Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2017, 00:43   #229
Raist2
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Wolny czas


Oliver pożegnał się ze wszystkimi, z chłopaki z jego grupy i z alfy. Podszedł ostrożnie do swojego auta które stało dwie przecznice dalej, tak by nie było widać że tacha z sobą karabin. Gdy był już przy otwartym bagażniku wyjął magazynek z broni i odłożył zarówno ją jak i jego na swoje miejsce. Po zamknięciu bagażnika, wsiadł do samochodu i ściągając kominiarkę ruszył do garażu na mieście zamienić Pontiaca na Doga, oczywiście w budynku przebierając się spowrotem we wcześniejsze ciuchy, zabrał także Kleiva ze sobą. Spojrzał się jeszcze na rysę z boku auta, trzebą będzie oddać do lakiernika, rano, po odwiezieniu Amber do szkoły.
Do domu dojechał koło pierwszej, gdy córka już dawno spała, w progu jak zwykle przywitał go Cesar, jedyne zwierzę która na sam jego zapach nie ucieka, nie szczeka lub nie chce go ugryźć. Wziął szybki prysznic by zmyć z siebie pot, po czym położył się spać, nie kłopocząc już się kolacją, późno już było a jutro i tak miał sporo zajęć.

O szóstej rano obudził go budzik, wstał na poranny jogging, jak w każdy weekend o tej godzinie, w tygodniu trochę później, najpierw musiał wtedy zawozić Amber do szkoły. Po godzinie biegania razem z psem, przyszła pora na godzinę w domowej siłowni a następnie oczywiście prysznic. Ubrał się w białe buty czarną podeszwą, białe spodnie i fioletową koszulę oraz zegarek na srebrnej bransolecie. I poszedł przygotować śniadanie, zrobił jajko sadzone na bekonie z grzankami, podał akurat jak Am schodziła ze schodów, jeszcze nie gotowa, jak zwykle.
- Chodź chodź, śniadanie. - zawołał ją.
Dziewczyna tylko ziewnęła i usiadła na swoim miejscu i nic nie mówiąc zaczęła jeść. Jeszcze się do końca nie obudziła.
- Jak zjesz będę musiał pojechać do lakiernika. Szybko załatwię i wrócę.
- Dobrze tato. - odpowiedziała niemrawo.
Po śniadaniu poszedł do Vipera zawieźć go do lakiernika, przedtem opróżniając i chowając zawartość skrytki z bagażnika.

- Witaj Dave. - wyciągając dłoń przywitał się z właścicielem warsztatu.
- Siema Oli. Jak tam? - mężczyzna w średnim uścisnął podaną dłoń.
- A powolutku, nie narzekam. U ciebie?
- Też dobrze, interes się kręci. Nie narzekam. Z czym przyszedłeś?
- Szkoda gadać, drobnostka. Chodź pokażę Ci. - Oliver zaprowadził znajomego do Dodga pokazać rysę na boku - Jakieś zazdrosne dzieciaki porysowały
- Nooo, nie ładnie to wygląda. Zajmiemy się tym.
- Byłbym wdzięczny gdyby jutro rano był do odbioru.
- Rano może ciężko. Nie wiem, nie wiem.
- Zapłacę ekstra.
- Zobaczymy co da się zrobić, ale nic nie obiecuję.
- Dobra dzięki. - Oliver dał kluczyki Dave’owi i wyciągnął dłoń no porzegnanie.
- Zadzwonię jak będzie gotowy. Narazie.
- Narazie.
Oliver zamówił sobie taxi by go zawiozła do domu.

Posiedział chwilę w domu dotrzymując towarzystwa córce. Oczywiście jak to z nastolatkami bywa, jakoś nie kwapiła się mocno do wspólnego spędzania czasu, lepiej sobie z tym radziła Allison, dziewczyny szybko podłapały wspólny język.
Zadzwonił dzwonek u drzwi. O wilku mowa, Allison przyszła ich odwiedzić.
- Cześć brat.
- Cześć Alli.
- Dawaj wchodź.- zaprosił siostrę do środka - Amber! Ciocia Allison przyszła!
Posiedzieli chwilę w salonie gadając na luźne tematy.
- Alli, posiedzisz chwilę z Amber? Ja muszę jechać do klubu i restauracji. - zapytał się w pewnym momencie.
- Pewnie, jedź. My tu sobie pogadamy na babskie tematy. - puściła oko bratanicy.
- Dzięki. Kochana jesteś.

W klubie jak i w restauracji nie zabawił długo. Dowiedział się szybko co słychać, jak się sprawy mają. Interesami nie On się zajmował, zatrudniał kogoś od tego, On był tylko właścicielem, wykładał i zgarniał pieniądze.

Następnie pojechał do Dantego, Teurga z Loży Księżyca z prośbą o zbadanie Kleiva.
- Witaj Panie Dante. - skłonił głowę w geście przywitania.
- Witaj Panie Cole. Co pana do mnie sprowadza? Nie przyszedłby pan do mnie gdyby nie chciał pan czegoś. - starszy mężczyzna siedział za starym, dębowym zdobionym biurkiem. Jak na gust Olivera zbędny przepych, jak i cały dom. Jego plemiennicy lubowali się w czymś takim.
- Przychodzę z prośbę o zbadanie tego artefaktu. - podszedł z zawiniątkiem do biurka, odwinął je i pokazał Kleiva szamanowi - Zdobyty na sługach Żmija, zanim zacznę go używać chciałbym się upewnić że jest to bezpieczne.
Mężczyzna przyjrzał się sztyletowi, pomruczał coś pod nosem.
- No dobrze. Ale co ja mam z tym wspólnego? - zapytał się spowrotem opierając się o oparcie fotela.
- Wzmocnienie plemienia nie wystarczy? Ewentualny kolejny Kleiv w rękach kogoś ze Srebrnych Kłów. - Oliver uśmiechnął się do rozmówcy.
Pan Dante postukał palcami w blat stołu, i po chwili zastanowienia w końcu się odezwał.
- Dobrze, zostaw to. - zajął się jakimiś papierami na biurku nie zwracając już uwagi na Olivera.
Cole kiwnął głową, zostawił zawiniętego Kleiva na biurku i ruszył do wyjścia. Wiedział, że Dante o tym nie zapomni, spodziewał się też że w jakiś sposób to wykorzysta.

Sms z wezwaniem na parking dostał jak już siedział w domu, przy kolacji. Na parking miał nie więcej jak dziesięć minut więc mógł spokojnie pozwolić sobie na skończenie jedzenia.

Parking


Na parking zajechał czarny Chrysler 300C z którego po chwili wyszedł Oliver. Był minutę przed czasem. Zabrał ze sobą Berettę 96A1, schowaną w kaburze z tyłu pasa, wciąż był też ubrany w strój z rana. Przywitał się z Mastersem zdawkowym skinieniem głowy, widać było od razu że nie darzy go ciepłym uczuciem, a szacunku miał dla niego tyle ile wymaga się do starszego. Cóż można powiedzieć, jednak plemię i na Oliverze odcisnęło swoje piętno. Z Michael’em i z Billem za to przywitał się podając każdemu dłoń.
Po wysłuchaniu rozkazu skinął głową na znak zrozumienia.
- Tak jest. - dodatkowo odpowiedział krótko.
Odwrócił się do chłopaków.
- Ja proponuję żebyś Ty Bill jechał za nami, a ja w szoferce obok Michael’a. - spytał się spojrzeniem czy się zgadzają, nie widząc protestów wsiadł do limuzyny.

Oliver już chciał łapać za kierownice, ale kumpel jakoś sobie poradził.
- Masz farta że Masters nie przyjął tego do siebie. - skomentował całą sytuację z telefonem - Nie chciałbyś by się zdenerwował.

- Jakim smrodem? Ja nic nieprzyjemnego nie czuję. Fakt, nie ma koło Ciebie typowego zapachu, ale nic co by przeszkadzało. - odpowiedział Billowi z przyjacielskim uśmiechem na ustach.

- Nie boję się o to. Najpierw musiałbym mieć żonę czy dziewczynę. A o takiej nic mi nie wiadomo. A u Ciebie z tym jak? Jakaś dziewczyna co mogła by być zazdrosna na nocne wypady z innymi laskami? - odpowiedział Michaelowi.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 13-07-2017 o 18:32.
Raist2 jest offline