Nie była to informacja, którą można było wykrzyczeć na środku targowego placu, a i karczmie za dużo było uszu, by się wiedzą dzielić bez obaw, że ktoś nieproszony usłyszy coś, czego nie powinien. Ale po wyjściu z gospody Wilhelm natychmiast przekazał towarzyszowi treść pisma.
- Być może to ci sami, co nazwali na nas tego przeklętego łowcę nagród - dodał. - Trzeba powiadomić pozostałych i, być może, wybrać się na spotkanie ze dwie godziny wcześniej. |