Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2017, 23:31   #46
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Popijała drobne łyczki jabłkowego trunku i siedziała cicho, próbując ułożyć sobie w głowie wydarzenia ostatniej godziny. Dziwne, wciąż nie wytłumaczone zachowanie chłopaka gryzło ją, niczym upierdliwy komar, który zdawał się nigdy nie mieć dość krwi. Dlaczego tak się zachowywał, skąd ta siła, ta wytrzymałość. Najbardziej przerażało ją to, że Lest nie mógł sobie z nim poradzić. On zawsze sobie radził i to z każdym. Nie raz widziała jak jednym ciosem potrafił rozwalić faceta dorównującego mu posturą i budową ciała. Był twardy jak stal. Do tego Simon, może nie tak napakowany jak starszy Thorne, ale przecież nie cherlak. Co było nie tak z tym dzieciakiem? Najgorsze jednak było to, że najwyraźniej, o ile podejmą decyzję towarzyszenia temu całemu Rogers’owi to skierują się w to samo miejsce, w którym “diabeł” zaatakował tego latynosa. Bo tak sprawę przedstawiła jego matka, o ile Jess nie myliła faktów, co biorąc pod uwagę zmęczenie które czuła po tej całej akcji nie mąciło jej myśli.
- O co w tym wszystkim chodzi? - mruknęła pod nosem, pytanie zadając bardziej szklance niż któremukolwiek z siedzących przy barze mężczyzn, czy też barmance. Wzdrygnęła się też przy tym, jakby jej się nagle zimno zrobiło, bo i zrobiło. Masochistyczny umysł podsyłał jej oderwane od siebie obrazy, emocje i wrażenia, których doświadczyła, a które wryły się głęboko w jej psychikę. Ten strach, niepewność, ten mrok nocy… Miała ochotę skulić się pod kocem z latarką w obu dłoniach i zasnąć w tym swoim małym, bezpiecznym skrawku świata. Odpłynąć i nie myśleć, nie czuć, nie być. Problem w tym, że nawet światło latarki nie było w stanie oddzielić jej od koszmarów, które z pewnością nadejdą. Z tego też powodu nadal uparcie tkwiła na stołku, zamiast pójść w ślady innych i zwinąć się do pokoju. Bała się tej chwili, w której trzeba będzie zamknąć oczy i oddać we władanie snu.
- Co mu się stało? - zapytała głośniej, przechylając się w stronę lekarza. Jej dłonie kurczowo obejmowały szklankę, jakby się bała że tej też zaraz odbije i ją zaatakuje. Nie bała się oczywiście, a jedynie chciała ukryć drżenie dłoni, do którego zadania szklanka nadawała się znakomicie.

- Odbiło mu. Totalnie mu odwaliło. - pokręcił głową Simon wzruszając ramionami. Dopił swój kieliszek i stuknął nim o blat. Ana uśmiechnęła się i be pytania dolała mu mętnej cieczy ponownie.

- Nie. Powalony czy nie, nie miałby takiej siły. Widziałeś jak się rzucał? - Lester od razu pokręcił głową i choć też wpatrywał się dotąd smętnie w swoją szklankę przy pytaniu spojrzał na młodszego brata. Ten wzruszył znowu ramionami z miną pt. “No co ja mogę?”

- Może był na jakichś prochach? - zaproponował po chwili myślenia młodszy Thorne. Starszy zastanowił się nad tym. - Na prochach to bywa tak, że rękę na kimś połamiesz, kości ci strzelą a ty tego nie czujesz. Dopiero potem. Pamiętasz jak nas gonili tam na tym zadupiu co bzyknęliśmy córeczki pastora? No i tam przecież tamten koleś rozwalił szybę w samochodzie gołą ręką. Nawet gadaliśmy potem o tym. - Simon przypomniał jeden z wcześniejszych epizodów jakie rodzeństwo razem swego czasu przeżywało.

- Nie wiem. - burknął w końcu Lester bawiąc się swoim kieliszkiem tocząc go po blacie baru w jedną i drugą stronę. - Wiem, że jak kogoś zdzielę to powinien paść. Niektórzy faktycznie są twardzi i się potem jeszcze dają radę podnieść. Ale ten szczyl? Widziałeś go? Gdzie on niby by miał mieć te siły? We dwóch nie mogliśmy go rozwalić a jeszcze Jess potem doszła i nam pomagała. W pale się to nie mieści! - starszy z braci ofuknął młodszego. Ten rozłożył w odpowiedzi ręce zgadzając się z nim ale chyba pomysły na jakieś rozwiązania tej zagadki mu się chwilowo chociaż skończyły.

Najwyraźniej nikt nie znał odpowiedzi na nurtujące wszystkich pytanie, co wcale nie poprawiało humoru. Nikomu.
- Może tu chodzi o to co jego matka plotła? - rzuciła pomysłem, który się jej plątał po głowie, zaraz też uniosła na wszelki wypadek dłonie. - To tylko taki luźny strzał ale od tego się chyba zaczęło. Co to było? Coś o diable chyba… Może było w tym więcej prawdy niż tylko jakieś latynoskie ględzenie? Lest, my się tam w końcu wybieramy czy nie? Bo jak tak to chyba będzie się trzeba mieć na baczność nie tylko jeżeli chodzi o Brown’a - dodała, powracając dłońmi do szklanki, którą następnie opróżniła jednym haustem. Atmosfera przy barze i w samej sali, zaczynała jej działać na nerwy. Wciąż czuło się tu pozostałości po wypadkach tego wieczoru, co wcale nie pomagało w uspokojeniu się ani w zebraniu myśli. Sama jednak do pokoju wracać nie chciała bo na samą myśl o tym dostawała gęsiej skórki. Do głowy przychodziły jej scenariusze, w których dzieciak jednak wydostaje się na wolność i dołączają do niego matka i córka. Czasami miała ochotę wyłączyć funkcję myślenia, jednak póki co nie udało się jej znaleźć odpowiedniego przycisku. Może gdyby się porządnie zalała to by się udało? Z tą myślą stuknęła lekko szklanką dając znać barmance żeby uzupełniła panujące w niej braki.

