Cytat:
Droga Ven.
Jeśli czytasz ten list to znaczy, że przepowiednia zaczyna się spełniać, a czasy są dla Ciebie spowite mrokiem. Nim pojmiesz, czego jesteś częścią musi minąć jeszcze trochę czasu, lecz bądź cierpliwa. Czeka Cię długa, żmudna i wyboista droga, ale Helm ma Cię w opiece i będzie Ci sprzyjał. Chciałbym móc spojrzeć w Twe wielkie oczy i zobaczyć Twój niewinny, dziewczęcy uśmiech, który tak pokochałem.
Mój posłaniec to Balthazaar. Tak przynajmniej się do niego ja zwracałem. To mój stary znajomy i przyjaciel mojego przyjaciela. Balthazaar jest bardzo mądrą i waleczną istotą, zrobi wszystko co w jego mocy by wspomóc Cię w tym co Cię czeka. Poprowadzi Cię do mędrca, który strzeże bardzo starej księgi. Odnajdź go i przeczytaj księgę, lub jeśli czas Ci na to nie pozwoli zapoznaj się przynajmniej z ostatnim jej rozdziałem.
Venoro wiedz, że przyjdzie czas, kiedy będziesz musiała zdecydować o swoim losie. Nim podejmiesz decyzję przemyśl ją dobrze, gdyż może od niej zależeć los wielu istot. Niech Helm nad Tobą czuwa.
Morimond. |
Venora poczuła rozdzierający ją od środka żal i tęsknotę za zmarłym mentorem. Był on dla niej niczym drugi ojciec. Do oczu nabiegły jej łzy, ale powstrzymała się od płaczu. Pociągnęła nosem i prędko przetarła oczy. Zwinęła zaraz pergamin, chowając go do futerału. Odchrząknęła lekko.
-
To, Balthazaar - przedstawiła wszystkim smoczydło. -
Jest... Był przyjacielem sir Morimonda…
Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał bratanek Venory -
Ciociu gdzie jest Ergon?- spytał słodkim, niewinnym głosikiem.
Paladynka, jakby wyrwana z letargu, od razu zwróciła na chłopca uwagę. Przykucnęła, by móc spojrzeć mu w oczy.
-
Już jest bezpieczny. Tak jak i ty. Teraz wszyscy razem wrócimy do domu - uśmiechnęła się do malca szczerze i poczochrała go po czuprynie. Spojrzała na pozostałe dzieci. Nie miała pojęcia co z nimi poczynić, ale pewnym było, że nie zostawi ich samym sobie. -
Zbierajmy się, musimy szybko się stąd wynosić. Pomówimy już w drodze - stwierdziła. -
Gritto, wyprowadźmy dzieci, ty z nimi zostaniesz, a ja z Albrechtem... i Balthazaarem przeszukamy młyn. *
~***~
Kompani spędzili w starym młynie jeszcze trochę czasu. Spokojnie przeszukiwali zwłoki, podczas, gdy Gritta znów bawiła dzieciaki i opowiadała wymyślone opowieści o elfich królestwach, z którymi tak naprawdę nie miała nawet styczności.
-
To będzie z jakiś tysiąc złociszy…- Albrecht spojrzał na kupkę z pełnych sakiew oprychów. Ponadto udało im się znaleźć diament i dwa szafiry, oraz masę złotej biżuterii. Venora nie znalazła tym razem magicznego oręża czy elementów zbroi, a cały sprzęt tak naprawdę nie wart był wysiłku zawożenia go do miasta
-
Możnaby to zawieźć do Okhe. Może zechce od nas odkupić, a przynajmniej pojedziemy prosto, omijając Donderderl- zaproponował kapłan. W tym czasie smoczydło wyszło na zewnątrz zostawiając Helmitów samych z sobą. Dzieci już przestały się go bać i radośnie koło niego biegały, gdy usiadł na trawie. On jednak jakby po za czasem siedział tak nieruchomo patrząc gdzieś w dal.
Venora spojrzała za jaszczurem, a następnie wróciła do przyglądania się temu co znaleźli.
-
W sumie Okhe będzie mogła to odsprzedać dalej - stwierdziła zgadzając się z propozycją kapłana i podeszła do złota. -
Sporo tego - stwierdziła z nutą zadowolenia w głosie. Przynajmniej już nie będzie musiała się martwić o to za co zapłaci za naprawę elfiej zbroi. -
Będzie z czego żyć jeśli przeor wywali nas z zakonu - dodała z rozbawieniem.
-
E tam zaraz wywali…- wzruszył ramionami -
Venoro. Ten list mocno cię poruszył…- zauważył człek.
Na twarzy paladynki pojawił się smutek.
-
Ja ciągle nie miałam czasu się z tym pogodzić. Znaczy ze śmiercią mojego mentora - stwierdziła. Westchnęła czując uścisk w gardle. Miała ochotę to przemilczeć, ale kapłan zasługiwał na to by zaspokoić jego ciekawość. W końcu już od jakiegoś czasu pełnił rolę powiernika jej własnych trosk. -
Morimond pisał o tym, że... Chyba najlepiej będzie jak sam przeczytasz - zaproponowała Albrechtowi. Mężczyzna zgodził się skinieniem głowy i odebrał od towarzyszki zwinięty list. Panna Oakenfold zaraz zdjęła z głowy diadem i podała go kapłanowi.
-
Kto miał odwagę zamykać tak wspaniałą magię w tak brzydkim diademie…- pokręcił głową uśmiechając się. Kapłan zdjął hełm z głowy i nałożył na jego miejsce paskudne żelastwo. Odczytanie listu poszło mu równie łatwo co Venorze.
-
Chyba niewiele z niego pojąłem- wzruszył bezradnie ramionami.
-
Ja mam tylko pewne domysły. Może ta osoba, o której pisze, coś mi więcej rozjaśni - stwierdziła Venora bez większej nadziei. -
I smoczydło ma być moim ochroniarzem… - mruknęła i pokręciła głową nie przekonana co do tego pomysłu.
-
Ochroniarzem?- spojrzał w stronę wyłamanych drzwi, skąd było widać skrawek siedzącego gado-człeka -
Odpraw go, jeśli nie chcesz jego towarzystwa... - zaproponował -
Przynajmniej nikt nie będzie sprawiał problemów z wejściem do miasta- dodał argument wymyślony na poczekaniu.
-
Nie mogłabym go odprawić. Przysłał go mój mentor… - stwierdziła jakby to był dla niej wystarczający powód by godzić się na towarzystwo smoczydła. Paladynka zaperzyła się. Wzięła od kapłana swój list i schowała go pieczołowicie do futerału. -
Tylko jakim cudem on nas tu znalazł… - Pokręciła głową. -
Z resztą to teraz nie jest ważne - spojrzała na Albrechta i uśmiechnęła się triumfalnie. -
Najważniejsze jest to co dzisiaj dokonaliśmy... Udało nam się niemożliwe. Ilu było tych kultystów? Dwa tuziny? Trzy? - powiedziała z dumą i radością w głosie.
-
Posłaliśmy do diabła z szesnastu zhentarimów spojrzał wzrokiem na podłogę usłaną trupami -
Reszta uciekła gdzie pieprz rośnie…- uśmiechnął się zawadiacko -
Przyzwanie Archona było świetnym pomysłem- przyznał przed sobą uczciwie, lecz raczej bez skromności.
-
Gotowi do drogi? Przygotowałam ten powóz, tylko trzeba by było klatkę z niego zrzucić, co by się dzieciaki nie wystraszyły- wtrąciła się Gritta.
-
Ciekawe co z nimi zrobimy…- Albrecht zasępił się mocno -
Na samym dostarczeniu do cywilizacji nie możemy poprzestać. Jeśli zostawimy je w Ilipur to będzie dla nich równoznaczne z tym co mogło je spotkać pod batogiem Czarnej kapłanki.-