Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-07-2017, 21:55   #41
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Pomóc, pomóc… Pewnie że zamierzała pomóc, nie trzeba jej było do tego namawiać. W końcu ona, Lest i Simon to była rodzinką, a rodzince się pomaga. Jakby teraz odwaliła numer taki jak ten facet, któremu nerwy nie wytrzymały to już by jej chłopaki natarli uszu. Albo i nie, w sumie to z nimi niekiedy różnie bywało. Mogliby nawet dojść do wniosku, że dobrze zrobiła nie pchając się w niebezpieczną sytuację. No bo czy nie powtarzali ciągle, że od załatwiania spraw to byli oni, a jej zadaniem było dbanie o to by mieli je czym załatwiać? I mieli rację, kiepski z niej był materiał do spraw siłowych ale ze związaniem dzieciaka chyba powinna sobie poradzić. Chociaż ten dzieciak do normalnych zdecydowanie nie zależał.
- Może by go kolbą w łeb? - zasugerowała próbując pomóc doktorkowi w wiązaniu, z którym to chyba nie bardzo sobie radził. Problemem była ta konieczność luzowania gówniarza, który mógł się w każdej chwili wyrwać. Jak nic dobrze by było go jednak najpierw ogłuszyć, później związać i dopiero myśleć nad tym co dalej. Zanim jednak zrobiła cokolwiek, spojrzała na Lestera czekając na jego zgodę, bo to co lekarz miał do powiedzenia to jej nie bardzo interesowało, a Sim zwykle decyzji brata nie podważał więc… No ale jakby się starszy Thorne nie zgodził to trzeba było wiązać na żywca, licząc że się chłopak jednak nie wyrwie. Tak źle i tak niedobrze…

Lester chyba zawahał się przez chwilę ale ciężko było mieć pewność gdy zmagał się z zaskakująco silnym dzieciakiem. - Dawaj! Trzepnij go! - krzyknął ciężko dysząc i te zapasy chyba były dla niego dość wymagające. Pozostała dwójka dorosłych wyglądała podobnie. Dzieciak zaś wyglądał makabrycznie. Przez tą całą krew zalewającą mu twarz, slinę ściekającą z ust, zdawało się, że najwyraźniejsza jest biel jego zębów tak charakterystyczna u ludzi z ciemną karnacją skóry. Kolba pistoletu trzasnęła w głowę chłopca. Rozległo się głuche uderzenie i na skórze pojawiło się kolejne wypełnione krwią wgniecenie. Dzieciak jednak coś nie zwalniał. Dalej był trudnym wyzwaniem dla trójki dorosłych. - Dawaj napierw nogi! Potem zrobimy resztę! - krzyknął Simon wskazując głową na kostki. Udało mu się nadal utrzymywać obie nogi razem więc gdyby je związać chłopak nawet gdyby jakimś cudem się wyrwał miałby ograniczoną możliwość ruchu. Nie było w zamieszaniu tylko wiadomo do kogo młodszy Thorne krzyczy. Do Jess, lekarza, faceta który przyniósł linę czy Lestera. Za to zotaczajacej gromadki płynęły dobre rady. “Załóż mu nelsona!”, “Podduście go!”, “Zastrzelcie!”, “Wywalcie go na zewnątrz!”.

Jess zaś uważała że mogliby się wreszcie zamknąć. Ten cały jazgot nie ułatwiał jej myślenia, które w obecnej sytuacji i tak miało spore utrudnienia w postaci nielogicznego przebiegu wydarzeń. Po jej ciosie dzieciak powinien paść nieprzytomny. Nie walnęła co prawda z całej siły ale nawet dorosły winien się w efekcie kontaktu z kolbą jej rewolwera, co najmniej zatrzymać, stracić orientację, zachwiać! A tu nic, kompletnie, całkiem jakby go puknęła plastikową butelką. Ba! Nawet tyle nie. Co tu było grane?
Z pytaniami mogła jednak poczekać trochę, a przynajmniej do czasu gdy ten… To zwierze, się uspokoi. Nie potrafiła go dłużej traktować jak istotę ludzką bo nie zachowywał się jak takowa. Nie marnując więcej czasu zgarnęła linę od doktorka i sama zabierając się za wiązanie. Zamierzała zrobić to, co podpowiadał Simon, bo co jak co ale obaj bracia znali się na tych sprawach lepiej niż ona. Odłożyć przy tym musiała na bok wszelkie ale, strach i słabości bo nie było to dla nich dobre miejsce. Później, gdy to się już uspokoi, skorzysta z bezpiecznych ramion jednego lub drugiego z braci i wywali z siebie tą nagromadzoną, toksyczną energię, która w niej buzowała. Musiała to zrobić nim zaśnie inaczej nie będzie w stanie utrzymać koszmarów na wodzy. Musiała zadbać o oczyszczenie głowy z emocji, bo inaczej… Jednak te myśli także nie były jej teraz do niczego potrzebne bo tylko wywoływały niebezpieczne pieczenie w oczach i drapanie w nosie. Te oznaki źle wróżyły wizerunkowi ich małej rodzinki, a wizerunek był cholernie ważny. Stłamsiła więc to wszystko, niczym grzeczna dziewczynka, pomna na nauki matki, choć w tej kwestii były to nauki braci. Zagryzła wargę i zabrała się do oplatania nóg chłopaka liną, a przynajmniej starała się zabrać. Najpierw jedną, później drugą i tak na zmianę i byle ciasno, byle ich nie rozerwał, byle się nie wyplątał, byle…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 03-07-2017, 01:05   #42
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Zapoznanie z ludźmi z domu wyszło nawet dobrze, tak się Angie wydawało. Nikt nie umarł, nie strzelali się i jeszcze pozwolono im zająć kąt w garażu żeby przeczekać do rana… tylko ten cały Roger chyba nie bardzo ją lubił i był zły, że wyskoczyła mu zza pleców, no ale czego się spodziewał? Miała sprawdzić czy nikt nie zasadzkuje, a wujek rozmawiał właśnie z nim, więc blondynka skorzystała z okazji i za jego radą wyszła i zadała nurtujące ją pytanie, zamiast otwierać ogień, a panią na łóżku częstować nożem. Próbowała być miła, przywitała się… a on i tak wyglądał na niezadowolonego. Czego miał pretensje? Zostawił otwarte, które samo się prosiło żeby przez nie wejść. Nie postawił też żadnej tabliczki że “wynocha” albo czaszki ze skrzyżowanymi piszczelami… i jeszcze się czepiał. Był dziwny… ale miły. Jakby nie był miły, to by im kazał iść w ciemną noc. Do tego miał takie fajne obrazki, zupełnie jak wujek! Nie takie same, ale inne… no ale na skórze i ładne. Poczekała więc aż blondyn odwróci się i zajmie czymś innym niż pilnowanie żeby znowu gdzieś nie polazła. Wtedy powoli wycofała się do przejścia, wracając pod drzwi za którymi na wyrze leżała para ludziów nie zajętych knuciem jak gościom uprzykrzyć życie.

Angie bez trudności dotarła z powrotem na piętro. Aż sama nie była pewna czy wujek naprawdę zgapił jej spacer czy po prostu dał sobie spokój z kontrolowaniem gdzie i po co idzie. Jak wychodziła szykował materace na noc. Droga przez parter też była całkiem łatwa. Przeszła obok tego Pancho czy Pedro co nadal spał w tej starej pralni. Potem słyszała odgłosy ludzi, domu i nocy. Najbliżej byli ludzie. Ale w innych pokojach, za drzwiami, dwoje chyba rozmawiało i chichrało się w głębi salonu. Ale był mroczny i oświetlało go za mało jak na tą powierzchnię świec by go rozświetlić. Chyba była to ta młoda parka co z garażu miała tu całkiem blisko. Albo podobna. Ale chyba dwoje, i młodych, i zajętych sobą. Miała wrażenie, że kompletnie hol przez jaki przechodziła ich nie interesował.

Za to na górze dominowała muzyka z pokoju Rogera. Słychać ją było też i na dole ale tam było dość przytłumiona a na pietrze tłumiły już ja tylko drzwi. Tu jednak miała dylemat. Co prawda drzwi do pokoju były zamknięte i panował półmrok co sprzyjało skrytemu podejściu. Ale za to hal był pusty jeśli chodzi o kryjówki. I po lewej i po prawej miała jakieś zamknięte drzwi tuż za schodami. W szczelinach pod drzwiami prześwitywało światło tak samo jak z sypialni Rogera. Jeśli ktoś tam był musiał zachowywać się cicho ale muzyka bardzo zagłuszała usłyszenie czegoś głośniejszego od zwykłej rozmowy.

W tej samej ścianie co były drzwi Rogera były też i inne i na rogu jeszcze węższe. Tam z kolei było ciemno ale drzwi też były zamknięte. No i na środku po prawej był jeszcze ten krótki korytarz z odstawionymi “drzwiami” przez jaki weszli wujek i reszta. Stojąc gdzieś na tym środku usłyszała głosy dochodzące z pokoju Rogera. Rozpoznawała i jego głos i głos Melody. Ale by coś zrozumieć dokładniej przez tą muzykę musiałaby podejść pod same drzwi. A tam gdyby te nagle się otwarły miałaby skrajnie mało czasu na ucieczkę. A przynajmniej jedna osoba musiała stać blisko drzwi bo widziała ciemniejsze ślady cienia nóg po wewnętrznej stronie drzwi.

Coś tam ta niemiła pani mówiła panu z obrazkami i pewnie nie było to nic fajnego, skoro ona sama była taka niedobra. Angie zmarszczyła czoło i zaintrygowana podkradła się pod samo wejście, przystawiając ucho do drewna. Tak... byli tam oboje. Zrobiła krok do tyłu, przysłuchując się o czym mówią, a wzrokiem szukając najdogodniejszego miejsca do schowania gdy trzeba było uciekać. Te drzwi którymi przyszedł wujek wyglądały w porządku, a gdy niemiła pani sobie pójdzie... przyjdzie czas przeprosić pana Rogera. W kieszeni bluzy od wujka blondynka wciąż miała ostatniego batonika z orzechami na najczarniejszą z czarnych godzin.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 06-07-2017, 13:17   #43
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex kusiło by wprowadzić do środka Spika, skoro i tak mieli spać w garażu. Powinna jednak wcześniej spytać swych towarzyszy. Teraz z zaciekawieniem obserwowała pomieszczenie, szukając miejsca dla swojego motoru. Szybko zlokalizowała taką przestrzeń i obejrzała się na resztę.
- Będzie dużym kłopotem jak wprowadzę tu Spika?
- Pomogę! - Angie zaoferowała się, ledwo miła Vex skończyła mówić. Szybko podeszła do motura, ściagając po drodze kaptur i gapiąc się z żywym zainteresowaniem na maszynę - Długo go masz? Szybko jeździ? Dużo pali? Jak się uczy jeździć, to trudne? - zasypała kurier pytaniami, krążąc wokół niej jak sęp.

Jedna zgoda jej w pełni wystarczyła, najwyżej reszta będzie marudzić. Przeszły przez obszar, na którym zaparkowane były auta i motor. Vex na chwilę zerknęła na rozmawiające rodzeństwo, uznała jednak, że woli nie wchodzi w rodzinne dyskusje.
- Mam go od kiedy pamiętam, ale sporo się od tamtego czas w nim zmieniło. Jeździ szybko, a niestety im szybciej tym więcej pali. - Odparła z rozbawieniem Vex siadając na motorze. Przy okazji zerknęła co w tym czasie robił Patyk. - A jeżdże od kiedy sięgam do pedałów, ale to nie jest bardzo trudne.
Vex spięła kabel i zerknęła na Angie. Po namyśle poklepała miejsce za sobą.
- Wsiadasz? To krótki dystans, ale zawsze jakiś początek.

W garażu rozległ się pisk radości i zaraz blondynka doskoczyła do motura, pakując się na siodełko z najszczęśliwszą miną na świecie. Mogła się przejechać! Wreszcie! I wujek nie mógł mieć nic przeciwko!

***

Vex pojechała trochę większym łukiem by sprawić małej frajdę i po chwili zaparkowała Spika w garażu. Teraz mogła zabrać się na spokojnie za oględziny maszyny, po tym jak została staranowana przez tamten wóz. Wydobyła narzędzia i kilka części, które miała przy sobie, mając nadzieję, że uda się jej co nieco wyklepać. Po chwili skupiła się tak, że cały świat wokół mógł nie istnieć.

Spike był jej dzieckiem, jej miłością. Dostała go od szefa gangu, gdy tylko (jak to powiedziała Angie) zaczęła sięgać do pedałów. Co prawda niewiele już zostało z tamtego motoru, ale liczyła się dusza. Z namaszczeniem, przesunęła dłonią po silniku, przy okazji zerkając czy nigdzie nie dostał się niepożądany piach. Spike był w dobrym stanie, a zabiegi których wymagał nie mogły być wykonane tutaj. Z czułością poklepała blachę od zbiornika. Już jutro zajmie się nim Doc.

Schowała narzędzia i oparła się o motor patrząc po swoich towarzyszach, z którymi przyjdzie jej dzielić powierzchnię garażu. Nie miała ochoty gadać z ludźmi z Black Cross, którzy władowali się w jej maleństwo, skupiła więc wzrok na wujku Zordonie.
- Po co wam to niebieskie kombi? - Spytała, wyciągając z juków co nieco jedzenia.

Black Cross chyba też woleli własne towarzystwo. Zajęli materace pod przeciwległą ścianą i zaczęli się tam krzątać aż wreszcie zalegli i przy zostawionych przez gospodarzy świecach zaczęli grać w karty popijając często z butelek. Vex przy tym świetle dała radę i oczami, i słuchem i dodtykiem zbadać Spike’a całkiem dokładnie. Nic mu nie było. Przynajmniej nic poważnego. Miał trochę nowych wgnieceń, zdarty lakier i obtarć ale przy jakimkolwiek upadku czy zderzeniu był to raczej standard. A na poważnie to nic mu nie było. Doc na pewni zresztą poradzi sobie by mu zreperować i to i jeszcze inne drobnostki jakich Spike nabawił się po drodze.

- Właściwie to samo kombi to po nic. - uśmiechnął się w świeczkowym półmroku wujek w kamuflażowym mundurze. Sam krzątał się przy posłaniach jakie wybrał dla siebie i pewnie Angie. Podszedł z działającą, mała latarką do jakiejś kupki w kącie która okazała się jakimis ubraniami. Grzebał w niej przez chwilę aż dogrzebał się do chyba firanki albo czegoś podobnego.

- Po prostu potrzebujemy transportu na dalszą drogę. Może być te kombi. Może być coś innego. Nie wiem czyje to kombi bo nie zdążyłem pogadać z Puzzle. I właściwie nie obchodzi mnie to. Ale na rano muszę mieć transport do Teksasu dla siebie i Angie. Melody nic tu nie znajdzie to zabieramy kombi. - wujek mówił spokojnie i łagodnie ale sprawiał wrażenie pewnego siebie i swoich planów. W międzyczasie jak mówił a Vex sprawdzała Spike zdołał rozłożyć tą firankę nad jednym z materacy tak, że powstała improwizowana moskitera. - A ty? Dokąd zmierzasz? - zapytał podnosząc głowę w kierunku pracującej przy motocyklu dziewczyny z Detroit. - Chyba lubisz motory co? - uśmiechnął się pod nosem co widać było przez bielszy pasek zębów na jego twarzy.

- Lubię. Ale tak naprawdę lubię ten konkretny motor. - Odparła Vex i rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś posłania dla siebie. Wybrała jakiś materac i ułożyła go obok Spika. - Pewnie odwiozę swoją przesyłkę i rozejrzę się za kolejną fuchą. Chcesz zdradzić czemu Teksas?

- Mam tam znajomych. Przyjaciół. Chciałbym tam do nich zawieść Angie. Już jest wszystko umówione trzeba tylko tam dojechać. Ze mną nie może zostać. Przepustka mi się wkrótce kończy. - odpowiedział wujek Zordon siadając na materacu który chyba wybrał dla siebie i opierając się się o ścianę plecami. Oparł o nią też głowę i przymkął oczy. - Jaki tu upał. Dobrze, że już się skończył. - powiedział cicho przecierając rękawem czoło. - Jesteś kurierką? Często tu bywasz czy tak teraz tylko ci się trafiło? - zapytał nadal oparty o ścianę.
- Teraz mi się trafiło, ale zapuszczałam się w okolice. Lubię nowe miejsca, więc zazwyczaj biorę fuchy tam gdzie mnie jeszcze nie było. - Vex oparła się o motor i sięgnęła do wyciągniętych racji by uszczknąć sobie jeszcze kawałek. - Może się spotkamy jak będziesz wracał to opowiesz mi jak tam tras na Texas.

- To jak lubisz jeździć gdzie cię jeszcze nie było a w Teksasie cię jeszcze nie było to może wybierzesz się z nami? - najemnik otworzył oczy i uśmiechając się popatrzył na Vex. Wciąż czekał czy jakoś zareaguje gdy zaczął rozpinać swoje paski, klamerki i sprzączki by uwolnić się od ciężaru dźwiganego ekwipunku.

- Wiesz… mi ja bym się mogła nawet przejechać, ale muszę jeszcze odwiedzić Puzzla. - Vex ułożyła się na materacu. - No i postawić na chwilę Spika do Doca.

- No to do Pendelton jest chyba trochę bliżej niż do Teksasu. - najemnik zrzucił z trzaskiem swój ciężki ekwipunek i westchnął ocierając spocone czoło rękawem munduru. - Rano pierwszym kursem powinniśmy być tam z powrotem. - powiedział i odpychając się od ściany wstał i przeciągnął się. Popatrzył na kupkę właśnie zdjętego ekwipunku, zerknął na dość hałaśliwie zachowujące się towarzystwo karciarzy które jednak zdawało się być głównie zajęte grą i sobą nawzajem i w końcu rozejrzał się po garażu. Podszedł do jakichś klamotów i pod wyjął z nich jakąś miskę. - Idę po wodę. Zaraz wrócę. - powiedział do leżącej na materacu Vex i ruszył w stronę wyjścia z garażu.
Vex przytaknęła i rozłożyła się wygodnie na swoim posłaniu. Harmider trochę przypominał co działo się kiedyś w gangu. Jej oczy zaczęły się powoli kleić, a plecy owinięte znalezionym kocem, oparły się o Spika.
 
Aiko jest offline  
Stary 07-07-2017, 21:23   #44
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 10





Rodzeństwo ruszyło w stronę domu gdzie wcześniej zniknęła grupka gości pod przewodem Melody a jeszcze potem najpierw wyszły a potem odjechały dziewczyny na motocyklu. Akurat gdy Rononn szedł w stronę domu drzwi do garaż ustały otwarte a wujek Zordon napełniał pompą wody do jakiejś miski. Podniósł głowę w ich stronę ale chyba nie miał zamiaru nawiązywać rozmowy. Co innego Mewa. W garażu zaś wymyśloną historyjką przez byłego mechanika pokładowego chyba nikt się jakoś nie przejmował. Właściwie niezbyt było ją komu opowiedzieć. Vex chyba przysnęła albo spała na całego oparta o swój motocykl. Trójka Black Cross wydawała się być skupiona na sobie nawzajem i swojej hałaśliwej grze w karty. Za to wolnych materacy było mimo to całkiem sporo, na pewno by aż z zapasem pomieścić dwie dodatkowe osoby. Za to nigdzie nie było widać Angie.


- Jak chcesz pomóc no to napełnij drugą miskę. - do mechanika doszedł z zewnątrz głos najemnika. Gdy tam spojrzał widział swoją siostrę która chyba była na etapie urabiania opiekuna Angie na swoją korzyść. Brunetka spojrzała na miskę stojącą na ziemi przy pompie i chwilę wahała się. Ale zaraz zaczęła raźno pompować wodę do miski. W tym czasie najemnik wracał z pełną miską do garażu. Usiadł przy materacu między jednym z moskitierą a drugą zajętą przez Vex i przygotowywał przybory do golenia.


- Jej, nie chciałam cię zdenerwować. To był dla mnie długi i ciężki dzień. Po prostu bardzo mi zależy na tej części. Jak byś coś za nią chciał to powiedz. - powiedziała Mewa stawiając grzecznie miskę pełną czystej i chłodnej wody obok siedzącego najemnika. Wyglądało jakby kończyła jakąś wypowiedź zaczętą przy pompie.


- Nie chcę ani tej części ani nic za nią. Chcę mieć spokój do rana. Rano wam to oddam i się pożegnamy. Nie chce mi się o tym znowu gadać. - odpowiedział najemnik rozsmarowując na dłoni mydło do golenia. Brunetka przygryzła wargę stropiona taką odpowiedzią jak i trudnym przypadkiem z jakim miała do czynienia.


- No daj spokój. Oddasz rano no jak chcesz ale po prostu może byś mi oddał a nie tamtej głupiej zdzirze? - Mewa kucnęła obok najemnika i uśmiechnęła się łagodnie. - Wiesz, ja wiem, że nie ma nic za darmo więc może coś chcesz? Oddasz jutro no ale taka inwestycja. Pomogę ci. Albo Angie. Wydaje się miłą dziewczyną. - zaproponowała Mewa podając najemnikowi maszynkę do golenia po jaką właśnie sięgał.


- Co to właściwie jest? Że tak wszystkim odbija gdy o to chodzi? - zapytał wujek biorąc od niej maszynkę do golenia. Dziewczyna zawahała się przygryzając znowu wargę.


- Nie wiem. Naprawdę. Ale Puzzle mówił, że ważne rzeczy za które ważni ludzie zapłacą kupę kasy. Ja mam dojścia a on miał załatwić towar. Ale mogę się ugadać i z tobą. Weźmiesz jego dolę jeśli go zastąpisz. - dłoń brunetki spoczęła na ramieniu najemnika sunąc kawałek po nim.


- Pomyślę o tym. - odpowiedział Pazur zawieszając wzrok na dłoni Mewy. Ta odebrała to chyba jako zachętę lub przyzwolenie bu dłoń zaczęła sunąć niżej. - A ty przemyśl, że jeśli w nocy ktoś mi będzie próbował coś zwędzić to przestanę być dla tego kogoś miły. - dodał tonem ostrzeżenia. Kobieca dłoń zawędrowała już do okolicy paska gdzie wcześniej schował te ważne ustrojstwo. Siostra Rononna znowu przygryzła wargę słysząc tą odpowiedź. Spojrzała na wypchaną kieszeń spodni w której dało się zauważyć prostokątny kształt wypychający kieszeń.


- Niemiły? Jak chcesz to możesz być dla mnie niemiły. Ale ja mogę być dla ciebie bardzo miła. - brunetka przeniosła wzrok z okolic spodni najemnika na jego twarz. Popatrzyła na niego zachęcająco uśmiechając się bardzo sympatycznie.


- Słuchaj, to fajnie. Bardzo fajnie. Ale nie mieszaj mnie do tego dobra? Rano pogadamy. - najemnik pokiwał głową, wziął dłoń Mewy z siebie i odłożył ją na jej udo. Mewa uśmiechnęła się w odpowiedzi trochę sztucznie, pokiwała głową i w końcu wstała i wróciła do swojego starszego brata.


- No słyszałeś jaki burak? - syknęła mu cicho tak by tylko on słyszał. - Chce mnie wycwaniakować. - powiedziała naburmuszona siadając obok niego. - A ta lafirynda gdzieś tu jest i pewnie coś knuje. Zobaczysz, że pewnie nie dotrwamy do rana. Będzie chciała nas załatwić. Przynajmniej mnie. No i jego bo on ma ten gadżet. Musimy coś wymyślić Rononn bo będzie źle dla nas. - siostra zwierzyła się bratu ze swoich trosk i problemów. Wydawała się być naprawdę przejęta i zmartwiona perspektywami spędzenia nocy na terenie khainowców.








Jessica siedziała przy barze. Między dwoma braćmi. Ci byli dość ponurzy i milczący. Starszy z Thornów wydawać się mógł w mało poważanym stanie gdy tak siedział na barowym stołku z kurtką założoną na szlafrok. Ale chyba było mu gorąco bo ją zdjął i leżała teraz na ladzie obok niego. On sam wydawał się w tym szlafroku kompletnie nie na miejscu. Jakby tą kąpiel brali w zupełnie innym miejscu i czasie a nie tu, kilka pomieszczeń dalej jakieś… Pól godziny temu? Godzinę? Może trochę więcej. A wydawało się jakby to było wieki temu.


Atmosfera w barze też była już kompletnie inna. Nawet facet siedzący w szlafroku przy barze jakoś nie zwracał na siebie uwagi ani spojrzeń. Goście i przy barze i na sali głównej przejawiali trzy główne typy zachowań. Albo byli małomówni i siedzieli w milczeniu trawiąc nad tym co się przed chwilą stało. Albo kłócili się, oskarżali, żądali i krzyczeli. Albo czmychnęli z lokalu zmykając albo do swoich pokoi albo do domów jeśli byli miejscowi. Dziewczyna która wcześniej zaprowadziła Jess i Lestera do łaźni nalała całej trójce po mętnym, żółtawym płynie. Coś z procentami, tymi mocniejszymi, o owocowym posmaku z dominującą nutą jabłek. Simon wydębił od niej imię, Ana, i szefowa stawiała im kolejkę. Wytatuowana dziewczyna łypnęła czujnie okiem na jego zachęcający gest i sobie dostawiła czwarty kieliszek i przełknęła zawartość jednym wprawnym haustem.


Szefową okazała się jakaś starsza kobieta. Kuternoga o wyraźnie widoczny przy każdym kroku kalectwie. Ale gdy się pojawiła w lokalu dość szybko zaprowadziła w nim porządek. Przybyła akurat jak trójce siedzącej obecnie na podłodze udało się związać nogi chłopca ogarniętego jakimś nienaturalnym szałem. Więzy nałożone przez rusznikarz trzymały. Chłopiec jednak wciąż się szarpał więc Simon nadal musiał przytrzymywać jego nogi i szło mu to z trudem. Lester mocował się z jego górną połową ciała, używając przewagi masy czyli przypierając go do podłogi swoim cielskiem. Więc do związania rąk zostawała tylko Jessica.

- Co tu się wyrabia?! - krzyknęła kulejąca kobieta przepychając się przez tłum gapiów. Nawet w takim chaosie i hałasie stukanie jej protezy było wyraźnie słyszalne. Jessica akurat zaczynała zabierać się za wiązanie szarpiącego się nadal celu. Widzowie zaś gorączkowo streszczali właścicielce o co tu chodzi i dlaczego trójka dorosłych ludzi szarpie się na podłoże z jednym dzieciakiem próbując go związać. Najczęściej powtarzało się, że mu odbiło i zaczął się rzucać. I rozwalił szybę i nie wiadomo co z tymi dwiema w pokoju.

- Na co czekacie?! Pomóżcie im! - ponagliła widzów kuternoga i pod jej krzykiem i spojrzeniem kilka osób dołączyło do trójki rodzeństwa. Z taką przewagą liczebną nawet oszalały dzieciak nie miał szans się zmagać i wspólnie dość sprawnie i z nadmiarem brutalności udało im się go skrępować. Potem na koniec właścicielka kazała go zanieść i zamknąć w jakiejś komórce w piwnicy.


Problem więc został zamknięty i spacyfikowany. Właścicielka lokalu ukierunkowała emocje i zaprowadziła porządek na tyle, że w lokalu zapanował względny spokój. Lekarz zajął się poranioną kobietą i dziewczynką. Zostały w swoim pokoju na łóżku. Gdy wyszedł i zamknął drzwi za sobą dołączył do towarzystwa przy barze i jemu Ana też polała bez pytania shota a on bez wahania go przełknął. Odstawił kieliszek i pokręcił swoją przyprószone siwizną głową.










Blond nastolatka stała przed zamkniętymi drzwiami. Z wnętrza dobiegały tak jak i poprzednio dźwięki głośnej muzyki. No ale teraz z bliska słyszała też rozmowę. Całkiem sporo. Rozmawiali ten pan z obrazkami, Roger, i ta pani za którą Angie nie przepadała - Melody.


- Daj mi spokój! Gdzie ty się w ogóle włóczyłaś cały dzień? Kiedy miałaś wrócić co? - głos Rogera wydawał się być zniechęcony i rozdrażniony. Melody mówiła ciszej więc mimo, że nastolatka po drugiej stronie drzwi słyszała jej głos i barwę ze zrozumieniem samych słów już miała trudności. Kobieta mówiła jakby chciała coś wyjaśnić albo namówić do czegoś gospodarza. Wyłowiła jednak nazwę “Pendleton” oraz “Puzzle” i “interes”.


- Znowu ten Puzzle? Co ty masz do niego? Jakiś romans? Uważaj bo się ktoś może zacząć zastanawiać czy jesteś z nim czy z nami. - Roger dalej wydawał się być niechętny temu o czym mówił jego gość.


- Nie no coś ty Roger! Jestem z wami! Z tobą! No kochany… - tym razem Melody zdawała się zareagować żywiej i żwawiej. Głosy umilkły ale ruch cieni w szczelinie pod drzwiami mówił, że coś tam się dzieje. Nie na tyle głośno by przebić się przez dźwięki muzyki i nie była to rozmowa bo Angie nie słyszała żadnych głosów. Po chwil usłyszała uderzenie o drzwi. Jakby jakieś ciało nieco mocniej stuknęło o wewnętrzną stronę drzwi.