- Diabeł. Oni na 1000 rzeczy i zagrożeń to się powołują na diabelskie sprawki. Więc nigdy nie wiadomo o co chodzi naprawdę. Tak jak teraz. Cholera wie o co jej chodziło. - Simon wzruszył ramionami na znak, że nie jest pewny nawet gdy dany fragment wypowiedzi latynoskiej matki powtórzył i zrozumiał prawidłowo i słowo w słowo.

- Wybieramy się tam gdzie jest Brown. A Brown jest na drugim brzegu. Ten czaruś mówił, że go widział i brzmi to sensownie. - odpowiedział zawziętym głosem Lester nie mając zamiaru zmieniać zdania co do jutrzejszych planów. - Ten bachor i jego rodzinka zostaną tutaj to nie będziemy musieli nimi się martwić. A jeśli staną mi na drodze to ich rozwalę. - dodał po chwili i na końcu poklepał dłonią po swojej kaburze by pokazać jak bardzo dosłownie ma zamiar pokonywać trudności.

Ani słowa Simnona, ani Lestera nie poprawiły jej humoru. Nadal miała wątpliwości co do wyprawy i związanych z nią zagrożeń. Pewnie, chciała dorwać Browna, ale też wolałaby nie ryzykować spotkania z tym czymś co spowodowało atak chłopaka. Problem polegał na tym, że jak Lest się na coś zawziął to zwykle osiągał swój cel, bez względu na przeciwności. Mogła zatem próbować dalej przekonywać go do swoich racji albo mogła porządnie przygotować się na jutrzejszy dzień. Cokolwiek na nich czekało, miała nadzieję że będzie się to dało zlikwidować kulą w łeb.
- No dobra, dobra… Wychodzi na to, że sami się przekonamy na ile jej opowieści były prawdziwe, a ile z nich to jakaś ich bujda. Na razie jednak ja mam dość - stwierdziła stanowczo, po czym zwróciła się do barmanki. - Butelkę, na wynos - zamówiła z wyraźnym zamiarem urżnięcia się w trupa w pokoju. Nie sama jednak… - Idziecie, czy wolicie tu tkwić? - rzuciła pytaniem w braciszków, podnosząc tyłek z barowego krzesła. Nie chciała iść sama do pokoju ani tkwić w nim sama mając za towarzyszkę butelkę i latarkę, ale tkwić w obecnym miejscu też nie miała ochoty. Na zewnątrz wyjść nie mogła bo było ciemno, więc z trzech marnych wyborów wygrał ten, który chociaż prywatność zapewniał na wypadek gdyby się całkiem rozpadła pod wpływem nerwów, strachów i alkoholu.

Dwaj bracia spojrzeli poprzez profil Jess na siebie nawzajem. - Jebać to. - mruknął starszy z braci i wstał ze swojego stołka biorąc kurtkę do ręki. W międzyczasie Ana podała Jess butelkę którą dotąd ich obsługiwała. Alkohol miał swoją moc więc nawet na kilka dziobów jakie dotąd butelka obsłużyła nadal było go całkiem sporo by pozostałej trójce zaszumiało pod kopułką. Simon coś jeszcze mówił do Any ale też powstał i ruszył do pokojów za pozostałą dwójką doganiając ich na schodach. Razem weszli po schodach i razem wpakowali się do pokoju dotąd zajmowanego przez Jess. Bracia bez żenady rozgościli się wewnątrz niezbyt dużego pokoju. Lester siadł na łóżku, Simon zostawił wolne miejsce dla Jess a sam siadł na małym stołku opierając się o ścianę dla poprawienia wygody.

Jessica była niezmiernie wdzięczna, że jej jednak nie zostawili. Dopóki byli razem byli w stanie stawić czoła wszystkiemu, w co wierzyła niezachwianie. Wszystkiemu, a zatem także koszmarom czekającym tuż za zamkniętymi powiekami. O ile, oczywiście, nie załatwi się podświadomości tak, żeby nie była w stanie wyprodukować niczego przerażającego, co dało się zrobić. Pić jednak, jak nieraz mawiali bracia, najlepiej było w towarzystwie. Samotne oczyszczanie butelki nie miało tej samej mocy i nie dawało podobnych efektów. Ba, zdarzało się nawet że działanie takiego środka było przeciwne od zamierzonego i zamiast kończyć w bezsennej pustce, lądowało się w miejscu, w którym wszystko malowane było czarną farbą.
Zajmując miejsce na łóżku obok Lestera, bez zbędnego czekania skorzystała z zawartości butelki, a następnie posłała ją w ruch, podając najstarszemu z Thornów.
- Myślicie że dorwiemy jutro Brown’a? - rzuciła pytanie, które nie wiązało się z dzieciakiem, mimo iż najchętniej rozdrobniłaby sprawę chłopaka na czynniki pierwsze, a następnie powoli ją złożyła do kupy. Może wtedy to wszystko nabrałoby sensu. Tyle tylko, że nie była pewna czy braciom spodobałoby się dalsze drążenie sprawy, którą każde z nich najchętniej zostawiłoby za sobą. Niestety, uparte myśli nie chciały się poddać, co nie znaczyło, że Jess zamierzałą dac im wygrać. W razie czego miała butelkę i przyjemne ciepło, które rozlewało się po ciele za każdym razem gdy z niej korzystała. Ciepło i powoli rosnące otumanienie, tłumiące idące z myślami emocje.

