. Źle też było że Ves musiała się nią zajmować jakby Sam była małym dzieckiem. Nie była, chociaż odstawiony w domu bunt, bez wątpienia można było uznać za dziecinny. Teraz płaciła za swoje szaleństwa cenę. Gdy więc oficjalna część wycieczki się niejako skończyła i zostawiono ich samych sobie, ulotniła się szybko, kierując się z powrotem do domku. Nie widziała sensu w męczeniu się na siłę, skoro na poznanie ośrodka i terenów mieli tydzień. Do tego, skoro następnego ranka mieli chodzić po lesie to pasowało żeby była w pełni sił, a nie na wpół zdechnięta. Lubiła takie atrakcje. Ciszę przerywaną jedynie odgłosami przyrody a nie dźwiękiem klaksonów. Zapach liści i nasiąkniętej słońcem ściółki, zamiast smrodu spalin i rozgrzanego asfaltu. Dzikie zwierzęta zamiast… Cóż, zamiast dzikich zwierząt z miejskich dżungli. Myślenie o mieście przywiodło jej myśli ku planom, które miała związane z tą wycieczką. W obecnym stanie nie bardzo nadawałą się do trudnych rozmów, a i Ves gdzieś jej z oczu zniknęła, to jednak w końcu będzie musiała do niej zagadać. W głowie mnożyło się jej bowiem od domysłów, a to nie był dobry stan. Szczególnie teraz, gdy miała wrażenie, że traci panowanie nad swoim życiem i nie miało to nic wspólnego z tym, że dręczył ją kac. No i czy to słońce nie mogłoby świecić nieco słabiej? Jak nic, Sam była w szampańskim humorze gdy tak, z opuszczoną głową, drałowała w stronę schronienia, które wabiło pustką i łóżkiem.
- Parker - usłyszała przed sobą, a plama cienia pogłębiła się, jakby prócz drzew coś dodatkowo zasłoniło słońce. Padło jedno, proste i znane słowo, w obecnej sytuacji zwiastujące nic innego, prócz następnej porcji kłopotów. Wypowiadzano je suchym, męskim i lekko schrypniętym głosem, świszczącym przez nos przy wypowiadaniu miękkich spółgłosek. Jakby tego było mało, chwycono za ramię celem osadzenia w miejscu. Zakłócenia spokoju, opóźnienia momentu dotarcia do upragnionego azylu, znajdującego się prawie na wyciągnięcie ręki - majaczył gdzieś po lewo, przyciągając wzrok na podobieństwo zbawiennego magesu. Intruz również zwracał uwagę, choćby tym, że stał tak blisko. Wyższy, masywniejszy, z pewnością silniejszy. Ubrany nietypowo - w bluzę z długimi rękawami i spodnie moro o imponującej ilości kieszeni. Powyżej kołnierza z kapturem, znajdowała się twarz, przypatrująca się dziewczynie uważnie i w oczekiwaniu.
- Widziałaś Ves? - mając potwierdzenie zdobytej uwagi, Silva zadał pytanie.
Akurat gdy nie miała ochoty na żadne pytania czy rozmowy, musiał się nawinąć ktoś, kto taką ochotę miał. Nic zatem dziwnego, że zamiast zwyczajowo ułożyć usta w uśmiech i odpowiedzieć uprzejmie, całym zdaniem i w ogóle, jak dobrej koleżance przystało, wyczerpująco, zdobyła się tylko na ledwie widoczne skinięcie głową.
- Chyba poszła nad wodę - dodała do niego mruknięcie, spuszczając z powrotem głowę bo patrzenie w górę wiązało się ze zbyt bliskim kontaktem promieni słonecznych z przekrwionymi oczami. Że też musiał ją wypatrzeć teraz, a nie gdy miała szansę zamknąć drzwi za sobą i udawać że nie słyszy pukania. No bo drzwi do domków musiały mieć jakieś zamki… Nie sprawdziła, a powinna przecież, tylko że nie myślała zbyt jasno i takie tego były skutki.
Gdzieś nad jej głową rozległ się niechętny pomruk, uwagę oponenta przykuł brzeg jeziora, obsadzony kolorową hałastrą. Widok ten sprawił, że zazgrzytał zębami, przeskakując spojrzeniem po dalekich sylwetkach. Nie znalazł jednak tej, której szukał, bo prychnął i opuścił wzrok na trzymaną za ramię brunetkę. Otaksował ją spojrzeniem od góry do dołu, po czym znów prychnął, sięgając do kieszeni bluzy.
- Masz - wcisnął jej w dłonie parę okularów przeciwsłonecznych, o okrągłych idealnie czarnych szybkach.
Odruchowo zagięła palce utrzymując podarunek, zamiast go upuścić. Okulary? Jej był potrzebny sen, najlepiej długi, niczym nie przerywany sen. Względnie wymiana głowy, w zależności od tego co dałoby się szybciej i skuteczniej przeprowadzić. Nie miała przecież zamiaru tkwić w tym słońcu tylko czym prędzej z niego zejść.
- Po co mi one? - zapytała, chociaż było to raczej jęknięcie niż pytanie. - Idę spać, nie potrzebuję okularów, tylko chwili z dala od reszty. Czy oni muszą być tak głośno? - dorzuciła kolejne, jęczące pytanie zanim zdążyła się ugryźć w język. Narzekanie nie należało do jej zwyczajów, ostro się pilnowała żeby nie narzekać innym tylko być tą, której się narzeka. Kolejny dowód na to, że alkohol to jednak nie było dobre wyjście żeby sobie poradzić z problemami.
- Sorki… Dzięki… No to… pa? - wymuszała z siebie kolejne słowa, licząc na to że chłopak zdecyduje się iść i poszukać swojej przyjaciółki zamiast znęcać się nad nią. *
- Masz dwie opcje: spać w nich, albo z głową pod kołdrą. Drugiego nie polecam. Ugotujesz się albo porzygasz - usta Byrona skrzywiły się połowicznie, gdy przyglądał się jej męczarniom, choć nie był to uśmiech cyniczny. Bardziej zmęczony i autoironiczny. Poziomy ruch głowy kwitował co sądzi o widoku jaki miał przed oczami, reszty dopełnił nacisk na ramię, nakierowujący Sam idealnie w stronę wymarzonego schronienia… niestety z nadzorcą u boku.
- Woda to beznadziejny pomysł, potrzebujesz potasu. Sok pomidorowy. Leżenie w wyrze też głupota. Lepszy ruch. Spacer po świeżym powietrzu, z dala od chałasu. Bydło na plaży, po drugiej stronie masz zadaszone pole hokejowe. Kawa z cytryną też pomoże - mamrotał zamyślony, dzieląc uwagę między drogę przed sobą, a holowaną dziewczynę - Nigdy nie miałaś kaca, co?
Miała ochotę poprosić go żeby przestał gadać, ale nie bardzo miała na to siłę. W zamian próbowała wyciszyć jego słowa w swojej głowie, jednak jej umysł był już na tyle przyzwyczajony do wysłuchiwania ludzi i reagowania na ich potrzeby, że zwyczajnie odmawiał jej posłuszeństwa.
- Tobie się wydaje że ja mam na to siłę? - zapytała z całą ironią na jaką ją było obecnie stać. Nie komentowała tego wleczenia, w ogóle nie zwracała uwagę na bycie prowadzoną. Nałożyła jednak okulary witając przyciemniony świat z westchnieniem ulgi. I tak, nie obchodziło jej że to usłyszał.
- Co się ze mną ostatnio dzieje? - jęknęła, nie do końca zdając sobie sprawę, że wypowiada swoje myśli na głos. Wszystko wydawało się takie skomplikowane. Nagle, bez ostrzeżenia to co do tej pory było porządnie ułożone, zamieniło się w chaos pytań bez odpowiedzi, wątpliwości, podejrzeń i scenariuszy.
- Nie, nigdy - przyznała licząc na to, że jednak idą do domku, a nie na ten spacer o którym truł.
Odpowiedziało jej ciężkie westchnienie, po którym nastąpiła minuta ciszy. Szli w milczeniu, mijając kolejne kępy trawy i niskie trzaki, z symbolicznie rozsianymi, rachitycznymi drzewkami. Chłopak wyraźnie zwolnił, dostosowując tempo marszu do stanu niedyspozycji towarzyszki. Starał się być o krok przed nią, choć częściowo zasłaniając sobą wiszące nad drzewami słońce.
- Za drugim razem jest lepiej. Zazwyczaj - zamyślił się, wypatrując czegoś między chropowatymi pniami i prostokątnymi bryłami domków - Zależy ile wypijesz. Jak na pierwszy raz nieźle się trzymasz. Ja rzygałem jak kot w piwnicy przez pół dnia - parsknął i zaraz wzruszył ramionami, zbywając wątek. Zaczął za to kompletnie inny - Masz kłopoty? Chodzi o twoich starych? Upijasz się, chodzisz skacowana i unikasz ludzi… nie pasuje do ciebie ten schemat.
- Nie planuję drugiego razu - zapewniła, może nawet nieco zbyt gwałtownie. Tak, nie planowała ale życie ostatnio zdawało się uparcie spychać ją na takie właśnie nieplanowane ścieżki.
- Widać moje socjalizowanie się osiągnęło dno - dodała, niechcący wchodząc w warkliwy ton. Kolejna rzecz która do niej nijak nie pasowała. Powinna być miła, uprzejma, wyrozumiała i gotowa by wysłuchać. Zamiast tego warczała na Bay’a jak jakaś rozeźlona kotka. Przecież on chciał jej tylko pomóc a nie dogryźć. Przynajmniej tak się jej wydawało, bo jej obecne możliwości z zakresu oceny cudzych intencji pozostawiały wiele do życzenia.
- Sorki, nie chciałam, tylko… - Wysiliła się na wzruszenie ramion. - Nie wiem, wszystko się ostatnio komplikuje. Matce odwala, tatko… - zamiast dalszych słów z jej ust wyszło tylko długie, ciężkie westchnienie. - Może przeżywam spóźniony okres buntu albo coś w tym stylu. Wiem tylko, że wszystko zaczęło się wymykać spod kontroli w tempie szybszym niż jestem w stanie ogarnąć i… No i się sypie… Ja się sypię - dowód miał przy sobie, nie musiała chyba się tłumaczyć. W ogóle to… No właśnie, tłumaczyła się, zwierzała… Do czego to doszło? Nawet za dobrze nie znała tego chłopaka, a tu…
- Starszy ci nie mówił, że nie musisz być zawsze idealna? - Silva przeniósł uwagę na kroczacą obok dziewczynę, przyglądając się jej spod przymrużonych powiek. Oceniał bladą, pokrytą potem skórę, zaczerwienione i podkrążone oczy. Trawił zasłyszane słowa, szukając w nich czegoś więcej niż wydawało się na pierwszy rzut oka.
- Gorsze dni się zdarzają - w końcu odezwał się, choć wzroku nie odwrócił - Albo tygodnie. Miesiące. Różnie bywa. Matka coś ci zrobiła? A twój staruszek? Wydaje się spoko gościem, chyba wszyscy go lubią… dobra, przynajmniej tolerują.
Sam doskonale wiedziała, że idealna być nie musiała, co nie zmieniało tego, że zawsze starała się ideał osiągnąć. Na dokładkę szło jej to całkiem nieźle, przynajmniej do niedawna.
- Stale oczekuje że się stoczę - wyznała, opuszczając głowę tak nisko, że brodą prawie dotknęła klatki piersiowej. - Że zacznę pić, szlajać się i… No robić to wszystko co niby robią nastolatkowie. I wiesz… Nie wiem, nic do niej nie dociera, nie ważne jak się staram ona tego nie widzi. Jedyne co widzi to obraz mojego brata nałożony na mnie. Mam tego dość… Ciągłych oskarżeń, pouczeń i tego nadzoru jak w więzieniu. Sorki - uniosła nieco głowę by na niego zerknąć. - Pewnie wydaje ci się że robię widły z igły i w ogóle.
Nie dało się ukryć, że było jej głupio z tym, że się tak spowiada ale też pomagało takie gadanie z kimś, kto nie znajduje się w najbliższym kręgu znajomych rodziny, czy jej własnych.
- Boi się - coś w głosie Byrona zabrzmiało podejrzanie podobnie do szydery, ale szybko się ogarnął. Sapnął przez nos, wbijając ręce w kieszenie zielonych szturmówek. Zgarbił też plecy, jakby ktoś położył mu nagle na kark spory ciężar. Poruszał szczęką chcąc coś powiedzieć, lecz nim to się stało prawie zdążyli dojść do domku. Zostały ostatnie metry prostej, schodki i drzwi, a za nimi pusta przestrzeń drewnianych ścian, przedzielonych na parę sypialni.
- Boi się - powtórzył, puszczając Parker przodem - Ale to jej nie usprawiedliwia. Nie jesteś swoim bratem, żyjesz na własny rachunek. Jesteś od niego mądrzejsza, inna. Odpowiadasz za swoje błędy, nie jego. Nie ma odpowiedzialności zbiorowej i niech ci nie wmówią że jest inaczej. Twoja stara pieprzy bzdury, bo robi się jej lepiej i potem może walnąć “a nie mówiłam”. Pierdolenie. Każ jej się pierdolić - prychnął.
Oczami wyobraźni ujrzała twarz matki, tuż po tym jakby jej powiedziała, żeby się pierdoliła. Wizja była zarazem przerażająca i komiczna. Sam wybrała tą drugą wersję i parsknęła śmiechem. Śmiech był zdrowy, pomagał uporać się z problemami i rozładowywał napięcie, a tego teraz potrzebowała.
- Może kiedyś, jak mnie wystarczająco rozzłości - obiecała, wiedząc po doświadczeniach wieczoru, że moment ten zbliżał się wielkimi krokami. - Jeszcze nigdy jej nie odpyskowałam więc może to zadziała. Wiesz, takie mocne walnięcie. Na pewno będzie lepsze niż upicie się - stwierdziła, prowadząc ich do części domku, którą zajęły razem z Ves. Gdy tylko dotarła do swojego łóżka, opadła na nie z westchnięciem ulgi. Nie miała ochoty ruszać się z właśnie zajętego miejsca przez resztę dnia. Przez chwilę zastanawiała się jak pokierować dalszą rozmową. Nie znała Byrona za dobrze, głównie śledząc jego losy przez opowieści Vesny.
- A co z tobą? - zapytała w końcu, będąc pewna że pytanie to wiąże się z tematami poważnymi, na które nie do końca miała siłę, ale przecież nie mogła być samolubna i zrzucać na chłopaka swoich problemów, jednocześnie nie próbując pomóc mu w jego własnych.
- Na początku zawsze jest zaskok, gdy pierwszy raz się postawisz - uśmiechnął się półgębkiem. Bez najmniejszego zażeniowania przeszedł przez pokój, klękając przy stercie walizek należących do Chorwatki. Sięgnął ku tej ciemnobordowej i po chwili powietrze przeszył syk otwieranego suwaka. Grzebał w niej zawzięcie, marszcząc przy tym czoło i pierwszy raz unikając kontaktu wzrokowego. Wydawał się być całkowicie pochłonięty przeszukiwaniem bagażu, nie przeszkadzało mu to jednak robić użytku ze strun głosowych - Ze mną porządku. Bywało gorzej. Dzięki za te lody i że pomyślałyście… nie musiałyście. Ty nie musiałaś. Ves mówiła - zaciął się na mgnienie oka przy imieniu - że to był twój pomysł. Trzymaj - wyprostował się, ściskając w ręku niewielką szklaną butelkę, pełną mętnego, czerwonego płynu. Zamknął walizkę i przeszedł te dwa kroki, by wręczyć szkło dziewczynie.
- Wypij, zrobi ci się lepiej - zakończył z czymś, co przy dużej dozie dobrej woli mogło zostać uznane za uśmiech.
Sam odruchowo wyciągnęła rękę by przyjąć trunek. Mówiła mu przecież, że nie zamierza więcej pić, czy on jej w ogóle nie słuchał? Wbrew jednak własnemu postanowieniu i zdrowemu rozsądkowi, odkręciła butelkę i unosząc się nieco z łóżka, upiła solidny łyk. Reszta korzystała przy ognisku, to niby dlaczego ona nie mogła korzystać. No i to co Ves ze sobą przywiozła na pewno smakowało lepiej niż to co pili pozostali. Chyba…
- To był jej pomysł - wyparłą się szybko udziału, składając całą zaśługę na barki Chorwatki. - No i każdy chyba potrzebuje jakiejś odskoczni czy poczucia, że ktoś dba i się przejmuje. Troszczy… - Umilkła, rozkoszując się ciepłem alkoholu, które wypalało jej gardło. Było o wiele lepsze niż troski i zgryzoty, które ściskały żołądek, chociaż wciąż paskudne. Paliło je, niszczyło niczym ogień niszczył drewno w ognisku. - Jej na tobie zależy - dodała, posuwając się nieco dalej, poza obręb trzymania języka za zębami. Nie sądziła by była to dla niego nowość, więc też nie miała wyrzutów sumienia. Usiadła i poklepała dłonią miejsce obok siebie, sama zrzucając buty i siadając w czymś, co od biedy można by uznać za prostą pozycję lotosu. Bardzo prostą, taką dla kompletnych laików, od której jak nic ścierpną jej nogi i po której będzie wyć z bólu, ale to miało się dopiero wydarzyć więc się nie przejmowała. Nieprzejmowanie się zaczynało się jej nawet podobać. Dziwne było to, że jakoś wcześniej tego nie odkryła.
Przyjął zaproszenie po paru sekundach zwłoki, obracając twarz do okna i kręcąc głową. Usiadł w nogach mebla, wsuwając się aby móc oprzeć plecy o ścianę. Skrzywił się przy tym, szybko maskując bolesny grymas kaszlnięciem.
- Na tobie też - mruknął przymykając oczy i wzdychając nieznacznie. Wyglądał jakby nie chciał dodawać czegokolwiek, lecz się przełamał - Jej zależy na każdym. Jesteście podobne.
Sam wcale tak nie uważała. Ves w jej odczuciu wypadała lepiej niż ona sama, ale przecież nie będzie teraz prowadzić tej głupiej wymiany zdań i licytacji. Zamiast tego wzruszyła ramionami i upiwszy kolejny łyk, podała butelkę chłopakowi.
- To chyba zależy z której strony się patrzy.
- Bardzo boli? - zapytała po chwili milczenia, ignorując natrętny głos, że nie było to najdelikatniejsze pytanie i że powinna podejść do tematu ostrożniej, najpierw go… No właśnie co? Upić? Był to jakiś sposób na rozwiązanie języka, ale był też długotrwały i poniżej pasa, chociaż krótszy niż powolne budowanie zaufania. Z trzech opcji wybrała tą najszybszą, bezpośrednią i tak, nieco brutalną ale… Najwyżej każe jej nie wtykać nosa w nie jej sprawy, jakoś to przeżyje.
Chłopak stężał, zamierając na swoim miejscu, w pół ruchu mającego zakończyć się podniesieniem jabłka ze stolika przy łóżku. Zacisnął szczęki i nie patrząc na Sam, dokończył proces, chwytając czerwony, obły owoc wielkości pięści. Wgryzł się w niego, zując uparcie bardziej dla wymówki niż z głodu. Dzięki temu mógł zebrać myśli bez konieczności udzielania natychmiastowej odpowiedzi.
- Powiedziała ci coś, tak? - Przełknął w końcu i burknął, spoglądając prosto na nią - Gadałyście o mnie. Co ci powiedziała?
No i miała za swoje… Jej do tej pory niezbyt szczęśliwa mina, nabrała owego nieszczęśliwego wyrazu kilka kolejnych garści. Jako ze trunkiem wzgardził to sama napiła się znowu, porządnie, podobnie jak on jedzeniem jabłka, tak ona tym piciem tuszując zbieranie myśli. Chooolera…
- Że się martwi - wydukała w końcu, które to dukanie miała też co nieco wspólnego z ilością alkoholu którą właśnie przełknęła. Kolejna lekcja - pić małymi łykami. - I że masz problemy - wyjąkała kolejną, prawdziwą ale oskubaną ze szczegółów informację. Takie były najlepsze. Technicznie bowiem nie były kłamstwami, a jednocześnie nie zdradzały więcej niż było wskazane. idealny sposób wybrnięcia z bagna, w które sama wlazła.
- Nie gniewaj się na nią i… i nie mów jej że się wysypałam - poprosiła, czując już te zawroty głowy, które poprzedniego wieczoru się jej nawet spodobały. Podobały się i teraz, tylko nieco przeszkadzały w skupieniu.
- Ja pierdolę… - prychnął, obracając nadgryzioną kulkę w dłoni. Nagle stracił całą ochotę na jedzenie, ukryte pod skórą mięśnie szczęk pulsowały, zaciskane i rozkurczane w szybkim tempie. Jeśli przed momentem wyglądał na niezadowolonego, teraz sprawiałwrażenie, że ma ochotę coś rozwalić. Albo kogoś… ale został na miejscu, tkwiąc w z plecami przyklejonymi do drewnianych desek. Myślał, błądząc chaotycznie wzrokiem po wnętrzu pokoju i na niczym nie skupiając się dłużej, niż mgnienie oka.
- Nic mi nie jest, dobra? Jest ok, nie musisz się martwić… tak samo jak… poradzę sobie - skrzywił się, gryząc ze złością owoc. Przeżuł kęs i dopiero podjął wątek - Byłaś wczoraj u niej, zostawiłem syf w łazience. Pij - wskazał brodą na butelkę - Z nas dwojga ty wyglądasz gorzej… i nie rozpowiadaj dalej. To niczyja sprawa, jasne? Nikogo z nich - machnął ręką mniej więcej w kierunku plaży.
Przez sekundę czułą do niego urazę, za insynuację której się dopuścił. Przecież ona nigdy nie rozpowiadała o sprawach innych. Nigdy. Chyba że była w tak marnym stanie jak obecnie i udało się jej coś chlapnąć. To jednak był wyjątek, za który pewnie przyjdzie jej zapłacić.
Zgodnie z jego zaleceniem upiła kolejny łyk, po czym jednak uparcie wyciągnęła butelkę w jego kierunku.
- Jak dalej będę tak piła to znowu się upiję i jutro nie będę zdatna do niczego - poinformowała go nader poważnie, z lekkim tylko przeciąganiem słówek, którego jednak nie mogła całkiem opanować, mimo iż się starała. Nie chciała też jednak by jej mowa była niezrozumiała, czego by sobie chyba nigdy nie wybaczyła, takiego stoczenia, takiego… Takiego… Słowo umknęło jej złośliwie, sprawiając że panowanie objął gniew.
- I nie mam zwyczaju chlastać ozorem - warknęła z wyrzutem, mimo iż nie miała zamiaru pokazywać że ją jego słowa ubodły. - Jeżeli jednak potrzebujesz pomocy to… To nie wiem, może we trójkę coś byśmy wymyślili. Po to są przyjaciele, co nie? - uśmiechnęła się nieco niepewnie bo do przyjaciół to im chyba było daleko i to bardzo. Może ją i Ves dałoby się nazwać od biedy przyjaciółkami, ale ona i Bay? Nie, nie bardzo, chociaż zawsze można było popracować nad zacieśnieniem wspólnych relacji.
- Moglibyśmy robić za trzech muszkieterów - wyszczerzyła się, nie bardzo panując nad zmiennymi nastrojami. Dopiero była wściekła, a teraz chciało się jej śmiać. Chaos, kompletny chaos…
- Mam się chować za laskami? Świetnie - przyjął szkło, parskając pod nosem. Zamieszał nim napił się oszczędnie, szybko oddając je Sam - Poradzę sobie, ale dzięki. Ogarnę, nie masz się czym przejmować. Teraz to i tak lajtowo. Bywało gorzej. - uśmiechnął się połowicznie, nie komentując części o przyjaźniach, muszkieterach i trójcy wspaniałych. Przyglądał się za to jakby uważniej, skanując dziewczynę od czubka głowy, po wystające spod zgiętych kolan stopy. - Nie chlastasz ozorem? Szkoda - bezczelny wyszczerz nabrał pełnoprawnej mocy oraz barwy - Wtedy dopiero robi się ciekawie.
- Wtedy dopiero robi się wrogów - odburknęła. - Tatko zawsze powtarzał, że utrzymanie powierzonych tajemnic jest niezwykle ważne w relacjach z pacjentami. W ten sposób buduje się zaufanie, a zaufanie to podstawa - oświadczyła, unosząc dumnie głowę i prostując plecy, po czym pociągnęła z gwinta i wybuchnęła śmiechem. - Zawsze kieruję się jego zasadami i mi to wychodzi na dobre więc nie mogą być złe, co nie? A że nie jest ciekawie to… No nie zawsze musi być ciekawie, grunt że jest… że jest solinie. O opinię trzeba dbać, trzeba się starać i budować podwaliny. Gdy zostanę psychologiem, jak tatko to może mi się przydać. Wiesz, taka praktyka - tłumaczyła dalej, próbując jednocześnie rozplątać nogi, które przestała czuć. Zaraz też ów stan uległ zmianie, bynajmniej nie na lepsze. - Szlag by to… - jęknęła, próbując rozetrzeć mięśnie i przy okazji nie kopnąć siedzącego w nogach łóżka chłopaka. - Sorki za wyrażenie, ale cholernie zesztywniały - przeprosiła, na wpół krzywiąc się i śmiejąc. - Dlaczego chlapanie ozorem miałoby być ciekawe? Przecież przy takim chlapaniu można powiedzieć sto jeden rzeczy, których się później żałuje. Nic w tym ciekawego, a bardziej przerażającego. Czy ja właśnie chlapię ozorem? - zapytała, zanim ponownie przyłożyła szyjkę butelki do ust.
- Luzuj, nie masz się czym przejmować - mruknął odrobinę bardziej optymistycznie, niż do tej pory, jakby odłożył na bok trumienne wieko, pozwalając na dopływ świeżego powietrza do mózgu. Przyglądał się jej akrobacjom, aż do momentu, gdy uniósł pytająco lewą brew i pochylił się do przodu.
- Daj, pomogę ci - nie patrząc na sprzeciw wyciągnął ręce, łapiąc ją za kostkę i przyciągając do siebie. Zaczął rozcierać mięśnie od kostki po łydkę szybkimi, mocnymi ruchami - Relacje z pacjentami… tym dla ciebie jestem, pacjentem? - prychnął, a jego palce zataczały kręgi na spodzie nogi, pomagając przywrócić utracone czucie - Gierki, pantomimy, udawanie. Nie bawi mnie to. Lepiej walnąć prosto z mostu, zamiast bawić się w uprzejmości. Nie każdy jest twoim pajcentem, nie musisz go analizować, ani pomagać na siłę… ale co jak się tam kurwa znam - wzruszył lekko ramionami, spięcie i jemu zaczynało przechodzić. Śledził spojrzeniem pracę rąk, poświęcając temu zajęciu pozornie całą uwagę - Nie chlapiesz, coś ci leży na wątrobie. Wywal to, nie musisz trzymać w sobie całego syfu. Dobrze się najebać, dobrze się wygadać. Twój stary też ma kogoś, komu się żali i zwierza. Każdy tego potrzebuje, więc spoko. Gadaj. Pij. Klnij. Co ci potrzeba.
- Ja tak nie potrafię - zwierzyła się na bezdechu i wyraźnie czerwieńsza na twarzy niż była jeszcze chwilę temu i nie była to tylko i wyłącznie zaleta alkoholu. Nagle poczuła się niezręcznie w towarzystwie Byrona, które to uczucie zaraz przegoniła potrząsając głową i chichocząc pod nosem bo nie dość że się jej fajnie zakręciło w głowie to jeszcze dotarło do niej jak absurdalne były myśli, które na krótką chwilę zawitały jej pod czupryną.
- Wiem, zabrzmiało źle, nie wszyscy są pacjentami, ja tylko… Takie nastawienie jest chyba łatwiejsze, rodzi dystans, a dystans jest bezpieczny. Nadal można pomagać ale… No nie ma ryzyka. Widać jestem tchórzem bo tak mi akurat pasuje. Bliższe relacje rzutują na człowieka, mogą zranić i wpakować w kłopoty, a tak… Tak jest dobrze dla każdego. Dla mnie, dla ciebie, dla Ves, dla wszystkich - machnęła trzymaną w dłoni butelką prowizorycznie zataczając coś na kształt półkola, które miało oznaczać całą resztę nastolatków z ich klasy i nie tylko. - A ze tatko ma kogoś to wiem… - urwała, bo temat był grząski i przywołał na jej twarz zadumę i coś na kształt smutku. Zawsze to ona była tą osobą, a przynajmniej lubiła tak myśleć, a teraz… Teraz wcale nie była pewna tego, że nadal zajmuje to zaszczytne miejsce w jego życiu. - Chyba powinnam sama siebie zdiagnozować bo jak nic takie postępowanie prowadzi do problemów w zawieraniu bliskich znajomości, które z pewnością będą rzutować na moje dalsze życie. Teraz jednak… Sama nie wiem bo teraz wszystko jest wywrócone do góry nogami i kompletnie nad tym nie panuję. Masz przyjemne dłonie, wiesz? - walnęła bez ostrzeżenia, na sam koniec wywodu. No ale chciał prosto z mostu to miał, ona tylko dostosowała się do narzuconych przez niego zasad, prawda?
- Wiem - odparował bezczelnie, z samczym zadowoleniem układającym mięśnie twarzy w zębaty uśmiech. Doszedł z zabiegami do kolana, ugniatając stanowczo znajdujące się wokół stawu ciało. Ledwo skończył i wydawało się, że przejdzie wyżej, lecz miast tego naraz wzmocnił chwyt, szarpnięcie przyciągając kończynę do siebie, co zaowocowało ruchem całej brunetki, zmuszającym do przemieszczenia się bliżej niego.
- Sama robisz sobie pod górkę, za dużo myślisz - jak gdyby nie działo się nic niezwykłego, zarzucił jej nogę na swoje ramię, zabierając się do masowania uda - Wszystkiego nie przewidzisz, a życie jest jedno i to nie partia szachów. Daj na luz, idź na żywioł. Przestań się zamartwiać, bo ci odpierdoli. Szczypiesz się i nie chcesz nikogo ranić, ale czasem nie ma lepszej metody niż przypierdolić aby idiota poczuł. Zapamiętał lekcję - do dłoni dołączyły usta, znacząc skórę łydki w rejonie dostępnym dla głowy.
Była pewna, że gdyby jej myśli nie wirowały jak na jakiejś zwariowanej karuzeli to by znalazła logiczną, sensowną, a przede wszystkim rozsądną odpowiedź. Problem w tym, że to wszystko jej się teraz wyjątkowo zwinnie wymykało z ram rozsądku. Powinna kazać mu przestać, tego jednego była pewna. Powinna wyszarpać nogę, wycofać się i posłać go w diabły. Powinna… Osz cholera z tym co powinna…
- Na żywioł, tak? - jęknęła bardziej, niż powiedziała, bo z artykułowaniem słów także miała problemy. Nikt jej nigdy nie dotykał w ten sposób. Zawsze zawczasu ustawiała barierę, wyznaczała granice. Do tego… To był Byron, przyjaciel Ves, która… Niepewnie wyciągnęła rękę by dotknąć jego włosów. Delikatnie, ostrożnie, jakby był kobrą, a ona jej hipnotyzerem. Bała się tego co budziły jego dłonie i usta. Cholernie przerażała ją utrata kontroli, która wiązała się z pójściem za pragnieniami ciała, które do tej pory trzymała w ciasnej klatce, nie pozwalając sobie nawet na chwilę swobody.
- Gorąco tu - wyszeptała bo i było jej gorąco. Miała wrażenie że znajduje się na rozgrzanej do białości plaży, a jego dotyk i pocałunki są pieszczotami słońca, próbującego spalić ją na popiół. Powinna szukać schronienia w wodzie, a zamiast tego dolewała oliwy do tego ognia. Tak, za dużo myślała, to jedno było pewne.
Jej noga wróciła grzecznie na pościel, staczając się z barku chłopaka poprzez ramię i niżej, aż zręczna dłoń chwyciła ją i odłożyła ostrożnie na miejsce.
- Nic na siłę, pamiętaj - uspokajające słowa zawisły w powietrzu, dając furtkę na wypadek gdyby Parker zamierzała zmienić zdanie. Nie zamierzał jej zmuszać, nie o to w tym chodziło. Wyszczerz na niedogolonej gębie zmienił tonację, przechodząc w drapieżny grymas. Przymknął jedno oko gdy go dotknęła i przekręciwszy kark, wystawił łeb na dotyk, czerpiąc z niego radość przed dobrą minutę. Spokój i cisza, odcięcie od reszty i pozór bezpieczeństwa, oferowanego przez zamkniętą, osłoniętą przestrzeń. Znajdowali się pośrodku leśnej głuszy, w okolicy kompletnie innej od ich szarej, miejskiej codzienności. Magia chwili, w której zegar na parę uderzeń serca staje w miejscu.
- Nic na siłę - powtórzył, wyciągając rękę. Przyłożył ją do policzka, wodząc czubkami palców po miękkiej skórze od kącika ust poprzez żuchwę aż do ucha. W międzyczasie kciuk badał fakturę warg, głacząc je zwodniczo delikatnym ruchem.
- Śliczna z ciebie dziewczyna, wiesz? - spytał, strzelając oczami po poszczególnych detalach twarzy naprzeciwko, choć uwaga uciekała mu do okolic brody.
- Przeciętna - zaprzeczyła na bezdechu, bo tak jakoś nagle zaczęła mieć problem z równomiernym nabieraniem i wydalaniem powietrza. Serce waliło jej w piersi jakby dopiero co skończyła biegać. Czuła jak twarz i szyja płoną jej żywym ogniem. Nie żeby nigdy nie słyszała wypowiadanych przez chłopaków komplementów ale teraz było inaczej. Wcześniej miała swoje bariery, teraz stała odsłonięta. No, siedziała bardziej, jakby czepiać się szczegółów.
Pod wpływem dotyku jego dłoni przymknęła powieki rozkoszując się tymi nowymi doznaniami. Czy to sprawka alkoholu że każde muśnięcie czuła tak dokładnie? Przechyliła nieco głowę chcąc znaleźć się bliżej skóry jego dłoni, czuć każde zgrubienie, szorstkie i miękkie jej fragmenty. Dziwne ochoty ją nachodziły, nie ma co.
- Pocałuj mnie - rzuciła nagle, otwierając oczy. Prośba wypełzła sama, niekontrolowana. Zaskoczyła ją ale też… przyniosła ulgę. Kąciki ust uniosły się nieco nie zważając na obecność kciuka, a w oczach pojawiły wesołe błyski.
On za to nie wydawał się zaskoczony, ba!, w szybkim zmrużeniu powiek wyczytała radość. Więcej nie dała rady zaobserwować, bo chwycił ją za ramiona i pociągnął, jednocześnie przybliżając się samemu. Pchnął w jedna stronę, z drugiej pociagnął, a świat dziewczyny zawirował, gdy obrócił ją, kładąc na łóżku głową do siebie. Pozbawione uwagi nogi wylądowały na poduszce, kołdra zleciała na podłogę.
- Śliczna - Silva wyszczerzył się tryumfalnie, opadając na nią, choć zamiast przygnieść - zawisł na zgiętych rękach nad jej ciałem jakby zamierzał robić pompki. Na temat poprawki językowej miał własne zdanie. Wyraził je więc i przeszedł do działania, nie dając pojawić się kolejnej negacji. Znalazł miękkie wargi smakujące sokiem pomidorowym wymieszanym z wódką. Wpierw postawił na delikatność, badając językiem przód jej zębów i czekając na zaproszenie do głębszej zabawy.
Samantha czuła się kompletnie skołowana ale i szczęśliwa. Zmiana pozycji przebiegła tak nagle i gwałtownie i obfitowała w tyle zawirowań w jej głowie, że nie mogła powstrzymać śmiechu. Śmiech ten szybko został urwany, gdy twarz Byrona znalazła się blisko jej twarzy. Oddech znowu zamarł jej w piersi, a serce powróciło do prób wyrwania się na wolność poprzez rozerwanie jej klatki piersiowej. Nie potrafiła się całować, nie miała pojęcia jak powinna się więc zachować. Myśli znowu zaatakowały wyrzucając jej głupią odwagę i propozycję, na która nie była wcale przygotowana. Skoro jednak powiedziało się A… Rozchyliła nieznacznie usta jednocześnie podejmując próbę muśnięcia wargami jego warg. Nieśmiałą próbę wyraźnie ukazująca jej brak doświadczenia, który jednak nie mógł jej powstrzymać. Jakaś część jej samej chciała tego szaleństwa, domagała się go i była gotowa walczyć by osiągnąć swój cel. Ręce znalazły drogę do jego barków, a następnie do szyi i wyżej, błądząc palcami przy linii włosów i w pobliżu uszu. Podobało się jej to co czuła. Delikatna skóra, napięte mięśnie wyraźnie wyczuwalne pod tą wątłą barierą. Włosy miał przyjemne w dotyku, miękkie, zapraszające do tego by się nimi pobawić. Zabawa z kolei sprawiła że w gardle zaczął się jej rodzić pomruk. Jeszcze niezbyt głośny, ot dające o sobie znać mruczenie kota, jednak z każdą chwilą silniejszy. Karmił się setkami nowych bodźców, które docierały do Sam i zalewały jej umysł wizjami, na które normalnie nigdy by sobie nie pozwoliła. To było szaleństwo i z jakiegoś powodu cieszyła się z tego, że potrafi być szalona, potrafi uwolnić się z klatki i ożyć, bo to właśnie teraz robiła, wychodząc chłopakowi na przeciw i ruszając własnym językiem na odkrywczą wyprawę.

 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 10-07-2017 o 00:00.
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172