- I co? Myślisz, że się trochę połasisz i już mi rozum odbierze? Czego chcesz? - głos Rogera był jakby nieco bliżej drzwi i choć mówił ciszej i niższym tonem głosu nadal był wyraźnie słyszalny dla Angie.


- Daj spokój Roger. Po prostu cię lubię. Dziewczyna nie może być miła dla chłopaka jak go lubi? - Melody zdawała się droczyć z gospodarzem i też musiała być blisko drzwi.


- Wyglądam ci na chłopaka? A może twojego chłopaka? Mów co chcesz. Klarowniej i bez tej histerii co przed chwilą. - pan z obrazkami coś chyba niezbyt miał lepszy nastrój niż na początku rozmowy. - I co za patałachów mi tu przyprowadziłaś? Jakiś mięśniak, jakaś laska, jedna mi wlazła tutaj! Chyba przez okno. Ja pierdolę! Co to za jedni?! Skąd ich wytrzasnęłaś? Po cholerę oni tu są? - wspomnienie gości chyba niezbyt budziło radość i sympatię gospodarza.


- Oj przyszpiliło mnie i musiałam ich tu przyprowadzić by nie zostać na lodzie. Nic dla mnie nie znaczą, poznałam ich na promie z Pendelton. Nie znam ich. - zapewniła od razu Melody chcąc uniknąć podejrzeń. - Dla mnie ty się liczysz Roger. Jestem tu dla ciebie. Reszta tej bandy degeneratów mnie nie obchodzi. Tylko ty i ja możemy wyrwać się z tej dziury. Zostaw tą bandę i chodź ze mną. W ogóle co z nią? - dziewczyna za drzwiami dalej nalegała na to by przekonać mężczyznę do swojego zdania.


- Wiesz, że ma słabą głowę. - Angie prawie mogła zobaczyć jak Roger wzrusza ramionami. przy tej odpowiedzi. - A ta banda degeneratów to moi kumple. I po chuja miałbym stąd wyjeżdżać? - facet po drugiej stronie drzwi dalej drążył temat.


- Bo jest interes. Mówiłam ci. Interes życia. Ale trzeba zagrać va banq. Wszystko albo nic. Mamy szansę na główną wygraną w kasynie. Ty i ja. Odejdziemy stąd jako zwycięzcy. Trzeba tylko pozbyć się tej szmaty na dole. I odzyskać tą część. - muzyka na chwilę ucichła jakby skończył się jeden kawałek ale nie zaczął następny. Blondynka słyszała więc przez drzwi znacznie więcej niż z jej łomotem w tle. Słyszała przyśpieszone oddechy i odgłos pocałunków. Ciche otarcia ciała i ciało, ścianę czy drzwi.


- Nie. Udzieliłem jej gościny. Im wszystkim. Znasz zasady. - odburknął Roger nieco rozkojarzonym głosem. Przez drzwi nastolatka słyszała brzdęki ubrań i klamer jakby ktoś rozpinał jakiś pasek lub coś podobnego.


- Zasady? - Melody prawie prychnęła ze złością. - No daj spokój. Przecież oni o tym nie wiedzą. I jakie zasady Roger, obudź się z tego haju! Jak stąd odjedziemy z główną pulą ustalimy własne zasady. Ale jak to takie ważne to coś wymyśl. Wywal ich albo co. Jak to dla ciebie takie ważne. Na pewno coś wymyślisz. - głos dziewczyny po drugiej stronie był ponaglający i bardziej napięty, słychać było, że jej zależy na przekonaniu Rogera. Zsuwał się też niżej jakby dziewczyna usiadła lub uklękła.


- Ale ja wiem. I ja wymyśliłem te zasady. I nie będę ich zmieniał bo TY masz jakieś zachcianki. Jakiś interes. Poza tym no mówię ci, że taka impreza była, że nikt się do niczego nie nadaje. Jutro się coś może pomyśli. - burknął Roger stękając cicho i dalej mówiąc dość rozkojarzonym głosem.


- Jutro?! Rano chcą stąd odjechać, to będzie za późno! Trzeba coś zrobić dzisiaj! Teraz! W nocy! - Melody wydawała się jawnie niezadowolona z takiej odpowiedzi i dało się słyszeć wyraźny odcień irytacji w głosie.


- A powiedz Melody. Puzzle’owi też tak obciągałaś przez cały dzień jak cię tu nie było? - zapytał Roger leniwym tonem. Odgłosy po drugiej stronie drzwi zamilkły ale w tym samym momencie muzyka znów uderzyła mocnym brzmieniem.


- Nie! No coś ty, interesy załatwiałam! Nasze interesy! Wszystko robiłam dla ciebie! Dla nas! Dla naszej przyszłości! - zapewniła gorąco dziewczyna z głosem wciąż dochodzącym gdzieś tak ze środka wysokości drzwi.


- No pewnie. - Roger wyglądał na to, że się zgodził. Ale nagle coś po drugiej stronie szarpnęło jakby ktoś kogoś tam szarpnął i prawie od razu w drzwi uderzyło głuche stuknięcie połączone ze zduszonym jękiem boleści Melody. - I dlatego ten interes życia przyłazisz i mówisz właśnie mi teraz?! O kiedy go kurwa masz narajonego?! Z tym Puzzlem!? - krzyknął nagle chyba zdrowo wkurzony Roger i głuche uderzenie o drzwi powtórzyło się. - Ugadywałaś się z nim niech on ci teraz pomoże! A jak chcesz go zrobić ze mną to na moich warunkach! A ja mówię kurwa, że jutro! A teraz wypierdalaj! - Roger był chyba tak wściekły jak Melody zaskoczona albo przestraszona bo jej prawie Angie w ogóle nie słyszała. Ale nie mógł z tej wściekłości jedną ręką otworzyć drzwi więc chwilę przy nich gmerał. Akurat na tyle by zdążyła się schować w cieniu pomieszczenia po prawej. Widziała jak na podłodze pojawia się prostokąt oświetlony światłem z wnętrza pokoju i prawie od razu wypada na niego Melody. Zupełnie jakby Roger wyrzucił ją z pokoju. Straciła równowagę, pewnie z powodu częściowo zsuniętych spodni i upadła na podłogę. Drzwi zatrzasnęły się gdy ona w wściekłością wymalowana na twarzy podciągnęła spodnie na miejsce i jadowicie spojrzała na zamknięte drzwi. Podniosła się i idąc w stronę schodów, zaczęła porządkować swoje ubranie bo górę też miała w nieładzie.








Dziewczyna z Det chyba przysnęła. Albo chociaż skleiła powiekę. Hałas czyniony przez trójkę karciarzy, przyjemne, łagodne światło lamp i rozleniwiającą gorączkę Południa która dopiero o tak późnej porze zaczynała schodzić sprzyjały sennej atmosferze. Coś ją jednak rozbudziło. Sama do końca nie była pewna co. Widziała jak wujek Zordon wrócił i w skupieniu siedząc przed miską i małym lusterkiem siedział w podkoszulku i kończył się golić. Krótkie włosy też miał ciemniejsze więc pewnie były mokre.

- Jak ci się chce to przyniosłem drugą miskę. - powiedział najemnik wskazując dłonią bez maszynki na wolną miskę z czystą wodą. W międzyczasie musiało wrócić rodzeństwo wcześniej widziane przy samochodach bo też chyba mościli sobie kącik na noc. - Jadłaś coś? Wstawiłem coś. Chyba jakiś gulasz wyjdzie. - dłoń przekierowała się na jeden z koksowników w rogu gdzie jakiś garnek faktycznie był postawiony a w pomieszczeniu dało się wyczuć zapach gotującego się jedzenia. Z góry dobiegała nadal muzyka choć przez podłogę i ściany była znacznie wytłumiona. Black Cross chyba skończyli grę w karty. Przynajmniej ta blada i czarnowłosa dziewczyna od nich szykowała się chyba spać. Ci dwaj jej kumple siedzieli, popijali coś i gadali ze sobą o czymś.

 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 12-07-2017, 17:47   #45
 
Gienkoslav's Avatar
 
Reputacja: 1 Gienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputację
_____ Ulokowano ich w garażu. Co w zasadzie Rononnowi nie przeszkadzało. Duże pomieszczenie stanowiło miłą odskocznie od ciasnych przestrzeni "Adelaidy". Przez chwile wysoki mężczyzna spoglądał na grę Czarnych Krzyży. Zrzucił plecak na jedno z posłań pod ścianą. Po chwili do bagażu dołączył jego płaszcz. Dłonie montera spoczeły na lędziwach, a cichy trzask towarzyszył wygięciu sylwetki w tył. Jeszcze dwa "kliknięcia" karkiem i twarz mężczyzny ozdobił satysfakcjonujący uśmiech.
Monterowi jakoś nie przeszkadzał materac na podłodze garażu. Właściwie, mógł na nim wyciągnąć nogi co było zdecydowanie miłą odmianą po sienniku, jaki miał w kajucie. Wyciągnął z kieszeni plecaka jakieś sucharki i mocno słoną, przesuszoną rybę. Przez akcje z siostrą i resztą towarzystwa nie miał jak zarobić na lepsze wyżywienie. Jednak burczący żołądek, przyjął lichy posiłek z aprobatą. Mężczyzna wyciągnął się na materacu i w pozycji półleżącej przyglądał rozmowie między ‘wujkiem Zordonem’ i motocyklistką.
Nie miał im za złe, w zasadzie, każdemu potrzeba było chwili relaksu i rozrywki. Romanse i jednonocne spotkania wśród widowni były czymś normalnym w tym zniszczonym świecie. Owszem, również by wolał spędzić noc na przyjemnościach z płcią przeciwną, ale jakoś nie miał do tego drygu. Do podrywania znaczy się. Po chwili błądzenia wzrokiem między wyposażeniem, ścianami i pałaszującymi towarzyszami napotkał wzrok swojej siostry.

- Chyba nie wyszedł ci ten podryw ‘Paznokcia’ - Rononn użył sformułowania, którym posługiwała się blond nastolatka. - Co do noclegu, też nie jestem fanem snu na obcym terenie. Możliwe, że nie dane nam będzie zasnąć w spokoju. Jak chcesz możemy się podzielić i trzymać wartę. Ty się na razie prześpij. Ja popilnuję - kolejny kęs podróżnego prowiantu zniknął w ustach montera.

_____ Chłopaki miejscowe dalej cisneli w karty, chyba, dokładnie Rononn nie widział. Niemniej dla wszystkich było jasne po co i gdzie zniknęli po chwili najemnik i Vex. Niedługo po ich wyjściu, każdy mógł potwierdzić swe przypuszczenia. Jęki sprężyn i kobiecych strun docierały do każdej małżowiny. Przedstawienie, choć tylko w formie koncertu dla uszu, spotkało się najwyraźniej z aprobatą “miejscowych”, którzy gratulowali niedoszłej parze oklaskami i gwizdami. Nawet monter, pomimo spiskowych teorii siostry uśmiechnął się pod nosem i raz wyrwało mu się “BRAWO!” po którymś z głośniejszych dźwięków.

- Teraz to na pewno na nas nie będzie za zdezelowanie wozu - rzucił szeptem do siostry - Śpij. Obudzę cię za 4 godziny. - dłoń odziana w skórzaną rękawicę potarmosiła włosy Mewy. - Ej, chopaki, jaki czas teraz jest!? - Zapytał jeszcze ‘hazardzistów’

_____ Siostra posłała bratu mordercze spojrznie gdy skomentował wspólne wyjście wujka Zordona i Vex a potem to co tu i tam dochodziło do ich uszu z podwórza. By podkreślić jak bardzo nie spodobał jej się ten komentarz pokazała mu jeszcze język.
- Co za wredna małpa! A myślałam, że jest w porządku! To ja miałam go urobić! - syknęła ze złością siostra Rononna dodatkowo wzmacniajac to kopnięciem w sąsiedni materac. - I spać? No nie rozśmieszaj mnie tamta lafirynda gdzieś tu się czai. Na pewno z nożem albo co. - rozejrzała się po garażu ale Melody jakoś nigdzie nie było widać odkąd ich opuściła jakiś czas temu. Nagle Mewa miała wyraz twarzy jakby coś sobie przypomniała albo wpadła na jakiś pomysł.

_____ Poderwała się ze swojego materaca i ruszyła żwawo w stronę posłania przy których wcześniej kręcił się rosły Pazur. Przyklękła przy nim i szybko bez żenady zaczęła przetrząsać pozostawione rzeczy. Przeszukała kupkę sprzętów zostawioną na materacu, otwarła kieszenie plecaków a potem je zamknęła. Z wyraźną złością. I z jeszcze większym fochem wróciła i wręcz teatralnie głośno klapnęła z powrotem na swój materac.
- Nie ma! Musiał zabrać ze sobą! Albo dał tej blondi. Gdzie ona w ogóle polazła? Widziałeś ją? - myśli Mewy przeskakiwały błyskawicznie i bynajmniej nie wyglądała na śpiąca. Raczej złość pobudzała ją do kolejnych działań ale coś nie miała w nich powodzenia.

- Noc jeszcze młoda. Przed północą pewnie. - odezwał się ten co wcześniej prowadził ich pojazd. Karty wciąż mieli rozłożone ale już nie wyglądało by grali. Raczej gadali ze sobą wciąż trzymajac i bawiąc się w rzucanie kart od czasu do czasu.

-Dzięki! - Rononn rzucił głośno do członka Black Cross po czym już ciszej zwrócił się do swojej siostry.
- Dziewczyno! Weź się kurwa mać uspokój. A potem wróć tam do rzeczy Zordona i poukładaj je tak jak były. Albo chociaż podobnie jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś. Z blondie nie zaczynaj bo cię pokiereszuje tak, że nawet Moloch cię nie poskłada spowrotem. Mała nie wygląda, ale ma mord w oczach. Coś o tym wiem - mężczyzna potarł posiniaczoną twarz - Zordon jest najemnikiem. Pazurem. Swój honor na pewno ma, tym bardziej, że opiekuje się nieletnią. Jak mówił, że wam odda rano to tak zrobi. Nie sądze by cieszyło go niańczenie dodatkowej dwójki rozemocjowanych niewiast. - monter spoglądał na siedzącą obok niego Mewę
- Jak nie chcesz spać to trzymaj pierwszą wartę skoro masz takiego fioła na punkcie tamtej laski. Tylko na wszelkie świństwa rozpuszczone w ssipi, nie wyłaź stąd i nie rób niczego głupiego. Jesteśmy tu gośćmi. Przypadkowymi na pewno, ale zawsze. Jakiś poziom trzymać trzeba. Jak tak się rzucasz to idź, pogadaj z tamtymi - tu Rononn machnął reką w stronę karciarzy - Poprzymilaj się, zakoleguj. Wypytaj o tą całą Melody, a może Ci pomogą. Nie wiem no. Przestań panikować? - mężczyzna przełknął ostatni kęs swojej ‘kolacji’ - Dasz mi pospać? Obiecujesz nie wszczynać znów burd? Zachowywać się jak na GOŚCIA przystało? - monter wplótł nacisk toniczny na wyraz ‘gość’ - Dasz radę? Tylko dziś, a jutro możesz robić raban. Zgoda?

_____ Brunetka popatrzyła naburmuszonym wzrokiem na wyższego brata. Nie odzywała się dłuższą chwilę trawiąc jego słowa. Spoglądała przy tym to na wyjście z garażu, to na ciemne okna, drzwi do wnętrza domu, grupkę Black Cross z których ta blada dziewczyna już chyba spała. Wyraz twarzy miała zdeterminiwany i zacięty ale pod skórą walczyły w niej różne, sprzeczne emocje.
- Nie o to chodzi. Wierzę temu żołnierzykowi, że rano odda. Ale komu? Z nas jesteś tu tylko ty i ja. A ona ma tu całą bandę. Jak sądzisz jak oni stąd pojadą to kto zostanie tutaj w lepszej pozycji? Ja czy ona? - Mewa podsumowała jak widzi sprawę i dlaczego jej zdaniem teraz należało coś zdziałać by zdobyć tą część albo chociaż zadbać by rano trafił właśnie w jej ręce a nie tej drugiej.

- A może ty z nią pogadaj? Z tą jędzą? Powiesz, że chcesz przeprosić za mnie czy co. Cokolwiek. Czymś ją zajmij. Mam takie krople. Nic jej nie będzie, dorzucisz do alku i prześpi cały ranek. To wtedy ten cały wujaszek będzie musiał mnie oddać ten gadżet. Zrobisz to dla mnie? A ja w tym czasie obiecuję nic nie robić do rana i zajmę się urabianiem tych dwóch. - Mewa myślała nadal bardzo szybko i szybko dostosowała swój plan do zmienionych warunków. Wyjęła gdzieś zza pazuchy jakąś małą fiolke wyglądającym jak herbata płynem. - Jakby cię podejrzewała to też możesz się napić. Weź potem jedynie tabsa na wzmocnienie to to wyzeruje efekt kropel. Zresztą nawet bez tego po prostu byś przespał ranek ale to nie bój się zapakuję cię wtedy i zabiorę cię, nie zostawię cię tutaj z tą jędzą i jej pachołkami. - Mewa wyjęła też pognieciony listek tabletek tłumacząc co i jak działa. Wyglądało, że te hebraciane krople to krople nasenne więc dość łagodny środek. Ale jak się ktoś nie spodziewał to mógłby łyknąć i potem spać jak niemowlę.

- Co z toba jest nie tak? - Rononn pokręcił głową - Zachowujesz się jakby od tej części zależało twoje przeżycie. Siostra, wyluzuj. Poza tym, nie będę nikomu nic podrzucać. Zaczynasz mnie irytować. - dorzucił po czym ułożył plecak pod głowę i nakrył sie płaszczem chcąc w spokoju strawić posiłek i się przespać.
 
Gienkoslav jest offline  
Stary 13-07-2017, 23:31   #46
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Popijała drobne łyczki jabłkowego trunku i siedziała cicho, próbując ułożyć sobie w głowie wydarzenia ostatniej godziny. Dziwne, wciąż nie wytłumaczone zachowanie chłopaka gryzło ją, niczym upierdliwy komar, który zdawał się nigdy nie mieć dość krwi. Dlaczego tak się zachowywał, skąd ta siła, ta wytrzymałość. Najbardziej przerażało ją to, że Lest nie mógł sobie z nim poradzić. On zawsze sobie radził i to z każdym. Nie raz widziała jak jednym ciosem potrafił rozwalić faceta dorównującego mu posturą i budową ciała. Był twardy jak stal. Do tego Simon, może nie tak napakowany jak starszy Thorne, ale przecież nie cherlak. Co było nie tak z tym dzieciakiem? Najgorsze jednak było to, że najwyraźniej, o ile podejmą decyzję towarzyszenia temu całemu Rogers’owi to skierują się w to samo miejsce, w którym “diabeł” zaatakował tego latynosa. Bo tak sprawę przedstawiła jego matka, o ile Jess nie myliła faktów, co biorąc pod uwagę zmęczenie które czuła po tej całej akcji nie mąciło jej myśli.
- O co w tym wszystkim chodzi? - mruknęła pod nosem, pytanie zadając bardziej szklance niż któremukolwiek z siedzących przy barze mężczyzn, czy też barmance. Wzdrygnęła się też przy tym, jakby jej się nagle zimno zrobiło, bo i zrobiło. Masochistyczny umysł podsyłał jej oderwane od siebie obrazy, emocje i wrażenia, których doświadczyła, a które wryły się głęboko w jej psychikę. Ten strach, niepewność, ten mrok nocy… Miała ochotę skulić się pod kocem z latarką w obu dłoniach i zasnąć w tym swoim małym, bezpiecznym skrawku świata. Odpłynąć i nie myśleć, nie czuć, nie być. Problem w tym, że nawet światło latarki nie było w stanie oddzielić jej od koszmarów, które z pewnością nadejdą. Z tego też powodu nadal uparcie tkwiła na stołku, zamiast pójść w ślady innych i zwinąć się do pokoju. Bała się tej chwili, w której trzeba będzie zamknąć oczy i oddać we władanie snu.
- Co mu się stało? - zapytała głośniej, przechylając się w stronę lekarza. Jej dłonie kurczowo obejmowały szklankę, jakby się bała że tej też zaraz odbije i ją zaatakuje. Nie bała się oczywiście, a jedynie chciała ukryć drżenie dłoni, do którego zadania szklanka nadawała się znakomicie.

- Odbiło mu. Totalnie mu odwaliło. - pokręcił głową Simon wzruszając ramionami. Dopił swój kieliszek i stuknął nim o blat. Ana uśmiechnęła się i be pytania dolała mu mętnej cieczy ponownie.

- Nie. Powalony czy nie, nie miałby takiej siły. Widziałeś jak się rzucał? - Lester od razu pokręcił głową i choć też wpatrywał się dotąd smętnie w swoją szklankę przy pytaniu spojrzał na młodszego brata. Ten wzruszył znowu ramionami z miną pt. “No co ja mogę?”

- Może był na jakichś prochach? - zaproponował po chwili myślenia młodszy Thorne. Starszy zastanowił się nad tym. - Na prochach to bywa tak, że rękę na kimś połamiesz, kości ci strzelą a ty tego nie czujesz. Dopiero potem. Pamiętasz jak nas gonili tam na tym zadupiu co bzyknęliśmy córeczki pastora? No i tam przecież tamten koleś rozwalił szybę w samochodzie gołą ręką. Nawet gadaliśmy potem o tym. - Simon przypomniał jeden z wcześniejszych epizodów jakie rodzeństwo razem swego czasu przeżywało.

- Nie wiem. - burknął w końcu Lester bawiąc się swoim kieliszkiem tocząc go po blacie baru w jedną i drugą stronę. - Wiem, że jak kogoś zdzielę to powinien paść. Niektórzy faktycznie są twardzi i się potem jeszcze dają radę podnieść. Ale ten szczyl? Widziałeś go? Gdzie on niby by miał mieć te siły? We dwóch nie mogliśmy go rozwalić a jeszcze Jess potem doszła i nam pomagała. W pale się to nie mieści! - starszy z braci ofuknął młodszego. Ten rozłożył w odpowiedzi ręce zgadzając się z nim ale chyba pomysły na jakieś rozwiązania tej zagadki mu się chwilowo chociaż skończyły.

Najwyraźniej nikt nie znał odpowiedzi na nurtujące wszystkich pytanie, co wcale nie poprawiało humoru. Nikomu.
- Może tu chodzi o to co jego matka plotła? - rzuciła pomysłem, który się jej plątał po głowie, zaraz też uniosła na wszelki wypadek dłonie. - To tylko taki luźny strzał ale od tego się chyba zaczęło. Co to było? Coś o diable chyba… Może było w tym więcej prawdy niż tylko jakieś latynoskie ględzenie? Lest, my się tam w końcu wybieramy czy nie? Bo jak tak to chyba będzie się trzeba mieć na baczność nie tylko jeżeli chodzi o Brown’a - dodała, powracając dłońmi do szklanki, którą następnie opróżniła jednym haustem. Atmosfera przy barze i w samej sali, zaczynała jej działać na nerwy. Wciąż czuło się tu pozostałości po wypadkach tego wieczoru, co wcale nie pomagało w uspokojeniu się ani w zebraniu myśli. Sama jednak do pokoju wracać nie chciała bo na samą myśl o tym dostawała gęsiej skórki. Do głowy przychodziły jej scenariusze, w których dzieciak jednak wydostaje się na wolność i dołączają do niego matka i córka. Czasami miała ochotę wyłączyć funkcję myślenia, jednak póki co nie udało się jej znaleźć odpowiedniego przycisku. Może gdyby się porządnie zalała to by się udało? Z tą myślą stuknęła lekko szklanką dając znać barmance żeby uzupełniła panujące w niej braki.

- Diabeł. Oni na 1000 rzeczy i zagrożeń to się powołują na diabelskie sprawki. Więc nigdy nie wiadomo o co chodzi naprawdę. Tak jak teraz. Cholera wie o co jej chodziło. - Simon wzruszył ramionami na znak, że nie jest pewny nawet gdy dany fragment wypowiedzi latynoskiej matki powtórzył i zrozumiał prawidłowo i słowo w słowo.

- Wybieramy się tam gdzie jest Brown. A Brown jest na drugim brzegu. Ten czaruś mówił, że go widział i brzmi to sensownie. - odpowiedział zawziętym głosem Lester nie mając zamiaru zmieniać zdania co do jutrzejszych planów. - Ten bachor i jego rodzinka zostaną tutaj to nie będziemy musieli nimi się martwić. A jeśli staną mi na drodze to ich rozwalę. - dodał po chwili i na końcu poklepał dłonią po swojej kaburze by pokazać jak bardzo dosłownie ma zamiar pokonywać trudności.

Ani słowa Simnona, ani Lestera nie poprawiły jej humoru. Nadal miała wątpliwości co do wyprawy i związanych z nią zagrożeń. Pewnie, chciała dorwać Browna, ale też wolałaby nie ryzykować spotkania z tym czymś co spowodowało atak chłopaka. Problem polegał na tym, że jak Lest się na coś zawziął to zwykle osiągał swój cel, bez względu na przeciwności. Mogła zatem próbować dalej przekonywać go do swoich racji albo mogła porządnie przygotować się na jutrzejszy dzień. Cokolwiek na nich czekało, miała nadzieję że będzie się to dało zlikwidować kulą w łeb.
- No dobra, dobra… Wychodzi na to, że sami się przekonamy na ile jej opowieści były prawdziwe, a ile z nich to jakaś ich bujda. Na razie jednak ja mam dość - stwierdziła stanowczo, po czym zwróciła się do barmanki. - Butelkę, na wynos - zamówiła z wyraźnym zamiarem urżnięcia się w trupa w pokoju. Nie sama jednak… - Idziecie, czy wolicie tu tkwić? - rzuciła pytaniem w braciszków, podnosząc tyłek z barowego krzesła. Nie chciała iść sama do pokoju ani tkwić w nim sama mając za towarzyszkę butelkę i latarkę, ale tkwić w obecnym miejscu też nie miała ochoty. Na zewnątrz wyjść nie mogła bo było ciemno, więc z trzech marnych wyborów wygrał ten, który chociaż prywatność zapewniał na wypadek gdyby się całkiem rozpadła pod wpływem nerwów, strachów i alkoholu.

Dwaj bracia spojrzeli poprzez profil Jess na siebie nawzajem. - Jebać to. - mruknął starszy z braci i wstał ze swojego stołka biorąc kurtkę do ręki. W międzyczasie Ana podała Jess butelkę którą dotąd ich obsługiwała. Alkohol miał swoją moc więc nawet na kilka dziobów jakie dotąd butelka obsłużyła nadal było go całkiem sporo by pozostałej trójce zaszumiało pod kopułką. Simon coś jeszcze mówił do Any ale też powstał i ruszył do pokojów za pozostałą dwójką doganiając ich na schodach. Razem weszli po schodach i razem wpakowali się do pokoju dotąd zajmowanego przez Jess. Bracia bez żenady rozgościli się wewnątrz niezbyt dużego pokoju. Lester siadł na łóżku, Simon zostawił wolne miejsce dla Jess a sam siadł na małym stołku opierając się o ścianę dla poprawienia wygody.

Jessica była niezmiernie wdzięczna, że jej jednak nie zostawili. Dopóki byli razem byli w stanie stawić czoła wszystkiemu, w co wierzyła niezachwianie. Wszystkiemu, a zatem także koszmarom czekającym tuż za zamkniętymi powiekami. O ile, oczywiście, nie załatwi się podświadomości tak, żeby nie była w stanie wyprodukować niczego przerażającego, co dało się zrobić. Pić jednak, jak nieraz mawiali bracia, najlepiej było w towarzystwie. Samotne oczyszczanie butelki nie miało tej samej mocy i nie dawało podobnych efektów. Ba, zdarzało się nawet że działanie takiego środka było przeciwne od zamierzonego i zamiast kończyć w bezsennej pustce, lądowało się w miejscu, w którym wszystko malowane było czarną farbą.
Zajmując miejsce na łóżku obok Lestera, bez zbędnego czekania skorzystała z zawartości butelki, a następnie posłała ją w ruch, podając najstarszemu z Thornów.
- Myślicie że dorwiemy jutro Brown’a? - rzuciła pytanie, które nie wiązało się z dzieciakiem, mimo iż najchętniej rozdrobniłaby sprawę chłopaka na czynniki pierwsze, a następnie powoli ją złożyła do kupy. Może wtedy to wszystko nabrałoby sensu. Tyle tylko, że nie była pewna czy braciom spodobałoby się dalsze drążenie sprawy, którą każde z nich najchętniej zostawiłoby za sobą. Niestety, uparte myśli nie chciały się poddać, co nie znaczyło, że Jess zamierzałą dac im wygrać. W razie czego miała butelkę i przyjemne ciepło, które rozlewało się po ciele za każdym razem gdy z niej korzystała. Ciepło i powoli rosnące otumanienie, tłumiące idące z myślami emocje.

- Nie wiadomo. Brown jest cwany i wie, że go ścigamy. - odpowiedział Lester po pociąnięciu z butelki. Zmarszczył brwi w zamyśleniu a Simon swoje również choć u niego było to pewnie oznaką irytacji za przetrzymywanie szkła. - Ale jak ten słodziutki Kyle nie ściemniał to Brown tu był. I za czymś się tu kręcił. Więc nadal może się kręcić a jak się kręci to zostawi jakiś ślad. - Lesterowi zebrało się na gadanie więc niespiesznie mówił dalej nie zauważając ponaglającego spojrzenia młodszego brata.

- Dawaj szkło. I co? Myślisz, że ściemniał z tym, że zna czy widział Browna? - Simon nie wytrzymał i zanim powiedział swoje upomniał brata o zastopowanie alkowego obiegu.

- Nie pyskuj. - mruknął kompletnie nie stropiony starszy brat. Ale po chwili pewnie niesamowicie irytującej go zwłoki podał mu butelkę. - Na moje oko był zbyt zestrachany by ściemniać. Zresztą wiemy i bez niego, że Brown tu był albo miał być. Nie wiemy czy przebył na drugą stronę rzeki bo to wiemy tylko od tego Kyle’a. Ale równie dobrze możemy poszukać tam jak i gdziekolwiek indziej. - starszy z braci wzruszył ramionami a młodszy po łyknięciu wieczornej kolacji podał z powrotem butelkę do Jess.

Jess pokiwała głową zgadzając się ze słowami Lestera. Już od dłuższego czasu nie mieli tak świeżego śladu i szansy na to żeby w końcu dorwać tego skurwiela. Tylko że…
- Szkoda że z tej latynoski nie dało się niczego więcej wydusić - powiedziała, obdarzając młodszego braciszka przepraszającym uśmieszkiem znad brzegów szyjki butelki, z której to zaraz pociągnęła. Nie jego wina że nie był w stanie zrozumieć tego jej jazgotu. Nikt przecież, a raczej ona nie wymagała od niego płynnej znajomości języka. Tyle tylko, że gdyby dało się wycisnąć z tej kobiety więcej to może by zdołali ustalić gdzie konkretnie jest teraz Brown, oraz co czekało na nich na drugim brzegu. No, poza diabłem, bo tą informację już przecież mieli. Diabel… Dla każdego mógł być inny, a nawet przybierać coraz to nowe twarze. Taki chociażby Brown, jak na gust Jess, nadawał się całkiem do tego by go tym mianem określić, wiedziała jednak że wielu z chęcią określiłoby tym mianem jej braciszków. Pojęcie to, jak widać, było względne. Ciekawość jednak zostawała, tląc się i parząc. Czym było to coś, co zaatakowało chłopaka?
- Tak, szukać możemy, tylko żebyśmy się przez tego całego Kyle’a nie wpakowali w większe bagno. Ten facet działa mi na nerwy. Jest jak szczur… - Wzdrygnęła się bo jakoś nigdy specjalnie tych gryzoni nie lubiła i upiła kolejny łyk, mimo iż była to kolej Lestera. Jakby dopiero sobie o tym przypomniawszy, podała mu butelkę podwijając nogi i obejmując je rękami. Brodę złożyła na kolanach i zaczęła uparcie wpatrywać się w mrok widniejący za oknem. Było jej już całkiem przyjemnie, nieco senni i jakoś tak błogo. Jak nic alkohol działał, dodając do tych sensacji także lekkie zawroty głowy ale z rodzaju tych przyjemnych. Jej usta wygięły się w leniwy uśmieszek.
- Gdzie ruszymy gdy już załatwimy tą sprawę? - zapytała nawijając na palec pukiel włosów i przysuwając je do nosa. Wciąż pachniały szamponem i świeżością, który to zapach sprawił że zachichotała na wspomnienie o wydarzeniach towarzyszących kąpieli. - Może odwiedzimy Vegas, co? Jeszcze tam nie byliśmy, a przecież tyle się słyszy o tym mieście. Co wy na to? Na pewno znajdzie się tam jakaś fucha - zaczęła snuć plany, zerkając to na Lestera, to na Simona i z powrotem.

- Może i szczur. - Lester sięgnął po butelkę i przygryzł wargę wpatrując się z niewidzacym wzrokiem w ścianę nieco nad głową brata. - Ale z takimi szczurami jest tak, że jak boją się ciebie bardziej niż kogoś innego albo mają w tym swój interes to będą robić co chcesz. - powiedział gdy przemyślał słowa rusznikarki. Upił łyka z butelki i znowu przetrzymywał szkło. - A temu napędziłem stracha nieźle. Powiedział co wiedział. Nawet jakby jakoś pracował dla Browna to mój nóż czy lufa jest teraz zdecydowanie bliżej niż jego. Poza tym sam łaził, że szuka ludzi do eskorty na drugi brzeg. Z tamtym mięśniakiem też gadał zanim go nie zgarnąłem. Dlatego myślę, że mówi prawdę. Jak nie to jest to tak pojebane, że nie wiem jakby to teraz sprawdzić. Najprościej po prostu pojechać z nim tam jutro i mieć go na oku. - powiedział Lester i w końcu podał butelkę zniecierpliwonemu młodszemu bratu.

- No to będziemy. - Simon zgodził się pogodnie i chciwie złapał za butelkę. - Ale dobre pytanie. - powiedział wskazując palcem wystającym zza butelki na siedzącą na łóżku czarnowłosą dziewczynę. - Jak już załatwimy sprawę z Brownem to co dalej? Przez niego się tłukliśmy aż tutaj. Co dalej? Vegas brzmi świetnie. Podobno są tam całe domy i ulice ze światłami. Są neony i kasyna. Tak jak kiedyś. Nawet światła działają na ulicach. Tak słyszałem od paru gości co tam byli. - pomysł odwiedzenia Vegas chyba przypadł Simonowi do gustu bo wyraźnie się do niego zapalił.

- Jak dorwiemy Browna to będziemy musieli znaleźć jakiegoś łapiducha. Takiego lepszego co zna się na krojeniu bebechów. - powiedział starszy Thorne nadal z tym zawieszonym w ścianie wzrokiem. Simon który właśnie schylał się by podać butelkę Jess spojrzał na niego wyraźnie zaskoczony.

Także Jess sprawiała wrażenia zaskoczonej. Była pewna że Lest napali się na Vegas nie mniej niż Simon, a on zdawał się nawet nie słyszeć ani jej słów, ani tego co powiedział jego brat.
- Po co? - zapytała, odwracając się w stronę Lestera i wyciągając w jego kierunku dłoń, która następnie spoczęła na barku mężczyzny. - Po co nam jakiś lekarz? Jak będziesz z niego chciał wycisnąć informacje to przecież wystarczą chyba zwyczajowe sposoby, prawda? Co ci chodzi po głowie, Lest?
Zachowanie braciszka budziło niepokój, którego Jessica nie kryła. W końcu znajdowała się w gronie rodziny, nie musiała udawać że ze wszystkim sobie radzi i jest tak samo jak oni odważna. Mogła być sobą i była, stąd ten niepokój brzmiący w jej głosie i widoczny w spojrzeniu. Po wydarzeniach tego wieczoru była w sposób szczególny wrażliwa na wszelkie odchyły od normy. Budziły w niej strach, nawet jeżeli wiedziała doskonale że w towarzystwie braci nie miała czego się obawiać. Strach jednak był silniejszy, tkwił w podświadomości i korzystał w najlepsze z chwilowo osłabionych barier, którymi go tłamsiła za dnia. Nawet wzmagające się z każdym kolejnym łykiem upojenie, nie było w stanie go przytępić.

- Nie chcę wyciskać z niego informacji. Chcę jego wycisnąć. Po to mi jakiś konował. - powiedział nieco znużonym głosem starszy z braci. Westchnął i zmęczonym gestem potarł dłonią powieki. - Kurwa jak tu gorąco. Nawet o tej porze. - mruknął gdy ten upał chyba dał mu się we znaki.

- To nie wystarczy ci do tego nóż? Po co ci jeszcze konował? - nadal zdziwiona Jess próbowała zrozumieć o co braciszkowi chodziło. Zwykle nie potrzebował specjalnej pomocy w posługiwaniu się ostrzem i szło mu to nawet nieźle. Po cholerę mu konował? Żeby dłużej Browna przy życiu utrzymać? Tylko po co?
- Jak ci gorąco to się rozbierz - dodała, sama korzystając z własnej rady i zrzucając płaszcz, który nie dość że grzał to jeszcze w sumie trochę ważył. Od razu też zrobiło się jej lepiej i nawet przypomniała sobie o tym, że to przecież jej kolej na to by pociągnąć z butelki. Alkohol co prawda tylko rozgrzewał, ale było to przyjemne rozgrzewanie, wycinające człowiekowi wszelkie zahamowania. Z tego zapewne powodu kompletnie jej nie przeszkadzało że siedzi sobie półnaga w towarzystwie, jakby nie spojrzeć, dwóch mężczyzn. Bez zażenowania wyciągnęła dłoń w stronę Simona dopominając się trunku.

- No właśnie. Mów po ludzku a nie coś się dąsasz jakbys focha miał czy inny chuj. - Simon też widać był niezbyt usatysfakcjonowany z odpowiedzi starszego brata. Ten podniósł wzrok najpierw na niego, potem na Jessicę w końcu rozpiął szlafrok i wyłuskał się z niego.

- Brown jest specyficzny. Specyficzny organizm. Specyficzne flaki. Chcę je dla siebie. Dlatego musimy dorwać Browna a potem dać go pod nóż konowałowi i przełożyć je do mnie. Dlatego póki go nie dorwiemy Brown nie może zginąć. - wyłuszczył sprawę starszy z Thornów opierając się ponownie już nagimi plecami o chłodzącą choć trochę ścianę pokoju. Wziął butelkę od Jessici i pociągnął z niej długi łyk.

- Co niby w nich takiego specyficznego? - Jess nie kryła się specjalnie z tym, że pomysł Lesta uważa za jakieś szaleństwo. Wzdrygnęła się też wyraźnie, jakby się jej nagle zimno zrobiło co przy panującej w pokoju temperaturze było niemożliwe do osiągnięcia. - No i jak już tak koniecznie chcesz mieć w sobie jakąś część tego skurwiela to nie lepiej od razu wypytać o jakiegoś lekarza, żeby później nie musieć łazić za nim i pilnować Browna jednocześnie?
Na samą myśl, że nie dość że będą musieli utrzymać tego dupka przy życiu to jeszcze zadbać o jego zdrowie do czasu przeprowadzenia operacji, którą to Lest sobie zaplanował, szlag ją trafiał. Mogła zrozumieć chęć pokrojenia gnojka ale pilnowania by mu cholerny włosek z głowy nie spadł? Nie… Nie po tym co zrobił i po tych wszystkich trudach przez które przeszli by znaleźć się tu i teraz, z dzień drogi od celu.
Jej spojrzenie powędrowało w stronę młodszego z Thorn’ów. Miała nadzieję, że znajdzie w nim sojusznika, przy którego współpracy uda im się wybić ten idiotyczny pomysł z głowy Lestera. No chyba że te flaki to naprawdę było coś super, chociaż Jess nie miała pojęcia co mogłoby takiego być w zwoju wnętrzności. W dodatku w zwoju z drugiej ręki. *

- Nie czuję się zbyt dobrze. Jest coraz gorzej. Nie chciałem wam mówić. A on ma potrzebne bebechy. Wiem, że ma. Już raz prawie go dorwałem ale zwiał. Kiedyś się tym chwalił ile może wytrzymać. To jest coś czego potrzebuję by wyjść na prostą. Dlatego nie możemy mu przedziurawić flaków. Jak już to strzelajcie w ręce i nogi. - odpowiedział Lester oparty o ścianę. Siedział z zamkniętymi oczami a na skórze błyszczał mu się pot. Siedział machinalnie trzymając butelkę na kolanach.

- Strzelać w kończyny? Wiesz jak słodko się strzela w kończyny w walce? - Simon prychnął kompletnie niezadowolony z takiego dodatkowego utrudnienia. Wychylił się w przód i odebrał bratu butelkę samemu pociągając z niej zdrowo. - To już w ogóle strach do niego strzelać. Co mamy zrobić jak on do nas zacznie strzelać? - młodszy z braci spojrzał na siedzącego pod ścianą starszego brata i rozłożył ręce domagając się odpowiedzi.

- Trzeba będzie go jakoś podejść. Będziemy na miejscu to coś się wymyśli. - Lester odpowiedział spokojnie, sennie nawet dość obojętnie. Simon pokręcił głową i łyknął ponownie oddając w końcu już dość pustawą butelkę Jess.

Z której Jessica pociągnęła chciwie, bo coś czuła że jej to jest wyjątkowo potrzebne. Lest był w tak złym stanie? To czego nic nie mówił tylko trzymał w sobie jak jakiś zazdrośnik swoją kochankę? Nie była pewna czy się wściec czy niepokoić. Po krótkim namyśle wybrała to drugie bo tu w końcu nie o byle kogo chodziło, a o Lestera, jej starszego brata i obrońcę. Pewnie że podejdą jakoś tego szuję Browna. Podejdą i w jednym kawałku doprowadzą do najlepszego konowała jakiego uda się im znaleźć. Nie ma mowy żeby straciła któregokolwiek, czy to Lesta czy Simona.
- Dorwiemy go i wyprujemy mu flaki, damy radę - zapewniła, siląc się na pogodny ton, chociaż w środku coś ją aż ściskało. - Chodźmy spać - dodała do tego propozycję. Sama wcale nie miała ochoty zasypiać, bo wiedziała jak się to skończy ale Lesterowi wyraźnie by się odpoczynek przydał więc nie zamierzała być samolubna i wymęczać go do reszty. Jutro powinien być w pełni sił skoro mają się zmierzyć z Brownem.

- No. Dorwiemy go. Na pewno. No ej, nas jest trójka a on sam. Damy radę. - Simon kiwał głową i patrzył optymistycznie to na Jess to na Lestera jakby chciał w nich wlać ten swój optymizm. Słysząc ich oboje Lester otworzył oczy i spojrzał. Na Simona, na Jessicę, jeszcze raz na Simona i w końcu uśmiechnął się i pokiwał głową.

- No. Dorwiemy go. Na pewno. - zgodził się i chodź zaraz znowu zamknął oczy i oparł głowę o ścianę to tym razem wyglądał jakoś spokojniej. Simon popatrzył na niego i na Jess ale zanim się odezwał rozległo się pukanie do drzwi. Trzy głowy spojrzały w stronę drzwi i młodszy Thorne który był najbardziej na wylocie ruszył otworzyć drzwi.

- Już skończyłaś? - Simon zapytał postać w drzwiach. Wypełniał sobą sylwetkę drzwi więc kobieta na korytarzu była widoczna dość słabo.

- Tak. Po tym wszystkim mało kto został więc szefował pozwoliła mi skończyć wcześniej. - po głosie rusznikarka rozpoznała Anę. Zresztą Simon spojrzał w głąb pokoju na pozostałą dwójkę przez co przez chwilę twarz Any zrobiła się widoczna. Pozdrowiła dwójkę siedzącą na łóżku skinieniem głowy.

- Dobra to my wam nie będziemy przeszkadzać. Jakby co to będziemy obok. - Simon powiedział wskazując ruchem głowy na ścianę za którym był pokój braci. - Słuchaj Ana taka sprawa tak w ogóle jest… - młodszy Thorne pożegnał się machnięciem ręki z dwójka rodzeństwa i zaczął rozmawiać z Aną jakby miał właśnie jakąś sprawę do załatwienia.

Jessica odprowadziła wzrokiem młodszego Thorn’a póki nie zamknęły się za nim drzwi.
- Ciekawe co tym razem knuje - mruknęła pod nosem, podając butelkę Lesterowi. Sama z kolei wstała, przeciągnęła się i zabrała za przygotowywania do snu. Trzeba było wygrzebać latarkę, sprawdzić w niej baterie, sprawdzić czy działa. Do tego wypadało pozbyć się nadmiaru odzienia bo inaczej istniała spora szansa że człowiek przez noc zmieni się w powoli duszoną kupę mięcha. Temperatura co prawda powinna w końcu nieco opaść ale i tak w pokoju ledwo dawało się wytrzymać. Jej ruchy były dość powolne, bo jednak wypiła już sporo jak na swoje możliwości, przez co musiała nieco więcej uwagi poświęcić każdej z czynności. W końcu jednak była gotowa co zostało potwierdzone spojrzeniem, którym Jess obrzuciła Lestera. Jakby nie było zajmował jej łóżko i najwyraźniej miał w nim pozostać więc najwyższa pora żeby też ruszył tyłek i się do snu przygotował.
- Zostajesz? - zapytała, tak tylko co by mieć potwierdzenie, nie kryjąc przy tym nadziei. Obecność braciszka powinna pomóc w walce z nocnymi strachami, a tych tej nocy brakować jej z pewnością nie miało.

- A niech knuje. Może wyknuje coś ciekawego albo się z tą laską zabawi. - Lester machnął ręką patrząc na już zamknięte drzwi gdzie przed chwilą znikli młodszy brat i pracująca tu dziewczyna. Potem spojrzał na już prawie przygotowaną do łóżka czarnowłosą siostrę. - A co? Wyprosisz mnie? - uśmiechnął się z tym bezczelno - wyzywającym uśmieszkiem. Sam jednak się nie ruszył ani o centymetr. A bez tego gdyby tak miał pozostać to Jess albo musiałaby bardzo podkulać nogi, albo położyć je na nim lub po prostu położyć tam głowę gdyby chciała przyjąć horyzontalną pozycję. Mogła też znowu usiąść obok Lestera. Ten zaś coś nie sprawiał wrażenia, że miałby ochotę wyjść. Właściwie nie sprawiał wrażenia, że miałby ochotę ruszyć się w jakikolwiek sposób. Dalej siedział oparty o ścianę.

- Jakby się dało - odparła chichocząc pod nosem i ruszając w jego stronę. To że się nie ruszył nie sprawiało jej aż takiego problemu. Jak chciał spać w tej niewygodnej pozycji to jego sprawa, ona zamierzała ułożyć się wygodnie. Wygodnie z kolei oznaczało skorzystanie z jego ud jak z poduszki, bo ani kulić się nie zamierzała ani próbować spać na siedząco. Mogła też co prawda położyć na nim te nogi ale nie chciała ryzykować że go niechcący kopnie gdy się jej koszmary zaczną, a tych była akurat pewna. Została więc jedyna, bezpieczna w jej obecnym mniemaniu pozycja.
- Że się zabawi to chyba pewne, co nie? - powróciła do tematu Simona, spoglądając ze swojej nowej pozycji w górę, na Lesta i widniejący nad nim sufit. Ułożyła się na plecach, uginając nieco kolana dzięki czemu dawała stopą oparcie w postaci nawet miękkiej poduszki. Było jej przyjemnie, leniwie i ogólnie dobrze. Z tego też powodu, pomimo wciąż tkwiącej w niej obawy o zdrowie Lestera, na jej twarzy malował się błogi uśmieszek. Alkohol był ponoć lekiem na wszelkie zmartwienia i Jess po raz któryś już była w stanie w to uwierzyć.
- Kto jak kto ale Simon potrafi zadbać o swoje przyjemności… Szkoda tylko że przy okazji nie załatwił kolejnej butelki - dodała, stukajac paznokciem w niemal puste szkło, które Lest trzymał w dłoni.

Lester pokiwał głową i znowu spojrzał w stronę zamkniętych drzwi. - No. Poradzi sobie. - powiedział po chwili jakby w myślach szacował umiejętności i możliwości młodszego brata. Ale wrócił spojrzeniem na leżącą mu na udach Jessicą. Gładził jej włosy przeczesując je palcami. Przypatrywał jej się chwilę a potem uniósł głowę by zacząć się wpatrywać w ścianę przed nimi.

- O co konkretnie chodzi z tym Brown’em? - Jess przez chwilę pozwalała mu się wpatrywać tak w ścianę i tkwić w ciszy, ale w końcu nie wytrzymała. Chciała wiedzieć więcej zanim odpłynie w sen. Chciała wiedzieć, ze wszystko naprawde będzie dobrze, którego to zapewnienia oczywiście dać jej nie mógł. Mógł jednak rozwiać domysły, które przez jej pobudzoną późną porą i wydarzeniami dnia fantazję, rosły powoli do rozmiarów śmiertelnych. Chciała wiedzieć że się myli, że to tylko właśnie to, nadmiernie rozbudzona wyobraźnia karmiąca się jej strachem.
- Tylko bez owijania w bawełnę, Lest. Chcę wiedzieć na czym stoimy… Na czym ty stoisz - dodała ciszej, nieco sennie ale z uporem maniaka, popartym wlanym w siebie alkoholem.

- Wszystko mnie boli. Zawsze bolało. Mam zrypany termostat. Jestem nadpobudliwy. Albo nadwrażliwy. Jakoś tak. Nie pamiętam jak mi kiedyś to jeden łapiduch tłumaczył. Ale jest coraz gorzej. Wkurza mnie to. Jak jestem wkurzony to o tym zapominam. Da się. Ale jest coraz gorzej. Painkillery nie pomagają. Coraz więcej alku muszę w siebie wlać by nie czuć. Więc muszę dorwać Browna. Jego bebechy. On ma taki rzadki syf, że jak to sobie przeszczepię to zastąpi to co u mnie jest zjebane. I przestanie mnie boleć. Wreszcie. - powiedział Lester i chwilę wpatrywał się tępo w ścianę. Potem nagle przechylił butelkę dopijając ją ostatecznie i równie nagle cisnął ją o ścianę gdzie rozbiła się z głośnym trzaskiem. Potem znów oparł się o ścianę, wpatrywał się w nią i machinalnie gładził włosy Jess.

Jessica wzdrygnęła się na dźwięk tłuczonego szkła ale nie tylko. Opowieść Lestera nie dość że nie złagodziła jej strachu o niego, to jeszcze dodatkowo go zwiększyła. Nie bardzo wiedząc co powinna powiedzieć czy zrobić, obróciła się na bok i opatuliwszy ramionami tułów braciszka, przylgnęła do niego, opierając policzek o jego tors. Dlaczego musiało tak być? Dlaczego los nie mógł ich zostawić w spokoju. Miała już przecież tylko ich, Lestera i Simona. Nie potrafiła sobie wyobrazić świata bez nich bo zawsze tkwili przy jej boku. Byli integralną częścią jej samej.
- Więc go dorwiemy… Dorwiemy drania i wybebeszymy. Cokolwiek będzie trzeba. Zrobimy wszystko by ci się poprawiło, Lest - zapewniła, przeciągając nieco słowa żeby mieć pewność, że ją zrozumie. - Jak będzie trzeba to się zrobi ze mnie przynętę czy coś, żeby go wyciągnąć samego. Poradzę sobie, na pewno. Wszystko będzie dobrze bo zwyczajnie nie ma opcji żeby nie było. Nie stracę ciebie… ani Simona… Nie mogę stracić żadnego z was - mówiła dalej, z ustami tuż przy jego skórze. Mówiła z pasją, chociaż przez to nieco mniej wyraźnie. Musiała jednak powiedzieć mu to, zapewnić go… Musiała pokazać że jej zależy i jest gotowa zrobić wszystko żeby mu pomóc. Nie do końca co prawda panowała zarówno nad myślami jak i słowami ale to akurat jej nie powstrzymywało bo wiedziała że ją zrozumie.

- No pewnie Jess, pewnie. - Lester uśmiechnął się po chwili milczenia jakby dopiero słowa siostrzyczki uzmysłowiły mu jak zabrzmiało to co właśnie powiedział. I chyba chciał jakoś to złagodzić. - No pewnie, że go dorwiemy. Tak jak tylu palantów przed nim. Może jest cwany ale może tylko opóźniać co nieuniknione. - machnął ręką już tak bardziej mówiąc jak to zazwyczaj mówił. - Coś wymyślimy. Pojedziemy jutro z tym szczurkiem i zobaczymy czy Brown się pokaże. Jak się wychyli to go pacniemy. Tylko nie w bebechy. - starszy Thorn pokiwał głową i przejechał palcami po czarnych włosach rusznikarki. - A swoją drogą ciekawe czego on tam szuka. Albo zrobił się nieostrożny, albo sądzi, że jesteśmy dalej niż myśli, albo tam coś jest co mimo wszystko go skusiło. - brwi starszego z braci zmarszczyły się gdy zaczął w myślach obracać temat.

- To by musiało być bardzo profitowego - odpowiedziała, także przeskakując myślami ku towarowi, na który Brown polował. - Nie wydaje mi się żeby chodziło o jego nagłą nieostrożność. On taki nie jest. Ścigamy go już trochę, dlaczego miałby nagle zmienić sposób postępowania? Nie, to musi chodzić o coś innego. Tylko co mogłoby zmusić kogoś takiego jak Brown do ryzykowania życia? No bo przecież nie zapomniał że mu depczemy po piętach, a kto wie, może nie tylko my. Przecież tacy ludzi mają masę wrogów. Nie wiem… - Westchnęła, powracając do poprzedniej pozycji i spoglądając w górę. Jedną dłonią gładziła delikatnie brok Lestera. Sam dotyk i świadomość jego obecności sprawiały że zaczynała się uspokajać po przeżytej fali strachu. Nie było nawet mowy o tym żeby coś poszło nie tak. Nie gdy byli razem.
- Problemem może się okazać konkurencja do tego towaru - kontynuowała, wysilając podlane alkoholem, szare komórki. - Jeżeli zbierze się więcej takich jak ten dupek, którego mamy niby ochraniać, to się może zrobić gorąco. Dobrze by było ich jakoś wyprzedzić lub opóźnić. No i dobrze by było wiedzieć kto konkretnie jest tym łupem jeszcze zainteresowany ale chyba mam za duże wymagania - wyszczerzyła ząbki w uśmiechu. - Ale wyruszyć wcześnie by nie zaszkodziło. Nawet przed wschodem - dodała, markotniejąc, bo taka wizja mimo iż mająca w sobie poparcie logiki i niosąca ze sobą większe szanse odniesienia sukcesu, obciążona była solidną porcją problemów. Problemy te objawiały się w formie przyspieszonego bicia serca, drżących dłoni, urwanego oddechu lub wręcz problemu z jego wzięciem. Problemami tymi był strach, była panika i była niemoc. Jess była jednak pewna że da radę opanować swoje słabości jeżeli zajdzie taka potrzeba. W końcu nie robiłaby tego dla siebie, a dla rodziny, a dla rodziny była gotowa na wszystko.

- Ugadaliśmy się z tym Kylem na rano. Więc ruszymy rano. Rano chyba i tak dopiero ruszają te wszystkie łajby przez rzekę. - Lester sprostował co nieco propozycję rusznikarki. - I nie ma co robić paniki. Po drodze podpytamy się tego szczurka z kim ten Brown się buja tutaj. Czy ktoś jeszcze by był to nie wiem. Ale ten Kyle wydawał się sądzić, że jest strasznie cwany i ostrożny a Brown jak zrozumiałem to chyba dowiedział się od niego. - starszy Thorn myślał na głos gdy przez opary tropikalnej nocy i wypitego alkoholu próbował przypomnieć sobie o czym nie tak znowu dawno gadali na dole z tym mikrusem. Zamilkł chwilę machinalnie gładząc włosy Jessici. - Jest nas trójka i Brown nas zna. Od razu pozna się jak kogoś z nas nie będzie. - powiedział po chwili główkując chyba nad jakimś pomysłem.

- Chciał go wynająć - przypomniała sobie Jessica, przymykając oczy bo głaskanie w końcu zaczynało robić swoje, potęgując wpływ alkoholu i zmęczenia minionym dniem. - Wtedy musiał się rozgadać. Jeżeli miał tylko jeden dzień to nie mógł załatwić sobie zbyt dobrej ochrony czy wspólników ale to Brown, z nim nigdy nie wiadomo - zakończyła, ponownie obracając się na bok i wtulając w Lestera, jakby zamierzała w tej oto pozycji odpłynąć w objęcia Morfeusza. Nagle jednak drgnęła i poderwała głowę.
- Dlaczego kogoś miałoby nie być? - zapytała nieco przytomniej, podnosząc się i siadając na nim okrakiem, żeby mieć jego twarz mniej więcej na wysokości swojej. W takiej pozycji nie mógł jej uciekać wzrokiem by wbijać go w ścianę. Nawet jakby próbował to zawsze mogła jego twarz wziąć w dłonie i odwrócić w swoją stronę.
- Co ty knujesz, Lest? Bo knujesz coś, prawda? - Czasami miała wrażenie, że w tym trójkącie tylko ona nie kombinuje, no ale przy tej dwójce ciężko było się wysforować na prowadzenie. Simon był wręcz mistrzem w tej dziedzinie, a Lest przecież nie plasował się daleko w tyle.
- No i zawsze można by rozpuścić wieść że… - jednak szybko pokręciła głową bo to ty było krakanie, a każdy wiedział że krakanie czasem lubiło się sprawdzać. - Nieobecność Simona nie powinna jednak dziwić, prawda? On stale się gdzieś szwęda - stwierdzenie było jak najbardziej zgodne z prawdą. O ile bowiem ona i Lester zwykle przebywali razem, o tyle Simon lubił wybyć w sobie tylko znanym kierunku i za sprawą, o której nie zawsze informował rodzinkę. Z ich trójki to on był wolnym duchem. Jess wolała nie wnikać za głęboko w to kim ona była bo za każdym razem wychodziło jej że kimś mało ważnym, kto stanowi jedynie kulę u ich nóg.

- Po prostu zastanawiam się co by sobie pomyślał Brown jakby zorientował się, że nie jesteśmy w komplecie. - wzruszył ramionami Lester. - Odpuściłby sobie? Odczekał? Upewniał się i dalej sprawdzał? Zaatakował? - rozłożył ramiona patrząc na Jess gdy podzielił się z nią to o czym myślał. Widocznie dla niego tak rozdzielenie się jak i trzymanie razem miało swoje i zalety i wady.

- Za dużo ryzykował by sobie odpuścił - stwierdziła, po chwili namysły, przytulając się do braciszka i kładąc głowę na jego barku. - Raczej postarałby się wywinąć nam jakiś numer, napuścić kogoś no albo zaatakować gdyby dysponował odpowiednią siłą. Mógłby też pokombinować nad jakąś zasadzką, ale to wszystko chyba zależy od tego, kogo by brakowało. Wszyscy wiedzą, że to ty nami dowodzisz, więc nawet gdyby to nie mógłbyś być ty. Simon jeszcze by uszedł ale wydaje mi się, że moje zniknięcie byłoby dla niego najmniej podejrzane. W przeciwieństwie do was nie jestem wcale jakimś specjalnym zagrożeniem dla niego no i nie kryjmy tego, odważna też nie jestem. No i chyba by było dość łatwo wytłumaczyć moją nieobecność. Tylko nie wiem po co - mruknęła, opuszczając powieki by dać odpocząć oczom. - No chyba żebym znalazła dobre miejsce żeby go zdjąć z dystansu - dodała kolejne mruknięcie. Umysł wypełniała jej już wata spowalniająca zdolność do myślenia i wypowiadania swych myśli w sposób zrozumiały, chociaż i tak chyba radziła sobie nieźle.
- Jak będziesz chciał to się odłączę… Odłączę i załatwię go dla ciebie, Lest. Nie będzie łatwo… Boję się być sama… Wystarczy jednak że powiesz, że trzeba… Kocham cię, Lest - dodała, będąc już na granicy przytomności, po czym poddała się i pozwoliła by pochłonął ją świat sennych majaków.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 14-07-2017, 13:15   #47
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex patrzyła na Zordona lekko nieprzytomnym wzrokiem. Zasnęła… musiała zasnąć. To chyba to słońce ją tak zmęczyło. Bezmyślnie obserwowała jak mężczyzna się goli i w końcu dotarło do niej, że powinna odpowiedzieć.
- Chętnie skorzystam… - Powiedziała zaspanym głosem. Sięgnęła po miskę z wodą. Nagle przypomniała sobie że była mowa o dwóch rzeczach i uśmiechnęła się. - Z gulaszu też.

- Spoko. - odpowiedział wujek Zordon. Podszedł do gotującej się strawy i zaczął próbować na jakim etapie się ona znajduje. - Zaraz dojdzie. - pokiwał z zadowoleniem głową. Zaczął sięgać po jakieś menażki i podobne pojemniki przygotowując je do rozlania potrawy. - Serio mówiłaś z tą podróżą do Teksasu? - zapytał opierając się o chłodną ścianę garażu i obserwując dziewczynę z Detroit.

Vex przysiadła na krawędzi posłania i zrzuciła z ramion ciężką kurtkę chroniącą ją przed wiatrem i piaskiem. Fajnie było chociaż móc się obmyć.
- Wolałabym mieć jakieś zlecenie. Wiesz bak się sam nie napełni. - Opłukała twarz i włosy, czując jak chłodna woda przyjemnie spływa na plecy i pomiędzy piersi. - Ale czemu nie.

- Aha. - mruknął najemnik. Chwilę obserwował poczynania kobiety w milczeniu. W końcu oderwał się od ściany i zaczął nakładać porcje z gara do menażek. - Myślałem, że tak grzecznościowo odpowiedziałaś wcześniej. - przyznał nakładając kolejne porcje. - Dobra, resztę zostawię dla Angie. - mruknął gdy łyżka przestała mu pracować. Postukał nią o kant gara i przykrył go z powrotem. Wziął po menażce w każdą dłoń i zaciskając zęby szybko kicnął na materac obok siedzącej Vex. Postawił jedną menażkę na podłodze przed nią a drugą przed sobą. - I co teraz zrobisz? - wyszczerzył się do niej wesołym, łobuzerskim uśmiechem. - Szamiesz? Czy kończysz? - dodał po chwili dalej uśmiechając się wesoło.

Vex zdążyła jeszcze opłukać dekolt, w który powbijało się co nieco piachu podczas trasy i odstawiła miskę na bok.
- Jedzenie jest ciepłe więc wygrywa. - Uśmiechnęła się. Czuła się dużo lepiej. Drzemka i lekko mokra koszulka podziałały na nią orzeźwiająco. Sięgnęła po menażkę. - Szamiem.
- Brzmi rozsądnie. - pokiwał głową najemnik. Z bliska i na siedząco nie wydawał się aż tak duży jak gdy oboje stali. Zwłaszcza jak pozbył się tego całego szpeju jakim był obładowany w dzień. Ale i tak wydawał sie o wiele masywniejszy od siedzącej obok brunetki. Gulasz okazał się być zrobiony z jakiejś mieszanki makaronu, kaszy i ryżu. Do tego gęsty sos z kawałkami chyba konserwy mięsnej. Chwilę mogli nasycić się ciepłym jedzeniem jakie po tym całym dniu przyjemnie spływało do żołądków dając w zamian energię i likwidując tak znane uczucie głodu. - Wydajesz się rozsądną dziewczyną. - powiedział w końcu wujek przełykając ktorąś z kolei łyżkę. - Myślę, że dobrze jest jak rozsądni ludzie trzymają się razem. Na przykład podczas podróży do Teksasu. - pokiwał głową najemnik stukając lekko łyżką o niewidzialną dla Vex przeszkodę. I niesłyszalną. Zamyślił się nad czymś na chwilę nim wrocił do rozmowy i jedzenia.

- Jestem rozsądna więc oferuję, że mogę z wami pojechać? - Mrugnęła do niego. - Jestem rozsądna tylko tyle na ile muszę by przeżyć. Pyszny gulasz, masz rękę do tego.
- A dzięki. Ale poczekaj aż będzie tura Angie na gotowanie. - najemnik wydawał się zadowolony z reakcji siedzącej obok kobiety. - We trójkę bezpieczniej na trasie niż we dwójkę. - pokiwał głową i wziął kolejną łyżkę z kaszą, sosem i kawałkami konserwy. Przełknął ją i twarz mu się zamyśliła. - Ja to widzę tak. Ty nie rolujesz nas, my nie rolujemy ciebie. Jak nam zacznie bardziej pasować oddzielnie niż razem to po prostu dajemy sobie znać. Ale się nie rolujemy póki jesteśmy razem. Wchodzisz w taki układ? - Pazur popatrzył uważnie na siedzącą obok kurierkę.
- Za takie posiłki mogę wam nawet pomóc z wozem. - Vex wyszczerzyła się. - Nie mam zwyczaju rolować kogokolwiek, to nie pomaga gdy jest się kurierem.

- Znasz tego Puzzle’a? Albo te dwie i tego Patyczaka? - wujek spojrzał oczami w stronę rodzeństwa siedzącego na jakimś innym materacu. - Kumasz o co chodzi z tym ich gadżetem za którym tak latają? Zawsze tu tak jest taki cyrk? - zmrużył oczy i popatrzył pytająco na dziewczynę z Detroit. W spojrzeniu i głosie dało się odczuć, że cała ta heca jest mu nie na rękę albo przynajmniej jest kłopotliwa.
- Troszkę kumam, a troszkę staram się tym nie interesować. - Vex wzięła z uśmiechem kolejny kęs. - Puzzle to kumpel mego znajomego i kawał wyzyskiwacza. A co do przedmiotu, który zabrałeś Melody. - Dziewczyna przysunęła się do wujka i szepnęła mu do ucha. Mężczyzna pachniał przyjemnie mydłem do golenia. - To jeden z dwóch i mają trafić do mego kumpla. Podobno to elementy czegoś dużego. A całej tej ekipy nie znam i im nie ufam. Temu Spike jest tutaj. - Odsunęła się odrobinę i mrugnęła do Zordona ponownie. - Informacje za pyszny posiłek.

Mężczyzna dał sobie powiedzieć na ucho to co miała do powiedzenia kobieta. Kiwnął głową na znak, że przyjął do wiadomości i zrozumiał.
- Z czegoś dużego to zawsze są tylko duże kłopoty. - mruknął dość filozoficznie i ta część informacji chyba go niezbyt ucieszyła bo zmarszczył brwi i lekko zacisnął usta. - Smakowało ci? - odwrócił głowę w jej stronę, tak, że jego twarz znalazła sie całkiem blisko twarzy Vex. - Świetnie. Dawno nie częstowałem obcej kobiety kolacją. - gdy się uśmiechnął jego oddech Vex odczuła na swojej twarzy. - To co? Jak poszamane to kończymy zmywać twoje włosy? - zapytał wskazując oczami na głowę brunetki.
- Było pyszne. - Vex nie odsunęła twarzy. - A co do włosów… - Przysunęła się niemal stykając się swoim nosem z jego - …zabrzmiało jakbyś chciał mi pomóc wujaszku.
- Tylko zabrzmiało? - jedna z brwi wujka Zordona uniosła się do góry w nieco ironicznym grymasie. - Chyba jestem coś mało wiarygodny w twoich oczach. - uśmiechnął się wodząc spojrzeniem po oczach kurierki i niższych rejonach twarzy. - Chodź. Pokażę ci jakie umiejętności może nabyć facet opiekujący się dorastającą nastolatką. - powiedział całując ją w przelocie w czubek nosa i podnosząc się siedzenia na klęczki. Odstawił przy okazji trzymaną menażkę i położył jedną dłoń na ramieniu Vex a sam przesunął się tak, że znalazł się za nią.

Dotyk mężczyzny po tak długim czasie był niesamowicie przyjemny. Vex uśmiechnęła się i oparła dłoń na jego ręce.
- Po takiej reklamie nie mogłabym odmówić. - Puściła rękę mężczyzny. - Angie ma szczęście, że się nią opiekujesz.

Zza pleców Vex, trochę nad jej głową doszło potwierdzające mruknięcie. Jego dłoń nieco pochyliła głowę kurierki do przodu nad miskę. Kubkiem zaczął nabierać wody z miski i wylewać ją na głowę dziewczyny z Detroit. Wraz za strumieniem przyjemnie chłodnej wody sunęły jego palce przeczeszujace skórę na jej głowie.
- Rewanżuję się jej i jej dziadkowi. I to już długo nie potrwa. Przepustka mi się kończy. A musimy tam jeszcze dojechać a ja wrócić. Posiedzę tam z nią ile będę mógł. Ale nie tak długo jakbym chciał albo jakby było trzeba. - Vex nie widziała jego twarzy ale słyszała głos na tyle wyraźnie by zdawać sobie sprawę, że jest zamyślony. - Masz miękkie włosy. - powiedział nagle raczej w ogóle bez związku z tym o czym mówił przed chwilą. - Chyba już masz wystarczająco namoczone. Dalej obsłużysz się sama czy też mam ci pomóc? - zapytał wskazując na plastikową butelkę z czyścidłem.

Vex poddawała się przyjemnemu dotykowi. Chyba nigdy nikt o nią tak nie dbał. Może dziewczyny z gangu, gdy była bardzo mała. Przymknęła oczy, wsłuchując się w głos wujka. Przepustka… czyżby był wojskowym. Szkoda małej, chyba bardzo lubi Zordona. W sumie, ona też zaczynała go lubić. Gdy skończył mówić otworzyła oczy. Nie chciała by to się kończyło. Odchyliła się do tyłu, by móc na niego spojrzeć.
- Z przyjemnością skorzystam z pomocy. - Uśmiechnęła się zalotnie. Czuła, że najchętniej dałaby mu się wymyć w całości.
- Widzę, że chyba coś zyskałem na wiarygodności w twoich oczach. - najemnik uśmiechnął się i lekko skinął głową jakby się kłaniał. Zaczął zniżać się do przodu by sięgnąć po butelkę a przez ten manewr jego twarz zaczęła się zbliżać do odwróconej obecnie Vex. Zatrzymała się akurat jak jego dłoń zamknęła się na szamponie. Ale usta powędrowały trochę dalej i zatrzymały się dopiero na ustach Vex w delikatnym i ostrożnym pocałunku. - Znalazłem szampon. Szykuj się na namydlanie. - powiedział wciąż blisko jej twarzy i lekko pacnął palcem jej brodę.

Vex z uśmiechem oddała pocałunek. Świeżo ogolona twarz mężczyzny była przyjemna. Motocyklistka z przyjemnością skorzystała z okazji by zaciągnąć się jego zapachem. Znów to robiła, znów nakręcił ją facet, którego dopiero poznała. I pomyśleć, że przed chwilą gadali o jej rozsądku.
Gdy dotknął jej twarzy nie wytrzymała, zbliżyła się z powrotem tak, że je nos ocierał się o jego.
- Zordon… nie masz ochoty skończyć tego mycia w bardziej ustronnym miejscu? - Była tak blisko, że jej wargi przesuwały się po jego ustach.
- Sam. Zordona wymyśliła Angie. - sprostował najemnik wodząc krótkimi, nerwowymi ruchami oczu to po oczach to po ustach Vex. - Chodźmy. - powiedział i pocałował ją znowu w usta. Ale tym razem śmielej, dłużej i mocniej. Potem uśmiechnął się i wstał wyciągając dłoń by pomóc wstać motocyklistce. Rozejrzał się po garażu otwartych drzwiach prowadzących w czerń nocy i po chwili chyba się zdecydował. - Wolisz te mycie na mokro w kanciapie na górze czy na sucho w kombiaku na zewnątrz? - zapytał wskazując brodą odpowiednie kierunki drzwi prowadzących do wnętrza domu i te otwarte na dwór.

Vex zawahała się przygryzając wargę. Chciała by Sam ją wymył, ale miała też ochotę na trochę intymności. No i nie chciała trafić na lokalnych, a to przeważyło szalę.
- Namoczona już podobno jestem. - mrugnęła do niego przyjmując podaną dłoń. - więc może być na sucho w kombiaku.
- A niech będzie. - Sam machnął ręką i chyba taka odpowiedź go satysfakcjonowała. Właściwie sądząc po nieco rozkojarzonym uśmiechu i podobnym spojrzeniu chyba nawet bardzo. Zgarnął do kieszeni spodni szampon i pociągnął za sobą Vex. Teraz nagle znów jakby urósł gdy stanęli obok siebie i był o ponad głowę wyższy od motocyklistki. Okazał się też całkiem zdecydowany gdy czuła jego siłę gdy podążała przez ciemność nocy w kierunku widocznych brył zaparkowanych pojazdów. Jednym z nich był już dość dobrze poznany niebieski kombiak który w nocy wydawał się prawie czarny. Wujek Zordon otworzył tylne drzwi pojazdu.

- Poczekaj chwilę. - powiedział kładąc dłonie na ramionach kobiety. Nocny chłód przyjemnie wzmagał chłodzący efekt wody ale dłonie najemnika wydawały się suche i gorące. Chwilę tak zamarł jakby się zawahał albo nad czymś zastanawiał. Kurierka nie była pewna po po ciemku widziała tylko jego owal twarzy nad sobą. W końcu jednak wykonał ruch. Owal zbliżył się do jej twarzy i z bliska przekształcił się w gorący oddech odczuwalny na skórze i wargi chętnie i mocno mieszające się z wargami Vex.

Motocyklistka była ciekawa czy Sam coś zauważył, czy też miał wątpliwości. Oddała gorąco pocałunek, obejmując dłońmi twarz mężczyzny. Jej palce zanurzyły się w jego włosach. Nie wiedziała ile to trwało ale gdy skończyli było jej tak gorąco jakby to był środek dnia. Niechętnie odsunęła swoje usta od jego.
- Hm… odnoszę wrażenie, że masz na mnie ochotę, Sam. - Powiedziała, a jej jedna dłoń zsunęła się na jego tors. - A może powinnam powiedzieć, że mam nadzieję, że ją masz.
- No popatrz jaka dziwna zbieżność charakterów. - roześmiał się Sam i usiadł na tylnej kanapie pojazdu tak, że nogi wystawały mu na zewnątrz. Chwilę chyba przypatrywał się motocykistce choć w tych ciemnościach znów nie była pewna. Teraz gdy usiadł a ona wciąż stała była wyższa od niego. - A walić to. - burknął w końcu jakby podjął jakąś decyzję. - Chodź. - złapał dłoń kurierki i zanurzył się w mroku pojazdu pociągając ją do środka i przy okazji na siebie.

Vex poddała się i niemal upadła na leżącego w aucie mężczyznę. Był przyjemnie gorący, a ona tak cudownie rozpalona. Jednak… uniosła się lekko na rękach.
- Jakieś wątpliwości Sam? - Delikatnie podsunęła się do góry ocierając się swymi biodrami o jego, po czym ucałowała jego usta. Czuła jak jej piersi ocierają się o jego pierś. Chciała jej uwolnić z okowów usztywnianej koszulki, poczuć chłód nocy na nich, na swoich pośladkach. Naparła biodrami na biodra najemnika. - Nie chciałabym cię wykorzystywać wbrew twojej woli.

Leżący wzdłuż tylnej kanapy mężczyzna roześmiał się. I tak był tak wysoki a właściwie w tej chwili to długi, że nogi wystawały mu na zewnątrz auta.
- Oh już teraz żadnych Vex. - powiedział kierując owal twarzy w stronę twarzy dziewczyny. - Po prostu zastanawiałem się nad tym namydlaniem co byliśmy umówieni. - powiedział przeczesując palcami jej wciąż mokre włosy. Dłoń przesunęła się przez jej policzek, ucho i bok głowy zajeżdżając na potylicę. Naparła tam nieco na nią tak, że odległość między ich twarzami zmniejszyła się tak bardzo, że znów mogli się pocałować. Już teraz wyraźnie wyczuwała pożądanie i niecierpliwość w ustach i ruchach mężczyzny pod sobą. - Gdzieś tu z tyłu są jakieś kanki. Chyba z wodą. - wyjaśnił gdy na chwilę przestał ją całować. Spojrzał gdzieś w dół na mroczny fragment ich piersi okolonych przez podkoszulki. - Ale coś mi się wydaje, że za bardzo jesteś ubrana do jakiegokolwiek wariantu. - uśmiechu nie widziała ale był wyraźnie słyszalny w jego głosie. Jego dłonie przesunęły się po jej bokach szukając po omacku dolnej krawędzi jej podkoszulka.

Vex usiadła na nim, na tyle na ile pozwalało jej auto i zdjęła z siebie koszulkę, uwalniając z okowów usztywniacza swoje piersi. Zadrżała czując na nich chłód nocy.
- Jak sądzisz ile powinnam zdjąć? - Nachyliła się tak, że jedna z piersi otarła się o twarz mężczyzny i położyła za nim koszulkę. - Mam poszukać tych kanek z wodą?
- Co?! - Sam był chyba nawet bardziej niż trochę rozkojarzony sądząc po tonie głosu. Ale też po tym jednym, krótkim słowie Vex wiedziała, że jest obecnie na zdecydowane “nie” przeciw wszelkim przeszkodom i przerwom w zabawie. Gdy pozbyła się swojej podkoszulki zareagował z cichym westchnieniem w którym zawarło się całkiem sporo. Ulga, nasycenie, spełnione nadzieje, radość i satysfakcja. Zaraz też na swoim już nagim torsie kurierka poczuła jego dłonie. Badały ją podwójnie gdy zmysł dotyku musiał zastąpić i zdominować pozostałe. Palce i dłonie sięgnęły po te dwie prężące się wygodne do zerwania owoce i dobrą chwilę się nimi bawiły. Szybko jednak do dłoni dołączyły usta i język zaś same dłonie zaczęły sunąć po reszcie odkrytego obecnie ciała. Przesuwały się po brzuchu, bokach, plecach po jakich nadal spływały strużki wody z włosów, rozgarnięty same mokre włosy i badały szyję i twarz kobiety. Zdecydowanie obecnie nie wyglądało, żeby wujek Zordon życzył sobie jakieś zwłoki i przerwy. Sam też wydawał się coraz bardziej pochłaniany przez dzieloną z Vex przyjemność.

Vex jęknęła cicho z rozkoszy czując na sobie usta mężczyzny. Gdy tylko dłoń mężczyzny zbliżała się do jej twarzy całowała ją, lizała. Opierając się na jednej ręce sięgnęła do motocyklowych butów i zaczęła rozpinać jeden z nich. Chciała go już mieć w sobie. Szybciej, szybciej… czuła jak ich oddechy nagrzewają wnętrze kombi mimo otwartych drzwi. But poleciał między fotele, a Vex zaczęła zsuwać spodnie z jednej nogi.
- Sam… - Wyszeptała rozpalonym głosem. - zsuniesz spodnie? - Najemnik poczuł jak jej uwolniona, naga noga otarła się o jego rękę.

- Spodnie? - wysapał rozkojarzonym głosem mężczyzna pod skrzypiącą i trzeszczącą kanapą kombi. - Ah… No tak, pewnie. - po ruchach plamy twarzy widziała jak pokiwał głową. Sięgnął dłonią w dół. Czuła jak ta duża dłoń sunie po jej boku, biodrze i gdzieś na udzie dociera do granicy wyznaczanej przez częściowo już zsunięte spodnie. Jednak gabaryty Sama i na dwie ruchome osoby to tył kombiaka okazał się dość ciasnym miejsce. - Kurwa mać. - syknął zirytowanym głosem najemnik czując irytujące spowolnienie. Jedna dłoń uderzyła w przeciwne, dotąd zamknięte drzwi i chwilę gmerała tam ze zdawałoby się głośnym szorowaniem palców po sztywnym plastiku. W końcu znalazł klamkę i jednym uderzeniem otworzył drzwi na oścież. - Dobra. Chodź tu. - powiedział już wyraźnie bardziej swobodnym tonem. Jego dłonie nagle złapały kibić Vex i podrzuciły w górę jego ciała jakby chiciał ją wyrzucić na zewnątrz. Ale nie chciał. Ale w tej zmienionej pozycji już bez trudności zsunął z niej spodnie. Prawie. Ostatnia nogawka zaczepiła się o jeszcze nie ściągnięty but ale Sam chyba nie miał dłużej ochoty się użerać z opornym ubraniem bo dłonie znów zawędrowały mu po świeżo odkrywanym ciele kochanki.

Vex chwyciła się słupka drzwi, przez chwilę obawiając się, że wyleci. To było szaleństwo. Czuła jak przeciąg chłodzi jej rozpalone ciało, które po chwili Sam doprowadza swym dotykiem do odpowiedniej temperatury. Chciała sięgnąć do jego spodni. Rozpiąć je. Nabić się na niego. Cofnęła się lekko i sięgnęła dłonią do jego spodni. Chwyciła za sprzączkę paska i rozpięła go jednym ruchem. Drżąc z podniecenia zaczęła rozpinać jego rozporek, jednak drżące palce prawie to uniemożliwiały.
- Fuck… - Szepnęła cicho. - Sam chcę ciebie.

- No. To jedziesz bejbe. - sapnął zachęcająco Sam. Nerwowym ruchem ściągnął czy nawet zszarpał z siebie brązową podkoszulkę która obecnie wydawała się czarna. Nagle jego tors stał się więc sporą plamą jasności w ciemnych barwach pojazdu i nocy jakie zdominowały okolicę. Uniósł biodra razem z siedzącą na nich Vex. Trochę w tej gorączce zbyt gwałtownie i stuknęła głową w dach samochodu.
- Oj. Sorry Vex. - na chwilę znieruchomiał ale do tego czasu wspólnym wysiłkiem udało im się rozpiąć mu spodnie i ściągnąć je z jego bioder.

Vex roześmiała się cicho i pomasowała głowę.
- Heh to ja wybrałam auto. - Sięgnęła dłonią w dół i przesunęła nią po torsie mężczyzny. Po chwili jej palce zanurzyły się w ścieżce włosów prowadzącej do upragnionego celu. Chwilę badała go dłonią, celując swoim ciałem.
- Mam nadzieję, że będę mogła na następny raz wybrać większe miejsce. - w głosie motocyklistki słychać było rozbawienie pomieszane z podnieceniem. Nim najemnik zdążył odpowiedzieć, opuściła biodra nabijając się na niego. Jęknęła głośno, a jej głos poniósł się po podwórzu.
Jękowi kobiety towarzyszyło sapnięcie mężczyzny. Potem przez chwilę oboje sycili się sobą pośród coraz gwałtowniejszych oddechów, trzasków kanapy, jakichś stukotów klamotów na pace pojazdu i skrzypnięć resorów nadwozia. Gdzieś w podwórku rozszczekał się jakiś pies. Ale to wszystko dochodziło gdzieś tam z nocy, z samochody wydawało się odległe i nieważne a jednak odciskało na nich swoje piętno.

W tym dość ciasnym wnętrzu w miarę jak kolejne bariery i emocje puszczały robiło się jakby coraz ciaśniej i goręcej. Oboje zsuwali się w mroczną przepaść między siedzeniami więc co chwilę musieli się odpychać albo łapać równowagę.
- Kurwa. - syknął zdyszanym głosem wujek Zordon. - Na zewnątrz jest większe miejsce. - sapnął po chwili wskazując machnięciem bladej plamy dłoni w kierunku otwartych drzwi.
- Jeśli jesteś w stanie wysunąć się tak byś nie musiał wychodzić ze mnie… - Vex zakołysała biodrami i po raz kolejny nabiła się na mężczyznę. - … to możemy się wynieść na zewnątrz.
- Heh. - Sam prychnął chyba rozbawiony takim wyzwaniem. Ale raczej przyjął je z zadowoleniem. - Trzymaj się. - znów wyczuła uśmiech w jego głosie. Wysunął obydwa ramiona i złapał się krawędzi dachu nad kanapą. Potem podciągnął się na nich wysuwając na zewnątrz górną połowę ciała. Potem nastąpił trochę bardziej skomplikowany moment gdy musiał trochę podwinąć nogę na zewnątrz by ją postawić na ziemi. Vex powędrowała więc bardziej do pionu trochę przez niego podtrzymywana a trochę sama się go trzymająca. Gdy minął ten punkt krytyczny Sam stanął na zewnątrz na własnych nogach a Vex czuła na plecach szybę i kanty na drzwiach pojazdu a przed sobą tors najemnika. Chłodny, płaski metal z szybą z jednej strony i rozgrzane, miękkie, żywe ciało z drugiej strony.

Motocyklistka oplotła go nogami i oparła dłonie na jego ramionach.
- Jesteś silny. - Powiedziała lekko zaskoczona, sytuacją w jakiej się znalazła. Mogła się tego niby spodziewać po tym co wyczuła po paluszkami, ale nadal szok był. Przyciągnęła się do niego i pocałowała. Uniosła się lekko i opadła nabijając się na niego i kontynuując przerwaną zabawę. - Chcesz mnie wziąć na drzwiach auta czy może jednak przeniesiemy się na maskę?
- To fajne i to fajne. - przyznał wujek po tym jak znów stęknął. Ale było to zdecydowanie zadowolone stęknięcie gdy Vex oplotła go nogami i ramionami. Przez chwilę nie ruszał się wodząc palcami po karku, szyi i twarzy partnerki. Wyglądało jakby się zastanawiał. - Ostra jesteś. - powiedział jakby w rewanżu za komplement między pocałunkami jej ust. W końcu chyba się zdecydował. Ruszył w kierunku maski ciężko dysząc zniecierpliwieniem i pożądaniem. Szedł trochę niezgrabnie pewnie z powodu tych walających się wokół nóg nie do końca ściągniętych spodni. Ale w końcu dobrnął i Vex poczuła pod pośladkami chłodny już płasi metal blachy pojazdu. Siedziała na niej a on stał. Całował ją i gdy zwolniły mu się dłonie znów goraczkowo błądził nimi po jej ciele. Po mokrych włosach teraz tak cudownie chłodnych, po śliskich od wody i potu plecach, przesuwał po ciężko oddychających bokach aż wreszcie odchylił ją na płask i padła plecami na maskę. Wtedy miał dostęp do jej frontu. Dłonie a potem także język i usta chciwie błądziły po piersiach, szyi i twarzy motocyklistki. Od tego wszystkiego dalej słychać było irytyjące skrzypienie resorów pojazdu i uginającej się pod ich ciężarem się blachy na masce. Ale choć nie dało się zgapić to jednak para kochanków poświęcała i uwagę i czas głównie sobie nawzajem.

Vex żałowała, że nie może zobaczyć twarzy wujaszka. Czy miał tak samo rozgorączkowane spojrzenie jak i dotyk? Zaparła się dłońmi o szybę by jej ciało nie suwało się po masce gdy Sam wbijał się w nią. Przymknęła oczy i wsłuchała się w dźwięki. Skrzypienie auta, ich głośne oddechy przerywane jęknięciami. Zupełnie jak za starych dobrych czasów w Det.

Vex czując jak szczytuje, mocno docisnęła mężczyznę do siebie nogami po czym krzyknęła głośno.

Motocyklistka nie widziała po ciemku twarzy nachylajacego się nad nią mężczyzny. Nawet gdy miała akurat otwarte oczy a on był tuż przy niej widziała tylko ciemniejsze dołki ciemności w rejonie jego oczu i powyżej linii włosów. Ale choć nie widziała rysów twarzy odgłosy i mowa ciała jego były pewnie tak samo wymowne dla niej jak jej dla niego. Mężczyzna też coraz bardziej przyśpieszał, swoje ruchy, pod wpływem jego uderzeń maszyna na jakiej wylądowali trzęsła się i zgrzytała metalem. Wujek Zordon, sapał jakby zaraz miał stracić oddech. Pożądanie wyciekało z niego z każdym porem ciała, chaotycznym ruchem czy zduszonym sapnięciem. Gdy dziewczyna z Det oplotła go nagle nogami i doszła do szczytu przyjemności to prawie wywołał sprzężenie zwrotne i on też doszedł w niej w zaraz potem. Chwilę jeszcze konwulsje szarpały obydwoma ciałami kochanków aż wreszcie Sam ciężko oparł się ramionami pochylając się nad kurierką. Pocałował ją jak na przed chwilą przeżytą namiętność całkiem delikatnie po czym ciężko przewalił się na plecy zalegając obok niej na masce.
- O rany. Niezłe jest te namydlanie na sucho. - powiedział tak nie do końca ani żartem ani serio. Przynajmniej bez widoku jego twarzy ciężko było to zgadnąć. Ale chyba się uśmiechał przy tym. Starł ramieniem pot z czoła i dał się ponieść chwili błogiego bezruchu. Tym razem nocny powiew im sprzyjał niosąc przyjemną bryzę po nagich i rozgrzanych ciałach.

Vex roześmiała się cicho i po sekundzie obróciła się, układając się częściowo na mężczyźnie.
- Było super. - Ucałowała jego pierś, przytulając się do niej. Jej piersi przyjemnie opierały się o schłodzoną potem i nocną bryzą pierś Sama. Będą musieli wrócić do środka, a była niemal pewna, że wszyscy ich słyszeli. Nie to, że była jakąś cnotką i obawiała się ich reakcji, ale wolałaby nago paść na posłanie tuż obok wujaszka. Do tego miała nadzieję, że nie rozwalili auta. - Jestem ciekawa jak jest z namydlaniem na mokro.

Najemnik roześmiał się swobodnie gdy usłyszał co ma do powiedzenia kochanka. Przygarnął ją do siebie otulając jej plecy ramieniem i dając im te przyjemne, opiekuńcze uczucie schronienia. Sam spojrzał na Vex co poznała po ruchu owalnej plamy jego twarzy i oddechu na swojej. Musiał na nią spojrzeć. Poczuła jego palce jak odgarniając jej kosmyk ciemnych włosów. Chyba były mokre. Ale kurierka już nie była pewna czy po tym namaczaniu w garażu czy po właśnie skończonych zabawach. Drugą dłonią Pazur leniwie wodził po ciele kurierki. Sunął po jej boku, biodrach, brzuchu i piersiach. - No tak. Jest jeszcze namydlanie na mokro do rozpracowania. - powiedział w końcu znowu się uśmiechając. Pomysł chyba nie wydawał mu się niemiły. - Ale daj mi chwilę, muszę złapać oddech. - poprosił ją i jakby w przekupstwie pocałował ją w usta. - Ostra jesteś. - powiedział i zabrzmiało jakby to były wyrazy uznania gdy oderwał się od jej ust.

Vex oddała pocałunek i wtuliła się w niego mocniej. Było jej tak cholernie przyjemnie. Sam okazywał jej swoimi dziwnymi gestami troskę której za bardzo nie znała.
- Masz tyle czasu ile tylko potrzebujesz Sam. - Uśmiechnęła się i przesunęła nosem po jego rozgrzanej skórze. - Ty też jesteś ostry.

Najemnik roześmiał się cicho ale nie odpowiedział. Oddechy uspokajały się. Noc przyjemnie chłodziła rozgrzane ciała. Pies przestał ujadać. Chyba jakiś czas temu choć nie potrafili zarejestrować dokładnie momentu. Ruchy zwalniały i robiły się leniwe, nawet senne jak chyba wszystko w tej okolicy. Widzieli niebo nad sobą. Pochmurne ale gdzieniegdzie widać było głębszą czerń i gwiezdne punkciki. Otoczenie zaczynało powoli ich przytłaczać. Odgłosy nocnych owadów, stworzeń, drzew ludzi za to, mimo, że byli najbliżej słychać było o wiele słabiej. Świateł w oknach też jakby świeciło się mniej. Przysnęli? Vex nie była pewna. Chyba skleili powieki. Czy aż tak by zasnąć to właśnie nie była pewna.


Ale poczuła na swoich wargach wargi Sama. Poruszył się pociągając niejako ją ze sobą.
- Chodź papryczko. - powiedział z uśmiechem pomagając jej wstać z maski na ziemię. - Zobaczymy jak nam pójdzie te namydlanie na mokro. - dodał ciągnąc ją za rękę z powrotem w stronę wciąż otwartych tylnych drzwi kombiaka.

Vex zaśmiała się. Przebywanie z Samem stawało się niesamowicie przyjemne.
- Tylko na chwilę podciągnę spodnie, bo zaraz się wywalę w tych ciemnościach. - Motocyklistka schyliła się w poszukiwaniu drugiej nogawki, która z pewnością była wciąż umocowana do tej, którą miała nadal na sobie.
- Chcesz je zamoczyć? - zapytał z uśmiechem najemnik częściowo znikając we wnętrzu samochodu. Z wnętrza dało się słyszeć jakieś stukoty klamotów jakby przy czymś grzebał i sprawdzał po omacku. W końcu coś tam nawet brzęknęło jakby się coś wywróciło nawet. Pies znów gdzieś niedaleko zaczął szczekać. Zaś wujek stęknął jakby coś nieporęcznego i mało lekkiego wyciągał. W końcu pojawił się z powrotem stawiając na ziemi kanister lub coś podobnego. Odkręcił korek i pochylił się zbliżając twarz do otworu. - Woda. - pokiwał głową z zadowoleniem podnosząc plamę twarzy w kierunku stojącej na zewnątrz Vex. - Gdzie chcesz się ubierać i chodzić? Tutaj się namydlimy. - w głosie znów dał się słyszeć uśmiech i towarzyszące mu ciche puknięcie w pełny plastikowy pojemnik.

Vex roześmiała się ciepło.
- Jesteś ostrzejszą papryczką niż ja, Sam. - Vex zdjęła drugi but i spodnie. Po omacku dotarła do drzwi kombi, ocierając się przy tym o ciało wujaszka. Położyła na nim dłoń, by się nie zgubić i wrzuciła swoje rzeczy między siedzenia.

- Jestem cała twoja. - Powiedziała, przytulając się swoim nagim ciałem do Sama.
- Tylko do pary z inną papryczką. - uśmiechnął się znowu najemnik przyglądając się nagiej sylwetce motocyklistki kontrastującej z otoczeniem pogrążonym w nocnym mroku. - No chyba, że ktoś mnie wkurzy. Ale to sam się prosi wtedy. - przyznał jakby po chwili zastanowienia. - Wiesz co? Chodź brykniemy do tyłu. - zaproponował zniżając twarz do jej twarzy a po chwili swoje usta do jej ust. Potem wstał biorąc kanke w jedną dłoń i dłoń Vex w drugą. Przeszli w stronę kufra pojazdu gdzie wujek na chwilę puścił i ją i kanister gdy gmerał przy zamknięciu maszyny. W końcu dolna klapa kombi opadła na dół tworząc coś w rodzaju krótkiej półki.
- No to chodź. - zaprosił ją i słowem i gestem. Sam siadł na brzegu klapy dając jej znać by siadła przed nim.
Vex usiadła na krawędzi przodem do mężczyzny.
- Chcesz bym też cię namydliła?

- Ciekawy pomysł. - odpowiedział wujek Zordon. Przekrzywił kankę i przelał wodę do jakiegoś pojemnika. Chyba obciętej plastikowej butelki. Z niej przelał wodę na włosy Vex. Kobieta poczuła jak woda spływa po skórze jej głowy i włosach. Była dość ciepła, pewnie nagrzana od całodziennego piekarnika w metalowej puszcze samochodu. Pachniała też trochę plastikiem w którym była trzymana. Ale temu mógł zaradzić szampon który wcześniej zabrał Sam z garażu. Teraz rozlał go sobie na dłoni i do nozdrzy dziewczyny z Det doszedł ten sam znany już z garażu zapach.

Vex westchnęła głośno, czując wodę. Jej ciało odruchowo spięło się. Czuła jak woda spływa po nagiej skórze, jak zbiera się na sekundę na piersiach by po chwili popłynąć między nimi dalej.
Sięgnęła po omacku po kafkę i sama spróbowała napełnić dziwne naczynie. Czuła jak ciężki jest baniak z wodą.
- Jesteś silny, bardzo silny. - Rozlała co nieco, ale jakoś się udało. Przysunęła się blisko do mężczyzny, tak że jej nogi leżały na jego nogach i unosząc się lekko polała jego głowę. Pomału, starając się nie lać po oczach. - Będę starała się powtarzać po tobie, dobrze?- Odstawiła pojemnik i sięgnęła po szampon. - Co dalej? - powiedziała lekko żartobliwie.

- No to może być bardzo ciekawe. - Sam zdawał się być bardzo rozbawiony pomysłem i najwyraźniej przypadł mu on do gustu. Tak samo jak manewry kurierki. - Dalej zaczynamy namydlanie. - powiedział unosząc dłoń z plamą szamponu i kładąc ją na głowie Vex. Poczuła jak dłoń mężczyzny rozsmarowuje chłodny w pierwszej chwili płyn po jej głowie. Potem jego palce zaczęły sunąć i masować skórę jej głowy. Płyn spienił się i zaczął spływać i rozchlapywać się po jej ramionach. - Ale wiesz co? Lepiej się odwróć w drugą stronę. - szepnął do niej zbliżając twarz tak blisko jej twarzy, że czuła na swoich ustach jego oddech. - Potem się zamienimy. - dodał jakby chciał ją przekupić tą obietnicą.

Vex czuła jak jej ciało rozgrzewa się od samego dotyku, mężczyzny. Raz na jakiś czas z jej ust wyrwał się cichy pomruk zadowolenia. Odstawiła szampon i poddawała się tym zabiegom. Ucałowała go delikatnie gdy jego usta zbliżyły się do jej.
- Nie dasz mi się pouczyć. - Wymruczaĺa udając niezadowolenie. Powoli obróciła się, siadając tyłem do wujaszka.
- Wiem, że głupio zabrzmi. Ale ten trik z namydlaniem mam obcykany z Angie. - uśmiechnął się głosem chyba świadom jak dziwnie może to zabrzmieć. Potem wziął plastikowy kubkopodobny produkt i nalał do niego wody. Małe strumienie wody spływały po głowie, ramionach, plecach i piersiach Vex. Woda przyjemnie chłodziła rozgrzaną skórę, zmywając z niej kurz i brud. Koiła samym swoim miękkim dotykiem i cichym szmerem spływającym w dół ciała. Za wodą podążyły dłonie mężczyzny. Zaczęły od głowy, karku, łopatek i pleców. Przesuwały się rozmasowując szamponową pianę po mokrym ciele. Potem wróciły na moment do barków. Z nich przesunęły się po ramionach motocyklistki. Zakończyły na jej dłoniach. Potem wuje trochę odchylił ją w tył, że oparła się plecami o jego tors. Zaś dłonie zaczęły namydlać jej obojczyki, szyję, piersi i brzuch. Ruchy Sama okazały się być swobodne i spokojne, niosły kojący spokój podobnie jak przed chwilą strumienie ciepłej wody. Dotyk jednak nadal pozostawał dotykiem i sądząc z oddechu najemnika nie zostawał on na niego obojętny dotykając i badając ciało nagiej kobiety jaką obejmował i ramionami i nogami.

- Mówisz, że “obcykałeś” to na Angie? - Vex oparła się niemal całym ciałem na Samie.
- Tak. Jak była mała. Teraz się sama już myje. - roześmiał się Sam widząc, że ten drobny prowokacyjny żarcik się chyba udał.
- Nie ciesz się tak. Teraz moja kolej. - Vex podniosła się i nim zdążył zareagować usiadła mu na kolanach. Uniosła się sięgając po szampon i przysunęła do ucha mężczyzny. - Chcesz być we mnie gdy będę cię namydlać?

Opadła powoli nabijając się na niego. Plac po raz kolejny tej nocy przeszył jej jęk. Chwilę drżała rozpalona siedząc na nim, ale w końcu udało się jej nalać co nieco szamponu na dłoń i zacząć namydlać wujaszka unosząc się na nim i opadając. Ocierała się o niego namydlając go swoim własnym ciałem, całowała, czując w ustach lekki posmak mydła.

Nie była pewna ile trwała ta zabawa. Dopiero po dłuższej chwili wypełnionej ich wspólnymi jękami i odechami oraz ponownie trzeszczeniem auta, doszli oboje. Vex dała się opłukać, zmęczona po kolejnej turze igraszek. Jej głowa odpływała przyjemnie, gdy Sam gładził jej ciało, spłukując resztki piany. Chciała mu się odwdzięczyć ale brakowało jej sił. Gdy więc wujaszek obywał się po namydlaniu, ona wcisnęła się w ubrania, momentalnie je przemaczając.

Ubrani ruszyli z powrotem do garażu.
 
Aiko jest offline  
Stary 14-07-2017, 19:02   #48
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Angie i Pan z Obrazkami


Niemiła pani rzeczywiście była niemiła! Do tego zła i niedobra knuja, mówiła jakieś dziwne rzeczy i chciała żeby ich gospodarz stanął przeciwko nim, chociaż sam ich zaprosił pod swój dach i jeszcze te obrazki… dobrze, że ją wywalił zanim zrobiła mu krzywdę, albo co gorsza - przekonała do niemiłego planu. A przecież Angie i wujek chcieli tylko przeczekać do rana, a potem pojechać do cioci Ellie. Bez dramatów, zabijania i robienia problemów… ale nie, niemiła, zła pani musiała próbować im narobić kłopotów. Blondynka nie lubiła jej, w końcu celowała do wujka! Jak po czymś takim mogła ją lubić? Na szczęście pan z obrazkami nie dał się przekonać i wyrzucił ją na korytarz, co ze swojego miejsca w ciemnym kącie Angela powitała z szerokim uśmiechem. Byłoby jej bardzo smutno, gdyby najpierw ich zaprosił, a potem zaczął zasadzkować. Poczekała aż przejście zrobi się puste i dopiero wyłoniła się z cieni, stając pod drzwiami znanej już sypialni. Z bluzy wyjęła batonik, patrząc na niego tęsknie. Jej ulubiony, z karmelem i orzechami. Wujek załatwił cały karton, a ona go zjadła. Bez kartonu oczywiście, same batoniki. Ten był ostatni i aż prosił o rozpakowanie i zjedzenie. Z trudem, ale dziewczyna powstrzymała łakomstwo. Zapukała w drzwi, przestępując nerwowo z nogi na nogę. A jak znowu coś zepsuje i zamiast przeprosić jeszcze pogorszy sytuację? Wypadało jednak przeprosić, wujek zawsze mówił, że tak trzeba.


- Spadaj zanim mnie na serio wkurzysz! - zza drzwi doszedł rozzłoszczony głos Rogera przekrzykujący dźwięki głośnej muzyki płynącej z jego sypialni.

- Ale ja właśnie nie chcę żeby pan był zły! - Blondynka pochyliła się i powiedziała swoje przez drewnianą barierę tak że nosem zaryła o deski. Jeszcze tego brakowało żeby i na nią się wkurzył. Znaczy bardziej. Ściskając prezent czekała niepewnie, łypiąc w bok na drogę w cienie. Wujek wiedziałby co powiedzieć, ale go tu nie było. Była tylko Angie i Angie musiała to załatwić.

Przez chwilę, z jakiś oddech czy dwa nic się nie działo. Ale zaraz Angie usłyszała skrzypnięcie łóżka i szybkie, pewne siebie kroki zmierzające do drzwi. Chwilę zgrzytały mechanizmy zamka i drzwi otworzyły się ukazując stojącego w nich Rogera. Teraz widziała go z bliska i wydawał się jakiś taki wyższy i większy. Stał z jedną dłonią opartą na ścianie i drugą o krawędź drzwi. Nadal był w samych spodniach więc te jego obrazki na ramionach widać było bardzo wyraźnie z tak bliska. Sam chyba wydawał się być dość zaskoczony widokiem już nieco poznanej sobie nastolatki.
- To ty? - zapytał w ramach przywitania. - Dobra chcesz coś? - zapytał jakby machnął ręką na te wstępne przywitanie.

Jasna głowa pokiwała energicznie zanim dziewczyna dała radę wydusić z siebie chociaż słowo. Nie wiedziała jak zacząć, z takiej odległości pan z obrazkami był prawie tak wielki jak wujek, ale całkiem obcy. I do tego zdenerwowany poprzednią rozmową, a ona znowu mu właziła do prywatnego pokoju, tym razem od przodu, nie za plecy.
- Bo chciałam przeprosić - bąknęła, patrząc do góry niepewnie, z miną zbitego psa - Przepraszam, nie widziałam krat, ani nie było tabliczki że nie można wchodzić… to weszłam. Nie wiedziałam, że się pan zdenerwuje, nie chciałam nikogo przestraszyć. Pan jest taki miły i ma takie fajne obrazki… i niech się nie gniewa. Jestem Angie i przykro mi… i dziękuję że możemy tu z wujkiem zostać… i proszę - wyciągnęła ściskany kurczowo batonik prawie uderzając nim w zaobrazkowaną pierś - To mój ostatni… bardzo je lubię, bo są z karmelem, ale to dla pana.

Roger zrobił minę jakby był zdziwiony coraz bardziej z każdym kolejnym zdaniem nastolatki. Jakby nie nadążał za tym co i o czym mówi. Spojrzał w dół na wyciągnięty baton ocierający się mu o pierś i po chwili wahania wziął go do ręki. Cofnął się nieco w tył, przez co szczelina w drzwiach zrobiła się szersza i Angie zobaczyła kant stojącego pod ścianą łóżka. Roger zaś chyba chciał w nieco lepszym świetle obejrzeć albo przeczytać otrzymany podarek.
- To baton. Snickers. - przeczytał i pokiwał głową. Zawahał się gdy znów spojrzał na stojącą przed drzwiami nastolatkę. - No spoko mała, dzięki. Nie ma sprawy po prostu nie właź ludziom na kwadrat to będzie luz. - pokiwał głową gdy chyba chciał jakoś wybrnąć z tej niepewnej sytuacji. Pomachał przy tym nieco batonikiem ale wciąż chyba nie był pewny co z nim zrobić czy jak go traktować. - I jakie obrazki? - zmrużył oczy patrząc pytająco na twarz nastolatki.

- No te ładne obrazki - pokazała na jego pierś, oddychając jakoś tak spokojniej. Nie nakrzyczał na nią, ani nie kazał iść daleko od niego. No i nie wywalił jak niemiłej pani, ze spodniami spuszczonymi do kolan - Wujek też ma takie, ale inne. Na plecach i piersi - poklepała się po klacie okrytej podkoszulką z Batmanem i wojskową bluzą. Zamrugała robiąc znowu niepewną minę - Nie włazić na kwadrat? Znaczy przez okno? Okno nie jest kwadratowe… ale podługie. Drzwi też są takie...prostokątne! - uśmiechnęła się, przypominając sobie trudne słowo - Ma pan jeszcze jakieś obrazki? Lubię obrazki. Chciałam też mieć… ale wujek mówi że jestem za mała… nieprawda - skrzywiła się - Jestem już duża.

- Aaa! Chodzi ci o dziary!
- roześmiał się nagle Roger gdy chyba załapał o czym mówiła blondynka. Przestał się śmiać i pokiwał głową obrzucając swojego gościa spojrzeniem przesuwającym się z góry na dół i z powrotem. - Ten duży to twój wujek? Ten co cię wołał? - Roger upewnił się czy dobrze kojarzy twarz z sytuacją i słowami blondynki. - To mówisz, że nie jesteś mała? Czyli już duża? I lubisz dziary? - kiwał głową nadal i w końcu odsunął się od drzwi i otworzył je szerzej. - Dobra to chodź, pogadamy sobie. - powiedział robiąc snickersem zachęcający ruch zaproszenia do środka.

To teraz mogła wejść normalne, sam chciał żeby weszła i chciał rozmawiać o obrazkach! Angie wydawała się przeszczęśliwa, przekraczając próg. Może miły Roger miał jeszcze inne obrazki jakie mogła pooglądać. I on też chyba uważał, że jest już duża… to dobrze. Dobrze było być dużą, nie dzieckiem o które wujek się ciągle martwi.
- Tak, wujek Zordon. On jest Paznokciem. - wyjaśniła obracając się na pięcie żeby stanąć przodem do rozmówcy, dzięki czemu mogła się na niego gapić, a raczej na czarne znaki na jego skórze.

- Paznokciem? - zapytał niepewnie Roger pozwalając wejść blondynce i zamykając drzwi. Znowu zazgrzytał zamykany zamek. - Klapnij sobie. - powiedział wskazując na łóżko. Na nim wciąż leżała jakaś kobieta chodź wyglądała na pogrążoną w głębokim śnie. Roger zdawał się kompletnie nie zwracać na nią uwagi. - Dziary są zajebiste. I magiczne. Każdy powinien mieć. One nas chronią. - powiedział gospodarz podchodząc do radia i ściszając je na tyle, że nie musieli podnosić głosu by siebie nawzajem słyszeć. Sam usiadł na krawędzi łóżka i sięgnął po paczkę fajek i butelkę. Sam sięgnął po jednego skręta z paczki i pytająco wyciągnął w stronę blondyny. - Skąd ty w ogóle jesteś Angie? - zapytał patrząc na nastolatkę.

- No Paznokciem… ma taką tarczę na ramieniu z trzema szramami i można go czasem wynająć żeby robił rzeczy za ludzi - blondynka tłumaczyła powoli i najprościej jak umiała. Znała to uczucie kiedy się czegoś nie wiedziało, więc pomagała jak tylko mogła. Nie każdy musiał znać Paznokcie, prawda? Usiadła obok pana z obrazkami przez pierwszy moment zapadając się w materacu. Miękki, przyjemny i nie trzeszczał sprężynami. Paczkę skrętów najpierw obwąchała, potem obejrzała pod różnymi kątami, kiwając głową. Miał rację, obrazki były super, ale nie do końca rozumiała co mówił.
- Chronią? Jak? - zadała dwa pytania i westchnęła - Też bym chciała… może u cioci Ellie będzie ktoś kto je robi… o ile tam dojedziemy - nagle zrobiła się smutna, przygaszona. Uniosła rękę i przyłożyła ją do tatuaży na klacie miłego pana. Przebierała palcami po plątaninie czarnych linii i mówiła - Mieszkałam z dziadkiem w domu. Znaczy na pustyni. Tam było prosto, nie było miast i ludzi. Byliśmy tylko my… ale dziadek umarł i zostałam sama. - zaczęła się kiwać w przód i w tył - Dziwnie tutaj… zielono. I wody dużo. I ludzi… ale teraz jest wujek i już nie jestem sama - przy wspomnieniu najemnika powrócił uśmiech - Jedziemy do cioci Ellie, bo wujek ma kontrakta i musi wracać do bazy. Ale potem wróci. Obiecał… to wróci po mnie. Nie chcemy waszych dziwnych rzeczy niemiłej pani albo Mewy, tylko dojechać do cioci. A ty skąd jesteś? Skąd masz obrazki? Co z tą panią? - pokazała na łóżko - Ona jest dziwna, widziała mnie… jak weszłam, a przecież uważałam. Umiem chodzić tak że nikt nie widzi, a ona na mnie spojrzała.

- To jest Tess.
- mężczyzna rzucił paczkę na szafkę i w zamian sięgnął po zapalniczkę. - Trochę się nawaliła. - powiedział pstrykając zapalniczką ale szły z niej iskry a nie płomyk więc skupił się na zapaleniu skręta. - Tess widzi, i słyszy, i mówi różne rzeczy. Więc się tym nie przejmuj. - powiedział trochę roztargnionym tonem gdy wreszcie zapalniczka zadziałała jak należy i pojawił się płomyk odpalający skręta.
- No to jesteś sama? Chujowo. Dobrze, że masz tego wujka. Wygląda na mocnego. Ta cała broń i reszta. - machnął ręką gdy zaciągnął się po raz pierwszy. Wydmuchnął dym i zostawił papierosa w zębach sięgając po butelkę i biorąc z niej łyka. Potem przyzwał gestem swojego gościa gdy przekierował butelkę w jej stronę. - Łyknij. I chodź to ci odpalę. - powiedział unosząc zapalniczkę i patrząc na trzymanego przez nią papierosa. Pochylił się i tym razem poszło sprawniej bo papieros odpalił się przy drugiej czy trzeciej próbie. - Zaciągnij się.. Tylko się nie zerzygaj. - zademonstrował jej na sobie zaciągając się swoim skrętem.
- A słuchaj a nie myślałaś kiedyś by przyłączyć się do kogoś? Wiesz jakiejś grupy. Musisz jechać do tej cioci? Zostań może tutaj. Z nami. Tu też jest zarypiaście. I każdy ma dziary. - mówił swobodnie i pewnie a jednak jakoś tak brzmiało po przyjacielsku. - Zobacz na Tess. - powiedział i ze skrętem w zębach zrzucił prześcieradło okrywające śpiącą kobietę. Teraz leżała na brzuchu i przynajmniej to co było widać to była naga. Więc jej obrazki na plecach były ładnie widoczne.
- Widzisz? To moja robota. - w głosie i po minie Rogera pobrzmiewała duma i triumf. Obrazki jednak były bardzo wyraziste. - Tego zrobiłem jej najpierw. Jak do nas przyszła. Każdy się dziara jak do nas przyjdzie. - powiedział unosząc ramię kobiety i ukazując wzorek wokół jej nadgarstka przez co wyglądał jak wytatuowana bransoletka. - I zobacz. Widzisz? - spojrzał sunąc palcami po dłoni śpiącej kobiety. Na niej miała bliznę. Pewnie nic poważnego gdy była ale na tyle poważna by zostawić po sobie bliznę jak po cięciu noża czy pazura. Blizna przechodziła po skosie przez wierzch dłoni i kończyła się prawie stykając się z tatuażem. - Tatuaż ją uchronił. Magia. I wiara. - powiedział z przekonaniem Roger i puścił nadgarstek Tess. Ten po prostu trzepnął o łóżko świadcząc o kompletnej nieprzytomności właścicielki.
- A tu? Widzisz? Strzały po kulach. - powiedział wskazując na owalne placki przy kręgosłupie dziewczyny. Na oko blondynki były to rany wylotowe. Pewnie po pociskach karabinowych lub pośrednich skoro przeszły przez korpus człowieka na wylot. To już musiały być poważne obrażenia. - No i zobacz sama. - Roger który zdążył sztachnąć się papierosem znów złapał go w zeby i złapał za ramiona śpiącą dziewczynę. - No, Tess, pokaż się! - mruknął zachęcająco do niej ale jeśli ta zareagowała to najwyżej jakimś mruknięciem. Gospodarz przewalił ją jednak na plecy i teraz i on i jego gość widzieli front Tess. Palec Rogera spoczął na brzuchu Tess i wskazał na dwie, mniejsze rany na brzuchu idealnie pasujące na wlotowe do tych co przed chwilą widzieli na plecach. Brzuch Tess był też wytatuowany i były tam jaieś wzorki i symbole.
- Widzisz? Jakby tego nie miała już by było po niej. - oświadczył z pewnością - I to wiele razy tak było. Magia dziar i wiary. Jak masz tatuaż i wierzysz w niego to on wierzy w ciebie i daje ci moc która cię ochrania. Dlatego tylko głupki się nie dziarają. No ale wielu po prostu się dziara ale brak im wiary więc u nich to nie działa. - zdawał się być pewny tego co mówi.

