Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2017, 15:08   #160
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Współwinni zbrodni: Grave, Czitboy i Czarneł

Horst z ulgą zmieszaną z wyraźna przyjemnością, ulokował się w jacuzzi, przymknął oczy i na krótką chwilę pozwolił sobie na wspomnienie życia, które kiedyś prowadził. To była przyjemna chwila, podobnie jak przyjemny był dotyk wody na skórze. Odświeżał i próbował zmyć trudy i niebezpieczeństwa ostatnich godzin. Tych jednak zmyć się nie dało, a raczej on sam na to nie mógł pozwolić. Trzymał je blisko, wypełniał nimi myśli bowiem porzucenie ich mogło dać szansę na inne, przyjemniejsze plany. Plany, na które obecnie nie mógł sobie pozwolić. Głód czaił się blisko, tuż pod skórą, która mrowiła łowiąc kolejne napływające do nozdrzy wonie. Mógł odciąć się od obrazów, mógł wystrzegać się dotyku, jednak zapach… Zapach nie pozwalał na to, by być ignorowanym. Wdzierał się w jego wnętrze czy tego chciał czy nie. Kusił, drażnił i mamił. Horst czuł jednoczesną ochotę by go stłamsić i by mu się oddać. By odciąć zdolność powonienia i jednocześnie pozwolić jej by przejęła władzę nad pozostałymi zmysłami i przebudziła kryjącą się w jego wnętrzu bestię. Pragnął jej. Chciał ponownie poczuć jej siłę, jej słodki szept i przyjąć to, co oferowała. Była jego jedyną, prawdziwą i wierną kochanką. Była jego miłością i sensem istnienia. Teraz zaś tkwiła w niewoli, podobnie jak on, chociaż jej niewola była dotkliwsza.
Odsunął od siebie zgubne myśli i otworzył oczy akurat na czas by przyjąć drinka od jednej z dziewczyn. Podziękował jej ciepłym uśmiechem, skinął głową. Maniery przede wszystkim, nawet jeżeli świat wokół ogarniało szaleństwo, nie miał zamiaru rezygnować z podstawowych zasad dobrego wychowania. Stanowiły jego nieodłączną część, maskę którą miał na sobie tak długo że stała się jego drugą naturą.
Upijając łyk rozejrzał się po reszcie zebranych. Wzrok miał czujny, nadal jednak się uśmiechał i opierając wolną rękę na brzegu jacuzzi, sprawiał wrażenie rozleniwionego i całkiem zadowolonego z życia. Pozory kryjące przyczajonego, szukającego wrogów ale i ofiar, tygrysa.

Ruch, światło i ciepło. Alkohol w wysokich kieliszkach, półnagie ciała dziwek, snujących się w okolicy i gotowych do spełnienia każdej zachcianki. Wystarczyło kiwnąć palcem, a z dyskretnego cienia pod ścianami odrywał się humanoidalny kształt na niebotycznie wysokich szpilkach, by z uśmiechem obiecującym zmianę najdzikszych fantazji w rzeczywistość, zaproponować wódę, ciało, żarcie lub prochy - czegokolwiek skazańcy w Obrożach potrzebowali. Parchy, kryminaliści. Specjalni goście właściciela owego pierdolnika, w którym brakowało tylko zasłony dymnej aby móc walnąć po pokoju smugami laserów dla lepszego efektu. Gdzieś z kąta przy barku rozchodziła się dudniąca pulsacyjnym basem muzyka, wprawiająca organy wewnętrzne o mrowienie, zaś skórę o ciarki dyktowane natężeniem melodii. Wokoło panował hałas, śmiechy i ruch. Życie - intensywne do bólu i na przekór toczonemu ponad powierzchnią dziełu zniszczenia. Tutaj, pod ziemią, nie istniała nawała artyleryjska, nie było łuskowatych bestii o żyłach wypełnionych kwasem. Zamiast nich przestrzeń wypełniały miękkie ciała skąpo ubranych, bądź całkowicie rozebranych ludzi. Broń odstawiono pod ściany, pancerze poszły w kąt. Została miękka, podatna na uszkodzenia tkanka, omywana musującą wodą, oraz towarzystwo wewnątrz wanny - obce w gruncie rzeczy twarze, niewiadome charaktery. Poznali się parę godzin wstecz w przeróżnych okolicznościach: sala odpraw, kanały. Wnętrze bunkra, klub. Różne jednostki, przeróżne osobowości i jeden cel - przetrwać. Tylko za jaką cenę?

Pośrodku rozgadanej, pijącej, euforycznej ponad granice tolerancji masy, miejsce zajmowane przez Ósemkę dawało punkt dysproporcji, kontrastującej z pozostałą częścią otoczenia. Nie rozmawiała z nikim, trzymając dłonie z dala od metalowej obręczy na szyi. Tkwiła nieruchomo, patrząc w sufit i pociągając ze szklanki coś ciemnobordowego, zawierającego kostki lodu. Miała o czym myśleć, czym się martwić, a także nad czym dumać celem znalezienia optymalnego rozwiązania dla ich dalszej wędrówki. Braki sprzętowe spędzały jej przysłowiowy sen z powiek: przywieszki granatów świeciły pustkami, miejsca na prochy tak samo. Brakowało amunicji, osłony zostały poważnie uszkodzone. Jako finalna wisienka na czubku tortu pojawiało się znużenie - zwykłe, prozaiczne wyczerpanie i zmęczenie materiału, gonitwa w rudej głowie zwolniła. Masaż wodny rozleniwił, powieki poczęły ciążyć. Dopiero gdy złowiła spojrzenie nowego jakby się przebudziła. Co prawda wciąż pozostawała rozwalona z łokciami opartymi na krawędzi jacuzzi, lecz złote oczy zyskały nagle konkretny cel do obserwacji, przestając obmacywać sufit i gościnnie parchowo-cywilną zbieraninę. Wedle HUD obcy siedzący po lewej stronie nazywał się Jacob Horst. Doktor - informacja niezwykle istotna. Potrzebowali medyka, nie tylko dla trójcy kanałowych trepów, lecz również dla wygody własnej dupy. Wracali na pole bitwy - wsparcie medyczne było im bardziej niż śmiertelnie potrzebne.

Szare oczy zmierzyły się ze złotymi. Horst po chwili uniósł brwi, a następnie pogłębił nieco swój uśmiech. Informacje uzyskane dzięki obroży nie interesowały go. Puste dane nie były istotne w bezpośrednich kontaktach. Nie zdradzały sekretów kryjących się w duszy, nie ujawniały lęków, pragnień i tego wszystkiego, co czyniło daną osobę. Te należało poznać osobiście, zgłębić i, oczywiście, wykorzystać. Do czego? O tym decydować będą okoliczności, które ześle los lub ci, którzy obecnie mieli ich życie we władaniu.
Szkło, które trzymał w dłoni, uniesione zostało nieznacznie w niemym toaście. Ciało Horsta odwróciło w stronę kobiety, chociaż nie na tyle by osoba siedząca po jego lewej stronie ujrzała jego plecy. Tych nie powinno się pokazywać ani wrogowi, ani tym bardziej przyjacielowi. Biorąc pod uwagę, że w obecnej chwili nie mógł nikogo z zebranych w jacuzzi określić ani jednym ani też drugim mianem, ostrożność była tym bardziej wskazana. Ostrożność lub paranoja, nie miał ochoty wnikać w szczegóły dopóki utrzymywała go przy życiu.
- Jacob Horst - przedstawił się uprzejmie, wyciągając w jej kierunku dłoń.

Odpowiedzią był podobny ruch szkłem, zakończony przystawieniem szklanki do ust i upiciem niewielkiej porcji trunku. Parch nie opuściła wzroku, patrząc się hardo prosto w oczy oponenta, gdy odpaliła holoklawiaturę.
“Asbiel” - przesłała wiadomość po kanale prywatnym, po czym uścisnęła podaną kończynę - “Jesteś ostatni. Masz swoje zadanie. Dla grupy, nie pojedynczej jednostki. Nie ma co pisać do Centrali, nie połączą cię z nami. Przerabialiśmy to już z Brown 0. Ale” - posłała mu krzywy uśmiech, mrużąc przy tym powieki jakby łapała ostrość obrazu - “To nie musi niczego przesądzać. Byłeś na górze, wiesz co tam się dzieje. Jak wygląda sytuacja. Lekarz czy naukowiec?” - zakończyła pytaniem, akcentując je uniesieniem prawej brwi.

Zanim odpowiedział uniósł jej dłoń, którą wciąż trzymał w swojej i obróciwszy wierzchem ku górze złożył na niej lekki pocałunek, kryjąc nim zdziwienie. Byli wystarczająco blisko siebie by ich rozmowa mogła odbywać się przy użyciu cichych głosów i nie być podsłuchana przy głośnej muzyce. Dlaczego zatem korzystała z formy pisanej? Ciekawe, doprawdy ciekawe… Wypuścił jej dłoń i także przeszedł na formę pisaną, przeciwko której nie miał nic, tym bardziej że faktycznie zapewniała większą prywatność.
”Miło mi” - odpisał, przesuwając spojrzeniem po sylwetce kobiety, skrytej częściowo przez wzburzoną wodę jacuzzi. Na twarzy nadal utrzymywał maskę uprzejmego zainteresowania, chociaż wewnątrz owe zainteresowanie zmieniło nieco swą barwę, kusząc tkwiącą w nim bestię. Nie na tyle jednak, by podniosła głowę i wyjrzała przez szare okna jego duszy.
”Lekarz” - odpowiedział na jej ostatnie pytanie, poświęcając chwilę na przemyślenie jej propozycji, bowiem bez wątpienia była to propozycja. Wiedział doskonale, że sam nie da rady, z tego to powodu postanowił dołączyć do jednej z grup. Sądził jednak, że będzie go to kosztowało więcej wysiłku. Jakikolwiek wysiłek. Narzekać jednak nie miał zamiaru.
[i]”Nie planowałem kontaktu z nimi, moja droga. Zdaję sobie także sprawę z poziomu trudności związanego z sytuacją na górze i koniecznością wykonania zadania.” - upił drobny łyk z kieliszka, pierwszego i jedynego jaki planował opróżnić. Jego umysł musiał pozostać czysty, nieskażony alkoholem, a co za tym szło musiał się kontrolować. Na szczęście kontrola była dla niego czymś powszednim, zatem nie sądził by miał z nią szczególnie duże problemy.
”Ostatnie zadanie zdaje się jednak być zadaniem wspólnym przez co nie widzę problemu w tym, że nie należymy do tej samej grupy, skoro i tak nasze drogi prowadzą w tym samym kierunku. Lub też będą prowadzić” - dodał, powracając spojrzeniem do jej oczu bowiem uznał iż skupianie go na innych częściach jej ciała jest nie dość że objawem złego wychowania, to na dodatek czynem ryzykownym. Wywoływanie wilka z lasu nie było w tej chwili rozsądne.

Gest z innych czasów, innego miejsca i świata. Przywitanie damy, nie worka z mięsem przeznaczonego na ubój. Człowieka, którym Ósemka już przecież nie była, a co dobitnie przypominała Obroża z ładunkiem wybuchowym przytwierdzonym do szyi. Ruda brew podjechała jeszcze wyżej, dając upust zdziwieniu bez konieczności używania aspektów werbalnych. W złotych oczach zamieszkało rozbawienie, lecz szybko zmieniło się ono w czujność. Źrenice się zwęziły, kark przechylił odrobinę w prawo, a mięśnie szczęk ukryte pod skórą zadrżały. Fircyk, elegant, gentleman… albo robił sobie z niej najzwyczajniej w świecie jaja. Drwił, szydził, próbował coś zakomunikować, pokazać się jako… było zbyt wcześnie na ocenę. Nie zabrała ręki, pozwalając mu dokończyć protokół zapoznania, choć ściskana w drugiej dłoni szklanka niebezpiecznie zatrzeszczała skargą nadwyrężanego szkła. Wzrok saper wędrował od twarzy “zielonego” do tekstu wyświetlanego przez holo i znów do twarzy, a zwłaszcza szarych oczu. Przypomniała sobie reportaż widziany o dziennikarki. Wedle podpisu pod shotem doktorek siedzący tuż obok wyłapał ponad ćwierć milenium za kratami, całkiem niezły wynik. Kim był kiedyś, kim stał się teraz - z owych dwóch kwestii ta druga stanowiła clue. Przypominał Zvickiego z jego tchórzostwem, grą na zwłokę i zwalaniu odpowiedzialności na otoczenie? Czy zawierając coś na kształt porozumienia mieszana, wysoce patologiczna grupa parochowo-militarna zyska, prócz medycznego, realne wsparcie? A może właśnie wiązała im kamień do szyi, zgarniając następną duszę równie sprawną bojowo co Młoda? Tyle, że Młoda miała wachlarz innych przydatnych umiejętności, a także upór i polot, by w czasie jak oni tłukli się z gnidami na górze, załatwić im gościnę w wersji vip. Czas miał pokazać, zweryfikować prawdę oraz mity. Na obecną chwilę znajdowali się we w miarę bezpiecznym miejscu i wciąż pozostawało parę nierozwiązanych kwestii, do jakich potrzebowali lekarza, a ten siedział tuż obok, roztaczając wokół aurę pewności siebie, pieprzony czaruś.
“Lekarz. Dobrze” - krótki przekaz i jeszcze krótszy grymas, prawie przypominający uśmiech tylko z nazwy - “Dwie zasady w naszej parchoochronce: nie gramy przeciwko sobie i nie zostawiamy jak się pierdoli. Załatwiamy punkty po kolei, nikt nie zostanie pominięty. Jest nas siódemka - trójka Black, Brown i trzy łachy z sił sojuszniczych” - przy tym wskazała wzrokiem na Latynosa po drugiej stronie wanny, kłócącego się o coś z krótko wygolonym kolesiem do którego piersi siedziała przyklejona czarnowłosa laska w Obroży - “Ostatni gdzieś tu się kręci. Są za porządni aby coś nam wywinąć. Zanim stąd wyjdziemy trzeba coś załatwić. I to robota dla ciebie. Konowała. Lekarza. Pomożesz nam, my pomożemy tobie. Wpierdolili nas na ten księżyc i tyle. Zdechniemy - wyślą kolejną grupę. Jeżeli mamy przeżyć, choćby im na złość - workteam. Brzmi jak chujstwo, ale działa. I tak ma zostać” - oderwała dłoń od klawiatury, sięgając po szklankę, zaś na jej twarzy zamieszkało oczekiwanie. Na reakcję ciała, odpowiedź i dalszy ruch.

Jego spojrzenie wędrowało po pojawiających się przed oczami literach, które układały się w słowa, a te w zdania. Zatem nie mylił się co do intencji. Brew jednak uniosła się ku górze gdy doszedł do fragmentu tyczącego się trójki dodatkowych, nie należących do jednostek. Ciekawe. Chęć pomocy drugiemu człowiekowi była dobrą oznaką, mogła bowiem się przydać. Ciekawiło go jednak czym tamci zasłużyli sobie na owe pragnienie chronienia ich. Ciekawość ta była o tyle silna, że chęć została wyrażona przez kogoś z Parchów. Zatem nie miał do czynienia z bezdusznymi maszynkami do krojenia mięsa, jak miło. Nie miał nic przeciwko temu by być jedynym w grupie. Problemem jednak była zasada tycząca się nie zostawiania… O tak, była nader problematyczna biorąc pod uwagę, że nie miał zamiaru poświęcać swojego życia dla nikogo o ile zysk nie przeważy strat. Uśmiechał się nadal, kalkulując owe zyski na obecną chwilę, a także obserwując swoją przeciwniczkę, tym bowiem na chwilę obecną była siedząca po jego prawej stronie kobieta. Potrzebowali go zatem miał w dłoni kartę przetargową o dość wysokiej wartości. Problem polegał na tym, że on ich także potrzebował. Czy położenie swojego życia i dobra na szali było na tyle opłacalne by wchodzić w ten układ? W końcu bez wsparcia i tak zapewne je straci, zatem na dobrą sprawę nie powinien się długo zastanawiać, a jednak zastanawiał. Tkwił nieruchomo, niczym posąg, jedynie jego oczy zdradzały, że jednak jest żywą istotą. Chwila bez odpowiedzi przedłużała się, w końcu jednak milczenie zostało przez niego przerwane. Lewy kącik ust opadł nieco, tworząc nieco ironiczny grymas na jego twarzy. Kieliszek został uniesiony do ust, porcja alkoholu wlana do gardła i przełknięta.
”Czegóż takiego ode mnie potrzebujesz, moja droga?” - zapytał, uznając że uzyskanie odpowiedzi na to pytanie jest obecnie istotniejsze niż podjęcie decyzji zanim wszystkie informacje zajmą swoje miejsce na planszy tworząc pełny obraz. Celowo zrzucił na nią ciężar przysługi, o której wspomniała. Celowo nie użył liczby mnogiej. Skoro zwracała się z tym do niego powinna wziąć także na siebie odpowiedzialność za spłacenie zaciągniętego długu, o ile on podejmie decyzję o udzieleniu pomocy.

Badał teren, szukał luk i kruczków. Musiał wiedzieć na czym stoi - logiczne i bez zbędnego pieprzenia. Ósemka parsknęła przez nos, odgarniając przy okazji pukiel włosów z twarzy aby nie przesłaniał jej widoku. Czuła jakby chodziła po polu minowym choć tym razem potknięcie skończy się inaczej, niż wyleceniem w powietrze zwieńczonym następną porcją ran oraz złamań.
“Nasze zapasy są na wyczerpaniu, wypstrykaliśmy się na górze zarówno z broni jak i leków. Ty też nie lecisz z pełnym zestawem” - tym razem to ona skrzywiła ironicznie usta, przypominając mu o brakach ekwipunku dotyczących każdego, kto przedzierał się przez hordę gnid aby znaleźć bezpieczne schronienie w bunkrze - “Musimy nimi racjonalnie zarządzać aż do Brownpoint, tam je uzupełnimy. Starczy dla wszystkich. Po drodze jest też Blackpoint - ta sama zależność. Zobaczymy gdzie nam będzie bliżej” - wzruszyła ramionami, nie wchodząc na razie w detale. Na wszystko przyjdzie czas - “Trzeba nas poskładać to raz. Dwa: jest tu podobno typ z Seres, zajmuje się kalibracją skanera aby sprawdzić jedną pierdołę, związaną z naszymi trepami. Przyda się lekarskie oko, diagnoza i pomoc. Obecność obcych ciał w organizmie. Ostatnia rzecz: mamy sposób na obejście sterylizacji. Ktoś od nas chce zajść w ciążę. Jest gotowy środek, tylko trzeba go podać żeby nie zabić ani nie uszkodzić. Skutecznie i bez wypadków” - przy ostatnim oczy Parcha zwięzły sie, a szczęki zacisnęły ostrzegawczo. Moze nie mogli ruszać cywili, lecz wewnątrz bandy nie obowiązywały żadne ograniczenia co do mordowania wzajemnego - “W zamian dostaniesz wsparcie przy zaliczaniu kolejnych Checkpointów, nie urwie ci głowy. A ja dopilnuję żeby udało ci się przeżyć. Pasuje?

Informacje napływały odnajdując swoje miejsce w układance. Pierwszy punkt był rozsądny i Horst nie miał problemu z jego przyjęciem. Drugi już nieco mniej, był to jednak jego punkt widzenia, który wcale nie musiał być właściwym. Nie znał ludzi, o których była mowa, ich dobro nie leżało mu na sercu. Ostatni jednak… Tu, w przeciwieństwie do pozostałych, nastąpiła reakcja nie tylko za maską, ale i na jej powierzchni. Uśmiech zgasł, niczym płomień świecy pod naporem silnego wiatru. Wzrok przesunął się z oczu kobiety na kieliszek trzymany w jego dłoni. Palce poczęły się poruszać obracając szkło i tworząc fale na powierzchni trunku, a raczej jego resztek które przysłaniały dno. Zadanie nie było trudne, a przynajmniej nie sprawiało takiego wrażenia na obecną chwilę. Jego konsekwencje mogły jednak sprawić pewne problemy. Pytanie zatem było nie czy mu pasuje, a czy jest gotów podjąć ryzyko, które szło w parze. Tak, musiał się dokładnie nad tym zastanowić, zbadać plusy i minusy każdej z możliwych opcji, a w końcu podjąć decyzję.
”Pozwolisz że się zastanowię” - odpowiedział w końcu, unosząc spojrzenie znad szkła. Ponownie na jego twarzy gościł uśmiech. ”Przez jakiś czas i tak jesteśmy zmuszeni do tkwienia w tym miejscu zatem nie widzę powodu by decyzję podejmować od razu, bez ówczesnego zapoznania się z niektórymi detalami mogącymi na nią wpłynąć. Nie będziesz miała nic przeciwko temu bym zamienił słowo lub dwa z ową damą, która pragnie stać się naczyniem dla nowego życia?” - Jego uśmiech poszerzył się nieznacznie. Prawy kącik ust wyraźnie górował nad lewym, zdobiąc jego twarz cynizmem. Oczy jednak… Te spoglądały z powagą, twardo, chociaż nie wrogo. Kobieta zaczynała się mu podobać. Nie fizycznie, na tym aspekcie nie skupiał chwilowo uwagi. Chodziło o jej umysł, sposób w jaki pracuje i tą wyłaniającą się wrażliwość mogącą uchodzić za słabość, jednak w istocie będącą siłą. Ciekawiła go, co sprawiało iż jego przeciąganie chwili w której zgodzi się na jej warunki, trwało nieco dłużej niż planował. Cóż jednak, nawet on zasługiwał wszak na odrobinę przyjemności w postaci tej drobnej potyczki, której wszak wynik znały obie strony.

Kobieta odstawiła pustą szklankę na brzeg wanny i rozsiadła się wygodniej, odchylając kark do tyłu. Przez otaczające ich okoliczności przyrody dało się zapomnieć gdzie i dlaczego się znajdują, a także co ich czeka za całkiem niedługo.
“Czas jest pojęciem względnym” - wystukała na holoklawiaturze, zanurzając się przy okazji aż po obojczyki - “Gdy skończy się ostrzał musimy być gotowi. Dograć wszelkie sprawy tutaj i sprężyć się. Nie ma już czasu na nadprogramowe przestoje. Wszystko musi być dopięte kiedy otworzą się drzwi. Badania potrwają. Zostaje też kwestia tego, czy wykryją obce elementy. Jeżeli tak - trzeba je będzie usunąć, a to też nie robota na 5 minut.” - zrobiła przerwę potrzebną na podrapanie posiniaczonego barku i obmycie go ciepłą wodą, co choć na trochę łagodziło ból - “Możesz pogadać z Młodą, pewnie sama cię o to poprosi. Jak już się odklei od…” - parsknęła i zaraz przeskoczyła do ostatniego zdania - “Ale najpierw skany, to idzie załatwić z marszu i przy okazji da czas oraz miejsce na waszą pogawędkę.”

Spojrzenie Horsta na krótką chwilę nabrało wesołych nutek, gdy tak przyglądał się zanurzonej po szyję kobiecie. Oczywiście miała rację, co nie zmieniało jego postanowienia. Zamierzał z podjęciem decyzji poczekać do chwili, w której obraz się wypełni. Tak, obecne fragmenty dawały mu całkiem dobre pojęcie tego, czego się od niego oczekiwało i nie miał najmniejszych powodów by odmawiać. Ba, postanowił nawet iż się zgodzi, bowiem logika stała za taką decyzją. Głupotą byłoby odrzucać wsparcie, po które przecież samemu się przyszło, chociaż druga strona przecież nie musiała o tym wiedzieć.
”Na dobrą sprawę wszystko jest względne, moja droga” - odpisał, przybliżając się nieznacznie, tak żeby zmniejszyć dzielący ich, już i tak niewielki dystans, jednak nie na tyle by dotknąć jej ciała. Nozdrza zadrżały mu chłonąc jej zapach. Z chęcią poznałby także jej smak i bynajmniej nie chodziło mu o walory smakowe jej skóry. Pragnienie ponownie uniosło swój łeb, pojawiając się na sekundę w jego spojrzeniu, jednak szybko zostało zduszone i odstawione do swojego kąta. Nie był to odpowiedni czas ani miejsce.
”Zatem nie mogę się doczekać owej rozmowy i pogłębienia naszej znajomości” - dodał, ponownie opierając plecy o brzeg jacuzzi i rzucając spojrzenie zebranym w nim ludziom. Jego dłoń powędrowała w górę przywołując jedną z dziewczyn i wskazując na swoją towarzyszkę. Nie wypadało by dama zbyt długo pozostawała z pustym kieliszkiem w dłoni. On sam uniósł naczynie do ust i pociągnął symboliczny łyk. Dno było już widoczne, właściwie więc także i jego kieliszek był pusty, jednak to mu nie przeszkadzało i nie pragnął uzupełnienia trunku. Skoro miał wykonać swój zawodowy obowiązek, stopień jego upojenia musiał pozostać na wartości minimalnej, czyli na takiej, na jakiej i tak zamierzał go utrzymać.
”Skoro czas nas goni wypadałoby zacząć działać od razu. Im wcześniej się z tym uwiniemy tym więcej czasu zostanie nam na przyjemności przed powrotem do piekła.” - Uśmiechał się wesoło gdy kolejne litery układały się w słowa i trafiały do jego rozmówczyni. Myśli jednak krążyły wokół czekających na niego zadań.

Ósemka zakryła szklankę dłonią w uniwersalnym geście odmowy dalszego poczęstunku. Nie przyjechali to na wakacje, wciąż pozostawała misja, Obroże i cała reszta syfu.
“Też tak myślę” - pojedynczemu zdaniu towarzyszył cichy pomruk, wydobywający się z głębi parchowego gardła. Ostatni zwrot doktorka zostawał na tyle dwuznaczny, że na bladej, podrapanej gębie saper zagościł szczery uśmiech. Nie znikał nawet gdy dopisała resztę - “Wolę żeby załatwić to tutaj, nie w Seres. Tam gdzie kolejny Blackpoint. Wydostanie lekarza z laboratorium. Lepiej zająć się misją z czystą głową.” - Wciąż z tą samą miną gapiła się na adwersarza. Niby proste stwierdzenie, przypominało jednak, że nie jest ostatnim konowałem na ziemi i choć wolałaby mieć go ze sobą, potrzebował sprawdzenia. Profilaktycznie, aby Nash wiedziała na czym stoi. Pozostała część rodzinki już się przegryzła i w miarę dotarła, on zaś był całkowicie nowym elementem. Niewiadomą, a ona nienawidziła niewiadomych. I niespodzianek, szczególnie gdy mogły się okazać mało pozytywne.

Przyjął niesione z tekstem ostrzeżenie z nieodłącznym uśmiechem. Zdawać się mogło, że nic nie było w stanie zmazać go z jego twarzy, zawsze bowiem tam był. Głębszy, płytszy, wesoły czy ironiczny, uśmiech nie znikał.
”Jak sobie życzysz, moja droga” - odpisał jej, dokańczając drinka i odkładając kieliszek za siebie, na podłogę. Zanurkował na krótką chwilę pod wodę, po czym wynurzył się i starł krople wody z twarzy, a następnie otrzepał się niczym pies, zrzucając je także z włosów i reszty ciała. To, że przy okazji opryskał swą rozmówczynię zdawało go bawić, jednak szybko spoważniał. Jak się okazało istniało coś, co było w stanie ułożyć jego wargi w prostą linię. Jeden z korzystających z jacuzzi mężczyzn zaczął się krztusić i z każdą chwilą sprawa zaczynała wyglądać gorzej. Horst nie pospieszył jednak na ratunek, obserwując zarówno jego, jak i tego, który przy nim był i pomagał. Kaszel nie brzmiał dobrze, wręcz można było rzec iż brzmiał wysoce podejrzanie. Fakt, mogło chodzić o coś błahego jednak Jacob wątpił w to i szybko odrzucił hipotezę. Zanim jednak zdążył podjąć decyzję co do tego czy nawiązać z tamtymi kontakt podążając za swą ciekawością, rozbrzmiał dźwięk, który znał aż za dobrze. Ktoś pożegnał się właśnie z życiem. Obroża informowała że chodziło o Black 6, jednego z tych, do których Horst rozważał dołączenie. Czy gdyby podjął inną decyzję to zdołałby ocalić to życie? Ciekawy temat do przemyśleń, jednak niekoniecznie na obecną chwilę. Na obecną chwilę liczyło się tylko to, że podjął właściwą decyzję, a co za tym szło, zapewnił sobie kolejne minuty życia. Uśmiech powrócił.
- Wybacz ale chyba powinienem sprawdzić co z nim - przeprosił swą towarzyszkę, przechodząc na werbalną formę wypowiedzi.

Z całej pozostałej grupy Black umarł ten, którego Nash nawet… chyba polubiła. Cichy, ogarnięty medyk z karabinem wyborowym. Terrance. Ich konował i jedyny Parch w czarnym pancerzu jakiego żałowała. Nie było jednak sposobności na głębszą zadumę - charczący Patino skutecznie odwrócił uwagę ogółu od spraw nieodwracalnych do tych mogących jeszcze zmienić swój bieg. Kiwnęła Horstowi głową, wzrokiem pokazując krztuszącego się Latynosa. Sama również wstała nie przejmując się, że prócz Obroży nie ma nic na sobie. Wyszła z jacuzzi i plaskając bosymi stopami po podłodze, zaszła Patino od tyłu.
- Kończ to plucie, zwijamy was do ambulatorium - wystukała przez komunikator, bez ceregieli łapiąc go za ramię i ciągnąc do góry. Rzuciła też znaczące spojrzenie Mahlerowi, wolną ręką przesuwając po klawiszach - Niech Karl się ruszy. Ty też. Młoda ogarnęła skaner. Trzeba to sprawdzić. Wracamy tam gdzie wojna. Musicie być w pełni gotowi. Nie ma miejsca na fuszerkę i L4.

Horst przez chwilę pozostał na miejscu śledząc sylwetkę swej rozmówczyni. Podziwiał poruszające się pod skórą mięśnie, jej swobodę i pewność siebie. Podziwiał cały ów zestaw, korzystając z tego że nie spoglądała w jego stronę. Bestia uniosła łeb i otworzyła paszczę do ryku. Chłonęła widoki, zapach i pobudzała pragnienie nawiązania fizycznego kontaktu poprzez dotyk. Gdyby znajdowali się w innym miejscu, innym czasie… Język wysunął się i musnął wpierw dolną, a następnie górną wargę. Głód targnął jego wnętrznościami sprawiając mu niemal fizyczny ból. W przeciwieństwie do innych znajdowała się w zakresie jego możliwości, nie chronił jej zakaz, a co za tym szło mogła stać się jego kolejnym dziełem. Było jednak zbyt wcześnie. Żeby mógł ją wynieść na piedestał musiała mu zaufać, musiała oddać mu część siebie, swojej duszy. Musiał zatem uzbroić się w cierpliwość i doprowadzić do tego by tak się stało. Aby tego dokonać nie mógł pozwalać swej bestii na tak jawne szczerzenie kłów. Musiał ją ukryć głęboko by nie zniszczyła rodzącego się planu.
W końcu ruszył za nią i pomógł jej w podtrzymaniu mężczyzny w pionie. Tak, bez wątpienia musiał on należeć do tych, o których mówiła. Ciekawiło go w jakich warunkach doszło do skażenia, o ile do niego doszło, a sądząc po kaszlu szanse na to były wysokie. Badanie powinno wykluczyć wątpliwości, tylko co po nim? Jeżeli sprawa okaże się beznadziejna, jak zareaguje jego mała Asbiel? Bez wątpienia robiło się coraz ciekawiej…
- Na twoim miejscu posłuchałbym tej pani - zwrócił się do mężczyzny, starając się brzmieć jednocześnie pokrzepiająco i stanowczo. Pytania, które rodziły się w jego głowie mogły chwilowo poczekać, chociaż nie udało się mu powstrzymać przed rzuceniem kobiecie pełnego zaciekawienia, które odczuwał, spojrzenia. Miał nadzieję, że nadarzy się jeszcze okazja by porozmawiać we dwoje, twarzą w twarz, najlepiej zanim ponownie wkroczą w czekający na nich na górze chaos.

Gdy wiedziało się co mogły kryć ciała żołnierzy, ich wymiana spojrzeń nabierała całkowicie nowego charakteru - rozpaczliwego, pełnego strachu i niepewności. Nerwowy nastrój udzielił się i Brown 0, obejmującej marine jakby zwolnienie chwytu mogło skończyć się jego zgubieniem wśród kręcących się dookoła ludzi. Do tego jeszcze piszczący komunikat Obroży. Nie zdążyła dobrze poznać Black 6, widziała go w przelocie i nie zamienili ani jednego słowa, ale i tak było jej przykro, gdy patrzyła na poziomą, prostą kreskę i napis KIA na portrecie.
- Ambulatorium jest przygotowane, Roy i tak… kalibrował skaner - wysiliła się żeby przywołać na twarzy uśmiech i popatrzyła w twarz Johana - Zadzwonisz do Karla żeby też szedł w tamtą stronę? Zajmiemy się tym od razu, nie ma co zwlekać.

- Spokojnie, nic mi nie jest. To ten cherlak ciągle prycha i kicha.
- Johan wzruszył ramionami wskazując na Latynosa podtrzymywanego przez Black 8. Ten wytrzymał chwilę jego wzrok po czym westchnął z wyrzutem.

- Przymknij się zazdrośniku! Jeszcze trochę i by mnie zaniosła i przytuliła do piersi! - wyrzucił z siebie z pretensją a zebrane kociaki roześmiały się. Co prawda chyba troszkę nerwowo ale jednak i tak słychać i było w nich ulgę.

- I jeszcze symuluje. - burknął Johan kręcąc wygoloną głową. Obydwaj jednak zaczęli się zbierać począwszy od zbierania i ubierania swoich łachów a skończywszy na zapinaniu pancerzy i oporządzenia. Mimo pozornych żartów i beztroski w ich ruchy wkradła się jakaś niepewność i wahanie a beztroska wydawała się trochę wymuszona.

- Hej, Karl co z tobą? - marine zaczął podczas zbierania się rozmowę przez komunikator. - Słuchaj musisz do nas dołączyć. Maya załatwiła skaner. Mamy też medyka. Więc wiesz, lepiej przyjdź. - powiedział po chwili gdy słuchał co mu Raptor odpowiedział. W końcu kiwnął głową choć tamten pewnie nie był tego świadomy. - Dobra. - zakończył swoją rozmowę i spojrzał na szykujących się do opuszczenia gościnnego lokalu ludzi. - Karl zaraz do nas dołączy, mamy tam iść bez niego. - powiedział zdając relację ze swojej rozmowy.

Horst, widząc że jego pomoc przy pacjentach nie jest wymagana, sam także zabrał się za zbieranie swoich rzeczy. Chodzenie nago może i mogło być w porządku w przypadku kobiet, jednak on miał swoje własne zasady tyczące się ubioru i wśród nich nie było takiej, która by pozwalała na podobną swobodę podczas wykonywania obowiązków. Jednocześnie przyglądał się tej grupie, wyłapując wyraźne oznaki przyjaźni. Czy jednak był to jeden z tych związków, które wiązały się z sytuacjami zagrożenia, czy też były one silniejsze, tego określić póki co nie mógł. Jego zainteresowanie skupiało się w szczególny sposób na drugiej kobiecie, tej z czarnymi włosami. O ile jego przypuszczenia go nie myliły to o nią chodziło w części złożonego na jego barki zadania. To ona najwyraźniej postanowiła wyrwać się ze szponów systemu dzięki zapłodnieniu. Jeżeli się nie mylił jeden z owych mężczyzn, którzy być może zostali skażeni, miał być dawcą nasienia. No cóż, nie zamierzał oceniać, a wręcz był od tego daleki. Wciąż jednak chciał odbyć tą rozmowę z kandydatką na matkę. Ot, by zaspokoić swoją ciekawość i pragnienie poznania wszystkich powodów stojących za taką decyzją.
- Prowadźcie zatem - rzucił gdy tylko sam był gotów. Posłał przy tym przyjazny uśmiech w kierunku czarnowłosej, omiatając wzrokiem także jej rudą towarzyszkę. Także i mężczyźni zostali przez niego zlustrowani, głównie w celu określenia ich stanu emocjonalnego, a także fizycznego. obaj sprawiali wrażenie wycieńczonych i zapewne tacy właśnie byli, co nie dziwiło biorąc pod uwagę to, przez co musieli przejść. Z chęcią porozmawiałby także z nimi, z każdym na osobności by dodać kolejne fragmenty do swojej układanki, którą tworzył dla niego jego umysł. Każdy z nich miał w niej własny fragment, żaden nie był kompletny. Wciąż pojawiały się nowe dane, nowe, maleńkie twory, które ubarwiały cały obraz, nadając mu żywych barw, które sprawiały że oddychał i pulsował. Tak, Horst lubił te swoje obrazy i układanki. Lubił je tworzyć i badać, odkrywając zarówno jasne jak i ciemne strony drugiego człowieka. W szczególności te ciemne, te zawierające sekrety które druga osoba starała się za wszelką cenę ukryć. Takie jak strach, który był dość wyraźnie widoczny. Z pewnym zdziwieniem odkrył, że on także zaczyna być ciekawy wyników skanu. Nie zależało mu co prawda na dobru czy życiu obu mężczyzn, był jednak ciekaw reakcji na dobrą lub złą wiadomość, którą ów skan miał przynieść. Reakcji jego małej Asbiel, reakcji czarnowłosej i wreszcie reakcji głównych zainteresowanych. Jak zmienią się ich relacje i czy zmienią? Tak, to były pytania na które warto było zdobyć odpowiedź, chociażby po to by zaspokoić własne pragnienia.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline