Mimo początkowej przewagi Berwina, koniec wieczoru spędzonego na kontemplacji tutejszego jadła i napitku, a przede wszystkim zalet Fräulein Meitner należał do Estalijczyka, któremu przyszło odprowadzać Karelię do kwater.
I wszystko zmierzało tam, gdzie trzeba, a Karelia dawała się ulegać czarowi awanturnika z południowych krain, gdy drzwi do komnaty Fräulein Meitner zamknęły się tuż przed nosem Santiago zamierzającego wejść do środka.
- Maldicion... - wyraźnie skonfundowany i zawiedziony oparł się o futrynę. Westchnąwszy jeszcze ruszył do swojego pokoju mamrocząc pod nosem w swoim rodzimym języku coś o kobiecej zmienności.
Kolejnego dnia miał na twarzy niemal ten sam szelmowski uśmiech co zwykle, nieco tylko markotniejszy z powodu stada muflonów biegającego w jego bolącej głowie w te i we wte.
* * *
Gdy nadszedł czas wypłynięcia w dalszą podróż okazało się, że dzielny Bodo również stanął w konkury do panny Karelii. Ta obdarowała go ciężkim kuferkiem zamiast buziakiem, ale i tak widać było zadowolenie na jego wankerowej twarzy.
Santiago niewiele z tego rozumiał, ale nie poprzestawał w próbach wrócenia do łask Fräulein Meitner. Przecież może i Bodo dzielnym wojem był, ale fizjonomię gorszego sortu miał od de Ayolasa.
Niewiele kojarzył z podróży tego dnia zajętym będąc nadskakiwaniem Karelli. W pewnej chwili przypomniał sobie, że młody Ehrl prosił go wcześniej o kilka lekcji fechtunku. Myśl była przednia, dlatego zrobili nieco miejsca na pokładzie i wkrótce zazgrzytała stal o stal. Santiago wspinał się na swoje wyżyny bycia wzorem cnót i męstwa, wyjaśniając Durbeinowi niuanse dotyczące pchnięć, uderzeń, cięć z ramienia i nadgarstka, parad, zasłon i takich tam. Każdy z omawianych elementów był następnie ćwiczony - z początku powoli, a później coraz szybciej. Cały czas Estalijczyk starał się unikać kontaktu ostrza z dłonią Ehrla, samemu będąc chronionym koszem rapiera.
W którymś momencie, gdy zrobili przerwę na zwilżenie gardła Santiago zauważył Berwina mówiącego coś do panny Meitner, na co ta zareagowała tym swoim cudownym radosnym śmiechem. W porywie zazdrości zdjął koszulę i prezentując swój całkiem przyzwoicie wyrzeźbiony tors wrócił do ćwiczeń z Durbeinem odprowadzany wzrokiem Karelii.
Punkt dla niego.
* * *
W Wurmgrube, gdy tylko przekroczyli próg gospody Bodo oznajmił, że są obserwowani przez jakiegoś mężczyznę. Byli tytaj obcy, więc to nie dziwiło de Ayolasa, chociaż Karelia powinna zwrócić całą uwagę, a nie Wanker. Tn ostatni wyszedł za człowiekiem w kapturze, dlatego Estalijczyk wyszedł na zewnątrz za nim. Zgubiwszy trop tropiciel i pogromca kłopotów Bodo Wanker ruszył do wychodka, w czym de Ayolas nie zamierzał mu towarzyszyć, dlatego wrócił do karczmy zamierzając zjeść coś dobrego i pożerać wzrokiem Karelię.