- Nie wiadomo. Brown jest cwany i wie, że go ścigamy. - odpowiedział Lester po pociąnięciu z butelki. Zmarszczył brwi w zamyśleniu a Simon swoje również choć u niego było to pewnie oznaką irytacji za przetrzymywanie szkła. - Ale jak ten słodziutki Kyle nie ściemniał to Brown tu był. I za czymś się tu kręcił. Więc nadal może się kręcić a jak się kręci to zostawi jakiś ślad. - Lesterowi zebrało się na gadanie więc niespiesznie mówił dalej nie zauważając ponaglającego spojrzenia młodszego brata.

- Dawaj szkło. I co? Myślisz, że ściemniał z tym, że zna czy widział Browna? - Simon nie wytrzymał i zanim powiedział swoje upomniał brata o zastopowanie alkowego obiegu.

- Nie pyskuj. - mruknął kompletnie nie stropiony starszy brat. Ale po chwili pewnie niesamowicie irytującej go zwłoki podał mu butelkę. - Na moje oko był zbyt zestrachany by ściemniać. Zresztą wiemy i bez niego, że Brown tu był albo miał być. Nie wiemy czy przebył na drugą stronę rzeki bo to wiemy tylko od tego Kyle’a. Ale równie dobrze możemy poszukać tam jak i gdziekolwiek indziej. - starszy z braci wzruszył ramionami a młodszy po łyknięciu wieczornej kolacji podał z powrotem butelkę do Jess.

Jess pokiwała głową zgadzając się ze słowami Lestera. Już od dłuższego czasu nie mieli tak świeżego śladu i szansy na to żeby w końcu dorwać tego skurwiela. Tylko że…
- Szkoda że z tej latynoski nie dało się niczego więcej wydusić - powiedziała, obdarzając młodszego braciszka przepraszającym uśmieszkiem znad brzegów szyjki butelki, z której to zaraz pociągnęła. Nie jego wina że nie był w stanie zrozumieć tego jej jazgotu. Nikt przecież, a raczej ona nie wymagała od niego płynnej znajomości języka. Tyle tylko, że gdyby dało się wycisnąć z tej kobiety więcej to może by zdołali ustalić gdzie konkretnie jest teraz Brown, oraz co czekało na nich na drugim brzegu. No, poza diabłem, bo tą informację już przecież mieli. Diabel… Dla każdego mógł być inny, a nawet przybierać coraz to nowe twarze. Taki chociażby Brown, jak na gust Jess, nadawał się całkiem do tego by go tym mianem określić, wiedziała jednak że wielu z chęcią określiłoby tym mianem jej braciszków. Pojęcie to, jak widać, było względne. Ciekawość jednak zostawała, tląc się i parząc. Czym było to coś, co zaatakowało chłopaka?
- Tak, szukać możemy, tylko żebyśmy się przez tego całego Kyle’a nie wpakowali w większe bagno. Ten facet działa mi na nerwy. Jest jak szczur… - Wzdrygnęła się bo jakoś nigdy specjalnie tych gryzoni nie lubiła i upiła kolejny łyk, mimo iż była to kolej Lestera. Jakby dopiero sobie o tym przypomniawszy, podała mu butelkę podwijając nogi i obejmując je rękami. Brodę złożyła na kolanach i zaczęła uparcie wpatrywać się w mrok widniejący za oknem. Było jej już całkiem przyjemnie, nieco senni i jakoś tak błogo. Jak nic alkohol działał, dodając do tych sensacji także lekkie zawroty głowy ale z rodzaju tych przyjemnych. Jej usta wygięły się w leniwy uśmieszek.
- Gdzie ruszymy gdy już załatwimy tą sprawę? - zapytała nawijając na palec pukiel włosów i przysuwając je do nosa. Wciąż pachniały szamponem i świeżością, który to zapach sprawił że zachichotała na wspomnienie o wydarzeniach towarzyszących kąpieli. - Może odwiedzimy Vegas, co? Jeszcze tam nie byliśmy, a przecież tyle się słyszy o tym mieście. Co wy na to? Na pewno znajdzie się tam jakaś fucha - zaczęła snuć plany, zerkając to na Lestera, to na Simona i z powrotem.

- Może i szczur. - Lester sięgnął po butelkę i przygryzł wargę wpatrując się z niewidzacym wzrokiem w ścianę nieco nad głową brata. - Ale z takimi szczurami jest tak, że jak boją się ciebie bardziej niż kogoś innego albo mają w tym swój interes to będą robić co chcesz. - powiedział gdy przemyślał słowa rusznikarki. Upił łyka z butelki i znowu przetrzymywał szkło. - A temu napędziłem stracha nieźle. Powiedział co wiedział. Nawet jakby jakoś pracował dla Browna to mój nóż czy lufa jest teraz zdecydowanie bliżej niż jego. Poza tym sam łaził, że szuka ludzi do eskorty na drugi brzeg. Z tamtym mięśniakiem też gadał zanim go nie zgarnąłem. Dlatego myślę, że mówi prawdę. Jak nie to jest to tak pojebane, że nie wiem jakby to teraz sprawdzić. Najprościej po prostu pojechać z nim tam jutro i mieć go na oku. - powiedział Lester i w końcu podał butelkę zniecierpliwonemu młodszemu bratu.

- No to będziemy. - Simon zgodził się pogodnie i chciwie złapał za butelkę. - Ale dobre pytanie. - powiedział wskazując palcem wystającym zza butelki na siedzącą na łóżku czarnowłosą dziewczynę. - Jak już załatwimy sprawę z Brownem to co dalej? Przez niego się tłukliśmy aż tutaj. Co dalej? Vegas brzmi świetnie. Podobno są tam całe domy i ulice ze światłami. Są neony i kasyna. Tak jak kiedyś. Nawet światła działają na ulicach. Tak słyszałem od paru gości co tam byli. - pomysł odwiedzenia Vegas chyba przypadł Simonowi do gustu bo wyraźnie się do niego zapalił.

- Jak dorwiemy Browna to będziemy musieli znaleźć jakiegoś łapiducha. Takiego lepszego co zna się na krojeniu bebechów. - powiedział starszy Thorne nadal z tym zawieszonym w ścianie wzrokiem. Simon który właśnie schylał się by podać butelkę Jess spojrzał na niego wyraźnie zaskoczony.

Także Jess sprawiała wrażenia zaskoczonej. Była pewna że Lest napali się na Vegas nie mniej niż Simon, a on zdawał się nawet nie słyszeć ani jej słów, ani tego co powiedział jego brat.
- Po co? - zapytała, odwracając się w stronę Lestera i wyciągając w jego kierunku dłoń, która następnie spoczęła na barku mężczyzny. - Po co nam jakiś lekarz? Jak będziesz z niego chciał wycisnąć informacje to przecież wystarczą chyba zwyczajowe sposoby, prawda? Co ci chodzi po głowie, Lest?
Zachowanie braciszka budziło niepokój, którego Jessica nie kryła. W końcu znajdowała się w gronie rodziny, nie musiała udawać że ze wszystkim sobie radzi i jest tak samo jak oni odważna. Mogła być sobą i była, stąd ten niepokój brzmiący w jej głosie i widoczny w spojrzeniu. Po wydarzeniach tego wieczoru była w sposób szczególny wrażliwa na wszelkie odchyły od normy. Budziły w niej strach, nawet jeżeli wiedziała doskonale że w towarzystwie braci nie miała czego się obawiać. Strach jednak był silniejszy, tkwił w podświadomości i korzystał w najlepsze z chwilowo osłabionych barier, którymi go tłamsiła za dnia. Nawet wzmagające się z każdym kolejnym łykiem upojenie, nie było w stanie go przytępić.

- Nie chcę wyciskać z niego informacji. Chcę jego wycisnąć. Po to mi jakiś konował. - powiedział nieco znużonym głosem starszy z braci. Westchnął i zmęczonym gestem potarł dłonią powieki. - Kurwa jak tu gorąco. Nawet o tej porze. - mruknął gdy ten upał chyba dał mu się we znaki.

- To nie wystarczy ci do tego nóż? Po co ci jeszcze konował? - nadal zdziwiona Jess próbowała zrozumieć o co braciszkowi chodziło. Zwykle nie potrzebował specjalnej pomocy w posługiwaniu się ostrzem i szło mu to nawet nieźle. Po cholerę mu konował? Żeby dłużej Browna przy życiu utrzymać? Tylko po co?
- Jak ci gorąco to się rozbierz - dodała, sama korzystając z własnej rady i zrzucając płaszcz, który nie dość że grzał to jeszcze w sumie trochę ważył. Od razu też zrobiło się jej lepiej i nawet przypomniała sobie o tym, że to przecież jej kolej na to by pociągnąć z butelki. Alkohol co prawda tylko rozgrzewał, ale było to przyjemne rozgrzewanie, wycinające człowiekowi wszelkie zahamowania. Z tego zapewne powodu kompletnie jej nie przeszkadzało że siedzi sobie półnaga w towarzystwie, jakby nie spojrzeć, dwóch mężczyzn. Bez zażenowania wyciągnęła dłoń w stronę Simona dopominając się trunku.

- No właśnie. Mów po ludzku a nie coś się dąsasz jakbys focha miał czy inny chuj. - Simon też widać był niezbyt usatysfakcjonowany z odpowiedzi starszego brata. Ten podniósł wzrok najpierw na niego, potem na Jessicę w końcu rozpiął szlafrok i wyłuskał się z niego.

- Brown jest specyficzny. Specyficzny organizm. Specyficzne flaki. Chcę je dla siebie. Dlatego musimy dorwać Browna a potem dać go pod nóż konowałowi i przełożyć je do mnie. Dlatego póki go nie dorwiemy Brown nie może zginąć. - wyłuszczył sprawę starszy z Thornów opierając się ponownie już nagimi plecami o chłodzącą choć trochę ścianę pokoju. Wziął butelkę od Jessici i pociągnął z niej długi łyk.

- Co niby w nich takiego specyficznego? - Jess nie kryła się specjalnie z tym, że pomysł Lesta uważa za jakieś szaleństwo. Wzdrygnęła się też wyraźnie, jakby się jej nagle zimno zrobiło co przy panującej w pokoju temperaturze było niemożliwe do osiągnięcia. - No i jak już tak koniecznie chcesz mieć w sobie jakąś część tego skurwiela to nie lepiej od razu wypytać o jakiegoś lekarza, żeby później nie musieć łazić za nim i pilnować Browna jednocześnie?
Na samą myśl, że nie dość że będą musieli utrzymać tego dupka przy życiu to jeszcze zadbać o jego zdrowie do czasu przeprowadzenia operacji, którą to Lest sobie zaplanował, szlag ją trafiał. Mogła zrozumieć chęć pokrojenia gnojka ale pilnowania by mu cholerny włosek z głowy nie spadł? Nie… Nie po tym co zrobił i po tych wszystkich trudach przez które przeszli by znaleźć się tu i teraz, z dzień drogi od celu.
Jej spojrzenie powędrowało w stronę młodszego z Thorn’ów. Miała nadzieję, że znajdzie w nim sojusznika, przy którego współpracy uda im się wybić ten idiotyczny pomysł z głowy Lestera. No chyba że te flaki to naprawdę było coś super, chociaż Jess nie miała pojęcia co mogłoby takiego być w zwoju wnętrzności. W dodatku w zwoju z drugiej ręki. *

- Nie czuję się zbyt dobrze. Jest coraz gorzej. Nie chciałem wam mówić. A on ma potrzebne bebechy. Wiem, że ma. Już raz prawie go dorwałem ale zwiał. Kiedyś się tym chwalił ile może wytrzymać. To jest coś czego potrzebuję by wyjść na prostą. Dlatego nie możemy mu przedziurawić flaków. Jak już to strzelajcie w ręce i nogi. - odpowiedział Lester oparty o ścianę. Siedział z zamkniętymi oczami a na skórze błyszczał mu się pot. Siedział machinalnie trzymając butelkę na kolanach.

- Strzelać w kończyny? Wiesz jak słodko się strzela w kończyny w walce? - Simon prychnął kompletnie niezadowolony z takiego dodatkowego utrudnienia. Wychylił się w przód i odebrał bratu butelkę samemu pociągając z niej zdrowo. - To już w ogóle strach do niego strzelać. Co mamy zrobić jak on do nas zacznie strzelać? - młodszy z braci spojrzał na siedzącego pod ścianą starszego brata i rozłożył ręce domagając się odpowiedzi.

- Trzeba będzie go jakoś podejść. Będziemy na miejscu to coś się wymyśli. - Lester odpowiedział spokojnie, sennie nawet dość obojętnie. Simon pokręcił głową i łyknął ponownie oddając w końcu już dość pustawą butelkę Jess.

Z której Jessica pociągnęła chciwie, bo coś czuła że jej to jest wyjątkowo potrzebne. Lest był w tak złym stanie? To czego nic nie mówił tylko trzymał w sobie jak jakiś zazdrośnik swoją kochankę? Nie była pewna czy się wściec czy niepokoić. Po krótkim namyśle wybrała to drugie bo tu w końcu nie o byle kogo chodziło, a o Lestera, jej starszego brata i obrońcę. Pewnie że podejdą jakoś tego szuję Browna. Podejdą i w jednym kawałku doprowadzą do najlepszego konowała jakiego uda się im znaleźć. Nie ma mowy żeby straciła któregokolwiek, czy to Lesta czy Simona.
- Dorwiemy go i wyprujemy mu flaki, damy radę - zapewniła, siląc się na pogodny ton, chociaż w środku coś ją aż ściskało. - Chodźmy spać - dodała do tego propozycję. Sama wcale nie miała ochoty zasypiać, bo wiedziała jak się to skończy ale Lesterowi wyraźnie by się odpoczynek przydał więc nie zamierzała być samolubna i wymęczać go do reszty. Jutro powinien być w pełni sił skoro mają się zmierzyć z Brownem.

- No. Dorwiemy go. Na pewno. No ej, nas jest trójka a on sam. Damy radę. - Simon kiwał głową i patrzył optymistycznie to na Jess to na Lestera jakby chciał w nich wlać ten swój optymizm. Słysząc ich oboje Lester otworzył oczy i spojrzał. Na Simona, na Jessicę, jeszcze raz na Simona i w końcu uśmiechnął się i pokiwał głową.

- No. Dorwiemy go. Na pewno. - zgodził się i chodź zaraz znowu zamknął oczy i oparł głowę o ścianę to tym razem wyglądał jakoś spokojniej. Simon popatrzył na niego i na Jess ale zanim się odezwał rozległo się pukanie do drzwi. Trzy głowy spojrzały w stronę drzwi i młodszy Thorne który był najbardziej na wylocie ruszył otworzyć drzwi.

- Już skończyłaś? - Simon zapytał postać w drzwiach. Wypełniał sobą sylwetkę drzwi więc kobieta na korytarzu była widoczna dość słabo.

- Tak. Po tym wszystkim mało kto został więc szefował pozwoliła mi skończyć wcześniej. - po głosie rusznikarka rozpoznała Anę. Zresztą Simon spojrzał w głąb pokoju na pozostałą dwójkę przez co przez chwilę twarz Any zrobiła się widoczna. Pozdrowiła dwójkę siedzącą na łóżku skinieniem głowy.

- Dobra to my wam nie będziemy przeszkadzać. Jakby co to będziemy obok. - Simon powiedział wskazując ruchem głowy na ścianę za którym był pokój braci. - Słuchaj Ana taka sprawa tak w ogóle jest… - młodszy Thorne pożegnał się machnięciem ręki z dwójka rodzeństwa i zaczął rozmawiać z Aną jakby miał właśnie jakąś sprawę do załatwienia.

Jessica odprowadziła wzrokiem młodszego Thorn’a póki nie zamknęły się za nim drzwi.
- Ciekawe co tym razem knuje - mruknęła pod nosem, podając butelkę Lesterowi. Sama z kolei wstała, przeciągnęła się i zabrała za przygotowywania do snu. Trzeba było wygrzebać latarkę, sprawdzić w niej baterie, sprawdzić czy działa. Do tego wypadało pozbyć się nadmiaru odzienia bo inaczej istniała spora szansa że człowiek przez noc zmieni się w powoli duszoną kupę mięcha. Temperatura co prawda powinna w końcu nieco opaść ale i tak w pokoju ledwo dawało się wytrzymać. Jej ruchy były dość powolne, bo jednak wypiła już sporo jak na swoje możliwości, przez co musiała nieco więcej uwagi poświęcić każdej z czynności. W końcu jednak była gotowa co zostało potwierdzone spojrzeniem, którym Jess obrzuciła Lestera. Jakby nie było zajmował jej łóżko i najwyraźniej miał w nim pozostać więc najwyższa pora żeby też ruszył tyłek i się do snu przygotował.
- Zostajesz? - zapytała, tak tylko co by mieć potwierdzenie, nie kryjąc przy tym nadziei. Obecność braciszka powinna pomóc w walce z nocnymi strachami, a tych tej nocy brakować jej z pewnością nie miało.

- A niech knuje. Może wyknuje coś ciekawego albo się z tą laską zabawi. - Lester machnął ręką patrząc na już zamknięte drzwi gdzie przed chwilą znikli młodszy brat i pracująca tu dziewczyna. Potem spojrzał na już prawie przygotowaną do łóżka czarnowłosą siostrę. - A co? Wyprosisz mnie? - uśmiechnął się z tym bezczelno - wyzywającym uśmieszkiem. Sam jednak się nie ruszył ani o centymetr. A bez tego gdyby tak miał pozostać to Jess albo musiałaby bardzo podkulać nogi, albo położyć je na nim lub po prostu położyć tam głowę gdyby chciała przyjąć horyzontalną pozycję. Mogła też znowu usiąść obok Lestera. Ten zaś coś nie sprawiał wrażenia, że miałby ochotę wyjść. Właściwie nie sprawiał wrażenia, że miałby ochotę ruszyć się w jakikolwiek sposób. Dalej siedział oparty o ścianę.

- Jakby się dało - odparła chichocząc pod nosem i ruszając w jego stronę. To że się nie ruszył nie sprawiało jej aż takiego problemu. Jak chciał spać w tej niewygodnej pozycji to jego sprawa, ona zamierzała ułożyć się wygodnie. Wygodnie z kolei oznaczało skorzystanie z jego ud jak z poduszki, bo ani kulić się nie zamierzała ani próbować spać na siedząco. Mogła też co prawda położyć na nim te nogi ale nie chciała ryzykować że go niechcący kopnie gdy się jej koszmary zaczną, a tych była akurat pewna. Została więc jedyna, bezpieczna w jej obecnym mniemaniu pozycja.
- Że się zabawi to chyba pewne, co nie? - powróciła do tematu Simona, spoglądając ze swojej nowej pozycji w górę, na Lesta i widniejący nad nim sufit. Ułożyła się na plecach, uginając nieco kolana dzięki czemu dawała stopą oparcie w postaci nawet miękkiej poduszki. Było jej przyjemnie, leniwie i ogólnie dobrze. Z tego też powodu, pomimo wciąż tkwiącej w niej obawy o zdrowie Lestera, na jej twarzy malował się błogi uśmieszek. Alkohol był ponoć lekiem na wszelkie zmartwienia i Jess po raz któryś już była w stanie w to uwierzyć.
- Kto jak kto ale Simon potrafi zadbać o swoje przyjemności… Szkoda tylko że przy okazji nie załatwił kolejnej butelki - dodała, stukajac paznokciem w niemal puste szkło, które Lest trzymał w dłoni.

Lester pokiwał głową i znowu spojrzał w stronę zamkniętych drzwi. - No. Poradzi sobie. - powiedział po chwili jakby w myślach szacował umiejętności i możliwości młodszego brata. Ale wrócił spojrzeniem na leżącą mu na udach Jessicą. Gładził jej włosy przeczesując je palcami. Przypatrywał jej się chwilę a potem uniósł głowę by zacząć się wpatrywać w ścianę przed nimi.

- O co konkretnie chodzi z tym Brown’em? - Jess przez chwilę pozwalała mu się wpatrywać tak w ścianę i tkwić w ciszy, ale w końcu nie wytrzymała. Chciała wiedzieć więcej zanim odpłynie w sen. Chciała wiedzieć, ze wszystko naprawde będzie dobrze, którego to zapewnienia oczywiście dać jej nie mógł. Mógł jednak rozwiać domysły, które przez jej pobudzoną późną porą i wydarzeniami dnia fantazję, rosły powoli do rozmiarów śmiertelnych. Chciała wiedzieć że się myli, że to tylko właśnie to, nadmiernie rozbudzona wyobraźnia karmiąca się jej strachem.
- Tylko bez owijania w bawełnę, Lest. Chcę wiedzieć na czym stoimy… Na czym ty stoisz - dodała ciszej, nieco sennie ale z uporem maniaka, popartym wlanym w siebie alkoholem.