Papieros był dziwny, drapał w gardło i wystarczyło raz się zaciągnąć żeby nieprzyzwyczajone do podobnych używek ciało zaprotestowało atakiem ostrego kaszlu. Angelę zgięło, łzy stanęły jej w oczach i miała wrażenie, że zaraz wypluje płuca. Nie porzygała się jednak, tylko spróbowała jeszcze raz. Efekt był już mniej szokujący, strasznie piekło w gardle, dlatego wyciągnęła rękę po butelkę. Wzięła łyka i znowu zapiekło w przełyku, ale kaszel jakby ustąpił, a w żołądku pojawił się ogień.
- T… ty je zrobiłeś? Są śliczne. Też bym taki chciała - pomacała plecy Tess, a na jej twarzy pojawiła się tęsknota. Co prawda nie ogarniała tej części o wierze, ale same znaczki na skórze bardzo się jej podobały. Do tego zrobił je siedzący obok pan. Roger. Miał na imię Roger i nie obraził się jak nagle przeszła na “ty”, a przecież był starszy.
- Wujek jest najlepszy i taki mądry! Tyle wie i zawsze umie tak powiedzieć, że rozumiem… a dużo pytam, bo tu dużo nowego. Jak to miałabym zostać tutaj? - tym razem się zdziwiła, wracając do macania tatuaży na mężczyźnie. On też miał blizny. Blizny i tusz pod skórą. Tak jak wujek - Mam jechać do cioci, nigdy jej nie widziałam, ale wujek mówi że tam będzie mi dobrze, bo są inne dzieci i dużo trawy… i nie ma potworów. Będę bezpieczna i już nie trzeba będzie ćwiczyć co rano i polować… ale lubię polować - zrobiła przerwę żeby zaciągnąć się i przepić… chyba alkoholem. Piła alkohol, pierwszy raz w życiu. - Nie chciałbyś mnie tutaj, robię problemy - przyznała nagle, spuszczając głowę i nagle w jej rękach pojawił się nóż. Obracała go w palcach, przyglądając się głowni w kształcie głowy misia. Tak mówił dziadek: miś. Niedźwiedź. Ona żadnego nigdy nie widziała, ale wierzyła dziadkowi. Dziadek był najmądrzejszy na świecie - Jak z robieniem trupów. Wujek mówi że nie wolno… a dziadek uczył, że tak trzeba. Bo wtedy my nie robimy się trupami. Jak jechaliśmy przez takie miasteczko… tam była taka rzeka. Siedziałam na brzegu wieczorem, a wujek poszedł do pracy to czekałam aż wróci. No i przyszedł taki chłopak… nie usłyszałam go bo miałam słuchawki i muzykę. Wujek zostawił żebym się nie nudziła, to nie słyszałam jak podszedł. Ale podszedł i klepnął w głowę. Chciał zrobić żart, żeby było zabawnie… tylko… podszedł jak zagrożenie. Zagrożenia się likwiduje. Odruch - wzruszyła ramionami - Wbiłam mu nóż w głowę, od dołu tak jak pokazywał dziadek. W podgardle ku górze, przez miękkie tkanki. Jak tak zrobię u cioci Ellie to będą kłopoty… staram się pamiętać, ale czasem nie wychodzi. Nie chcę martwić wujka. Nie mówiłam mu. Zakopałam tego chłopaka w lesie. - gadała i gadała. Alkohol rozwiązywał język i sprawiał że czuła się spokojna, a Roger jeszcze to potęgował. Odstawiła butelkę i nagle zapytała - Mogę ci usiąść na kolanach? Bo jak się kogoś lubi to można, jak nie ma ludziów, a ja cię lubię. Jesteś miły.

Mężczyzna siedział na skraju, palił swojego skręta, czasem gdy Angie nie pociągała z butelki to in to robił i chyba go tak nie drażnił ten alkohol bo nic specjalnego po nim nie było widać. Chociaż trochę mu brwi do góry skoczyły gdy nastolatka opowiadała o epizodzie ze słuchawkami, chłopakiem i nożem. Nie odezwał się jednak i brwi na końcu mu znów skoczyły w górę gdy zapytała czy może mu usiąść na kolanach. Ale szybko uśmiechnął się i klepnął się zachęcająco w udo.
- Wskakuj. - powiedział chyba zadowolony z takiego pomysłu tak samo jak blondynka. - Też jesteś miła. Chociaż dziwnie mówisz. Ale wielu ludzi dziwnie mówi. Zwłaszcza jak są z daleka. - powiedział gospodarz chyba nie uznając tego u podopiecznej wujka Zordona za wadę. Wziął z dłoni Angie butelkę i wypił łyka. Potem znów podał ją swojemu gościowi który już siedział mu na kolanach. - Masz ładną skórę. - powiedział przyglądając się jej dłoniom. - Jasna i gładka. Ciemne kolory będą wyraziste i ładnie kontrastować. - powiedział ciszej za to zbliżając nieco twarz do ucha nastolatki. Dłonią zaś podwinął nieco jej rękaw bluzy jakby chciał obejrzeć jej nadgarstek. - Robię dziary. Tobie też mogę zrobić. Tylko musisz wybrać coś. No i gdzie chcesz.- Gestem dłoni wskazał ogólnie na całą jej sylwetkę.

Z kolejną rzeczą wujek Zordon się nie mylił Jak się kogoś lubiło to to siedzenie na kolanach rzeczywiście było bardzo przyjemne. No i teraz Angie mogła bez przeszkód i z bliskiej odległości oglądać co jej żywe krzesło miało na skórze. Dzielili się butelką, papierosami i ani razu nie usłyszała że jest głupia. Nikt nie walnął też wykładu że źle zrobiła. Na dobrą sprawę nie wiedziała dlaczego mu to powiedziała, ale nie żałowała. Rozumiał, a to podnosiło na duchu. Może rzeczywiście dałaby radę tutaj zamieszkać?
- Co i gdzie… mówisz poważnie?! - odwróciła głowę przez co prawie zderzyli się twarzami. Rozszerzonymi ze zdziwienia oczami gapiła się w jego oczy jakby chciała sprawdzić czy zaraz ich nie zmruży i się nie zaśmieje zadowolony z wycinanego żartu - Lubię motylki. Takie z obrazkami, co latają nocą i mają czaszki o tutaj - położyła rękę na karku Rogera żeby dokładnie pokazać gdzie motylki mają te swoje obrazki. Miał miłą w dotyku, ciepłą skórę bez blizn. Wujek miał w tym miejscu ślad po oparzeniu. - Może być ramię?

Roger kiwał głową zadowolony z reakcji i słów nastolatki.
- No pewnie, że mówię poważnie. - pokiwał głową zapewniając ją o tym jak bardzo mówi na poważnie. Odgarnął z jej twarzy pukiel blond włosów by spojrzeć na nią bardziej bezpośrednio. - Motylki? Świetnie, dla dziewczyny świetnie. Wiele dziewczyn bierze na pierwszy raz jakieś motylki, ptaki albo kwiaty. Są bardzo kobiece. - powiedział i wyjaśnił jednocześnie. - No a nocne motyle, czyli ćmy. One mają trochę inny kształt. Ale mam coś. Skocz sobie tam do szafki, do tych segregatorów. Przynieś je to coś wybierzemy. I zdejmij bluzę, zobaczymy te twoje ramię co i jak tam dopasować. - Roger wskazał trzymaną butelką na jedna z szafek na której Angie dostrzegła jakieś leżące segregatory.

Angela wyglądała jakby ktoś jej przed nosem postawił całe wiadro lodów i dał do ręki łyżkę żeby je zjadła. Szczerzyła się od ucha do ucha, a kiedy minęło pierwsze zaskoczenie zapiszczała z radości i szybko ściągnęła bluzę. Podkoszulkę też, bo i tak piła ją pod pachami, a skoro on siedział bez ciuchów na górze to i ona mogła, no nie? I tak ich nikt nie widział, no i jakby robił jej obrazki i przez przypadek pomacał po bluzce to by była puszczalska, a tak problem znikał. W przypływie euforii wyrzuciła ramiona do góry i objęła miłego pana za szyję, ściskając go z całej siły.
- Dziękuję! - zapiszczała i szybko zeskoczyła na podłogę. Trochę nią zachwiało przy tym, ale dała radę w miarę prosto przejść do szafki i wrócić ze wskazanym przedmiotem.
Ponownie usiadła na kolanach gospodarza.
- Ta jest ładna - pokazała palcem na jedną z kartek, na której widniała podobizna motyla z czaszką. Ćmy. Ćmy były fajne i miały takie miękkie, włochate nóżki.
- Masz włochate nogi? - zadała niepowiązane z tematem pytanie. - Jak ten motyl?

Roger znów wydawał się być kompletnie zaskoczony radosnymi piskami i krzykami swojego gościa. Gdy jednym ruchem ściągnęła i bluzę i podkoszulkę zostając nagle w samych spodniach oczka i usta aż mu się zaświeciły z radości. Roześmiał się dobrodusznie gdy zarzuciła mu ramiona na szyję i objęła. Też ją objął klepiąc przyjacielsko po nagich plecach. Gdy wróciła ze skoroszytami i zaczęli oglądać obrazki okazało się właśnie, że pełno tam obrazków. I jakieś wzory, i krzyże, czaszki, orły, żaglowce, rycerze, motyle ale ćiem było nie tak znowu dużo. Za to Roger pewnie objaśniał co jest co, kiedy, komu i jak robił i różne historyjki i perypetie z tym związane. Pokazał nawet na jednym z obrazków ten tatuaż jaki Tess miała wydziarany na brzuchu. No i pokazywał to na sobie ale w miarę objaśniania co raz częściej i na Angie. Więc jego palce i dłonie śmiało i ochoczo przesuwały się po lokacjach na dany obrazek. Taki na plecy, inny na szyję, jeszcze inny na kark, ramiona, nad piersiami no z samymi piersiami to trzeba było ostrożnie bo bardzo trudne do robienia miejsce. Ale jeszcze były i żebra, i brzuch no i cały dół. Właściwie wedle relacji Rogera to tatuaż można było sobie zrobić chyba w każdym miejscu jakim się chciało.
- Chcesz ćmę na ramieniu? - zapytał gdy wybrała już sobie obrazek. Palce jednej dłoni objęły jej nadgarstek by wyeksponować ramię a Roger całkiem wesołym i rozluźnionym tonem dopytywał się dalej. - A jaki duży? Nie polecam małych. Coś mniejszego od paczki papierosów się nie opłaca. Po latach kleks się z tego zrobi i po co ci to? Tak na dłoń to minimum. - powiedział przykładając swoją dłoń do jej bicepsa. - No i gdzie byś chciała dokładniej? Na ramieniu? - dłoń nieco odsunęła się zostawiając same palce na skórze zakreślając obszar. - Na przedramieniu? - palce zsunęły się niżej w kierunku nadgarstka. - Może być nawet na samej dłoni choć wtedy oczywiście niezbyt duży. - kiwnął głową i palce przesunęły się na dłoń Angie. - Mogę też zjechać ci na bark, w kierunku obojczyka lub łopatki. Wtedy będzie tak częściowo zajęta lokacja i biceps zostanie ci jeszcze na coś innego. - powiedział i palce błyskawicznie przejechały przez całe ramię zatrzymując się na pograniczu ramienia i barku dziewczyny. - Dziara musi mieć swoje miejsce i przekaz. Bez sensu jest przerabiać ciało na gazetę. Więc jedno miejsc na jedną rzecz. - zakończył Roger i wciąż trzymając palcami jednej dłoni nadgarstek Angie, a drugą wodząc po jej barku czekał co powie. - I pewnie, że mam włochate nogi. Przecież jestem facetem. - roześmiał się jakby na koniec przypomniał sobie ostatnie pytanie blondynki.

Obrazki w zeszycie były takie super! Najróżniejsze - duże, małe. Zwierzątka, znaczki, dziwni ludzie i mnóstwo czaszek! Widziała nawet podobnego kurczaka w ogniu jak wujek miał na plecach, ale ten z kartki był czarno-biały i trochę inny, ale te płomienie i pióra zostawały podobne… tylko coś niedobrego działo się z samą Angie. Co prawda słuchała co miły Roger tłumaczy i była z tego powodu szczęśliwa, bo dzięki temu więcej rozumiała, ale skupienie na tym co pokazuje i opowiada robiło się coraz trudniejsze. Coś dziwnego działo się jej w brzuchu, pod pępkiem. Nie bolał… tylko tak dziwnie mrowiło jakby jej tam coś żyło i się ruszało. Wujek mówił żeby nie jadła tylu słodyczy, bo się rozchoruje. Parę razy się zdarzyło, ale nigdy nie w ten sposób. Zacisnęła uda i trochę pomogło, ale ciągle było jej gorąco. Chyba się przegrzała na tym słońcu, ale przecież miała czapkę i uważała. No i siedzieli z wujkiem w barze, a nie na ulicy.
- Tak… ciemę. Ramie jest okey? - zapytała Rogera, próbując się skupić. Szło ciężko, bo miał takie miłe ręce. - A gdzieś indziej też… też się da, tak? Gdzie by pasowało? Ty się znasz i tak ładnie obrazkujesz i tyle ich zrobiłeś… będziesz wiedział. Pokaż… żeby sie wujkowi podobało - poprosiła.

- No widzę, że kumasz czaczę. - pokiwał głową Roger z wyraźnym zadowoleniem. - Od razu wiedziałem, że nadajemy na tych samych falach. - pan z obrazkami nadal był w dobrym humorze. Angie czuła jak odgarnia jej włosy, tak, że opadły z przodu obok jej szyi odkrywając w ten sposób jej plecy. Dłoń przesunęła się z jej barku na jej plecy lekko napierając by te były lepiej widoczne na tatuażysty. - Lubisz pająki? Tu można by walnąć pająka. W pajęczynie. Z góry albo z boku. - palce przejechały po wskazanym rejonie łopatek. - Wtedy można by potem dorobić całą scenkę bo zostanie ci dół pleców. Pająk pożerający ofiarę. Co by było tą ofiarą to jeszcze się pomyśli. - mówił spokojnie i zdawał się być pewny siebie i tego co mówi. Jego twarz gdy mówił zbliżała się coraz bardziej do policzka dziewczyny. - Ale to duży tatuaż byłby i dużo detali. Długo by się robiło, nie da rady na jeden raz. Tą ćmę można zrobić za jednym posiedzeniem. - wyjaśnił. Usta miał już tak blisko twarzy Angie, że czuła jego gorący wilgotny oddech na swojej skórze.

Duży tatuaż, na całe plecy? Taki gdzie było dużo rzeczy jak u wujka? Na samą myśl oczy blondynki zalśniły. Byłaby jak wujek! Ale zamiast płonącego kurczaka miała pająka!
- Lubię pająki bo są takie mięciutkie i jak chodzą po nodze to tak śmiesznie łaskoczą - mówiła gapiąc się na swoje odbicie w oczach miłego pana. Był tak blisko, że widziała dokładnie, jak w lustrze. - Może wujek… pozwoli mi tu zostać, a nawet jak pojadę do cioci to chyba… będę mogła przyjechać? Tutaj, do ciebie? Odwiedzić. Wujek mówił, że ludzie się odwiedzają i to jest w porządku. Chciałabym cię odwiedzić. Kiedyś. Albo… nie wiem, to wujek decyduje. On też ma włochate nogi - zdradziła śmiertelnie poważnym tonem, jakby dzieliła się wielką tajemnicą - Takie jasne mu rosną, jak na głowie. To faceci mają takie futrowate? Zgadzałoby się - pokiwała głową - Dziadek też miał, ale on miał takie szare, a potem białe… no i Puzzle! On ma też, tylko ciemne. Widziałam w barze jak przyjechała ta niemiła pani, co przed chwilą od ciebie wyszła. Jest niedobra i niemiła i kłamie i knuje. Bardzo się zdenerwowała, jak zobaczyła że Puzzle i Mewa są w pokoju bez ubrań. Strasznie krzyczały na siebie i potem pobiły. Mówiły o sobie brzydkie rzeczy. Ona lubi Puzzla, chyba są parą… ale nie jak ja i wujek, bo my jesteśmy zespołem i rodziną. A tam było coś o rżnięciu… że teraz Mewa się z nim rżnie, a niemiła pani jest jak deska? Kłoda? Rżnięcie... nie wyglądali na rannych, nie krwawili, to co za rżnięcie? - zrobiła niepewną minę, marszcząc czoło - No i kupiła mu samochód, ten niebieski… a potem zabrała. Jak to prezent to dlaczego to zrobiła? Jak się coś prezentuje to jest prezentowane i dla kogoś i koniec. Jak to o - złapała za wiszący na szyi medalik z przyczepionym do niego nieśmiertelnikiem.
- Od dziadka i wujka. Prezenty. I nie chcą ich z powrotem…albo batonik dla ciebie. Jest twój i bardzo smaczny, spróbuj! No… nie rozumiem tego… no a potem uciekła i potem jeszcze mierzyła do wujka i go chciała zastrzelić… a my wyszliśmy normalnie. Porozmawiać i wujek mówił, nie zasadzkowaliśmy, chociaż tam było dużo drzew przy rzece i ciemno. Łatwe cele… dziadek tak mawiał. Opowiadał że jak był taki jak ja, już duży… to też miał karabin i chodził między drzewami w takim wielkim lesie, gdzie zawsze jest śnieg i duże misie i takie koty co mają paski… takie pomarańczowo-czarne i były jak konie, takie ogromne - rozłożyła szeroko ramiona żeby pokazać o co jej chodzi. Nawijała z przejęciem - Widziałeś kiedyś takiego kota? Jakbym cię odwiedziła to zrobiłbyś tego pająka? Bardzo bym chciała. Takiego dużego.

Roger wyglądał na zaskoczonego. Ale nie przerywał i słuchał z zaciekawieniem wypowiedzi siedzącej mu na kolanie blondynki. Głaskał ją machinalnie po głowie i włosach i słuchał. Zwłaszcza to co mówiła o niemiłej pani wydawało się go bardzo ciekawić. Przy pręgowanych kotach pojawił się jednak grymas twarzy świadczący, że chyba nie jest do końca pewny o czym Angie mówi.
- Koty z pręgami? - zapytał i zaczął kartkować skoroszyt już znacznie rozbebeszony od oglądania i wybierania co ciekawszych obrazków. Kartkował aż znalazł obrazek jakiegoś kota. Wydawał się być bardzo zły bo miał pysk wyszczerzony jakby miał zamiar zaraz rzucić się na ofiarę. Ale też wyglądał bardzo groźnie. No i miał pręgi. Czarne na pomarańczowo - żółtym tle.
- To tygrys. Ale nie widziałem na żywo żadnego. - powiedział biorąc rzucony wcześniej na łóżko batonik. Snickersa. Odpakował go i sprawdził zapach i zajrzał do środka. Pokiwał głową. - Dzięki za prezent. Ale zjesz go ze mną na pół co? - uniósł nieco brwi do góry uśmiechając się jakby namawiał ją do wspólnego zmajstrowania jakiejś psoty. Podsunął baton pod twarz Angie. Jego druga dłoń zaś zaczęła delikatnie sunąć wzdłuż kręgosłupa.
Obserwował jak nastolatka z uśmiechem bierze gryza a ta czuła jak słodycze rozpływają się jej cudownie w ustach. Roger uśmiechnął się znowu i sam też ugryzł snickersa. Żuł go przez chwilę a wolna dłoń doszła mu już o karku dziewczyny i tam zaczęła wykonywać jakieś kółka, spirale i linie podrażniając skórę od której rozchodziło się dziwne ale przyjemne mrowienie pulsujące aż gdzieś pod potylicą. - I pewnie, że jeśli nie będziesz musiała wyjechać jednak to będziesz mogła tu wrócić kiedy zechcesz. Myślę, że zostaniemy przyjaciółmi. - Roger uśmiechnął się oddając znów batonik dla blondynki.
- A powiedz co jeszcze mówiła Melody i ten Puzzle? Gdzie to było? Dzisiaj? I co to za Mewa? - zapytał łagodnie o kilka rzeczy które chyba go zainteresowały w opowieści nastolatki.

Angie nie odpowiedziała od razu, zajęta żuciem. Karmel kleił się jej do zębów, orzeszki chrupały między szczękami. Oddał jej pół prezentu, podzielił się. Nikt prócz wujka i dziadka nie dzielił się niczym z Angie ot tak. Im dłużej tak siedzieli tym bardziej chciała zostać. Na widok kolorowego kota pokiwała energicznie blond głową, bo zaklejone usta nie dawały jeszcze potwierdzić inaczej. Kotki wyglądały jak te, które dziadek miał na ręku! Tylko u niego kolory były wyblakłe, a te z zeszytu wyglądały jak żywe!
- Przyjaciółmi? - spytała, przełykając pospiesznie. Wyprostowała plecy i zamrugała, a coś ciepłego załaskotało ją w piersi - Nigdy nie miałam przyjaciela-ludzia… tylko dziadka, a teraz wujka. Chciałam mieć, ale my tylko jechaliśmy i… a przedtem… miałam jaszczurkę. Bardzo ją lubiłam. Chodziła za mną i razem spałyśmy. Jak dziadek usnął to mieszkała ze mną, mówiłam do niej... ale pewnego dnia wyszła i już nie wróciła, no i nigdy nie odpowiadała. To było… smutne - skrzywiła się, uciekając wzrokiem na nadgryziony batonik - Było mi smutno, bo dziadek też już nie mówił. Nie było nikogo, tylko piasek. I upał. A niemiła pani biła się z Mewą dzisiaj wieczorem. W barze po drugiej stronie rzeki. Ona chce tą część… Mewa też, ale Mewa jest taka miła! Też mi tłumaczyła i nie śmiała się… to siostra Patyczaka, ale on jest… powiedział że jestem głupia i nie wiem co to negocjacje, a wiem... to mu pokazałam. No i teraz ma siniaki na twarzy - streściła szybko co wiedziała, ale słowa uciekały przegonione ruchami ręki gdzieś z tyłu nad spodniami - No… o tą część się kłóciły. Każde chce ją dla siebie i namawiały wujka żeby im oddał. Mewie lub knujce. Knuja chciała ją żeby potem sobie odejść. Mewa też. One już od dawna ją chcą. Czekały aż Vex ją przywiezie Puzzlowi… a Vex ma motur! I jest najmilsza i najukochańsza na świecie! Przewiozła mnie na Spiku. Tak się nazywa jej motur - przy końcu się ożywiła i uśmiechnęła. Patrzyła na Rogera i zdała sobie sprawę, że nie podziękowała za podzielenie prezentem. Nadrobiła więc, zarzucając mu ramiona na szyję i całując w policzek. To było okey, skoro byli przyjaciółmi.

Blond nastolatka znów zaskoczyła chyba pana z obrazkami gdy go pocałowała ale chyba znowu wyszło jej na dobre bo się ucieszył. Też ją objął ramionami za jej szyję i przyciągnął do siebie tak, że całym bokiem mogła spocząć na jego torsie. Teraz z bliska czuła jego oddech na swoich włosach.
- Lubisz zwierzęta? To powinno ci się tu spodobać. Jaszczurki, ćmy, węże, pająki, pełno tu tego. - powiedział spokojnie Roger. Jego dłoń przesuwała się po blond włosach i zjeżdżała po plecach blondynki aż do granic jej spodni. - A powiedz mi Angie, wiesz gdzie jest może teraz te urządzenie? - zapytał tatuażysta.

- Wujek je miał. Zabrał niemiłej pani bo się żarły z Mewą i nie dało się wytrzymać. Jak nie zgubił to ciągle jest u niego - powiedziała, a jej plecy wyginały się pod dotykiem. Nikt jej tak nie dotykał wcześniej, miła rzecz. Bardzo przyjemna. Tak samo jak obejmowanie Rogera i łaskotki przy uchu, wywoływane przez wydmuchiwane powietrze - Ale nie będziesz się kłócił z wujkiem, tak? My tego nie chcemy… nie nasza sprawa. Może jakbyś porozmawiał z wujkiem to by mi pozwolił zostać? Jak tu są zwierzątka i ty to chcę zostać. Mogę gotować i prać i polować i robić trupy, co trzeba. Wystarczy jakiś koc i jama, poradzę sobie. Sama znajdę jedzenie - wpadła na genialny pomysł. Popatrzyła na niego prosząco, mocniej obejmując za szyję. Przekręciła się też i zmieniła pozycję, zakleszczając go nogami w pasie, a dzięki chwytowi na karku nie spadła, tylko w połowie wisiała na miłym panu prawie stykając się z nim nosami. - Bo nie jesteś jak taka knuja… miły dla Angie bo czegoś chcesz? Czym się tu zajmujesz oprócz obrazków? - dodała kontrolne pytania.

- A widzisz jestem kupcem. Takim pośrednikiem. Pomagam jednym ludziom znaleźć co chcą sprzedać a innym co od nich kupić. - odparł przyjaźnie Roger. Teraz gdy Angie siedziała frontem do niego widziała jak ciekawie zerkał gdzieś tak na jej twarz też ale i coś często patrzył na jej piersi. Ale z początku gdy mówiła i chyba znowu go czymś zaskoczyła. Teraz jednak gdy zaczął jej tłumaczyć dalej głaskał ją po włosach i głowie ale znowu potem dłoń zjeżdżała mu niżej. Początkowo wzdłuż ramion ale coraz częściej sunęły w dół szyi, obojczyków, piersi, boków i po brzuchu. Gospodarz wydawał się być obecnie bardzo zadowolony z gościny, słów i postawy nastolatki.
- I nie obawiaj się, jeśli twój wujek nie zacznie robić problemów to jest moim gościem tak samo jak ty i nic mu się nie stanie. No ale jak zacznie rozrabiać… - podniósł oczy na oczy blondynki i rozłożył ramiona w geście “no co ja mogę?”. Ale Angie znała wujka na tyle, by wiedzieć, że ten dość rzadko komuś robił krzywdę. Chyba rzadziej niż dziadek. Ale z dziadkiem nie miała tylu spotkań z ludźmi jak podczas podróży z wujkiem więc ciężko było to porównać.
- Porozmawiam z twoim wujkiem. Ale potem. Byłoby naprawdę fajnie jakby zgodził się byś mogła tu zostać. Poznałabyś wielu nowych przyjaciół. I my byśmy się bliżej poznali. Chciałabyś? - Roger znów zawinął dłoń o jej włosy ale tym razem przesunął dłoń na tył jej czaszki. Sam zaś zaczął zbliżać powoli swoją twarz do jej twarzy.

- Wujek jest kochany, on nigdy nie szuka problemów, ale jak one go znajdują to wtedy… jest jak dziadek. Ale nigdy nie zrobił nikomu krzywdy pierwszy. - mówiła coraz bardziej nieprzytomnie, obserwując jak się zbliża. Raczej nie chciał jej ugryźć, przecież był miły. I tak ładnie rysował i jeszcze robił obrazki i obiecał że ona też taki dostanie. Nie krzyczał, nie był agresywny. Podzielił się batonem… i miał naprawdę ładne oczy. - Bliżej? Czyli że będę mogła na tobie spać i zostaniemy zespołem? Nie rozumiem… my już blisko siedzimy, można bliżej? Jak? I miałabym przyjaciół? Chciałbyś żebym została tak naprawdę naprawdę? Miałabym obrazki? I dom? Z tobą? Będziesz odganiał potwory i nie pozwolisz im mnie zabrać? - ostatnie wydawało się być dla niej bardzo ważne.

- Spać na mnie? - Roger zmrużył oczy chyba niepewny jak interpretować słowa blondynki. - Możesz. No wiesz ogólnie chodziło mi o spanie razem. - wskazał kciukiem za siebie mniej więcej w stronę wciąż śpiącej Tess. Dalej leżała na plecach przykryta gdzieś do połowy przez prześcieradło. Jej wytatuowany brzuch poruszał się spokojnie i miarowo w rytm głębokiego snu.
- A z byciem bliżej chodziło mi o bycie blisko. - powiedział opierając swoje czoło o jej czoło. - Tak blisko by można było połączyć i dusze i ciała. - dodał i jego ramiona przesunęły sie na jej plecy a potem przycisnęły ją do niego. Angie poczuła bardzo wyraźnie jak jej brzuch napiera na brzuch Rogera a piersi spoczywają na jego piersi.
- I jak zostaniesz będziesz jedną z nas. Będziesz z nami. Tu wszyscy jesteśmy dla siebie przyjaciółmi i jesteśmy jak jedna, wielka rodzina. I wszyscy mamy tatuaże. - teraz gdy byli tak blisko siebie Angie czuła już oddech Rogera to na swoim uchu to karku. Jego dłonie zaś kreśliły dziwne wzory na jej plecach. Tylko gdy mówił o tatuażach wskazał kciukiem znowu na śpiącą obok kobietę. - A o jakich potworach mówisz? Kto miałby cię zabrać? Po co? - ostatniego pytania chyba jednak Roger nie zrozumiał.

Zrobiło się bardzo gorąco, oddech na skórze parzył, a Angie nie wiedziała co się dzieje, ale to było przyjemne.
- Dusza? Co to jest dusza? - pytanie wyszło jej jękliwe - Mam duszę… a gdzie? Ty też masz? Można… można je łączyć? Jak? To boli… to łączenie? Jak nie… to chcę - zaczęła przesuwać rękami po jego plecach, karku i ramionach. Rysowała mu na skórze okręgi i trójkąty, czasem kwiatki i uśmiechnięte buźki.- Potwory… z Nowego Jorku. Wujek mówi… że muszę… muszę uważać, bo mogą mnie zabrać.

- Potwory z Nowego Jorku?
- Roger znowu chyba nie do końca zrozumiał o czym właściwie jego gość mówi. - Nie myśl teraz o tym. - pokręcił głową i nieco ją cofnął by móc spojrzeć na Angie. Dotknął jej policzka wargami cmokając go cicho i delikatnie. Wargi trochę oderwały się od skóry policzka ale musiały być bardzo blisko bo nastolatka czuła ich ciepło i oddech. - A duszę ma się tutaj. - powiedział i wsunął dłoń między swoją a jej pierś. - W środku. W sercu. W umyśle. W życiu. W nas samych. Ale duszę najlepiej widać we krwi. Krew to czysta esencja duszy. Jak z ciebie wycieka tracisz siły, życie i duszę. A nabierasz sił, wzmacniasz się gdy pijesz krew ofiary albo wroga. Zwłaszcza jak to był ktoś mocny, sprytny i silny. Wtedy jego cechy przechodzą na ciebie. To samo jak ze słabymi i chorymi. Dlatego z nimi nie warto. - mówił cicho, prawie szeptał ale jakoś czuć było pewność siebie i moc w jego słowach. Gdy skończył jego usta były tuż przed ustami Angie. Wydawał się być podekscytowany jakimś radosnym oczekiwaniem lub czymś podobnym. - Dzielenie się duszą boli. - powiedział przesuwając palcem po jej dolnej wardze. - Tak samo jak utrata duszy albo jej zdobywanie. Ale wszystko w życiu boli. Ból to życie. Jak boli to znaczy, że jeszcze żyjesz. Jak przestaje to właśnie umarłeś. Jak z dzierganiem. Boli. Dlatego nie robią ich sobie mięczaki i słabeusze. Ale to taka próba dla nas. By stać się silniejszym. Lepszym. Wspanialszym. Doskonalszym. To jak Angie? Jesteś gotowa na próbę? By podzielić się duszą? - Roger zapytał na sam koniec nieco dłuższej niż dotąd odpowiedzi.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 14-07-2017, 19:03   #49
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Nie wszystko co mówił blondynka zrozumiała, ale jego głos hipnotyzował. Nie dawał się zignorować, ani wykręcić. A ona nie chciała się wykręcać, nawet jak miało boleć. Dzielenie, nie dawanie… znaczy jego też zaboli, a mimo tego chciał się z nią podzielić i to czymś tak ważnym… chyba. No i miał rację - jak bolało znaczy że się żyło. Albo jak paliło pragnienie, albo głód wykręcał żołądek. Albo krew z ran wsiąkała w piach. Powiedział że trzeba ją pić? Ale była taka niesmaczna. Żelazista i niedobra, ale na pustyni gdzie brakowało wody, często zostawała tylko ona.
- Spróbować… tak… chcę... ale jak… jak się nie uda? Jak coś zrobię nie tak i ciebie bardziej zaboli? Nie chcę żeby cię bolało… lubię cię Roger - mamrotała nie umiejąc oderwać wzroku od jego oczu - Jesteś miły i… i zjedliśmy twojego Snickersa… i nie krzyczysz… i masz takie… ładne… - zawiesiła się, gdy przez przypadek musnęła wargami jego wargi. Mrowienie w dole brzucha nabrało na sile, włoski na ramionach stanęły dęba. Każde przesunięcie bioder wywoływało dreszcz i chyba pęcherz spłatał jej psikusa, bo coś tam niedobrego się działo w jego okolicy. Nie dostała udaru, udar tak nie wyglądał… to skąd gorączka i problem żeby się skupić?
- Prze… przepraszam… chyba… muszę się przebrać… bo wypadek - jąkała się patrząc w dół, czerwona ze wstydu. Była duża, duże dziewczynki nie sikały w majtki. - N...nie chciałam… źle się… źle się czuję… znaczy nie źle. Nie wiem… dziwnie… gorąco mi i… i...dobrze… - musnęła jego wargi, tym razem z pełną premedytacją. Powinna wstać, ale jego kolana działały jak magnes. Tak samo jak ręce i oczy. I te usta.
- Nie, nie, nie… - Roger pokręcił szybko głową i lekko przytrzymał dłonią jej bok głowy tak by musiała spojrzeć na niego i jego oczy. - Wszystko jest dobrze. Nie bój się. To cię wzmocni. Udoskonali. Wejdziesz na wyższy poziom. Będziesz bogatsza w doświadczenia. - szeptał z przymkniętymi oczami ocierając się czołem o jej czoło. Jeszcze raz drażniąco przesunął palcem po jej wargach. Tym razem po obydwu. W końcu jego usta zetknęły się z jej ustami. Na dłużej niż przelotne zetknięcia wcześniej. Poruszał szczękami, nieco przekrzywił swoją głowę i objął dłońmi głowę o blond włosach. Jego wargi skubały i wymieniały się z ustami Angie. Doszło też coś jeszcze. Język. Czuła na swoich wargach jego język, jak wędrował po zakamarkach jej ust.

Dobrze… było dobrze. Inaczej niż kiedy całował ją wujek, albo dziadek. Kompletnie inaczej. Wtedy robiło się bezpiecznie i cicho, a Angie szybko usypiała. Teraz serce waliło jej jak szalone, miała problem z oddechem. Jakby przebiegła szybko długi odcinek, ale brakowało zmęczenia. Skóra zrobiła się nieznośnie wrażliwa, a dziewczyna lgnęła do dotykających ją dłoni. Wysunęła własny język, powtarzając ruchy Rogera. Papierosy, wódka i karmel - tym smakował. I jeszcze czymś dziwnym, o wiele lepszym niż najlepszy cukierek. Wierciła mu się na kolanach, próbując się wygodnie usadowić, ale nie pomagało. Ciągle mrowiło ją w dole brzucha, coraz mocniej i mocniej.
- Jest… nie tak… coś jest nie tak - zaprzeczyła słabo, wciskając ramię między ich ciała i rozpinając spodnie. Na dowód złapała go za rękę i pokazała o co jej chodzi, przyciągając ją do spodni. - Tak nie było… tak ma być?

Mężczyzna roześmiał się cicho gdy jego dłoń prowadzona przez właścicielkę dotknęła jej spodni.
- Tak. Właśnie tak. Wszystko jest dobrze. Świetnie ci idzie Angie. - pogłaskał ją po policzku wolną ręką a drugą trochę przemodelował układ. Teraz jego dłoń trzymała jej dłoń i on pokierował ją w stronę swoich spodni. Teraz ona tam coś czuła. Coś tam było pod tymi spodniami. I też czuła żywe, ciepłe ciało pod spodem którym emanowało ubranie. - Widzisz? Wszystko dobrze. - powiedział i puścił jej dłoń w zamian własnymi dłońmi wracając do głowy Angelę a ustami do jej ust. Ale tym razem napierał nieco mocniej. Przechylili się na krawędzi łóżka. Roger w swój przód więc ona w swój tył. Złapał oddech i przestał ją całować a w zamian wodził dłońmi po jej piersiach. Teraz one chyba przykuwały jego główną uwagę.

- Spuchłeś - zauważyła średnio przytomnie, badając palcami wypukłość pod jego spodniami. Widziała nie raz jak wujek albo dziadek sikają, ale to co tu się znajdowało było twarde i mało elastyczne.- Ugryzło… ugryzło cię coś? Pająk? O… one są czasem jadowite… i się… tak puchnie… albo sko… skorpion. Trzeba… coś zimnego… wtedy przejdzie... - mamrotała przez urywany oddech, a ogień na piersiach nie pozwalał się skupić. Przyjemny, pobudzający żar rozchodzący się od dłoni pana z obrazkami do jej ciała.

- Nie. To jest właśnie dusza. Którą zmierzam się z tobą podzielić. A ty masz tu swoją. Którą si wymienimy. - Roger na chwilę znieruchomiał i przestał i całować i dotykać swojego gościa gdy usłyszał jej pomysły i domysły. Jego dłoń zaś wróciła do spodni nastolatki. Czuła dotyk jego palców choć znacznie osłabiony przez napięte spodnie. Jego dłonie zaczęły gmerać przy zapięciu tych spodni zupełnie jakby chciał je zdjąć z właścicielki.

Dusza znajdowała się pod spodniami? To czym w końcu była? Blondynka chciała spytać, bo temat ją ciekawił. Postawiła jednak na działanie. Roger tłumaczył i chyba pokazywał, pozwoliła mu na to. I tak się dowie, do tego dążyli. Uczył ją, pokazywał. Dotykał i całował. Mówił i patrzył, a w niej gotowała się krew, ruchy stały się nerwowe i niecierpliwe. Wróciła na jego kolano, ułatwiając ściągnięcie ubrania. Spodnie, bielizna i buty - te ostatnie szybko poleciały gdzieś pod łóżko, zsunięte ze stóp bez rozwiązywania sznurówek.
- Z Tess też się dzieliliście? Dlatego jest goła? - musiała spytać. Śpiąca pani wyglądała na wymęczoną, ledwo kontaktowała. Ona też tak skończy?

Roger też skorzystał z przerwy gdy Angie pozbywa się swojego ubrania i pozbył się swojego. Chociaż właściwie miał na sobie tylko spodnie więc poszło mu to szybko i sprawnie. Gdy nastolatka spytała o Tess gospodarz odwrócił się by spojrzeć na śpiącą kobietę jakby kompletnie o niej zapomniał. Skrzywił się i niecierpliwie machnął ręką.
- Tak, z Tess też się dzieliliśmy. - potwierdził skinieniem głowy. - Ale ona się nawaliła towarem dlatego taka dętka. - wzruszył ramionami w geście irytacji. - Nie zwracaj na nią uwagi, będzie spać do rana. Chodź. - Roger wyciągnął dłoń by złapać blondynkę i pociągnąć ją z powrotem na łóżko.

- Achaa - Angie przyjęła do wiadomości co mówił o śpiącej pani, przestępując z nogi na nogę. Gapiła się na niego, skupiając uwagę na obszarze bioder. Wyglądał jakby go coś ukąsiło. Pszczoła, albo wąż… coś jadowitego w każdym razie, ale chyba go nie bolało, bo jak siedziała to nie krzywił się, ani nie syczał. A może to tak przez tą duszę spuchł? - A z wujkiem też będę się mogła podzielić? Chciałabym żeby był silniejszy i nic mu nie było i żeby do mnie wrócił jak skończy kontrakta. Cały i zdrowy. To pomoże? Tobie też? Na pewno cię nie boli? Będzie krew? - wróciła na jego kolana, okrążając w pasie udami - Pójdziemy kiedyś na polowanie? Masz śliczne oczy i ładnie pachniesz - pocałowała go prosto w usta, bujając się na jego udach i biodrach przez co robiło się coraz cieplej i bardziej duszno.

- Potem z wujkiem się dogadaj czy wam coś pasuje czy nie. - wystękał Roger pomiędzy pocałunkami jakie składał głównie na ustach. Ale nie tylko, reszcie twarzy też zdołał nimi wycałować. - Krew. Może trochę. Nie przejmuj się to tylko pierwszy raz, potem jest łatwiej. - uspokoił ją i poczuła jak tam, na dole, skąd przed chwilą zdjęła spodnie podrażnia coś a potem przedostaje się do jej wnętrza. - A teraz osuwaj się na dół. - szepnął jej do ucha wyraźnie podnieconym szeptem.

Kujnął ją, znaczy zaczął, a ona się zachłysnęła. Chyba powietrzem, albo napływającą do ust śliną. Było… ciepło, gorąco. Bardzo. I tak miękko na kolanach Rogera, niepodobnie jak u wujka. Wujek nie wsadzał nic w Angie, ani palców. Ani niczego. Do tego miły Roger ponaglał głosem, gestami i sapaniem. Dawał buziaki i napierał biodrami, a ona opadała coraz niżej, wciągając ze świstem powietrze. Swędziało tam w środku, gdzie wchodził. Tym bardziej, im głębiej drapał dziewczynę. Od środka.
- P… pierwszy? - wyjąkała nieprzytomnie kiedy w drodze w dół napotkała opór. Zatrzymała się nie wiedząc co dalej… ale nie chciała żeby się kończyło. Tylko trwało. Mocniej, bliżej. - B...będzie drugi? I trzeci? - pytała prosto w uchylone usta.

- Najpierw zajmijmy się tym pierwszym dobra? - odpowiedział zasapany. Oddychał płytko i szybko jak po jakimś biegu. W międzyczasie muskał ustami, usta nastolatki ale głównie przesunął się po jej policzku i do jej ucha. W ten sposób byli tuż obok siebie. Roger się chyba niecierpliwił. Przesunął dłonie w dół, po ciele Angie do jej bioder. Tam złapał ją za kibić i zaczął napierać tak by pomóc jej w tym opadaniu i zagłębianiu się.

Ruch był jasny i zrozumiały, nie pozostawiał miejsca na wątpliwości. Czyli powinna na nim usiąść. Z nim w środku. Miało sens, ale ciało stawiało opór, coś tam w Angie się naciągało nie chcąc puścić.
- To… to jak nóż? Będzie rana? -Też się niecierpliwiła, to łączenie się było super, chciała jeszcze! A Roger mówił, że to dopiero początek. Teraz ktoś wstawił do pokoju słońce, ale takie co nie świeciło. Ciepło pochodziło z ciała, spomiędzy nóg i złączonych ciał. Oddechu, zapachu… naprawdę ładnie pachniał, ładniej nawet od karamelka. Jego ręce kierowały na dół, bariera w środku irytowała. Była miękka, pan z obrazkami twardy. Wystarczyło zaprzeć się o niego rękami i jednym, mocnym ruchem dobić do ud. Tak też zrobiła, a w pokoju rozległ się zduszony pisk.
Bolało! Ale… ten ból też był fajny.

- O tak! Widzisz? Teraz będzie już z górki! - wyraźnie ucieszył się. Zaraz po tym pierwszym łączeniu się, nastąpiły kolejne. Te kolejne były już szybsze i znacznie bardziej szybsze. Angie po części sama po części kierowana przez biodra i ramiona pana z obrazkami podskakiwała i opadała z powrotem co wywoływało takie charakterystyczne, klaszczące dźwięki gdy naga skóra ud i bioder uderzała o drugi taki zestaw. Roger wydawał się być tym pochłonięty całkowicie bo przestał cokolwiek mówić i jakoś w ogóle nic innego go nie interesowało. Łóżko skrzypiało sprężynami, podrygiwało i trzęsło się tak w rytm tych podskoków. Nawet śpiąca tuż obok Tess też podskakiwała w tym rytmie choć nadal spała.

Ktoś wsadził nastolatce w brzuch cały worek cukierków i ciągle dokładał nowe, dziwne napięcie robiło się nie do zniesienia. Przypominało narastające palenie jak po oparzeniu, tylko zamiast zimnej wody, łagodził je żar ciał i ruch. W górę i w dół i w górę. Angie nie wiedziała co ma widzieć… widziała pana z obrazkami, ale to już od jakiegoś czasu. Z bardzo bliska. Kiedy pojawi się ta dusza? To to ciepło i napięcie mięśni? Pośpiech, urywany oddech i obłęd w spojrzeniu? Nie musiał jej nikt pospieszać, wystarczyło pokazać. Zrozumiała bez słów, gubiąc szarpnięciami wdechy i wydechy, zagryzając do krwi zęby na jego szyi. Posmak metalu w ustach, wypełniający nos czerwoną watą. Upał stał się nieznośny, blondynka zadygotała, ale nie ze strachu. Coś w niej wybuchło, w brzuchu. Małe słońce. Zostali przecież przyjaciółmi. Miała przyjaciela. To była chyba jeszcze lepsze.

Roger pod koniec złapał blondynkę od tyłu, przekładając swoje wytatuowane ramiona pod jej pachami tak, że jego dłonie zamknęły się na jej barkach i przyciskały w dół gdy wszystko wokół wydawało się falować i wybuchać. Potem znieruchomiał i wydawał się całkiem słaby. Głowa opadła mu przyklejając się do głowy o blond włosach.
- No widzisz Angie? Zajebiście było nie? Teraz połączyło nas coś pięknego i prawdziwego. - szepnął jej do ucha zmęczonym ale chyba bardzo zadowolonym tonem. Potem osunął się w tył, całkiem mocno uderzając o łóżko i trochę w śpiącą Tess. Oparł się o nią głową i ramieniem jak o poduszkę i patrzył z zadowoleniem na wciąż siedzącą na nim blondynkę. - Widzisz? Jak tu zostaniesz to możemy się tak bawić codziennie. - wskazał ją palcem jakby chciał podkreślić, że mówi właśnie do niej.

- To… jesteśmy już teraz przyjacielami? Takimi prawdziwymi? - zadała najważniejsze pytania. Siedziała podpierając się rękami o wyobrazkowaną pierś i odzyskiwała miarowy puls i oddech. Opuchlizna ciągle w niej tkwiąca przemijała, pan z obrazkami cały robił się miękki i leniwy, jak ona. Ciało przechodziły coraz słabsze dreszcze, swędzenie w brzuchu zniknęło, wyparte obezwładniającym szczęściem i ulgą dającą się porównać do wskoczenia do chłodnej wody podczas morderczo upalnego dnia.
- Codziennie? - powtórzyła za Rogerem, kładąc się na nim jak na materacu tak, że skroń oparła mu o ramię - A można częściej? Rano jak się wstaje? I przed obiadem i po i wieczorem zanim się pójdzie spać? - sypała pytaniami dociskając się do niego i obejmując zarówno rękami jak i nogami - Jak teraz tu jestem to jeszcze raz? Chcę jeszcze raz. Można? - na koniec podniosła głowę żeby złapać jego spojrzenie. Chciała się tak bawić dalej!

Roger wciąż z lekka zadyszką popatrzył na siedzącą na nim blondynkę. Jakoś tak dziwnie poważnie. Jakby nie dosłyszał albo nie był pewny o czym ona mówi. W końcu jednak roześmiał się. Chwycił ją za nadgarstek i pociągnął do siebie i na siebie. Złapał leżącą gdzieś obok butelkę, odkręcił korek i upił łyk. Potem podał ją leżącej na nim Angie.
- Teraz? Teraz to chyba trzeba ci strugnąć ten obrazek. Póki ja jestem jeszcze na chodzie. - pacnął dłonią w biceps nastolatki przypominając o wcześniejszym pomyśle. Zerknął też w kierunku zapomnianego skoroszytu otwartego z wizerunkiem ćmy.

- Tak! Masz rację, teraz motylek! - nastolatka w mig podchwyciła pomysł, rozpromieniając się i tryskając szczęściem. Napiła się z butelki i skrzywiła, ale piekło w gardło jakby mniej. - Zrobisz mi tego motylka a potem jeszcze raz? - podskoczyła na nim tak jak jeszcze przed chwilą podskakiwała kiedy ją tak swędziało w brzuchu i potem się łączyli tymi duszami czy czymś innym, ale bardzo przyjemnym - Nie musisz chodzić, możesz leżeć i tak będzie fajnie. To się jakoś ładuje? Jak pestki do magów? Jak działa? Długo tak można? - nadawała, zaciskając mięśnie tam na dole, gdzie ciągle tkwił w niej pan z obrazkami, chociaż czułą go słabiej i nie tak gorąco.

- Zobaczymy czy będziesz grzeczna. - uśmiechnął się, zezując na bliską swojej twarzy twarz dziewczyny. - Nie można się wiercić podczas dziarania kumasz? Miałaś już coś dziarane? - zapytał unosząc głowę by spojrzeć na leżącą sylwetkę ale po chwili chyba sam sprawdził. - Widzę, że nie. Czyli pierwszy raz z tym też. - pokiwał głową. Wziął głębszy oddech i sięgnął po leżące na szafce fajki. Chwilę flegmatycznie je wydobywał i odpalał. Znowu dwa. Jednego odpalonego podał Angie a sam wygodniej umościł się na śpiącej Tess. Chwilę palił w milczeniu. Wyglądał jakby się zamyślił bo wpatrywał się w sufit z niezbyt mądrym wyrazem twarzy. - Kurwa co ten kundel tak szczeka? - mruknął jakby dopiero teraz dotarł do niego hałas z zewnątrz. Faktycznie jakiś pies w pobliżu szczekał. Spojrzał na ciemny prostokąt okna jakby miał mu dostarczyć odpowiedzi. Wpatrywał się chwilę z irytacją ale w końcu gdy nic się nie działo wzruszył ramionami. - Dobra. Zostań tu. Przygotuję sprzęt. - powiedział podnosząc się do pozycji siedzącej z wyraźnym ociąganiem.

- Ja zawsze jestem grzeczna, spytaj wujka. Nawet jem brukselkę chociaż nie lubię. I szpinak… a jest okropnie niedobry. Wolę cukierasy - dziewczyna wzięła papierosa i wetknęła go w usta, przetaczając się po łóżku na krawędź. Wstała i zachwiała się, bo miękkie nogi w pierwszej chwili nie utrzymały pionu. Udało się za drugim razem, więc podeszła do okna i wyjrzała ciekawie, ale i z obawą - Macie tu potwory?

- Tak. Tess jak ma zły dzień. - uśmiechnął się Roger chyba rozbawiony tym porównaniem i wskazując na śpiącą kobietę. Angie zaś nic właściwie nie widziała przez okno. Noc jak to noc. Była ciemna i musiało trochę czasu upłynąć nim oczy nawykły do ciemności. A i tak słuch był bardziej przydatny. Na słuch doszła do wniosku, że pies chyba szczekał na tej posesji. Inne, te co mijali gdy tu jechali kombiakiem były raczej zbyt daleko. Chyba, że jakiś psiun pętał się w pobliżu ogrodzenia. Ale wtedy raczej powinien węszyć i sprawdzać teren. Coś co denerwowało i stawało w czujność czworonoga musiało być cichsze od niego. Więc to nie mogło być nic wielkiego. O ile w ogóle coś. W każdym razie blondynka ani nie widziała ani nie słyszała nic podejrzanego. Pies też jakby zaczął cichnąć i szczekanie rozlegało się coraz rzadziej jakby zwierzak się uspokajał.
W tym czasie Roger wstał i sprężyny łóżka znów zaskrzypiało. Podszedł do tej szafki skąd Angie wcześniej wzięła skoroszyt, otworzył jakieś drzwiczki i zaczął wyjmować stamtąd jakieś narzędzia. Wsadził sobie papierosa w zęby i wyjmował kolejne precjoza, jakieś buteleczki, słoiki, pudełka i inne tajemnicze rzeczy. Gdy wrócił na łóżko gdzie to wszystko położył, całkiem ostrożnie, machnął ręką do nastolatki by do niego podeszła. Sam przysunął jedno z krzeseł i zaczął gromadzić świece jakby chciał polepszyć światło.

- To ona jest z Nowego Jorku? - blondynka pokazała palcem śpiącą panią i odeszła od okna. Nawet jak czaiły się tam potwory to w mroku nie dało się zobaczyć, no i pewnie zasadzkowały, więc tym bardziej nie szło ich wypatrzyć. Grzecznie podeszła do łóżka, klapiąc gołymi stopami o podłogę. Po drodze zgarnęła nóż dziadunia, tak na wszelki wypadek. Jakby pojawił się ktoś niemiły i chciał im zrobić kuku. - Długo tu mieszkasz? Masz rodzinę taką prawdziwą? Mamę i tatę? Dziadka i babcię? Masz miskę? Ubrudziłam się. To normalne? - zazezowała na uda poznaczone czerwono-biało-lepkimi zaciekami. Ściągnęła ze śpiącej pani prześcieradło i wytarła pobieżnie zabrudzenia. Wujek mówił że nie wypada chodzić jak kocmołuch, bo to źle świadczy o człowieku.

- Tess? Nie, chyba nie. Taka dziura, że ciężko wymówić nawet jak powie a jak wymówisz to i tak nie zapamiętasz. - machnął ręką zerkając na śpiącą, wytatuowaną kobietę. Gdy Angie ściągnęła z niej prześcieradło okazało się, że jest kompletnie bez ubrania. Roger zerknął chwilę na czyszczącą się nastolatkę i zmarszczył brwi jakby się nad czymś zastanawiał. - Miska i woda jest obok. Wyjdziesz to po lewej, za ścianą. - powiedział wskazując na ścianę przy jakiej stało łóżko. Wedle orientacji nastolatki to chyba powinno być te pomieszczenie gdzie dała szusa gdy Roger wywalił niemiłą panią na zewnątrz. - Przyjechaliśmy tu na wiosnę. Ale w okolicy już trochę jesteśmy. - powiedział gdy opuścił głowę na przyniesione narzędzia. Rozstawiał je na szafce przy łóżku i najwyraźniej przygotowywał je do użytku. Wziął też kartkę z obrazkiem jaki wybrała Angie i zaczął go oglądać w skupieniu.

- Wiosna… to wtedy jak śnieg topnieje i robi się zielono. Po zimie, jak zaczynają kwitnąć kwiatki i robi się ciepło. Zwierzęta zmieniają sierść, zrzucają ciepłą i puchatą, kończy się głód. Dziadek opowiadał… czasem jak miał dobry humor to wieczorem siadaliśmy przed wejściem do jaskini i tam jedliśmy kolację, a on mówił. O czymś innym niż walczenie i robienie trupów, obrona, przetrwanie… wtedy opowiadał o lesie i domku w śniegu. O ludziach jak on którzy walczyli z innymi ludźmi, takimi złymi. O zadaniach jakie dostawał i o pracy. Miał podobną jak wujek - wzięła świecę ze stolika i odpaliła od tych które ustawiał pan z obrazkami. W pokoiku z wodą było ciemno, potrzebowała światła - Na pustyni nie ma wiosny. Tam jest tylko upał i susza. Raz widziałam jak padał deszcz, a mieszkałam tam od zawsze. Wujek zabrał mnie z domu… niedawno. Tu też było już ciepło… to zaraz wrócę - uśmiechnęła się, idąc do drzwi. Szybko przeszła do pomieszczenia obok. Dzięki świecy znalazła jakiś ręcznik i szybko doprowadziła się do porządku, używając miski i wody z kanki. Po wszystkim zdmuchnęła światełko i wróciła tam gdzie Roger i łóżko.

Roger czasem podnosił głowę i kiwał głową gdy opowiadała o swojej przeszłości. Nie przerywał jej, a ręce zdawały się pracować mu same przy przygotowywaniu sprzętu. Podobnie jak dziadkowi albo wujkowi. Tylko oni tam mieli przy czyszczeniu broni albo oprawianiu zwierzyny. Gdy wróciła z powrotem do pokoju Roger uśmiechnął się i pokiwał głową. Nadal siedział nagi nie trudząc się z ubieraniem. Poklepał miejsce obok siebie dając znać nastolatce, gdzie ma usiąść.

- Dobra to które ramię? I gdzie dokładnie? - zapytał Roger wskazując na obrazek leżący obecnie na łóżku między nimi. - Posmaruję ci skórę w tym miejscu. Potem chwilę trzeba poczekać. Zacznę cię dziarać. Trochę kuje i boli oczywiście. Ale da się wytrzymać. Ale nie wierzgaj. To co się wydziara już ci tak zostanie do końca życia. A nawet dłużej. Dziary zostają z nami do końca. Dzięki nim dusza może rozpoznać swoje ciało. Jak umrzemy dziary zostają tu na ziemi, z naszymi ciałami ale też zostają na naszych duszach w tym lepszym świecie. - powiedział z przekonaniem mężczyzna z wytatuowanymi ramionami. W dłoniach miał już naszykowaną jakąś szmatkę nasączona w jakimś płynie. Po zapachu zalatywało spirytusem.

Z każdą minutą Angie chciała zostać w domu miłego Rogera coraz bardziej. Nie dość że umiał robić obrazki, pozwalał jej pić alkohol, częstował papierosami jak dużą, to jeszcze można było u niego chodzić bez ubrania i nie robił z tego powodu afery, a nawet sam go nie nosił! Bo tak przecież wygodniej, nic nie piło pod pachami, nie krępowało ruchów, ani nie drapało szwami… no i dzięki temu obrazki były widoczne.
- Ale jak zasypiamy to skóra się rozpada i zostają tylko kości. Jak u dziadka - usiadła we wskazanym miejscu, patrząc to na kartkę to na ciemnowłosego pana obok - Najpierw napuchł i posiniał, potem były robaki i one zjadły mu mięso… i strasznie śmierdziało. Gorzej niż jak pada zwierzę. Nie będę się wierzgać. Ani wiercić. To może tutaj ten motylek - złapała go za przedramię, jadąc palcem od jego nadgarstka do łokcia od wewnętrznej strony - To będzie widać jak założę bluzę i podwinę rękawy. Bo tak wyżej to nie… a szkoda. To ładny nocny motylek - przeniosła wzrok na kartkę.

Roger na chwilę spojrzał uważniej na nastolatkę gdy mówiła co się stało z dziadkiem. W końcu jednak pokiwał głową.
- No. Tak bywa. Ale dusze i tak odchodzą razem z dziarami jakie miały za życia ich ciała. Dlatego to takie ważne co i gdzie się robi. - powiedział smarując wybrane miejsce szmatką. Pochylił się nad obrazkiem i wpatrywał się w niego. Potem w skórę przetartą wysokoprocentowym alkoholem. W dłonie wziął jakieś rurkowate urządzenie zakończone igłą. - Tatuaż musi być dopasowany do właściciela. - powiedział przesuwając palcami po mokrym jeszcze kawałku skóry. Wyraz twarzy miał skupiony. - Jaka jesteś? Co lubisz? Wybrałaś ćmę. Ćma jest posłańcem. Stworzeniem nocy. Ale to taki kontur. A trzeba go jeszcze wypełnić. Więc? Jaka jesteś? Co lubisz? Za czym tęsknisz? Co byś chciała poznać? Co osiągnąć? Do czego dążysz? - zapytał Roger przenosząc wzrok z ramienia na jej twarz. Sprawiał wrażenie, ze pyta na poważnie i o ważne rzeczy.

Dziewczyna zamyśliła się, skacząc oczami od miłego pana, przez kartkę, okno, śpiącą panią, nieśmiertelnik wujka do noża dziadka.
- Jestem Angie - zaczęła niepewnie, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć - Tęsknię za dziadkiem. I pustynią. Ciszą… bo tu ciągle jest hałas. Ludzie tak hałasują i tyle ich, że nie wiem na kogo patrzeć. Są dziwni… nie rozumiem ich. Nie rozumiem was - popatrzyła prosto na mężczyznę i zrobiła smutną minę - Wolę jak jest tylko wujek… albo teraz ty. Ty jesteś miły i tłumaczysz, nie śmiejesz się. Lubię cukierki… i jak jest ciemno, ludzie kiepsko widzą w ciemności. Wtedy można się schować i przeczekać zagrożenie, albo iść spać, albo podejść żeby nikt nie widział. Lubię… kwiatki i zwierzątka… i Vex, bo też jest bardzo miła i ma motur. Wujka lubię… i bawić się nożem. I strzelać. Chciałabym… żeby już ludzie się ze mnie nie śmiali jak coś pomieszam… bo nie z każdego zrobię trupa. Chyba chcę… mieć dom i przyjacielów i żeby już nigdy nie być tylko… żeby mieć do kogo mówić i żeby ten ktoś odpowiadał… i być mądra jak wujek i taka odważna i dzielna. I żeby do mnie wrócił i żebyśmy byli rodziną. Mieszkali razem i razem polowali i dbali o siebie… żeby nie musiał jechać i nie miał już przeze mnie kłopotów. Chcę do domu - wbiła wzrok w podłogę.

- Jesteś ćmą Angie. - Roger spojrzał uważnie na blond nastolatkę i odsunął jej spadający na twarz blond lok. - Jesteś w wiecznej drodze. W wiecznej misji. Możesz zatrzymać się na chwilę. Jak spełnisz swoja misję. Ale gdy to się stanie, gdy odczujesz satysfakcję, gdy się tym nasycisz. Masz skrzydła. Skrzydła ćmy. I one cię poniosą dalej. Nie zagrzejesz dłużej miejsca nigdzie. Jeśli gdzieś zostaniesz dłużej będziesz jak w klatce. Ćma nie została stworzona do siedzenia na dupie. Ćma została do wiecznego ruchu. Musi wypełnić swoje posłanie. Poprowadzić innych. Przekazać wiadomość. Wypełnić misję. Ćma jest wszędzie gościem. - Roger tłumaczył poważnym ale spokojnym głosem odgarniając z twarzy kolejne kosmyki włosów nastolatki. Wydawał się tłumaczyć równie poważnie jak dziadek gdy wyjaśniał jak działa karabin albo wujek dlaczego trzeba chodzić w ubraniu.
- Ćmy wiecznie podążają za swoja misją. Za swoją żądzą. Za swoją pasją. Wiecznie lecą do ognia i Księżyca. Przez mrok, przez wszelkie przeszkody. Widzą to czego nie widzą inni ludzie. Widzą przeszkody i niebezpieczeństwa. Ale to jest też ich największa słabość. W swoim pędzie potrafią zagapić się. Nie dostrzec właściwej natury otoczenia, właściwej twarzy. W swym pędzie są podatne na zranienia. Pożądają ognia tak bardzo, że potrafią dać się jemu spalić. Spalić swojej pasji. Ulec jej całkowicie. Bez względu na ten świat. Świat ludzi. Tych co zna, co poznała, co mogła poznać. Takie są ćmy Angie. Wiecznie balansują na krawędzi. Pomiędzy niewolą, bezruchem gdy bezradnie trzepoczą o szyby. A wiecznym pędem który gna je przed siebie, bez względu na dom, przyjaciół i rodzinę. Aż zostają gdzieś same, i samotnie spopielają się na popiół w jakimś płomieniu. - powiedział i zamilkł na chwilę. Opuścił ręce i wpatrywał się gdzieś w dół. Wydawał się nagle jakiś starszy i poważniejszy.

Była ćmą, miała skrzydła? Jak jakiś mutas? Przecież zauważyłaby podczas mycia, albo i w lustrze! O co mu chodziło? Jakaś misja, zadanie? Że niby będzie całe życie szukać cukierków, a potem ktoś ją spali? Miły Roger mówił tak dużo, a ona słuchała i starała się nie rozdziawiać buzi żeby nie widział aż tak oczywistych oznak zdziwienia. Potem zrobiło się Angie smutno i przykro. Coś w jego słowach sprawiało, że zadrżała jej dolna warga, a w oczach stanęły łzy.
- Jestem Angie - powtórzyła uparcie i zacisnęła pięści. Nagle okno wydało się jej blisko, a wlewająca się przez nie ciemność przyjazna i gościnna. Zapraszała żeby sie w niej schować i nie musieć siedzieć i słuchać o tym że będzie uderzać o szyby i nigdy nie znajdzie domu, ani rodziny i zawsze już będzie lecieć do ognia.
- Nie chcę umierać sama - powiedziała szeptem, odwracając głowę żeby nie musieć patrzeć na pana z obrazkami i żeby nie widział jaką przykrość jej sprawił.

- Jesteś ćmą Angie. - powiedział Roger i wyciągnął ramię by ją przytulić. A, że był od niej nawet na siedząco trochę wyższy to jego twarz wylądowała gdzieś przy czubku jej głowy. - Ale nie jesteś jedyną ćmą. - wyszeptał do jej włosów. - Ćmy mają silne feromony. Uchodzą za bardzo atrakcyjne dla wielu partnerów. Wszędzie są nowe więc wzbudzają ciekawość i pożądanie. Musisz spróbować odnaleźć inną ćmę. Z którą będziesz dzielić pasję. Lecieć przez mrok i przeszkody. Kogoś kto będzie dla ciebie domem. A on dla ciebie. Z kim będziesz szczęśliwa dzieląc z nim swoją pasję. Reszta wtedy stanie się mało istotna. Jak krajobrazy mijane za oknem. - powiedział odsuwając się od niej na tyle by znowu spojrzeć na jej twarz. Potem dotknął jej posmarowanego wcześniej ramienia. Kiwną lekko głową i uniósł trzymane urządzenie. Wpatrywał się przez nie w skórę przygotowaną do tatuowania podobnie jak Angie widziała, że czasem ludzie zastanawiają się nad kartką zanim coś zaczną na niej pisać.

- Atrakcyjna… to znaczy ładna? - upewniła się. Wujek też tak mówił, a teraz Roger. Czyli nie była potworem jak się obawiała - Dlatego ludzie się tak czasem gapią? Co to są feromony… i gdzie… gdzie mam szukać tej drugiej ćmy? Bo… nie mogę tu zostać, tak? - siedziała sztywno jak kołek, mówiąc do gołych kolan. Skoro była ćmą to mogła mieć włochate nogi… ale nie miała, nie tak jak pan z obrazkami albo wujek. Może wujek mógłby być tą drugą ćmą? Z nim robiło się prościej i bardzo go lubiła. Mogli spać w rowie, a i tak dziewczyna czuła się szczęśliwa… ale on musiał wracać do bazy. Ona zostawała sama.
- Lubisz cukierki? I noże? - podniosła głowę, przybierając bliźniaczo poważny ton - Umiesz walczyć i strzelać? Jak nie… mogę ci pokazać. Chciałabym… ci pokazać.
- Nie ruszaj się teraz. Trochę może zakłuć. - powiedział Roger skupionym tonem. Maszynka zaczęła cicho bzyczeć małym silniczkiem i gdy igła zetknęła się ze skórą Angie poczuła te ukłucie tak jak mówił. Zaraz potem następne i zlało się to w jeden kłujący ciąg. Ale do wytrzymania. Zaś cienka igła zaczęła zostawiać po sobie ciemną linię. Skóra nieco krwawiła co od czasu do czasu Roger wycierał ściereczką. - Atrakcyjna to atrakcyjna. Ktoś z kim się chce przebywać bo wydaje się ciekawy, tajemniczy, fascynujący, pociągający. I seksowny. Zwłaszcza seksowny. Wiesz, jak widzisz kogoś i od razu wiesz, że chętnie poszłabyś z nim do łóżka. - w chwili gdy maszynka na chwile oderwała się od skóry Roger podjął wcześniejszy wątek. Popatrzył na powstające linie które na razie mało przypominały ćmę z obrazka. Zwłaszcza dla Angie dla której obydwa obrazki, i ten na kartce, i ten powstający na jej przedramieniu były do góry nogami.
- I jasne że możesz tu zostać. - wzruszył nagimi, wytatuowanymi ramionami wycierając maszynkę i patrząc na twarz nastolatki. - Ale nie o to chodzi z ćmami. - pokręcił głową i znów spojrzał na igłę maszynki. Oglądał ją chwile uważnie. - Ani z szukaniem swojej drugiej, partnerskiej ćmy. - powiedział i chyba zadowolony z oględzin znów pochylił się i swoją maszynkę przy ramieniu blondynki. - Możesz tu zostać. Jesteś na misji. Dajesz się ponieść swojej pasji. Ciekawości. Jesteś bardzo ciekawska. I przez to ciekawa. Cmy tak mają. Teraz skończyłaś pewien etap. Życie składa się z etapów wiesz? - zapytał unosząc na chwilę wzrok do góry by spojrzeć na twarz blondynki. Zaraz jednak ją opuścił by wrócić do maszynki i skóry jaki miała ozdobić. Silniczek znów cicho zamruczał.
- Więc zostań tu jeśli chcesz. Ale jesteś ćmą więc w końcu zacznie ci się tu nudzić. Poznasz wszystko i wszystkich co wyda ci się ciekawe. Zaspokoisz swoją pasję. I głód ciekawości, twoja pasja, znów pogna cię na twoich skrzydłach dalej. Sama poczujesz, że czas znów wzlecieć ku ciemności. Wezwie cię księżyc. Poczujesz jego zew. I odejdziesz. - powiedział a maszynka znów ukłuła nastolatkę swoją igłą zostawiając po sobie kolejne linie.

Miły pan drapał maszynką po ramieniu i mówił, a igła zostawiała początki obrazka. Pierwszego obrazka Angie, albo ćmy wedle teorii obrazkującego. Myślała, że będzie bardziej bolało. Jak zakładanie szwów albo nastawianie kości, ale bardziej drapało… i bzyczało, jakby w urządzeniu zamieszkała wściekła osa.
- Acha… - zgodziła się, chociaż nie ze wszystkim. Iść z kimś do łóżka? Znaczy spać jak z wujkiem, czy przytulać się jak z Rogerem? Do obu rzeczy potrzeba było czegoś więcej niż pierwszego wrażenia. Ten drugi ktoś musiał być miły.
- Myślałam, że mnie wyganiasz… a jakie ty miałeś etapy? Bo jakieś miałeś, tak? I co to są te feromony? - dopytywała dalej, bo nie odpowiedział wcześniej.

- Nie wyganiam cię. Wiesz mi od razu poznasz jak kiedyś miałbym cię wygonić. - Roger uspokoił ją, a trochę chyba pomysł, że to co mówił przed chwilą to miałoby być wygnanie to chyba go rozbawił nawet. Znowu skupił się na tatuowaniu. Kontur ćmy był już całkiem wyraźnie widoczny. Nawet niektóre kreski i wzorki wewnątrz. Roger jednak pracował w milczeniu więc między jego wypowiedziami mijało sporo czasu.
- Tak. Miałem etapy. Każdy ma. Ty, ja, Tess, twój wujek, wszyscy tutaj i gdzie indziej. Wszyscy których kiedyś spotkałaś lub spotkach. Oni wszyscy zmierzają przez jakiś etap. Tylko niektórzy są pomiędzy. Tak jak ty teraz. - odpowiedział Roger zaczynając dorabiać kolejną linię. Przez dłuższą chwilę słychać było odgłosy nocy dobiegające z otwartego okna i ciche brzęki maszynki Rogera. Pies umilkł nie wiadomo kiedy.
- Feromony. No niektóre zwierzęta mają takie piżmo czy inny syf jakim wabią się nawzajem do rozmnażania. - mruknął tatuażysta na chwile przerywają pracę i obserwując jak wygląda powstający właśnie obrazek. - Ale u ludzi chodzi… - przerwał i na chwilę zamiast na dziaraniu skoncentrował się na zagadnieniu o jakim mówił. Chwilę szukał słów. W końcu wzruszył ramionami. - Jak ktoś jest atrakcyjny. Seksowny. Ale niekoniecznie ładny. Ja się tym nie przejmuje i ma spokój ducha, wewnętrzną silę i pewność siebie. To wtedy mówi, się, że wydziela feromony jakie przyciągają płeć przeciwną. Bo niby niczym się nie wyróżnia a wydaje się atrakcyjny. To ciężkie do wyjaśnienia. - Roger spojrzał w końcu wyżej, na twarz Angie by dać wyraz, że lepiej już chyba tego nie wyjaśni. Potem opuścił wzrok i maszynkę wracając do dziarania.

Znowu jej namieszał. To w końcu była ładna, czy nie? I jeszcze wytwarzała jakieś feromony…
- To dlatego pozwoliłeś mi wejść? Bo chciałeś mnie wziąć do łóżka? Dlatego wujek nie chce już żeby na nim spała? Długo się robi taki obrazek? Gdzie się tego naumiałeś? - zadała serię pytań, też skupiając uwagę na pracującej maszynce. To było lepsze niż obserwowanie świeczki na stoliku do której podleciał motylek i zwabiony światłem wpadł w pułapkę... ale nie tylko on dał się zwabić i skończył marnie. Ćmy podobno tak miały.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 16-07-2017, 02:41   #50
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 11





- A ty zaczynasz mnie wkurzać! - brunetka musiała być wkurzona odpowiedzią brata bo trzepnęła go dłonią w plecy gdy się do niej odwrócił tyłem. Sądząc po odgłosach jakie jeszcze dotarły do byłego marynarza dziewczyna pokręciła się chwilę ale nadmiar złości i energii nie pozwalał jej usiedzieć na kuperku. Usłyszał więc jeszcze jak wstaje ze swojego materaca i zaczyna gadkę z tymi czarnokrzyżowcami. - Cześć chłopaki. Gracie w coś? - zagadała na początek chyba dosiadając się do nich.


Zasnął. Wiedział, że zasnął bo się obudził. Obudził się zaniepokojony instynktownie wiedząc, że coś jest nie tak. Prawie od razu zorientował się w kilku rzeczach. Po pierwsze nadal była noc. Nadal był w garażu który nadal był oświetlany przez kilka świec. Po drugie Mewa nadal była również w garażu. I nadal z tymi dwoma facetami z Black Cross. Sądząc po rozchełstanych strojach i bardzo przemieszanej kompozycji ciał integracja przebiegała gładko i sprawnie. Ale to wszystko wydawało się tłem bo z ciemności dochodził dźwięk. Pomruk, huk, grzmot który narastał i narastał. Jak odległy grzmot błyskawicy który nie trwa i trwa zbliżając i potężniejąc coraz bardziej. Wszyscy w garażu też musieli to usłyszeć bo spoglądali w zdenerwowaniu i niepewności przez okna i wciąż otwarte drzwi na zewnątrz. Mewa i Black Cross, ta blada czarnowłosa dziewczyna co chyba pierwsza poszła spać też się przebudziła.

- Co się dzieje?! - krzyknęła do swoich kompanów ale ci tylko wzruszyli ramionami nie mogąc dać jej na to odpowiedzi. Gdzieś z domu i gospodarstwa też było słychać pytające i zdezorientowane krzyki i głosy ludzi. Widocznie wszyscy którzy nie byli kompletnie wyłączeni z akcji chyba usłyszeli ten huk i mieli podobną orientację co się dzieje jak ludzie w garażu. Czarnokrzyżowcy zerwali się w końcu ze swoich materacy i wyglądało, że gorączkowo próbują pozbierać siebie i swoje rzeczy. Mewa podobnie rzuciła się do swojego posłania za priorytet chyba mając zabranie swoich rzeczy do kupy a nie porządkowania siebie i rozchełstanego ubioru.





- No. - Lester cicho odpowiedział kiwając głową i głaszcząc dłonią włosy Jessici. Jego też chyba ten długi i gorący dzień w końcu zaczął morzyć. Zasnęli oboje wtuleni w siebie na jednym łóżku. Obudzili się w chyba w tym samym momencie. W pokoju nadal panowały ciemności więc wciąż musiała być noc. Przez okno widać było pochmurne niebo i tylko gdzieniegdzie widniały punkciki gwiazd. Ale gdzieś w mroku nocy dał się słyszeć huk. Narastający, potężniejący z każdą chwilą huk jakby coś niesamowicie szybko zbliżało się do nich. Coś potężniejszego niż jakikolwiek człowiek czy potwór o jakim choćby słyszeli.

Lester zeskoczył z łóżka i jednym susem znalazł się przy oknie próbując zorientować się w sytuacji. Inni mieszkańcy lokalu chyba też tak mieli. W pokojach przez ściany i podłogi było słychać głosy zaskoczonych i zdezorientowanych ludzi. Też musieli to usłyszeć i byli w podobnym temacie jak Jessica i Lester. Przez ścianę obok dało się słyszeć walenie jakby ktoś stuknął kilka razy pięścią w ścianę.

- Słyszycie to?! - dobiegł ich wytłumiony przez ścianę i nasycony niepokojem i dezorientacją głos Simona.

- Tak! Zbierać się! Zrywamy się! - krzyknął najstarszy z rodzeństwa wracając od okna i zrywając z siebie szlafrok w jakim zasnął. Gwałtownie starał się zebrać swoje rzeczy ale większość swoich gratów obaj bracia mieli w pokoju w którym teraz był Simon.

To coś zbliżało i już zbliżyło się do nich. Huk przeszedł w łoskot. Od strony rzeki. Coś tam było tuż, tuż. Słychać było protestujący jęk pękających drewien i metalu gdy napotkały siłę potężniejsza od siebie. Przez jedną, krótką chwilę wszystko zdawało się zamarznąć. Lester znieruchomiał w pół ruchu. Okrzyki i krzyki ludzi uniosły się w punkt kulminacyjny i nagle zamarły jak ucięte nożem. To już! Teraz! Świat zdawał się zatrzymać w stop klatce ostatnie sekundy przez zagładą. Jeśli to koniec… To koniec. Nikt się nie uratuje.

Zagłada przybyła. I przeszła dalej. Huk i łoskot dalej szalały na świecie zewnętrznym, wciąż skrywane przez mrok ale w tej chwili jeszcze po nich się nie upomniały.

- Spieprzamy! - wrzasnął Lester łapiąc Jessicę za rękę i pociągając ją do drzwi. Tam jeszcze jeden moment mocował się z zamknięciem gdy wypadł na korytarz. Pociągnął Jessice do sąsiedniego pokoju ale tu też drzwi się otworzyły i stanęła w nich nieco drobniejsza sylwetka młodszego brata chyba równie niekompletnie ubranego jak i reszta rodzeństwa. Za nim stała druga sylwetka, prawie na pewno kobieca o jakichś ciemnych włosach. Simon wcisnął Lesterowi jakiś plecak i ten złapał go i ruszył w stronę schodów na dół pociągając rusznikarkę za sobą. Simon podobnie ciągnąc druga dziewczynę ruszył za nimi. Drzwi do pokojów otwierały się gdy wszyscy inni goście lokalu zdawali się wpaść na identyczny pomysł. Momentalnie korytarz był wypełniony w podobnych proporcjach ciemnością, krzyczącymi i poganiającymi się nawzajem ludźmi i wszechobecnym, prawie zwierzęcym strachem każącym uciekać od źródła nienazwanego zagrożenia.





I Ves i wujek Zordon, a właściwie już Sam, ubrali się bez pospiechu oboje chyba w wyśmienitych humorach po tym podwójnym namydlaniu. Ruszyli z uczuciem przyjemnego spełnienia i satysfakcji w stronę garażu. Wewnątrz paliło się tylko kilka świec ale przy nocnym mroku i tak ciepły, przyjemny blask świec wskazywał drogę jak latarnia. W plamę światła wszedł im jednak kontur sylwetki. Chyba kobiecej. Wujek zatrzymał się patrząc podejrzliwie na nią ale sylwetka miała puste ręce.

- Mam transport dla was na rano. - sylwetka odezwała się głosem Melody. Mówiła dość neutralnym tonem. Kobieta wskazała ramieniem gdzieś w głąb podwórka ale po ciemku równie dobrze mogła wskazywać losowy kierunek.

- Świetnie. - pokiwał głową Sam choć jakoś nie sprawiał wrażenie ucieszonego tym faktem. Albo pojawieniem się brunetki. Spojrzał w stronę wskazywaną przez gospodyni ale zobaczył tam pewnie to samo co i Vex czyli ciemność.

- Pokażę ci. Żebyś rano wiedział. - Melody ruszyła w stronę w którą przed chwilą wskazywała poruszając się dość pewnie po znanym sobie widocznie podwórku.

- Chodź zerkniemy na to. - powiedział do Vex najemnik i ruszył za Melody. Idąc jednak odwrócił się w stronę prostokątnego otworu drzwi od garażu. Widać było posłania, w tym jedno zasłonięte firanką i inne przy którym stał Spike. - A widziałaś może Angie? - zapytał prowadzącą ich dziewczynę.

- Nie. Robiłam tą furę dla was. I słuchałam jak się pieprzycie w mojej. - Melody nie ukrywała tym razem swojej irytacji na taki rozwój wypadków. Pazur wzruszył ramionami ale nie odpowiedział. Zaprowadziła ich do jakiejś szopy czy stodoły w której pod jakąś lampą warsztatową stała osobówka. Standardowo wedle dawnych przepisów na pięć osób więc na dłuższą podróż dla dwóch z ich bagażami a nawet w razie potrzeby trzech całkiem rozsądna opcja. - Sprawdź. - powiedziała głucho przewodniczka wskazując na pojazd. Sam zasiadł za kierownicą i na próbę uruchomił silnik. Czy nie był aż tak wprawnym kierowcą jak ktoś z Det czy samochód nie był tak sprawny jakby był od mechaników z Det to nie było pewne ale samochód na słuch Vex zachowywał się jak przeciętne toczydełko jeżdżące po Pustkowiach powinno. Czyli odpaliło po pierwszej próbie a gdy Pazur zgasił i po chwili odpalił znowu to znów udało się bez jakiś specjalnych przygód.

- Może być. - powiedział w końcu wujek Angie wychodząc z maszyny.

- No to kluczyki za kluczyki. - Melody wyciągnęła dłoń po kluczyki od kombiaka jakie miał przy sobie Sam. Ten zawahał się patrząc na maszynę przy której stał, na Vex, na Melody i na jej wyciągniętą dłoń. - No co? bryka za brykę. Taki mieliśmy deal. Daję ci brykę więc ty mi oddaj moją. - Melody widząc wahanie najemnika rozłożyła ramiona w ponaglającym geście. Wydawała się zniechęcona i zmęczona całą końcówką tego upalnego dnia. Sam milczał jeszcze chwilę ale w końcu sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z nich kluczyki kładąc je na pustej dłoni gospodyni. Sam schował kluczyki do nowej maszyny do kieszeni.

- Idę poszukać Angie. - powiedział Pazur odwracając się z powrotem w stronę wyjścia z szopy.

- Zaczekaj. - poprosiła Melody wyciągając dłoń jakby chciała go zatrzymać i słowem i gestem. - To nie jest tak jak myślisz. Przecież jesteś Pazurem. - brunetka zrobiła krok za odchodzącym najemnikiem, ale ten profilaktycznie uniósł dłoń w górę jakby chciał odtrącić chwytającą ją dłoń mimo, że dzieliło ich już kilka kroków.

- Idę poszukać Angie. Chcesz to z nią gadaj. - Pazur spojrzał na Vex kiwając głową w stronę stojącej brunetki która chciała go chyba zatrzymać czy przekonać do swoich racji. Widząc to dziewczyna westchnęła ciężko i przystanęła, a on wyszedł z budynku gospodarczego.

-To nie tak… - westchnęła Melody patrząc w pustą obecnie czerń wyjścia za którą zniknął najemnik. W świetle lampy warsztatowej w tym momencie wydawała się kompletnie rozbita. Pokręciła głową i oparła się o nadkole osobówki. - Ja pierdolę… Jak krew z nosa… Cały dzień. - dziewczyna przykryła twarz dłonią i przymknęła oczy. Wydawała się wymęczona do cna ostatnim dniem. - Może ty go przekonasz? On w ogóle nie chce mnie słuchać. - podniosła wzrok na stojącą Vex patrząc na nią z pytającą prośbą.






- Trochę się robi. Z godzinę czy dwie. - powiedział Roger wciąż głównie w skupieniu pracując nad powstającym na skórze obrazkiem. Przecierał lekko krwawiące miejsca i dalej pracował tą maszynką o cichym brzęczeniu małego silniczka. - A otworzyłem ci bo się dobijałaś, ale do wewnątrz wpuściłem cię bo mnie zaintrygowałaś. Ćmy tak mają. A co do spania z wujkiem to się pytaj wujka. - odpowiedział w kolejnej przerwie. Powoli obrazek wyczarowywał się z jego palców, kłującej maszynki i skóry Angie. Coraz bardziej przypominał motylka jakiego wybrała sobie nastolatka. Był coraz pełniejszy. Choć nie taki sam jak na obrazku. Na skrzydłach motylka pojawiły się bowiem cukierki. Maszynka umilkła. Cisza przedłużała się. Roger wytarł zaczerwienioną i trochę napuchniętą skórę oglądając w skupieniu efekt swojej pracy.

- No. By było. Na razie. - pokiwał głową patrząc wciąż uważnie na obrazek jaki w ciągu posiadówy na łóżko pojawił się na prawym przedramieniu nastolatki. - Potem będzie można coś dorobić. Kompozycję. Wiesz, w scenę przerobić. Może na czymś siedzieć albo do czegoś lecieć. Pomyśl co by to miało być. Ale na razie starczy. - Roger wydawał się usatysfakcjonowany ze swojego dzieła. Zaczął zbierać swoje precjoza do dziarania i zdążył zanieść je do szafki gdy Angie zorientowała się, że Tess obudziła się i się jej bardzo uważnie przypatruje. I jakoś tak dziwnie. Choć nie była pewna dlaczego. Zza drzwi zaś usłyszała głos wujka. Wołał ją i brzmiało jakby jej szukał.

- Cholera… - mruknął niechętnie Roger wracając od szafki i zerkając w stronę drzwi. Nie wyglądało by się cieszył słysząc wujka Zordona za drzwiami. Schylił się i sięgnął po swoje spodnie ubierając je na siebie. Zdołał je ubrać podchodząc do drzwi i wujek właśnie zaczął w nie stukać. - Ubierz się. - powiedział krótko do nastolatki zajęty zapinaniem spodni. Wujek zapukał ponownie, tym razem już bardziej natarczywie.

- Angie? Jesteś tam? - głos wujka Zordona wydawał się być opanowany i nie skory do żartów jak zazwyczaj.

- Zaraz. Już idę. - odpowiedział Roger kończąc dopinać spodnie i podchodząc do drzwi. Zerknął na łóżko i trochę się chyba zdziwił widząc, że Tess usiadła choć wciąż nic nie mówiła i wciąż wpatrywała się w siedzącą obok nastolatkę. - Robiłem jej dziarę. - powiedział Roger chyba do Tess.

- Co?! Otwieraj! - wujek najwyraźniej usłyszał gospodarza i mocniej łupnął w drzwi, chyba pięścią i to całkiem mocno. Roger skrzywił się jakby pojął swoją pomyłkę lub przypomniał sobie o czymś nieprzyjemnym.

Wtedy też doszedł ich odgłos z zewnątrz. Jakiś szum który narastał i wzmacniał się bardzo prędko. Prawie od razu przeszedł w narastający łoskot jak grom w czasie burzy który nie chce się skończyć tylko wciąż zbliża się i pędzi. Roger spojrzał zdezorientowanym wzrokiem w mrok okna jakby przez ten mrok dało się coś dostrzec. To coś musiało być potężne skoro było słychać z tak daleka i wciąż się zbliżało.

- Co tam się dzieje! Otwieraj! Otwieraj bo wyważę drzwi! - pięść wujka załomotała w drzwi. Ale z domu dały się słyszeć nie tylko krzyki wujka ale i inne zdezorientowane i zaniepokojone głosy. Pies zaczął szczekać, ujadać bez opamiętania węsząc niebezpieczeństwo. Cały nocny świat zdawała się ogarniać groza. Ale Angie miała już inne zmartwienia.

Tess się na nią rzuciła! Bez ostrzeżenia wystrzeliła swoimi dłońmi jakby chciała wydrapać Angie oczy! Niesamowity refleks blondynki pozwolił jej w ostatniej chwili przechwycić jej nadgarstki ale to tyle. Tess napierała na nią z niesamowitą siłą. Aż dziwne było gdzie ta dość szczupła dziewczyna może pomieścić tyle siły. Angie miała wrażenie, że na rękę jakby miała się z nią siłować to miałaby bardzo trudno wygrać z czarnowłosą dziewczyną. Ona sama wyglądała z bliska w tym świetle świec i królujących cieni i półmroków dość przerażająco. Jakby chciała wygryźć nastolatce twarz.

- Tess?! Co robisz?! Tylko zrobiłem jej dziarę! Puść ją do cholery! - Roger wydawał się tak samo zaskoczony jak i Angie. Odwrócił się od drzwi i ruszył ku szamoczącym się kobietom. Wujek coś chyba przeklął ale siłująca się z Tess, Angie nie była pewna. Za to słysząc uderzenia o drzwi była pewna, że wujek zaczął jej taranować i z jego masą to jakościowo drzwi nie wydawały się by mogły zatrzymać go na dłużej niż kilka chwil.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 16-07-2017 o 02:48.
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172