Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2017, 14:17   #129
sickboi
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Tura 26. Hegemon dzieli i rządzi.

Cytat:
Niech chwała wieczna będzie boskiemu ojcowi Posedaionowi,
co w głębinach włada, i Forniksie o smukłych palcach, boskiej kitarzystce.
Czczę także i ciebie, Podwodny Rybaku Pleitosie, który swe ścieżki
Wskazałeś mnie, wiernemu słudze, bym kroczył nimi przez życie.

Ja, Bion z rodu Rissos, syn Iophona pisarza Królowej Sofii, kapłan Pleitosa Wielkiego Sieciarza, świadkiem byłem rzeczy strasznych i niewyobrażalnych, które w tej opowieści przedstawię. Działo się to w czasach, gdy nieboskłon w rydwanie przemierzał Słoneczny Woźnica, rzucając na nas klątwę niekończącego się żaru i spiekoty. Plaga ta dotknęła wszystkie znane nam ludy. Wieczną spiekotę cierpieli, więc zarówno dumni Tettaroncheires, jaki i przeklęci Sauroi. Na Angialos Kalo w straszliwej duchocie gotowały się móżdżki Orkoi. Dopadły nas jednak wówczas klęski jeszcze gorsze, których nie sposób było przewidzieć.
Dnia czwartego, w trzysta pięćdziesiątym ósmym księżycu od elekcji Hegemona Xennophantesa, zawezwał mnie przed swe oblicze Bahalieus Fedron, bym stawił się w Świątyni. Rzuciwszy, więc inne zajęcia pognałem ile sił w nogach do przybytku Posedaiona i Allatu. I rzekł mi tam Pierwszy Kapłan, gdy skryliśmy się we wnętrzu chramu, że oto nadszedł dla mnie czas wielkiej próby wiary i odwagi. Również ma biegłości w sztuce medycznej zostanie wystawiona na próbę, choć Bahalieus wiedział, że całej Ponteii Arheii mówią o mnie, Bionie, jako o najsprawniejszym lekarzu. Następnie powiódł mnie w podziemia Świątyni, gdzie inni mędrcy i święci mężowie już byli. Rzekł do mnie Fedron ponownie, iż ujrzę teraz to co z łon Nesjanek się zradza, odkąd rydwan ognisty po niebie wędruje. Przysunąłem się bliżej, gdyż wszyscy wokół stołu stłoczeni byli, gdzie leżało wstrętne truchło. Przyjrzałem się i ja tej okropnej kreaturze i oto jak wyglądał: osiem odnóży z lewej strony ciała i osiem z prawej strony, dolne i górne pary na dwa i pół łokcia długie, reszta niemal dwie dłonie długości miała, korpus niczym z pasów spiżowych, twardy i błyszczący, zwieńczony obliczem ni to nesjańskim ni to zwierzęcym, pomarszczonym i spękanym. Monstrum, rozcięte w pół, wypełnione było po brzegi posoką, czarną o zgniłym zapachu, zdolną nawet i noże brązowe rozpuszczać(…).
Przyszedł wówczas, dnie czternastego po mym zejściu pod ziemię, Nesjanin z osady Nemis, z workiem na plecach, a łzy wstrzymując rzecze „Tu jest dziecię moje, pierworodne” i ciska pakunek na ziemię. Monstrum co w środku było cisnęło się, lecz ojciec nieszczęsny spętał je rozsądnie. Wzięliśmy wówczas maszkarę i do lochu wrzuciliśmy, by tam mieć na nią oko. Owemu Nesjaninowi zaś, jak stało w dekrecie Hegemona, wystawiliśmy poświadczenie, by należne mu trzy sztaby srebra odebrał. Czy to zrobił, tego nie wiem, bom go więcej nie widział. Co zaś do monstrum owego, co zyskało już sobie miano Arahneos, to rozpoczęliśmy nad nim badania. Próżny był jednak nasz trud, gdy próbowaliśmy przemówić do niego w językach Nesjan, Tettaroncheires, czy Ornitys. Plugawej jaszczurzej mowy takoż słuchać nie chciało, a orczych ryków nikt za język nie uznawał. Bezrozumny ten stwór żarł za to wszelkie mięso jakie mu rzucono, nie tykał warzyw. Opór jego w próbach sforsowania zgotowanej dlań celi był godny podziwu, lecz całkowicie beznadziejny. Pręty z metalu i ceglana ściana wystarczające były by go powstrzymać. Co z kolei martwiło wszystkich mędrców to szybkość z jaką Arahneos przyrastał, zyskując co dzień niemal dłoń długości na każdym z odnóży i jeden palec w odwłoku(…).


Arahneion. Badania Biona z rodu Rissos w czasach Dissoi Helleloi

Atak Kammedich na Świątynię, w której przebywał Hegemon wywołał w Boreios krótki, acz brzemienny w skutkach chaos. Sędziwy Xennophantes szczęśliwie ocalił życie, ale było już za późno by powstrzymać reperkusje po szturmie na przybytek Posedaiona i Allatu. Od tego momentu Synodos debatował niemal bez ustanku, choć w pierwszych dniach ciężko było mówić o rozmowie. Wielkie rody przekrzykiwały się nawzajem, oskarżały i dążyły do tego by jak najwięcej uszczknąć z łakomego kąska jakim były ziemie rodu Kammedich. W jednym bowiem wszyscy się zgadzali, za świętokradztwo kara mogła być tylko jedna i dekret o pozbawieniu tej pradawnej nesjańskiej rodziny wszelkich praw przeszedł przez aklamację. Zaraz też zarządzono mobilizację wojsk i wysłanie ich przeciw mobilizującymi swe siły buntownikami. Nadal nierozstrzygnięte pozostawały kwestie nowego rozdziału majątków oraz wprowadzenie do Synodu nowego rodu, tak by utrzymać liczbę pięciu patrycjuszowskich familii. Propozycje pierwotnie przedstawione przez Hegemona zostały odrzucone, ale stary władca nie zamierzał się łatwo poddawać.


Zaproszenia na wieczerzę z Xennophantesem jakie w następnych dniach otrzymało wielu prominentnych członków rodu Halusis, było nieco zadziwiające. Wszak całkiem niedawno starzec pożegnał swego najstarszego syna Tachittesa, którego wielu uważało za najbardziej prawdopodobnego spadkobiercę Hegemona. Niestety nie powrócił on żywy z wyprawy na wyspę Tiglitati, daleko na wschodzie. Wobec rosnącego zagrożenia ze strony Dissoi Helleloi szukano wszelkich rozwiązań. Wówczas ktoś przypomniał sobie o napotkanych wiele lat temu zdeformowanych Nesjanach, żyjących w niewielkiej kolonii na środku morza i czczących boginkę, którą nazywali Tiglitati. Z wysłanej ekspedycji do Boreios wróciło niewielu, kultyści stawili zażarty opór, taki jaki cechuje prawdziwych fanatyków religijnych. Wyprawa nie była na szczęście bez owocna. Na pokładzie przywieziono również samą Tiglitati. Nie była to jednak boginka, a przynajmniej nie w rozumieniu Nesjan. Spętane stworzenie, które rzucono pod nogi Hegemona, było owłosione niczym niedźwiedź, o dziwnym obliczu i przestraszonych oczach. Wydawało z siebie prymitywne ryki i pomruki, a na każdą próbę zbliżenia się odpowiadało agresją. Szybko jednak rozwiano wątpliwości. Kapłani jak jeden mąż stwierdzili, że istota jest przepełniona magią. Trzeba się tylko dowiedzieć jak ją wydobyć.


Schwytane przez Nesioi stworzenie

Wśród zaproszonych Halusis powszechnie wierzono, więc że wobec śmierci pierworodnego stary Xennophantes wybierze nowego dziedzica wśród kogoś z dalszej rozdziny. O dziwo uczta przeciągała się i niektórzy zaczęli okazywać pewne zniecierpliwienie. Po przystawkach, zupach, pieczonym mięsie i rybach, misach pełnych małży oraz młodym winie wraz z deserem do komnaty wkroczyli tancerze i muzycy. Za oknami upał nieco zelżał co oznaczało nadejście purpurowej nocy. Tymczasem Hegemon wciąż milczał, pijąc małymi łyczkami górską wodę dostarczaną z Dissoi Notis. Wreszcie, gdy ostatni artyści tanecznym krokiem opuścili salę zaklaskał z całych sił. Kilku mniej rozgarniętych uczestników uczty zawtórowało mu, ale szybko opuścili ręce. Z każdej z pięciu par wrót w komnacie wysypały się zastępy zakutych w brązowe pancerze Hetairoi oraz przystrojonych w kolorowe szaty Gwardzistów Ornityjskich. W ciągu kilku chwil zaryglowali wszystkie wyjścia i rozstawili się za krzesłami biesiadników. Ktoś próbował coś powiedzieć, ktoś zerwać się i uciekać, ale zaraz byli przyprowadzani do porządku drzewcami włóczni.

Przed Hegemonem postawiono w między czasie niedużą, prostą drewnianą skrzynkę. Stojący obok sekretarz władcy wyciągał z niej po kolei gliniane tabliczki i odczytywał imiona obecnych Halusis wraz z ich wykroczeniami przeciw prawo i posiadanymi niewolnikami. Gdy skończył na sali panowała grobowa cisza, wszyscy oczekiwali bowiem, że podzielą los Kammedich. Xennophantes miał jednak inne plany.

-Wy, przeklęte robaki wylęgłe ze stęchłej ikry gównożernych ryb! Myślicie, że jesteście tacy sprytni?- wycedził przez zęby Hegemon, po czym łupnął w stół kielichem.

-Tak, sprytni jesteście jak mątwy w garze z zupą! Tu, w tej skrzyni mam dość dowodów, żebyście zawisnęli jak krzyżach jak te larwy z Kammedich! Na Wielki Trójząb! Za kogo wy mnie macie? Za zgrzybiałego starca o inteligencji krewetki!- tym razem Xennophantes już podniósł głos. I ponownie łupnął kielichem.

-I gówno! Teraz jesteście w moich rękach i mogę z wami zrobić co mi się żywnie podoba!- na twarzy Hegemona wykwitł okrutny uśmiech-Ale znajcie moją dobroć. W końcu w naszych żyłach płynie tam sama krew, w tej samej lepiance na Angialos Kalo żył nasz legendarny przodek. Dlatego nie skończycie jak splugawieni Kammedi. Ba, będę nawet w stanie zapomnieć o tych kilku drobnych wykroczeniach-

-Co mamy zrobić?- odezwał się ktoś przytomniejszy z sali, choć w jego głosie czuć było rezygnację. Hegemon zaśmiał się krótko i chrapliwie.

-To proste. Pomożecie mi jutro w Synodzie. Zaakceptujecie moją propozycję odnośnie podziału ziemi, w tym przyznanie czterech dziesiątych wszystkich ziem i łowisk na Boreios Hegemonowi. Poza tym wesprzecie w następnej elekcji tego z moich synów, którego wyznaczę. No i o ile pamięć mnie nie myli wkrótce będę odbywał jubileusz mojego własnego obrania na tron. Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyście w prezencie podarowali mi jakiś miły prezent- Hegemon zamilkł na chwilę i powiódł wzrokiem po zgromadzonych. Widział w ich oczach, że powoli ochłonęli po pierwszym szoku i zaraz też zaczną się w ich głowach rodzić pomysły na to, jak wywinąć się z całego problemu. I rzeczywiście, nagle gdzieś szurnęło krzesło i jeden z gości uniósł się.

-Jakie dajesz nam gwarancje, Hegemonie, że nie użyjesz tych tabliczek przeciw nam? Że nie sporządzisz kopii, które ukryjesz, by sięgnąć po nie ponownie? Jeśli chcesz naszego poparcia, zapewnij nam bezpieczeństwo i pewność co do naszych losów!- inni Halusis z aprobatą kiwali głowami na słowa swego ziomka. Xennophatnes nawet nie drgnął.

-Dziś jeszcze odeślę skrzynię do Grammatei, a po głosowaniu spotkajmy się ponownie i zniszczmy każdy dowód, jeden po drugim. I radzę wam użyć wszelkich sił, żeby głosowanie w Synodzie poszło po mojej, a teraz i waszej myśli-

I tak się też stało. Następnego poranka Xennophantes tryumfował. Teraz pozostało tylko złożyć ofiary o pomyślność wojsk wysłanych przeciw Kammedim, a także tym które ruszyły na horimtulajskich mnichów. I tym, którzy wypłynęli na północ w poszukiwaniu na wpół mitycznych już Nanoi. Wiele działo się wówczas w P.A.N.S. i tylko opieka Posedaiona mogła przeprowadzić jego lud przez ten trudny czas.
 

Ostatnio edytowane przez sickboi : 07-07-2017 o 14:19.
sickboi jest offline