|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
05-07-2017, 23:37 | #231 |
Reputacja: 1 | Durbein był raczej z tych prostolinijnych i ufnych ludzi, żeby nie powiedzieć - łatwowiernych. Ale z biegiem czasu jakoś tak tej paniusi dowierzał jakby mniej. Może go tak w łepetynie stukało - u siebie, w rodzinnych stronach nie mógł pić tyle co tutaj. Ale coś mu się Elmerowy nastrój tycio tak udzielił się. Leciuteńko. Ale jednak. Dziwował się więc, jak to tak jej kapitan pan nie zna. Tylko gadać reszcie nie chciał, bo go jeszcze starsi wyśmieją, że tak, pry, gadasz ty mały głupoty, mniej piwa dla tej słabej główki. To i nie gadał. Zamierzał patrzeć verenitce na ręce, ale zdecydował, że tak nie zrobi. Jak tylko na łapki jej się patrzył będzie, jeszcze coś przegapi. Ale ogólnie ją poobserwuje, to na pewno. Pod Bagiennymi Światłami. Ehrl zawsze lubił straszne historie o mrocznych bagnach i lasach, aż pomyślał sobie, że nazwa ładna. Chciał o nią popytać karczmarza, ale rybka, polewka i piwo odwróciły jego uwagę - od nazwy obejścia i od całego sigmarowego świata. |
06-07-2017, 09:34 | #232 |
Reputacja: 1 | Mimo początkowej przewagi Berwina, koniec wieczoru spędzonego na kontemplacji tutejszego jadła i napitku, a przede wszystkim zalet Fräulein Meitner należał do Estalijczyka, któremu przyszło odprowadzać Karelię do kwater. I wszystko zmierzało tam, gdzie trzeba, a Karelia dawała się ulegać czarowi awanturnika z południowych krain, gdy drzwi do komnaty Fräulein Meitner zamknęły się tuż przed nosem Santiago zamierzającego wejść do środka. - Maldicion... - wyraźnie skonfundowany i zawiedziony oparł się o futrynę. Westchnąwszy jeszcze ruszył do swojego pokoju mamrocząc pod nosem w swoim rodzimym języku coś o kobiecej zmienności. Kolejnego dnia miał na twarzy niemal ten sam szelmowski uśmiech co zwykle, nieco tylko markotniejszy z powodu stada muflonów biegającego w jego bolącej głowie w te i we wte. * * * Gdy nadszedł czas wypłynięcia w dalszą podróż okazało się, że dzielny Bodo również stanął w konkury do panny Karelii. Ta obdarowała go ciężkim kuferkiem zamiast buziakiem, ale i tak widać było zadowolenie na jego wankerowej twarzy. Santiago niewiele z tego rozumiał, ale nie poprzestawał w próbach wrócenia do łask Fräulein Meitner. Przecież może i Bodo dzielnym wojem był, ale fizjonomię gorszego sortu miał od de Ayolasa. Niewiele kojarzył z podróży tego dnia zajętym będąc nadskakiwaniem Karelli. W pewnej chwili przypomniał sobie, że młody Ehrl prosił go wcześniej o kilka lekcji fechtunku. Myśl była przednia, dlatego zrobili nieco miejsca na pokładzie i wkrótce zazgrzytała stal o stal. Santiago wspinał się na swoje wyżyny bycia wzorem cnót i męstwa, wyjaśniając Durbeinowi niuanse dotyczące pchnięć, uderzeń, cięć z ramienia i nadgarstka, parad, zasłon i takich tam. Każdy z omawianych elementów był następnie ćwiczony - z początku powoli, a później coraz szybciej. Cały czas Estalijczyk starał się unikać kontaktu ostrza z dłonią Ehrla, samemu będąc chronionym koszem rapiera. W którymś momencie, gdy zrobili przerwę na zwilżenie gardła Santiago zauważył Berwina mówiącego coś do panny Meitner, na co ta zareagowała tym swoim cudownym radosnym śmiechem. W porywie zazdrości zdjął koszulę i prezentując swój całkiem przyzwoicie wyrzeźbiony tors wrócił do ćwiczeń z Durbeinem odprowadzany wzrokiem Karelii. Punkt dla niego. * * * W Wurmgrube, gdy tylko przekroczyli próg gospody Bodo oznajmił, że są obserwowani przez jakiegoś mężczyznę. Byli tytaj obcy, więc to nie dziwiło de Ayolasa, chociaż Karelia powinna zwrócić całą uwagę, a nie Wanker. Tn ostatni wyszedł za człowiekiem w kapturze, dlatego Estalijczyk wyszedł na zewnątrz za nim. Zgubiwszy trop tropiciel i pogromca kłopotów Bodo Wanker ruszył do wychodka, w czym de Ayolas nie zamierzał mu towarzyszyć, dlatego wrócił do karczmy zamierzając zjeść coś dobrego i pożerać wzrokiem Karelię.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
06-07-2017, 21:51 | #233 |
Reputacja: 1 | Podejrzany podróżny zniknął i nikomu więcej nie udało się go wypatrzeć. Chwilę potem pojawiła się Karelia, niosąc jakieś zawiniątko. Z dumą położyła je na stole i odpakowała. Wewnątrz znajdował się kremowy, filcowy kapelusz z kolorowymi wstążkami. Panna Maitner założyła go, poprawiła włosy i ugięła kokieteryjnie głowę. - I jak wyglądam, moi Panowie? - spytała. * Ostatni nocleg przed Pfeildorfem wypadał w Hinkend. Wieś znajdowała się niecałe trzydzieści mil od celu podróży, u ujścia rzeki Kautlauf. Wieś była ufortyfikowana i otoczona fosą, a nie dalej niż pół mili od zabudowań wznosił się kasztel Helbolz, siedziba włodarza okolicznych ziem, barona Immanuela Grillparzera. Jedynym miejscem, w którym można było spędzić noc był zajazd "Wiejska Ostoja", będący równocześnie miejscem spotkań lokalnych mieszkańców i ich obrad nad bieżącymi sprawami, gdyż oberżysta był równocześnie sołtysem we wsi. Na szczęście takie zebranie kolektywu akurat się nie odbywało i gospoda świeciła pustkami. Było w niej kilku żeglarzy i mieszkańców Hinkend, raczących się piwem, a poza tym stary mnich w sigmaryckim habicie i podróżny, z kosturem opartym o stół. Wszyscy oni podnieśli głowy taksując nowoprzybyłych spojrzeniem i wrócili do swoich spraw. * Gdy następnego dnia w południe, na ostatnim przed Pfeildorfem postoju, w miejscowości Durbhein, odbili już od brzegu i przyspieszali w głównym nurcie rzeki, Bodo zobaczył kręcących się między zabudowaniami, dwóch mężczyzn. Obaj byli mu znani - tego w szarej opończy zaskoczył w Wurmgrube, ten drugi poprzedniego wieczoru siedział w zajeździe w Hinkend. Gdy ta dwójka zobaczyła płynącą barkę, przez chwilę się jej przyglądała, po czym obaj wycofali się i zniknęli między domami. * - Jesteśmy na miejscu. Cali i zdrowi - oznajmił kapitan Datz, gdy barka przybiła do nabrzeża w Pfeildorfie. Było popołudnie, siedemnastego Pflugzeita. Słońce jeszcze świeciło na niebie, a wiatr przeganiał niewielkie obłoczki. Datz po kolei uścisnął wszystkim dłonie. - Uważajcie na siebie, to miasto jest pełne złodziei i innych szumowin. Aby wejść do miasta będziecie musieli zapłacić szylinga i zdać broń. Takie zasady. Żegnajcie. - Misja wykonana - chwilę potem powiedziała Karelia, pewnie stojąc na nabrzeżnym bruku. - Spotkacie się z Mossbauerem w "Uśmiechniętym Pstrągu". To gospoda tuż za bramami miasta, które są tam - wskazała ręką. - A teraz się żegnamy, bo ja wam towarzyszyć nie będę, nie należy to do moich obowiązków. Miło było poznać. Pa! - uśmiechnęła się promiennie i odchodząc posłała wszystkim całusa. |
09-07-2017, 16:22 | #234 |
Northman Reputacja: 1 | - Panienka raczy z nami pójść. - rzekł szczurołap zagradzajac jej drogę. - Bardzo prosim. - stwierdził stanowczo wcale nie planujac dać kobiecie się ulotnić. - Albo niech dwóch w kapturach do miasta do onej karczmy pójdzie. Reszta naszej przyjaciółce towarzystwa potrzyma do powrotu naszych braci. - zaproponował towarzyszom. - Jak pracodawca tam bedzie i panienki misję potwierdzi, to za wykonanom jom też uznamy. - wyjaśnił Karelii.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
09-07-2017, 18:28 | #235 |
Administrator Reputacja: 1 | - Ja mogę iść - zaoferował się Wilhelm. Pomysł, jaki przedstawił Bodo, był całkiem sensowny. Trzeba było iść sprawdzić, czy Karelia mówi prawdę, a nie warto było narażać wszystkich. |
09-07-2017, 22:10 | #236 |
Reputacja: 1 | - Kolega Bodo ma rację, panienko Karelio - powiedział Elmer, akceptując plan Wankera - powinniśmy najpierw sprawdzić czy wszystko w porządku. Wszak dziwnych typków i szpiegów różnistych, może się wielu kręcić po okolicy. Żeby się panienka nie martwiła, to ja zostanę dla panienki bezpieczeństwa. |
09-07-2017, 22:28 | #237 |
Reputacja: 1 | Santiago był zaskoczony słowami towarzyszy. Czyżby przeczuwali jakieś kłopoty na miejscu spotkania lub niebezpieczeństwo grożące pannie Meitner? Jeśli tak, to rzeczywiście lepiej było zachować ostrożność no i zadbać o ich cidownego kompana w podróży. - Ja również z przyjemnością dotrzymam panience towarzystwa, seniorita Meitner. Do czasu aż wszystko się wyjaśni. - Wyjaśnij.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
11-07-2017, 11:02 | #238 |
Reputacja: 1 | Oddawanie broni u bram miasta Berwin osobiście uważał za pomysł idiotyczny. Wszak tubylcy z pewnością w swoich skrzyniach trzymali ostre narzędzia. Przepis zatem skierowany był przeciw przyjezdnym i bynajmniej nie wzbudzał w przepatrywaczu zaufania do władz miejskich. Dobre sobie. Miasto pełne złodziei i szumowin, a nie można było mieć przy sobie broni. Kpina jakaś. W dodatku Karelia na pożegnanie posłała im uśmiech i buziaka w powietrze. Na zasadzie "żegnaj Genia świat się zmienia". Cały plan zaliczenia verenitki poszedł się je... dynie donikąd. Nic dziwnego, że Berwin był poirytowany i wypalił: - A po chu...steczkę mamy w ogóle iść do tego ku ...motra Mössbauera? Przecież sam mówił, że jest wysłannikiem Gretchen Herzberg, Najwyższej Kapłanki Vereny w Pfeildorfie. Do niej idźmy. Nie wiem jak Wy, ale ja po żadnych spelunach bez broni nie mam zamiaru łazić. |
12-07-2017, 21:57 | #239 | |
Reputacja: 1 | - Jak to? - Karelia aż się zagotowała. - Jakim prawem będziecie mi dyktować, co mam robić? Kim jesteście, że uzurpujecie sobie prawo zatrzymania mnie? I gówno mnie obchodzi, że twierdzicie, że to dla mojego dobra! Ostrzegam: wezwę straż. Widząc jednak upór awanturników, odpuściła. Obraziła się tylko, usiadła na kuferku pod ścianą i przestała się do kogokolwiek odzywać. * Przy bramie Bodo i Wilhelm zapłacili po jednym szylingu i... weszli w obręb murów. Strażnicy nie żądali od nich broni, bo jak się okazało nakaz pozostawienia oręża tyczył się tylko broni dłuższej niż łokieć, łuków, kusz i broni czarnoprochowej, a taką nie dysponowali. Uśmiechnięty Pstrąg był zatłoczony. Pokaźnych rozmiarów sala biesiadna huczała gwarem głosów, szczękiem kufli i przebijającym się od czasu do czasu ponad hałas graniem gęśli. Stoły okupowali kupcy, dokerzy i żeglarze. Dwie zakapturzone postaci, które weszły do środka i bacznie obserwowały wnętrze szukając znajomej twarzy agenta świątynnego, wzbudziły pewne podejrzenia. - No panowie, kaptury z głów - zakrzyknął ktoś. - Bo pomyślimy, żeście jakieś zbrodzienie! - Nikt nie spodziewa się inkwizycji - powiedział głośno ktoś inny. Sala gruchnęła śmiechem. - Tu sufit solidny, drodzy goście, na głowę nie pada - przywitał się karczmarz. - Coś podać może? Atmosfera była luźna i wesoła, nikt większych problemów nie robił. Wilhelm i Bodo usiedli przy wolnym stole, karczmarz polał piwa. I wtedy do gospody wkroczył wyrostek, nie starszy niż piętnaście lat. Stanął w progu, rozglądnął się, a potem ruszył w ciżbę, nadal się rozglądając. - Wiadomość do Waszych Mościów - powiedział stając przy stole zajmowanym przez Boda i Wilhelma. Wyciągnął rękę, w oczekiwaniu na zapłatę. Gdy już dostał szylinga, szybko wręczył Wilhelmowi kartkę. Ten odczytał:
| |
13-07-2017, 12:00 | #240 |
Reputacja: 1 | Jak powiedział tak zrobił, a zrobił jak powiedział. Czyli nie wlazł do "Pstrąga" mając do obrony jedynie sztylet. Czekał sobie spokojnie na towarzyszy ukryty w zaułku nieopodal wydłubując brud zza paznokci i leniwie się rozglądając spod kaptura osłaniającego mu twarz. Zastanawiał się kiedy i czy w ogóle wyjdą. W pewnym momencie zwrócił uwagę na wchodzącego wyrostka. Szczyl był trochę za młody, jak na taką spelunkę. Ciekawe czy z niej wyjdzie? |