Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-07-2017, 14:11   #231
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Miecz paladynki zajaśniał, gdy ta zacisnęła mocno dłoń na rękojeści Pożogi. Drobna część panny Oakenfold chciała okazać tej istocie litość, ale rozsądek wsparty doświadczeniem wziął górę.
- Każdy w tym pomieszczeniu może się poddać. Jednak tu kończy się twoja droga - wycedziła Venora i zamachnęła się mieczem by skrócić ją o głowę. Głowa rogatej diablicy potoczyła się pod jedną ze skrzyń. Zbiry Pomocnej Dłoni spojrzały po sobie. W końcu jeden z nich cisnął miecz na ziemię, za nim kolejny i następny.
-Nie wiecie na co się porywacie… To co jest za tymi drzwiami, zniszczy was szybciej niż możecie się w ogóle spodziewać…- rzekł jeden z mężczyzn.
- Co tam się kryje? - zapytała Venora, spoglądając na tego, który się odezwał. - Diabeł? Demon? Już nie jednego odesłaliśmy do piekieł - dodała z powagą w głosie. - Przyszliśmy tu wprowadzić nowe porządki i dokonamy tego. Ten kto odważy się nas w tej walce wspomóc będzie mógł liczyć na przychylność Okhe, która przejmie tu władzę, gdy skończymy.
-Nie… Ani diabeł, ani demon… Za tymi drzwiami spotkacie obserwatora…- odparł człek.
- Beholder? - panna Oakenfold aż uniosła brew z wrażenia. Nie miała dokładnej wiedzy o tym potworze, ale podejrzewała, że jest on potężny, może nawet tak jak demon z ruin. Spojrzała po swoich towarzyszach. - Czas się więc przygotować na to starcie - powiedziała. - Albrechcie, teraz przyda się niebiańskie wsparcie, Gritto, świetnie radzisz sobie z tą różdżką, więc będziesz z nią działać, choćbyś miała wszystkie ładunki wpakować w to latające paskudztwo. Okhe, jakieś sugestie?
-Bijcie aż do utraty tchu i nie dajcie się trafić promieniem z jego oczu. Każdy jest śmiertelnie niebezpieczny…- odrzekła, a następnie wzięła głęboki wdech. -Jestem gotowa- oznajmiła.

- Jak to przeżyjemy i wrócę do zakonu to gdy im to wszystko opowiem to z miejsca uznają mnie za obłąkaną - westchnęła paladynka i spojrzała na kapłana. - Masz coś na ochronę przed złem? Ja to co miałam zużyłam. Niepotrzebnie jak tak teraz pomyślę. Ale któż by się spodziewał? - wzruszyła ramionami i podeszła do diablęcia, by ją przeszukać. Może akurat by miała coś przydatnego. Venora nie była rozczarowana, gdy po za kilkoma złotymi monetami znalazła piękny pierścień na palcu diablęcia.
-Jest w nim zaklęta magia iluzji…- oznajmiła Okhe -Widziałam taki kiedyś. Jego moc raz dziennie przywołuje iluzję twojego klona, a raczej pięciu
-Potrafię wymodlić błogosławieństwo i ochronę przed złem, oczywiście- potwierdził kapłan -Ale najpierw poproszę Helma o zesłanie pomocnika- mężczyzna odwrócił się i zaczął przygotowania do modlitwy.
-A co z tymi skurwielami?- warknął Malvoin -Co jak nas od tyłu zajdą?- uniósł brew.
- To wasz teren, nie będę wam mówić co macie z nimi robić - odparła Venora, ale i ona podzielała zdanie krasnoluda.
-Ja to bym im porozwalał łby i tyle!- warknął brodacz.
-Nie! Pójdą walczyć z nami! Niech sobie wywalczą wolność i życie!- rzucił groźnie Albrecht.
-Wolę zdechnąć od waszych mieczy niż w jego paszczy!- zaprotestował jeden z najemników, a wzrok kompanów znów spoczął na Venorze.

Paladynka przyjrzała się uważnie najemnikom chcąc wyczuć ich aurę. Szczerze nie podobało jej się, że to na jej barki zrzucono decydowanie o ich losie. Wszyscy, z wyjątkiem trójki spośród mężczyzn będących do tej pory na usługach diablęcia, byli źli. Dla rycerki było to tak wyraźne jak dla przeciętnej osoby smród uryny. I równie bardzo nieprzyjemne. Wiedziała, że do nich nie przemówią argumenty o tym by uczynić Ilipur lepszym miejscem dla życia. Ich to nie obchodziło. Kątem oka Venora spojrzała na kapłana. Bardzo ceniła sobie jego zdanie głównie przez wzgląd na jego długi staż posługi ich bogu. I jej zdaniem Albrecht miał zupełną rację. Nie mogli im pozwolić odejść.
- Możecie tu i teraz zginąć jak tchórze walcząc przeciw nam. A to jest pewna i bezsensowna śmierć - rzuciła ostrym tonem do najemników i końcem Pożogi wskazała bezgłowe truchło diablęcia. Powiodła wzrokiem po najemnikach, skupiając swoje spojrzenie na tych trzech spośród nich, którzy nie mieli aury zła w sobie. - Albo możecie znaleźć w sobie resztki honoru i razem z nami stawić czoła tej kreaturze. A to już daje wam całkiem duże szanse, że wyjdziecie stąd żywi.

Zbiry spojrzały jeden na drugiego rozważając dwie różne opcje śmierci. Pokonanie Venory i jej towarzyszy byłoby bardzo trudnym zadaniem. Z drugiej jednak strony za drzwiami czekał na nich najprawdziwszy beholder, który jednym spojrzeniem potrafił zamienić ciało człeka w posąg.
-Będziemy walczyć jeśli przysięgniesz na swego boga, że po wszystkim puścicie nas całych wolno- jeden z osobników próbował jeszcze dopiąć słowną umowę na ostatni guzik.
- Po wszystkim będziecie wolnymi ludźmi. Będziecie mogli odejść lub przyłączyć się. Przysięgam to w imię mojego boga, Helma - odparła mu panna Oakenfold.
-Helm jest lepszy niż Bane… Daje wybór…- fuknął młody chłopak stojący gdzieś w tyle -Pójdę walczyć u twojego boku!- dodał po krótkim namyśle.
-To i ja pójdę!-
-Ja też!-
-I ja!- mężczyźni jeden po drugim deklarowali chęć współpracy i tylko kilku najbardziej zatwardziałych spoglądało na całą tą sytuację z boku, z gniewnym wyrazem twarzy.
-Zatem podnieście swój oręż- przemówił Albrecht.
-I niech choćby jeden tylko spróbuje wywinąć jakiś numer, to nie zdąży tego pożałować… wtrącił Malvoin grożąc palcem.
-Ruszamy?- spytała Okhe.

Venora uśmiechnęła się pod nosem. Spojrzała na tego chłopaka, który jako pierwszy się zadeklarował.
- Kogo tam możemy się spodziewać poza beholderem? - dopytała, bo wolała dowiedzieć się jak najwięcej nim ruszą na tą trudną walkę. - Okhe, Gritto, Albrechcie, przygotujcie się do rzucenia czarów, które mogą nas wesprzeć w tej walce.
-Od cholery posągów, tych którzy próbowali mu się sprzeciwić…- odparł chłopak. Gritta zaintonowała zacną pieśń o elfim bohaterze, obrońcy Leśnego Królestwa, a Albrecht modlił się do Helma o zesłanie niebiańskiej istoty do pomocy. Po chwili ich szeregi zasilił znajomy Archon Ogar, który być może był przy okazji aniołem stróżem Albrechta. Okhe natomiast nie znała zbyt wielu zaklęć wspomagających idąc zdecydowanie w ofensywę, co z resztą było widać od samego początku jej znajomości z Venorą i resztą. Niedługo później byli już gotowi.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 16-07-2017, 15:54   #232
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Paladynka wolała nie myśleć o ryzyku jakie niosło porywanie się na beholdera. Była to okropna kreatura, która posługiwała się śmiertelną magią. Każdy rzucony przez nią czar mógł się skończyć natychmiastową śmiercią każdego z nich. Venora, choć czuła zdenerwowanie przed walką, to w żadnym razie nie zamierzała odpuścić, bo to nie leżało w jej naturze. Szczególnie, że wielce wierzyła w to, że dziś są w stanie odmienić losy mieszkańców Ilipur i przez likwidację całej Pomocnej Dłoni przynieść już nie tylko nadzieję na lepsze jutro, ale faktyczne poprawienie życia w tym mieście. A deklaracja Albrechta, choć bardzo nieprzemyślana to jednak sprawiła, że Venora mimowolnie zaczęła wyobrażać sobie jak powstaje w tym miejscu nie jakaś tam mała kapliczka, a świątynia Helma z prawdziwego zdarzenia. Te nadzieje ją napędzały, tak samo jak to, że najważniejszy cel tej podróży osiągnęła - jej bratankowie bezpiecznie czekali na nich na statku i teraz, już niezależnie od tego czy polegnie w tej walce czy nie, chłopcy wrócą do domu by móc wieść spokojny żywot na cormyrskiej wsi.
- Ruszamy - powiedziała głośno Venora nakazując otworzyć wrota do pomieszczenia z potworną istotą.

Przodem ruszył przyzwany przez Albrechta Archon. Niebiański rycerz z psią głową złapał za klamkę masywnych drzwi i pchnął je energicznie do przodu. Przez wąską szczelinę kompani ujrzeli wydrążony pod ziemią korytarz, o szerokości trzech metrów. Ze środka buchnął fetor zgnilizny i śmierci. Ogar przekroczył próg i poszedł przodem.
-Wasza kolej!- rozkazał Albrecht. Jeńcy już nimi nie byli. Teraz łączył ich z Venorą układ, a słowo paladyna to rzecz święta. Venora przyglądała się każdemu, który ją mijał. Kilku zdawało się być świadomym niebezpieczeństwa, które ich czeka. Drżeli panicznie, pocili się na potęgę i dyszeli bez opanowania. Rycerka wyobraziła sobie stwora, któremu miała rzucić wyzwanie. W końcu ostatni z zbirów Pomocnej Dłoni wszedł do środka.
-Idziemy- rzekł Albrecht -Trzymaj się blisko i nie daj się trafić promieniem...- dodał kładąc jej dłoń na ramieniu.
Venora odprowadziła kapłana wzrokiem do podziemnego korytarza i ruszyła za nim.


Kątem oka widziała zniecierpliwionego Malvoina, który znacznie się ożywił od momentu przybycia Venory i jej kompanów do Ilipur. Ten stary wojak w końcu przypomniał sobie jak to było w młodzieńczych latach. Brodacz aż się pchał by udać się jak najszybciej. Balthazaar zrównał się z Venorą i buchnął parą z nozdrzy. Jego wielki łeb przekręcił się w jej kierunku i rycerka poczuła na sobie jego dociekliwe spojrzenie.

Paladynka nie zwalniając kroku popatrzyła na smoczydło.
- Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to teraz musi to już poczekać - powiedziała do niego i odwróciła wzrok, bo spodziewała się, że może chcieć ją odwieść od pomysłu walki z beholderem. Ona sama skupiona była na tym by nawet na chwilę nie okazać po sobie zwątpienia i by owa jej pewność siebie udzieliła się wszystkim w koło niej. Zamierzała trzymać się blisko kapłana, bo w tej chwili to o jego bezpieczeństwo martwiła się najbardziej. Jeszcze w ostatnim momencie, przyłożyła dłonie do swojej piersi i doleczyła ostatnie swoje skaleczenia, by w pełni sił walczyć. - Albrechcie, czy możesz, tak jak wtedy w młynie, rzucić na mnie i na siebie czary, które wzmacniają nasze zdolności?
-Kiedy tylko go ujrzymy, wesprę cię swoim psalmem- skinął jej głową. Kroczył szybko i po żołniersku. Na końcu szła Okhe i pilnujący tyłów Ricko. Podziemny korytarz zakręcił lekko i połączył się z wielką jaskinią. Gdzieniegdzie płonęło blade światło pochodni, lecz niewiele to pomagało. Nad ziemią unosiła się gęsta mgła i chyba nikt nie mógł wyjaśnić jej pochodzenia tutaj.
Nagle stal pancerza Albrechta zadzwoniła a kapłan o mały włos nie wyrżnął na twarz w mgłę.
-Co do cholery…- mruknął i podszedł do miejsca, gdzie się potknął. Kapłan machnął tarczą i z pod siwego kłębu wyłoniła się figura przedstawiająca pełzającego w panice człeka.
-Promień pertyfikacji…- skomentowała Okhe -Jeśliś za słaby zmieni cię w kamień…- dodała.

Zbiry Pomocnej Dłoni pochowali się za sporymi stalaktytami i za niewielką skałką. W półmroku jaskini widać było tylko małe ślepia, te najbardziej zabójcze i niebezpieczne.
-Wejdźcie i poczujcie się jak u siebie…- rozległ się głos beholdera -Słyszałem was jeszcze na górze… Drzwi uległy jak ze spruchniałego drewna. Wzięliście kogoś dużego do pomocy…- zakpił i wtedy w ciemności pojawiło się jeszcze jedno oko, znacznie większe od poprzednich.


Rycerka by ocenić sytuację również przyklękła za jedną z osłon i machnęła do towarzyszy by i oni nie wystawiali się na pokaz.
- Gritto strzelaj w niego - szepnęła Venora do elfki, a sama wyciągnęła miecz, który błysnął ogniem. Do beholdera dzieliło ich raptem paręnaście metrów, lecz po drodze było pełno przeszkód w postaci stalaktytów i... pokaźnej kolekcji figur kamiennych. - Postarajmy się do niego zbliżyć idąc jedno za drugim i kryjąc za figurami. Może tak uda się nam dojść w miarę bezpiecznie - mruknęła do Albrechta, Malvoina i Balthazaara.
Centralne oko zabłysło i przenikający wszystko na wskroś wzrok zbadał wszystko na około stwora.
-Jak go zobaczymy w tej ciemności…- fuknął Albrecht.
-Myślisz, że jak mnie zobaczysz to będzie ci łatwiej?!- spytał zdziwionym głosem i nagle jak na jego rozkaz pochodnie buchnęły jaskrawym blaskiej, który rozświetlił jego leżę, otoczone kamiennymi posągami wszystkich pokonanych wrogów. A Było ich wielu.
Beholder był ogromny i przerażająco paskudny. Jego wilgotna skóra mieniła się z daleka. Ogromna paszcza, pełna zębów była równie wielkim atutem co wszechwidzące oczy na czułkach.


-I co? Teraz lepiej?- spytał obserwator.
- Znacznie... - sarknęła Venora i wychyliła się odrobinę by dostrzec kolejną zasłonę na drodze do parszywca i jak tylko ją dopatrzyła to ruszyła tam by dać przykład pozostałym. Kilka osób na około zauważyło ten ruch i powtórzyło go wzorowo. Nagle jeden z zbirów wyrwał do przodu, minął kamienne posągi i padł przed beholderem na kolana
-Wybacz mi! Wybacz o wielkie i miłosierne oko! Wybacz błagam!- łkał jak pies. Obserwator wyszczerzył pożółkłe kły i nagle wystrzelił jasnozielonym promieniem w pierś człeka. Mężczyzna wstał i rzucił się do ucieczki, lecz nienaturalnie wolno. Małe oczy potwora rozglądały się czy ktoś zechce uratować skazanego na śmierć oprycha. Szybko jednak stracił cierpliwość, rozdziawił wielką paszczę i połknął mężczyznę w całości -Nie pogryzłem go… Strawię go żywcem…- uśmiechnął się paskudnie oczekując przeciwników.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 16-07-2017, 18:39   #233
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Czas kiedy stwór przeznaczył na pastwienie się nad tchórzem, Venora wykorzystała by ponownie przeskoczyć za kolejną zasłonę. Jedynie krótką chwilę paladynka zastanowiła się, czy ta istota bezmyślnie tak poczyniła, bo jej działanie tylko utrwaliło zbrojnych w przekonaniu, że nie ma sensu już się odwracać od umowy jaką zawarli z rycerką, czy po prostu beholder czuł się aż tak pewien swego zwycięstwa nad nimi wszystkimi w walce.
-Nie przyjdziecie do mnie? To ja idę do was…- stwór zalewitował powoli pomiędzy posągami swych ofiar. Bestia frunęła w kierunku Venory, lecz ewidentnie jej nie zauważała.
Może stwór tylko udawał, a może naprawdę w ogólnym zamieszaniu metalicznych odgłosów ocierania stali o stal wielu opancerzonych osób, odbijający się echem po sali zmylił go. Panna Oakenfold zamierzała to wykorzystać. Skupiła się na boskiej energii by tchnąć ją w oręż. Zamierzała przeczekać by gdy beholder znajdzie się w jej zasięgu, zaatakować go, dodatkowo wkładając w to ugodzenie zła.

Beholder był już na wyciągnięcie ręki, ale niespodziewanie odbił w drugą stronę lustrując dokładnie każdym okiem sytuację na około.
-Wyłazić nędzne robaki!- warknął groźnie. Wtedy rozległ się dźwięk potwornego huku, jak skryta w różdżce magiczna moc wystrzeliła w postaci błyskawicy w beholdera. Stwór nawet nie zdążył zareagować, jak elektryczny błysk trafił w jego masywne cielsko.
-Ty zuchwałe ścierwo! Będę cię żuł żywcem kawałek po kawałku!- warknął strzelając na ślepo czerwonym, białym i zielonym promieniem w ciemność, gdzie kryli się pozostali. Rycerka zacisnęła mocniej dłoń na rękojeści. Kątem oka spojrzała w kierunku gdzie musiała kryć się Gritta, której dała tą różdżkę. Ale w tej chwili najważniejsze było wyczekać potwora, by znalazł się w zasięgu, by choćby miała prostą drogę do zaszarżowania na niego. Czekała, więc na odpowiedni moment, w napięciu wstrzymując oddech. Panna Oakenfold wyczekała cierpliwie odpowiedni moment, a kiedy ten w końcu się nadarzył wybiegła zza skalnej kolumny z chwalebnym okrzykiem w imię Helma. Rycerka wzięła potężny zamach, a jej miecz zalśnił skupioną mocą rycerki i zaklętą w nim magią. Cios miał pozbawić potwora oka, lecz wszystko diabli wzięli, gdy rycerka postawiła nogę w złym miejscu, gdzieś pod kłębami dymu i wyrżnęła na plecy tuż pod obliczem beholdera. Stwór spojrzał na nią wielkim okiem, a ona poczuła jak błogosławieństwa jej magicznego ekwipunku nagle przestają działać. Pas gigantów, kamień ioun, pierścień i bogowie wiedzą co jeszcze.

-Witaj, witaj…- wyszczerzył zęby przyglądając się uważnie Venorze -Przyprowadziliście ze sobą dziecko?!- warknął patrząc małymi oczkami w kierunku ukrytych zbirów i kompanów Venory.
Twarz paladynki wyrażała szok i niedowierzanie w to co się stało. Miała go przecież, była tak blisko by zadać cios. Wtem dotarło do niej, że to był dopiero początek jej problemów. Beholder przecież samym spojrzeniem mógł zmienić każdego w proch. Na szczęście, albo może i nie koniecznie, potwór zdecydował się zamiast zabicia jej, pozbawić jej magii. Poznała to od razu gdy płomienie na Pożodze zgasły od jego wzroku. Ale nie mogła tak tkwić, musiała coś zrobić. Na początek zaczęła szybko podnosić się na nogi, a później... Skoro już i tak stała przed nim to przynajmniej spróbuje go dźgnąć. Silne pchnięcie przebiło łuski potwornego obserwatora. Pożoga buchnęła płomieniami, a stwór odwrócił się w jej kierunku i spojrzał na nią groźnie.
-Za Helma!- krzyknął Albrecht wybiegając zza zasłony, a za nim do ataku rzucili się Balthazaar, Malvoin, Ricko i kilku zbirów. Beholder kłapnął straszliwymi zębiskami tuż przed rycerką. Wiele nie brakowało by ugryzł jej rękę. Na szczęście Tymora czuwała nad swą ulubienicą. Małe oczka obserwatora wycelowały w zbliżających się przeciwników wystrzeliwując swoimi promieniami. Pierwszy promień padł w smoczydło, lecz Balthazaar z łatwością uskoczył w bok. Beholder wystrzelił na raz kilka promieni, w kilku kierunkach. Dopiero po krótkiej chwili Venora dostrzegła, jak trafiony tym magicznym pociskiem zbir dosłownie wyparowuje w powietrze.

Paladynka otworzyła szerzej oczy widząc to. Po cichu miała nadzieję, że stwór nie ma nieskończonej ilości czarów przy sobie i w końcu się z nich wyprztyka.
- Na pewno nie będziesz w stanie mnie połknąć w całości! - warknęła rycerka, by na sobie skupić uwagę beholdera i zamachnęła się na niego, chcąc wycelować w jego oko. Nie miała większego planu działania poza tym by zająć go na tyle, by pozwolić reszcie swoich towarzyszy dobiec do niego. Pożoga zapłonęła na nowo, gdy potwór zamknął swe wielkie ślepię. Venora wyprowadziła cios w jedno z mniejszych jego oczu i chybiła dosłownie o milimetry. Panna Oakenfold syknęła z irytacją, która nie pomogła jej przy ponowieniu ataku i stwór z łatwością go uniknął.
Umięśniona paszcza stwora kłapnęła raz jeszcze, tym razem łapiąc zdezorientowaną rycerkę za rękę. Służka Helma zdziwiła się na dobre, gdy stwór ugryzł ją nie tak mocno jak podejrzewała. Promienie z jego oczu ciągle strzelały, a po chwili byli obok niej Malvoin i Batlhazaar. Smoczydło natarło agresywnie, lecz jego miecz nie przebił twardej skóry na boku obserwatora. Malvoin miał więcej szczęścia. Jego toporzysko z łatwością wbiło się w cielsko bestii. Do boju dołączyli również niektórzy członkowie Pomocnej Dłoni, lecz oni robili tutaj raczej za statystów, gdyż nie mieli realnego wpływu na walkę z Beholderem.

- Gritto strzelaj w tego popaprańca! - krzyknęła na całe gardło Venora. Po raz kolejny skupiła się na boskiej mocy i jej ostrze zalśniło dodatkowym blaskiem. Paladynka zamachnęła się i ponowiła próbę odcięcia jednego z oczu paskudy.
Miecz rycerki świsnął w powietrzu trafiając bezlitośnie stwora w delikatną powiekę wielkiego oka. Jego krew trysnęła na zbroję panny Oakenfold i wtedy też stwór skupił się na niej. Stwór wystrzelił czarnym promieniem, lecz rycerka zasłoniła się tarczą i tylko jej magiczna aura uratowała rycerkę przed dezintegracją. Kolejny promień wystrzelił prosto z góry. Jego zielonkawy kolor mienił się w bladym świetle pochodni. Venora błyskawicznie uniosła nogę do góry unikając kolejnego niebezpieczeństwa. Stwór w końcu wystrzelił po raz trzeci w jej kierunku magią, ale i tym razem rycerka zdążyła się pochylić. Oznaczało to dla obserwatora spore kłopoty, gdyż zużył najniebezpieczniejsze pociski nie trafiając ani jednym, a teraz czekała na niego odpowiedź Venory oraz jej kompanów.
Malvoin natarł toporem od boku, lecz jego cios był za słaby by przebić skórę bestii. Brodacz przeniósł ciężar ciała na drugą nogę i zaatakował od drugiej strony, lecz i tym razem niewiele zabrakło.

Znacznie lepiej poszło Balthazaarowi, który straszliwym ciosem trafił prosto w wielkie oko potwora, dotkliwie go raniąc. Stwór zatańczył w powietrzu z bólu nie mogąc powstrzymać krzyku. Wtedy też do boju dołączyła się Gritta, która nie mając miejsca na oddanie strzału z różdżki postanowiła przyłączyć się do walki wręcz. Jej krótki miecz odbił się jednak tylko od łusek obserwatora. Wtem z pomocą przyszła Okhe, której magia powołała do istnienia pięć lśniących kul, które błyskawicznie pofrunęły w kierunku potwora uderzając go solidnie w różne obszary masywnego cielska.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 16-07-2017, 20:25   #234
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Rycerka nie mogła uwierzyć w swoje szczęście, lecz nie zdekoncentrowała się. Za to widząc Harfiarkę przy potworze mocno się zezłościła.
- Nie pchaj się tu! - Venora zganiła elfkę i natychmiast natarła na beholdera, ponownie celując w jego oczy. Zamachnęła się z całych sił Pożogą, której języki ognia zawirowały w powietrzu. Iskry sypały się spod klingi Venory, ale żaden z ciosów nie ranił potwornego obserwatora. Bestia odwróciła się do Venory plecami, najwyraźniej uznając smoczydło za większe zagrożenie.
Stwór jednak nie zapomniał o rycerce i gdy już się odwrócił wycelował w nią mniejszym okiem, lecz zmotywowana rycerka dostała jakby skrzydeł i z łatwością uskoczyła przed promieniem.
Balthazaar podniósł miecz nad głowę i złapał rękojeść oburącz, dodając impetu swojemu atakowi. Krew znów trysnęła obficie na glebę a beholder zawył z bólu. Potwór wystrzelił w jaszczuroludzia swym najgorszym, czarnym promieniem. Magia trafiła Balthazaara w pierś i wielkolud nagle skulił się z bólu, lecz nie poddawał się i wejrzał groźnie na przeciwnika. Ten jednak nie odpuszczał i wystrzelił kolejnym promieniem w smoczydło.

Magia o szarej aurze trafiła jaszczuroludzia w bark zapierając mu dech w piersi. Kolejny promień już nie trafił i rozjuszone smoczydło wyrwało do przodu szczerząc groźnie zębiska. Zakrzywiony miecz spadł na beholdera niemal go nie powalając. Wtedy z pomocą przyszedł Malvoin uderzając celnie i równie boleśnie co Balthazaar. W boku lewitującej kuli z zębami pojawiła się paskudna dziura, z której wylewały się śmierdzące flaki. Beholder spadł na ziemię, błądząc mętnie małymi oczkami po otaczających go oprawcach, nie miał jednak już sił wystrzelić swą magią. Venora stanęła nad nim okrakiem i wbiła z całej siły swój płonący miecz w centralne oko, dobijając bez cienia zwłoki.

Zapadła cisza gdy chyba każdy z niedowierzaniem przyglądał się martwemu cielsku beholdera. Ostrze Pożogi aż skwierczało, przypalając wnętrzności stwora, a Venora, gdy tylko upewniła się że jest ono martwe na śmierć, zaczęła rozglądać się wkoło.
- Jak nasz stan wygląda? - zapytała zaniepokojonym głosem, wyszukując pomiędzy najemnikami i posągami znajomych twarzy swoich towarzyszy. Rycerka zaraz złapała swój miecz oburącz i wyszarpnęła go z trudem z trzewi obserwatora. Podeszła do Balthazaara, bo wiedziała, że on mocno oberwał. Wyciągnęła miksturę i podała mu. - Wypij - ponagliła go i zaczęła rozglądać się za Grittą i Albrechtem.
-Na bogów… - syknęła elfka. Venora poczuła jak robi jej się ciepło w brzuchu i miękko w kolanach, gdy tuż przed Harfiarką stał posąg gotowego na śmierć kapłana Helma. Skamieniały Albrecht miał na ustach okrzyk bojowy, a jego buzdygan był gotowy do zadania potężnego ciosu.

- Nie… - jęknęła z nagłą rozpaczą w głosie panna Oakenfold. Ręce jej opadły i upuściła to co w nich trzymała. Tarcza i miecz upadły z głuchym łoskotem. - Nie… - powtarzała to, nie chcąc dopuścić do siebie świadomości o tym co miała przed oczami. Powoli, jakby ze strachem, podeszła do spertryfikowanego kapłana, a głos uwiązł jej w gardle. Zatrzymała się na wyciągnięcie ręki od niego, ale bała się go dotknąć, obawiając się, że to ostatecznie ją przekona, że wcale nie śni.
~ Dlaczego nie zostałeś z tyłu?! ~ pomyślała ze złością, wpatrując się w skamieniałe oczy przyjaciela. Zacisnęła dłonie w pięści.
- To da się odwrócić, prawda?! - odwróciła się raptownie, szukając odpowiedzi u Okhe i Gritty. - Musi być na to sposób! - wręcz wymagała od nich potwierdzenia swoich słów.
-Trzeba poszukać doświadczonego maga lub poszukać odpowiedniego zwoju- odparła ze spokojem Okhe.
Te słowa i sposób w jaki wypowiedziała je kapłanka Kossutha pozwoliły paladynce opanować się. Venora spuściła wzrok chwilę myśląc nad tym. W końcu uniosła spojrzenie na Albrechta i serce ją aż zabolało. Ręką przetarła oczy, by pozbyć się łez, które napłynęły jej do oczu.
- Może... Może Pomocna Dłoń miała coś na to, tu, tak na wszelki wypadek? - zasugerowała, szczerze mając na to nadzieję.
-Myślisz, że wtedy tyle by ich tu było?- Mavloin rozejrzał się po istnym wysypie kamiennych posągów otaczających leże beholdera.
-Odszukam ten zwój, jeśli tu będzie- odparła rudowłosa.
-Ej a co z nami? Pokonaliście go. Dałaś słowo paladynko- rzekł ten młodzieniec, który jako pierwszy wyraził chęć współpracy.

Venora, była tak skupiona na swojej stracie, że spojrzała na najemnika jakby pierwszy raz go widziała. W jej wzroku pojawiła się surowość, ale ta związek miała tylko z bólem jaki odczuwała w tej chwili.
- Tak jak obiecałam, jesteście wolni - odparła mu i spojrzała na krasnoluda. - To podstępna organizacja, która nawet swoich ludzi ma za nic. Ale ci co stoją najwyżej musieli wiedzieć, musieli się zabezpieczyć przed beholderem. Chociaż próbować. Jeśli nie to... Byli głupcami! - warknęła na koniec ze złością.
-Strzegłem magazyny - wtrącił kolejny z oprychów -Nie znam się na magii, ale wiem gdzie znajdują się spisy towarów- oznajmił -Jednak zanim wam to wyjawię chcę porozmawiać o zostawieniu mnie tu. Znam te magazyny, znam towary. Teraz to jest wasze i przyda się ktoś kto to zna od podszewki- zaproponował zbir.

Venora już miała mu odpowiedzieć, ale wedle umowy to Okhe miała przejąć całą infrastrukturę należącą do Pomocnej Dłoni.
- Chyba on ci się przyda - stwierdziła rycerka, z nadto wyraźnym naciskiem w tonie głosu. - Ale sprawdzić trzeba nie tylko magazyny. Również gabinety tych co tu byli u władzy
-Pójdziecie w cholerę! Ty zostań, to omówimy wszystko… - warknęła Okhe. Pozostali z tych, którzy przeżyli opuścili jaskinię. Teraz, kiedy ich najwyższy przywódca nie żył, nie było sensu narażać życie i zwyczajnie czmychnęli spod ostrza Venory i jej towarzyszy.
-Jeśli mam tego przypilnować, będę musiała tu zostać i nie popłynę z wami do Cormyru- zadumała się Okhe.
Panna Oakenfold zdała sobie sprawę, że będzie musiała zostawić tu, w tej ciemnej i paskudnej jaskini Albrechta samego. Na tą myśl aż się wzdrygnęła. Przez krótką chwilę nawet rozważała by przenieść go w inne miejsce... Ale to bóg wie czy nie skończyłoby się uszkodzeniem... posągu, a na to nie mogła pozwolić. Długo rozmyślała nad możliwościami. Chciała zostać, a raczej nie chciała zostawiać go tu samego lecz wiedziała, że nie może zwlekać z powrotem do Cormyru, szczególnie teraz gdy czas liczył się by wysłać do Ilipur kapłanów mających otworzyć tu świątynię Helma i zacząć pracę.
- Gritto, ty nadal tu chcesz zostać? - zapytała Harfiarkę, dla upewnienia się.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 17-07-2017, 15:49   #235
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Tak. Będziemy współpracować z Okhe, aż nie stworzę własnej siatki agentów. Potem można myśleć o Pros i innych miastach…- brzmiało jak pozbycie się niewolnictwa, czy wyplenienie tyranii z okolic.
Venora pokiwała głową. Zapewne gdyby nie okoliczności to pochwaliłaby jej plany, a nawet zagrzewała do ich wprowadzenia w działanie. W końcu paladynka spojrzała na Okhe.
- Czy mogłabyś... W związku z okolicznościami, na czas inwentaryzacji w tym miejscu... Opóźnić wypłynięcie do Cormyru? - zasugerowała. - Na pewno przyda ci się w tym czasie dodatkowe miecze do ochrony nowego dobytku - dodała mając na myśli siebie i smoczydło.
-Niestety nie mogę tego zrobić- odparła szybko pozbawiając Venorę złudzeń -Ale za kilka tygodni wyślę nowy transport do Suzail- dodała.
- Czego potrzeba by go odczarować? - zapytała Venora.
-Jest odpowiednie zaklęcie- Okhe dotknęła policzka Albrechta -Ale trudno będzie znaleźć taki zwój. Jeszcze ciężej kogoś kto mógłby go przepisać kilka razy. Zajmę się tym i zrobię wszystko, żeby odczarować twojego towarzysza- obiecała Okhe.

- Powiedz mi co to za zaklęcie, a jego zwoju będę go szukać w Cormyrze - nalegała paladynka.
-Przemiana kamienia w ciało. Możesz też pytać o zwój uwolnienia- wtrąciła Gritta.
Venora pokiwała głową z rezygnacją. Spojrzała jeszcze raz na Albrechta i delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu. Aż ciarki ją przeszły czując zimno kamienia. Odsunęła się i odwróciła do niego plecami.
- Chodźmy - powiedziała stanowczym tonem głosu, bo wiedziała, że jak teraz nie wyjdzie to zaraz zabraknie jej siły by się stąd ruszyć. Ruszyła do wyjścia, zabierając po drodze swoją tarczę i miecz.

~***~

Dotarli do portu gdzie po daniu sygnału do załogi “Łowcy wielorybów”, dobił on do portu, umożliwiając paladynce i jej towarzyszowi wejście na pokład. Pożegnanie zarówno z Grittą jak i Okhe nie należało do wylewnych. Paladynka na nic poza krótkim "do zobaczenia" nie była w stanie się zdobyć. Wszyscy dobrze widzieli po niej jak się czuła. Dopiero gdy rycerka i smoczydło zajęli miejsca na statku i doskoczyli do niej bratankowie, Venora wymusiła na sobie uśmiech i zapewniała chłopców, że teraz już wszystko będzie dobrze. Sama się musiała w tym zapewniać. Po zejściu pod pokład i zajęciu jednej z kajut które dzieliła z dziećmi, przystąpiła do zdejmowania z siebie pancerza. Było to dla niej niezwykle trudne tym bardziej, że ta czynność stała się nieodłącznym rytuałem jaki w ostatnich dniach dzieliła z kapłanem. Szczęśliwie paladynka zapewniła sobie na ten moment prywatność w kajucie, więc nikt nie widział łez które popłynęły po jej policzkach. Dopiero, gdy skończyła szlochać i zrzuciła z siebie ostatni element zbroi, poczuła się na siłach by wyjść do pozostałych.

Podróż Venora spędziła na aktywnym zajmowaniu się dzieciakami, bo to pozwalało jej nie myśleć o niczym innym. W wolnych chwilach, zwykle tuż przed snem, zastanawiała się co powie swoim przełożonym gdy wróci do zakonu. Czuła w kościach że nie będzie jej prosto. Ale nie mogła wykluczyć, że to po prostu smutek ją tak przygniótł i zmuszał do pesymizmu. Kolejne dni podróży morskiej mijały. Balthazaar w tym czasie okazał się być jednym z najgorszych towarzyszy podróży. Ani razu nie wydał z siebie żadnego słowa poza pomrukiem.

22 dzień Przypływu lata 1372 roku rachuby Dolin. Marsember.


Rankiem, trzeciego dnia w końcu dotarli do portu w Marsember. Venora od pobudki myślała tylko o tym jak przetransportować grupę dzieci oraz dobra do jej rodzinnego domu.
- Będzie trzeba kupić wóz… - mruknęła pod nosem. Pozostawało mieć nadzieję, że Młot nie obrazi się za to, że zaprzęgnie go do ciągnięcia tego wszystkiego. Do czasu zacumowania, panna Oakenfold oparta o burtę, przyglądała się statkom w porcie, szczególną uwagą obdarzając te najbardziej wyróżniające się, które wchodziły w skład brygady imperialnej floty. Marsember było drugim co do wielkości miastem w Cormyrze, które rozmiarem ustępowało jedynie stolicy. Ten port morski zbudowany na wyspach połączonych mostami i przecinanych kanałami, powstał na bagnie ale z czasem rozrosło się na okoliczne tereny. To tłumaczyło całkiem dobrze czemu nadal czuć było tu woń moczar.

Nazywane Miastem Przypraw Marsember - z powodu głównych towarów jakie tu były sprowadzane z dalekich krain, nie robiło wrażenia jak Suzail. Przynajmniej na Venorze, która im częściej wybywała ze stolicy, tym bardziej doceniała jej piękno i uporządkowanie. Tęsknota za domem, bo tym był dla niej zakon, była tak duża, że stanięcie przed obliczem przełożonych i wytłumaczenie się ze swojego zachowania nie wydawało się jej już być tak karkołomnym wyczynem jak wcześniej jej się wydawało.
Venora zeszła pod pokład i pomogła przy rozładunku, a to polegało głównie na tym by wyprowadzić wierzchowca, który zachowywał się nad wyraz narowiście z powodu morskiej podróży i trzydniowego trzymania w zamknięciu. Bez czarnego ogiera w ładowni, praca załogi statku Okhe była znacznie łatwiejsza. Balthazaar przypilnował dzieci, a Venora prędko załatwiła odpowiednich rozmiarów wóz odkupując go od jakiegoś kupca. Przy okazji wypytywała czy w mieście znajdzie maga sprzedającego zwoje magiczne z zapisaną w nich zaawansowaną magią.
Człek który sprzedał zreperowany własnymi rękami powóz zaproponował uczciwą cenę stu złotych monet. Nie kłamał, gdy mówił, że włożył w to wiele pracy, gdyż było wyraźnie widać na jego twarzy przepracowanie, oraz dumę z wybitnych rzemieślniczych umiejętności.

Balthazaar załadował wszystko na powóz, który sam podepchnął z drewnianego hangaru rzemieślnika, pod dok, gdzie cumował okręt Okhe. Smoczydło przepchnęło własnymi rękoma powóz o dobre sto metrów, skupiając na sobie oczy wielu pracujących w porcie ludzi. Ci, którzy chcieli w jego pobliżu przejść wybierali dłuższą drogę mijając stwora szerokim łukiem. Smoczydło wrzuciło na powóz dobytek Venory z samej wyprawy na południowy brzeg morza. Godzina była już późna. Rozpytki musiały poczekać do rana, a na pewno wizyta u maga. Venora wolała nie ryzykować rozzłoszczeniem go, bo ci czarokleci to bardzo złośliwe osobliwości. Rycerka widziała okoliczne tawerny. Bawiły się tam typy, których rycerka wolałaby nie odganiać mieczem, na oczach dzieci. Kiedy jednak widziała reakcje ludzi na Balthazaara zastanawiała się, czy ktoś ośmieliłby się podejść do niej na krok.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 17-07-2017, 20:51   #236
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Smoczydło potrafiło powozić i robiło to całkiem sprawnie, a gdy zbliżył się do Młota, to koń nawet nie drgnął. Nie czuł ani strachu ani lęku. Jaszczur dotknął szponiastą łapą po grzbiecie i pogłaskał przyglądając się badawczo reakcji wierzchowca. Venora patrzyła z podziwem, jak zapina wierzchowcowi dyszel powozu. Nim znaleźli odpowiedni lokal minęła niecała godzina, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Niebo było pastelowo pomarańczowe.
-Dzbany Elii- przeczytała pod nosem nazwę przybytku. W środku panowała raczej pustka. Ledwie kilku gości zasiadało przy masywnych ławach w karczemnej izbie. Venora skierowała kroki do szynkwasu, gdzie z właścicielem dobiła targu na wynajęcie trzech pokoi. Wielkiego i dwóch pojedynczych. Starszy mężczyzna nie miał z tym problemu, tym bardziej że nie wybrzydzał w gościach.
Jedzenie tutaj było dość smaczne i warte swojej ceny, ale Venora miała świadomość, że nie musi pytać o nocleg w stodole, skoro po ciężkim boju zagarnęła łupy pokonanych.
Refleksje przerwało smoczydło, które w szponiastych łapach przyniosło dwa kufle, ociekające pianą gęstego piwa. Dzieci zaprowadzili na górę do izby, a właściciel zamknął na cztery spusty stodołę by nikt przypadkiem nie próbował dobrać się do dobytku Venory.


Balthazaar postawił kufel przed rycerką, usiadł i wlał sobie połowę swojego piwa do otwartej paszczy. Stwór przetarł jaszczurzy pysk i sięgnął ręką do plecaka, skąd wyjął tubę na zwoje. Dokładnie tą samą, w której miał list dla Venory. Smoczydło ostrożnie przebierało pazurami, aż w końcu złapało starą i delikatną mapę. Najpierw przetarł ręką blat stołu, a dopiero wtedy położył mapę przed Venorą. Był to pergamin przedstawiający Cormyr, część Sembii, oraz odrobinę południowego brzegu Smoczego Wybrzeża. Balthazaar zerknął zdrowym okiem na rycerkę i dotknął końcem pazura punkt podpisany jako Marsember. Venora powiodła wzrokiem za jego dłonią. Jaszczur skierował rękę na górę mapy, wskazując ogromny las, na północny wschód od Grzmiących Szczytów. Był to w kompletnie przeciwną stronę niż Suzail.


Paladynka przyjrzała się miejscu, które wskazywał jej towarzysz.
- Przynajmniej nie jest to Thay... - mruknęła pod nosem Venora, wspominając ze smutkiem obawy Albrechta. Sięgnęła po kufel i upiła z niego piwa. Zastanawiała się kiedy będzie miała możliwość tam się udać. A to pozostawało wielką tajemnicą, bo nie była w stanie określić jak zostanie przyjęta w zakonie, czy nie wtrącą jej do lochu dla samego przykładu, czy nie dostanie nakazu by nie opuszczać bram miasta... No i w końcu czy uda jej się przekonać przełożonych by wysłali kapłanów na misję do Ilipur… I czy pozwolą jej w tym uczestniczyć.
~ Muszą, w końcu znam Okhe, będę najlepszą osobą do rozmów z nią ~ pomyślała w zadumie, wyciągając analogię do powodów, dla których postawiono ją na czele oddziału zbrojnych gdy ruszyli do Grumgish. A powrót do Ilipur przesuwał wyprawę do wskazanego przez Balthazaara miejsca o co najmniej cały dekadzień. Niby mogłaby po odprowadzeniu dzieci ruszyć tam… Ale wtedy złamałaby obietnicę daną sir Augustowi. I przecież nie po to zostawiła Albrechta samego by nie dopilnować wysłania Helmitów na Smocze Wybrzeże. Paladynka uniosła spojrzenie znad mapy na pysk smoczydła.
- Jak mnie znalazłeś wtedy tam w młynie? - zapytała Venora zmieniając temat.
-Znalazłem cię jeszcze w Suzail. Potem już wystarczyło za tobą podążyć, żeby mieć pewność, że to właśnie ciebie szukam- odpowiedziało nieoczekiwanie smoczydło. Miał zachrypnięty, gardłowy głos, lecz władał wspólnym bez kompleksów.

Venora aż się zakrztusiła piwem. Prędko odstawiła kufel by nie rozlać zawartości i zakasłała. Zupełnie nie spodziewała się, że jej odpowie, bo jeszcze w trakcie podróży statkiem uznała że jej łuskowaty towarzysz jest albo niemową, albo złożył śluby milczenia.
- Ty mówisz... - palnęła, stwierdzając oczywistość. Zaraz też w jej głowie pojawiło się mnóstwo pytań,, które chciała mu zadać, lecz milczała dłuższą chwilę nie mogąc na żadne się zdecydować. - Czemu wcześniej się nie odzywałeś? Od jak dawna mnie śledzisz? Sir Morimond cię przysłał? - zadała pierwsze z nich.
-Powiedzmy, że wpłynął na moją obecność tutaj…- mówił wolno, jakby rozważał każde słowo. Resztę przemilczał.
Panna Oakenfold westchnęła. Nie lubiła gdy rozmówca wybiórczo podpowiadał na pytania, ale nie zamierzała naciskać.
- Wiesz o jego śmierci? - spytała, bo wolała się upewnić.
-Była dla mnie znakiem, że czas ruszać na misję- odparł Balthazaar, dopijając na raz resztę piwa w kuflu. Złocisty trunek spłynął mu między wielkimi zębiskami, a smoczydło otarło tylko ręką szyję i paszczę.
Venora zmrużyła oczy, nie rozumiejąc tej odpowiedzi.
- Ale jaki to ma związek z jego śmiercią? - mruknęła, nieco zaniepokojona tym.

-Morimond bardzo o ciebie dbał, kiedyś. Wiedział, że jego czas w końcu się skończy i nie będzie mógł cię dalej chronić i kształcić na wielkiego rycerza. Dlatego poprosił kilku wpływowych przyjaciół by się tobą zaopiekowali. Miał obsesję na twoim punkcie i zadbał o wiele byś ziściła legendę- smoczydło zaśmiało się lekko i spojrzało Venorze głęboko w oczy -Walczysz świetnie, ale żaden z ciebie wybraniec. Uwierz mi, możesz spać spokojnie…- dodał Balthazaar, rozkładając się wygodniej na ławie.

Panna Oakenfold uśmiechnęła się z nostalgią. Jej mentor zawsze traktował ją tak jakby była najbardziej wyjątkową osobą na świecie. Jednak na zapewnienie Balthazaara skrzywiła się. Venora oparła łokciami o blat stołu i podparła głowę na rękach. Wbiła spojrzenie w ledwo ruszony napitek.
- Na twoim miejscu nie zakładałbym się o to - stwierdziła. - No chyba, że mówiąc o wpływowych znajomych mojego mentora masz na myśli kontakty u samych niebian - dodała cicho. Smoczydło zaśmiało się raz jeszcze ukazując skrawek pożółkłych kłów
-Jak wspomniałem, twój mentor poprosił wpływowych przyjaciół- wzruszył ramionami -Jego obsesja doprowadziła go do szaleństwa. To jest moje zdanie- skomentował chłodno.
- Wszyscy tak o nim mówią… - westchnęła, ale nie było w tym pretensji. - Ale ja tak o nim nie myślę. Nie po tym co działo się w moim życiu w ostatnim miesiącu - stwierdziła bez skrępowania i przejmowania się tym co pomyśli sobie o niej smoczydło. - Czyli co teraz? Będziesz mi towarzyszyć jak długo? - zapytała. Balthazaar wzruszył tylko ramionami, raz jeszcze stukając pazurem w wyznaczone miejsce na mapie.
Panna Oakenfold powiodła wzrokiem na mapę.
- Aha, czyli jak tam dotrzemy to skończy się twoja misja - skomentowała, w ten sposób tłumacząc sobie jego odpowiedź. - Może uda się w miesiąc z tym uporać - oceniła. - Ale wszystko będzie zależało od tego ile zejdzie mi się w Suzail - burknęła pod nosem i sięgnęła po kufel z piwem. W zamyśleniu, po raz kolejny rozważając możliwe opcje czekające na nią w stolicy, upiła kolejny łyk.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 19-07-2017, 15:10   #237
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Nie jedziemy do Suzail. Nie ma na to czasu. Starzec już traci kontakt z rzeczywistością i nie możesz sobie pozwolić na nawet jeden dzień zwłoki- szybko zbił rycerkę z tropu.
- A właśnie, że jedziemy do Suzail. Mam swoje obowiązki i obietnice, których muszę dotrzymać - odparła mu niezrażona Venora.
-Jeśli stary kopnie w kalendarz twoje pytania będą już cię do końca życia męczyć. Nikt inny ci na nie nie odpowie. Ale to już nie mój problem. Zrobimy jak tam sobie chcesz…- smoczydło oparło masywne ramiona na opancerzonym torsie.
Paladynka westchnęła długo i przeciągle.
- Czemu zawsze wszystko musi być na już… - prychnęła z niezadowoleniem. - Czemu nie mogliście z tym wcześniej do mnie przyjść?! - dodała z pretensją w głosie.
Smoczydło przekrzywiło wielki łeb. Wykazywało obojętność wobec reakcji rycerki.

- Jak mi los nie będzie sprzyjał to nawet jakbym teraz wyruszyła to pewnie ten mędrzec zmarłby na chwilę przed naszym przybyciem - stwierdziła odwracając spojrzenie od Balthazaara. - Najważniejsze są moje obowiązki względem zakonu i Helma - mruknęła do siebie, jakby chcąc się w tym utwierdzić. Ale po jej minie było widać chęć by się dowiedzieć.
-Twój zakon? Już tam nie jesteś mile widziana, ale zawsze możesz wrócić i się korzyć przed swoimi przełożonymi…- odparł złośliwie.
Venora zmrużyła gniewnie oczy.
- Dokładnie to zamierzam zrobić. Nie tylko przez wzgląd na złożone obietnice - odpowiedziała mu. - Bo jeśli naprawdę okaże się, że mój mentor miał rację, to sama niczego nie wskóram, żeby zapobiec temu... Tej erze smoków. A wydarzenia ostatnich dwóch miesięcy doskonale mnie w tym utwierdziły.
Smoczydło wysłuchało słów rycerki i wzruszyło tylko ramionami.
Paladynkę wyraźnie poirytowało zachowanie jaszczuroczłeka.
- Jutro, przed wyjazdem muszę jeszcze załatwić mnóstwo spraw - oznajmiła, wstając od stołu. - Idę sprawdzić co u dzieci, a później spać - dodała. - Dobrej nocy - rzuciła chyba wyłącznie przez dobre wychowanie. Zostawiając niedopite piwo ruszyła pewnym krokiem na piętro, gdzie mieściły się wynajęte przez nią pokoje gościnne.

Otworzyła drzwi do dużego pokoju, w którym cała dziesiątka dzieciaków właśnie rozrabiała w najlepsze. Widząc Venorę wszystkie, jak na sygnał, zastygły w miejscu wstrzymując się od tego co aktualnie robi. A wspomnieć należy, że jedynie trójka spośród nich siedziała w swoich posłaniach, a żadne z nich nie było jej bratankiem.
- No a czemu wy jeszcze nie śpicie? - zganiła ich wszystkich Venora, lecz ciepły uśmiech nie wskazywał, żeby się złościła na nich na poważnie. - Netir, Ergon, powinniście dawać przykład - pokręciła głową i weszła do środka. Jej bratankowie zostawili poduszki, którymi jeszcze chwilę temu okładali się z pozostałymi dziećmi i usiedli w klęczki na swoich posłaniach ze spuszczonymi głowami.
- Chcemy bajkę… - pisnęła cichutko Maera, która siedziała grzecznie w swoim posłaniu. Była ona jedyną dziewczynką w tej gromadce, co zostało odkryte dopiero gdy wszystkie dzieciaki, jeszcze w posiadłości Okhe, trafiły do balii z ciepłą wodą i zostały wyszorowane z brudu.
- Tak, chcemy bajkę! - odezwały się chórem cała reszta.
Venora uśmiechnęła się. Ta czerada zdążyła się już przyzwyczaić do pewnej rutyny, a w nią wchodziła choćby opowieść na dobranoc. A panna Oakenfold przywykła do zajmowania się tą gromadką. W końcu też zapamiętała imię każdego z nich. Powiodła spojrzeniem po wpatrujących się wyczekująco w nią uśmiechniętych buźkach. Addi, Inso, Shin, Mohan, Kauth, Romero, Diero i najmniejsza z nich Maera. Razem z Ergonem i Netirem tworzyli całkiem wesołą gromadkę.

- No dobrze - a to wywołało okrzyk radości wszystkich. - No już już… - Venora uciszyła ich i usiadła obok Maery, opierając plecami o ścianę. Dziewczynka przytuliła się do rycerki. Panna Oakenfold nie była najlepsza w opowiadaniu, pierwsza bajka nawet została określona jako “Albrecht opowiada fajniejsze”. Nic zresztą dziwnego skoro ona z pamięci opowiadała dziecięcą bajkę, a kapłan nieco okrojone opowieści o walkach jakie toczyły cormyrskie Purpurowe Smoki. Wtedy postanowiła iść za przykładem kapłana i zaczerpnąć odrobinę z własnych przygód. Tak więc dzieci słyszały już opowieść o nierozważnym rycerzu, którego prawie zeżarły ghule, ale dzięki łasce Helma udało mu się przeżyć. Największym zaciekawieniem cieszyła się opowieść o bitwie z królem goblinów. Dzieciaki pokładły się ze śmiechu, gdy w kulminacyjnym momencie walki, goblini władca po prostu potknął się i upadając uderzył się głową o kamień tracąc przytomność.

Po wszystkim ułożyła zadowolone z bajki dzieciaki do posłań i udała do swojego pokoju. Będąc tam sama, wróciła myślami do tego wszystkiego co miała na głowie, a nie miała nikogo kto mógłby jej podpowiedzieć co jest najlepszym wyborem. Pozostawało jej więc iść za głosem serca i opierać się na tym czego uczono ją przez te lata jakie spędziła szkoląc się na paladyna. Balthazaar mógł mieć całkowitą rację, że mędrzec nie dożyje jej przybycia. Ale Venora nie chciała zaprzepaszczać wszystkiego co miała. Nie chciała zostać wyklętą przez własny zakon. A już na pewno nie chciała zawieść przyjaciela, który dla niej ryzykował życie. Panna Oakenfold siedząc już w łóżku, objęła w dłonie święty symbol Helma.
~ Nigdy nie zdradź zyskanego zaufania… ~ z tymi myślami przystąpiła do modlitwy.

23 dzień Przypływu lata 1372 roku rachuby Dolin. Marsember.

Obudziła się jeszcze przed świtem. Wstała i ubrała się. Nie słysząc hałasu dobiegającego z pokoju obok, gdzie spały dzieci, przysiadła do zadbania o swoją broń. A to było czasochłonne. Na szczęscie, jak wypucowała zbroję jeszcze na pokładzie statku Okhe, tak nie zakładała jej jeszcze od tamtej pory. A biorąc pod uwagę to, że towarzyszyło jej smoczydło, nie planowała się męczyć i nosić zbroi półpłytowej, decydując się na założenie kolczugi, dużo wygodniejszej w podróży.
Skończyła czyścić Ślepy Los i schowała go do pochwy. W towarzystwie nieodłącznej Pożogi Venora wyszła z pokoju by obudzić dzieci na śniadanie. Później musiała przekonać służkę pracującą w karczmie by zajęła się tą gromadką na czas jej nieobecności, gdy uda się na miasto w poszukiwaniu maga.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 19-07-2017, 23:54   #238
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
A tych było tu bez liku. Czarodzieje, czarownicy, sztukmistrzowie, wieszczowie, przyzywacze i alchemicy. Czaromiotów od zatrzęsienia. Kiedy jednak usłyszeli, że poszukiwany przez Venorę zwój nie dotyczy ich dziedziny, od razu przestawali być tak uprzejmi i nad wyraz mili. Żaden nie chciał ujawniać gdzie trza się udać by wesprzeć konkurencję. Koniec końców trafiła na starca w pożółkłej szacie, który według własnej autoreklamy był mistrzem petryfikacji w latach zamierzchłych.


Tymora oszczędziła rycerce poszukiwań zwoju i pozwoliła dość szybko odnaleźć jej to czego szukała. Stary mag życzył sobie kufra złota, bo tyle zajmowało osiem setek złociszy, lecz rycerka tak długo się targowała aż udało jej się zbić cenę do takiej, jak szacowała Gritta.
-Mogę jeszcze w czymś pomóc?- spytał na koniec mierząc ją od stóp do głów.
Trzymając zakupiony przedmiot w dłoni, paladynka z zadowolenia, że udało jej się pozyskać upragniony zwój, aż dostała wypieków na twarzy.
Poszukiwania nie zajęły jej wiele czasu, więc spokojnie mogła zdążyć, bez pośpiechu, przekazać go kapitanowi statku Okhe.
~ Muszę jeszcze koniecznie napisać list…~ przeszło jej przez myśl, ale pytanie maga sprowadziło ją na ziemię
- Tak, mam kilka przedmiotów do zidentyfikowania - odparła mu Venora i sięgnęła do plecaka. Wyciągnęła z niego dwa pierścienie i trzy zwoje.

-To zwój Deszczu kolorów, oraz Promieniu osłabienia. A ten tutaj…- wczytał się w jego treść -Ten tutaj to zwój Fałszywego życia…- oddał rycerce zwoje -Za identyfikacje tego, już będzie musiała zapłacić…- uniósł brew -Pięćdziesiąt złociszy od pierścienia- dodał. Venora i tak miała to zrobić, a cena podyktowana przez starca nie była taka zła, więc od razu przystała na te warunki.
-Ten tutaj to pierścień maga. Zapamiętuje wybrane zaklęcie. Ten drugi jest znacznie ciekawszy…- burknął dokładnie mu się przyglądając -Magia tej błyskotki sprawia, że nie czujesz głodu i pragnienia tak długo jak go nosisz… Nie wiem jak można go nosić, ale- wzruszył ramionami -Nie moja sprawa- dodał na koniec oddając rycerce jej rzeczy.
Ostatni pierścień zainteresował paladynkę. Venora jak najbardziej widziała przydatność tego świecidełka choćby w czasie podróży.
- Dziękuję. A czy jest pan może zainteresowany odkupieniem tego? - zapytała wskazując na zwoje i pierścień maga.

-Mogę wziąć od biedy, jednak nie jestem w stanie zaproponować więcej niż pięćset złociszy łącznie- odparł Venorze.

- A za same zwoje? - dopytywała, bo podejrzewała, że to dużo zaniżona kwota była.
-Sto pięćdziesiąt- rzekł chłodno i stanowczo jakby nawet nie dopuszczał do siebie myśli o targowaniu się.
Rycerka wyciągnęła sto sztuk złota i przekazała je czarodziejowi.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc - powiedziała z uśmiechem i zagarnęła zwoje do plecaka. - Życzę miłego dnia.

Po pożegnaniu się z magiem, paladynka opuściła jego pracownię i wyszła na ulicę. Tam czekał na nią Młot, który wyraźnie się ożywił widząc swoją panią. Venora podeszła do niego, pogłaskała po pysku. Dosiadła go i pojechali w kierunku portu. Po drodze Venora zakupiła pergamin, atrament, pióro i wosk do lakowania. Chwilę szukała miejsca gdzie mogłaby przysiąść i na spokojnie napisać list, aż w końcu zdecydowała się zajść do pobliskiej karczmy. Było tam pusto, więc nie miała problemu by znaleźć stolik gdzieś w rogu. Karczmarza poprosiła o wino, bo nie wypadało zajmować miejsca i nic nie kupić.
Z butelką wina i stojącym obok niego kielichem, paladynka wyciągnęła z plecaka wszystko co było jej potrzebne. Przetarła blat stołu i dopiero wtedy rozwinęła na nim pergamin.
Przez chwilę, sącząc wino, wpatrywała się w kartkę w zamyśleniu co powinna napisać. W końcu zebrała się do tego. Umoczyła końcówkę pióra w atramencie i zaczęła pisać. Staranie stawiała litery, starając się by nie zrobić kleksów. W kilku momentach zatrzymywała się, nie mogąc zdecydować się na odpowiedni dobór słów.

Cytat:
Drogi Albrechcie,

Udało mi się znaleźć zwój, który pomoże Tobie. Mam co prawda nadzieję, że Okhe mnie do tego czasu ubiegnie i już masz się dobrze. Niezmiernie jest mi przykro z powodu tego co Tobie się stało. Oraz przez to, że zostawiłam Cię samego, nie zostałam. Do tej pory mam wyrzuty sumienia z tego powodu, szczególnie, że wiem, że gdyby sytuacja była odwrotna to Ty byś przy mnie został.

Uznałam jednak, że Ty przynajmniej wiedziałbyś co robić, a mi zostałoby tylko bezczynnie stać i czekać aż inni znajdą za mnie rozwiązanie. Dlatego właśnie zdecydowałam się wyruszyć…
Mam zamiar zrobić to o czym rozmawialiśmy i zrobię co w mojej mocy by tego dopilnować. Najprędzej jak to będzie możliwe to wrócę do Ilipur po Ciebie.

Dotarliśmy, więc do Marsember bez problemów. Dzieci już nie mogą doczekać się dotarcia do domu. A nasz nowy znajomy jest okropnym towarzyszem podróży. Dopiero w Cormyrze okazało się, że jednak potrafi mówić… Ale choć jest trudny w obejściu to jednak nie odmawia pomocy.
Teraz czeka nas droga do domu, a później do Suzail. Aż mnie skręca w żołądku na myśl jak przyjdzie mi opowiadać to co się wydarzyło.

Już na szczęście koszmary mnie nie męczą i mam nadzieję, że i Ciebie przestały. Co wieczór modlę się o to do Helma. I choć byłam zrozpaczona, gdy pierwszy raz zobaczyłam Cię, gdy walka z beholderem się skończyła to teraz dziękuję bogom, że nie skończyło się to gorzej i jest dla Ciebie ratunek.

Albrechcie, bardzo tęsknię za Tobą i wyczekuję dnia kiedy znów się spotkamy.

Venora
Czy to z powodu kilku dni przemyśleń i potrzeby wyrzucenia ich z siebie, czy wypicia wina, ostatecznie list był całkiem długi. Paladynka odłożyła list do wyschnięcia i przysunęła sobie świecę. Z plecaka wyciągnęła wosk do lakowania i tubę, w której trzymała list od Morimonda i wyciągnęła go z niej, chowając na powrót do plecaka. Zapakowała do niej zwój dla Albrechta.
Kiedy atrament listu przestał się rozmazywać, Venora starannie go złożyła i nakropliła na niego wosk. Rycerka jako pieczęć odcisnęła używając swojego medalionu z symbolem boga. Tak przygotowaną wiadomość dołożyła do tuby i zamknęła ją.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 20-07-2017, 16:47   #239
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Panna Oakenfold zapłaciła za gościnę w karczmie i wyszła. Tym razem udała się prosto na pomost gdzie zacumowany był Łowca wielorybów. Załoga statku od razu poznała paladynkę, więc ta bez przeszkód mogła wejść na pokład, a tam spotkać się z ich kapitanem. Venora poprosiła go by przekazał tubę do swej pani, kapłanki Okhe.
Wracając stamtąd i kierując się do centrum miasta, Venora poczuła się odrobinę lepiej. Żywiła wielką nadzieję, że choć trochę uda jej się pomóc kapłanowi.
Już w trakcie poszukiwania czarodzieja przy okazji rozpytała o miejsca gdzie można znaleźć rzemieślników i handlarzy broni oraz pancerza, dlatego teraz było jej łatwiej by znaleźć pożądane miejsca. Poprzedniego dnia długo myślała nad tym co zrobić z pozyskanym orężem. Na przykład sztylety nie były czymś co warto było targać ze sobą całą drogę do Suzail. Uznała więc, że najlepszym rozwiązaniem będzie sprzedanie wszystkiego co jej zdaniem nie miało wartości użytkowej ani dla niej, ani dla zakonu. Przynajmniej wtedy Młot będzie miał lżej ciągnąć wóz. Oręż, który miała na sprzedaż był bardzo dobrze wykonany, część nawet miała w sobie zaklętą magię.
Dwie godziny zajęło jej szukanie chętnych na odkupienie tego co miała na zbyciu, by na koniec, z workiem pełnym monet i drogich kamieni, udać się wprost do świątyni Waukeen. A stamtąd jeszcze tylko do kapliczki Tymory, by i jej podziękować za pomoc.

~***~

Było wczesne przedpołudnie kiedy panna Oakenfold uporała się ze wszystkim co musiała i znów znalazła się z powrotem w karczmie. Wpierw poszła sprawdzić do dzieci, czy opiekunka spełniła swój obowiązek, a gdy się w tym upewniła to udała się do swojego pokoju. Tam, w ciszy i spokoju sprawdziła swój ewkipunek. Szczególną uwagę zwróciła na pierścienie. Jeden założyła bez wahania, ale na jego działanie trzeba było jej jeszcze poczekać. Drugi natomiast w pierwszej chwili wydał jej się bezużyteczny, wręcz żałowała, że go jednak nie sprzedała. Ale wtedy sobie przypomniała, że sama przecież również potrafi rzucać czary, a gdyby tak mogła mieć możliwość użyć ich w późniejszym czasie, umieszczając jeden z własnych czarów w nim ma czarną godzinę…
Zdecydowała się go wykorzystać i również założyć na palec. Poświęciła jeszcze chwilę by umieścić w nim zaklęcie i dopiero wtedy zebrała wszystko co miała z pokoju i wyszła z niego.

Znalezienie smoczydła nie stanowiło problemu, bo jak po śniadaniu poszedł do swojej sypialni, tak nie wyszedł z niej do tej chwili.
- Możemy ruszać - powiedziała do Balthazaara, trochę naglącym tonem. Smoczydło mruknęło jak miało w zwyczaju. Wszystko co potrzebował, miał przy sobie, zapiął tylko na piersi pasek trzymający jego pochwę z dwuręcznym mieczem i sięgnął po plecak, po czym zostawił Venorę z dzieciakami, udając się do stodoły, gdzie był Młot oraz wóz. Niedługo później dołączyła do niego rycerka i grupka jej podopiecznych. Gdy już byli gotowi, Balthazaar zaprzęgnął konia i wóz powoli ruszył w kierunku zachodniej bramy Marsember. Dobra godzinę przedzierali się przez rzeszę mieszczan, handlarzy i wielu innych. Strażnicy odprowadzili ich wzrokiem, choć pewnikiem ze względu na jaszczuroczłeka. Teraz czekała już ich tylko podróż na zachód.

Do wieczora przebyli jedną czwartą drogi do Suzail i około połowy drogi do rodzinnego domu Venory. Kompani musieli rozbić obóz. Smoczydło zatrzymało wóz u podnóża niewielkiego wzniesienia, pod wapienną skałą. Wiatr tutaj tak nie dawał się we znaki, a piękna pogoda zapowiadała gwieździstą i ciepłą noc.
Venora w pierwszej kolejności zajęła się rozdaniem dzieciom jedzenia na kolację.
- Chcesz wziąć pierwsza czy drugą wartę? - zapytała Baltazaara, gdy każde z jej podopiecznych zajadało swój posiłek. Smoczydło wzruszyło ramionami, pokazując że oczywiście jest mu to zupełnie obojętne.
- To weźmiesz pierwszą - mruknęła decydując za niego. Uśmiechnęła się spoglądając na dzieciarnię. - Zajmij się rozpaleniem ogniska... Choć w sumie to jak dla mnie ono nie jest konieczne, bo i bez światła widzę w nocy. Dobrze, że pogoda nam sprzyja - dodała na koniec spoglądając w niebo.
Wielkolud skinął głową i wspiął się na szczyt skały, z wielką łatwością. Usiadł na górze krzyżując nogi. Było to świetne miejsce do obserwacji całej okolicy, Venora podejrzewała, że smoczydło widzi w ciemności znacznie lepiej niż ona sama. Dzieci posłusznie ułożyły się do snu na wozie, zaś Venora rozłożyła sobie posłanie na ziemi, na kępie trawy. Patrząc w gwiazdy zastanawiała się jak to będzie, kiedy wróci do Zakonu, co powie przełożonym i mentorom.

~ Chyba po prostu, zwyczajnie opowiem wszystko od początku do końca ~ pomyślała. Powrót bardzo ją stresował, bo nie była w stanie przewidzieć jak to się dla niej skończy. No i prędzej niż z przełożonymi, czekała ją rozmowa z rodziną, choć akurat tego się nie obawiała. Problemem mogło być tylko wyrwanie się z domu, bo wiedziała, że rodzice mogą nie chcieć jej puścić w dalszą drogę, chcąc zatrzymać ją przy sobie. Panna Oakenfold spojrzała na smoczydło. Sama nie wiedziała co o nim myśleć. Westchnęła i uznała, że najwyższy czas na sen. Przekręciła się na bok, wymacała dłonią leżące przy niej miecze i dopiero wtedy zamknęła oczy.



Kiedy Balthazaar ją zbudził było jakiś czas po północy. Gwiazdy w pełnej okazałości rozświetlały połacie cormyrskich wzgórz. Smoczydło zeskoczyło z góry z rumorem, ale kiedy rycerka spojrzała na dzieci żadne się nie przebudziło. Najwyraźniej spało im się znacznie lepiej na wozie. Wielkolud widząc, że nie musi jej dobudzać, usiadł wygodnie pod skałą, opierając się o nią plecami i zamknął oczy, buchając parą z nozdrzy.
Venora przeciągnęła się i zaczęła podnosić z posłania. Wzięła miecz i podeszła do Młota. Koń, choć nie był do niczego przywiązany, grzecznie pilnował się i nie oddalał od obozowiska. Paladynka poklepała go po szyi i ruszyła do skałki. Było zupełnie ciemno, ale Venora ostrożnie wspięła się na nią i stamtąd, siedząc w klęczki, obserwowała okolicę. Liczyła na to, że cisza i brak światła w obozowisku sprawią, że i jej warta minie spokojnie.

24 dzień Przypływu lata 1372 roku rachuby Dolin. Gdzieś na zachód od Marsember.

Jej warta minęła spokojnie. Nic nie nawiedziło obozu, ani nie niepokoiło obozujących. Z oddali słyszała wycie wilków i jeszcze innego dużego zwierza, lecz cokolwiek to było nie podeszło bliżej. Kiedy niebo powoli zaczynało szarzeć, Venora zbudziła Balthazaara. Smoczydło dało jej czas na poranną toaletę, samemu obierając sobie większy krzak, na najważniejszy w tej chwili cel. Wielkolud wrócił i zaprzęgnął konia, rozsiadając się wygodnie na koźle. Czekał tylko cierpliwie na znak gotowości panny Oakenfold.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 20-07-2017, 19:06   #240
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Venora zdecydowała, że wszyscy śniadanie zjedzą w drodze, by nie tracić więcej czasu. Rozdała więc dzieciakom prowiant, nawet Balthazaarowi wetknęła w rękę jedzenie, po czym zasiadła na tyle wozu, by mieć wszystkich na oku.
- Ruszajmy - powiedziała i wgryzła się w jabłko, które wyciągnęła ze skrzyni, w której trzymali zapasy jedzenia na drogę. - Tak mnie zastanawiało… Czy twoje imię jakoś się skraca? - zapytała paladynka smoczydło. Sama miała kilka pomysłów na to, ale nie chciała tego robić bez jego zgody, by go przypadkiem nie urazić.
Słysząc słowa Venory jaszczuroczłek zaśmiał się tylko pod nosem, patrząc na nią z lekkim politowaniem. Venora słyszała, że smoki i pochodzące od nich istoty nosiły bardzo egzotyczne i trudne do zapamiętania imiona. Być może tak samo było w przypadku tego smoczydła.
- Bo tak w walce to ciężko przywołać twoje imię - wyjaśniła paladynka powód zadania tego pytania. Balthazaar siedział niewzruszony, lekko zgarbiony, gapiąc się gdzieś w dal.
Venora westchnęła z rezygnacją.
- Jak wolisz… - mruknęła pod nosem. Zdecydowanie smoczydło było nie najlepszym towarzyszem podróży. Całe szczęście miała całą gromadkę chętnych do rozmów dzieciaków. I to paladynce wystarczyło by nie dłużyła się jej się droga.

Resztę dnia rycerka nie nudziła się w ogóle. Dzieci skutecznie walczyły z ciszą i nudą w trakcie powolnej podróży. Venora dowiedziała się o losach niektórych, a inne nie chciały w ogóle wspominać przeszłości. Spojrzała na bratanków i ucieszyła się, że chłopcy zaledwie liznęli okrucieństwa niewoli.
Do wieczora przebyli spory kawał drogi, lecz nie mieli szans dotrzeć do rodzinnego domu rycerki w nocy. Balthazaar zatrzymał powóz w małym jarze, kilkaset metrów od strumienia. Byli w tym miejscu bardzo bezpieczni. Smoczydło uwolniło Młota, który prychnął z ulgą i udał się w kierunku strumienia.
-Ciociu Ven, kiedy zobaczymy mamusię i tatę?- spytał Ergon.
- To będzie już jutro. Bądźcie cierpliwi - odparła mu z szerokim uśmiechem Venora, głaszcząc chłopca po policzku. Paladynka cieszyła się na jutrzejszy dzień równie bardzo co i dziecko. A droga niestety zajmowała im dużo więcej czasu niż by to trwało dla samotnego jeźdźca na grzbiecie silnego konia.

Smoczydło zajęło się rozpaleniem ogniska, po czym ułożyło się pod kołem wozu do snu. Venora czuła się zmęczona samą podróżą, lecz bywało znacznie gorzej, to też wzięła z pokorą tę rolę bycia pierwszej na warcie na swe barki i rozsiadła się obok ogniska.


Noc mijała jej spokojnie. W końcu uznała, że nadszedł czas zmiany, kiedy u wejścia do jaru dostrzegła zbierającą się nad brzegiem strumienia mgłę. To spostrzeżenie zaniepokoiło Venorę i sprawiło, że szybciej zaczęła się zbierać. W miarę cicho, na tyle na ile potrafiła, zbliżyła się do Balthazaara i szturchnęła go. Gdy ten tylko otworzył oczy, paladynka bez słowa wskazała mu ową mgłę.
Smoczydło otworzyło oczy i spojrzało na nią zdrowym okiem, następnie wejrzało w kierunku mgły. Batlhazaar puścił parę z nosa, zbierając się do pozycji siedzącej. W tym czasie Venora rozejrzała się uważnie dookoła ich obozowiska. Tutaj jeszcze mgła nie dotarła i panował spokój. Dzieciaki spały niewinnie, nieświadome tego co działo się wokół. Rycerka miała dziwnie złe przeczucia i od razu skorzystała z błogosławieństw objawionej mocy wyczuwania negatywnej energii. Gdzieś tam w mgle, po drugiej stronie strumienia, gdzie jej wyjątkowy wzrok nie sięgał czaiło się coś co wyczuła bez cienia wątpliwości.

Mgła powoli zbliżała się w kierunku obozu, a smoczydło widząc to wydało z siebie pomruk i dobyło swego miecza. Jaszczur wyglądał jakby nie miał zamiaru się tym przejmować, ale dla spokoju Venory ruszył dziarskim krokiem w kierunku wyjścia z jaru i szemrzącego strumyka.

Venora bez zwłoki położyła dłoń na rękojeści swojego miecza.
- Uważaj, tam się czai coś złego - mruknęła do pleców Balthazaara. Skupiła się w tym momencie na wyczuciu zła, by spróbować je określić. Zbliżyła się do wozu gdzie spały dzieci, żeby być gotową stanąć w ich obronie.
Czas uciekał, a Balthazaar nie wracał, znikając w ciemności i otaczającej go mgle. Rycerka zastanawiała się jak długo wytrzyma w napięciu. Coś jej podpowiadało by ruszyć za smoczydłem, ale śpiące na wozie dzieci skutecznie zbijały ją z tropu.
Paladynka stała więc w miejscu, nie mogąc się zdecydować co zrobić. Kątem oka spojrzała na podopiecznych by znów zacząć nerwowo przyglądać się mgle.
- Balthazaarze, znalazłeś coś? - odezwała się w końcu i wyciągnęła miecz.
Smoczydło jej nie odpowiedziało, lecz po krótkiej chwili usłyszała wściekły wrzask i coś w środku jej podpowiadało, że to był właśnie Balthazaar.
Paladynka gorączkowo zaczęła się zastanawiać co też mogło znajdować się w tej mgle. Po raz kolejny spojrzała na śpiące dzieci. Zdecydowała się pochwycić swoją tarczę w rękę i mając Pożogę w drugiej przestąpiła kilka kroków w przód, wychodząc naprzeciw temu czemuś. Zatrzymała się stając na drodze do wozu.
- Balthazaar odezwij się - wycedziła Venora przez zęby, ze zdenerwowaniem w głosie. Negatywna aura zła zniknęła, lecz jaszczuroludź wciąż się nie odzywał, a mgła nie wyglądała jakby miała zaraz zniknąć.

Panna Oakenfold cofnęła się, ale nie panikowała. Za dużo widziała smoczydło w akcji by nie martwić się o niego zbyt przesadnie. Za to myśli przywodziły jej jedno...
~ Wampir?! ~ zastanowiło ją, a w raz z tym pytaniem wróciła się prędko do wozu by zamienić Pożogę na buzdygan. Natychmiast spojrzała na wóz by upewnić się, że dzieciom nic nie dolega, ale też rozglądała się uważnie w koło, nie poprzestając w próbach wyczucia aury zła. Wszędzie dookoła panowała niesamowita cisza. Nie było słychać ptaków, żab, świerszczy. Tylko strumień. Rycerka już miała wracać do dzieci, gdy znów usłyszała ryk Baltazaara, gdzieś na zachód od miejsca, w którym znajdował się jar i ona sama.
Venora już zrobiła krok w tamtym kierunku, ale zatrzymała się, powstrzymując od pójścia tam. Odwróciła się i szybkim krokiem ruszyła do wozu. Nie mogła ruszyć w niewiadome, zostawiając dzieci same. Jej energiczny, żołnierski krok rozdźwięczał jej pancerzem budząc ze snu Ergona
-Ciociu co się dzieje?- spytał przecierając oczy.
Venora dopadła do skrzyni okrytej kocem, pod którym znajdowała się broń i pancerz.
- Coś się dzieje, ale jeszcze nie wiem co - szepnęła do chłopca i wyciągnęła buzdygan. Pożogi nie odkładała, a jedynie schowała do pochwy, tak na wszelki wypadek. - Bądźcie spokojni, cokolwiek się nie wydarzy to obronię was - zapewniła i poprawiła uchwyt dłoni na rękojeści. Paladynka znów zaczęła rozglądać się po okolicy. Chciała zawołać smoczydło, ale obawiała się, że to może tylko zainteresować... to coś ich położeniem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172