Grzmot warknął pod nosem. Palce zacisnęły się na stylisku topora i maczugi. Nie dość, że musiał walczyć obok orków i szkieletowych pokrak to te jeszcze zdecydowały się splunąć im w twarz na okazaną łaskę. Krew zawrzała w nim na widok tak perfidnej zdrady i dał temu wszystkiemu upust w prostych żołnierskich słowach.
-
Kurwa jego w dupę jebana przez kozę mać! Jak dorwę tego zielonego skurwysyna to mu jaja wtłoczę do rzyci toporem i zakręcę kilka razy!! Do stu krzywych kutasek i martwych dziwek zrobię mu z odbytnicy pochodnie!!
Wywrzeszczał to wszystko niemalże na jednym dechu. Nie było co próbować udawać, że ich tutaj nie ma. Dało się słyszeć, że oddział orków ich otaczał.
-
Kargul, Olaf ze mną kurwa, przebijamy się do Walkirii a potem do gołębnika. I tak jesteśmy już w głębokim gównie, postarajmy się więc wyciągnąć trochę zabawy – uśmiechnął się szalenie. Jego oczy błyszczały na samą myśl o nadchodzącej walce, oraz zapewne śmierci. Nie przewidywał jednak tego losu dla swoich towarzyszy.
-
Draug i Esmond wy lepiej spierdalajcie czym prędzej do reszty. Może uda się wam gdzieś zabunkrować gdy my będziemy ich odciągać. A wy … - spojrzał z pogardą na towarzyszące im orki. Cały szacunek jaki nabył dla Balkazara uleciał niczym dym z ogniska –
róbcie sobie co chcecie, tylko nie właźcie mi pod topór.
Grzmot ruszył z bojowym okrzykiem wprost na biegnących w jego kierunku orków. Broń nastawił do morderczego tańca pełnego krwi, zniszczenia oraz śmierci. Radosnej, takiej jaka powinna towarzyszyć wojownikowi. Dopóki starczyło mu płuc darł się w niebogłosy niczym niedźwiedź polarny. Potem zaś był tylko świst kling i mlaskania rozpłatywanego cielska.
Ruch
__________________
you will never walk alone