Wolny czas
Oliver pożegnał się ze wszystkimi, z chłopaki z jego grupy i z alfy. Podszedł ostrożnie do swojego auta które stało dwie przecznice dalej, tak by nie było widać że tacha z sobą karabin. Gdy był już przy otwartym bagażniku wyjął magazynek z broni i odłożył zarówno ją jak i jego na swoje miejsce. Po zamknięciu bagażnika, wsiadł do samochodu i ściągając kominiarkę ruszył do garażu na mieście zamienić Pontiaca na Doga, oczywiście w budynku przebierając się spowrotem we wcześniejsze ciuchy, zabrał także Kleiva ze sobą. Spojrzał się jeszcze na rysę z boku auta, trzebą będzie oddać do lakiernika, rano, po odwiezieniu Amber do szkoły.
Do domu dojechał koło pierwszej, gdy córka już dawno spała, w progu jak zwykle przywitał go Cesar, jedyne zwierzę która na sam jego zapach nie ucieka, nie szczeka lub nie chce go ugryźć. Wziął szybki prysznic by zmyć z siebie pot, po czym położył się spać, nie kłopocząc już się kolacją, późno już było a jutro i tak miał sporo zajęć.
O szóstej rano obudził go budzik, wstał na poranny jogging, jak w każdy weekend o tej godzinie, w tygodniu trochę później, najpierw musiał wtedy zawozić Amber do szkoły. Po godzinie biegania razem z psem, przyszła pora na godzinę w domowej siłowni a następnie oczywiście prysznic. Ubrał się w białe buty czarną podeszwą, białe spodnie i
fioletową koszulę oraz zegarek na srebrnej bransolecie. I poszedł przygotować śniadanie, zrobił jajko sadzone na bekonie z grzankami, podał akurat jak Am schodziła ze schodów, jeszcze nie gotowa, jak zwykle.
-
Chodź chodź, śniadanie. - zawołał ją.
Dziewczyna tylko ziewnęła i usiadła na swoim miejscu i nic nie mówiąc zaczęła jeść. Jeszcze się do końca nie obudziła.
-
Jak zjesz będę musiał pojechać do lakiernika. Szybko załatwię i wrócę.
-
Dobrze tato. - odpowiedziała niemrawo.
Po śniadaniu poszedł do Vipera zawieźć go do lakiernika, przedtem opróżniając i chowając zawartość skrytki z bagażnika.
-
Witaj Dave. - wyciągając dłoń przywitał się z właścicielem warsztatu.
-
Siema Oli. Jak tam? - mężczyzna w średnim uścisnął podaną dłoń.
-
A powolutku, nie narzekam. U ciebie?
-
Też dobrze, interes się kręci. Nie narzekam. Z czym przyszedłeś?
-
Szkoda gadać, drobnostka. Chodź pokażę Ci. - Oliver zaprowadził znajomego do Dodga pokazać rysę na boku -
Jakieś zazdrosne dzieciaki porysowały
-
Nooo, nie ładnie to wygląda. Zajmiemy się tym.
-
Byłbym wdzięczny gdyby jutro rano był do odbioru.
-
Rano może ciężko. Nie wiem, nie wiem.
-
Zapłacę ekstra.
-
Zobaczymy co da się zrobić, ale nic nie obiecuję.
-
Dobra dzięki. - Oliver dał kluczyki Dave’owi i wyciągnął dłoń no porzegnanie.
-
Zadzwonię jak będzie gotowy. Narazie.
-
Narazie.
Oliver zamówił sobie taxi by go zawiozła do domu.
Posiedział chwilę w domu dotrzymując towarzystwa córce. Oczywiście jak to z nastolatkami bywa, jakoś nie kwapiła się mocno do wspólnego spędzania czasu, lepiej sobie z tym radziła Allison, dziewczyny szybko podłapały wspólny język.
Zadzwonił dzwonek u drzwi. O wilku mowa, Allison przyszła ich odwiedzić.
-
Cześć brat.
-
Cześć Alli.
-
Dawaj wchodź.- zaprosił siostrę do środka -
Amber! Ciocia Allison przyszła!
Posiedzieli chwilę w salonie gadając na luźne tematy.
-
Alli, posiedzisz chwilę z Amber? Ja muszę jechać do klubu i restauracji. - zapytał się w pewnym momencie.
-
Pewnie, jedź. My tu sobie pogadamy na babskie tematy. - puściła oko bratanicy.
-
Dzięki. Kochana jesteś.
W klubie jak i w restauracji nie zabawił długo. Dowiedział się szybko co słychać, jak się sprawy mają. Interesami nie On się zajmował, zatrudniał kogoś od tego, On był tylko właścicielem, wykładał i zgarniał pieniądze.
Następnie pojechał do Dantego, Teurga z Loży Księżyca z prośbą o zbadanie Kleiva.
-
Witaj Panie Dante. - skłonił głowę w geście przywitania.
-
Witaj Panie Cole. Co pana do mnie sprowadza? Nie przyszedłby pan do mnie gdyby nie chciał pan czegoś. - starszy mężczyzna siedział za starym, dębowym zdobionym biurkiem. Jak na gust Olivera zbędny przepych, jak i cały dom. Jego plemiennicy lubowali się w czymś takim.
-
Przychodzę z prośbę o zbadanie tego artefaktu. - podszedł z zawiniątkiem do biurka, odwinął je i pokazał Kleiva szamanowi -
Zdobyty na sługach Żmija, zanim zacznę go używać chciałbym się upewnić że jest to bezpieczne.
Mężczyzna przyjrzał się sztyletowi, pomruczał coś pod nosem.
-
No dobrze. Ale co ja mam z tym wspólnego? - zapytał się spowrotem opierając się o oparcie fotela.
-
Wzmocnienie plemienia nie wystarczy? Ewentualny kolejny Kleiv w rękach kogoś ze Srebrnych Kłów. - Oliver uśmiechnął się do rozmówcy.
Pan Dante postukał palcami w blat stołu, i po chwili zastanowienia w końcu się odezwał.
-
Dobrze, zostaw to. - zajął się jakimiś papierami na biurku nie zwracając już uwagi na Olivera.
Cole kiwnął głową, zostawił zawiniętego Kleiva na biurku i ruszył do wyjścia. Wiedział, że Dante o tym nie zapomni, spodziewał się też że w jakiś sposób to wykorzysta.
Sms z wezwaniem na parking dostał jak już siedział w domu, przy kolacji. Na parking miał nie więcej jak dziesięć minut więc mógł spokojnie pozwolić sobie na skończenie jedzenia.
Parking
Na parking zajechał czarny Chrysler 300C z którego po chwili wyszedł Oliver. Był minutę przed czasem. Zabrał ze sobą Berettę 96A1, schowaną w kaburze z tyłu pasa, wciąż był też ubrany w strój z rana. Przywitał się z Mastersem zdawkowym skinieniem głowy, widać było od razu że nie darzy go ciepłym uczuciem, a szacunku miał dla niego tyle ile wymaga się do starszego. Cóż można powiedzieć, jednak plemię i na Oliverze odcisnęło swoje piętno. Z Michael’em i z Billem za to przywitał się podając każdemu dłoń.
Po wysłuchaniu rozkazu skinął głową na znak zrozumienia.
-
Tak jest. - dodatkowo odpowiedział krótko.
Odwrócił się do chłopaków.
-
Ja proponuję żebyś Ty Bill jechał za nami, a ja w szoferce obok Michael’a. - spytał się spojrzeniem czy się zgadzają, nie widząc protestów wsiadł do limuzyny.
Oliver już chciał łapać za kierownice, ale kumpel jakoś sobie poradził.
-
Masz farta że Masters nie przyjął tego do siebie. - skomentował całą sytuację z telefonem -
Nie chciałbyś by się zdenerwował.
-
Jakim smrodem? Ja nic nieprzyjemnego nie czuję. Fakt, nie ma koło Ciebie typowego zapachu, ale nic co by przeszkadzało. - odpowiedział Billowi z przyjacielskim uśmiechem na ustach.
-
Nie boję się o to. Najpierw musiałbym mieć żonę czy dziewczynę. A o takiej nic mi nie wiadomo. A u Ciebie z tym jak? Jakaś dziewczyna co mogła by być zazdrosna na nocne wypady z innymi laskami? - odpowiedział Michaelowi.