Zając struchlał, zemdlał prawie
gdy rudzielca zauważył,
schować się nie uda w trawie,
krzyczeć też się nie odważy…
„Och mamusiu – koniec życia” –
myśli drżąc i czując dreszcze
„więcej już nie będę kicał,
a tak chciałbym pożyć jeszcze…”
Jest młodości przywilejem
optymizmu pewna miara
zając więc wciąż ma nadzieję,
że go nie dosięgnie kara;
Bo zajączek młody, głupi,
w sercu też naiwność nosi
„może skóry mi nie złupi
gdybym grzecznie go poprosił?...”
„Może nie zje na śniadanie?
Może jest już po posiłku?
Może tutaj nie zostanie?” –
zaczął pocić się z wysiłku…
W stronę krzaków bał się spojrzeć,
łepek przykrył łapką zdrową
bał się by tam nic nie dojrzeć
jednak widział to i owo.
Gdy majtnęła kita ruda
mały znowu poczuł dreszcze
„Ojej – uciec się nie uda…”-
i wbrew sobie – zaczął wrzeszczeć.
Wrzeszczał, darł się w niebogłosy
sam się zdziwił, że tak da się…
Rozpaczliwe te odgłosy
miały bardzo wielki zasięg.