Jack spokojnie sobie stał i słuchał co reszta ma do powiedzenia. Nie śpieszyło się mu. Spokojnie dopalił szluga, odchylił bęben rewolweru i sprawdził stan naboi, po czym go zabezpieczył i wpatrywał się w hangar.
Dało mu to dość czasu do zapoznania się ze stanem hangaru, który de fakto podobnie jak ich transport był w całkiem opłakanym stanie, jak i z stanowiskami pozostałych "załogantów" i pilota. Co tu dużo mówić...
Pierwszy pilot był szurnięty, ale praktyczny. Gdyby to od niego zależał to zleciłby robotę komuś innemu i sam by się wyłgał, ale nie... pilocik wziął sprawy w swoje ręce i zaproponował im deal który będzie ich kosztować. Cóż, skoro chciał sobie brudzić ręce to będzie musiał płacić. Nie mnie był stuknięty na swój sposób, a to oznaczało, że trzeba będzie uważać...
Kyle z kolei był... sobą. Czyli nadpobudliwym dzieciakiem którego myślenie nie wybiegało poza następny obiad i to co widzi przed oczami... ehh... będzie trzeba jakoś to obmyśli by na wypadek WTSHTF go się pozbyć w taki sposób by nie zagrażało to misji. Nie mniej mógł być przydatny.
Nowy, jak sam się przedstawił RJ, zdawał się być człowiekiem pragmatycznym, a jego wiek dodawał do tego odczucia. Mógł się okazać bardzo przydatny i zdecydowanie Cyrulik miał zamiar trzymać go blisko siebie. Zaradny i rozumiejący Tortugę. Tak, dokładnie takiego człowieka potrzebowali.
Mika natomiast była jak zwykle konkretna i bezpośrednia. Uśmiechnął się na tą myśl kącikiem ust. To mogła być zabawna znajomość, choć chyba zaczęła dziewuszka tracić cierpliwość. Coś co podzielał, ale on był Cyrulikiem, a Cyrulik nigdy nie traci zimnej krwi.
- Zbieramy się i trzymamy planu RJ. - ogłosił zebranym - Jesteś bystry pilot, na pewno masz trochę paliwa na wypadek gdyby trzeba było omijać "przeszkody" na trasie od A do B. Resztę obgadamy jak już znajdziemy dziuplę na tego rupcia.