Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2017, 12:00   #6
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Seraphine jako kolejny punkt tego wieczora postanowiła zadzwonić do swojej ulubionej nauczycielki. Mimo różnicy czasowej, nie sądziła by Xandra miała jej za złe, szczególnie gdy dowie się o ghetcie.
Gestem wywołała połączenie i czekała na odzew, przechadzając się po przestronnym lofcie urządzonym w górnej części wieży kościoła św. Jakuba.
Chwilę to trwało.

- Hmmm…? - leniwe przywitanie, którego Seraphine się w końcu doczekała, odpowiadało pozie kotołaczki leżącej na sofie wystawionej na taras jej domu na przedmieściach Aleksandrii. Obraz wyświetlany na okularach uchwycił otwartą butelkę wina i misę z winogronami, a wyciągnięta Xandra okryta była jedynie ręcznikiem. Jej włosy były mokre. - Popatrzcie kto to się odezwał…
Przeciągnęła się. Jak kotka.
- Przeszkadzam? - Seraphine zaszemrała niewinnym tonem. - Mam zadzwonić później? - Niby to wścibsko “rozejrzała się” po otoczeniu starszej Bubasti. Ostatecznie jednak rzuciła kątem oka spojrzenie na ilość kieliszków, ale nie doszukała się ich większej ilości niż jeden, w który ktoś stojący na rancie wizji zaczął właśnie nalewać białe wino. Czarny garnitur odznaczał się mocno na palącym słońcu. Xandra lubiła pewien styl, a nie wyuzdanie. Seraphine mogła być pewna, że mężczyzna usługujący jej nie pocił się w tym stroju jedynie dla małostkowej złośliwości. Był po prostu częścią tego leniwego popołudnia w planie kotołaczki.
- Nie bardziej niż byś miała przeszkadzać później. - Chyba tylko koty potrafiły wzruszać ramionami za pomocą samych słów. Xandra nie poruszyła się nawet o milimetr.
- Potrzebuję porady - Seraphine nie bawiła się w ceregiele ale dawała Xandrze opcję czy zechce pozbyć się towarzysza czy może jednak nie. Na chwilę zawieszony głos i spojrzenie na kocie oczy starszej kotołaczki dawały do zrozumienia, że sprawa jest ważna.
- Potrzebujesz - zgodziła się. - Ale w czym, Seraphine? - Xandra nie uczyniła znów żadnego ruchu grzejąc się w słońcu. Mężczyzna stał na skraju wizji odstawiając jedynie butelkę na stolik. Wyglądało to jakby dawna mentorka Seraphine nie przejmowała się jego obecnością.
- Dwie sprawy, Xandro - de Noir uśmiechnęła się - po pierwsze potrzebowałabym kogoś zaufanego do pomocy tutaj na miejscu. Po drugie potrzebowałabym do pomocy kogoś w terenie.

Powoli, przekazując ogólny zarys sytuacji przedstawiła Xandrze swoje wątpliwości w związku z wydarzeniami mijającego wieczora.
- Konflikt czy też sytuację w ghetcie można wykorzystać do … czegokolwiek do czego starszyzna uzna, że można wykorzystać. A moją sytuację chciałabym rozegrać inaczej niż pakowanie walizek. Co myślisz? - Seraphine w między czasie prowadzenia rozmowy wskoczyła na swój ulubiony fotel Chesterfielda ze skóry barwionej na karmazynowo. Wart kilkadziesiąt tysięcy, był TYM miejscem w mieszkaniu, które ukochała najbardziej.

Xandra w czasie całej opowieści Seraphine sięgnęła po kieliszek i upiła jedynie niewielki łyk. Milczała długo trwając wciąż w bezruchu, jakby jakakolwiek aktywność fizyczna była zbrodnią.
- Wybrałaś zatem kiepsko numer telefonu Ser… - odezwała się w końcu. - Wiesz dobrze, że nie pochwalam tej Twojej śmiesznej wycieczki. - Dawna mentorka jak cała starszyzna Bubasti źle reagowała na odpływ młodszych z Egiptu. Mimo lat jakie de Noir spędziła w USA i Kanadzie ona uparcie nazywała to czymś w rodzaju spontanicznego tripu.
- Nie wiem do czego można by to wykorzystać, że pchlarze i pijawki wymordują tysiące ludzi, albo im się nie uda. Problem będzie jedynie jak wpadniesz, kotku.
- Xandro, co ja będę robić w Egipcie? - de Noir zmarszczyła nos podnosząc podobny argument jak podczas każdej rozmowy z mentorką. - Wykorzystać do układu z ludźmi. - Mina kotołaczki mówiła sama za siebie. - Można zaoferować pomoc, w zamian za co tam jest akurat na tapecie - uśmiechnęła się lekko złośliwie - na pewno coś się znajdzie. Do przełamania postrzegania przez małpki nas jako zagrożenie itd. Opcji widzę wiele...

Odchylenie głowy było jedynym ruchem w statyczno-idealnym obrazie przedstawiającym Xandrę podczas popołudniowej sjesty. Jej śmiech nie pasował do tego obrazu. Tu na miejscu byłby perlisty, a ona wręcz zarechotała. Gardłowo. Nieprzyjemnie.
- Małpki… Uznają, że jesteśmy przyjazne. Pomocne. Tam, w Kanadzie. - odezwała się spoglądając w mikrocam i przekrzywiając głowę. By Kanada była jeszcze bardziej bezpieczna dla nas? By była magnesem dla młodych aby opuścić niebezpieczny Egipt i przyjechać tam, do Ciebie? - W oczach rozbłysły jej ogniki wesołej ironii.
- Tak, dokładnie tak, bo przecież przewijają się ich tutaj tłumy. - zaironizowała Seraphine. - Chodziło mi raczej o coś bardziej globalnego. Bo dla ludzi czy my czy inne koty to to samo. Niebezpieczne, niekontrolowane stworzenia. Bubasti zaś mogą poeksperymentować na cudzym terenie. Może wtedy lokalnie będzie łatwiej przełamać i ulepszyć swój image? A może i młodzi widząc działania starszyzny nie będą chcieli wyjeżdżać?
Seraphine pokręciła się w fotelu.
- Z resztą nie dzwonię by się spierać. Dzwonię po poradę. Jako twoja była uczennica - Seraphine zaszemrała z szacunkiem. Pomimo sporów czy niezgodności ceniła humorzastą kotołaczkę i liczyła się z jej zdaniem. Do pewnej granicy, rzecz jasna.
Mokre włosy Xandry nie poddawały się lekkiemu wietrzykowi w Aleksandrii. Gdyby miała suche to ich delikatny ruch mógłby być dowodem na to, że połączenie nie zostało zerwane i Serpahine nie patrzy jedynie na ostatnie co zarejestrowała microcam przesyłająca jej obraz.

Trwało to chwilę.
Xandra spojrzała znacząco na mężczyznę, który stał i zapewne srogo pocił się w swoim garniturze. To wystarczyło, a Seraphine mogła jedynie zastanawiać się ile czasu trwało aby jej mentorka wyszkoliła służbę reagująca na jedynie lekko rzucane spojrzenia.

Kamera zatoczyła łuk pokazując przedmieścia Aleksandrii widoczne z tarasu kotołaczki. Połowa XXI wieku, a na Bliskim Wschodzie wszystko jakby stało w miejscu. Zacofanie było eufemizmem na określenie tego jak region ten wyglądał przy reszcie świata.
- Nawet nie wiesz. Ilu chce. - Na obrazie nie było widać Xandry, tylko jej głos. A raczej syknięcie. - Ilu błaga, albo planuje… - zawiesiła lekko głos, by eksplodować cicho rzuconym słowem pełnym emocji: - ucieczkę.
Xandra znów pojawiła się na obrazie. Wciąż leżała leniwie wyciągnięta na sofie.
- Moja rada: wracaj - prychnęła. - Ale jej nie posłuchasz. Tedy dam Ci inną. Larson. Coś mi tu nie pasuje Ser… Wygląda to tak jakby Cię rozegrał. Jakby spodziewał się, że nie będziesz chciała współpracować oficjalnie. Jakby Cię potrzebował. Z drugiej strony, jak nie ogarniesz, to Cię tam zgnoją. - Ostatnie słowa były dziwne w jej ustach bo Xandra zwykle uważała na słowa. Ona nie była osobą co ma w sobie klasę. Ona była klasą.
- Mam wrażenie, że szuka kanałów do czegoś niezwiązanego ze sprawą ghetta. - Seraphine zgodziła się - I sonduje grunt. Dlatego dzwonię. Bo chcę rozegrać to inaczej niż dać się gonić w piętkę z pijawkami. Chcę skontaktować się z ABS. Chrzanić plany Koeniga.

Kotołaczka na chwilę umilkła.
- Xandro tam jest tysiące ludzi -podjęła w końcu. - Atak na nich to będzie przyczynek do kolejnej wojny. Kolejne działania polityczne, nagonki i nie wiadomo jakie reperkusje. - de Noir spoważniała. - To jest gra warta świeczki. Nie image jakiegoś snoba z wielkim ego. To są rzeczy w jakie chcą angażować się młodzi… - Seraphine niemal zamruczała miękko na koniec.
- Tysiące… - Szept dawnej mentorki był ledwo słyszalny. - Tydzień temu w Sztokholmie był atak, słyszałaś pewnie, albo czytałaś o tym. W geście szczegółów… jeden terminator. Zbiorniki z krwią na 20 litrów. Uzbrojony po zęby. Zginęło przecież tylko trzystu ludzi, bo szybko go zdjęli. Ale taka akcja... - Xandra poruszyła się po raz pierwszy w czasie rozmowy. Jakby się wzdrygnęła. - Wątpię by planowali atak jednym. Dwóch do czterech Tzimisce? A pchlarze z ManEaters jako osłona rzezi mordująca ABS, oraz inne siły wysłane do neutralizacji vampire-borgów? - Xandra spojrzała nagle prosto w kamerę jakby wyrwała się z zamyślenia. - A wiesz kto na tym zyska, Ser? - pytanie zabrzmiało bardzo miękko.
- Wiem, że nikt z ghetta. - de Noir wcisnęła się głębiej w fotel. - Możesz pomóc mi namierzyć tego Jamesa?
- Nie. - Odpowiedź była sucha i treściwa do bólu. - Jeżeli władze i tamtejsza Camarilla nie ma możliwości go namierzyć, to jak ja mogłabym stąd. Jeżeli.
- Duchy? Rytuały? Z tego co pamiętam z Twoich nauk, działają niezależnie od geografii, Xandro.
- Duchy istnieją za kurtyną. Wampiry nie mają dusz, nie mają związku ze światem duchów.
- Mówiłam raczej o możliwościach, niż o świecie duchów - westchnęła cichutko Seraphine. - No dobrze. Zatem rozumiem, że starszyzny nie będzie interesować kwestia ghetta? - upewniła się raz jeszcze de Noir. - I działam solo?
- Nie będzie interesować. Rzeź w której zginie ileś set tysięcy ludzi i stan na skraju kolejnej wojny będzie nam na rękę. - Xandra jednocześnie zaakcentowała ‘nam’ jak i tonem zasugerowała jak żal jej ewentualnych ofiar. Była w tym perfekcyjna. - Nie mam kogo Ci posłać Ser… ale… - Po raz pierwszy poruszyła się mocniej. Usiadła, a ręcznik spłynął jej na uda. Mimo swojego wieku była wciąż bardzo atrakcyjna, a duże ciężkie piersi musiały być sporym problemem dla służącego wciąż bez ruchu stojącego na krańcu obrazu. - Koenig to Toread. Stary. Potężny. Oni posiadają moce pozwalające im przywoływać choćby raz widzianą osobę Seraphine. Jeżeli Jamesa nie widział sam książę… to przecież widział go Larson - wzrok Xandry przypominał stal - jak on jest SI, to na pewno ma kamery. Koenig zatem mógłby przywołać Jamesa do siebie widząc go na obrazie rejestrowanym przez ghula. To śmierdzi Ser…
- Hm. Chyba, że Koeniga nie ma. A to jedynie SI działa w imieniu ich obu. - Seraphine poruszyła brwiami tworząc od ręki teorię z cyklu “ a Boga nie ma” - Wtedy i mocy nie ma, i musi działać opłotkami.
- Sugerujesz, że wampiry w Toronto to zbiór takich debili, że nie widzą iż rządzi nimi śmiertelnik? - Xandra znów zarechotała z powrotem układając się na sofie.
- Niekoniecznie debili. Niektórym może być to na rękę, niektórym nie wpadło go łba bo za wysokie progi, a jeszcze inni zaplątani są w swoje własne prywatne wojenki. Nie wiem. Nie znam Koeniga. Za to dość często słyszę o seneszalu, nie-seneszalu. Łatwo prześlizgiwać wiele kwestii gdy jesteś zlewany przez wszystkich i działasz całkiem jawnie. Najciemniej pod latarnią?
- Nie wydaje mi się, ale nie wiem. To Ty celujesz w kontaktach z pijawkami, a wiedzę o Toronto masz większą. - Zabrzmiało to nie jak komplement i uznanie dla pewnej wiedzy, ale jak wskazanie, że Xandra zna się lepiej na wszystkim innym. Seraphine znała ją na tyle, że wiedziała iż musiało być to nieświadome. Xandra zazwyczaj zachowywała się tak naturalnie. de Noir skwitowała to jedynie kiwnięciem głową. Nie widziała sensu w komentowaniu.
- No cóż. Nie powiem, że nie jestem rozczarowana. - zmieniła temat, a na obrazie w okularach pojawiła się ikonka powiadomienia o przychodzącej wiadomości. Omnifon zasygnalizował to równolegle brzęczeniem. Szept Seraphine nie niósł ze sobą potępienia ani szczególnego rozczarowania. Było wiele tematów, które budziły jej namiętność, ale rozmowy ze starszyzną własnej rasy, dawno wystudził w niej bardziej angażujące emocjonalnie reakcje. Kliknęła wiadomość przesuwając jednocześnie ekran video na jedną stronę wyświetlacza gogli i wyświetlając ją na drugiej, wydzielonej części. - Dobrze, że wiesz co się ze mną dzieje. Tak na wszelki wypadek… - dokończyła leniwym szmerem, dzieląc nieco uwagę.
- Nie bądź cyniczna - Xandra nawet nie podniosła głosu, ale ton wskazywał strofowanie.

Cytat:
Koenig się wkurwił. Niewiele mogłem zrobić. Jadą po Ciebie.
Wiadomość podpisana jako “Little prince” wyświetliła się obok obrazu dawnej mentorki po raz kolejny sięgającej po kieliszek wina.
- Nie wyślę komanda naszych z Egiptu Ser, tylko dlatego, że ktoś Cię oszukał i wplątałaś się w problemy. Tak przy okazji… szkoliłam Cię jak wykryć fałsz gdy sieją nim śmiertelni. Ten James…? Czemu dałaś się nabrać?
Seraphine nie przerwała połączenia, jedynie ruszyła się z westchnieniem.
- Nabrać? W jakim sensie? Bo go przepuściłam do wyjścia? - de Noir zaczęła pakować torbę. Niewielką, acz mieszczącą potrzebne rzeczy.
- Solidarność? - Na twarzy byłej mentorki wykwitło coś na kształt niezadowolenia. Zagadką było jednak czy względem pomyłki dawnej podopiecznej, czy tego, że Xandra straciła ją z wizji. - Istota nadnaturalna prześladowana przez ludzi, gang. Rozegrał Cię na współczucie. Kłamał, bo to nie gang go ścigał, nie wykryłaś tego. - W głosie Xandry była odczuwalna szpilka. - Gdybyś wykryła, że kłamie może potoczyłoby się to inaczej. Ciekawska z Ciebie kotka, a Larson ‘zapukał’ niedługo później, tak?

Seraphine przełknęła szpilę.
Nie chciała i nie mogła tłumaczyć swoich motywów.
Lepiej by mentorka widziała jej porażkę niż miała świadomość tego, co naprawdę kierowało de Noir. Xandra miała nieco racji co do jednego: współczucia. Stanowiło ono element w podjętej przez okultystkę decyzji. Xandra jednak myliła się co do osoby, do której było ono kierowane.

W torbie lądowały kolejne przedmioty: dokumenty na temat ostatnich ważnych znalezisk okultystycznych, nieco specjalnych acz podstawowych ziół, kilka osobistych rzeczy, gotówkę ze sklepu, przekąski. Włączyła odruchowo system alarmowy, upewniła się, że sklepik jest zabezpieczony - na wypadek napaści był ubezpieczony - i wciąż z Xandrą na linii, ruszyła ku poziomowi 1.

- Tak - Seraphine zaszeptała blokując ostatecznie wyjście na górę swojego kościółka i ruszając sobie znanymi drogami. Zamierzała odczekać w okolicy by sprawdzić, kto dokładnie po nią jechał. Na szczęście o Samuela nie musiała się martwić. Przynajmniej chwilowo. - Od razu waląc z grubej rury o czarnej owcy. - de Noir przełączyła się już teraz jedynie na fonię. Rozglądając wokół ruszyła przed siebie zdecydowanym krokiem.
- To SI. Zapewne ma jakiś plan. Rozegrali Cię obaj.
- Wyjątkowo słaby wieczór zatem mi się trafił - mruknęła Seraphine.
- Marny. Uważaj na siebie Ser. Nie mam dużych możliwości by Cię wesprzeć, ale chciałabym wiedzieć… na ile jest ok - zakończyła miękko, tonem do niej nie pasującym.
- Chwilowo jest kiepsko. - de Noir przyznała z wkurzoną miną nakładając czarną czapkę z daszkiem. W końcu w nocy wszystkie koty są czarne… - Właściwie muszę skończyć, by móc nieco … się oddalić. - przyznała z całą godnością.
 
corax jest offline