| - Mam paliwa na manewry, trzeba zatankować wodór na skok. Nie jestem tu pierwszy raz... wiem, co, gdzie i jak. - pilot siadł do sterów i zaczął naciskać przyciski, szykując statek do odlotu - Posprzątajcie ciała... Diego, więcej mocy a lewy silnik, gamoniu...
Operatorzy szybko uporali się z zaciągnięciem zwłok na pokład statku; nie zauważali, żeby ktoś zwrócił uwagę na strzelaninę w hangarze, nigdzie nie wył żaden alarm, a potencjalnych świadków zdarzenia po prostu wywiało. Wyglądało na to, że oprócz czarnych oczu kamer nikt na nich nie patrzył. ***
Mateo - tak przedstawił się pierwszy pilot - prowadził statek pewnie i sprawnie, choć od razu po opuszczeniu hangaru w Cali uderzył szalejący na zewnątrz sztorm. Poszycie kadłuba trzeszczało, smagane strumieniami wody, a statek mimo wysiłków pilota, schodził raz w jedną, raz w drugą stronę z kursu, popychany potężnymi podmuchami wiatru. Cali zrobiła nie bez trudu pętlę (po drodze wyrzucając przez śluzę w kotłująca się wodę zwłoki obsługi hangaru) nad Lewiatanem i schowała się w cieniu burty olbrzyma. Tu było nieco spokojniej; Mateo wyrównał lot i cały czas nadając jakiś komunikat przez radio, powoli przesuwał statek wzdłuż nierównej ściany.
W końcu znalazł coś, co wyglądało jak szrama na pancerzu lotniskowca - ciągnąca się na kilkaset metrów dziura w burcie, która musiała być śladem po pocisku, jakim niegdyś oberwał Lewiatan. Cali powoli zniżyła lot, manewrując tak, by nie rozbić się o sterczące wszędzie powyginane elementy konstrukcyjne. Wylądowali na niewielkiej platformie, która wyglądała, jakby pospawano ją z wszystkich metalowych odpadków, które były pod ręką. Chwilę później z zakamarków lądowiska zaczęły wypełzać humanoidalne postacie, ubrane w grube warstwy ubrań i co do jednej z twarzami zasłoniętymi maskami.
- Załóżcie maski, wychodzimy. Kto nie ma, to w ładowni jest jeszcze vacc suit albo dwa. Bez nerwów, to zaufani ludzie... Tylko bez żadnych głupot i straszenia, bo nas rozniosą bez mrugnięcia okiem. - Mateo kiwną głową załodze i naciągnął na głowę hełm. ***
Na zewnątrz statku było ciemno, zimno i mokro. Z góry nieustannie kapała woda, wszystko było pordzewiałe i brudne, a światło dawały tylko trzymane przez niektórych zamaskowanych prymitywne latarki. Zaprowadzono ich w głąb ciasnych, wypełnionych rurami i dziwnymi urządzeniami korytarzy, gdzie kolejne grupki "powierzchniowców" zajmowały się zbieraniem złomu, hodowlą grzybów czy pracą przy jakiś prymitywnych maszynach. Tłusta, brudna woda chlupała operatorom pod stopami, czasem dochodząc powyżej kostek, a w niektórych miejscach musieli przechodzić przez gęste, lepkie opary mgły. Kilka razy też ich przewodnik nakazywał się zatrzymać z tylko sobie znanego powodu i czekać - a w sąsiednich korytarzach słychać było jakieś dziwne odgłosy człapania, wycia i uderzenia w ściany. Cały czas też w tej podróży towarzyszył im dźwięk deszczu nieustannie walącego w kadłub Lewiatana.
Mateo cały czas rozmawiał z jednym z zamaskowanych; kiedy dotarli do czegoś w rodzaju placu - przez dziury w suficie do środka walił deszcz - pilot kiwnął palcem na operatorów.
- Trzy Pasy mówi, że paliwo będzie kosztować 1500 kredytów. Do tego zapasy na powiększoną załogę... 2500. I... - wziął głęboki oddech - 25 tysięcy za remont. I tysiąc dla mnie i młodego za pracę. Razem 30 dużych baniek. - wyszczerzył zęby - Bez remontu też polecimy, ale nie gwarantuję jakiś braku jakiś niespodzianych efektów. - rozłożył szeroko ramiona - Na waszym miejscu poszukałbym jakiegoś sponsora... ale zawsze to takiej niż kupić statek, nie? - zaśmiał się złośliwie.
- Stąd... - wskazał na plac i odchodzące od niego tunele - Możecie dostać się po kilku godzinach marszu do środka Lewiatana. Ale nie radziłbym, bo grasują tu różne niemiłe stworzonka, a i zgubić się łatwo. Można wynająć przewodnika albo wziąć kolejkę. Jak będziecie mili, to was specjalnie drogo nie skasują. Zawsze możecie też spróbować coś zhandlować. - wskazał głową na stojących tu i ówdzie zamaskowanych, którzy spoglądali na nowoprzybyłych.
- Tak czy inaczej... Witajcie na Placu Cudów i bawcie się dobrze, ja wracam na statek. Diego! Choć tu żesz... - krzyknął na pomocnika i kiwnął drużynie głową na pożegnanie.
Zostaliście sami, otoczeni przez kilkudziesięciu powierzchniowców, których maski nie wyrażały absolutnie nic. Przez dziury w kadłubie przelatywał dziki wiatr, wyjąc wniebogłosy i niosąc ze sobą fale wody, bryzgające z wysokości na zardzewiałą podłogę. Wydawało się, że są tu całkiem osamotnieni, kiedy jednostajny szum zmącił podniesiony głos.
- Banda tchórzy i złamasów! Nie macie jaj! Podwoiłem wam stawkę, rozumiecie? PODWOIŁEM! A wy wciskacie mi jakieś mistyczne mabo-dżambo, puste farmazony i jakieś bzdury kiedy macie kilka tysięcy do zarobienia? Macie w ogóle mózgi za tymi gumolitowymi ryjami, ja się pytam?!! - źródłem zamieszania był wyróżniający się strojem człowiek, który z pasją i złością krzyczał na cały plac po chińsku. Otaczała go grupka zamaskowanych postaci, do których najwidoczniej kierował swoje gwałtowne wyrzuty.
__________________ "Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014 Nieobecna 28.04 - 01.05!
Ostatnio edytowane przez Autumm : 16-07-2017 o 16:34.
|