- Wszystko mnie boli. Zawsze bolało. Mam zrypany termostat. Jestem nadpobudliwy. Albo nadwrażliwy. Jakoś tak. Nie pamiętam jak mi kiedyś to jeden łapiduch tłumaczył. Ale jest coraz gorzej. Wkurza mnie to. Jak jestem wkurzony to o tym zapominam. Da się. Ale jest coraz gorzej. Painkillery nie pomagają. Coraz więcej alku muszę w siebie wlać by nie czuć. Więc muszę dorwać Browna. Jego bebechy. On ma taki rzadki syf, że jak to sobie przeszczepię to zastąpi to co u mnie jest zjebane. I przestanie mnie boleć. Wreszcie. - powiedział Lester i chwilę wpatrywał się tępo w ścianę. Potem nagle przechylił butelkę dopijając ją ostatecznie i równie nagle cisnął ją o ścianę gdzie rozbiła się z głośnym trzaskiem. Potem znów oparł się o ścianę, wpatrywał się w nią i machinalnie gładził włosy Jess.

Jessica wzdrygnęła się na dźwięk tłuczonego szkła ale nie tylko. Opowieść Lestera nie dość że nie złagodziła jej strachu o niego, to jeszcze dodatkowo go zwiększyła. Nie bardzo wiedząc co powinna powiedzieć czy zrobić, obróciła się na bok i opatuliwszy ramionami tułów braciszka, przylgnęła do niego, opierając policzek o jego tors. Dlaczego musiało tak być? Dlaczego los nie mógł ich zostawić w spokoju. Miała już przecież tylko ich, Lestera i Simona. Nie potrafiła sobie wyobrazić świata bez nich bo zawsze tkwili przy jej boku. Byli integralną częścią jej samej.
- Więc go dorwiemy… Dorwiemy drania i wybebeszymy. Cokolwiek będzie trzeba. Zrobimy wszystko by ci się poprawiło, Lest - zapewniła, przeciągając nieco słowa żeby mieć pewność, że ją zrozumie. - Jak będzie trzeba to się zrobi ze mnie przynętę czy coś, żeby go wyciągnąć samego. Poradzę sobie, na pewno. Wszystko będzie dobrze bo zwyczajnie nie ma opcji żeby nie było. Nie stracę ciebie… ani Simona… Nie mogę stracić żadnego z was - mówiła dalej, z ustami tuż przy jego skórze. Mówiła z pasją, chociaż przez to nieco mniej wyraźnie. Musiała jednak powiedzieć mu to, zapewnić go… Musiała pokazać że jej zależy i jest gotowa zrobić wszystko żeby mu pomóc. Nie do końca co prawda panowała zarówno nad myślami jak i słowami ale to akurat jej nie powstrzymywało bo wiedziała że ją zrozumie.

- No pewnie Jess, pewnie. - Lester uśmiechnął się po chwili milczenia jakby dopiero słowa siostrzyczki uzmysłowiły mu jak zabrzmiało to co właśnie powiedział. I chyba chciał jakoś to złagodzić. - No pewnie, że go dorwiemy. Tak jak tylu palantów przed nim. Może jest cwany ale może tylko opóźniać co nieuniknione. - machnął ręką już tak bardziej mówiąc jak to zazwyczaj mówił. - Coś wymyślimy. Pojedziemy jutro z tym szczurkiem i zobaczymy czy Brown się pokaże. Jak się wychyli to go pacniemy. Tylko nie w bebechy. - starszy Thorn pokiwał głową i przejechał palcami po czarnych włosach rusznikarki. - A swoją drogą ciekawe czego on tam szuka. Albo zrobił się nieostrożny, albo sądzi, że jesteśmy dalej niż myśli, albo tam coś jest co mimo wszystko go skusiło. - brwi starszego z braci zmarszczyły się gdy zaczął w myślach obracać temat.

- To by musiało być bardzo profitowego - odpowiedziała, także przeskakując myślami ku towarowi, na który Brown polował. - Nie wydaje mi się żeby chodziło o jego nagłą nieostrożność. On taki nie jest. Ścigamy go już trochę, dlaczego miałby nagle zmienić sposób postępowania? Nie, to musi chodzić o coś innego. Tylko co mogłoby zmusić kogoś takiego jak Brown do ryzykowania życia? No bo przecież nie zapomniał że mu depczemy po piętach, a kto wie, może nie tylko my. Przecież tacy ludzi mają masę wrogów. Nie wiem… - Westchnęła, powracając do poprzedniej pozycji i spoglądając w górę. Jedną dłonią gładziła delikatnie brok Lestera. Sam dotyk i świadomość jego obecności sprawiały że zaczynała się uspokajać po przeżytej fali strachu. Nie było nawet mowy o tym żeby coś poszło nie tak. Nie gdy byli razem.
- Problemem może się okazać konkurencja do tego towaru - kontynuowała, wysilając podlane alkoholem, szare komórki. - Jeżeli zbierze się więcej takich jak ten dupek, którego mamy niby ochraniać, to się może zrobić gorąco. Dobrze by było ich jakoś wyprzedzić lub opóźnić. No i dobrze by było wiedzieć kto konkretnie jest tym łupem jeszcze zainteresowany ale chyba mam za duże wymagania - wyszczerzyła ząbki w uśmiechu. - Ale wyruszyć wcześnie by nie zaszkodziło. Nawet przed wschodem - dodała, markotniejąc, bo taka wizja mimo iż mająca w sobie poparcie logiki i niosąca ze sobą większe szanse odniesienia sukcesu, obciążona była solidną porcją problemów. Problemy te objawiały się w formie przyspieszonego bicia serca, drżących dłoni, urwanego oddechu lub wręcz problemu z jego wzięciem. Problemami tymi był strach, była panika i była niemoc. Jess była jednak pewna że da radę opanować swoje słabości jeżeli zajdzie taka potrzeba. W końcu nie robiłaby tego dla siebie, a dla rodziny, a dla rodziny była gotowa na wszystko.

- Ugadaliśmy się z tym Kylem na rano. Więc ruszymy rano. Rano chyba i tak dopiero ruszają te wszystkie łajby przez rzekę. - Lester sprostował co nieco propozycję rusznikarki. - I nie ma co robić paniki. Po drodze podpytamy się tego szczurka z kim ten Brown się buja tutaj. Czy ktoś jeszcze by był to nie wiem. Ale ten Kyle wydawał się sądzić, że jest strasznie cwany i ostrożny a Brown jak zrozumiałem to chyba dowiedział się od niego. - starszy Thorn myślał na głos gdy przez opary tropikalnej nocy i wypitego alkoholu próbował przypomnieć sobie o czym nie tak znowu dawno gadali na dole z tym mikrusem. Zamilkł chwilę machinalnie gładząc włosy Jessici. - Jest nas trójka i Brown nas zna. Od razu pozna się jak kogoś z nas nie będzie. - powiedział po chwili główkując chyba nad jakimś pomysłem.

- Chciał go wynająć - przypomniała sobie Jessica, przymykając oczy bo głaskanie w końcu zaczynało robić swoje, potęgując wpływ alkoholu i zmęczenia minionym dniem. - Wtedy musiał się rozgadać. Jeżeli miał tylko jeden dzień to nie mógł załatwić sobie zbyt dobrej ochrony czy wspólników ale to Brown, z nim nigdy nie wiadomo - zakończyła, ponownie obracając się na bok i wtulając w Lestera, jakby zamierzała w tej oto pozycji odpłynąć w objęcia Morfeusza. Nagle jednak drgnęła i poderwała głowę.
- Dlaczego kogoś miałoby nie być? - zapytała nieco przytomniej, podnosząc się i siadając na nim okrakiem, żeby mieć jego twarz mniej więcej na wysokości swojej. W takiej pozycji nie mógł jej uciekać wzrokiem by wbijać go w ścianę. Nawet jakby próbował to zawsze mogła jego twarz wziąć w dłonie i odwrócić w swoją stronę.
- Co ty knujesz, Lest? Bo knujesz coś, prawda? - Czasami miała wrażenie, że w tym trójkącie tylko ona nie kombinuje, no ale przy tej dwójce ciężko było się wysforować na prowadzenie. Simon był wręcz mistrzem w tej dziedzinie, a Lest przecież nie plasował się daleko w tyle.
- No i zawsze można by rozpuścić wieść że… - jednak szybko pokręciła głową bo to ty było krakanie, a każdy wiedział że krakanie czasem lubiło się sprawdzać. - Nieobecność Simona nie powinna jednak dziwić, prawda? On stale się gdzieś szwęda - stwierdzenie było jak najbardziej zgodne z prawdą. O ile bowiem ona i Lester zwykle przebywali razem, o tyle Simon lubił wybyć w sobie tylko znanym kierunku i za sprawą, o której nie zawsze informował rodzinkę. Z ich trójki to on był wolnym duchem. Jess wolała nie wnikać za głęboko w to kim ona była bo za każdym razem wychodziło jej że kimś mało ważnym, kto stanowi jedynie kulę u ich nóg.

- Po prostu zastanawiam się co by sobie pomyślał Brown jakby zorientował się, że nie jesteśmy w komplecie. - wzruszył ramionami Lester. - Odpuściłby sobie? Odczekał? Upewniał się i dalej sprawdzał? Zaatakował? - rozłożył ramiona patrząc na Jess gdy podzielił się z nią to o czym myślał. Widocznie dla niego tak rozdzielenie się jak i trzymanie razem miało swoje i zalety i wady.

- Za dużo ryzykował by sobie odpuścił - stwierdziła, po chwili namysły, przytulając się do braciszka i kładąc głowę na jego barku. - Raczej postarałby się wywinąć nam jakiś numer, napuścić kogoś no albo zaatakować gdyby dysponował odpowiednią siłą. Mógłby też pokombinować nad jakąś zasadzką, ale to wszystko chyba zależy od tego, kogo by brakowało. Wszyscy wiedzą, że to ty nami dowodzisz, więc nawet gdyby to nie mógłbyś być ty. Simon jeszcze by uszedł ale wydaje mi się, że moje zniknięcie byłoby dla niego najmniej podejrzane. W przeciwieństwie do was nie jestem wcale jakimś specjalnym zagrożeniem dla niego no i nie kryjmy tego, odważna też nie jestem. No i chyba by było dość łatwo wytłumaczyć moją nieobecność. Tylko nie wiem po co - mruknęła, opuszczając powieki by dać odpocząć oczom. - No chyba żebym znalazła dobre miejsce żeby go zdjąć z dystansu - dodała kolejne mruknięcie. Umysł wypełniała jej już wata spowalniająca zdolność do myślenia i wypowiadania swych myśli w sposób zrozumiały, chociaż i tak chyba radziła sobie nieźle.
- Jak będziesz chciał to się odłączę… Odłączę i załatwię go dla ciebie, Lest. Nie będzie łatwo… Boję się być sama… Wystarczy jednak że powiesz, że trzeba… Kocham cię, Lest - dodała, będąc już na granicy przytomności, po czym poddała się i pozwoliła by pochłonął ją świat sennych majaków.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline