Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2017, 21:22   #158
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Stał z boku, niczym cień. Przeklęty cień, do którego nikt przy zdrowych zmysłach nie chciał się zbliżyć. Wyjątkowo pasowała mu taka sytuacja. Obserwował w spokoju to, co się przed jego oczami działo. Ludzie rozchodzili się łącząc z tymi, z którymi łączył ich sojusz. Sojusze te zawarte musiały być niedawno, a jednak sprawiały wrażenie silnych. Zadziwiające jak szybko takie związki potrafiły się wytworzyć w sytuacjach zagrożenia życia, gdzie każda sekunda mogła być ostatnia. Wtedy właśnie tworzyło się najwięcej przyjaźni, miłości i zależności. Ich trwałość jednak dość często była ograniczana właśnie do takich, pełnych strachu, chwil. Gdy wszystko ulegało stagnacji, większość owych powiązań pryskała, niczym wątła nić nie mogąca utrzymać ciężaru, który jej powierzono. Oczywiście istniały także wyjątki, wątpił jednak by takowe miały większą szansę zaistnienia tu, w tym bunkrze i wśród tych ludzi.
Sam nie dążył do nawiązania żadnych. Jeszcze nie, było bowiem na to zbyt wcześnie. Wszelkie związki i sojusze winny być najpierw przemyślane na spokojnie. Podejmowanie decyzji przy pomocy wzburzonego umysłu, było czynem pozbawionym sensu i zwykle posiadającym działanie destrukcyjne. On sam doświadczył tego działania kilkukrotnie, na szczęście jednak częściej zdarzało mu się obserwować skutki u innych, niż samemu ich doświadczać.
Zbadawszy teren przystanął pod ścianą i zabrał się za sprawdzanie swoich ocalałych zapasów. Biorąc pod uwagę stan niektórych, medyczne suplementy mogły dość szybko ulec zużyciu. Ich dozowanie było zatem istotne, a jeszcze istotniejsze było utrzymanie dokładnej ich ilości, znajdującej się w jego posiadaniu, w tajemnicy. Nie było bowiem żadnej wątpliwości co do tego, że mając do tego którą opcję wybierze gdy stanie przed decyzją udzielenia pomocy sobie lub pozostałym. Naturalnie, o ile w jego własnym interesie nie będzie leżało przełożenie ich dobra nad jego własne. To jednak, jak zwykle, zależeć miało od sytuacji, od tego co ześle im los i tego, kto zasłuży na takie poświęcenie z jego strony. Na chwilę obecną nie znajdywał wśród tych ludzi nikogo, kto miałby szansę znaleźć się na liście do ocalenia. Nie był jednak głupcem, wiedział że stanowił samotny punkt, otoczony gromadą potencjalnych sojuszników, ale także potencjalnych wrogów. Poza zabezpieczeniem zapasów musiał zatem postarać się także o zabezpieczenie swojej pozycji. By tego dokonać musiał zacząć nawiązywać kontakty. W tym właśnie celu zamierzał dołączyć do pozostałych, korzystających z atrakcji, które oferował bunkier i ci, którzy niewątpliwie nim zarządzali. Nie było bowiem wątpliwości co do tego, że tacy jak on byli tu jedynie gośćmi i to gośćmi znajdującymi się na łasce lub niełasce. To że obecnie przeważała pierwsza opcja, nie znaczyło wcale że sytuacja się nie zmieni.

Z rozmyślań wyrwał go głos, za którym podążył obraz, a następnie dotyk. Wielbicielka? Ukrył skrzywienie pod maską uśmiechu i fałszywego zadowolenia.
- Niegrzecznie byłoby je odrzucić - odparł, wdychając przy tym zapach jej skóry. Jeżeli posiadała wiedzę o jego pasji, wiedziała także z czym się wiązała. Powinna zatem wiedzieć, że nie będzie w stanie skusić go by rozwarł swe skrzydła i wskazał jej drogę do rozkoszy. Nie takiej, która towarzyszyła jego kreacjom. Nie znaczyło to, że nie skorzysta z jej rozłożonych nóg, wciąż bowiem był jedynie mężczyzną. Nawet to było jednak wątpliwe bowiem nieznajoma nie budziła w nim pożądania w żadnej postaci. Była manekinem, dodatkiem do tego bezbarwnego tłumu, sztucznym kwiatem. On zaś preferował twory prawdziwe, rozsiewające wokół siebie upojną woń łąki nasyconej promieniami słońca. Woń, którą wyczuł u Conti. Woń, którą czuł u panny Cross. Woń godną uwiecznienia, wyniesienia na pedestał, przemienienia w sztukę która potrafiła uwieść, wznieść i wypełnić siłą.
- Prowadź zatem, moja droga - dodał, przesuwając opuszkami palców po jej ramieniu. Dotyk ów mógł sprawiać wrażenie zachęty i taki był jego cel. Nie zmieniało to jednak faktu, że w środku Horst pozostał obojętny, chłodny i nieczuły niczym stal z której zostało wykonane ostrze jego miecza.

Dłoń i dotyk Horsta została przyjęta przez dziewczynę chętnie. Sama też nie pozostała bierna i jak należało się spodziewać po profesjonalnej hostessie owinęła się wręcz wokół jego ramienia trochę dając się prowadzić i obejmować a trochę sama go obejmując i prowadząc. Dziewczyna szła pewnie, śmiało prowadząc kolejnymi korytarzami i nie poświęcając im zbytniej uwagi. Kierowała się ku korytarzowi zakończonemu jak się z bliska okazało jakimiś solidniejszymi drzwiami i parą ochroniarzy do kompletu. Obecnie i Green 4 i obejmująca się z nim dziewczyna zapewne wpisywali się w stereotyp jakiegokolwiek klubu z zestawem klienta lokalu i jego opiekunki. - Dasz mi swój autograf? - zapytała dziewczyna patrząc z bliska i profil idącego obok niej mężczyzny i poruszając nozdrzami jakby łowiła jego zapach. Sama pachniała jak zadbana i dobrze ułożona kobieta pachnieć powinna. Kosmetykami i czystością. Do tego z bliska, dał się mimo wszystko odczuć zapach jakie wydzielało każde żywe ciało. Zapach skóry i potu, zapach włosów i ciepło z nich bijące. Całkiem odmienne od smaków i zapachów dominujących na górze. Zapachu wiecznie zgniłej, parnej i gorącej dżungli, rozgrzanego betonu budynków, kurzu, piachu, padliny błyskawicznie rozkładającej się w tych tropikach. Nawet brzmiała całkiem inaczej. Stukotem obcasów na posadzce i cichym ale nie do przeoczenia brzękiem bransoletek na nadgarstku.

Zapach docierał do niego nieco wyraźniej tu, gdzie znajdowali się z dala od pozostałych, zebranych w bunkrze ludzi. Nie zmieniało to jednak jego początkowego nastawienia do kobiety. Wciąż widział w niej jedynie sztuczny dodatek, wykreowany na potrzeby chwili. Czy jej zamiłowanie, którym podobno darzyła jego pracę, także było fałszywe? Nie wiedział i nie wiedział także czy chce się dowiedzieć, czy ma ochotę poświęcać swój czas i energię na zgłębienie tego tematu. Najchętniej ruszyłby w dalszą drogę sam, jednak dobre wychowanie nakazywało mu zająć się nią, tak, jak ona zajmowała się nim.
- Jeżeli tego sobie życzysz - odpowiedział więc, zwracając twarz w jej stronę i oplatając jej talię ręką. Gra mogła nie być warta świeczki, mogła jednak okazać się korzystną. Z tego też powodu musiał grać dalej, chociażby dlatego, że porzucenie maski w tej chwili byłoby dla niego samego zniewagą. Świadczyłoby o braku wytrzymałości i zaangażowania. Miał wady, jednak tych wśród nich nie było.
- Jak ci na imię, moja droga? - tym razem sam zadał pytanie, bowiem wypadało okazać odrobinę ciekawości co do tożsamości nieznajomej. Odrobinę, nie więcej, chyba żeby odpowiedź pobudziła w nim tą strunę, budząc pragnienie by zyskać głębszą wiedzę o tej kobiecie.

- Jessica. Ale wszyscy mi mówią Jess. A do ciebie jak mam się zwracać? - dziewczyna uśmiechnęła się i zarówno odpowiedziała jak i sama zadała kolejne pytanie. Na obiecany autograf uśmiechnęła się jeszcze szerzej i chyba szczerze ją ta obietnica ucieszyła. Wartownicy przepuścili ich czy to ze względu na dziewczynę czy coś innego. Znaleźli się za bramą ta część bunkra była zdecydowanie bardziej kolorowa, żwawa, mniej zaludniona ale za to smutnych panów z automatami było tu zdecydowanie więcej. Jessica pewnie jednak prowadziła gościa kolejnymi korytarzami.

On zaś pozwalał się prowadzić utrzymując uśmiech przyklejony do twarzy. Czy zdawała sobie sprawę z tego w jaki sposób preferował składać swoje autografy? Skoro znała jego prace to powinna się domyślać, chyba że jej umysł nie ogarniał tego typu szczegółów i nie potrafił ich łączyć zarówno z jej prośbą jak i wyrażoną zgodą. Tak, nie wolno mu było zabijać cywili, co jednak w chwili gdy sami prosili się o to by ich naznaczył? Prawy kącik ust uniósł się nieco wyżej i tkwił tak przez kilka uderzeń serca. Zaraz jednak Horst odzyskał panowanie nad mimiką twarzy oraz swoimi myślami i obrazami, które podsyłała mu podświadomość. Jessica nie była odpowiednią kandydatką, bez względu na to jak jej obraz zmieniał się wraz z kolejnymi sekundami, które spędzał u jej boku. Pierwsze wrażenie pozostawało, nie dając się zmazać przez słodką otoczkę. Może gdyby spędził z nią więcej czasu. Znacznie, znacznie więcej i do tego w innym otoczeniu, jednak na chwilę obecną… Przeniósł wzrok z uzbrojonych osobników z powrotem na nią.
- Jessica - imię to, które opuściło jego usta, było słowną pieszczotą, niczym szept podrażniający włoski we wnętrzu ucha kochanki. Uwodził głosem i obietnicami, które składał. To, że były fałszywe nie odbierało mu czaru.
- Przepiękne imię, moja droga. Pasujące do jego słodkiej właścicielki. Możesz zwracać się do mnie po imieniu, nie widzę w tym problemu - mówiąc pochwycił jej dłoń i uniósł ją do ust by złożyć w jej wnętrzu długi pocałunek, spoglądając jednocześnie w oczy swej przewodniczki. Może i nie była taka jakiej potrzebował, może i nie pasowała do jego wizji, była jednak, a co za tym szło swoim istnieniem pozwalała mu na oddanie się jednej z jego ulubionych gier.

- Naprawdę? Oh to będzie cudowne! Jacobie. - Jessica zdawała się być wniebowzięta tym, że jej idol pozwolił jej zwracać się do siebie po imieniu. Jak większość kobiet wydawała się też wręcz oczarowana jego starodawnymi szarmanckimi manierami. Horst jednak nie wiedział co ona właściwie o nim wie. I jaki kierunek nadała zebranym o nim informacją oraz jakie emocje w nie wplotła przez co jej nastawienie do niego, jej oczekiwania i imaginacje względem niego były trudne do przewidzenia.

- Powiedz. Powiedz mi Jacobie. - dziewczyna nagle zatrzymała się gdy skręcili w jakiś korytarz i zastąpiła mu drogę zmuszając by się zatrzymał. Stała naprzeciw niego i patrzyła na niego z roziskrzonym wzrokiem jaki całkiem pasował do fanki spotykającej na żywo swojego idola. - Powiedz. Co byś chciał ze mną zrobić? Tak naprawdę? - zapytała czekając z wyraźną ekscytacją i napięciem na jego odpowiedź.

Podświadomość podesłała mu kilka obrazów przedstawiających to, co mógłby z nią zrobić gdyby chciał. No właśnie, gdyby chciał było tu kluczowe. Nie chciał, chociaż nie zamierzał także dawać jej odczuć swej niechęci. Nie, jeszcze nie. Wciąż mogła bowiem być dla niego przydatna, a on nie miał zwyczaju pozbywać się przydatnych rekwizytów zanim nie spełnią swego zadania. Tym bardziej że w obecnej chwili nie miał zbyt wielu atutów i każdy, nawet najdrobniejszy był w jego sytuacji istotny. Z tego też powodu spojrzał jej głęboko w oczy, uśmiechając się przy tym tylko jedną stroną ust. Jego dłoń zawędrowała w kierunku jej twarzy, kciuk odnalazł drogę do warg po których zaczął błądzić podczas gdy palce masowały linię włosów, muskając okazjonalnie małżowinę ucha.

- Nie jestem pewien czy jesteś na to gotowa, Jessico - odpowiedział jej, drugą dłonią wodząc po jej plecach. - Nie wiem też co dokładnie o mnie wiesz. Jak mogę ci rzec prawdę, skoro możliwym jest iż prawda sprawi że nigdy nie spojrzysz już na mnie tak jak teraz - mruczał cicho, zbliżając usta do jej ucha. Traktował ją tak, jak należało traktować kochankę, przemawiając do niej z uczuciem i pasją. Uczuciem i pasją, które niewiele miały wspólnego z tym, co naprawdę czuł. Grał jednak, udawał i zwodził od tak dawna, że stało się to jego drugą naturą. Skórą którą zawsze zakładał, tak jak zakładał maski. Jego prawdziwa natura była bowiem dla wielu nie do przyjęcia. Niewielu potrafiło dostrzec siłę i piękno tego co w nim tkwiło. Czy ta kobieta była jedną z takich osób? Czy może jej fascynacja była efektem ograniczonej wiedzy, którą posiadała. A może chodziło tu o chorobę jej umysłu, która sprawiała, że niebezpieczeństwo było jej narkotykiem. Nie wiedział jeszcze i nie był do końca pewien czy chce się dowiedzieć. Pytania jednak zadał i teraz oczekiwał na odpowiedzi. Wsłuchiwał się uważnie w jej oddech, cofnął twarz by widzieć jej oczy i zachowanie źrenic. Oderwał dłoń od pleców i chwyciwszy jej dłoń przyłożył nadgarstek do ust, obracając go wnętrzem ku górze. Pod wargami czuł jej puls, ową oznakę życia, tego że serce pompowało krew. Wczuwał się w nią całym sobą, mimo iż zapewne wysiłek jego był zbędny, biorąc pod uwagę iż kobieta ta nie interesowała go w żaden sposób. Była tylko chwilowym sojusznikiem, zabawką i aktualnie przewodnikiem. Tak, mogła się także przydać w przyszłości, szanse na to były jednak niewielkie, zatem… Gra, chodziło jedynie o grę i przyjemność którą z niej czerpał, nic innego.

Jessica zamruczała z przyjemnością gdy dłoń Jacoba spoczęła na jej plecach. Cienki materiał był słabym izolatorem zarówno dla biorcy jak i dawcy dotyku. Wydawało się, że dotyk dr. Horsta sprawia jej niesamowitą przyjemność. Gdy jego palce musnęły jej pełne usta, przelotnie złożyła na nich swój pocałunek, lekko je nawet kosztując językiem. - Nie traktuj mnie jak dziecko albo niemądrą panienkę Jacobie! - prychnęła z żalem i pretensją gdy dotarł do niej sens jego słów. Ale chodź cofnęła nieco swoją górną połowę ciała opierając się dłońmi o jego napierśnik jakby chciała spojrzeć na niego uważniej i dokładniej to jednak nie zrobiła nic by wysunąć się z jego uchwytu. - Wiem o tobie wszystko co można było się dowiedzieć. Przecież mówię, ci, że jestem twoja fanką. - wyburczała tłumacząc z urażoną pretensją.

- Wiem, że nazywasz się Jacob Horst i jesteś lekarzem. Wiem, że zabijałeś ludzi. I zjadałeś ich. Wiem, że wiele ofiar nie odnaleziono więc nie wiadomo ile ich naprawdę było. Wiem, że nie wiadomo czy byś już wpadł czy nie gdyby nie ta cholerna Cross. - Jessica bez wahania i skrupułów wymieniała główne fakty jakie ktoś śledzący proces czy prasę mógł znać jeśli się tym interesował. Wymieniała je po kolei jakby mówiła którego dnia była jaka pogoda na urlopie. Na końcu każdego zdania odliczała palec i spoglądała uważnie na swojego idola sprawdzając jak zareaguje. - Ona była słaba Jacobie. Nie doceniała cię. Nie potrafiła zrozumieć jak jesteś wielki. - rzekła z przekonaniem potępiając dawną psycholog Horsta kręcąc przy tym swoją czarnowłosą głową by wzmocnić efekt negacji. - Ale ja cię doceniam Jacobie! - zapewniła go Jessica i nagle zarzuciła mu ramiona na szyję i zbliżyła twarz jak do pocałunku. - Jesteś moim idolem! Chciałabym być taka jak ty! Wiem, że się do ciebie nie umywam ale chciałabym chociaż móc być w twoim cieniu! - mówiła coraz szybciej i coraz ciszej ale Horst i tak ją słyszał wyraźnie bo wciąż zbliżała twarz aż jej usta dotarły prawie do jego ucha. - Wiem, że to cię ogranicza. - wyszeptała mu tuż przy uchu a on poczuł jak jej palec wciska się między jego szyję a Obrożę. - Ale ja tego nie mam. Mogę zrobić coś czego ty nie możesz. Dań z pięknych pań jest tutaj mnóstwo. Nikt nie będzie pytał ani szukał jak jedna zniknie. Znam miejsce gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał. Zabawimy się. Będziemy ucztować. Kiedy ostatni raz miałeś okazję? - czarnowłosa hostessa szeptała rozgorączkowanym tonem namawiając i kusząc. Technicznie byłoby to możliwe. Parch nie mógł bezkarnie zabić człowieka. Ale Obroża nie reagowała na zabitych ludzi wokół niego. Chodź nic nie przypominał sobie o procedurach Obroży na temat ich zjadania.

Słuchał jej słów, wbrew sobie chłonąc je, smakując. Czy mógł to być sposób na ominięcie Obroży? Czy było to aż takie proste? Nie wierzył w proste rozwiązania, a jednak pragnął tego, co obiecywały wypowiadane przez nią słowa. Jego dłoń znajdujaca się na jej plecach zamarła. Zamarł także oddech w jego piersi. Nie drgnął mu żaden mięsień gdy wabiła go swymi obietnicami, gdy czuł jej oddech tuż przy swoim uchu, jej palec tuż przy szyi. Cała energia którą w ten sposób zaoszczędził, została pochłonięta przez pracujący na wysokich obrotach umysł. Bestia uniosła swój łeb, rozwarła pysk i zaryczała w jego wnętrzu. Ryk ten wyrwał się na wolność w postaci głuchego pomruku, który opuścił jego usta. Przeniósł dłoń z pleców na jej kark i nieco wyżej. Palce wplotły się w jej włosy, pochwyciły je i odciągnęły jej głowę do tyłu. Spojrzał jej w oczy, zdejmując swe maski, zdzierając bariery. Na jego twarzy nie malowało się żadne uczucie, była martwa. Całe życie skupiło się w szarych oknach jego duszy, tam gdzie w obecnej chwili królował głód i tłumione przez zbyt długi czas pragnienie. Niewielu miało okazję widzieć go takim jakim był naprawdę i żyć by móc o tym opowiedzieć. Niemal zapomniał już jakie to uczucie, gdy opadają więzy i można wziąć oddech pełną piersią. Czy jednak na pewno mógł? Czy ta kobieta na pewno zasłużyła na zaszczyt oglądania go w jego prawdziwej formie. Spoglądania w oczy bestii?

Wciągnął w nozdrza jej zapach, sycąc się nim. Obserwował ją niczym drapieżnik obserwujący swoją ofiarę. Chciała stać w jego cieniu, służyć mu pomocą? Czy w informacjach o tym kim był nie doszukała się tej, mówiącej iż jest on drapieżnikiem, który działa w pojedynkę? Samotnym łowcą, wilkiem. Uniósł górną wargę na tyle tylko by zalśniła biel jego zębów. Prawy kącik jego ust także wspiął się ku górze, nieco tylko wyżej od swego brata znajdującego się po lewej stronie.

- Chcesz ze mną ucztować, moja słodka Jessico? - zadał jej pytanie, drugą dłonią wodząc po jej szyi. Opuszki palców pieściły jej skórę podczas gdy druga dłoń trzymała jej głowę w imadle. - Chcesz stać w moim cieniu? - zadawał kolejne pytania, a głos jego był równie martwy co twarz. Niósł ze sobą chłód, który przenikał do kości i zmieniał je w kruche sople lodu. Głos ten niósł jednak ze sobą nie tylko chłód ale i obietnicę ognia. Pełnego pasji ognia, który spopielał wszystko co znalazło się na jego drodze. Oczyszczał i uświęcał.

- Chcesz być taka jak ja? - palce, które delikatnie gładziły skórę jej szyi, zacisnęły się na niej, ograniczając dopływ powietrza, jednak nie odcinając go całkiem.


Przybliżył usta do jej warg, łącząc jej oddech ze swoim. Chłonął woń jej potu, jej skóry, włosów. Wysunął język i skosztował jej. Pomadki na jej ustach, jej oddechu, owej kropli potu perlącej się nad górną wargą. Nie, nie nadawała się do tego by ją wyniósł na piedestał i udoskonalił. Czy jednak nadawała się na jego wspólnika? O tym właśnie próbował zdecydować spoglądając głęboko w jej duszę.

- Pokaż mi na co cię stać, pokaż kim jesteś - wyszeptał, wtłaczając te słowa wprost w jej wnętrze. Całował ją zachłannie, nie pozwalając by nabrała kolejnej porcji powietrza, by mogła wtłoczyć je do płuc. Testował ją, sprawdzał czy naprawdę jest gotowa by stać się gliną, którą mógłby uformować na swoje podobieństwo. Rzucał jej wyzwanie, trzymając w dłoniach jej życie. Kontrolował je, oddychał za nią i za siebie. Wymagał od niej zaufania, poddania się jego woli. Tak, był to test ale i inicjacja. Od niej zaś zależało gdzie ich ta chwila doprowadzi, co dzięki niej zyskają i co stracą. Bestia drżała w jego wnętrzu…

Jessica wyglądała na podekscytowaną. Kiwające ruchy głowy były ledwo zauważalne gdy odpowiadała twierdząco na pytania swojego idola. Z wrażenia chyba nie chciała mu przerywać lub zwyczajnie straciła głos bojąc się przerwać podniosłość chwili. Ale też zachowywała powagę jakby zdawała sobie sprawę o jaką stawkę toczy się gra. Doktor nauk medycznych mógł obserwować jak kobieta reaguje na jego dotyk. Na zmniejszenie przepływu powietrza. Jak zaczyna się krztusić a dłoń zgodnie z naturalnym instynktem powędrowała ku przeszkodzie na szyi by uwolnić tchawicę i odzyskać oddech. Jednak nie dotknęła jego ramienia. Oczy i brwi coraz silniej mrugały jej gdy instynkt zachowania życia walczył o odzyskanie kontroli nad ciałem jaką dzielił z umysłem. Umysł wciąż wygrywał więc Jessica starała się patrzeć w oczy doktora mimo, że zdjął swoją maskę uprzejmości. W końcu gdy nacisk na szyję nie ustawał a on zbliżył do niej swoje usta, łącząc się z nią pochłonęła go chciwie i łapczywie. Wpiła się w nie, nie próbując się wyzwolić z jego uścisku. Dłonie zamknęły się na nim, przyciskając go mocniej do siebie.

Odczekał chwilę korzystając z jej chętnych ust i ciała. Odczekał do momentu w którym jej serce zaczęło drżeć w piersi, gdy instynkt zrównał się w swym wyścigu o panowanie nad jej ciałem, z umysłem. Wtedy gwałtownie rozwarł swoje palce wstrzymujące jej dopływ powietrza i odsunął twarz. Jego dłonie powędrowały z powrotem na jej plecy, przyciskając ją do jego torsu i dając oparcie by nie upadła pod wpływem słabości. Czekał cierpliwie aż odzyska panowanie nad oddechem, gładząc delikatnie jej ciało okryte tylko cienkim materiałem. Gładził jej włosy, jej ramiona, kark… Nie posunął się jednak dalej, nie pozwolił przebudzonemu pragnieniu by przejęło nad nim władzę. Zapewne na co dzień miała do czynienia z mężczyznami, którzy chcieli ją jedynie dla jej ciała. On nie był jednym z nich i było niezwykle istotne by zdała sobie z tego sprawę zaraz na początku ich znajomości i współpracy. Podjął bowiem decyzję, kierując się przede wszystkim własnym dobrem ale i odwiecznym pragnieniem każdego człowieka by ochronić swoje dziedzictwo, by przekazać wiedzę i doświadczenie kolejnemu pokoleniu, by nie zniknęło wraz z nim. Z decyzją tą wiązała się także odpowiedzialność, ogromna odpowiedzialność, którą porównać można było jedynie do tej, którą biorą na siebie rodzice sprowadzając na ten świat nowe życie.
- Moja słodka Jessico - wyszeptał jej wprost do ucha. - Mam nadzieję, że naprawdę rozumiesz na co właśnie wyraziłaś zgodę. Nasz wspólny czas może się okazać krótki i zakończyć równie gwałtownie jak rozpoczął. Postaraj się zatem by nie był on dla mnie czasem straconym, a odwdzięczę ci się tym samym. Teraz zaś - odsunął ją od siebie na odległość rąk, nie przestając jej podtrzymywać. Na jego twarzy z powrotem widniała przyjazna maska. Uśmiechał się łagodnie, całym sobą przekazując iż można i wręcz należy mu zaufać. Że troska jego jest szczera, że współczucie prawdziwe. Był wszystkim tym, czego można się było spodziewać po osobie zaufania publicznego, jaką był lekarz.
- Co powiesz na to byśmy ruszyli dalej? Nie wypada kazać na siebie czekać, prawda? - obrócił ją twarzą w kierunku, w którym zmierzali, a następnie podał jej ramię by się na nim wsparła. - Później, o ile czas pozwoli, z chęcią skorzystam z przygotowanego przez ciebie poczęstunku.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline