Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2017, 19:46   #52
Moni
 
Moni's Avatar
 
Reputacja: 1 Moni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłość
Wampirzyca spędzała do tej pory dnie na regeneracji i relaksie, jedynie okazjonalnie znikając gdzieś na parę godzin, wracając w o wiele lepszym humorze niż wychodziła.
Jednak ten dzień był inny. Wyszykowała się, zabrała niezbędny sprzęt i wyszła nie wieczorem, jak miała w zwyczaju, a z samego rana. Udała się z powrotem do miasta, w poszukiwaniu kompanów do zdania testu. Co jak co, mogła nie lubić mieszkańców tego piętra i być poirytowana burzą śnieżną, jednak im szybciej się stąd wyniesie, tym krócej będzie się musiała z nimi użerać.
Mogłaby też rzucić to wszystko i zaszyć się gdzieś z dala od wiecznej burzy i zamieszania związanego z testami, jednak to byłoby dla niej zbyt nudne. Dzień w dzień robić to samo przez całą wieczność… To nie dla niej.
Aby nie wpaść w amok już na etapie spaceru do miasta, postanowiła na przekór złej pogodzie pogwizdywać sobie cichą melodyjkę po drodze do karczmy.
Mea przedzierała się przez najpierw zasypy śnieżne - dotyczyło to bardziej okolic pensjonatu, a w miasteczku nie było takiego problemu, jak chodziło o śnieg. O przechodniów - już bardziej. Zwłaszcza że Mea czuła jakieś napięcie w powietrzu i nie chodziło tu o shinso. Po drodze minęła znielubioną przez siebie Jastrzębią Górkę, więc chcąc sobie umilić dojście do kafejki, pogwizdywała sobie pod nosem melodyjki. Może parę głów skręciło się w jej kierunku, ale poza tym nikt specjalnie nie przejmował się pogwizdywaniem czy jej obecnością. Zwłaszcza że po drodze Mea napotkała grajka z harmonijką, grającego swojego bluesa. Przez chwilę miała wrażenie, że grajek wtóruje do jej gwizdu, ale to mógł być bardziej przypadek, którym nie było co się przejmować, zwłaszcza że grajek resztę swoich utworów grał po swojemu.
Dotarła w końcu do kafejki.
O grajku zapomniała dość szybko. Pewnie po prostu znał podobną melodię, tyle.
O wiele bardziej interesowali ją klienci kafejki. Wielkich tłumów nie było, jednak i na brak ludzi, nieludzi i wszelkiego innego tałatajstwa nie dało się narzekać. Na razie postanowiła zająć jedno z miejsc i, celem nie rzucania się w oczy, wziąć do ręki menu. Nie lubiła wydawać pieniędzy na takie rzeczy, jednakże czasem inaczej się nie da…
Była to zwyczajna kawiarenka internetowa, nie powinna raczej spodziewać się chateau czy innych luksusowych zagryzek. Tałatajstwo w kawiarence też przedstawiało się zwyczajnie jak na złość, ale wiadomym było, że nikt nie łaził z tabliczką na czole, z napisem “regularny”. A już na pewno nie jakoś szczególnie bogato, choć może co niektóre tutejsze Seby zarywały co do ładniejszych Karyn. Mea na razie dzięki Bogu (lub i bogom) miała święty spokój, nikt do niej nie zarywał, ale też nikt nie zaczepiał ją ani nie zagadywał. Co nieco stworzeń szwendało się samotnie po lokalu, siedziało samotnie przy stolikach bądź co niektórzy w ostateczności dosiadali się z przymusu do już przez kogoś zajętych siedzisk. Spokój, aż się prosiło o jakiś porządniejszy incydent. Bo nawet warunki do porządnego ubogacenia kulturowego były. Ale nikt się nie chciał porywać z krzesłem czy maczetą na kogokolwiek.
Póki co oko Mei zawiesiło się na białowłosej dziewczynie odzianej w granatową sukienkę, czarną bluzę i czarne wysokie buty.
Dziewczyna siedziała przy sąsiednim stoliku i obserwowała wejście do kawiarni. Od czasu do czasu piła koktajl truskawkowy przez słomkę z wysokiej szklanki. Mea miała głupie wrażenie, że kiedy obracała głowę w innym kierunku, to czuła jej spojrzenie na sobie, ale kiedy wampirzyca zerkała na nią, to jasnowłosa gapiła się w kierunku drzwi wejściowych. Miała przeczucie, że gdyby jej zarzuciła, co się na nią gapi, to pewnie nie uzyska satysfakcjonującej odpowiedzi albo dziewuszka będzie się migać od tego zarzutu. Ale ta z pewnością czegoś, kogoś wypatruje. Zresztą Mea nie była jedyną osobą, która była na jej dyskretnym oku, dziewczyna rozglądała się uważnie. Trudno było jednak wyczytać z jej twarzy emocje, wyglądała na dość opanowaną personę.
Mea zamówiła zwykły deser lodowy, nie zastanawiając się nawet nad wyborem. Prawdę mówiąc, wybrała po prostu trzecią pozycję z menu lodów, nie czytając nawet co zamówiła. *Ale bez żartów i dania dziecięcego*
O, zwolniło się miejsce przy paru stanowiskach. To dobra okazja, żeby coś sprawdzić, ale z lodami będzie musiała uważać, żeby czegoś nie zachla~.
Ktoś ją trącił, idąc do kasy. Szczęśliwie Mea była dość zręczna, więc nie straciła swojego posiłku, nic się nie wylało, ale mało brakowało. Przeprosin jednak nie uzyskała od tego kogoś. Nikt też nie palił się do pomocy ani nikt na to nie zareagował. Tak więc do drobnego incydentu doszło, szczęśliwie nikomu i deserowi nic się nie stało.
Mea dotarła do stanowiska. Musiała ustawić deser tak, żeby nie było możliwości wywalenia tego na panel, po czym mogła zabrać się za przeszukiwanie internetu… ach, musiała jeszcze uiszczać opłatę. Za godzinę opłata 10 kredytów… ech… miała wrażenie, że wszędzie ciągle ktoś na tym Piętrze próbował uszczknąć choć trochę więcej wirtualnego grosza, jak się tylko dało. Może to była wina jej uprzedzenia do tego Piętra, ale denerwowało ją, że znowu musiała zapłacić, tym razem za dostęp do sieci. Informacje o loginie i haśle znalazła bez problemu - były na plakietce wdrążonej w blat stoliku, przy którym siedziała.
Dziewczyna wywarczała pod nosem kilka słów, których w przedszkolu raczej nie uczą, po czym rezygnując ze wszczęcia awantury zajęła swe miejsce. Uiściła opłatę, zalogowała się w sieci, a później nie marnując więcej czasu, zaczęła szukać jakiejś pomocy w znalezieniu grupy, nie zaprzestając obserwacji dziewczyny.
Na tym piętrze co chwila nawiedzały ją złe przeczucia bądź irytowała ją jego polulacja… Zwykle lubiła spędzać na każdym piętrze nawet dekady, jednak tym razem chyba z tego zrezygnuje… Później się to przemyśli. Na razie czas to dosłownie pieniądz.
Dziewczyna w granatowej sukience w międzyczasie zdążyła wypić swój koktajl, sprawdziła godzinę na zegarze i zerknęła parę razy w kierunku drzwi. Osoba, której wyczekiwała, nie przychodziła, więc dziewczyna uiściła rachunek i opuściła kawiarnię.
Mea w tym czasie w sieci znalazła sporo ogłoszeń, ich jakość była różnorodna - od lakonicznych, napisanych jakby przez kogoś, kto pierwszy raz cokolwiek pisał, po wręcz konkretne oferty najmu za pewną ilość kredytów, lecz ilość zdecydowanie dominowała nad jakością - najwięcej było lakonicznych, opisujących co osoba potrafi, w wielu przypadkach nie było zdjęcia ani opisu osoby, która się ogłaszała. Dość dużo ogłaszało się o dziwo łowców, natomiast najmniej zwiadowców i shinsoistów. Nietypowo, latarników było więcej niż przedstawicieli obu poprzednich grup razem wziętych. Przeważnie bywało tak, że to latarnicy bywali elitą, więc to ich przeważnie bywało najmniej. To Piętro było dziwniejsze niż się mogło wydawać.
Zresztą do ogłoszeń trzeba było podchodzić z ostrożnością. Każdy bowiem z Regularnych nie miał interesu w tym, aby odpaść ze wspinaczki. Więc nigdy nie było gwarancji, że ktoś po drugiej stronie pisał prawdę i tylko prawdę.
Dziewczyna westchnęła ciężko. Testy na tym piętrze są zapewne nietypowe. No nic… Postanowiła zdać się tym razem na szczęście. Innej możliwości nie bardzo miała… Postanowiła szukać wśród tych długich ogłoszeń o absurdalnej cenie, tę przecież zawsze można uzgodnić, a w przypadku tych ogłoszeń wiedziała przynajmniej na czym stoi. Nie ukrywała również tego, iż chciałaby wynająć latarnika oraz kogoś, kto nadawał się na mięso armatnie… Obojętnie z jakiej klasy.
Co jakiś czas mimowolnie zerkała na boki. Mimo iż ta druga dziewczyna opuściła pomieszczenie, Mea nie mogła pozbyć się wrażenia bycia obserwowaną.
Wśród latarników nie znalazła nic szczególnego. Każdy potrafił porządnie władać latarniami, podał do siebie numer latarni lub inny numer kontaktowy. Niektórzy mieli zdjęcia, inni opis wyglądu. Byli tacy, co potrafili władać bronią dystansową - ten rodzaj broni, poza palną, dominował u uzbrojonych latarników. Bowiem latarnicy nie byli przeważnie specjalistami od ofensywy w pierwszej linii, a wsparciem. Nie było jednak ‘jajogłowych’, co by władali bronią białą. Może jeden, góra dwóch. Pewnie takich wojowniczych latarników było więcej, ale najpewniej się ogłaszali.
Mięsa armatniego nie brakowało, było w czym przebierać, chociaż nie wszyscy prezentowali się powalająco. I tak test, wycieczka po Lesie Pana wszystko zweryfikuje. Przyszłość odsłoni kurtynę i pokaże, co za przedstawienie się odwali.
Przy niektórych ogłoszeniach znajdowały się komentarze, najróżniejsze. Często padało słowo związane ze Szczurami (z dużej litery), cokolwiek to znaczyło. Potem wyszło na to, że haters gonna hate: w końcu na każdym Piętrze można było spotkać regularnych, co odpadli z testu mniej lub bardziej, bo na stałe zostali wykluczeni ze wspinaczki. Szczury były takim rodzajem regularnych “hejterów”, co już przynajmniej raz odpadli z tutejszych testów; większość tych oddziałów składała się w dużej mierze z niezbyt ciekawych, a nieraz nawet niebezpiecznych typków. Szczury na tym Piętrze cieszyły się mroczną sławą niszczycieli konkurencji i nie tylko; wiele aktów wandalizmu i napadów uznawano za ich dokonania. Sęk w tym, że trudno było powiedzieć, liu członków wchodziło w skład tych całych Szczurów. Tyle że Mea wiedziała, że na każdym Piętrze takich Szczurów było na pęczki. Tutejsi “upadli” regularni zostali ochrzczeni mianem Szczurów, tylko z jakiej przyczyny, to trzeba by było poszukać, bo mało kto się palił do tłumaczenia, jeśli obelga związana z gryzoniami padała.
Mea przygryzła w zdenerwowaniu kciuk. Nie podobały jej się te całe Szczury. Byli niezbyt bezpieczni, jeżeli dać wiarę Internetowi. Niby nienajlepsze źródło informacji, jednak dla bezpieczeństwa postanowiła uznać je za prawdziwe.
Ponadto nie do końca było wiadomo ilu ich jest… A to oznaczało, że mając do dyspozycji jedynie krótkie ogłoszenia, mogła natrafić się na jednego z nich. Nawet gdyby darować sobie ich niebezpieczeństwo, byli to ludzie którzy często zawalają testy…
Wampirzyca westchnęła ciężko, spoglądając na zegar w rogu ekranu. Czas to pieniądz, jednak poszukała więcej informacji o tej obeldze. Kto wie, może przekona ją to do tego, że jednak warto brać pod uwagę te ogłoszenia?
Z “powstaniem” Szczurów wiązała się pośrednio zmiana Administratora tego Piętra, gdyż pierwsze wzmianki o nich pojawiły się właśnie w tym czasie, czyli jakieś kilka miesięcy temu. Początkowo Szczury były swoistym ruchem oporu biedniejszej społeczności tego Piętra, która w dużej mierze dobrobyt zawdzięczała poprzedniemu Administratorowi. Poprzednik ten - Setzer - był filantropem i sporą część swoich pieniędzy ładował w najróżniejsze fundacje i ośrodki pomocy społecznej, dzięki czemu biedniejsi mogli żyć w miarę przyzwoicie. Poza tym ogólna infrastruktura Piętra za jego czasów zdawała się być w znacznie lepszej formie niż obecnie. W nieznanych jednak bliżej okolicznościach Setzer został przydzielony na inne Piętro, a na jego miejsce przybył Malakiasz, który nie podzielał filozofii tego całego rozdawnictwa pana dobrodzieja. W tym czasie zaczęły zawiązywać się grupy buntowników, którzy nie zaakceptowali nowego stanu rzeczy. Początkowo były to protesty, później zaczęło dochodzić do coraz poważniejszych rozruchów, w wyniku których niszczono obiekty postawione przez Malakiasza i atakowano ludzi z nim powiązanych. Niemniej nowy władca nie patyczkował się z buntownikami i wielu z nich wsadzał do więzień. Nazwa “Szczury” wywiodła się z płaszczy zrobionych ze szczurych futer noszonych przez poszczególnych “komandosów” rebeliantów, którzy wywodzili się z warstw poszkodowanych przez reformy Malakiasza - bankrutów i ofiary komorników. Była nawet teoria, że Malakiasz nazwał tych wandali szczurami, co ci podłapali na idealną nazwę dla zgrupowania i odwdzięczali mu się swoistymi gestami Kozakiewicza.
Z drugiej strony Malakiasz miał szerokie poparcie różnej maści biznesmenów, którym Administrator mocno ułatwiał rozwijanie swoich działalności, a nawet zwykłych mieszkańców, chociaż nie była to jakaś nie wiadomo jak wielka grupa. Ponadto Mea wyczytała komentarze, że Setzer znacznie zadłużył Piętro, przez co Administrator musiał ten dług zmniejszać i niwelować, przez co musiał likwidować nieopłacalne inwestycje i zakłady, w których pracowali niegdyś niektórzy członkowie Szczurów. Istniała nawet teoria spiskowa, wedle której do powstania Szczurów przyczynił się sam Setzer, żeby podkładać świnie swojemu następcy, niemniej było to mało prawdopodobne. Poza nielicznymi wyjątkami w szeregi tutejszych Szczurów wchodzili w dużej mierze mieszkańcy Wysypiska, slumsów znajdujących się w sąsiedztwie miasteczka. Wysypisko było (i nadal jest) składowiskiem różnego rodzaju śmieci, okupowanym od dawna przez różne marginesy społeczne i skrajną biedotę, która w tym nieprzyjemnym miejscu urządziła się zadziwiająco dobrze. W innych częściach Piętra Szczury cieszyły się nieco większą popularnością, lokalnie kojarzyły się z menelami i biedotą, natomiast nieco dalej Szczury składały się w dużej mierze z regularnych, którzy nie pałali do tutejszego egzaminatora sympatią głównie z powodu niezdanego testu, a w paru miejscach Szczury awansowały do nawet swoistego ruchu politycznego, który dążył do zmiany Administratora na poprzednika bądź na innego rankera. Szef tego ugrupowania miał zwyczaj nosić maskę zrobioną z czaszki gryzonia z nazwy grupy i zwał się Królem Szczurów. Z pewnością nie było to jego prawdziwe imię, ale to nie było szerzej znane.
Dziewczyna wpatrywała się przez chwilę tępo w komputer. Dużo tej polityki jak na zwykłe piętro. Westchnęła ciężko i wyłączyła Internet. Wcześniej jednak zapisała sobie kilka z bardziej interesujących ogłoszeń, będzie musiała się z tym chyba przespać. Zapłaciła za tu spędzone godziny i udała się na spacer po mieście.
 
__________________
Prowadzi: Złota maska
Prowadzona: Chmury nad Draumenionem
Moni jest offline