Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2017, 23:57   #71
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
& Zombi

Trwali tak, padając się wzajemnie i smakując. Łącząc oddechy, wpierw ostrożnie, lecz w każdą sekundą coraz niecierpliwiej. W ruchy wdarły się pierwsze gwałtowniejsze spięcia mięśni, szarpnięcia i zaciśnięcia dłoni. Pozycja zajęta przez chłopaka była jednak na dłuższą metę męcząca.
- Poczekaj - sapnął gdy ich usta się rozdzieliły. Zeskoczył z łóżka, kierując się ku drzwiom. Zamknął je, wyjrzał dla pewności przez okno. Niespodziewane wizyty w podobnym momencie nie należały do zdarzeń preferowanych, potrzebowali spokoju i intymności, nie randomowych gapiów, zwłaszcza jeśli opinia dziewczyny miała pozostać niezmnieniona. Wystarczyła jedna głupia plotka, aby zniszczyć komuś życie, a ludzie uwielbiali plotkować.
- Bierzesz tabsy? - spytał, ściągając w miedzyczasie bluzę. Po niej przyszła pora na koszulkę, tym razem z krótkim rękawem.


Skórę pleców szpeciła cała kolekcja blizn i zadrapań. Część z nich zdążyła się zaleczyć i zblednąć, jeszcze inne wciąż pozostawały czerwonymi pręgami. W okolicach żeber odznaczały się fioletowo-żółte, podbiegłe krwią sińce.
- Nie… - zdołała wyjąkać prostując się do pozycji siedzącej i próbując nad sobą zapanować. Nie miała potrzeby brania czegokolwiek, aż do tej chwili. Już miała się do tego przyznać gdy chłopak zaczął ściągać ubranie. Pospiesznie zakryte dłonią usta zdołały wypuścić z siebie jedynie cichy, zduszony okrzyk. Niby Sam powinna być na taki widok przygotowana, w końcu Ves mówiła jej o jego problemach ale nie sądziła, że sprawa jest aż taka poważna. Tak, ta krew w umywalce nie wyglądała błaho ale jednak…
- Bay… - zerwała się na nogi i zdecydowanie chwiejnym krokiem ruszyła w jego stronę. - Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz? To powinien obejrzeć lekarz - nawijała z troską, śledząc wzrokiem ślady zostawione przez ojca chłopaka. Nie potrafiła zrozumieć jakim człowiekiem trzeba było być by tak traktować własnego syna. Ostrożnie, nie chcąc urazić żadnej z nowych ran, dotknęła jego ciała w miejscu, w którym widniał jeden ze starszych siniaków.
- Tak nie można - wyszeptała, czując że się jej zbiera na łzy. - Nie wolno - dodała, sunąc ku kolejnemu siniakowi, omijając świeże dowody znęcania się. Miała ochotę go przytulić ale bała się że zrobi mu krzywdę, w końcu jednak uznała że jak będzie go traktować niczym delikatne jajko to jak nic Byron zareaguje gniewem i ją od siebie odepchnie, a tego przecież nie chciała. Starając się być możliwie delikatną, przylgnęła do niego otulając rękami i wplatając dłonie we włosy.
Obserwował ją, gdy do niego szła. Słuchał potoku słów, zaciskając przy tym szczęki. W końcu gdy go objęła, prychnął ironicznie i złapawszy ją za biodra, podrzucił do góry. Skrzywił się przy tym, jakby nagły wysiłek sprawił mu ból, ale było to chwilowe i szybko minęło, a nim dziewczyna zdążyła spaść, złapał ją tak, że zawisła nogami w powietrzu.
- Witaj w świecie poza Matixem, Neo - zaśmiał się, krzywiąc usta w rozbawionym uśmieszku, niesięgajacym oczu - te pozostały uważne i skupione. Obserwowały z bliska twarz dziewczyny, by zejść niżej na szyję oraz dekolt. Dopiero wtedy spojrzenie mu złagodniało.
- Nic mi nie jest, bywało gorzej - pocałował ją krótko, niosąc na powrót do łóżka. Posadził na brzegu materaca, a zwolnione dłonie błyskawicznie powędrowały do przodu, wślizgując się pod jej ubranie. Zaczęły od dołu, błądząc w okolicach brzucha i bioder, aż wreszcie zniecierpliwione spoczęły na dwóch wypukłych półkulach, przyciagających zarówno uwagę, jak i dłonie oraz usta. Te ostatnie zaś żyły własnym życiem, atakując łapczywie drobniejszego przeciwnika.
Sam nie bardzo mogła sobie wyobrazić “gorzej”, już teraz wydawało się jej, że jest wręcz tragicznie. Czuła, że powinna coś zrobić tylko nie bardzo wiedziała co. Nie mogła iść z problemem do nauczycieli, mogła tylko do ojca, ale ten chwilowo był poza zasięgiem no i już w sumie wiedział o całej sprawie. Może gdy wrócą okaże się że udało mu się coś wymyślić? Dalsze przemyślenia i snucie planów zostały jednak szybko odłożone na bok. Przegoniły go jego ręce i usta, zostawiając w jej głowie chaotyczną plątaninę oderwanych od siebie myśli i pragnień. Przede wszystkim pragnień, które skutecznie tłumiły wszelkie sprzeciw niosące racje. Zdając się na wyraźnie bardziej doświadczonego partnera, sama także rozpoczęła ostrożną wędrówkę po jego ciele, poznając je delikatnymi posunięciami palców. Każde zadrapanie, wypukłość, każdy mięsień i nierówność. Z każdym kolejnym bodźcem przewagę brało pragnienie, które zwykle posłusznie siedziało w kącie, gdzie je zwykle przeganiała. Pragnienie to umiejscowiło się teraz w dole jej brzucha sprawiając że niecierpliwie zaczęła domagać się większej ilości pieszczot, bliższego połączenia, ugaszenia tego ognia, który został rozpalony. Z jej na wpół otwartych ust wyrwały się westchnienia, które w miarę postępu działań Byrona, przemieniały się w jęki. Zniecierpliwiona złapała brzeg koszulki i szybko przełożyła ją przez głowę. Zaraz za nią jej ciało opuściła ostatnia zapora, która broniła dostępu do górnych jego partii. To było czyste szaleństwo, wiedziała, ale nie chciała go przerywać.
Silva obserwował jej działania, a uśmiech na jego twarzy stawał się coraz szerszy w tych chwilach, w których jego usta nie stykały się z mniejszym, delikatniejszym torsem. Klęczał przed nią, dzięki czemu prawie zrównali się wzrostem. Już nie musiał badać go przez materiał, z czego skrupulatnie skorzystał, sprawdzając smak i fakturę owej pary magicznych wypukłości, naturalnie skupiających uwagę dłoni i warg na spółkę z językiem. Jeździł po nich palcami, ugniatając i podrażniając w rytm jej oddechu. To gładził, to podszczypywał jasną skórę, kciukami masując okrężnie sterczące guziczki sutków. Ujął każdą pierś w dłoń od dołu, jakby chciał je zważyć, poczuć ich ciężar. Mruczał przy tym z zadowolenia gdzieś na wysokości jej obojczyka, znacząc go serią pocałunków od mostka po ramię i z powrotem. Wydawał się w pełni pochłoniety owym zajęciem aż do chwili, gdy z trudem, ale oderwał się od niej, podnosząc głowę na wysokośc jej twarzy. Sapał przez nos, a rozszerzone podnieceniem oczy lśniły, patrząc prosto w oczy Sam, po wargach błąkał się uśmiech.
- Tego też nigdy wcześniej nie robiłaś, prawda? To nic, nic nie szkodzi. - powiedział przybierając troskliwy ton, wieńcząc zapewnienie pocałunkiem. Dłonie zaciśnięte na jej ciele pchnęły delikatnie do tyłu, sugerując aby się położyła. - Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy… jest dobrze, odpręż się.
O dziwo uwierzyła mu, opadła plecami na łóżko i przymknęła oczy. Pewnie powinna je trzymać otwarte by śledzić jego poczynania ale po co, skoro mogła je czuć. Tak też było ciekawiej, bardziej… zmysłowo, tak to było dobre określenie. Odprężyć jednak się nie mogła, stale bowiem w jej głowie wirowały myśli uparcie pytające czy na pewno robi wszystko jak powinna, czy przez swoje niedoświadczenie nie sprawi mu przykrości albo co gorsze on stwierdzi że to jednak był błąd, że ona się nie nadaje, że…
- Nie mam pojęcia co powinnam robić - wyszeptała, chociaż z teoretycznego punktu widzenia jej wiedza nie była uboga. Tyle tylko, że wiedza teoretyczna sprawdzała się zwykle tylko na papierze, gdzie wszystkie zasady były jasne i przejrzyste. Tu i teraz nic nie było ani jasne, ani przejrzyste. Wszystko było jednym wielkim chaosem, a ona niezbyt dobrze radziła sobie otoczona nieładem. Może gdyby była w stanie myśleć logicznie to by z tego wybrnęła, odnalazła właściwe zwroty w swojej głowie, znalazła sposoby by nie wyglądać i nie zachowywać się jak kompletna świeżynka. Tyle że logika umykała jej, gdy tylko podejmowałą próbę pochwycenia jej w swoje dłonie. Wina nie leżała jednak tylko w niej. Dłonie i usta Bay’a także miały w tym swój udział i to wcale nie mały. Najprościej było się temu wszystkiemu poddać, przestać opierać i myśleć, na to jednak miała chyba za mało alkoholu w krwioobiegu.

Wkrótce okazało się, że miała go w sobie dość by nie tylko przestać się opierać działaniom Bay’a ale także przestać myśleć. Nowym odkryciom towarzyszyły chwile uniesień ozdabianych tłumionymi na siłę wyrazami zadowolenia to jednej, to znów drugiej strony. Popołudnie to okazało się być pełne życiowych lekcji z rodzaju tych bardzo, bardzo przyjemnych ale i wymęczających, szczególnie że Sam nie była w najlepszej formie o czym udało się jej zapomnieć na te chwile spędzone z Byronem na wzajemnym poznawaniu swoich ciał, ich szczegółów, czułych punktów, a także punktów które sprawiały że miało się wrażenie rozpadania na drobne kawałeczki. Nie miała pojęcia kiedy usnęła, wtulona w jego posiniaczone ciało i absolutnie spokojna. Gdy Ves obudziła ją na kolację, Bay’a nigdzie nie było za co w sumie była mu wdzięczna. Musiała sobie całkiem sporo poukładać w głowie, gdy więc reszta zdecydowała się oddać zabawie, ona zrezygnowała z niej na rzecz porządnego odpoczynku.




Nocka, dzień drugi

Po wycieczce i rozmowie, Sam była w całkiem niezłym humorze, który nieco tylko przygaszony został przez zaproszenie na imprezę urodzinową. Najchętniej by zrezygnowała ale wiedziała doskonale że takie zachowanie dałoby podłoże do plotek i większego zainteresowania jej osobą, czego wolała uniknąć. Z tego też powodu, chociaż z fałszywym uśmiechem na twarzy, pojawiła się na przyjęciu i wytrwała na nim dokładnie tyle, ile trzeba było.
Powrót do domku w towarzystwie Ves był najlepszym zwieńczeniem całego dnia. Tak przynajmniej myślała, dopóki nie dostrzegła swojego gościa. Wtedy też dotarło do niej że przecież nie wspomniała o niczym swojej przyjaciółce, zbytnio zajęta odzyskiwaniem dobrych stosunków między nimi. Nie sądziła także że Bay zakradnie się do ich domku. Najwyraźniej jej wiedza o stosunkach między chłopakami i dziewczynami była znacznie mniejsza niż początkowo sądziła. Pewnie, wiedziała wiele o kłopotach w takich związkach, o radościach też sporo bo w końcu o jednym i drugim nasłuchała się do przesytu. Teraz jednak sama przeżywała, a raczej zaczęła przeżywać to wszystko o czym dotąd tylko słyszała i wciąż miała pewne problemy z przyswojeniem sobie tego faktu. Pytania kotłowały się w jej głowie gdy tak stała niczym słup soli i nie mogąc się zdecydować co dalej, spoglądała to na Ves która zaczęła się zbierać by dać im pobyć trochę w samotności, to na wyłożonego wygodnie na jej łóżku chłopaka. No właśnie… Chłopaka w jej łóżku, ponownie… Nie mogła tego zobaczyć ale za to wyraźnie poczuła jak jej policzki zmieniają swój odcień na krwiście czerwony. Wspomnienia poprzedniej wizyty Bay’a w domku napłynęły do niej jak żywe. Wszystkie odczucia, pragnienia, smaki i… Oddech wpierw zamarł jej w piersi, po czym przyspieszył by doścignąć galopujące serce. Powinna być rozsądna, powinna zachowywać się dojrzale, powinna… No tak, na dobrą sprawę nie do końca wiedziała co powinna. Przyzwoitość nakazywała poproszenie go by wyszedł. Pragnienie nakazywało podbiec do niego, usiąść na nim i wbić wargi w jego usta.
[i]- Bay, oszalałeś? Jak cię nakryją to… [i/] -zaczłęa idąc za podszeptami przywoitości, po to tylko by zakończyć prowadzona za rączkę przez pragnienie serca. Szybko, nie chcąc marnować czasu między teraz, a chwilą w której ktoś jednak ich nakryje, ruszyła w stronę łóżka przysiadając na jego brzegu i… I tu skończyła się jej pewność siebie. Opuściła głowę i uśmiechając się niepewnie, zadała pytanie, które tłukło się jej po głowie odkąd go zobaczyła i które świadczyło o tym, że naprawdę powinna nad sobą popracować.
- Dlaczego przyszedłeś?

Odpowiedź otrzymała wkrótce i była to jedna z tych odpowiedzi, których się nie zapominało do końca życia.



Przed obiadem i obiad, dzień trzeci.


Świat był piękny, piękny był też ten dzień i w sumie nastawienie Sam sprawiało, że nie było nic, co byłoby w stanie zniszczyć jej nastrój. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszelkie problemy zaczęły blednąć niczym noc o świcie. Nagle miała do dyspozycji Ves, która stała się jej najlepszą przyjaciółką. Miała też Bay’a i dzięki niemu czuła że żyje. Po rozmowie z ich wspólną przyjaciółką ostatnie “ale” i “co gdy” zniknęły pozostawiając miejsce tylko na szczerą radość, która wręcz promieniowała z Samanthy. Byron towarzyszył im zarówno na śniadaniu jak i później, znikając z Sam na jakąś godzinkę wśród zieleni drzew i krzewów. Nie oddalili się zbytnio, ot na tyle by zejść z oczu reszcie. Rozmawiali o sprawach ważnych i tych mniej, a później na nowo oddali się badaniu własnych ciał, ich czułych punktów i tego jak smakują okraszone promieniami słońca i nasycone wonią lasu. Gdyby ktoś zapytał Sam o najszczęśliwsze chwile jej dotychczasowego życia, te właśnie znalazłyby się w pierwszej piątce. Po powrocie złapali Ves i razem udali się nad jezioro gdzie Bay usadowił się w cieniu pod drzewem, a one skorzystały z dobrodziejstwa przyjemnie chłodnej wody, która gasiła żar rozgrzanych ciał. Żaru jednak, który czuła Samantha nie była w stanie ugasić.

Zanim się obejrzeli przyszedł czas na obiad. Sam zajęła miejsce przy Bay’u, z którego drugiej strony usadowiła się Ves. Trzej muszkieterowie. I wszystko było wręcz doskonałe bowiem nadzwyczaj łatwo było ignorować to, co nie było. Jak chociażby dziwne zachowanie Holy.
Nieco ciężej przyszło zignorować to, co wydarzyło się w trakcie obiadu, a co roztrzaskało w drobny mak tą bańkę szczęścia, która od poranka otaczała Samanthę. Krew… Przemoc… Strach… Żadne z tych rzeczy nie pasowało do jej pełnego słodyczy świata, w którym spędziła ostatnie godziny. Bardziej pasowało do humoru z jakim tu przyjechała i do tej beznadziei która jej wtedy towarzyszyła. I do tego Lulu… Samantha miała nie lada problem z wyborem co robić i kogo ratować. Najchętniej zabrałaby Vesnę i Bay’a i zwiała byle dalej od zagrożenia, ale przecież nie mogła zostawić koleżanki. Najwyraźniej też nie była jedyną, której los Lulu leżał na sercu. To z kolei tworzyło okazję do tego by pozwolić sobie na samolubną decyzję, na która jednak pozwolic sobie nie mogła.
- Bay, weź Ves i biegnijcie do lasu, będę tuż za wami - poinformowała, ściskając ramię chłopaka, a następnie ruszyła na pomoc Lulu i Kimberly po drodze łapiąc za pierwszy lepszy nóż jaki się jej trafił. Bała się, pewnie że się bała, tylko skończony głupiec by się nie bał w obliczu podobnej sytuacji. Strach jednak miał też to do siebie że potrafił produkować całkiem spore ilości adrenaliny, która nadawała ruchom szybkości i siły. Tego właśnie Sam teraz potrzebowała. Jeżeli jednak Lulu sprawiałaby kłopoty, a tamci ludzie zaczęliby się zbliżać, to Samantha nie miała wątpliwości że wybierze swoje życie i czym prędzej ruszy za Byronem i Vesną. Nie była świętą tylko nastolatką, nie zamierzała umierać męczeńską śmiercią tylko po to żeby ocalić jedno życie. Za bardzo zależało jej na Bay’u. Zbytnio przywiązała się do Vesny. Taka była cena opuszczenia barier i dopuszczenia ich do siebie. Przestała być obiektywna, przestała myśleć głównie o tym jak pomóc innym. Jej myśli skupiały się teraz głównie na tych dwóch osobach, resztę pozostawiając daleko z tyłu. Z tego też powodu starała się mieć ich na widoku gdy ruszyła po Lulu. Tak, żeby wiedzieć gdzie biec czy uda się jej namówić dziewczynę do ruszenia tyłka, czy nie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline