- Ktoś z Panami chce się widzieć - oznajmił rano karczmarz, podając posiłek. Kładąc na stole miski z żurem, ruchem głowy wskazał na przylegający do sali biesiadnej niewielki alkierz.
W środku siedział Radny Magirius. Wyglądał źle: był blady i roztrzęsiony, co kontrastowało z jego wyglądem z dnia powszedniego. Na niewielkim stoliku stała flaszka brendy, z której radny często korzystał. Podnosząc kieliszek do ust, musiał panować nad drżeniem rąk.
- Gdy Teugen przybył tu z Nuln - Magirius przeszedł od razu do sedna. - Powiedział nam, że z naszą pomocą jego magia wywrze wpływ na ekonomię całego Imperium. Bogenhafen stanie się wielkie, większe nawet od Marienburga, a my wszyscy będziemy tak bogaci, jak to się nam nawet nie śniło. Właśnie dlatego powstało Ordo Septenarius, którego niższe kręgi są niczym innym jak zasłoną dymną.
- Wszystko szło zgodnie z planami Teugena aż do chwili, gdy odkryliście świątynię pod biurami Steinhagera. Poinstruowano mnie, bym Was zwodził - żebyście przestali się tym interesować, tak, aby cała sprawa mogła się toczyć swoim torem.
- Rytuał odbędzie się dziś w nocy. Nie wiem jeszcze gdzie, ale powiadomię Was tak szybko, jak tylko będę mógł. Teugen powiedział, że do poświęcenia świątyni potrzebna jest ofiara z człowieka, a jak dla mnie to już za wiele. Nie zdawałem sobie sprawy, że ktoś musi zostać zabity. Musicie mi pomóc. Pójście do władz nic nie da. Są pod kontrolą Teugena i Wewnętrznej Rady. Jesteście moją jedyną nadzieją.
Na potwierdzenie swoich słów, Magirius zostawił bohaterom list, który zabrał z domu Teugena, po czym szybko pożegnał się i wyszedł, tłumacząc, że nie chce aby ktokolwiek widział go w ich towarzystwie.