Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2017, 22:40   #68
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Kimberly nie zdołała odnaleźć Jerry’ego poprzedniego wieczora. Postanowiła więc spróbować swoich sił zaraz po śniadaniu.
Kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć chłopakowi. Może po prostu powinna być szczera? Tylko dlaczego prawda była tak skomplikowana i trudna do wytlumaczenia?
Kimberly odzyskała wzrokiem Jerry'ego. Rysowal coś zawzięcie. Nie chciała mu przeszkadzać, ale też nie mogła tego odwlekać w nieskończoność.
- Cześć - przywitała się i usiadła obok. - Co rysujesz? - zagaiła rozmowę, ukradkiem próbując spojrzeć na rysunek.
- Cześć, Kim - przywitał się Jerry. Nie było po nim widać, żeby miał coś przeciw obecności dziewczyny. - Wczoraj zdawało mi się, że widziałem tę pannę. - Pokazał Kimberly szkic. - Pewnie złudzenie, chociaż wydawała się bardzo rzeczywista.
Rysunek przedstawiał popiersie chudej nastolatki o małych piersiach i przestraszonych oczach.
Kimberly przyjrzała się rysunkowi. Wlasciwie nie spodziewała sie, ze Jerry miał taki talent. Chyba jeszcze wielu rzeczy i nim nie wiedziała.
- Ładnie, naprawdę - stwierdziła, uśmiechając się lekko. - Masz talent. Widziałeś ja wczoraj? Gdzie? - spytała zaciekawiona, na chwilę zapominając zupełnie o prawdziwym celu tej rozmowy.
- Dzięki - odparł bez przekonania. - Wczoraj błąkałem się jeszcze trochę po lesie i mignęła mi przed oczami. Potem coś odwróciło moją uwagę i już jej nie było. Na pewno jakieś złudzenie, pewnie przez stres.
Kimberly naprawdę przyszła pogadać z nim o rysunkach, czy podziwiać jego zdolności rysownicze? Jakoś w to wątpił. Ciekawiło go, czego od niego chce, rozmowa sprawiała mu niewątpliwie przyjemność, ale bał się, że jakoś nawiąże do pocałunku z Martym i zabije nadzieję Jerry’ego jednym, celnym ciosem.
- Dziwne… - wyszeptała Kim, zastanawiając się nad historia Jerry'ego. Przeczytała stanowczo za dużo horrorów, bo do głowy przychodziły jej bardzo nieciekawe scenariusze.
Odwróciła się przodem do swojego rozmówcy.
- No ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać - oznajmiła, zakładając kilka kosmyków włosów za ucho. - Powinniśmy porozmawiać o tym, co wydarzyło się w bawialni…
Jerry westchnął cicho. Czyli jeden dzień wstecz. Potarł nieświadomie wciąż opuchnięty nos.
- Niestety Marty przerwał nam rozmowę w dość niecodzienny sposób. Uważasz, że jest jeszcze o czym rozmawiać? W sensie… Zdaje mi się, że wolisz Marty’ego, po co miałabyś się mną przejmować?
- To wcale nie jest takie proste… - odparła Kimberly. Miała wrażenie, że właśnie komplikuje wszystko jeszcze bardziej. Nie było jednak odwrotu. - Nie chcę, by to zabrzmiało glupio, ale… Lubię cię, Jerry. I nie wydaje mi się, by było to zwykłe, koleżeńskie lubienie. Czuję coś, sama nie wiem…
Spojrzała na swoje dłonie. Czuła się głupio.
- Nie wiem co mam robić, Jerry. Czy to możliwe, że zakochałam się w was obu?
Poczuła się jeszcze głupiej zadając to pytanie właśnie Jerry’emu. Musiała jednak to z siebie wyrzucić.
Serce Jerry’ego podskoczyło z radości i ścisnęło się z… zazdrości? Chyba tak. Jakaś jego część była uszczęśliwiona każdym małym kawałeczkiem miłości, który Kim mogła mu zaoferować. Jednocześnie chciał jej tylko dla siebie. Ostatecznie jednak okazał się tchórzem i przyznał jedynie:
- Dziękuję, że mi o tym mówisz. Dziękuję. - Był wściekły na swoją mieszankę emocji i na siebie, który jej podziękował, zamiast walczyć. Przypomniała mu się książka, Koło Czasu, gdzie jeden z bohaterów tkwił w podobnej sytuacji - trzy zakochane kobiety, przyjaciółki zresztą, dochodziły między sobą jak rozwiązać konflikt emocji. Tam było łatwiej - była to fikcja literacka, więc wszystkie trzy jako tako się pogodziły i rozdysponowały biedaka między siebie. - Nie wiem, czy można zakochać się w kilku osobach na raz. Ja kocham tylko ciebie. - Miał nadzieję, że nie zabrzmiało to jak wyrzut, chociaż może… Może powinno?
Kimberly poczuła się jeszcze gorzej.
- Czyli to ze mną jest coś nie tak - powiedziała cicho, odwracając wzrok w inną stronę. - Przepraszam cię, Jerry.
Hart zaczęła się powoli zbierać do odejścia.
- Poczekaj! - wyrwało mu się bezwiednie. - Poczekaj. Może zabrzmi to głupio - nie wierzył, że to mówi - ale wystarczy mi każdy okruch twojego uczucia. Nawet jeżeli miałbym dzielić się z Martym. W sumie… z kimkolwiek. - Kurwa, ale było mu wstyd. Czuł się jak żebrak, ale czuł, że to i tak lepsze, niż stracić Kim.
Jerry ukrył twarz w dłoniach, nie mogąc znieść jej wzroku.
Kimberly nic nie odpowiedziała. Nie wiedziała co, a poza tym była w lekkim szoku. Zaskoczyła ją odpowiedź Jerry’ego, ale i jej własne zachowanie. Kochała dwóch chłopaków? Przecież to nie było normalne. Jak miało to wyglądać? Pół dnia miała spędzać z jednym, drugie pół z drugim? Może mieli chodzić wszędzie w trójkę? Kimberly nie miała pojęcia. Co by powiedział jej ojciec? Najpierw pewnie zabilby Marty’ego i Jerry’ego, a później dostał zawału.
Kimberly podeszła do Jerry'ego i odsunela jego dlonie, po czym przytulila się do chłopaka. Nie wiedziała co innego ma zrobić. Znowu dala zadziałać impulsowi.
Dziewczyna zupełnie go zaskoczyła. Też za bardzo nie wiedział co ze sobą począć, więc odwzajemnił uścisk i wtulił twarz w jej włosy. Cudownie pachniała. Pieprzyć Marty’ego, pieprzyć wszystko. W tym konkretnym momencie był szczęśliwy.

Później, tego samego dnia, sprawy przybrały nieoczekiwanego obrotu. W jednej chwili wszystko wywróciło się do góry nogami, a problemy sercowe Kimberly Hart przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
Nikt się tego nie spodziewał. Najpierw w obozie pojawiła się całkowicie naga, zaniedbana dziewczyna. Niektórzy gwizdali, inni śmiali się z dzikuski. Kimberly natomiast lekko się zaniepokoiła. Czyli jednak Jerry nie miał przewidzeń. Dziewczyna wyglądała identycznie jak ta z jego rysunku.
Ogarnęło ją nieprzyjemne uczucie. Poczuła niepokój rosnący w jej sercu. W ogóle nie spodziewała się tego, co się później wydarzyło, ale intuicja jej podpowiadała, że powinna zachować ostrożność w stosunku do nieznajomej.
Kimberly szybko przekonała się, że intuicja dobrze jej podpowiadała. Krew trysnęła z gardła pani Hoy, a ta upadła na ziemię, charcząc nieprzyjemnie.
Hart nie pisnęła. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Była przerażona, to prawda, ale potrafiła panować nad swoimi emocjami. Widziała chaos, jaki zapanował wśród jej rówieśników. Widziała okropny uśmiech na twarzy nagiej dziewczyny. Widziała też wyłaniających się z lasu innych ludzi, równie zaniedbanych, dzierżących w dłoniach przeróżnej maści przedmioty - noże, maczety, zauważyła nawet piłę.

Dalej, Kimberly, rusz się!

Wstała. Straciła poczucie czasu. Miała wrażenie, że zajęło jej to strasznie długo, choć zauważyła, że była jedną z pierwszych, którzy poderwali się ze swoich miejsc.
Widziała jak nauczyciele wraz z grupą uczniów wbiegają do jadalni. Zauważyła wśród nich Claire. Też chciała tam pobiec, ale wtedy spostrzegła Lulu siedzącą dalej w miejscu, zapewne sparaliżowaną strachem.
Kimberly, nie czekając, rzuciła się w jej kierunku. Kątem oka widziała, jak ktoś chlusnął w Lulu jakimś napojem. Musiała się do niej dostać. Nie mogła jej zostawić na pewną śmierć. Nie byłaby sobą. I gdyby udało jej się przeżyć, to pewnie nigdy by sobie nie wybaczyła.
Zamierzała pociągnąć ją za rękę, mając nadzieję, że ta podda się i po prostu da sobą kierować. Co potem? Jadalnia? Las? Kimberly nie miała pojęcia. Wiedziała, że zacznie uciekać tam, gdzie po prostu będzie miała okazję.
 
Pan Elf jest offline