Jerry był kłębkiem nerwów i mało brakowało, a upodobniłby się do Lulu. Jednak pomimo ogarniającej go paniki, trwało w nim silnie zaszczepione uczucie do Kim. Dla niej musiał być silny. Dla niej musiał być silniejszy niż Marty. Kiedy tylko spojrzał przez okno i zobaczył, co dzieje się z nauczycielką, miłość wyparowała i zamieniła się w przerażenie.
Opanował się. Musiał! Musiał! Nie mógł pozwolić sobie na strach, a przynajmniej na paraliż i niemoc. Musiał jej pomóc. Gdy tylko Dean wysunął swoją szaloną propozycję, pod Jerrym ugięły się kolana. Wyjść z budynku? Wystawić się na pastwę tych... tych szaleńców?! Zerknął na Kim. Wszystko zależało od jej decyzji. Jeżeli zostanie, Jerry z ulgą przyjmie to do wiadomości i zda się na doświadczenie Gaudencio. Jeżeli pójdzie... Jeżeli pójdzie, to Jerry też. Wcześniej uzbroiwszy się w jakąś nogę od stołu. Nie potrafił się bić, ale zasięg i lekkość takiej improwizowanej broni powinny mu w miarę pomóc przeżyć kilka chwil. Kilka chwil, w trakcie których Kim będzie mogła bezpiecznie uciec... Miał nadzieję, że gdy przyjdzie co do czego, to będzie w stanie zdobyć się na takie poświęcenie.