Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2017, 00:22   #144
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Nie wiedział ile czasu minęło podczas gdy dryfował po oceanie swojego bolesnego istnienia. Bo tak naprawdę tylko to mu zostało - istnieć, bez żadnej kontroli czy sensu. Chęć przetrwania czy siła woli już dawno go opuściły. Otaczała go ciemność.
Coś jednak, po raz pierwszy od zdawałoby się wieczności, zmieniło się. To było tak nieoczekiwane i nagłe, że miał problemy z zebraniem myśli. A potem stało się coś jeszcze bardziej niespodziewanego – odłączyli go od tego, co musiało sztucznie utrzymywać go przy życiu i popchnęli dalej, zostawiając samego. Nie wiedział co robić i czy w ogóle mógł cokolwiek. Przez chwilę odruchowo próbował się podnieść, jakoś się ruszyć lub przemienić, ale na nic mu jego stan nie pozwalał. Dał sobie spokój. Nie rozumiał tego, ale może to i lepiej? To musiał być akt łaski. Tu kończy się jego upadek.
Nagle jednak pojawiła się światłość i zaczął się unosić do góry. Nie potrafił objąć tego umysłem... Czy to niebo? Nigdy naprawdę nie wierzył, ale co innego? Cały ból zniknął w jednym momencie. To musiało się dziać w jego głowie. Jakaś pożegnalna wizja. Usłyszał jednak słowa i tak naprawdę nie rozumiejąc, co się dzieje wysłuchał głos. Jaka pokuta? W jednej chwili został oświetlony snopem, który zadał mu niewyobrażalny ból. Piekło go wszystko, zdawało mu się, że przenika każdą komórkę od środka. Próbował uciec, ale nie mógł się ruszyć. W końcu krzyknął, wbrew wszystkiemu, wbrew wszelkim zasadom. Minęła chwila i miał wrażenie, jakby nagle coś się zmieniło. Obrócił się, zauważając, że to jakieś wstęgi przytrzymują go w powietrzu. Zdał sobie sprawę i choć było to w samej swojej naturze niedorzeczne i zaprzeczalne, był zdrowy.
Był zdrowy! Nie mógł tego pojąć, ale w jednej chwili jego koszmarne rany zniknęły. Świadomość tego była tak niedorzecznie dobra i radosna. W tej jednej chwili zapomniał o wszystkich zmartwieniach, bo właśnie był świadkiem czegoś, czego nie mógł nazwać inaczej niż cudem.
Zauważył tego, któremu zawdzięczał uzdrowienie. Nie wiedział, co powiedzieć. Dlaczego to zrobił? I jak? Taka moc... To było niepojęte. Chyba wiedział, kto przed nim stał i z kim rozmawiał wcześniej. Tylko jedna osoba mogła być zdolna do czegoś takiego.
- Ja... Dziękuję. – brakowało mu słów – Ale jak? Dlaczego?
Obdarzony zwlekał z odpowiedzią. Wstęgi które nie trzymały White’a falowały w powietrzu, jakby unosiły się w wodzie.
- Żebyś mógł zadośćuczynić za swoje dotychczasowe życie, Elliocie - usłyszał wreszcie głos, wydobywający się spod kaptura.
Po pierwszym szoku wróciły czarne myśli i świadomość beznadziejności sytuacji, w której dalej się znajdował. Nie był pewien, czy dobrze rozumiał Obdarzonego. To wszystko było takie nieoczekiwane. Był przestępcą, ich wrogiem i więźniem, a teraz oferują mu szansę? Nie wiedział co o tym myśleć. Jak mógłby naprawić to wszystko?
- Ja... Nie wiem, czy to jest możliwe. Przecież zabiłem kilkunastu ludzi. Skazano mnie na dożywocie.
- To prawda. Powinieneś resztę życia spędzić w łóżku patrząc się w pustą ścianę, jednak… - postawił go na ziemi i puścił. - Stoisz na własnych nogach, zdrowy i wolny. Co zamierzasz z tym teraz zrobić?
Tak naprawdę to samemu nie wiedział. Biały miał rację, powinien płacić za swoje błędy, nawet jeśli kara była najstraszniejsza z możliwych. Zaakceptował to i pogodził się z tym, że nie ma dla niego przyszłości. Czuł pustkę w środku, której już nigdy nie wypełni. Nie był już pewien, kto jest dobry a kto zły. Właśnie jego oprawcy zwrócili mu w praktyce jego życie. Jeszcze jakiś czas temu zabijał ich, a teraz ma zostać jednym z nich? Ale co innego mu zostało? Obie strony go skrzywdziły, ale miał teraz zostawić tą, którą uznał już za tą, do której należał? Miał wybierać pomiędzy mniejszym a większym złem, gdy wolałby nie wybierać wcale. To wszystko było za trudne.
Spuścił głowę, zdając sobie sprawę, że jest też nagi. Czuł mniejszy wstyd niż zwykle, było mu to po ostatnich przeżyciach bardziej obojętne.
- Myślałem, że to już mój koniec... Mam dług, którego nigdy nie spłacę. Jeśli cokolwiek mogę zmienić na lepsze w tym świecie, to chciałbym. Nie mam już nic do stracenia.
- To musi być tylko i wyłącznie twój wybór - zaznaczył Obdarzony. - W innym wypadku cokolwiek byś nie zrobił, nie będzie miało znaczenia.
Miał więc teraz przed sobą dwie opcje: mógł zostać przy swojej tożsamości z Mroku, zostać zamkniętym w celi bez okien i zostać na zawsze samemu z sobą, albo mógł spróbować podnieść się i spróbować żyć dalej z tym wszystkim. Żadna droga nie była łatwa. Musiał zajrzeć w głąb siebie, tego czym był i spróbować odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Członkiem Mroku został z przymusu i nawet jeśli tak naprawdę to polubił, to jego kompas moralny wiedział, że to co robił było złe. Ale mimo to czerpał z tego przyjemność i przyjął, co prawda z wątpliwościami, ich spojrzenie na świat. Poczuł, że tam jest jego dom i ludzie, którzy go rozumieją i wiedział, że jego decyzja teraz może sprawić, że stanie się najgorszym wrogiem tych właśnie osób.
Wiedział, że w Świetle nigdy go naprawdę nie zaakceptują, a już na pewno nie po tym co zrobił. Zawsze będzie pracował dla nich, nie z nimi. I przede wszystkim będzie musiał funkcjonować z tym całym poczuciem winy. Ale za to będzie mógł zrobić różnicę. Była szansa, że na cokolwiek jeszcze wpłynie. Nie spędzi reszty życia w celi. Może nawet uratuje więcej żyć niż zabrał. Spróbował już iść samolubną ścieżką i dostał nauczkę. Czy był zdolny do tego, żeby stanąć naprzeciw tego wszystkiego i wbrew swojej naturze, odrzucić jako złe i spróbować naprawić?
- W Mroku poczułem, że znalazłem dom. Wiedziałem, że to co robię jest złe, ale pozwoliłem ambicji i chciwości zapanować nade mną. Myślałem, że jestem kimś, kto może zmienić świat. I choć wmawiałem sobie, że nie mogłem uciec i nie miałem wyboru, to było kłamstwo, którym usprawiedliwiałem swoje czyny – podniósł głowę – Nie wiem, czy dam radę wstać i żyć dalej, wśród osób które skrzywdziłem, z życiami niewinnych ludzi na sumieniu. Czy znajdę znowu cel i sens w życiu. Ale chcę spróbować. Jestem gotów zrobić wszystko, żeby choć w części zadośćuczynić i naprawić samego siebie. Nawet jeśli nie jestem pewny, czy zasłużyłem na drugą szansę. Chcę spróbować zrobić coś dobrego, naprawić zamiast niszczyć, nawet jeśli nie jest to w mojej naturze.
Po raz kolejny nie od razu White otrzymał odpowiedź. Biały milczał, jakby analizując słowa Brytyjczyka.
- Niech tak się stanie - skinął głową. - Przemień się.
Przytaknął głową, dalej niedowierzając, że otrzymał szansę. Z ulgą rozpoczął przemianę. Chyba nigdy nie poczuł większej przyjemności, niż teraz. Był już pewien, że nigdy nie doświadczy tego uczucia. Minęło tyle czasu... Ale oto stał, w swojej postaci zbroi, więcej niż dwa razy niższej od Białego. Zacisnął pięści, patrząc po swoim ciele. W Kambodży nie miał czasu na żadne oględziny. Największą zmianą jaką zauważył było to, że jego pancerz zmienił barwę z białej na czarną.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/c4/1e/9f/c41e9f370b4db6b0f02e59fcfbab443e.jpg[/MEDIA]

Czekał spokojnie na dalsze polecenia olbrzymiego Obdarzonego.
- Mrok nie zna tej formy? - zapytał szef Światła.
- Nikt z nich mnie w niej nie widział.
- To dobrze. Opowiedz i pokaż mi teraz wszystkie swoje moce.
- Jedyna, którą mogę samemu zaprezentować to wydłużanie kończyn. – mówiąc to wydłużył jedną z rąk najdalej jak mógł, w czasie gdy wracał do normalnej długości opowiadał dalej – Moja bazowa moc polega na absorpcji energii, co skutkuje w ogólnym zwiększeniu mojej siły i wytrzymałości, wprost proporcjonalnie do ilości energii. Najpierw umiałem absorbować tylko energię elektryczną, ale nauczyłem się pochłaniać również kinetyczną. Moja trzecia moc to kontrola nad zwierzętami. Nie miałem jeszcze okazji jej nigdy użyć, to właśnie ją przejąłem w Kambodży.
- W takim razie pokaż je po kolei. Jeśli chodzi o zwierzęta... - Biały spojrzał za plecy Elliota. Tam jeden z ludzi zasalutował i wyszedł z hali. Można się było domyślić, że poszedł przyprowadzić jakiego zwierzaka do testów. - Natomiast co do prądu, to może nie będziemy przeciążać sieci. Silny akumulator wystarczy?
- Jak najbardziej. Jeśli mogę… Jaki jest dzisiaj dzień?
- Czwarty lipca dwa tysiące siedemnastego roku - odpowiedział mu niewysoki mężczyzna w prostym mundurze, wiozący na paleciaku sporych rozmiarów maszynę. - Tutaj masz plus i tutaj minus - wskazał po czym odpalił ten jak się okazało silnik, który zawył donośnie.

[media]https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/5/52/APIC-APU-for-A320-family.jpg[/media]

Przez chwilę stał nieruchomo, usłyszawszy, że spędził parę miesięcy w stanie, w jakim do dzisiaj się znajdował. Nie spodziewał się, że minęło tyle czasu.
- Dziękuję. - zwrócił się do człowieka w mundurze.
Poczuł się niekomfortowo, gdy pomyślał, że cała jego rozmowa z Białym mogła być podsłuchiwana przez innych. Nie zwlekając jednak zwiększył moc maszyny do zadowalającej go wartości i jak wiele razy wcześniej pochłonął energię. Przeszło mu przez myśl, że w Świetle pewnie nigdy nie dostanie okazji się mocno podładować. Przecież nie będzie trenował tak ostro jak w Mroku.
Maszyna zawyła, po czym zgasła po kilku sekundach. Cokolwiek energii w niej było, Elliot wyssał ją w mgnieniu oka. Poczuł sporo siły w rękach. Nie było to bezpośrednie podłączenie się do sieci przesyłowej, ale czuł wystarczająco pewnie, by stoczyć walkę wręcz nawet z czwórką.
- Pokaż co potrafisz - świetliste wstęgi Białego zafalowały i ustawiły się na defensywnych pozycjach wokół Obdarzonego.
Dziwnie się czuł mając wyprowadzać ciosy w nieżywy przedmiot. Zastanawiał się, po co to wszystko. Pewnie chcieli sprawdzić, czy nie kłamie co do sprawy swoich mocy. Zebrał się więc w sobie i zaatakował parę razy wstęgi, synchronizując je z wydłużeniem kończyn, aż poczuł, że wykorzystał pochłoniętą energię.
Żadna ze wstęg nawet nie drgnęła, jakby Brytyjczyk uderzał w metrowej grubości stalowe przęsła mostu. Biały nie skomentował tego w żaden sposób, ale chyba nie spodziewał się niczego innego.
Po chwili wrócił do nich żołnierz wysłany po zwierzątko, niosąc w rękach małego, białego króliczka. Postawił go na ziemi i zrobił kilka kroków w tył.
Nigdy wcześniej tego nie robił, spróbował więc wyobrazić sobie, że wchodzi do umysłu zwierzęcia. Podskocz - wydał w myślach komendę.
Króliczek chodzi po ziemi i nagle skoczył do przodu. Po tym ponownie zaczął sobie powoli kicać obwąchując nogę White’a.
Sprawił, że królik zaczął biegać w kółko.
- Kontroluję go. Mam sprawić, że zrobi coś konkretnego?
- Możesz sprawić, żeby się dla ciebie dowiedział co jest w tamtym korytarzu? - jedna ze wstęg wskazała otwartą śluzę do wnętrza bazy.
- Spróbuję.
Polecił myślami królikowi udać się do wnętrza korytarza, skupiając się na połączeniu ze zwierzęciem. Wyobraził sobie, że widzi jego oczami i czekał na jakikolwiek znak albo sygnał.
Tym razem nie było tak prosto. Sposób postrzegania świata przez królika był zupełnie inny niż człowieka, więcej było w tym zapachów i emocji. White ledwo rozpoznał w jakim miejscu się zwierzak znajduje.
Ciężko było przetworzyć tak drastyczną zmianę perspektywy. Spróbował się rozejrzeć, ale miał duży problem z utrzymywaniem stałej wizji.
- Widzę coś, ale wszystko jest inne, trudne do zrozumienia… Jakbym myślał tak jak on…
- Rozumiem. Będziesz musiał po prostu poćwiczyć, żeby lepiej zrozumieć tą moc. Na dziś to wszystko. Masz dobę wolnego, sierżant Wasilsky odprowadzi cię do twojego pokoju.
- Dobrze, dziękuję. - poczekał na ciuchy i przemienił się z powrotem.

Wrócił do swojego pokoju i padł, nagle bardzo zmęczony na łóżko. Dużo się wydarzyło i zmieniło w czasie tej rozmowy, nawet zbyt dużo. Nie wiedział, czy dobrze postąpił. Porzucił Mrok, jedyne miejsce, które mógłby nazywać domem. Ale co to za dom, jeśli jako jego członek musi zabijać niewinnych ludzi? Nawet jeśli apelowało to do jego mroczniejszej strony osobowości i przejmowanie mocy sprawiało, że czuł się dobrze. Jak mógł być członkiem organizacji, której celem było wyeliminowanie człowieka, który po tym wszystkim praktycznie zwrócił mu życie? Zaczął nienawidzić Światło, ale po czymś takim był zmuszony przemyśleć swoje spojrzenie. Musiała być inna droga do zapewnienia wolności Obdarzonych, mniej gwałtowna, mniej krzywdząca dla normalnych ludzi, jakim jeszcze rok temu samemu był. Miał nadzieję, że to jest ta właściwa.
To było to. Życie. Już nie było mu wszystko jedno, wszystko nabrało choćby najmniejszego sensu. Był na samym dnie, bez nadziei i chęci do życia. I choć dalej czuł w sobie ten cały ciężar, był w nieskończenie lepszej sytuacji, nawet jeśli smakowała gorzko. Nigdy już tam nie wróci, na dół. Nigdy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=GNSBctmMI3k[/MEDIA]
 
Kolejny jest offline