Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-07-2017, 19:37   #221
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Cytat:
Droga Ven.

Jeśli czytasz ten list to znaczy, że przepowiednia zaczyna się spełniać, a czasy są dla Ciebie spowite mrokiem. Nim pojmiesz, czego jesteś częścią musi minąć jeszcze trochę czasu, lecz bądź cierpliwa. Czeka Cię długa, żmudna i wyboista droga, ale Helm ma Cię w opiece i będzie Ci sprzyjał. Chciałbym móc spojrzeć w Twe wielkie oczy i zobaczyć Twój niewinny, dziewczęcy uśmiech, który tak pokochałem.
Mój posłaniec to Balthazaar. Tak przynajmniej się do niego ja zwracałem. To mój stary znajomy i przyjaciel mojego przyjaciela. Balthazaar jest bardzo mądrą i waleczną istotą, zrobi wszystko co w jego mocy by wspomóc Cię w tym co Cię czeka. Poprowadzi Cię do mędrca, który strzeże bardzo starej księgi. Odnajdź go i przeczytaj księgę, lub jeśli czas Ci na to nie pozwoli zapoznaj się przynajmniej z ostatnim jej rozdziałem.
Venoro wiedz, że przyjdzie czas, kiedy będziesz musiała zdecydować o swoim losie. Nim podejmiesz decyzję przemyśl ją dobrze, gdyż może od niej zależeć los wielu istot. Niech Helm nad Tobą czuwa.

Morimond.
Venora poczuła rozdzierający ją od środka żal i tęsknotę za zmarłym mentorem. Był on dla niej niczym drugi ojciec. Do oczu nabiegły jej łzy, ale powstrzymała się od płaczu. Pociągnęła nosem i prędko przetarła oczy. Zwinęła zaraz pergamin, chowając go do futerału. Odchrząknęła lekko.
- To, Balthazaar - przedstawiła wszystkim smoczydło. - Jest... Był przyjacielem sir Morimonda…
Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał bratanek Venory -Ciociu gdzie jest Ergon?- spytał słodkim, niewinnym głosikiem.
Paladynka, jakby wyrwana z letargu, od razu zwróciła na chłopca uwagę. Przykucnęła, by móc spojrzeć mu w oczy.
- Już jest bezpieczny. Tak jak i ty. Teraz wszyscy razem wrócimy do domu - uśmiechnęła się do malca szczerze i poczochrała go po czuprynie. Spojrzała na pozostałe dzieci. Nie miała pojęcia co z nimi poczynić, ale pewnym było, że nie zostawi ich samym sobie. - Zbierajmy się, musimy szybko się stąd wynosić. Pomówimy już w drodze - stwierdziła. - Gritto, wyprowadźmy dzieci, ty z nimi zostaniesz, a ja z Albrechtem... i Balthazaarem przeszukamy młyn. *

~***~

Kompani spędzili w starym młynie jeszcze trochę czasu. Spokojnie przeszukiwali zwłoki, podczas, gdy Gritta znów bawiła dzieciaki i opowiadała wymyślone opowieści o elfich królestwach, z którymi tak naprawdę nie miała nawet styczności.
-To będzie z jakiś tysiąc złociszy…- Albrecht spojrzał na kupkę z pełnych sakiew oprychów. Ponadto udało im się znaleźć diament i dwa szafiry, oraz masę złotej biżuterii. Venora nie znalazła tym razem magicznego oręża czy elementów zbroi, a cały sprzęt tak naprawdę nie wart był wysiłku zawożenia go do miasta
-Możnaby to zawieźć do Okhe. Może zechce od nas odkupić, a przynajmniej pojedziemy prosto, omijając Donderderl- zaproponował kapłan. W tym czasie smoczydło wyszło na zewnątrz zostawiając Helmitów samych z sobą. Dzieci już przestały się go bać i radośnie koło niego biegały, gdy usiadł na trawie. On jednak jakby po za czasem siedział tak nieruchomo patrząc gdzieś w dal.

Venora spojrzała za jaszczurem, a następnie wróciła do przyglądania się temu co znaleźli.
- W sumie Okhe będzie mogła to odsprzedać dalej - stwierdziła zgadzając się z propozycją kapłana i podeszła do złota. - Sporo tego - stwierdziła z nutą zadowolenia w głosie. Przynajmniej już nie będzie musiała się martwić o to za co zapłaci za naprawę elfiej zbroi. - Będzie z czego żyć jeśli przeor wywali nas z zakonu - dodała z rozbawieniem.
-E tam zaraz wywali…- wzruszył ramionami -Venoro. Ten list mocno cię poruszył…- zauważył człek.
Na twarzy paladynki pojawił się smutek.
- Ja ciągle nie miałam czasu się z tym pogodzić. Znaczy ze śmiercią mojego mentora - stwierdziła. Westchnęła czując uścisk w gardle. Miała ochotę to przemilczeć, ale kapłan zasługiwał na to by zaspokoić jego ciekawość. W końcu już od jakiegoś czasu pełnił rolę powiernika jej własnych trosk. - Morimond pisał o tym, że... Chyba najlepiej będzie jak sam przeczytasz - zaproponowała Albrechtowi. Mężczyzna zgodził się skinieniem głowy i odebrał od towarzyszki zwinięty list. Panna Oakenfold zaraz zdjęła z głowy diadem i podała go kapłanowi.

-Kto miał odwagę zamykać tak wspaniałą magię w tak brzydkim diademie…- pokręcił głową uśmiechając się. Kapłan zdjął hełm z głowy i nałożył na jego miejsce paskudne żelastwo. Odczytanie listu poszło mu równie łatwo co Venorze.
-Chyba niewiele z niego pojąłem- wzruszył bezradnie ramionami.
- Ja mam tylko pewne domysły. Może ta osoba, o której pisze, coś mi więcej rozjaśni - stwierdziła Venora bez większej nadziei. - I smoczydło ma być moim ochroniarzem… - mruknęła i pokręciła głową nie przekonana co do tego pomysłu.
-Ochroniarzem?- spojrzał w stronę wyłamanych drzwi, skąd było widać skrawek siedzącego gado-człeka -Odpraw go, jeśli nie chcesz jego towarzystwa... - zaproponował -Przynajmniej nikt nie będzie sprawiał problemów z wejściem do miasta- dodał argument wymyślony na poczekaniu.
- Nie mogłabym go odprawić. Przysłał go mój mentor… - stwierdziła jakby to był dla niej wystarczający powód by godzić się na towarzystwo smoczydła. Paladynka zaperzyła się. Wzięła od kapłana swój list i schowała go pieczołowicie do futerału. - Tylko jakim cudem on nas tu znalazł… - Pokręciła głową. - Z resztą to teraz nie jest ważne - spojrzała na Albrechta i uśmiechnęła się triumfalnie. - Najważniejsze jest to co dzisiaj dokonaliśmy... Udało nam się niemożliwe. Ilu było tych kultystów? Dwa tuziny? Trzy? - powiedziała z dumą i radością w głosie.

-Posłaliśmy do diabła z szesnastu zhentarimów spojrzał wzrokiem na podłogę usłaną trupami -Reszta uciekła gdzie pieprz rośnie…- uśmiechnął się zawadiacko -Przyzwanie Archona było świetnym pomysłem- przyznał przed sobą uczciwie, lecz raczej bez skromności.
-Gotowi do drogi? Przygotowałam ten powóz, tylko trzeba by było klatkę z niego zrzucić, co by się dzieciaki nie wystraszyły- wtrąciła się Gritta.
-Ciekawe co z nimi zrobimy…- Albrecht zasępił się mocno - Na samym dostarczeniu do cywilizacji nie możemy poprzestać. Jeśli zostawimy je w Ilipur to będzie dla nich równoznaczne z tym co mogło je spotkać pod batogiem Czarnej kapłanki.-
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 09-07-2017, 21:43   #222
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Może... Zabierzemy ich do Cormyru? - zaproponowała Venora. - Zakon Helma ich powinien przyjąć na nauki. W końcu to Wiecznie Czujnemu zawdzięczają ratunek.
-Najpierw zajmij się udobruchaniem wielkiego przeora, a dopiero potem próbuj ulokować w świątyni gromadkę dzieciaków…- odparł zupełnie szczerze Albrecht.
- Oh, czyli jednak zmieniasz zdanie co do tego jak zostaniemy przyjęci po powrocie? - panna Oakenfold spojrzała na kapłana, ale uśmiechnęła się do niego przyjacielsko. - Jak nie świątynia to mój ojciec i brat ich przyjmą - stwierdziła pewna swoich słów. - Dadzą zajęcie, przyuczą do zawodu.
-Nie zmieniam, ale jestem pewien, że nie przywitają nas owacjami. Złamałaś rozkazy przełeżoego, nie licz że przeor będzie myślał o Tobie jak o bohaterze, a o niesfornym dzieciaku- odrzekł kapłan.
- Ale ja właśnie zakładam, że mnie wyrzuci z zakonu - odparła mu szczerze. - Miałam zakaz opuszczania Cormyru, miałam nakaz stawienia się na wieczerzy - zaczęła wyliczać na palcach. - Nie dość, że nie dotrzymałam rozkazów to pobrałam jeszcze mienie należące do zakonu, część nawet uszkodziłam - spojrzała na swój napierśnik. - No i nie zapominajmy, że jeden z najlepszych kapłanów wyruszył ze mną - uśmiechnęła się do niego ciepło. - Albrechcie, po tym co mówił mi Krispin o przeorze to ja naprawdę liczę się z tym, że może być koniec mojej kariery. Mogę dostać wilczy bilet i nawet do armii mnie nie przyjmą - skrzywiła się.

-Wtedy zajmiesz się czymś innym. Dobrze walczysz, gildie najemników potrzebują trenerów- mężczyzna wziął głęboki wdech -Ale nie myśl teraz o tym. Odniosłaś sukces, odnalazłaś obu bratanków. A nie wiem czy pamiętasz jak przed wyprawą lękałaś się o ich los. Twój mentor miał rację. Helm nad tobą czuwa, co do tego nie ma wątpliwości. Bóg Strażnik nie pozbawił cię objawionej mocy, nie złamałaś w jego mniemaniu dogmatów świątyni, a to świadczy na twoją korzyść. Takie są fakty- kapłan pochylił się nad kupką sakiew, wrzucając je do swojego plecaka
-Pomóż mi z tym, załadujmy broń i zajmijmy się tą cholerną klatką na wozie, a potem ruszymy do Okhe- polecił rycerce.
Venora westchnęła.
- Może jakby sam Helm się wstawił za mną u przeora to miałabym jakieś szanse... Ale wiesz co? Niczego nie żałuję - uśmiechnęła się wesoło i zaczęła pomagać mu przy zbieraniu łupów. - To co czego tu dokonaliśmy... Nie sądziłam... Ha, to było niesamowite - wyprostowała się i podeszła do Gritty. Wyściskała elfkę, a później wróciła do kapłana i również go przytuliła. - Może i bóg czuwa nade mną, ale bez was by się to nie udało.

-E tam. Ode mnie się to zaczęło…- harfiarka machnęła ręką, zaś Albrecht niezwykle się ucieszył z reakcji Venory -Nie zapominaj o tym wielkoludzie- Gritta spojrzała przez ramię na nieruchomego Balthazaara.
-Przyszedł w odpowiednim momencie, racja. Ale bez niego też byśmy sobie poradzili. Widziałyście, jak Ogar wywijał mieczem?- uśmiechnął się, zbierając z podłogi część oręża. Venora pokiwała głową na jego słowa, podzielając jego zdanie, że poszłoby im świetnie nawet bez smoczydła.
Niedługo później kompani wspólnymi wysiłkami zrzucili klatkę z powozu i obładowali go w większości gromadką uwolnionych dzieci oraz zdobycznym ekwipunkiem. Paladynka poleciła kapłanowi by obmyli swoje pancerze z krwi wrogów w strumieniu, by nie straszyć na trakcie.
-W skrzyniach są spore zapasy- burknął Albrecht, siadając na koźle -Jeśli Okhe będzie chciała może sobie po nie przyjechać, ale my już tu miejsca nie mamy…- złapał za lejce i spojrzał na jadące obok Venorę i Grittę konno. Smoczydło maszerowało pieszo, kilka metrów za powozem, lecz jego wielgachne kroki wystarczyły by nie zgubić rycerki i jej towarzyszy.
-Nie boisz się go?- Gritta syknęła ściszonym tonem -Wygląda na groźnego osobnika…-
Paladynka spojrzała kątem oka na smoczydło.
- Trochę, ale to tylko przez to, że ostatnim razem jak spotkałam smoczydło to nie skończyło się to dla mnie dobrze... Albrecht ledwo mnie wyratował, tydzień byłam nieprzytomna po tym jak… - pokręciła głową. - Mój mentor ufał Balthazaarowi. To mi wystarczy - stwierdziła w końcu.

~***~

Towarzysze już w drodze zaczęli ustalać co powinni dalej poczynić. Do posiadłości kapłanki Kossutha mieli pół dnia drogi. Mogli więc, pomimo zmęczenia walką, jechać cały czas lub też zatrzymać się. Venora długo się nie zastanawiała i podjęła decyzję, że jadą bez dłuższego postoju. Zatrzymali się więc jedynie na chwilę by każdy zjadł posiłek i ruszyli dalej. Jazda w nocy nie była przyjemna, ale jadąca na przedzie Venora czujnie rozglądała się po otoczeniu.
Dzieci na wozie spały mimo niesprzyjających warunków. Albrecht, zapewne by do nich nie dołączyć, nucił sobie pod nosem pieśni pochwalne skierowane do Helma.

Venora natomiast, mimo że skupiona była na jeździe, to nie potrafiła się powstrzymać przed rozmyślaniem nad tym wszystkim co się wydarzyło. Udało się, Netir i Ergon zostali uratowani. Za to walka z kultystami była niezmiernie satysfakcjonująca dla rycerki. Zupełnie jak to miało miejsce w Grumgish. Raz po raz paladynka spoglądała na swojego bratanka, który nim zasnął, wpatrzony był w swą ciocię niczym w obrazek. Venora czuła się spełniona. Szczerze cieszyła się ze zwycięstwa i nawet już nie rozmyślała o czarnej kapłance, która im uciekła.
~ Może dobrze, że tak się stało? Miała cały wielki oddział a została pokonana... Wtedy przekaże dalej wieść, że nie są bezkarni i strach w nich wstąpi już na dobre ~ zastanowiła się. Nawet zaczęła nieco bardziej optymistycznie patrzeć na swój powrót do zakonu. Miała cichą nadzieję, że może jednak znajdzie się okoliczność łagodząca i przyjmą ją bez większego problemu. Najważniejsze jednak dla niej było, by Albrecht nie miał przez nią problemów. Rycerka zdała sobie sprawę jak wspaniałym doświadczeniem była ta wyprawa. Poczuła też coś na kształt żalu, że gdy wrócą, to Albrecht wróci do swoich obowiązków, a jej przecież z nim się tak dobrze podróżowało, walczyło ramię w ramię... i po prostu było.


Kolejne mile zostawały w tyle, księżyc unosił się wysoko na nieboskłonie czystego, rozgwieżdżonego nieba. Przed oczami podróżników pojawiły się znajome wisielce. Teraz jednak były jakby bardziej ususzone niż ostatnim razem.
- Dotarliśmy. Jesteśmy na czas - odezwała się Venora, a w jej głosie wyraźna była ulga nie mogąc się doczekać kiedy położy się spać. I spokojnie zdążyli by zabrać się do Cormyru statkiem Okhe. Młot prychnął z zadowoleniem i paladynka już wiedziała, że rumak cieszy się na wyjątkowo dobrą paszę, jaką dostawał w tutejszej stajni.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 10-07-2017, 16:49   #223
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
W końcu dotarli na miejsce. Kiedy tylko zbliżyli się do posiadłości Okhe, w kilku oknach pojawiło się światło oliwnych lamp. Kompani zatrzymali powóz nieopodal frontowych drzwi.
-Chyba powinniśmy obudzić gospodynię. Pewnie się zdziwi jak zobaczy gromadkę dzieciaków i naszego nowego kompana…- tutaj Albrecht spojrzał wymownie na smoczydło, które ostatnie dwie godziny podróży usiadło na skraju powozu i wbiło wzrok w zagwieżdżony firmament.
Paladynka zsiadła z wierzchowca i podeszła do wozu. Przyjrzała się z troską na śpiącego w nim Netira i pozostałe dzieci, po czym uniosła wzrok na Albrechta, uśmiechając się do niego radośnie.
- Tak też zrobię - zgodziła się z propozycją kapłana. - Lepiej tak niż, żeby denerwowała się gdyby rano sama go napotkała. Zajmijcie się końmi, a ja idę pomówić z Okhe - nakazała na koniec, spoglądając po towarzyszach, po czym ruszyła do budynku.
Rycerka tylko zbliżyła się do frontowych drzwi, a te przed nią stanęły otworem. W progu ujrzała ona rudowłosego krasnoluda.


Domyśliła się, iż był to Malvoin. Brodacz miał w ręku lampę, choć w korytarzu i holu płonęły świece. Krasnolud zmierzył Venorę wzrokiem od stóp do głów, wyjrzał za jej plecy gdzie Gritta próbowała dobudzić dzieciaki na wozie, po czym znów spojrzał na Venorę. Malvoin skinął jej tylko lekko głową w geście zaproszenia i odsunął się z przejścia.
- Mamy ze sobą dzieci i smoczydło - odezwała się Venora, wchodząc do środka. - Ten ostatni nie stanowi zagrożenia - dodała by krasnolud nie zdenerwował się. - Musimy gdzieś przenocować wszystkich. Zajmiesz się tym, czy lepiej żebym już teraz pomówiła z Okhe? - zapytała Malvoina.
Brodacz raz jeszcze wyjrzał za Venorę. Najwyraźniej nie dostrzegł smoczydła, lub też nie rozpoznał jego gadziej natury w mroku nocy.
-Nie mamy tylu pokoi- wzruszył ramionami -Wprowadź dzieci do salonu. Rozłożymy futra na ziemi, przy kominku. Idę obudzić Okhe. Tak czy siak, pewnie chce wiedzieć jak wam poszło- oznajmił i zostawił Venorę samą sobie.


Paladynka wróciła więc na zewnątrz.
- Malvoin zaraz obudzi panią dworu - powiedziała do Gritty i Albrechta. - Dzieci mamy zaprowadzić do salonu, przy kominku przygotujemy im prowizoryczne posłania na dzisiejszą noc - wyjaśniła towarzyszom. Razem z nimi dobudziła wszystkich uratowanych z rąk kultystów i wspólnie, również z Balthazaarem, udali się do salonu.
Smoczydło idąc w kierunku domu, rozglądało się uważnie na boki. Wielkolud zrównał się na krótką chwilę z Venorą. W oczach rycerki był prawdziwym olbrzymem. Jego tors był potężny i dobrze umięśniony. Łuski na łapach, karku i głowie lekko mieniły się w blasku świec, kiedy przekroczyli próg. Balthazaar buchnął parą z nozdrzy, rozglądając się po bogato ozdobionych ścianach korytarza. Tuż za nimi szła Gritta pilnując dzieciaków, a na samym końcu szedł Albrecht. Kompani dotarli w końcu do salonu, gdzie porozsiadali się po całej izbie, za wyjątkiem smokoczłeka, który przykucnął przy kominku, grzejąc sobie dłonie.
W końcu w izbie pojawiła się zaspana Okhe, kobieta szczelnie opatuliła się szlafrokiem, przyglądając się znacznie liczniejszej grupie towarzyszy Venory.
-Na bogów, co to za gigant?- spojrzała z zdziwieniem na Balthazaara.

- Okhe, poznaj mojego nowego towarzysza - Venora pośpieszyła by przedstawić jaszczuroczłeka. - To Balthazaar. Niestety nie jest rozmowny - przestrzegła ją. - Ale mniejsza o to. Mamy tu większy problem - dodała i skinęła głową na grupkę dzieciaków. - Pokonaliśmy kultystów, zabraliśmy ich dobytek. Wszystko co się zmieściło jest na wozie, ale trochę rzeczy zostało w młynie, więc jak masz ochotę to podamy ci gdzie możesz wysłać swoich ludzi po resztę łupów. No i jak odbiliśmy mojego bratanka to nie mogliśmy zostawić pozostałych dzieci na pastwę losu - wyjaśniła sytuację. Rudowłosa wzięła głęboki wdech, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
-I co chcesz z nimi zrobić?- spytała.
- Pomyślę o tym jak się prześpię - westchnęła paladynka. - Ruszyliśmy bez przystanku, zaraz po walce, więc wszyscy jesteśmy wymęczeni - wytłumaczyła się.
-Dobrze. Zatem odpocznijcie. Rankiem pomówimy- zgodziła się i wyszła z pokoju.
- Chodź Albrechcie, zdejmijmy z siebie zbroje - zaproponowała Venora, spoglądając na kapłana. Swojego pancerza miała niemiłosiernie dość po dzisiejszym dniu. - Ja później wrócę tu, pomóc przy dzieciach - zapewniła Grittę, by nie myślała, że zostawi ją z tym samą. Panna Oakenfold wzięła jeszcze na ręce Netira i ruszyła do pokoju, gdzie zapewne spał jej drugi bratanek.

Ergon od razu podniósł głowę, kiedy tylko Venora otworzyła drzwi do “swojej” izby. Chłopak chwilę przyglądał się jej obliczu w bladym świetle lampy, lecz po chwili do niego dotarło iż to jego własna ciocia budzi go w środku nocy. Chłopak zerwał się z łóżka i przez sekundę zawahał kogo powinien najpierw objąć. Ergon złapał mocno młodszego brata, a drugą ręką objął Venorę za udo.
- Widzisz, dotrzymałam obietnicy. Razem wrócimy do domu - powiedziała z rozczuleniem paladynka i przyklęknęła by móc objąć obu chłopców. - Idźcie spać, ja muszę się jeszcze zająć się kilkoma sprawami. Ale jak tylko to zrobię to do was wrócę - to mówiąc puściła ich i wyprostowała się. Spojrzała na Albrechta i wyszła z izby zostawiając bratanków samych. - Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że rozbiorę się z tego u ciebie - zapytała klepiąc się po napierśniku. - Inaczej oni nigdy nie pójdą spać, zasypując mnie pytaniami.
Albrecht uśmiechnął się przyjacielsko -Oczywiście, że nie mam nic przeciwko- odparł -No i co ci mówiłem?- spytał już poważnym tonem, rozplątując wiązania naramienników towarzyszki.
- Że jak się będę tak prowadzić to za dziesięć lat nie będę mogła rękami ruszać… - westchnęła i zrobiła przepraszającą minę.

-He he…- zaśmiał się cicho -Ja nie o tym. Mówiłem, że odbijemy twoich bratanków, przed wyruszeniem z Suzail wyjaśnił.
- Ah to, no tak... - uśmiechnęła się promiennie. - Cieszę się, że wierzyłeś w powodzenie. Ja nawet nie sądziłam... Naprawdę nie myślałam, że to się tak bardzo nam uda - powiedziała szczerze. - I... - zawahała się. Ale w końcu się przemogła. - Ze wszystkich towarzyszy jakich do tej pory miałam to z tobą najlepiej mi się podróżuje - wyznała mu i chyba nawet lekko się przy tym zarumieniła. Albrecht uśmiechnął się pod nosem, odkładając kolejny element zbroi. Znał ten rytuał już na pamięć i na prawdę szło im to bardzo sprawnie -Chcesz wyruszyć z tym smoczydłem?- spytał chcąc się upewnić.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 10-07-2017, 23:26   #224
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Przede wszystkim chcę się dowiedzieć tego, co ma mi do przekazania - odpowiedziała nieco wymijająco. - No i może on będzie wiedział gdzie jest Wzgórze Berethina - dodała cicho, w zamyśleniu.
-I tak po prostu mu zaufasz i za nim pójdziesz?- spytał by mieć pewność.
Venora spojrzała na niego i przyglądała mu się przez chwilę w milczeniu.
- Chciałabym… - szukała odpowiednich słów na określenie tego co miała w głowie. - Chciałabym się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Czuję jakby wkoło mnie działo się coś czego nie pojmuję... A ty co byś zrobił na moim miejscu? - zapytała go na koniec. Helmita wzruszył ramionami i spojrzał w okno -Pewnie bym posłuchał serca…- odparł zrezygnowanym tonem.
- Gdybym się kierowała rozsądkiem to by mnie tu nie było - uśmiechnęła się lekko i mrugnęła do Albrechta. - Nie mam pojęcia czego się spodziewać po tym smoczydle, ale ufam, że mój mentor nie wysłałby mi do pomocy kogoś kto chciałby mojej krzywdy - sama zaśmiała się ze swoich słów. - W czymkolwiek niby miałby mi pomóc - zasmuciła się zaraz. - W najlepszym razie okaże się po prostu, że szaleństwo sir Morimonda przeszło na mnie po jego śmierci - westchnęła ciężko.

Kapłan zadumał się na chwilę. Zdjęcie nagolenników zostawił już Venorze. Rycerka doskonale radziła sobie z zdejmowaniem własnej zbroi, więc poszło jej to błyskawicznie. Albrecht odwrócił się do niej plecami czekając, aż teraz zajmą się jego zbroją
-A co jeśli będzie chciał wywieźć cię do Thay, albo jeszcze dalej?- dopytywał -Pojedziesz za nim, tam gdzie cię skieruje?-
- Do Thay i dalej? - powtórzyła po nim zaskoczona Venora, która już sięgała ku barkom mężczyzny, gdy jego kolejne pytania zupełnie ją rozproszyły, ale też i dały jej samej do myślenia. Oparła ręce na napierśniku Albrechta i po chwili dopiero zorientowała się, że powinna rozmyślanie o tym odłożyć przynajmniej do czasu, aż kapłan pozbędzie się ciążącego mu pancerza. Wartko więc zaczęła rozsupływać rzemienie.
- Nie wiem... To na pewno nie byłoby mądre… - mruknęła przerywając krępującą ciszę. - Już powinno puścić - dodała gdy uporała się z ostatnim wiązaniem i pomogła mu zdjąć najcięższy element zbroi z jego barkó. - Ale może to nie będzie tak daleko? - wróciła zaraz do tematu ich rozmowy. Wyraźnie widać było po niej zagubienie, że sama nie miała pojęcia co począć ze sobą.

-Wszyscy mówią, że jesteś częścią czegoś wielkiego, jakiegoś ważnego planu, którego nawet nie rozumiemy…- pokręcił głową -Przykro mi, że to wszystko spadło na ciebie - rzekł chłodno ewidentnie się smucąc -Wiem, że nie zawsze będę przy Tobie… - zamilknął i zaczął sobie odwiązywać naramiennik.
- Wszyscy? - Venora uniosła brew nieco zaskoczona jego odpowiedzią.
-August, Morimond… Kilku rycerzy w świątyni też wspominało twoje imię - odpowiedział.
Venora spuściła głowę, nie wiedząc co o tym myśleć.
- Dodaj do tego moje niedawne wskrzeszenie to już chyba można za całkiem pewne uznać jaki mi los jest pisany - mruknęła i uśmiechnęła się blado. - Ah i diabeł zwyzywał mnie od niebiańskich bękartów, więc można moje próby planokrwistości sobie darować - dodała z lekkim sarkazmem.
-Chciałabyś, by było inaczej?- spytał zupełnie szczerze. -Żeby to dotyczyło kogoś innego?-
- Ja... - panna Oakenfold przyglądała się Albrechtowi, zastanawiając nad jego pytaniem. Na szybko przemyślała swoje ostatnie przygody. - To co uwielbiam najbardziej w tym co robię to patrzenie na radość ludzi, którym uda mi się pomóc. Jak w Grumghish, gdy wieśniacy urządzili na naszą cześć. Ta ich radość, która wstąpiła na ich twarze w miejsce strachu, jaki czuli wcześniej. Tak. Gdybym mogła wybierać to i tak bym się zdecydowała na ten los - odparła odzyskując na pewności siebie.
-Czyli nie ma sposobu, byś kiedyś porzuciła los podróżnika i bojownika o słuszną sprawę, na rzecz normalnego życia. Rodziny, domu, gromadki dzieci…- uniósł brew.

Zaskoczył ją po raz kolejny. Brzmiał nieco jak jej brat. Przewróciła oczami, ale nie zdecydowała się zbyć tego tematu.
- Wielu rycerzy ma własne rodziny i wcale nie rezygnują ze swej paladyńskiej ścieżki… - stwierdziła nie chcąc mówić wprost. - Ale kto o zdrowych zmysłach chciałby mnie za żonę? - odparła mu pytaniem na pytanie i wzruszyła ramionami. Albrecht spojrzał na podłogę i uśmiechnął się pod nosem -Idź spać. Jutro odpoczniemy, a potem czeka nas powrót do Cormyru - rzekł.
- Tak, nareszcie do domu - myśl o powrocie w rodzinne strony wyraźnie Venorę cieszyła. - Zapytam Okhe jutro… znaczy dziś, gdy się wypoczniemy, czy dużym problemem dla niej będzie, gdyby zabiła statkiem do portu w Marsember. Bo chciałabym osobiście odprowadzić bratanków do rodziny, a obawiam się, że straże w Suzail zaaresztują mnie jak tylko postawię stopę w mieście - dodała na koniec dla wyjaśnienia powodu zmiany miejsca .
-Tak zrób. Więc do zobaczenia rankiem - usiadł na łóżku, zdjął żelazne buty i położył się na swoim łóżku.
- Śpij dobrze - odparła mu Venora z troską w głosie i wyszła z jego izby. Zostawiła u niego swój pancerz by nie taszczyć go ciągle w tą i spowrotem. Czując błogą wolność, gdy nie miała już na sobie topornej zbroi, ostrożnie zakradła się do drugiej sypialni. Chłopcy zdążyli zasnąć, przytuleni do siebie. Panna Oakenfold rozczuliła się na ten widok, że aż łzy jej napłynęły do oczu. Przetarła dłonią tą, która spłynęła jej po policzku. Teraz jak wyjątkowo przydawało jej się to, że potrafiła widzieć w ciemności, bo nie musiała zapalać świec by móc się przebrać do snu.

Stojąc już nad łóżkiem i szukając dla siebie w nim miejsca, Venora nagle wróciła myślami do tego o czym rozmawiała z kapłanem. Chyba pierwszy raz zdobyła się na wyznanie tego komukolwiek i paladynka nie była w stanie wyjaśnić tego czemu tak łatwo się otwierała przed Albrechtem. I jak zawsze powiedziała mu całą prawdę.

Venora uwielbiała dzieci i wcale nie skreślała tego by kiedyś w przyszłości mieć swoje własne. Pomimo obranej przez siebie... a raczej narzuconej jej przez los drogi, Venora wcale nie zamierzała z tego przywileju rezygnować, choć zdawała sobie sprawę jak wielkie problemy będzie to jej robić. Panna Oakenfold była bardzo ambitną osobą, która jak sobie coś postanowiła to dążyła do celu nie zważając na sceptyczne spojrzenie tych, którzy byli w jej otoczeniu. Ale chcieć nie oznaczało od razu móc. I właśnie tu zaczynały się schody, bo znalezienie mężczyzny, który zaakceptuje ją taką jaka jest graniczyło z cudem...

Rycerka pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć, że akurat teraz naszło ją na rozmyślanie właśnie o tym.
~ Zdecydowanie jestem przemęczona ~ skomentowała to sobie w myślach i ostrożnie przesunęła Ergona na posłaniu. Na szczęście łóżko było szerokie, więc nie było problemu by zmieściła się w nim z dwójką małych dzieci.

Już miała się położyć, gdy przypomniała sobie o tym co było ważne, a tak często zdarzało jej się zapominać. Wróciła na środek izby i przyklęknęła składając dłonie do modlitwy. Odmówiła jedną krótką, w której dziękowała Helmowi za to, że nie pozwolił by krzywda stała się jej bratankom, prosiła by miał w opiece jej braci oraz by Albrechta nie nawiedzały koszmary. Dopiero gdy skończyła, wróciła do łóżka i ułożyła się w pościeli. Wystarczyło by położyła głowę na poduszce i od razu zasnęła.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 11-07-2017, 16:30   #225
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
18 dzień Przypływu lata 1372 roku rachuby Dolin. Posiadłość Okhe

- Ciociu wstawaj! - wpierw usłyszała dwa głosy, a zaraz poczuła szarpanie za ramię. Venora otworzyła oczy i ujrzała swoich bratanków. Byli przebrani, a Netir nawet doprowadzony do porządku i obaj promienieli radością jakby dopiero co zrobili sobie przerwę w zabawie. Panna Oakenfold uśmiechnęła się do nich ciepło i przeciągnęła w łóżku.
- Już wstaję - powiedziała ziewając i usiadła. - Śniadanie już pewnie czeka, co? - zapytała chłopców i rozejrzała się po izbie. Było jasno, ale paladynka poza stwierdzeniem, że jest dzień to nie nie potrafiła określić jego dokładnej pory.
- Już obiad będzie - odezwał się Netir, który z dwójki braci był zawsze bardziej rezolutny. Venorę zaskoczyło to i zarazem sprawiło, że z większą werwą zaczęła się zbierać w sobie by wstać.
- A co tak późno mnie budzicie? - zapytała zrzucając z siebie kołdrę i wstając.
- My chcieliśmy. Bo byś się z nami bawiła, ale dorośli zabronili. Mówili, żebyś spała - odparł jej Ergon, a młodszy pokiwał na to głową.
- Pobawisz się z nami po obiedzie, prawda? - dociekał Netir.
- Oczywiście - odparła bez zawahania uśmiechając się do nich. - A teraz idźcie, muszę się ubrać - ponagliła ich. Została w końcu sama i zaczęła zbierać swój strój.

Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego jak bardzo potrzebowała tego odpoczynku. Chyba po raz pierwszy odkąd wyruszyła na tą wyprawę, tak dobrze się spała. I nic w tym przecież dziwnego, bo nareszcie, mając bratanków blisko siebie, mogła przestać zamartwiać się o ich życie. Nawet koszmary jej przestały ją zadręczać. Była tak bardzo szczęśliwa, że chyba i wyrzucenie jej z zakonu nie byłoby w stanie pozbawić ją tego samozadowolenia, które czuła od czasu pokonania kultystów. Paladynka skończyła sznurować buty, wyciągnęła spod koszuli swój medalion z symbolem Helma, tak by był widoczny i dopiero wtedy była gotowa wyjść z izby. Przyjemny zapach przygotowanych potraw niósł się po korytarzu. Venora czuła jak ssie ją w żołądku z głodu, więc przyspieszyła kroku. Przybyła do jadalni chyba jako ostatnia i zajęła miejsce jakie zostało dla niej między Harfiarką i kapłanem. Od razu paladynka przeprosiła Grittę za to, że nie pomogła jej przy dzieciach tak jak obiecywała. Zupełnie jej to wyleciało z głowy. Elfka na szczęście machnęła tylko ręką, nie żywiąc z tego powodu urazy. Jadła było sporo, lecz tym razem biesiadujących dużo więcej. Dzieci z roześmianymi buziami zajadały się, mogąc w końcu napełnić żołądki czymś więcej niż tylko suchy chleb i woda. Jej bratankowie, szczególnie Netir, świetnie czuli się w ich towarzystwie. Nic dziwnego, w końcu byli to jego niedawni towarzysze niedoli, a takie warunki potrafiły zbliżyć. Dwaj młodzi Oakenfoldowie nie posiadali się z dumy, że to właśnie ich ciocia była tą osobą która ich uratowała razem ze swoimi przyjaciółmi.

Ale nie tylko dzieci miały doskonały humor. Gritta nawet na chwilę nie przestawała się uśmiechać. Dobry nastrój za to nie udzielał się smoczydle. Po tym typie w ogóle ciężko było określić co w danej chwili myśli, bo jak już nieraz w trakcie tej krótkiej znajomości, zdawał się być nieobecny duchem. Venora nawet zaczynała mieć poważne obawy czy będzie w stanie jakkolwiek się z nim dogadać.
Odgoniła jednak te myśli, bo na tą chwilę najważniejsze było napełnienie żołądka, dlatego też paladynka sięgnęła po to co jeszcze zostało na stole i skupiła się na jedzeniu.
Po skończonym posiłku Venora udała się prosto na rozmowę z kapłanką Kossutha, po drodze zapewniając bratanków, że po tym zajmie się nimi. Paladynka była w doskonałym humorze i już nie mogła doczekać się kolejnego dnia, niezależnie od tego co teraz uda jej się ustalić z Okhe.
Rudowłosa siedziała na wiklinowym krześle w ogrodzie, za domem, skąd nie było widać powiewających trupów, a piękne wzgórza i niewielki wodospad. Okhe wpatrywała się w niebo z lekko przymrużonymi od słońca oczami. Gdy Venora zbliżyła się nieco, pani tych włości spojrzała na nią kątem oka.
-Wyruszamy jutro przed południem z portu. Moi ludzie przygotują załadunek, więc nie musimy wstawać wczesnym rankiem- wyjaśniła nie czekając na pytania rycerki.

- Bardzo dobrze, bo zebranie się tam z dziećmi będzie nie lada wyprawą - ucieszyła się Venora. - Do którego portu płynie twój statek? Jest szansa by był on w Marsember? - zapytała wprost.
-Tam właśnie płyniemy. Już myślałam, że będziesz prosić by dobić do Suzail- zaśmiała się rudowłosa.
Panna Oakenfold odetchnęła z ulgą, że wcale nie musi przekonywać Okhe do swojego pomysłu.
- To wspaniałe wieści - ucieszyła się. - Mam nadzieję, że nie narobiłam tobie problemów sprowadzając tu te sieroty i mojego nowego towarzysza.
-Wiele wam zawdzięczam…- wzruszyła ramionami rudowłosa -Dzięki waszej pomocy górski szlak handlowy będzie bezpieczny, a odzyskanie własności gigantów było nie lada wyczynem…- przekonywała rozmówczynię Okhe -Myślę, że wzajemnie pomogłyśmy sobie w podobnym stopniu. A niczego bardziej od uczciwych układów sobie nie cenię- dodała.
- To prawda. To była sprawiedliwa wymiana - uśmiechnęła się Venora. - [Mi bez twojej pomocy byłoby w tej krainie naprawdę ciężko. No i przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że walka z kultystami będzie jak wieczorny spacerek w porównaniu z odzyskaniem kryształu gigantów - wyznała z rozbawieniem.

-Nawet tak fundamentalna siła jak zło dzieli się na różne rodzaje. To w Podmroku, reprezentowało dno otchłani mrocznych sił. Banenici to ludzie, krasnoludy i elfy. Nic więcej. Czart, zawsze będzie przewyższał śmiertelnika siłą, sprytem. Diabły i demony nie obrali sobie złej drogi, oni się zrodzili ze zła…- wycedziła mocno filozoficznie Okhe.
- W twoich ustach brzmi to tak, że aż chce się współczuć czartom - odparła paladynka. - Apropo nich. Czy osoba opętana przez demona musi obawiać się jakiś późniejszych efektów ubocznych? - zapytała.
-Nie znam się zbyt dobrze na opętaniach. Wiem natomiast, że jest to w jakimś stopniu zależne od siły demona oraz tego jak długo trwało opętanie- odparła rzeczowo Okhe.
- Martwiłoby mnie to bardziej gdyby nie fakt, że demon został zabity na śmierć - stwierdziła paladynka w zamyśleniu. - To chyba wszystko co chciałam z tobą omówić. A czy ty masz do mnie jakieś pytania?
-Nie. Bądźcie gotowi z rana- zakończyła rozmowę, odwracając wzrok w stronę horyzontu.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 12-07-2017, 14:43   #226
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Venora zapewniła kapłankę, że wyruszą bez zwłoki i zostawiła ją samą nie chcąc niepotrzebnie zajmować jej swoją osobą. Dnia zostało całkiem sporo, więc paladynka uznała, że najlepiej będzie spędzić go na zewnątrz, w zadbanym ogrodzie posiadłości Okhe.
Dzień minął śmiałkom w dość sielskiej atmosferze. Ergon i Netir biegali z resztą dzieci, których imion Venora nawet nie mogła spamiętać. Raz po raz do zabawy dołączała Gritta, kilka razy też i Albrecht integrował się z dziećmi, pokazując im swoją tarczę, oraz jak trzymać broń. Venora odpoczywała i zbierała myśli. Udało jej się odbić bratanków i teraz zostało jej tylko odprowadzić bezpiecznie chłopców do rodziców. Rycerka zdała sobie sprawę, z tego że każda, kolejna misja czy wyprawa czegoś ją uczy. Z wszystkich starć wyciągała jakąś lekcję i choć była młodą dziewczyną, zbierała masę nowych doświadczeń. Wieczorem po kolacji, wszyscy (z wyjątkiem smoczydła, które zostało w ogrodzie) zasiedli w salonie przy kominku a Albrecht opowiadał o bohaterskich czynach Rycerzy Purpurowego Smoka.
Kiedy w końcu przyszła pora do spania, Venora pożegnała wszystkich domowników i gości Okhe, zabrała bratanków i udała się do izby. Łóżko było zdecydowanie za ciasne dla niej i chłopców, ale nikt z tej trójki nie narzekał.

19 dzień Przypływu lata 1372 roku rachuby Dolin. Posiadłość Okhe

Venora zbudziła się wypoczęta i zadowolona. Od kilku nocy, nie prześladowały ją koszmary i bez wątpienia wpływało to na nią pozytywnie. Pogoda za oknem nie zachęcała do opuszczania łóżka, lecz czekała ich długa droga do Cormyru i nic nie było w stanie ich zatrzymać, nawet czarne chmury na niebie. Rycerka zbudziła bratanków i wspólnie udali się do jadalni. Malvoin jak zwykle stał niczym posąg, w swej ciężkiej zbroi, w kącie izby, wodząc dociekliwym spojrzeniem po licznej grupie gości. Kiedy dołączyła do nich Okhe, wszyscy zjedli śniadanie i zaczęli szykować się do wymarszu, do Ilipur. Venora udała się do pokoju zajmowanego przez Albrechta, by wspólnymi siłami sprawnie i szybko założyć swoje pancerze. Niedługo później kompani byli gotowi do drogi. Kiedy wyszli na zewnątrz Balthazaar stał już obok powozu nie dając na siebie czekać. Smoczydło przyglądało się rycerce zdrowym okiem uważnie, lecz nieustannie milczało nie dając się rozgryźć nikomu.
-Jesteście gotowi?- spytał Malvoin pojawiając się na ganku, tuż za nim wyszedł Ricko, a na końcu Okhe -No to ruszajmy!- krzyknął młody chłopak uśmiechając się szeroko.


Rozdział VI: Szalony starzec

Zdobyte doświadczenie: 7500 PD


Kiedy wszyscy dosiedli koni, a dzieci i Balthazaar usiedli na wozie cała grupa ruszyła w kierunku portowego miasteczka. Kapryśna pogoda nie ulegała zmianie i porywisty wiatr, regularnie szarpał ich włosami a nawet i pelerynami. Deszcz również kilka razy dał im się we znaki. Tuż przed południem grupa dotarła na niewielką polanę, pośród lasu, zaledwie milę od Ilipur.
-Co do cholery?...- mruknął Ricko wstając z kozła powozu. Na polanie majaczyło kilkanaście sylwetek w ciemnych szatach.
-Kultyści...- mruknął Albrecht zatrzymując powóz wiozący dzieci. Ricko wartko zeskoczył z siedziska i ostrożnie ruszył w kierunku postaci.
-Ricko!- warknęła Okhe, lecz chłopak najwyraźniej po ostatnich dokonaniach czuł się dość pewnie.
-Kim jesteście i dlaczego zakłócacie nasz spokój?!- krzyknął stąpając powoli i ostrożnie w kierunku nieznajomych.
-Przygotujcie się. Mam złe przeczucia...- warknął Malvoin łapiąc za swój topór.


- Zapewne chcą się zemścić - odezwała się Venora uważnie przyglądając się nieproszonemu towarzystwu. - Tak walka będzie nieunikniona. Musimy chronić wozu - powiedziała do towarzyszy. - Albrechcie bądź w gotowości. Na razie zostańcie tu - dodała i pogoniła Młota. Paladynka na wielkim bojowym rumaku podjechała do przodu, stając na równi z Rickiem. - Czego tu chcecie? - rzuciła głośno i ostrym tonem paladynka, a zarazem zaczęła badać aurę istot stojących przed nią i młodym wojownikiem.
-Waszej śmierci!- odparł jeden z osobników, odsłaniając z pod kaptura twarz. Venora widziała go na oczy pierwszy raz, lecz ich aura była wyraźnie wyczuwalna z daleka i rycerka już wcześniej podejrzewała, że to spotkanie skończy się rozlewem krwi. Tajemniczy kapturnicy odsłonili twarze jeden po drugim, odsłaniając również płaszcze na bok, by łatwiej było dobyć broni przy pasie.
-Ta ruda kurwa zadarła z niewłaściwymi ludźmi. Ty z resztą też. Ją powiesimy na drzewie obok trupów na jej posesji, a ciebie rzucimy psom na pożarcie…- obiecał sięgając po półtoraręczny miecz.

Jego kompani jak na znak zrobili to samo. Venora widziała, że ich wyposażenie nie jest złupione gdzieś na trakcie, lecz jest znacznie lepszej jakości niż to które zdobyli w starym młynie. Ci ludzie byli wysłannikami Pomocnej Dłoni, nie byle młokosami, którym wydawało się, że potrafią walczyć.
- Podziękujcie tchórzliwej Agnes, że ściągnęła mnie na wasz kark! - warknęła paladynka i zeskoczyła z konia, który natychmiast ruszył z powrotem do wozu. Venora dobyła Pożogi, której ostrze zapłonęło, dając wyraźny sygnał reszcie towarzyszy paladynki, żeby brali swą broń w dłonie. - Ricko, walcz blisko mnie! - nakazała chłopakowi, by nie dać się okrążyć przeciwnikom. Kolejne co musiała zrobić to uwolnić zaklęcie z tarczy.
Mężczyzna nieco zdziwiony odwrócił się do jednego z kompanów, po czym uśmiechnął się pod nosem -Widzę, że nasza młoda Agnes zdążyła już sobie narobić wrogów…- zaśmiał się -Pewnie jej duma mocno ucierpi, kiedy to polująca na nią paladynka zginie z naszych, nie jej rąk…-
-Stradiusie…- odezwał się nagle jeden z milczących do tej pory mężczyzn -To nasz narybek…- wskazał palcem na wóz z dziećmi. Sługa Pomocnej Dłoni znów się uśmiechnął pod nosem -Wiesz co boli bardziej od porażki? Ostatecznie utracona nadzieja. Gotujcie się do walki- warknął i zrzucił z pleców pelerynę. Podobnie poczynili jego towarzysze.
- Nie pozwolę wam ich tknąć! - warknęła Venora.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 12-07-2017, 17:00   #227
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Venora ujrzała twarze najgorszych zakapiorów, jakich można było sobie wyobrazić. Liczne blizny i całkiem dobry sprzęt świadczyły o tym, że gildia wzięła ich sobie na poważnie i przysłała bardziej wymagających przeciwników niż słudzy Czarnej kapłanki. Rycerka usłyszała za plecami dźwięk wyślizgującego się z pochwy miecza. Kątem oka dostrzegła Balthazaara, który trzymał jednorącz miecz, którym ona sama ledwie dałaby radę oburącz walczyć. Smoczydło powiodło zdrowym okiem od rękojeści aż po sam błyszczący czubek ostrza.
Harmider zbroi zagrzmiał, kiedy Malvoin zeskoczył z powozu. Krasnolud potrząsnął swoim toporem mrucząc pod nosem jak wygłodniały lew. Okhe nie schodziła z grzbietu konia, lecz była w pełni skupiona i gotowa do użycia swych najpotężniejszych zaklęć.
Albrecht wywijał lekko młyńce swoim buzdyganem rozgrzewając się do walki.
-Najpierw wesprę nas modlitwą, a później przyzwę niebiańskiego towarzysza… - oznajmił.
-Nie dajcie się obejść. To podstępne skurwysyny, nie zawahają się by wbić wam nóż w między żebra z flanki, czy poderżnąć gardzie od tyłu- przestrzegł ich Malvoin.
Gritta natomiast stała najbliżej wozu z dziećmi, naciągając prędko linkę kuszy. Elfka wyprostowała się odłożyła broń pod nogę i zaczęła intonować pieśń o zabójcy smoków, który bohaterstwem inspirował, a odwagą przerażał wrogów.

Paladynka do serca wzięła sobie uwagi krasnoluda i nie zamierzała wyrywać się samotnie przeciw zbójom. W planach miała dopaść w pierwszej kolejności do Stradiusa, bo wydawał się on być hersztem tej bandy. Więc dopiero gdy smoczydło zrównało się z nią, Venora skupiła się i zaciskając mocniej dłoń na rękojeści miecza, natchnęła jego ostrze boską mocą. Spojrzała na Balthazaara i skinieniem głowy wskazała mu cel.
Czarni oprawcy ruszyli w miarę zwartym szyku w stronę Venory i jej kompanów, a ci nie mieli zamiaru czekać i również wyszli im naprzeciw.
Za ich plecami zagrzmiał głos Okhe. Kobieta z końskiego grzbietu wykonała szereg szybkich i skomplikowanych gestów dłońmi, wykrzykując przy tym frazy inkantacji. Nagle na ziemi, pomiędzy ludźmi Pomocnej Dłoni, a grupą Venory pojawił się błyszczący symbol, który w sekundę zaczął uwalniać zielonkawą mgłę. Oprychy najwyraźniej nic sobie z zaklęcia nie zrobiły, gdyż większość nawet nie zwróciła na nią uwagi, czego szybko pożałowali, kiedy ich buty i nagolenniki nagle zaczęły skwierczeć i korodować.
Albrecht uniósł ręce do nieba prosząc Helma o wsparcie dla siebie i swych kamratów. Bóg Strażników w swej łasce zesłał na nich błogosławieństwo odwagi i skuteczności w boju.

Pierwszy natarł Stradius, a za cel obrał sobie nikogo innego jak Venorę. Rycerka już po krótkiej chwili poczuła na własnej skórze, różnicę między szkoleniem ludzi Pomocnej Dłoni, a kultystami. Miecz oprycha uderzył ją w naramiennik i choć nie uszkodził stalowej płytki pancerza, to jednak silnie pogruchotał ramię Venory. Mężczyzna pochylił się lekko i natarł od drugiej strony, lecz tym razem rycerka spokojnie sparowała jego cios.
Odtrącając miecz przeciwnika swoją tarczą, paladynka z zacięciem wymalowanym na jej twarzy, zamachnęła się Pożogą prosto w odsłonięty bok oprycha. W ten cios włożyła całe zaangażowanie w to by nie pozwolić im dotrzeć do dzieci, do jej bratanków. A motywację miała tak wielką, że chyba sama Tymora musiała z uznaniem się temu przyglądać. Ostrze miecza Venory rozcięło jej przeciwnikowi pół boku, lecz na tym rycerka nie poprzestała. Sprawnym ruchem ręki zmieniła kierunek cięcia i klinga z sykiem rozorała hersztowi brzuch. Krew obficie zaczęła lać się z ran przeciwnika panny Oakenfold.
Oprych wyszczerzył swoje zęby z bólu, lecz jak widać był równie mocno zmotywowany, co Venora. Człek pobladł w momencie, lecz nie poprzestał atakować i o dziwo udało mu się dwukrotnie oszukać przeciwniczkę trafiając ją dwa razy potężnie - w udo oraz w bok.

Panna Oakenfold skrzywiła się na twarzy. Teraz pragnęła jak najszybciej zakończyć walkę dlatego też biorąc kolejny zamach Pożogą tchnęła w cios energię karcącą zło. Ostrze zajaśniało gdy prowadząca je ręka, wymijając obronę oprycha skierowała je wprost na jego nieosłonięte ciało. Trafiła go w szyję, rozrywając ją na wysokości grdyki, aż dało się usłyszeć chrobot gdy stal uderzyła o kości kręgosłupa. Herszt padł bez sił bulgocząc krwią i drgając.
- Trzeba było odpuścić! Teraz to miejsce będzie waszym grobem! - krzyknęła paladynka stojąc nad truchłem herszta i rozglądając się po polu walki.
Od paru dobrych chwil Okhe inkantowała jakieś trudne i żmudne w stworzeniu zaklęcie. Jej ciało zalśniło ognistą poświatą, która spłynęła z kobiety i stanęła tuż obok. Twór zaczął wypełniać puste wnętrze żywym ogniem, a jego rozmiary w jednej chwili urosły do kilku metrów. Twór przybrał postać humanoidalnej formy ognia.


Balthazaar radził sobie całkiem sprawnie, lecz drobny rozcięcia pomiędzy łuskami świadczyły o wysokim poziomie jego przeciwnika. Smoczydło wyprowadziło potężny cios znad głowy i choć wojownik zdołał sparować atak swoim mieczem, uderzenie było tak silne, że wytrąciło jego broń z obolałej ręki. Mężczyzna skulił się lekko z bólu i wtedy smoczydło zbliżyło się jednym krokiem do przeciwnika łapiąc go szponiastą łapą za szyję. Venora przypomniała sobie swoją potyczkę z Żelaznym, który walczył w bardzo podobny sposób. Balthazaar zacisnął szpony na szyi oprycha i zbliżył go do swojej paszczy unosząc z łatwością kilka centymetrów nad ziemię. Paladynką aż wzdrygnęło na ten widok. Smoczydło otworzyło paszczę, ukazując szereg potwornych zębów i nagle z jego gardzieli wystrzelił z łoskotem piorun. Błyskawica spopieliła doszczętnie twarz mężczyzny. Wielkolud puścił łotra a ten padł w drgawkach na ziemię.

Kątem oka Venora widziała jak Malvoin potężnym ciosem zmiażdżył kolano oponenta powalając go na ziemię w strasznych mękach.
Ricko radził sobie trochę gorzej. Młodzieniec miał na piersi sporą, krwawiącą ranę. Gritta również nie próżnowała, lecz jej strzały do tej pory były niecelne mimo szczerych chęci.
Venora nie chcąc tracić czasu zaatakowała kolejnego oponenta, który stał jej na drodze do Ricka, do którego chciała się zbliżyć by wesprzeć go leczeniem. Paladynka planowała nie oddalać się od chronionego przez nich wozu z dziećmi. Pożoga świsnęła w powietrzu, znacząc na ziemi krwawy ślad, z juhy nowego przeciwnika. Mężczyzna omal nie zemdlał z bólu, patrząc na Venorę przerażonym wzrokiem. Kobieta już miała dokończyć ataku, gdy ujrzała jak pozostali wysłannicy Pomocnej Dłoni skupiają wzrok na jednym celu, gdzieś na prawo od pola bitwy. Venora spojrzała tam i doznała lekkiego szoku gdy na jej oczach przywołany żywiołak podpala żywcem ognistym podmuchem jednego z oprychów, a drugiego wbija masywną pięścią w glebę, pozostawiając krater, jak po zderzeniu meteora.

Nagle tuż obok głowy Venory świsnął bełt, trafiając ledwie żywego oprycha w czoło, posyłając z impetem na ziemię.
-Helmie! Ulecz swego sługę, niech wraca w bój!- krzyczał Albrecht za plecami rycerki, a chwilę później poczuła dotyk zimnych rękawic kapłana na szyi i poczuła lekką ulgę w bólu.
Malvoin i Balthazaar nie próżnowali. Smoczydło wzięło potężny zamach mieczem nad głową oponenta. Najemnik uchylił się, unikając śmiertelnego ciosu, lecz wielkolud wykorzystał moment nieuwagi mężczyzny i poprawił wolną łapą, rozcinając paskudnie głębokie bruzdy na twarzy i szyi mężczyzny.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 13-07-2017, 15:03   #228
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
-Szczęście sprzyja lepszym!- krzyknął Malvoin, gdy jego topór wbił się aż po same stylisko w pierś jego przeciwnika. Mężczyzna padł na plecach a brodacz energicznym ruchem rąk wyszarpał topór z trupa.
- Dziękuję - rzuciła przez ramię Venora do Albrechta i pośpieszyła by wspomóc Ricka. Paladynka stanęła za plecami młodego wojownika i zaczęła recytować krótkie zaklęcie mające zesłać na niego leczącą łaskę Helma.
Boska moc spłynęła na młodego wojownika, gdy Venora dotknęła jego ramienia, przynosząc mu wielką ulgę, widoczną gołym okiem. Młodzik skinął jej głową w podziękowaniu. Venora odpowiedziała mu skinieniem głowy i nagle dostrzegła szarżującego w stronę odwróconego Ricka - mężczyznę. Rycerka odepchnęła młodzieńca chcąc dźgnąć agresora w brzuch, lecz ten zwinnym susem przeskoczył nad ostrzem rycerki i ciął ją boleśnie w udo. Wyraz jego twarzy przedstawiał szaleństwo i żądzę mordu.
-Uduszę cię moim kutasem suko!- warknął do Venory pokazując jej język.

- Nie dać im nawet chwili wytchnienia! - krzyknęła rycerka do swoich kompanów, patrząc prosto w oczy swego przeciwnika, nie zrażona jego obelgą. Zagryzła zęby, żeby przetrzymać ból w nodze by móc skupić się i natchnąć swoją broń boską energią. A gdy Pożoga zapłonęła jaśniejszymi językami ognia, paladynka wyprowadziła cios w bandytę.
Płomienie na ostrzu rozbłysły na nowo, za każdym celnym ciosem rycerki. Dwie straszliwe bruzdy na piersi oprycha tworzyły krwawą literę X. Mężczyzna upadł dławiąc się swoją krwią.
Malvoin siłował się z znacznie większym od siebie wojownikiem. Muskularny wielkolud atakował raz po raz nie odpuszczając ani na chwilę, dwukrotnie raniąc krasnoluda mimo jego twardej i solidnej zbroi.
Ricko też nie pozostawał bierny. Swoim dwuręcznym mieczem ugodził boleśnie w trzewia niskiego i szybkiego półelfa. Oprych złapał się za bok, lecz nie odpuszczał i o dziwo celnie ranił Ricka.

Na polu bitwy pojawił się w końcu Albrecht, który doskoczył do oponenta Balthazaara od boku i potężnym ciosem buzdygana pokiereszował jego odsłonięte żebra. Smoczydło wykorzystało brak koncentracji przeciwnika i dobiło go przecinając w pół potwornym cięciem. Venora kątem oka widziała jak przyzwany żywiołak pali żywcem kolejnego z mężczyzn, a Okhe z końskiego grzbietu cisnęła ognistą kulą, która eksplodując posłała w diabły dwóch kolejnych zbirów Pomocnej Dłoni.
Venora widząc jak Ricko zbiera kolejne razy, w końcu zrozumiała na czym polegała irytacja Albrechta, gdy ona pomimo jego leczenia, znów obrywała, niwelując starania kapłana. Wolna od od szaleńca którego dopiero co posłała w zaświaty, ruszyła na pomoc młodzikowi. Szarżą zaatakowała półelfa.
Druzgocący cios Pożogi omal nie powalił nowego przeciwnika Venory. Był tak silny, że zamroczył mężczyznę, co skrupulatnie wykorzystał Ricko dobijając go silnym ciosem w pierś. Wtedy panna Oakenfold czujnie rozejrzała się, by nie dać się zaskoczyć żadnemu nowemu przeciwnikowi.
W tym samym czasie Malvoin swoim toporem właśnie zwalił z nóg kolejnego zbira, stojącego na jego drodze. Ostatni padł uduszony na odległość przez Okhe, która uwięziła go w duszącej, kwasowej chmurze.

Paladynka przetarła ręką pot z czoła. Było ciężko, ale sama musiała przed sobą przyznać, że w wyniku ostatnich wydarzeń nabrała dużo wprawy i czuła się znacznie pewniej w walce z wymagającym przeciwnikiem.
- Koniec... - mruknęła pod nosem Venora spoglądając po swoich towarzyszach. Odetchnęła z ulgą widząc, że wszyscy są w miarę jednym kawałku. Dzieci na wozie były wystraszone i skulone, tuląc się jedno do drugiego, ale najważniejsze było to, że nic już im nie groziło. Paladynka opuściła swój miecz, lecz jeszcze nie zamierzała go chować. - Albrechcie, jeśli możesz, ulecz Malvoina i Balthazaara - poprosiła i ruszyła do wozu. Spojrzała na Harfiarkę i uśmiechnęła się do niej. - Zadziwiająco celność ci się zwiększa kiedy celujesz w coś tuż obok mojej głowy - zażartowała sobie, wspominając jak jeszcze w Cormyrze elfka w podobnych okolicznościach bardzo celnie trafiła kultystę, który przystawił rycerce nóż do szyi. - Gritto, przeszukaj proszę z Rickiem tych bandytów - dodała. Sama Venora oparła się o wóz, potrzebując chwili na złapanie oddechu.


-To byli Posłańcy Dłoni. Kojarzę kilka z tych twarzy…- odezwała się Okhe -Venoro… Ta przeklęta gildia właśnie stoi przed upadkiem. Gdyby teraz zaatakować nie mieliby szans na obronę… Pomyśl tylko, raz na zawsze pozbyć się kultu Bane’a z Ilipur…- zamyśliła się rudowłosa.

Paladynka spojrzała na Okhe i zamyśliła się nad tym co powiedziała. Kapłanka Kossutha doskonale wiedziała jak to przedstawić rycerce by ta poważnie zastanowiła się nad propozycją.
- Teraz? - w końcu odezwała się Venora. - [i]Gdzie konkretnie mielibyśmy szukać pozostałych? No i nie ruszymy od razu. Mamy tu dzieci, musielibyśmy je najpierw umieścić w bezpiecznym miejscu… Prawie każde z nas jest ranne - widać było po niej, że chętna była pójść na pomysł Okhe, lecz rozsądek brał mimo wszystko górę. W końcu Venora spojrzała na Albrechta by i on się wypowiedział. Jako Helmita najlepiej rozumiał w tej chwili paladynkę i jej chęci do wytępienia kultystów Bane’a.

-Mógłbym postawić w tym mieście kaplicę Helma i dać choć odrobinę nadziei na lepsze czasy dla poczciwych mieszkańców portu... - również brał taką opcję na poważnie.
Takiej deklaracji się po nim nie spodziewała. Zaniemówiła na chwilę. Z jakiegoś powodu, którego nie potrafiła określić, ten pomysł nie przypadł jej do gustu.
- Znaczy... Myślę, że postawienie kaplicy to dobry pomysł, ale bez wsparcia zakonu z Cormyru będzie to niezwykle ciężkie i niebezpieczne. Na pewno nie zostawiłabym cię tu samego - stwierdziła i nieco zmieszana wróciła spojrzeniem na Okhe. - Jesteśmy jakąś milę od miasta, jeśli się zawrócimy to twój statek odpłynie. Ale jeśli masz w Ilipur bezpieczne schronienie to zdążysz wstrzymać statek, jak i będziemy mogli pomóc w pozbyciu się Pomocnej Dłoni. Jeśli tylko odpoczniemy, bo porywanie się na taką bitwę z marszu nie jest dobrym pomysłem.
-Nie!- odrzekła chłodnym tonem Okhe -Przegrali dwie ważne bitwy. Tutaj padli ich najlepsi ludzie, a wy pokonaliście część ich pionków w młynie. Słabsi już nigdy nie będą… Jeśli damy im czas uciekną, albo przegrupują się i odzyskają siłę. Musimy uderzyć teraz, kiedy jeszcze nie wiedzą, w jakiej sytuacji się znajdują!

-Posiadam zwój, który pozwoli mi uleczyć wszystkich jednocześnie, w tej samej chwili…- rzucił Albrecht.
-Ja też mogłabym tu zostać i zadbać o podwaliny dla nowego agenta Harfy…- Gritta spuściła nieco wzrok -O ile zwyciężymy i przeżyjemy…- skomentowała.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 13-07-2017, 16:57   #229
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Więc na co czekamy?- spytał podekscytowany walką Malvoin.
-Nie ostygnij, bo już tam ruszamy- oznajmiła Okhe -Tak czy siak- kobieta spojrzała na wóz z dziećmi -Moi ludzie je bezpiecznie posadzą w okręcie. Który i tak nie ruszy bez mej ostatecznej zgody- dodała na koniec.
Zapewnienie, że dzieci będą bezpieczne było tym na co czekała Venora. Skinęła głową kapłance Kossutha.
- Dobrze, tak zrobimy - następnie skierowała wzrok na Grittę. - Zrobisz jak będziesz uważała za stosowne. Wiem, że sobie tu poradzisz i cieszę się, że mogłam ciebie poznać - uśmiechnęła się do niej przyjacielsko. Później spojrzała na Albrechta. - Nie, nie będziemy na własną rękę otwierać kaplicy - podkreśliła jeszcze raz. - Wrócimy do Suzail i zrobimy to jak należy. Nawet wściekły na mnie przeor nie będzie ślepy na to jakie korzyści przyniesie to zakonowi i Helmowi - stwierdziła tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Dobrze więc, czas przygotować się do kolejnego starcia - dodała i skinęła na kapłana by użył zwoju.

Albrecht odpowiedział skinieniem i sięgnął ręką do plecaka, przytroczonego do siodła na swoim rumaku. Mężczyzna wyjął ze środka tubę na zwoje i głośno odczytał jego treść, aż napisy na pergaminie nie zalśniły oślepiającym blaskiem i wyparowały sekundę później. Każdy z stojących w pobliżu towarzyszy poczuł ulgę i efekty zaklęcia.
Kapłan odłożył tubę do plecaka i pomógł z przeszukiwaniem pokonanych i załadowaniem zdobyczy na wóz.
-Zatrzymajcie sobie wszystko - odezwała się Okhe -Ja natomiast zajmę się towarami Pomocnej Dłoni. Przysięgam na Kossutha, że wszystko co zabronione zostanie zlikwidowane, a połowę zdobycznych towarów oddam na rzecz potrzebujących- była to hojna i zacna obietnica, która nieco zdziwiła Venorę -Mam dość złota i nie dlatego to robię- przyznała bez emocji.

Będąc w pełni zdrowia Venora nabrała dużego zapału do walki, która na nich czekała. Spojrzała na swoich bratanków, którzy spośród całej grupy dzieci, jako jedyni zdołali już opanować strach, zaczęli z zainteresowaniem przysłuchiwać się rozmowie dorosłych.
- Tak jak mówiła pani Okhe, pojedziecie na statek i tam będziecie na mnie czekać - odezwała się panna Oakenfold do Netira i Ergona, uśmiechając się ciepło. Spośród łupów Venora wzięła dla siebie flakon z niebieską miksturą oraz buzdygan zwany Zgubą Trupów, który uwiesiła u pasa u prawego boku, bo przy lewym miała już dwie pochwy z mieczami.
Na koniec zacmokała przywołując do siebie Młota i gdy ten przytruchtał do niej, dosiadła go. - Ruszajmy, nie ma czasu do stracenia.

~***~

Ilipur śmierdziało tak samo jak w ten dzień, gdy Venora postawiła swoją stopę tutaj pierwszy raz. Prości ludzie zajmowali się swoimi sprawami. Kupcy, handlarze, rzemieślnicy, złodziejaszki, przybłędy, pijacy, marynarze, zakazane twarze. Tak przedstawiał się widok zalanych błotem uliczek portowego miasteczka. Venora przez chwilę wyobraziła sobie jak by tu wyglądało, gdyby zapanowało prawo i porządek. Gdyby serce miasta zdobiła świątynia Helma, a sieroty i biedacy mogli liczyć na choćby najmniejsze wsparcie od kogoś zwyczajnie dobrego. Grupa otarła się o port, gdzie szybko zostawili dzieci i ruszyli w kierunku wzniesienia, na którym znajdowały się budynki Pomocnej Dłoni.
-Nakazałam odbić i odpłynąć na milę od brzegu. Dotrzemy do nich łodzią. Będzie im się łatwiej bronić niż przycumowanym w porcie- oznajmiła -Miejcie się na baczności. Mimo całej tej ich sytuacji, nadal są niebezpieczni…- przestrzegała Okhe.
-Dajcie mi jakieś łby do rozwalenia grrr…- wtrącił się Malvoin.
-Jeszcze mogę przyzwać niebiańskiego pomocnika. Tam na polanie obyło się bez tego. Tutaj może nie być wyjścia…- mruknął pod nosem Albrecht, skupiając wzrok na budynku, który był już coraz bliżej.
-Gdy nas zobaczą od razu zaatakują. Ci, którzy są tam wyłącznie dla złota prędzej uciekną niż narażą życie, ale za pewne wciąż w ich szeregach są fanatycy ich sprawy. Nie wahajcie się ich zabijać- Okhe spojrzała na Venorę.

- To złe istoty, których brak na tym świecie tylko wyjdzie na dobre - odparła jej paladynka zapewniając, że nie będzie popełniać głupot i litować się nad tymi którzy tylko czekają aż odkryje się swoje plecy. Sytuacja z kultystami w Cormyrze nauczyła ją by nie wierzyć naiwnie, że oni będą chcieli się zmienić. Spojrzała na Helmitę.
- Albrechcie wzywaj sługę Helma przy pierwszej sposobności, z Malvoinem, Rickiem i Balthazaarem damy ci na to potrzebny czas - poleciła.
Kapłan złożył dłonie do modlitwy i spoglądając w niebo modlił się o powodzenie ich misji.
-To brama do ich przybytku. Stoi tam tylko kilku strażników. Najgorsi będą w katakumbach pod miastem-
-Tu są katakumby?- zdziwiła się Gritta.
-Są i w większości ukrywają najgorsze ścierwo…- odparła Okhe. W końcu dotarli do dwumetrowej palisady, otaczającej cztery drewniane i jeden kamienny budynek od reszty Ilipur. Skromna straż przyglądała się bacznie grupce gości, lecz zapewne nie takie rzeczy i nie takich gości tutaj miewali. Z kamiennego budynku wyłonił się mężczyzna o czarnych włosach sięgających ramion, w płytowej zbroi. Mężczyzna uśmiechał się szeroko, lecz gdy ujrzał Okhe oraz towarzyszących jej Helmitów zdębiał.
-Alarm!- krzyknął na całe gardło zamykając się w budynku.


Strażnicy na palisadzie i przy bramie panicznie dobyli oręża i ruszyli w kierunku grupki, lecz nie stanowili oni żadnego wyzwania dla Malvoina, Balthazaara, ani nawet Ricko i po kilku chwilach plac gildii był oczyszczony.
Venora nawet nie miała okazji zamachnąć się mieczem.
- Dokąd teraz? - zapytała spoglądając na Okhe. - Balthazaarze jesteś w stanie wyważyć te drzwi? - wskazała tam gdzie uciekł ten, który podniósł alarm.
Smoczydło spojrzało na rycerkę i odwróciło wielki łeb w kierunku drzwi. Wielkolud buchnął parą z nozdrzy i pochylił się, by podnieść ciało zabitego strażnika. Balthazaar z łatwością dźwignął zwłoki i podszedł pod budynek, po czym energicznie zakręcił się wokół własnej osi i cisnął ciałem idealnie w drzwi wybijając je z zawiasów i futryn. Z wnętrza budynku buchnęły kłęby kurzu a ze środka wybiegło trzech uzbrojonych mężczyzn atakując jaszczuro-człeka.
Paladynka od razu ruszyła atakując jednego ze zbrojnych. Pożoga zalśniła natchniona boską mocą, gdy rycerka wyprowadziła zamaszystym ruchem cios w upatrzonego przeciwnika.
Zbir nie spodziewał się tak szybkiej i skutecznej interwencji, a atak Venory kompletnie go zaskoczył. Pożoga rozcięła jego skórzaną kurtkę chlapiąc krwią na twarz rycerki. Człek z bólu znieruchomiał kompletnie się odsłaniając, a Venora wykorzystała bez skrupułów tę chwilę i dobiła oponenta pchnięciem w trzewia.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 13-07-2017, 18:25   #230
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Balthazaar wziął potężny zamach i wbił swój dwuręczny miecz w ciało przeciwnika tak głęboko, że ostrze zatrzymało się dopiero na kręgosłupie. Osobnik osunął się martwy obok kamrata. Trzeci ranił smoczydło lekko w nogę, lecz wtem z pomocą przybył Albrecht powalając go silnym uderzeniem w udo. Nim kapłan zdążył się odezwać, smoczydło dobiło nieszczęśnika przebijając mu pierś.

Venora, z uśmiechem zadowolenia na twarzy, machnęła mieczem, otrzepując jego ostrze z krwi. Skinęła głową, ponaglając pozostałych by iść naprzód. Sama dała przykład i pierwsza skierowała swe kroki do wnętrza budynku.
Rycerka ujrzała czarnowłosego mężczyznę, który wyczekiwał jej przyjścia z buzdyganem w ręku. Mężczyzna wyczekał chwilę, gdy Venora stanie w progu i zaszarżował. Osobnik nie miał wiele szczęścia i omal nie przewrócił się od rozpędu. Jego buława uderzyła z łoskotem o ścianę, a Venora mogła swobodnie wyprowadzić kontratak.
- Wszyscy tu poczujecie na własnej skórze czym jest nieustępliwość i oddanie sług Helma! - warknęła z pasją w głosie paladynka. Doskoczyła do wroga i cięła go Pożogą przez pierś.
Dwa potężne cięcia mocno uszkodziły człeka, lecz o dziwo nie poddawał się i nie miał zamiaru tanio oddać skóry. Jego buława co prawda nie uszkodziła pancerza rycerki, lecz mimo wszystko poczuła ból i doskwierające pieczenie w boku.

Venora zdała sobie wtedy sprawę, że cały czas blokuje swoim towarzyszom wejście. Odsunęła się dwa kroki w bok i dopiero wtedy kontratakowała bandytę. Rycerka swoim manewrem umożliwiła wejście Balthazaarowi, lecz zdekoncentrowała się nieco i oba jej ataki zostały energicznie sparowane. Człek zakręcił młyńca nad głową i uderzył rycerkę z góry w bark. Panna Oakenfold straciła na krótką chwilę czucie w prawej ręce, ale z pomocą przyszło jej smoczydło. Jego dwuręczny, przypominający kształtem ostrza olbrzymią szablę sieknął potwornie człeka w ramię o mały włos nie odcinając mu całej ręki. Człek upuścił broń i padł na kolana a Balthazaar złapał go oburącz i ugryzł śmiertelnie w twarz, zmieniając jego głowę w krwawy ochłap. Jaszczuroczłek przegryzł wielgachnymi zębiskami kawałek kości, na co Venora aż się wzdrygnęła. Drugi raz tego poranku udowodnił niebywałą siłę.
-Jest tu ktoś jeszcze?- krzyknął z zewnątrz Albrecht. Budynek wyglądał na niewielki magazyn i “biuro” spisów i księgowania. Rycerka od razu zauważyła drewnianą klapę w podłodze.

- Tu chyba nikogo już nie ma - odparła kapłanowi. - Ale jest zejście do podpiwniczenia. Pamiętasz co ostatnio w takim znaleźliśmy? - dodała i skierowała swoje kroki we wspomniane miejsce. Przyklękła i chwyciła za metalową obręcz, by pociągnąć za nią i zobaczyć co też znajduje się pod podłogą.
Venora podniosła klapę i poczuła ucisk w piersi, gdy zrozumiała, że ktoś właśnie do niej wystrzelił z kuszy. Tymora jednak była na swoim miejscu, a bełt jedynie odrapał jej skórę i przedziurawił płytkę zbroi. Tajemniczy strzelec uciekł w głąb korytarza, a Venora poczuła na ramieniu dłoń.
-Przestaniesz się pchać w nieznane bez sprawdzenia czy to bezpieczne?- fuknęła do niej Gritta, która najwyraźniej w tej kwestii podzielała zdanie Albrechta co do lekkomyślności Venory momentami.

Rycerka od razu wyszarpnęła kłujący ją swym grotem bełt z napierśnika odrzucając go w kąt pomieszczenia. Zrobiło jej się gorąco gdy zdała sobie sprawę z własnej głupoty.
- Zupełnie się zapomniałam… - mruknęła Venora, odwracając spojrzenie ze wstydu. Wyprostowała się i spojrzała po reszcie kompanów. - Schodzimy tam, czy idziemy do innego budynku? - zapytała patrząc na Okhe.
-Magazyny, nie znajdziemy tam nikogo ważnego. Jeśli uciekną, to przynajmniej oszczędzą nam walki. To tutaj kryją się nasze cele…- odparła Rudowłosa.
- Dobrze więc - panna Oakenfold skinęła jej głową i wyciągnęła miksturę. - Malvoin i ja oraz Balthazaar pójdziemy przodem, Albrecht i Rico tyłem, a środkiem Okhe i Gritha - zasugerowała kolejność i odkorkowała buteleczkę by zaraz wypić jej zawartość. Gęsta ciecz nie była przyjemna w smaku, ale przyniosła znaczną ulgę w bólu.

Zgodnie z ustalonym szykiem kompani wskoczyli do środka (za wyjątkiem Malvoina, który musiał skorzystać z drabiny) i ujrzeli kilku metrowy korytarz prowadzący do zakrętu w prawo. Venora podeszła bliżej i wychyliła skrawek ostrza Pożogi by ujrzeć co kryje się za zakrętem. Kobieta nie dostrzegła żadnych potencjalnych przeciwników, więc gdy upewniła się, że już wszyscy za jej plecami czekają, ruszyła dziarskim krokiem. Po kolejnych trzech metrach znaleźli się w sporym, podziemnym magazynie, przepełnionym skrzyniami, kuframi, i masą przedmiotów handlu. Po drugiej stronie magazynu znajdowały się, żelazne drzwi, lecz gdy tylko wkroczyli do środka, zza skrzyń powychodziło kilkunastu uzbrojonych mężczyzn. Trudno było przewidzieć czy to młodziki jak tamci z młyna, czy zawodowcy, jak zbiry na polanie.
-Tu kończy się wasza droga!- odezwał się damski głos. Nagle na szczycie “piramidy” z skrzyń wdrapała się planokrwista diablę. Była to istota o uwodzicielskim ciele kobiety, z długim na półtora metra ogonem i sporymi rogami wyrastającymi z czoła równolegle do linii jej brwi. Diablęcie trzymało w dłoni falowany sztylet i z fircykowatym uśmiechem posłało Venorze wyzywające na pojedynek spojrzenie.


- Dobrze, bo już mam dość szukania was po tej piwnicy - odgryzła jej się paladynka nie zrażona pojawieniem się mnogiej liczby przeciwników. Szczerze mówiąc to ostatnimi czasy to był jej chleb powszedni. Venora zakryta tarczą, wyciągnęła różdżkę, tą którą zabrała z truchła maga i podała ją Gritcie. Ona doskonale wiedziała do czego służy ten patyk. - Pokonaliśmy was w młynie w zaledwie trzy osoby. Pokonaliśmy was na trakcie. Dołączycie do trupów tych, którzy stanęli nam na drodze - powiedziała głośno, z zacięciem wymalowanym na twarzy. Zimne spojrzenie błękitnych oczu rycerki lustrowało przeciwników. - Gritto, użyj jej teraz… - mruknęła do Harfiarki.
Błyskawica z różdżki wystrzeliła z przeraźliwym hukiem, a sekundę później prąd elektryczny kompletnie obezwładnij rażoną nim diablicę. Kobieta była poparzona i lekko sparaliżowana bólem, lecz wystarczająco by straciła równowagę i spadła Venorze prosto pod nogi.
-Litości…- wybełkotała widząc jak rycerka powoli się do niej zbliża, a całej sytuacji przyglądali się najemnicy Pomocnej Dłoni, chwilowo nie garnąc się do boju.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172