Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2017, 23:34   #30
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
CZERWONE MGŁY


Karczma “Cztery Wiatry”
Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


17 grudnia 4433 roku BCCC, piątek, ranek

Prószy śnieg

Mieliście coraz większe wrażenie, że odgrywacie coraz to mniejszą rolę w bieżących wydarzeniach. Drowy, kult Mokmalli, banda Custalcona, “trujące złoto”, zaginiony transport broni, deodandy, darakhule - tyle dni minęło, a nie mogliście połączyć wszystkich elementów układanki, która prześladowała was nawet teraz, gdy budziliście się na skrzypiących deskach karczmy “Cztery Wiatry”.

Hetalan zamknął się w warowni. Nie wpuszczał do niej nikogo obcego pod pozorem zachowania szczególnej ostrożności w związku z wczorajszymi wydarzeniami. Mroczni elfowie, którzy okupowali Troll-Wie, zabili jednego z żołnierzy. Na odległość, w snach, dręcząc go koszmarnymi wizjami. Drugi przeżył, ale nieomal postradał zmysły. Przez sen wykrzyczał: “Wiemy wszystko o waszym planie. Zostawcie nas, a nie zginiecie.” Dziesięć słów wystarczyło, by pokrzyżować planowany atak.

Jako że zostaliście odsunięci od wszelkich działań, nie wierzyliście, że był to prawdziwy powód. Obawialiście się, że Hetalan rozpoznał prawdę skrywaną za waszymi spojrzeniami albo podsłuchał waszą naradę. A może podsłuchał ją ktoś inny - może jeden ze strażników, może Margery - i zniekształcił na waszą niekorzyść. I mimo że wyglądało na to, iż stary grododzierżca celowo namawiał pijących po karczmach żołnierzy do rozpowiadania plotek o “jakichś awanturniczych gamoniach, którzy teleportowali się na golasa do jego twierdzy”, musiało w nim zostać ziarnko wiary w wasze mityczne pochodzenie, skoro nie wyciągnął poważniejszych konsekwencji, a przecież mógłby. Mógłby chociaż zdradzić, że towarzyszy wam mroczna elfka.

Nie spodziewaliście się, że we wspólnej sali z samego rana zastaniecie gnoma Kriegera, jednego z żołnierzy króla Ardina Złotobrodego. Jeden z górników przedrzeźniał go, gdy ten, z nutą zniecierpliwienia w głosie, dopytywał się karczmarza Tarbo o was. Oberżysta - gruby dziwak z łysą połową głowy i nieregularnym, rzadkim zarostem - w kółko powtarzał: “Kochasiu, spokojnie, kiedyś przecież wstaną z łóżek” i “Zjedz coś, może urośniesz”. Kiedy się pojawiliście, w sali zapadła cisza.[/i]

- Błagam, pomóżcie! - Krieger złapał Anlafa za szaty - Król... Król... No, oszalał! Ledwo chodzi o lasce, a dzisiaj nakazał wymarsz na Glimmerfell! - tłumaczył przejęty cienkim, nosowym głosem - Mówi, że dłużej nie będzie czekać na łaskę powierzchni i że sam odbije utracone hale! A przecież on nawet nie dojdzie do Glimmerfell, padnie z wysiłku! Musicie mu przemówić do rozsądku!


Czaszkowa Skórka, wioska nieopodal Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


17 grudnia 4433 roku BCCC, piątek, ranek

Prószy śnieg

Nad widniejącymi w oddali Majestatycznymi Górami rodziła się złowroga, czerwona mgła, na widok której wstrząsnęły wami dreszcze. Podkradały się do was wspomnienia z Wyspy Grozy, wracały jak żywe. Czy Ardin usłyszał Głos w Snach? Mogliście tylko snuć domysły... Byrnejczycy, gnomy, drowy, bandyci Custalcona - wszyscy żyli w cieniu demonicznych władców. Wszyscy słabi i rozbici, bez nadziei na zjednoczenie się, do którego przecież mogliście się przyczynić.





Ardin Złotobrody i Eoldriereit Czarna Łuska
Spotkaliście Ardina na zewnątrz chaty - tej samej, w której niedawno leżał złożony chorobą. Mimo że opierał się o drewnianą laskę, stał dumnie zakuty w ornamentowaną zbroję, kiedy wojownicy svirfnebli czynili przygotowania do podróży. Król nadzorował gnomów, ale najwięcej uwagi poświęcał stworzeniu, którego nigdy wcześniej nie widzieliście - czarnołuskiemu orichalańskiemu smoczemu lordowi. Jego milcząca obecność dodawała Ardinowi otuchy. Nietrudno było zgadnąć, że musieli być ze sobą w przyjacielskich stosunkach, a to spotkanie nie było ledwie obowiązkiem służbowym. Potwierdzała to zbroja wykuta z czarnej stali, podobna do tej, którą od Ardina otrzymał Algrad.

- Patrzcie kapitanie Eol, nadchodzi znachor, dzięki któremu odzyskałem siły i humor - powiedział Ardin pokazując w stronę Anlafa - Gdyby nie on, może już więcej byśmy się nie spotkali... Czy przyszliście się pożegnać, pobłogosławić naszą wyprawę? - zwrócił się do awanturników.

Krieger popatrzył na was spojrzeniem pełnym zakłopotania i lęku.


Smokowiec był wielki i masywny; gnom wyglądał przy nim nawet nie jak dziecko, ale jak laleczka którą bawią się małe dziewczynki. Mimo wszystko olbrzym wyraźnie starał się zachowywać się tak, by poświęcać mniejszemu stworzeniu całą swoją uwagę. Na słowa Ardina gad wyszczerzył szeroko paszczę, ukazując rząd ostrych kłów.

- Oby tylko ta poprawa zdrowia się utrzymała, bo inaczej musiałbym dopilnować pana medykusa, żeby już nigdy więcej w życiu nie popełnił żadnej fuszerki! - Eol zaśmiał się tubalnie, uderzając pięścią w otwartą dłoń. Zaraz jednak kiwnął przyjacielsko głową i przyłożył łapę do piersi w geście uznania.

- Podziękowania i szacunek, znachorze. Spieszyłem się jak mogłem, ale gdyby nie twoja pomoc, nie mógłbym teraz cieszyć się widokiem wielce szanownego Ardina. Uratowałeś więc nie tylko jego życie, ale i moje smocze serce. Mam więc u ciebie dług... który chętnie spłacę. Rzeknij tylko słowo.

- Ten dług już wynagrodziłem po dziesięciokroć w kosztownościach i magicznych przedmiotach - uśmiechnął się przyjacielsko Ardin.

Rashad nie był w dobrym nastroju, kiedy szli do wioski, wpatrywał się ponuro w złowrogie mgły. Ich plany dotyczące Troll-Wie zakończyły się na razie fiaskiem, dodatkowo śniły mu się w nocy upiorne koszmary o ludożerczych małpoludach, Minervie i Mechuitim. Widok smokowca zdziwił go, ale może to był dobry znak. Wyciągnął do niego rękę z kurtuazją.

- Witaj, jestem Rashad Al-Maalthir, we mnie i mojej krewniaczce...- wskazał na Amirę - ...płynie smocza krew. Jak rozumiem jesteś przyjacielem króla Ardina? Obawiam się, że nasz druid musi zbadać czy stan zdrowia władcy pozwala na na tak ciężką i niebezpieczną wyprawę…

Na wspomnienie o złym stanie zdrowia okrągły nos Ardina stał się czerwieńszy od malin, jednak król zachował spokój i przedstawił swego przyjaciela:

- A to Eoldriereit Czarna Łuska, dawniej jeden z kapitanów zaciężnej piechoty Thunderhold. Musicie mi wybaczyć, ale poza Anlafem nie pamiętam waszych imion. Pamięć na starość szwankuje...


Gad spojrzał przenikliwie na Rashada, demonstracyjnie zignorował wyciągniętą rękę, po czym złożył ręce na piersi i podniosłym głosem wyrecytował:

- Najważniejsze w życiu jest stanąć twarzą w twarz ze swym największym wrogiem, ujrzeć jego krew wsiąkającą w ziemię i usłyszeć lament jego kobiety! - zrobił dramatyczną pauzę, a potem dodał już mniej natchnionym głosem, w którym pobrzmiewała nuta wyższości - A wy chcecie pozbawić króla tej - może ostatniej! - sposobności, by mógł dokonać wielkiego czynu, który zostanie zapamiętany wśród jego ludu na wieki? Zaiste, jeśli tak myślisz, obawiam się, że krew naszych szlachetnych przodków jest wśród niektórych już zbytnio rozwodniona... Smok nigdy nie odmawia ani chwały, ani łupów!

Po słowach Eola, wypowiedzianych z charakterystycznym szorstkim akcentem, nastała cisza, niektórzy z gnomów zatrzymali się z pracą. Orichalańczyk wyczuwał spojrzenia, słyszał przyciszone szepty, z których wyławiał przytaknięcia, pytania o to, co zrobi król, ale też bezradne, ciche lamenty żon wojowników.

- Podobno smoki to stworzenia obdarzone wielką inteligencją - mruknęła pod nosem drowka - A stworzenie inteligentne zdawałoby sobie chyba sprawę z tego, że w takim stanie Ardin może nawet nie dotrzeć na miejsce bitwy żywy. Inteligentne stworzenie pozwoliłoby naszemu druidowi obejrzeć króla i jeżeli jego stan zdrowia nie pozwala na podróż to należałoby ją przełożyć... - ciągnęła dalej ze wzrokiem wbitym w gadzi pysk - Także szanowny gadzie, jeśli faktycznie jesteś przyjacielem Ardina to powinieneś przekonać go do tego aby Anlaf go obejrzał.

- K r ó l Ardin - władca poprawił mroczną elfkę - Całkowicie się z tym nie zgadza... - dodał cicho pod nosem, ściskając coraz mocniej kij, na którym się podpierał.

- Jestem hojnie obdarzony innymi wielkimi rzeczami i to mi w zupełności wystarcza. Możesz się o tym przekonać, samico, jeśli tylko chcesz i masz odwagę! - Eol wyszczerzył kły - Niech więc znachor przemówi. Ale ta wyprawa musi się odbyć; im szybciej, tym lepiej. Marazm i czekanie na odmianę losu tylko niszczą ducha i sprawiają, że rzeczy zmieniają się ze złych na gorsze. A skoro zależy wam tak na zdrowiu mojego przyjaciela... to udajcie się z nami. Będziecie mieli okazję udowodnić, że mimo tchórzliwego gadania potraficie przelać krew w ważnej sprawie.

- To nie pora na utarczki słowne - wtrącił się Ardin, stukając kijem. - Niech więc przemówi Anlaf... - powiedział król z rosnącą irytacją.

Brzmiało to bardziej jak rozkaz z tylko jedną słuszną odpowiedzią niż udzielenie głosu. Mimo że rozsądek mógł nakazywać coś innego, gnomi król był gotów zjeść własną zbroję, by udowodnić, że jest w pełni sił. Na czole Kriegera, przysłuchującego się dyskusji, wystąpiły wielkie krople potu.


Katon bez słowa stanął obok zbierających się wojowników svirfnebli, dołączając do wyprawy i wyglądając na znudzonego. W ręku trzymał zawinięty w płótno pakunek.

- Elfie, hej, wysoki! - przy nodze Katona pałętał się nadpobudliwy, gnom, którego uwagę przykuł koszyk Katona. - Nie musicie martwić się o zapasy na drogę. Dajcie ten koszyk, upcham w niego kilka smakołyków! - pociągnął za wiklinowy uchwyt.

- To nie zapasy tylko paczka. Wróć do swojej roboty… - mruknął czarodziej, stanowczo podnosząc paczkę do góry w taki sposób, aby maksymalnie utrudnić gnomowi uchwycenie paczki. Ten po kilku podskokach odpuścił. - Elfowie- mruknął do siebie.

Rozmawiasz z drowem gadzi móżdżku, przelewanie krwi to dla mnie chleb powszedni.” - pomyślała drowka obdarzając smokorodnego złośliwym uśmiechem.

- Pytanie czy ty masz na tyle odwagi, gadzino - parsknęła śmiechem. - Jednak myślę, że to nie czas na takie rozważania... - spojrzała na druida - Pacjent czeka, doktorze !- wskazała na Ardina, śmiejąc się cicho pod nosem.

- Chrońcie ją bogowie... - rzucił Ardin - Eol to najgorszy ze znanych mi zabijaków! Najlepszy żołnierz, jaki kiedykolwiek nosił zbroję płytową. Przysięgam na moje stare kości, że widziałem królów, którzy nosili swoje zbroje z mniejszą godnością. To hańba, że tyle lat służyłeś pod rozkazami krasnoludów, ale kaprysy losu, nawet najdziwniejsze, przestały mnie już zaskakiwać - gnomi król spojrzał w górę, na swego towarzysza.

Katon obserwował sposób bycia smokowca. Coś w jego postawie, a może i zachowaniu przypominało mu… Kilgora. Wspomnienia, niewątpliwie przywołane podobnym imieniem gnoma wróciły niczym uderzenie wiatru. Minotaur Kilgore był bezkompromisowym wojownikiem, który wiedział czego chce i w dodatku miał z elfem umowę, której czarodziej nie miał okazji dokończyć. Cenił sobie współpracę z wielkim wojownikiem, a odwaga i pewność bijąca od smokowca zapowiadała przynajmniej przednią rozrywkę i dawała jakieś widoki na owocną współpracę. Zwłaszcza, że smokowiec w porównaniu z Kilgorem miał znacznie lepsze maniery i wydawał się być… cywilizowany. Poza tym, elf obiecał królowi gnomów zejście do Podmroku już przy pierwszej naradzie. Wydawało mu się, że pora na zrealizowanie obietnic jest najwyższa.

Widok Eola nie tylko Katonowi przypomniał minotaura - Oscarowi aż oczy się zaświeciły. Nachylił się delikatnie w stronę Anlafa i wyszeptał:

- Pamiętasz kwiat opuncji na rogu Kilgora? A myślisz to samo co ja?

Rashad, gdy smokorodny nie odpowiedział we właściwy sposób na jego przywitanie, obrzucił go gniewnym spojrzeniem a jego palce zabębniły na rękojeści trzymanego przy pasie pięknie wykonanego i zdobnego rapiera.

- Sugerujesz nam tchórzostwo i nawet nie raczysz się przedstawić?! - syknął - Nam, którzy walczyliśmy z monstrami i demonami w zapomnianych przez bogów i ludzi ruinach pradawnego Tlan na Wyspie Grozy i na Planie Roztopionych Niebios...

Zajęci przygotowaniami svirfnebli spojrzeli na Rashada jak na kogoś, komu złość odebrała rozum. W jego wyglądzie nie było nic, co mogłoby potwierdzić jego doświadczenia, poza mieczem wykutym w azerskiej kuźni. Tę komiczną, a zarazem groźną scenę, przerwał Oscar:

- Tak, tak, tak - wojownik położył Rashadowi dłoń na ramieniu i występując do przodu rzekł: - Oto Rashad Al’Malthir, szlachetny rycerz Viridistańskiego rodu i potomek smoków! Wiemy. Ale to nas do niczego nie prowadzi, prawda? - spojrzał w oczy towarzysza, jakby chciał zapytać “potrzeba nam więcej kłopotów?”, po czym zwrócił się w stronę Eola:

-Chcieliśmy po prostu… wymienić uprzejmości, jak mają w zwyczaju cywilizowane stworzenia, aby nie zwracać się do was “ej, ty z łusek!” - Oscar wzruszył ramionami. - A na tę przemiłą panią uważaj. Z własnego doświadczenia wiem, by klepać ją po tyłku tylko, gdy nie ma nic ostrego pod ręką!

- Chyba nie masz mi za złe tych paru zadrapań, co Skandi? - Drowka uśmiechnęła się drapieżnie.

Rashad odsunął się z irytacją od interweniującego Oscara; wziął głęboki oddech i powiedział:

- To kwestia szacunku Oscarze; mam już dość pogardy i kpiących uśmieszków tej miejscowej hołoty… - zwrócił się następnie, już spokojniej, do smokowca, choć nieco protekcjonalnym tonem.

Król Ardin uniósł brwi w geście zdziwienia. "I kto tu jest hołotą?"

- Jak może wiesz (albo i nie), zgodnie z ustaleniem poczynionym z grododzierżcą Byrny Hetalanem i królem Ardinem to m y mieliśmy poprowadzić wyprawę gnomów do Glimmerfell i przeciwko ghulom. Ustaliliśmy jednak, że najpierw postaramy się zaradzić zagrożeniu ze strony znajdujących się w okolicy drowów, niestety sprawa nieco się skomplikowała. Porozmawiajmy może spokojniej, a nie jak dzika hałastra - jeśli nasz druid Anlaf uzna, że stan króla nie pozwala na udział w wyprawie to proponujemy że my ją poprowadzimy, życie monarchy jest przecież bezcenne, czyż nie jest on nadzieją i ostoją dla jego cierpiącego ludu? - zapytał Rashad.

- Mieć poprowadzić mieliście, jednak nic z tego nie wynikło! - wymamrotał Ardin. - Nie ma już żadnych ustaleń. Cały ten lord Hetalan mówił... Bredził, że coś pojawiło się nocą w warowni i doprowadziło dwóch z jego żołnierzy jeśli nie do śmierci, to do szaleństwa - objaśniał sytuację kapitanowi Eolowi.
- Zapewne były to jakieś demoniczne sztuczki drowów z Ylesh Nahei. Zresztą nikt już nie może być pewien, czy również przy łożu Hetalana nie pojawia się jakiś koszmarny potwór i co noc sączy mu do ucha okropne rzeczy, gdyż grododzierżca wstrzymał atak i zamknął się w swej warowni! I co teraz? Paktować z czcicielami, sługusami demonów? Nigdy! - powiedział tak, aby wszyscy svirfnebli go słyszeli.
- Wolę wyjść na spotkanie prawdziwemu wrogowi, który zabrał nam dom, niż czekać, czołgając się na brzuchu po powierzchni jak nędzny robak, który nie potrafi wydrążyć schronienia. Mam teraz u boku Eola, a ten łobuz walczył w podziemiach i dowodził tam nieraz większymi oddziałami.

Ardin wyraźnie nie zamierzał współpracować z drowami, jednak za jego niechęcią musiał kryć się głębszy powód niż pomówienie elfów o konszachty z demonami. Mógł być królem gnomów, jednak daleko mu było do króla łgarzy. Przez mgnienie oka zauważyliście, że coś ukrywa.


Po słowach Oscara druid uśmiechnął się, przypominając sobie poległego towarzysza.

-Kilgore też byłby już pewnie jedną stopą w Podmroku - powiedział, po czym zwrócił swój wzrok w kierunku gnomiego króla i jego ogromnego towarzysza, oceniając stan Ardina. Po chwili namysłu zwrócił się do obydwu:
- Z pewnością wiecie lepiej ode mnie, jak wielkie niebezpieczeństwa czyhają w Podmroku. Ja z kolei wiem, jak wielki ból potrafi sprawić utrata domu. Podziwiam waszego ducha, królu Ardinie, dlatego gotów jestem zejść do jaskiń i wesprzeć was na ile starczy mi sił. Nie mam też prawa zabraniać komukolwiek walczyć o swoją ojczyznę, o wszystko co kocha i jest mu bliskie. Proszę cię jednak królu byś spojrzał na swój lud i przemyślał czy bardziej pomożesz im mieczem czy swoją mądrością i sercem.

- Anlafie, w całej tragedii Glimmerfell widzę tylko jeden jasny punkt: spotkanie kogoś, kto potrafił zapanować nad nieokiełznanym królem i nauczyć go rozsądku. Chylę czoła przed twą mądrością. Zostanę na powierzchni, dowództwo nad magicznymi fechtmistrzami mego klanu powierzając Eolowi, choć muszę przyznać, że bezpieczniej czułbym się pośród krasnoludów w Thunderhold niż tutaj, między ludźmi. - odparł na te słowa Ardin.

Słowa druida widocznie były miodem na serce Eola; jaszczur aż uderzył ogonem po nogach, słysząc deklarcję króla svirfnebli. Zrobił krok do przodu i uderzył znachora lekko pięścią w ramię, co miało być chyba gestem solidarności i poparcia.

- Widać, że prawdziwy z ciebie mędrzec, miękkoskóry! - powiedział smokowiec z uznaniem - Chwałę władcy przynoszą tak samo jego czyny, jak czyny jego poddanych. Królu... - zwrócił się do gnoma - ...masz mądrość lat, której nie ma nikt tu z nas. Sam uznałeś, co jest najlepsze dla tej wyprawy, a ja będę za tobą stał w każdej decyzji. A was... - wyszczerzył się do awanturników - ...zachęcam byście poszli z nami. Demonów może w tych podziemiach nie ma, ale monstra owszem; znajdziemy na pewno jakieś niewielkie legowisko pająków do oczyszczenia z przędzy, żeby BOHATEROWIE PLANÓW mogli pokazać swoje męstwo... - w jego antracytowych oczach zaświeciły złe iskierki, kiedy kierował swoje słowa do Rashada.

- Nie myl męstwa z głupotą, szlachetny krewniaku. Nie warto uderzać bezmyślnie i na oślep, jeśli kilka dni zwłoki znacznie poprawi nasze szanse. - wtrąciła Amira, delikatnie skłaniając głowę w stronę smokowca - Wybacz ale moim celem nie jest szlachetna śmierć, ale powrót w chwale na powierzchnię. Zdobycie sojuszników ułatwiłoby nam sprawę, zaś jeśli się to nie uda przynajmniej możemy, zadbać o odpowiedni ekwipunek, przeanalizować mapy, może też warto byłoby wysłać przodem zwiadowców aby dowiedzieć się jak aktualnie wygląda sytuacja w Podmroku. Poza tym, szlachetny królu, pozostaje jeszcze kwestia opieki nad twym ludem pod twoją nieobecność, bo rozumiem, że gdyby stało się najgorsze sukcesja korony jest zapewniona i twoi poddani nie zostaną sierotami? - zapytała Ardina z pewną obawą w głosie.

- Mojego syna porwały wody rzeki Laetan i wtedy go ostatni raz widziałem. Jednak wierzę, że żyje. To bystry chłopak... - odpowiedział Ardin ze smutkiem w głosie.

- Mieszkaniec powierzchni, jak większość z nas, zapytałby wpierw specjalistę od Podmroku, króla Ardina, czy ma jakiś plan? - Katon spojrzał na Amirę - Najpewniej nasze pierwsze kroki skierujemy do samego Glimmerfell, do którego zgromadzone gnomy najpewniej potrafiłyby nas zaprowadzić z zamkniętymi oczami. - czarodziej uśmiechnął się do Kriegera - Potem najpewniej trzeba będzie znaleźć ową Kulę Cienia, sprawdzić czym jest i zadecydować co robić dalej. - elf wzruszył ramionami, pilnując jednocześnie, aby jego paczka nie wpadła w ręce czyhającego w pobliżu nadgorliwca.

- Do Glimmerfell? - powiedział zdziwiony Ardin. Król wskazał na grupkę svirfnebli przygotowujących dwuręczne młoty i długie żelazne kolce.

- Plan jest następujący... - odchrząknął - Udamy... Udacie się w Góry Majestatyczne traktem handlowym między Glimmerfell a Byrny, jednak zamiast kierować się prosto do naszego miasta, zboczycie ze szlaku w kierunku miejsca, w którym leżą zapieczętowane grobowce moich przodków. Tam moi wojownicy przekują się przez skałę. Zejdziecie pod ziemię jakieś sześć mil od Glimmerfell. Z tego punktu łatwo będzie wam dojść do Glimmerfell albo od strony podziemnej rzeki Laetan, którą ghule umyślnie przekierowały, by zatopić nasze miasto, albo przez solne tunele i następnie przez nasze kopalnie jadeitu. Dalszych posunięć nie warto planować na tym etapie - moi fechtmistrzowie was poprowadzą najlepiej jak potrafią![/i]


- Otóż to! - Eol rozpromienił się, jeśli stroszenie kolców na głowie i prezentowanie garnituru zębów liczyło się tak, jak ludzki uśmiech - Każdy, kto choć trochę liznął sztuki wojennej... - potoczył ciężkim wzrokiem po drużynie, dając do zrozumienia, że nie posądza nikogo z nich o takie doświadczenie - ...wie, że najstaranniej nakreślone plany nadają się w realiach prawdziwej operacji tylko do jednego - podtarcia sobie zadu, jak mchu przestaje wystarczać. Problemy rozwiązuje się w miarę ich napotkania, a nie gdyba o nich jak kumoszki na targu. Śnieg nas tu zasypie, jak będziemy stać dalej i pytlować o czymś, co może się nawet nie wydarzyć. Czas ruszać, skoro król obwieścił swoją decyzję! - wysunął rozdwojony jęzor i oblizał się po nosie, najwidoczniej podekscytowany zbliżającą się wyprawą.

- A co do sukcesji... - spojrzał z troską na króla i powiedział powoli - Idziemy tam, gdzie możemy odnaleźć kogoś, kto jest tą “nadzieją”, krewniaczko. Co jest jeszcze jednym argumentem za tym, by ruszać jak najszybciej, bo czas w Podmroku nie jest łaskawy dla zaginionych…

- Więc tym rychlej musimy wyruszyć. - stwierdziła Amira.

Rashad, który słuchał z ramionami skrzyżowanymi na piersi, przeszywając Eola wzrokiem w odpowiedzi na jego wyzywające spojrzenie, skinął głową Amirze.

- W takim razie faktycznie nie ma co czasu marnować, w najbliższym czasie Hetalan będzie skupiony na zdobyciu kopalni w Troll-Wie, więc raczej na jego pomoc nie mamy co liczyć.

- Nic nie słyszałem o żadnej kopalni... - zdziwił się Ardin.

- Dowiedzieliśmy się, że w Troll-Wie jest kopalnia złota chociaż możliwe że trującego... Hetalan zmienił plany gdy się o niej dowiedział. - odparł Rashad.

- Jeden z goblinów które mieliśmy okazję przesłuchiwać twierdził, że od tego złota wyrosła mu trzecia ręka. - wtrąciła Shillen - No i że on i reszta goblinów zostały zmuszone do pracy w niej przez drowy. Chociaż takie rzeczy zdarzają się również w ludzkich kopalniach więc to nic specjalnego. - wzruszyła ramionami, przypominając sobie jednocześnie czas, który sama spędziła w kopalni.

- A więc stawimy czoło największemu zagrożeniu, gdy ludzie będą sobie dłubali łomami, kilofami i łopatami. Wcale mnie to nie dziwi. - westchnął król - Za garść cennych kruszców sprzedaliby swoich bliskich ghulom na obiad. Krasnoludowie chociaż znają swoje słabości i potrafią unikać pokusy. No, przynajmniej czasami.

Radość smokowca z tego, że gadanina się skończyła i to jemu przypadły obowiązki dowódcy wyprawy, była trudna do ukrycia; dalsza rozmowa o kopalni i innych sprawach widocznie nie interesowała go bardziej niż sprawy wymarszu. Odszedł kawałek od dyskutującej grupki i zrobił kilka kroków wzdłuż grupki przygotowujących się żołnierzy.

- Słyszeliście króla, wojownicy. Wyruszamy odzyskać nasz dom z parszywych łap tych, którzy ośmielili się zaatakować dzielne plemię svirfnebli, a teraz poczują na swojej skórze ich słuszny gniew! - zacisnął szpony w pięść - Idziemy po zwycięstwo i sławę, walczyć o lepszy los dla naszych braci, rodzin i starszych! Za króla! Za Glimmerfell! - wyszarpnął z pochwy krzywy miecz i wzniósł go w górę w geście salutu. Nagie ostrze rozbłysnęło ciemnym płomieniem, jakby przez chwilę spowił je gęsty dym.

Rashad przyglądał się z zainteresowaniem przygotowaniom gnomów, w ich małych ciałach wydawał się tkwić potężny duch, zachowywali się przy tym jak wyszkoleni wojownicy, ten cały Eol, chociaż bezczelny, sprawiał wrażenie potężnego wojownika. Widząc jego pokaz, wyciągnął swój zakrwawiony miecz, którego wzniesione do góry ostrze pokryło się z odgłosem gromu wyładowaniami błyskawicy.

Na widok wzniesionych ostrzy Rozległ się bojowy okrzyk, który mógłby targnąć Górami Majestatycznymi, gdyby nie był wykrzyczany nosowymi głosikami, z drobniutkich gardełek. W oddali dwóch konnych - jakiś chłop i pewnie jego syn zmierzający do Byrny - zatrzymali się na chwilę, przyglądając się z zaciekawieniem gnomim przygotowaniom.

Dopełniwszy tych fajerwerków dla poprawy morale, Eol zajął się bardziej przyziemnymi sprawami, jak ustalaniem kolejności przemarszu i odpowiedzialności poszczególnych dowódców za odpowiednie zadania czy innym nudnym, aczkolwiek potrzebnym żołnierskim rzemiosłem. Zresztą nie było tego wiele; król oddał do dyspozycji awanturników swoich najlepszych żołnierzy, więc “komandosi” sami wiedzieli, co należy robić. Część rzeczy zostało też przygotowanych już wcześniej...

Na koniec tego przeglądu Czarna Łuska podszedł do Katona i druida, mierząc ich wzrokiem.

- Radziliście najmądrzej ze wszystkich... Nie mogę tego wam odmówić, choć po ludziach, którzy podobno spadli gołymi tyłkami na twardą glebę Byrny prosto z nieba, nie spodziewałem się wiele! - wyszczerzył kły - Z chęcią ujrzę was u swego boku. Jeśli umiecie przemówić do rozsądku reszcie... - spojrzał przeciągle na Rashada - ...to też mogą iść. Wyruszamy czym prędzej; spakujcie manatki, przepijcie ostatnie złoto, pożegnajcie szczodrze wszystkie stęsknione panny i zmówcie modlitwy, jak jakieś znacie. Czeka nas pełna chwały walka... - tu pochylił się, mrugnął okiem i dodał cicho, tak żeby tylko dwóch mężczyzn go usłyszało - I łupy. Dużo łupów. Wiem co mówię... i po co tam idę.

Katon, zajęty redagowaniem listu, siedzący nieopodal swojej paczki podniósł głowę i wstał, widząc podchodzącego do nich smokowca. Spokojnie i bez zbędnych emocji wysłuchał całej wypowiedzi zbrojnego.

- Nie jesteśmy panami Rashada, ani on naszym i niestety nie do nas należy strofowanie go. Do ciebie, kapitanie Eol, również nie, bo jak wyraźnie powiedział król Ardin, masz poprowadzić do Podmroku... gnomy, te zaś mają zaprowadzić nas do Kuli Cienia. Ta zaś jest rzeczywistym celem naszej wyprawy, choć jest oczywiste, że jeśli każdy wykona dobrze swoją robotę, najpewniej będziemy mieli problemy z wyjściem z Podmroku ze wszystkimi łupami, które tam znajdziemy. Jednakże do poradzenia sobie z Kulą Cienia potrzebujesz osób… wprawnych… w sztukach magicznych, a takimi dysponujemy my. Nawet Rashad jest kompetentny w magii, choć jego moc jest nieporównywalna z mocą jego kuzynki Amiry, smoczej zaklinaczki, czy Anlafa, druida kręgu ziemii, czy moimi, alumna astromancji ze Srebrnej Wieży. Zwą mnie Katon, bo zdaje się, nie przedstawiłem ci się jeszcze. Anlafa już znasz. Rashada i Amirę też. Ten jasnowłosy skandyk to pierwszorzędny wojownik, Oskar. Widziałem jak nawija flaki swojego wroga na maszt okrętu. Uwielbiam jego kreatywność i jeszcze się nie zawiodłem. Shillen to łowczyni. Udowodniła swoją wartość na Wyspie Grozy, widziałem ją jak walczyła ze skorpioliszkiem. Rashada i Amirę również, więc wiem do czego są zdolni. Cenię swoich towarzyszy, i raczej nie zamierzam ich... sortować, nawet jeśli chwilowo się z nimi nie zgadzam - Katon przemawiał wolno, i z rozmysłem, jakby wyjaśniał studentowi na wykładzie.

- Jako, że zbudowałeś kapitanie pewien autorytet wśród naszej... "armii", byłoby bezsensem go łamać wymuszając na tobie proszenie nas o pomoc, której i tak chcemy udzielić, bo trzy dni temu obiecaliśmy to bezpośrednio Ardinowi. Zdaje się, że i tak jesteśmy od siebie zależni, więc darujmy sobie ten cyrk i przejdźmy do konkretów. Nie zamierzam wnikać w hierarchię, nie interesuje mnie to, chcesz dowodzić, nie widzę problemu. Łupy... - czarodziej ściszył głos na tyle, aby nie być słyszany przez gnomy, ale na tyle wyraźnie, by słyszeli podchodzący towarzysze - Równy podział monety, zaklęte zabawki według użyteczności chwilowej?

W czasie gdy Eol dopatrywał przygotowań do wyprawy elfka siedziała w kącie i ostrząc jeden ze swoich krótkich mieczy obserwowała krzątających się dookoła żołnierzy. Gdy zauważyła, że jaszczur rozmawia z Anlafem i Katonem zaczęła zastanawiać się co owy gad może od nich chcieć. W momencie gdy jej ciekawość sięgnęła granic, wstała z miejsca w którym dotychczas siedziała, schowała miecz do pochwy i po cichu podeszła do jaszczura.

- A o czym panowie tak rozprawiają? - powiedziała, wysuwając się zza pleców smokorodnego.

- Zgaduję.- wtrącił się Oscar, który przyniósł właśnie plecaki Anlafa, Shillen i swój, po czym rzucił jeden elfce - Że rozmawiali właśnie o tym, jak zimno jest w podziemiach, do których się udajemy. Zdecydowanie gorzej niż tu, na powierzchni. A z czego tam sobie złożysz ognisko? Będzie ci potrzebne silne ramię, które cię ogrzeje! - dodał szczerząc się drwiąco - Więc Eol, tak? Mi pasuje. Tak długo, jak przewodzi ktoś taki jak ty, mogę walczyć. Daruj proszę sobie tylko zarzuty o tchórzostwie. Już raz zdarzyło mi się zginąć w walce... - wzruszył niedbale ramionami ze swoim typowym uśmiechem na twarzy.

- Nie wiem, skąd masz wiedzę o Podziemiach, Skandi, ale ja żyłam tam w czasie, gdy ty jeszcze ssałeś cycki swojej matki i jest tam zdecydowanie cieplej niż na powierzchni zimą. A… dzięki za przyniesienie plecaka - powiedziała elfka do Oscara, przeglądając wnętrze swojego plecaka w celu sprawdzenia czy Skandyk czegoś jej po drodze nie zwędził - A swoje ramiona trzymaj przy sobie! - mrugnęła do niego - Co do naszego gada… Niech sobie dowodzi, jesteśmy może mało zgraną, ale jednak drużyną, więc jak gadzina chce coś od Anlafa i Katona to chce od nas. - spojrzała na Eola znacząco. - Chcemy grać w otwarte karty kapitanie łuskowaty, ok?

Skandyk wzruszył ramionami i przewracając oczyma, odparł:

- Twoja strata. Chętnie zaproponuję swoje ramię Amirze.

- Z największą przyjemnością skorzystałabym z twojego ramienia w Podmroku, jednak obawiam się, że będzie ono zajęte przez inne niewiasty! - powiedziała Amira ze śmiechem, jednocześnie mrugając dyskretnie do Shilien.

Eol przymrużył oko i przekrzywił głowę, spoglądając na elfa. Pysk mu się nieco zmarszczył, ale w oczach widać było, że czarodziej twardymi warunkami zaskarbił sobie jego szacunek.

- Nie będę rozmawiał na raz ze wszystkimi, bo macie przewagę liczebną! - zaśmiał się głośno, po czym dodał,także na użytek gnomów:

- I tak muszę zabrać kilka rzeczy z domu. Omówię więc przy okazji z... naszymi nowymi sojusznikami szczegóły ich udziału w wyprawie. Niestety, choćbym chciał bardzo, moje mieszkanie jest nadzwyczaj niewielkie i mogę ugościć tylko jednego z was, bo we czwórkę się tam nie pomieścimy... Wydajesz się przewodzić grupie i dobrze dbać o jej dobrobyt... Więc chyba nie pogardzisz czymś ciepłym i rozgrzewającym w taki chłodny dzień, Katonie? Zadbam, by reszta też dostała coś... na wynos. - zrobił szeroki, zapraszający gest łapą, złośliwie szczerząc do reszty drużyny kły.

- Nie odmówię - elf kiwnął głową - Nie przewodzę. Raczej staram się… powiedzmy, popychać sprawy we właściwym kierunku - czarodziej zamyślił się przez chwilę.

- Nasz przyjaciel Algrad udaje się do Thunderhold. Zdaje się, że niebawem przybędą tu też jego bracia, aby zapewnić mu bezpieczeństwo. Król Ardin wspomniał, że nie ufa miejscowym. Może gdyby ktoś zaproponował mu wspólną podróż z naszym towarzyszem?

- Mieszkańcom Thunderhold nie ufam bardziej, niż temu, co spotkamy w podziemiach. - Eol wysunął język - Wiem, bo urodziłem się tam i mam z tym miastem długą historię. Wykorzystają Ardina, by położyć łapy na czymkolwiek, co gnomy mają jeszcze cennego. - wzruszył ramionami - Ale to znany wróg. O Byrny zaś nie wiem nic. Zasugeruję to królowi... ale on sam podejmie decyzję. A póki co... witam w moich skromnych progach! - pchnął drzwi jednej z małych chatynek, które koślawie wznosiły się wokół placu.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline