Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2017, 15:49   #235
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Tak. Będziemy współpracować z Okhe, aż nie stworzę własnej siatki agentów. Potem można myśleć o Pros i innych miastach…- brzmiało jak pozbycie się niewolnictwa, czy wyplenienie tyranii z okolic.
Venora pokiwała głową. Zapewne gdyby nie okoliczności to pochwaliłaby jej plany, a nawet zagrzewała do ich wprowadzenia w działanie. W końcu paladynka spojrzała na Okhe.
- Czy mogłabyś... W związku z okolicznościami, na czas inwentaryzacji w tym miejscu... Opóźnić wypłynięcie do Cormyru? - zasugerowała. - Na pewno przyda ci się w tym czasie dodatkowe miecze do ochrony nowego dobytku - dodała mając na myśli siebie i smoczydło.
-Niestety nie mogę tego zrobić- odparła szybko pozbawiając Venorę złudzeń -Ale za kilka tygodni wyślę nowy transport do Suzail- dodała.
- Czego potrzeba by go odczarować? - zapytała Venora.
-Jest odpowiednie zaklęcie- Okhe dotknęła policzka Albrechta -Ale trudno będzie znaleźć taki zwój. Jeszcze ciężej kogoś kto mógłby go przepisać kilka razy. Zajmę się tym i zrobię wszystko, żeby odczarować twojego towarzysza- obiecała Okhe.

- Powiedz mi co to za zaklęcie, a jego zwoju będę go szukać w Cormyrze - nalegała paladynka.
-Przemiana kamienia w ciało. Możesz też pytać o zwój uwolnienia- wtrąciła Gritta.
Venora pokiwała głową z rezygnacją. Spojrzała jeszcze raz na Albrechta i delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu. Aż ciarki ją przeszły czując zimno kamienia. Odsunęła się i odwróciła do niego plecami.
- Chodźmy - powiedziała stanowczym tonem głosu, bo wiedziała, że jak teraz nie wyjdzie to zaraz zabraknie jej siły by się stąd ruszyć. Ruszyła do wyjścia, zabierając po drodze swoją tarczę i miecz.

~***~

Dotarli do portu gdzie po daniu sygnału do załogi “Łowcy wielorybów”, dobił on do portu, umożliwiając paladynce i jej towarzyszowi wejście na pokład. Pożegnanie zarówno z Grittą jak i Okhe nie należało do wylewnych. Paladynka na nic poza krótkim "do zobaczenia" nie była w stanie się zdobyć. Wszyscy dobrze widzieli po niej jak się czuła. Dopiero gdy rycerka i smoczydło zajęli miejsca na statku i doskoczyli do niej bratankowie, Venora wymusiła na sobie uśmiech i zapewniała chłopców, że teraz już wszystko będzie dobrze. Sama się musiała w tym zapewniać. Po zejściu pod pokład i zajęciu jednej z kajut które dzieliła z dziećmi, przystąpiła do zdejmowania z siebie pancerza. Było to dla niej niezwykle trudne tym bardziej, że ta czynność stała się nieodłącznym rytuałem jaki w ostatnich dniach dzieliła z kapłanem. Szczęśliwie paladynka zapewniła sobie na ten moment prywatność w kajucie, więc nikt nie widział łez które popłynęły po jej policzkach. Dopiero, gdy skończyła szlochać i zrzuciła z siebie ostatni element zbroi, poczuła się na siłach by wyjść do pozostałych.

Podróż Venora spędziła na aktywnym zajmowaniu się dzieciakami, bo to pozwalało jej nie myśleć o niczym innym. W wolnych chwilach, zwykle tuż przed snem, zastanawiała się co powie swoim przełożonym gdy wróci do zakonu. Czuła w kościach że nie będzie jej prosto. Ale nie mogła wykluczyć, że to po prostu smutek ją tak przygniótł i zmuszał do pesymizmu. Kolejne dni podróży morskiej mijały. Balthazaar w tym czasie okazał się być jednym z najgorszych towarzyszy podróży. Ani razu nie wydał z siebie żadnego słowa poza pomrukiem.

22 dzień Przypływu lata 1372 roku rachuby Dolin. Marsember.


Rankiem, trzeciego dnia w końcu dotarli do portu w Marsember. Venora od pobudki myślała tylko o tym jak przetransportować grupę dzieci oraz dobra do jej rodzinnego domu.
- Będzie trzeba kupić wóz… - mruknęła pod nosem. Pozostawało mieć nadzieję, że Młot nie obrazi się za to, że zaprzęgnie go do ciągnięcia tego wszystkiego. Do czasu zacumowania, panna Oakenfold oparta o burtę, przyglądała się statkom w porcie, szczególną uwagą obdarzając te najbardziej wyróżniające się, które wchodziły w skład brygady imperialnej floty. Marsember było drugim co do wielkości miastem w Cormyrze, które rozmiarem ustępowało jedynie stolicy. Ten port morski zbudowany na wyspach połączonych mostami i przecinanych kanałami, powstał na bagnie ale z czasem rozrosło się na okoliczne tereny. To tłumaczyło całkiem dobrze czemu nadal czuć było tu woń moczar.

Nazywane Miastem Przypraw Marsember - z powodu głównych towarów jakie tu były sprowadzane z dalekich krain, nie robiło wrażenia jak Suzail. Przynajmniej na Venorze, która im częściej wybywała ze stolicy, tym bardziej doceniała jej piękno i uporządkowanie. Tęsknota za domem, bo tym był dla niej zakon, była tak duża, że stanięcie przed obliczem przełożonych i wytłumaczenie się ze swojego zachowania nie wydawało się jej już być tak karkołomnym wyczynem jak wcześniej jej się wydawało.
Venora zeszła pod pokład i pomogła przy rozładunku, a to polegało głównie na tym by wyprowadzić wierzchowca, który zachowywał się nad wyraz narowiście z powodu morskiej podróży i trzydniowego trzymania w zamknięciu. Bez czarnego ogiera w ładowni, praca załogi statku Okhe była znacznie łatwiejsza. Balthazaar przypilnował dzieci, a Venora prędko załatwiła odpowiednich rozmiarów wóz odkupując go od jakiegoś kupca. Przy okazji wypytywała czy w mieście znajdzie maga sprzedającego zwoje magiczne z zapisaną w nich zaawansowaną magią.
Człek który sprzedał zreperowany własnymi rękami powóz zaproponował uczciwą cenę stu złotych monet. Nie kłamał, gdy mówił, że włożył w to wiele pracy, gdyż było wyraźnie widać na jego twarzy przepracowanie, oraz dumę z wybitnych rzemieślniczych umiejętności.

Balthazaar załadował wszystko na powóz, który sam podepchnął z drewnianego hangaru rzemieślnika, pod dok, gdzie cumował okręt Okhe. Smoczydło przepchnęło własnymi rękoma powóz o dobre sto metrów, skupiając na sobie oczy wielu pracujących w porcie ludzi. Ci, którzy chcieli w jego pobliżu przejść wybierali dłuższą drogę mijając stwora szerokim łukiem. Smoczydło wrzuciło na powóz dobytek Venory z samej wyprawy na południowy brzeg morza. Godzina była już późna. Rozpytki musiały poczekać do rana, a na pewno wizyta u maga. Venora wolała nie ryzykować rozzłoszczeniem go, bo ci czarokleci to bardzo złośliwe osobliwości. Rycerka widziała okoliczne tawerny. Bawiły się tam typy, których rycerka wolałaby nie odganiać mieczem, na oczach dzieci. Kiedy jednak widziała reakcje ludzi na Balthazaara zastanawiała się, czy ktoś ośmieliłby się podejść do niej na krok.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline