Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2017, 23:55   #70
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
& Zombi

Dzień pierwszy, popołudnie

Głośna zabawa w ostrym słońcu znajdowała się wyjątkowo nisko na liście rzeczy, na które Samantha miałaby ochotę. Ledwo udało się jej tknąć obiad, a i to tylko dlatego żeby nie ściągać na siebie uwagi nauczycieli. Już i tak było źle, że zobaczyli ją w tak marnym stanie, świadczącym dobitnie o nocnym szaleństwie. Źle też było że Ves musiała się nią zajmować jakby Sam była małym dzieckiem. Nie była, chociaż odstawiony w domu bunt, bez wątpienia można było uznać za dziecinny. Teraz płaciła za swoje szaleństwa cenę. Gdy więc oficjalna część wycieczki się niejako skończyła i zostawiono ich samych sobie, ulotniła się szybko, kierując się z powrotem do domku. Nie widziała sensu w męczeniu się na siłę, skoro na poznanie ośrodka i terenów mieli tydzień. Do tego, skoro następnego ranka mieli chodzić po lesie to pasowało żeby była w pełni sił, a nie na wpół zdechnięta. Lubiła takie atrakcje. Ciszę przerywaną jedynie odgłosami przyrody a nie dźwiękiem klaksonów. Zapach liści i nasiąkniętej słońcem ściółki, zamiast smrodu spalin i rozgrzanego asfaltu. Dzikie zwierzęta zamiast… Cóż, zamiast dzikich zwierząt z miejskich dżungli. Myślenie o mieście przywiodło jej myśli ku planom, które miała związane z tą wycieczką. W obecnym stanie nie bardzo nadawałą się do trudnych rozmów, a i Ves gdzieś jej z oczu zniknęła, to jednak w końcu będzie musiała do niej zagadać. W głowie mnożyło się jej bowiem od domysłów, a to nie był dobry stan. Szczególnie teraz, gdy miała wrażenie, że traci panowanie nad swoim życiem i nie miało to nic wspólnego z tym, że dręczył ją kac. No i czy to słońce nie mogłoby świecić nieco słabiej? Jak nic, Sam była w szampańskim humorze gdy tak, z opuszczoną głową, drałowała w stronę schronienia, które wabiło pustką i łóżkiem.
- Parker - usłyszała przed sobą, a plama cienia pogłębiła się, jakby prócz drzew coś dodatkowo zasłoniło słońce. Padło jedno, proste i znane słowo, w obecnej sytuacji zwiastujące nic innego, prócz następnej porcji kłopotów. Wypowiadzano je suchym, męskim i lekko schrypniętym głosem, świszczącym przez nos przy wypowiadaniu miękkich spółgłosek. Jakby tego było mało, chwycono za ramię celem osadzenia w miejscu. Zakłócenia spokoju, opóźnienia momentu dotarcia do upragnionego azylu, znajdującego się prawie na wyciągnięcie ręki - majaczył gdzieś po lewo, przyciągając wzrok na podobieństwo zbawiennego magesu. Intruz również zwracał uwagę, choćby tym, że stał tak blisko. Wyższy, masywniejszy, z pewnością silniejszy. Ubrany nietypowo - w bluzę z długimi rękawami i spodnie moro o imponującej ilości kieszeni. Powyżej kołnierza z kapturem, znajdowała się twarz, przypatrująca się dziewczynie uważnie i w oczekiwaniu.
- Widziałaś Ves? - mając potwierdzenie zdobytej uwagi, Silva zadał pytanie.
Akurat gdy nie miała ochoty na żadne pytania czy rozmowy, musiał się nawinąć ktoś, kto taką ochotę miał. Nic zatem dziwnego, że zamiast zwyczajowo ułożyć usta w uśmiech i odpowiedzieć uprzejmie, całym zdaniem i w ogóle, jak dobrej koleżance przystało, wyczerpująco, zdobyła się tylko na ledwie widoczne skinięcie głową.
- Chyba poszła nad wodę - dodała do niego mruknięcie, spuszczając z powrotem głowę bo patrzenie w górę wiązało się ze zbyt bliskim kontaktem promieni słonecznych z przekrwionymi oczami. Że też musiał ją wypatrzeć teraz, a nie gdy miała szansę zamknąć drzwi za sobą i udawać że nie słyszy pukania. No bo drzwi do domków musiały mieć jakieś zamki… Nie sprawdziła, a powinna przecież, tylko że nie myślała zbyt jasno i takie tego były skutki.
Gdzieś nad jej głową rozległ się niechętny pomruk, uwagę oponenta przykuł brzeg jeziora, obsadzony kolorową hałastrą. Widok ten sprawił, że zazgrzytał zębami, przeskakując spojrzeniem po dalekich sylwetkach. Nie znalazł jednak tej, której szukał, bo prychnął i opuścił wzrok na trzymaną za ramię brunetkę. Otaksował ją spojrzeniem od góry do dołu, po czym znów prychnął, sięgając do kieszeni bluzy.
- Masz - wcisnął jej w dłonie parę okularów przeciwsłonecznych, o okrągłych idealnie czarnych szybkach.
Odruchowo zagięła palce utrzymując podarunek, zamiast go upuścić. Okulary? Jej był potrzebny sen, najlepiej długi, niczym nie przerywany sen. Względnie wymiana głowy, w zależności od tego co dałoby się szybciej i skuteczniej przeprowadzić. Nie miała przecież zamiaru tkwić w tym słońcu tylko czym prędzej z niego zejść.
- Po co mi one? - zapytała, chociaż było to raczej jęknięcie niż pytanie. - Idę spać, nie potrzebuję okularów, tylko chwili z dala od reszty. Czy oni muszą być tak głośno? - dorzuciła kolejne, jęczące pytanie zanim zdążyła się ugryźć w język. Narzekanie nie należało do jej zwyczajów, ostro się pilnowała żeby nie narzekać innym tylko być tą, której się narzeka. Kolejny dowód na to, że alkohol to jednak nie było dobre wyjście żeby sobie poradzić z problemami.
- Sorki… Dzięki… No to… pa? - wymuszała z siebie kolejne słowa, licząc na to że chłopak zdecyduje się iść i poszukać swojej przyjaciółki zamiast znęcać się nad nią. *
- Masz dwie opcje: spać w nich, albo z głową pod kołdrą. Drugiego nie polecam. Ugotujesz się albo porzygasz - usta Byrona skrzywiły się połowicznie, gdy przyglądał się jej męczarniom, choć nie był to uśmiech cyniczny. Bardziej zmęczony i autoironiczny. Poziomy ruch głowy kwitował co sądzi o widoku jaki miał przed oczami, reszty dopełnił nacisk na ramię, nakierowujący Sam idealnie w stronę wymarzonego schronienia… niestety z nadzorcą u boku.
- Woda to beznadziejny pomysł, potrzebujesz potasu. Sok pomidorowy. Leżenie w wyrze też głupota. Lepszy ruch. Spacer po świeżym powietrzu, z dala od chałasu. Bydło na plaży, po drugiej stronie masz zadaszone pole hokejowe. Kawa z cytryną też pomoże - mamrotał zamyślony, dzieląc uwagę między drogę przed sobą, a holowaną dziewczynę - Nigdy nie miałaś kaca, co?
Miała ochotę poprosić go żeby przestał gadać, ale nie bardzo miała na to siłę. W zamian próbowała wyciszyć jego słowa w swojej głowie, jednak jej umysł był już na tyle przyzwyczajony do wysłuchiwania ludzi i reagowania na ich potrzeby, że zwyczajnie odmawiał jej posłuszeństwa.
- Tobie się wydaje że ja mam na to siłę? - zapytała z całą ironią na jaką ją było obecnie stać. Nie komentowała tego wleczenia, w ogóle nie zwracała uwagę na bycie prowadzoną. Nałożyła jednak okulary witając przyciemniony świat z westchnieniem ulgi. I tak, nie obchodziło jej że to usłyszał.
- Co się ze mną ostatnio dzieje? - jęknęła, nie do końca zdając sobie sprawę, że wypowiada swoje myśli na głos. Wszystko wydawało się takie skomplikowane. Nagle, bez ostrzeżenia to co do tej pory było porządnie ułożone, zamieniło się w chaos pytań bez odpowiedzi, wątpliwości, podejrzeń i scenariuszy.
- Nie, nigdy - przyznała licząc na to, że jednak idą do domku, a nie na ten spacer o którym truł.
Odpowiedziało jej ciężkie westchnienie, po którym nastąpiła minuta ciszy. Szli w milczeniu, mijając kolejne kępy trawy i niskie trzaki, z symbolicznie rozsianymi, rachitycznymi drzewkami. Chłopak wyraźnie zwolnił, dostosowując tempo marszu do stanu niedyspozycji towarzyszki. Starał się być o krok przed nią, choć częściowo zasłaniając sobą wiszące nad drzewami słońce.
- Za drugim razem jest lepiej. Zazwyczaj - zamyślił się, wypatrując czegoś między chropowatymi pniami i prostokątnymi bryłami domków - Zależy ile wypijesz. Jak na pierwszy raz nieźle się trzymasz. Ja rzygałem jak kot w piwnicy przez pół dnia - parsknął i zaraz wzruszył ramionami, zbywając wątek. Zaczął za to kompletnie inny - Masz kłopoty? Chodzi o twoich starych? Upijasz się, chodzisz skacowana i unikasz ludzi… nie pasuje do ciebie ten schemat.
- Nie planuję drugiego razu - zapewniła, może nawet nieco zbyt gwałtownie. Tak, nie planowała ale życie ostatnio zdawało się uparcie spychać ją na takie właśnie nieplanowane ścieżki.
- Widać moje socjalizowanie się osiągnęło dno - dodała, niechcący wchodząc w warkliwy ton. Kolejna rzecz która do niej nijak nie pasowała. Powinna być miła, uprzejma, wyrozumiała i gotowa by wysłuchać. Zamiast tego warczała na Bay’a jak jakaś rozeźlona kotka. Przecież on chciał jej tylko pomóc a nie dogryźć. Przynajmniej tak się jej wydawało, bo jej obecne możliwości z zakresu oceny cudzych intencji pozostawiały wiele do życzenia.
- Sorki, nie chciałam, tylko… - Wysiliła się na wzruszenie ramion. - Nie wiem, wszystko się ostatnio komplikuje. Matce odwala, tatko… - zamiast dalszych słów z jej ust wyszło tylko długie, ciężkie westchnienie. - Może przeżywam spóźniony okres buntu albo coś w tym stylu. Wiem tylko, że wszystko zaczęło się wymykać spod kontroli w tempie szybszym niż jestem w stanie ogarnąć i… No i się sypie… Ja się sypię - dowód miał przy sobie, nie musiała chyba się tłumaczyć. W ogóle to… No właśnie, tłumaczyła się, zwierzała… Do czego to doszło? Nawet za dobrze nie znała tego chłopaka, a tu…
- Starszy ci nie mówił, że nie musisz być zawsze idealna? - Silva przeniósł uwagę na kroczacą obok dziewczynę, przyglądając się jej spod przymrużonych powiek. Oceniał bladą, pokrytą potem skórę, zaczerwienione i podkrążone oczy. Trawił zasłyszane słowa, szukając w nich czegoś więcej niż wydawało się na pierwszy rzut oka.
- Gorsze dni się zdarzają - w końcu odezwał się, choć wzroku nie odwrócił - Albo tygodnie. Miesiące. Różnie bywa. Matka coś ci zrobiła? A twój staruszek? Wydaje się spoko gościem, chyba wszyscy go lubią… dobra, przynajmniej tolerują.
Sam doskonale wiedziała, że idealna być nie musiała, co nie zmieniało tego, że zawsze starała się ideał osiągnąć. Na dokładkę szło jej to całkiem nieźle, przynajmniej do niedawna.
- Stale oczekuje że się stoczę - wyznała, opuszczając głowę tak nisko, że brodą prawie dotknęła klatki piersiowej. - Że zacznę pić, szlajać się i… No robić to wszystko co niby robią nastolatkowie. I wiesz… Nie wiem, nic do niej nie dociera, nie ważne jak się staram ona tego nie widzi. Jedyne co widzi to obraz mojego brata nałożony na mnie. Mam tego dość… Ciągłych oskarżeń, pouczeń i tego nadzoru jak w więzieniu. Sorki - uniosła nieco głowę by na niego zerknąć. - Pewnie wydaje ci się że robię widły z igły i w ogóle.
Nie dało się ukryć, że było jej głupio z tym, że się tak spowiada ale też pomagało takie gadanie z kimś, kto nie znajduje się w najbliższym kręgu znajomych rodziny, czy jej własnych.
- Boi się - coś w głosie Byrona zabrzmiało podejrzanie podobnie do szydery, ale szybko się ogarnął. Sapnął przez nos, wbijając ręce w kieszenie zielonych szturmówek. Zgarbił też plecy, jakby ktoś położył mu nagle na kark spory ciężar. Poruszał szczęką chcąc coś powiedzieć, lecz nim to się stało prawie zdążyli dojść do domku. Zostały ostatnie metry prostej, schodki i drzwi, a za nimi pusta przestrzeń drewnianych ścian, przedzielonych na parę sypialni.
- Boi się - powtórzył, puszczając Parker przodem - Ale to jej nie usprawiedliwia. Nie jesteś swoim bratem, żyjesz na własny rachunek. Jesteś od niego mądrzejsza, inna. Odpowiadasz za swoje błędy, nie jego. Nie ma odpowiedzialności zbiorowej i niech ci nie wmówią że jest inaczej. Twoja stara pieprzy bzdury, bo robi się jej lepiej i potem może walnąć “a nie mówiłam”. Pierdolenie. Każ jej się pierdolić - prychnął.
Oczami wyobraźni ujrzała twarz matki, tuż po tym jakby jej powiedziała, żeby się pierdoliła. Wizja była zarazem przerażająca i komiczna. Sam wybrała tą drugą wersję i parsknęła śmiechem. Śmiech był zdrowy, pomagał uporać się z problemami i rozładowywał napięcie, a tego teraz potrzebowała.
- Może kiedyś, jak mnie wystarczająco rozzłości - obiecała, wiedząc po doświadczeniach wieczoru, że moment ten zbliżał się wielkimi krokami. - Jeszcze nigdy jej nie odpyskowałam więc może to zadziała. Wiesz, takie mocne walnięcie. Na pewno będzie lepsze niż upicie się - stwierdziła, prowadząc ich do części domku, którą zajęły razem z Ves. Gdy tylko dotarła do swojego łóżka, opadła na nie z westchnięciem ulgi. Nie miała ochoty ruszać się z właśnie zajętego miejsca przez resztę dnia. Przez chwilę zastanawiała się jak pokierować dalszą rozmową. Nie znała Byrona za dobrze, głównie śledząc jego losy przez opowieści Vesny.
- A co z tobą? - zapytała w końcu, będąc pewna że pytanie to wiąże się z tematami poważnymi, na które nie do końca miała siłę, ale przecież nie mogła być samolubna i zrzucać na chłopaka swoich problemów, jednocześnie nie próbując pomóc mu w jego własnych.
- Na początku zawsze jest zaskok, gdy pierwszy raz się postawisz - uśmiechnął się półgębkiem. Bez najmniejszego zażeniowania przeszedł przez pokój, klękając przy stercie walizek należących do Chorwatki. Sięgnął ku tej ciemnobordowej i po chwili powietrze przeszył syk otwieranego suwaka. Grzebał w niej zawzięcie, marszcząc przy tym czoło i pierwszy raz unikając kontaktu wzrokowego. Wydawał się być całkowicie pochłonięty przeszukiwaniem bagażu, nie przeszkadzało mu to jednak robić użytku ze strun głosowych - Ze mną porządku. Bywało gorzej. Dzięki za te lody i że pomyślałyście… nie musiałyście. Ty nie musiałaś. Ves mówiła - zaciął się na mgnienie oka przy imieniu - że to był twój pomysł. Trzymaj - wyprostował się, ściskając w ręku niewielką szklaną butelkę, pełną mętnego, czerwonego płynu. Zamknął walizkę i przeszedł te dwa kroki, by wręczyć szkło dziewczynie.
- Wypij, zrobi ci się lepiej - zakończył z czymś, co przy dużej dozie dobrej woli mogło zostać uznane za uśmiech.
Sam odruchowo wyciągnęła rękę by przyjąć trunek. Mówiła mu przecież, że nie zamierza więcej pić, czy on jej w ogóle nie słuchał? Wbrew jednak własnemu postanowieniu i zdrowemu rozsądkowi, odkręciła butelkę i unosząc się nieco z łóżka, upiła solidny łyk. Reszta korzystała przy ognisku, to niby dlaczego ona nie mogła korzystać. No i to co Ves ze sobą przywiozła na pewno smakowało lepiej niż to co pili pozostali. Chyba…
- To był jej pomysł - wyparłą się szybko udziału, składając całą zaśługę na barki Chorwatki. - No i każdy chyba potrzebuje jakiejś odskoczni czy poczucia, że ktoś dba i się przejmuje. Troszczy… - Umilkła, rozkoszując się ciepłem alkoholu, które wypalało jej gardło. Było o wiele lepsze niż troski i zgryzoty, które ściskały żołądek, chociaż wciąż paskudne. Paliło je, niszczyło niczym ogień niszczył drewno w ognisku. - Jej na tobie zależy - dodała, posuwając się nieco dalej, poza obręb trzymania języka za zębami. Nie sądziła by była to dla niego nowość, więc też nie miała wyrzutów sumienia. Usiadła i poklepała dłonią miejsce obok siebie, sama zrzucając buty i siadając w czymś, co od biedy można by uznać za prostą pozycję lotosu. Bardzo prostą, taką dla kompletnych laików, od której jak nic ścierpną jej nogi i po której będzie wyć z bólu, ale to miało się dopiero wydarzyć więc się nie przejmowała. Nieprzejmowanie się zaczynało się jej nawet podobać. Dziwne było to, że jakoś wcześniej tego nie odkryła.
Przyjął zaproszenie po paru sekundach zwłoki, obracając twarz do okna i kręcąc głową. Usiadł w nogach mebla, wsuwając się aby móc oprzeć plecy o ścianę. Skrzywił się przy tym, szybko maskując bolesny grymas kaszlnięciem.
- Na tobie też - mruknął przymykając oczy i wzdychając nieznacznie. Wyglądał jakby nie chciał dodawać czegokolwiek, lecz się przełamał - Jej zależy na każdym. Jesteście podobne.
Sam wcale tak nie uważała. Ves w jej odczuciu wypadała lepiej niż ona sama, ale przecież nie będzie teraz prowadzić tej głupiej wymiany zdań i licytacji. Zamiast tego wzruszyła ramionami i upiwszy kolejny łyk, podała butelkę chłopakowi.
- To chyba zależy z której strony się patrzy.
- Bardzo boli? - zapytała po chwili milczenia, ignorując natrętny głos, że nie było to najdelikatniejsze pytanie i że powinna podejść do tematu ostrożniej, najpierw go… No właśnie co? Upić? Był to jakiś sposób na rozwiązanie języka, ale był też długotrwały i poniżej pasa, chociaż krótszy niż powolne budowanie zaufania. Z trzech opcji wybrała tą najszybszą, bezpośrednią i tak, nieco brutalną ale… Najwyżej każe jej nie wtykać nosa w nie jej sprawy, jakoś to przeżyje.
Chłopak stężał, zamierając na swoim miejscu, w pół ruchu mającego zakończyć się podniesieniem jabłka ze stolika przy łóżku. Zacisnął szczęki i nie patrząc na Sam, dokończył proces, chwytając czerwony, obły owoc wielkości pięści. Wgryzł się w niego, zując uparcie bardziej dla wymówki niż z głodu. Dzięki temu mógł zebrać myśli bez konieczności udzielania natychmiastowej odpowiedzi.
- Powiedziała ci coś, tak? - Przełknął w końcu i burknął, spoglądając prosto na nią - Gadałyście o mnie. Co ci powiedziała?
No i miała za swoje… Jej do tej pory niezbyt szczęśliwa mina, nabrała owego nieszczęśliwego wyrazu kilka kolejnych garści. Jako ze trunkiem wzgardził to sama napiła się znowu, porządnie, podobnie jak on jedzeniem jabłka, tak ona tym piciem tuszując zbieranie myśli. Chooolera…
- Że się martwi - wydukała w końcu, które to dukanie miała też co nieco wspólnego z ilością alkoholu którą właśnie przełknęła. Kolejna lekcja - pić małymi łykami. - I że masz problemy - wyjąkała kolejną, prawdziwą ale oskubaną ze szczegółów informację. Takie były najlepsze. Technicznie bowiem nie były kłamstwami, a jednocześnie nie zdradzały więcej niż było wskazane. idealny sposób wybrnięcia z bagna, w które sama wlazła.
- Nie gniewaj się na nią i… i nie mów jej że się wysypałam - poprosiła, czując już te zawroty głowy, które poprzedniego wieczoru się jej nawet spodobały. Podobały się i teraz, tylko nieco przeszkadzały w skupieniu.
- Ja pierdolę… - prychnął, obracając nadgryzioną kulkę w dłoni. Nagle stracił całą ochotę na jedzenie, ukryte pod skórą mięśnie szczęk pulsowały, zaciskane i rozkurczane w szybkim tempie. Jeśli przed momentem wyglądał na niezadowolonego, teraz sprawiałwrażenie, że ma ochotę coś rozwalić. Albo kogoś… ale został na miejscu, tkwiąc w z plecami przyklejonymi do drewnianych desek. Myślał, błądząc chaotycznie wzrokiem po wnętrzu pokoju i na niczym nie skupiając się dłużej, niż mgnienie oka.
- Nic mi nie jest, dobra? Jest ok, nie musisz się martwić… tak samo jak… poradzę sobie - skrzywił się, gryząc ze złością owoc. Przeżuł kęs i dopiero podjął wątek - Byłaś wczoraj u niej, zostawiłem syf w łazience. Pij - wskazał brodą na butelkę - Z nas dwojga ty wyglądasz gorzej… i nie rozpowiadaj dalej. To niczyja sprawa, jasne? Nikogo z nich - machnął ręką mniej więcej w kierunku plaży.
Przez sekundę czułą do niego urazę, za insynuację której się dopuścił. Przecież ona nigdy nie rozpowiadała o sprawach innych. Nigdy. Chyba że była w tak marnym stanie jak obecnie i udało się jej coś chlapnąć. To jednak był wyjątek, za który pewnie przyjdzie jej zapłacić.
Zgodnie z jego zaleceniem upiła kolejny łyk, po czym jednak uparcie wyciągnęła butelkę w jego kierunku.
- Jak dalej będę tak piła to znowu się upiję i jutro nie będę zdatna do niczego - poinformowała go nader poważnie, z lekkim tylko przeciąganiem słówek, którego jednak nie mogła całkiem opanować, mimo iż się starała. Nie chciała też jednak by jej mowa była niezrozumiała, czego by sobie chyba nigdy nie wybaczyła, takiego stoczenia, takiego… Takiego… Słowo umknęło jej złośliwie, sprawiając że panowanie objął gniew.
- I nie mam zwyczaju chlastać ozorem - warknęła z wyrzutem, mimo iż nie miała zamiaru pokazywać że ją jego słowa ubodły. - Jeżeli jednak potrzebujesz pomocy to… To nie wiem, może we trójkę coś byśmy wymyślili. Po to są przyjaciele, co nie? - uśmiechnęła się nieco niepewnie bo do przyjaciół to im chyba było daleko i to bardzo. Może ją i Ves dałoby się nazwać od biedy przyjaciółkami, ale ona i Bay? Nie, nie bardzo, chociaż zawsze można było popracować nad zacieśnieniem wspólnych relacji.
- Moglibyśmy robić za trzech muszkieterów - wyszczerzyła się, nie bardzo panując nad zmiennymi nastrojami. Dopiero była wściekła, a teraz chciało się jej śmiać. Chaos, kompletny chaos…
- Mam się chować za laskami? Świetnie - przyjął szkło, parskając pod nosem. Zamieszał nim napił się oszczędnie, szybko oddając je Sam - Poradzę sobie, ale dzięki. Ogarnę, nie masz się czym przejmować. Teraz to i tak lajtowo. Bywało gorzej. - uśmiechnął się połowicznie, nie komentując części o przyjaźniach, muszkieterach i trójcy wspaniałych. Przyglądał się za to jakby uważniej, skanując dziewczynę od czubka głowy, po wystające spod zgiętych kolan stopy. - Nie chlastasz ozorem? Szkoda - bezczelny wyszczerz nabrał pełnoprawnej mocy oraz barwy - Wtedy dopiero robi się ciekawie.
- Wtedy dopiero robi się wrogów - odburknęła. - Tatko zawsze powtarzał, że utrzymanie powierzonych tajemnic jest niezwykle ważne w relacjach z pacjentami. W ten sposób buduje się zaufanie, a zaufanie to podstawa - oświadczyła, unosząc dumnie głowę i prostując plecy, po czym pociągnęła z gwinta i wybuchnęła śmiechem. - Zawsze kieruję się jego zasadami i mi to wychodzi na dobre więc nie mogą być złe, co nie? A że nie jest ciekawie to… No nie zawsze musi być ciekawie, grunt że jest… że jest solinie. O opinię trzeba dbać, trzeba się starać i budować podwaliny. Gdy zostanę psychologiem, jak tatko to może mi się przydać. Wiesz, taka praktyka - tłumaczyła dalej, próbując jednocześnie rozplątać nogi, które przestała czuć. Zaraz też ów stan uległ zmianie, bynajmniej nie na lepsze. - Szlag by to… - jęknęła, próbując rozetrzeć mięśnie i przy okazji nie kopnąć siedzącego w nogach łóżka chłopaka. - Sorki za wyrażenie, ale cholernie zesztywniały - przeprosiła, na wpół krzywiąc się i śmiejąc. - Dlaczego chlapanie ozorem miałoby być ciekawe? Przecież przy takim chlapaniu można powiedzieć sto jeden rzeczy, których się później żałuje. Nic w tym ciekawego, a bardziej przerażającego. Czy ja właśnie chlapię ozorem? - zapytała, zanim ponownie przyłożyła szyjkę butelki do ust.
- Luzuj, nie masz się czym przejmować - mruknął odrobinę bardziej optymistycznie, niż do tej pory, jakby odłożył na bok trumienne wieko, pozwalając na dopływ świeżego powietrza do mózgu. Przyglądał się jej akrobacjom, aż do momentu, gdy uniósł pytająco lewą brew i pochylił się do przodu.
- Daj, pomogę ci - nie patrząc na sprzeciw wyciągnął ręce, łapiąc ją za kostkę i przyciągając do siebie. Zaczął rozcierać mięśnie od kostki po łydkę szybkimi, mocnymi ruchami - Relacje z pacjentami… tym dla ciebie jestem, pacjentem? - prychnął, a jego palce zataczały kręgi na spodzie nogi, pomagając przywrócić utracone czucie - Gierki, pantomimy, udawanie. Nie bawi mnie to. Lepiej walnąć prosto z mostu, zamiast bawić się w uprzejmości. Nie każdy jest twoim pajcentem, nie musisz go analizować, ani pomagać na siłę… ale co jak się tam kurwa znam - wzruszył lekko ramionami, spięcie i jemu zaczynało przechodzić. Śledził spojrzeniem pracę rąk, poświęcając temu zajęciu pozornie całą uwagę - Nie chlapiesz, coś ci leży na wątrobie. Wywal to, nie musisz trzymać w sobie całego syfu. Dobrze się najebać, dobrze się wygadać. Twój stary też ma kogoś, komu się żali i zwierza. Każdy tego potrzebuje, więc spoko. Gadaj. Pij. Klnij. Co ci potrzeba.
- Ja tak nie potrafię - zwierzyła się na bezdechu i wyraźnie czerwieńsza na twarzy niż była jeszcze chwilę temu i nie była to tylko i wyłącznie zaleta alkoholu. Nagle poczuła się niezręcznie w towarzystwie Byrona, które to uczucie zaraz przegoniła potrząsając głową i chichocząc pod nosem bo nie dość że się jej fajnie zakręciło w głowie to jeszcze dotarło do niej jak absurdalne były myśli, które na krótką chwilę zawitały jej pod czupryną.
- Wiem, zabrzmiało źle, nie wszyscy są pacjentami, ja tylko… Takie nastawienie jest chyba łatwiejsze, rodzi dystans, a dystans jest bezpieczny. Nadal można pomagać ale… No nie ma ryzyka. Widać jestem tchórzem bo tak mi akurat pasuje. Bliższe relacje rzutują na człowieka, mogą zranić i wpakować w kłopoty, a tak… Tak jest dobrze dla każdego. Dla mnie, dla ciebie, dla Ves, dla wszystkich - machnęła trzymaną w dłoni butelką prowizorycznie zataczając coś na kształt półkola, które miało oznaczać całą resztę nastolatków z ich klasy i nie tylko. - A ze tatko ma kogoś to wiem… - urwała, bo temat był grząski i przywołał na jej twarz zadumę i coś na kształt smutku. Zawsze to ona była tą osobą, a przynajmniej lubiła tak myśleć, a teraz… Teraz wcale nie była pewna tego, że nadal zajmuje to zaszczytne miejsce w jego życiu. - Chyba powinnam sama siebie zdiagnozować bo jak nic takie postępowanie prowadzi do problemów w zawieraniu bliskich znajomości, które z pewnością będą rzutować na moje dalsze życie. Teraz jednak… Sama nie wiem bo teraz wszystko jest wywrócone do góry nogami i kompletnie nad tym nie panuję. Masz przyjemne dłonie, wiesz? - walnęła bez ostrzeżenia, na sam koniec wywodu. No ale chciał prosto z mostu to miał, ona tylko dostosowała się do narzuconych przez niego zasad, prawda?
- Wiem - odparował bezczelnie, z samczym zadowoleniem układającym mięśnie twarzy w zębaty uśmiech. Doszedł z zabiegami do kolana, ugniatając stanowczo znajdujące się wokół stawu ciało. Ledwo skończył i wydawało się, że przejdzie wyżej, lecz miast tego naraz wzmocnił chwyt, szarpnięcie przyciągając kończynę do siebie, co zaowocowało ruchem całej brunetki, zmuszającym do przemieszczenia się bliżej niego.
- Sama robisz sobie pod górkę, za dużo myślisz - jak gdyby nie działo się nic niezwykłego, zarzucił jej nogę na swoje ramię, zabierając się do masowania uda - Wszystkiego nie przewidzisz, a życie jest jedno i to nie partia szachów. Daj na luz, idź na żywioł. Przestań się zamartwiać, bo ci odpierdoli. Szczypiesz się i nie chcesz nikogo ranić, ale czasem nie ma lepszej metody niż przypierdolić aby idiota poczuł. Zapamiętał lekcję - do dłoni dołączyły usta, znacząc skórę łydki w rejonie dostępnym dla głowy.
Była pewna, że gdyby jej myśli nie wirowały jak na jakiejś zwariowanej karuzeli to by znalazła logiczną, sensowną, a przede wszystkim rozsądną odpowiedź. Problem w tym, że to wszystko jej się teraz wyjątkowo zwinnie wymykało z ram rozsądku. Powinna kazać mu przestać, tego jednego była pewna. Powinna wyszarpać nogę, wycofać się i posłać go w diabły. Powinna… Osz cholera z tym co powinna…
- Na żywioł, tak? - jęknęła bardziej, niż powiedziała, bo z artykułowaniem słów także miała problemy. Nikt jej nigdy nie dotykał w ten sposób. Zawsze zawczasu ustawiała barierę, wyznaczała granice. Do tego… To był Byron, przyjaciel Ves, która… Niepewnie wyciągnęła rękę by dotknąć jego włosów. Delikatnie, ostrożnie, jakby był kobrą, a ona jej hipnotyzerem. Bała się tego co budziły jego dłonie i usta. Cholernie przerażała ją utrata kontroli, która wiązała się z pójściem za pragnieniami ciała, które do tej pory trzymała w ciasnej klatce, nie pozwalając sobie nawet na chwilę swobody.
- Gorąco tu - wyszeptała bo i było jej gorąco. Miała wrażenie że znajduje się na rozgrzanej do białości plaży, a jego dotyk i pocałunki są pieszczotami słońca, próbującego spalić ją na popiół. Powinna szukać schronienia w wodzie, a zamiast tego dolewała oliwy do tego ognia. Tak, za dużo myślała, to jedno było pewne.
Jej noga wróciła grzecznie na pościel, staczając się z barku chłopaka poprzez ramię i niżej, aż zręczna dłoń chwyciła ją i odłożyła ostrożnie na miejsce.
- Nic na siłę, pamiętaj - uspokajające słowa zawisły w powietrzu, dając furtkę na wypadek gdyby Parker zamierzała zmienić zdanie. Nie zamierzał jej zmuszać, nie o to w tym chodziło. Wyszczerz na niedogolonej gębie zmienił tonację, przechodząc w drapieżny grymas. Przymknął jedno oko gdy go dotknęła i przekręciwszy kark, wystawił łeb na dotyk, czerpiąc z niego radość przed dobrą minutę. Spokój i cisza, odcięcie od reszty i pozór bezpieczeństwa, oferowanego przez zamkniętą, osłoniętą przestrzeń. Znajdowali się pośrodku leśnej głuszy, w okolicy kompletnie innej od ich szarej, miejskiej codzienności. Magia chwili, w której zegar na parę uderzeń serca staje w miejscu.
- Nic na siłę - powtórzył, wyciągając rękę. Przyłożył ją do policzka, wodząc czubkami palców po miękkiej skórze od kącika ust poprzez żuchwę aż do ucha. W międzyczasie kciuk badał fakturę warg, głacząc je zwodniczo delikatnym ruchem.
- Śliczna z ciebie dziewczyna, wiesz? - spytał, strzelając oczami po poszczególnych detalach twarzy naprzeciwko, choć uwaga uciekała mu do okolic brody.
- Przeciętna - zaprzeczyła na bezdechu, bo tak jakoś nagle zaczęła mieć problem z równomiernym nabieraniem i wydalaniem powietrza. Serce waliło jej w piersi jakby dopiero co skończyła biegać. Czuła jak twarz i szyja płoną jej żywym ogniem. Nie żeby nigdy nie słyszała wypowiadanych przez chłopaków komplementów ale teraz było inaczej. Wcześniej miała swoje bariery, teraz stała odsłonięta. No, siedziała bardziej, jakby czepiać się szczegółów.
Pod wpływem dotyku jego dłoni przymknęła powieki rozkoszując się tymi nowymi doznaniami. Czy to sprawka alkoholu że każde muśnięcie czuła tak dokładnie? Przechyliła nieco głowę chcąc znaleźć się bliżej skóry jego dłoni, czuć każde zgrubienie, szorstkie i miękkie jej fragmenty. Dziwne ochoty ją nachodziły, nie ma co.
- Pocałuj mnie - rzuciła nagle, otwierając oczy. Prośba wypełzła sama, niekontrolowana. Zaskoczyła ją ale też… przyniosła ulgę. Kąciki ust uniosły się nieco nie zważając na obecność kciuka, a w oczach pojawiły wesołe błyski.
On za to nie wydawał się zaskoczony, ba!, w szybkim zmrużeniu powiek wyczytała radość. Więcej nie dała rady zaobserwować, bo chwycił ją za ramiona i pociągnął, jednocześnie przybliżając się samemu. Pchnął w jedna stronę, z drugiej pociagnął, a świat dziewczyny zawirował, gdy obrócił ją, kładąc na łóżku głową do siebie. Pozbawione uwagi nogi wylądowały na poduszce, kołdra zleciała na podłogę.
- Śliczna - Silva wyszczerzył się tryumfalnie, opadając na nią, choć zamiast przygnieść - zawisł na zgiętych rękach nad jej ciałem jakby zamierzał robić pompki. Na temat poprawki językowej miał własne zdanie. Wyraził je więc i przeszedł do działania, nie dając pojawić się kolejnej negacji. Znalazł miękkie wargi smakujące sokiem pomidorowym wymieszanym z wódką. Wpierw postawił na delikatność, badając językiem przód jej zębów i czekając na zaproszenie do głębszej zabawy.
Samantha czuła się kompletnie skołowana ale i szczęśliwa. Zmiana pozycji przebiegła tak nagle i gwałtownie i obfitowała w tyle zawirowań w jej głowie, że nie mogła powstrzymać śmiechu. Śmiech ten szybko został urwany, gdy twarz Byrona znalazła się blisko jej twarzy. Oddech znowu zamarł jej w piersi, a serce powróciło do prób wyrwania się na wolność poprzez rozerwanie jej klatki piersiowej. Nie potrafiła się całować, nie miała pojęcia jak powinna się więc zachować. Myśli znowu zaatakowały wyrzucając jej głupią odwagę i propozycję, na która nie była wcale przygotowana. Skoro jednak powiedziało się A… Rozchyliła nieznacznie usta jednocześnie podejmując próbę muśnięcia wargami jego warg. Nieśmiałą próbę wyraźnie ukazująca jej brak doświadczenia, który jednak nie mógł jej powstrzymać. Jakaś część jej samej chciała tego szaleństwa, domagała się go i była gotowa walczyć by osiągnąć swój cel. Ręce znalazły drogę do jego barków, a następnie do szyi i wyżej, błądząc palcami przy linii włosów i w pobliżu uszu. Podobało się jej to co czuła. Delikatna skóra, napięte mięśnie wyraźnie wyczuwalne pod tą wątłą barierą. Włosy miał przyjemne w dotyku, miękkie, zapraszające do tego by się nimi pobawić. Zabawa z kolei sprawiła że w gardle zaczął się jej rodzić pomruk. Jeszcze niezbyt głośny, ot dające o sobie znać mruczenie kota, jednak z każdą chwilą silniejszy. Karmił się setkami nowych bodźców, które docierały do Sam i zalewały jej umysł wizjami, na które normalnie nigdy by sobie nie pozwoliła. To było szaleństwo i z jakiegoś powodu cieszyła się z tego, że potrafi być szalona, potrafi uwolnić się z klatki i ożyć, bo to właśnie teraz robiła, wychodząc chłopakowi na przeciw i ruszając własnym językiem na odkrywczą wyprawę.

 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 10-07-2017 o 00:00.
Grave Witch jest offline