Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2017, 16:22   #7
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Trend przykrywania przestrzeni miejskiej rozpoczął się w Chinach, gdy w Hong-Kongu i Szanghaju centra miast zaczęły się dusić. Wszechobecne korki i ścisk, oraz fakt, że rząd Chin miał gdzieś prawa obywateli (tu dostępu do światła słonecznego) zaowocowały pierwszymi platformami ponad poziomem gruntu z własnym ruchem pieszym, ulicznym i trakcji transportu masowego. Okazało się to strzałem w dziesiątkę i wkrótce po to rozwiązanie sięgnęli Japończycy, a w końcu również aglomeracje Europy i Ameryki Północnej. Ludność od lat przestawiała się na funkcjonowanie poza światłem słonecznym. Wielopoziomowe galerie handlowe, rozbudowane podziemia na poziomie linii metra, oraz zamknięte przestrzenie w pracy, mówiły samo za siebie. Do tego wszystkiego coraz częściej w mieszkaniach używano oświetlenia nowego typu SunLight imitującego światło słoneczne, co przy bezpłatnym prądzie i systemach wizyjnych kreowało zaślepianie okien w których miejsce nowoczesne projektory holo imitowały widoki jakie tylko wymarzył sobie właściciel. Widok na dżunglę, błękitne morze? panorama z wieży Eifla? Wszystko jest dla Ciebie.
Naturalną konsekwencją przykrywania części miast było przenoszenie funkcjonowania wyższych klas ludzi na górę, a coraz większe zawłaszczanie poziomu gruntu przez biedniejszą część społeczeństwa i półświatek. Potem zaczęto stawiać kolejne ‘warstwy’ miasta już przewidzianych dla mieszkańców o coraz wyższym statusie. Aktualnie zwykły obywatel choćby z niższej klasy średniej nie pojawiał się na level 0 gdy nie był do tego zmuszony, a najlepiej sytuowani przebywanie w przestrzeni miejskkiej ograniczali minimum do ‘czwórki’ funkcjonującej w ścisłym centrum Toronto oraz kilku innych częściach aglomeracji gdzie królowała zwarta i bardzo wysoka zabudowa.

Oczywiście lekkie kompozytowe konstrukcje z mieszanek betonu i włókien węglowych nie przykrywały całości przestrzeni. Osadzone na słupach z inteligentnego betonu, oraz na konstrukcjach wsporników wmontowywanych w budynki, w całości przykrywały jedynie ulice i chodniki pomiędzy wieżowcami. Większe otwarte przestrzenie pomiędzy wysokim budownictwem zostawiane były jako niezakryte wyspy podobnie jak miejsca gdzie stawiano parkoszafy.
Albo gdy trafiały się takie miejsca jak kościółek Seraphine.
Na level 1 wystawała wieża i spadzisty dach, bo ten płaski plebanii, na którym urządziła ogród, był mniej więcej na poziomie nadbudowanej nawierzchni. Balustrada oddzielała chodnik i ulicę od przepaści od frontu i od wschodu, podczas gdy tył i zachodnia strona flankowane były przez wyższe budynki. Kościółek prezentował się bardzo ładnie z tej perspektywy i był lokalną atrakcją, a miasto przymierzało się podobno nawet do podświetlenia go, aby bardziej wyeksponować lokalną atrakcję nocą.

W tym kwartale nie było wyższych poziomów, toteż kotołaczka miała nad sobą jedynie niebo, ale nie było szans na zobaczenie gwiazd przy takiej emisji światła jaką emitowało Toronto. Mimo to panował tu niejaki półmrok, przynajmniej w porównaniu ze ścisłym centrum. Tam ilość holowyświetleń i neonów, oraz innego typu projekcji przyprawiała o oczopląs, bo były właściwie wszędzie. West Queen West już na początku wieku była mekką street artu i buntowniczego podejścia do wielkomiejskiego szaleństwa. Urokliwy klimat półmroku i wolności od stroboskropowego rytmu Old Town wkrótce zaraził i inne dzielnice Toronto.



Ludzi było o tej porze kręciło się tu niewielu. Wieczór wchodził w późną fazę, a w tych rejonach nie było sensu szwędać się nawet po poziomie 1. Kto chciał poszaleć po mieście udawał się raczej bliżej centrum ku nie tak dalekiemu City Place. Tam funkcjonowały setki barów i klubów na trzech poziomach pomiędzy Fort York a słynną iglicą CN Tower i powszechnie uznawano ten teren za największą imprezownie w całym Golden Horsehoe. Prócz pojedynczych przechodniów jedyną większą grupką w zasięgu wzroku, było kilka prostytutek pod ścianą jednego z budynków. Zwracała uwagę choćby pod tym względem, że trwała tam spora awantura, bo cztery dziewczyny okładały jedną leżącą na ziemi.
Wyjątkowo brutalnie.
Seraphine zarejestrowała jak prowodyrka praktycznie z rozbiegu kopnęła bitą w twarz, jak dawniej kopacze piłkę w amerykańskim footballu, ale nie zamierzała ingerować, jakoś specjalnie. Cały ten wieczór był jednym wielkim kopaniem w twarz. Złapała w przelocie kubek kawy z kafejkowego dystrybutora ustawionego przy wejściu do “Kammy”, niewielkiej kafejki w pobliżu kościółka i przechodząc rzuciła nieco drobnych na ziemię.
Gwizdnęła na palcach i nie odwracając się specjalnie rzuciła chowając twarz w kubek:
- To nie wasza kasa tam leży?
Czmychnęła nim zdążyły zareagować.

W końcu znalazła kawałek miejsca, gdzie czuła się niezbyt wystawiona i przez omnifon połączyła się z panelem domowym umożliwiającym zdalną, pełną kontrolę nad domem. Weszła do systemu alarmowego kościółka, ale gestykulację, którą przesyłała komendy starała się prowadzić oszczędnie by nie zwracać na siebie uwagi. Naciągnęła daszek czapki głębiej i wrzuciła podgląd z kamer nad wejściem na połowę gogli.
Czekała popijając paskudną kawę.

Trochę to trwało nim na obrazie wyświetlanym na okularach Seraphine coś zaczęło się dziać. Obserwując poczuła lekką satysfakcję widząc Wielebnego siedzącego pod swoją siedzibą i popijającego z kubka, który wręczyła Billowi. W jednej chwili spokój został zaburzony przez dwa RV, które na pełnej prędkości podjechały pod kościółek. Wysiadło z nich sześciu ludzi i udali się oni wprost do drzwi.
Prowodyr, znany już kotołaczce murzyn z holotatuażem smoka na policzku, wywołanie info o kimś czekającym przed drzwiami uczynił tylko raz i nawet niespecjalnie długo czekał na odzew, którego doczekać się nie miał szansy.
Niebieskowłosy azjata wyciągnął strzelbę, którą ABS używał zwykle do neutralizacji AV borgów i strzelił w drzwi.

Wparowali do środka już wszyscy pod bronią.
Niebieskowłosy zbliżył się do pozostawionego w środku mężczyzny, który był ofiarą akcji w Lady’s Lue, ale ten obudzony wystrzałem jedynie kulił się na sofie dla gości, toteż tylko brutalnie wzięto go za fraki i wywleczono do samochodu. Przez kilka minut Seraphine patrzyła jak wysłani przez księcia wampirów ludzie buszowali w jej siedzibie. Było to dosyć dziwne, bo Camarilla nie miała prawa zwierzchności nad innymi istotami nadnaturalnymi w Toronto. Nie była to sprawa ‘wewnętrzna’ i Koenig z pewnością ryzykował srogą czapą gdyby napaść vel włamanie zostało zgłoszone. Jego ludzie jednak ani nie pieprzyli się z wejściem, ani specjalnie nie kryli przed monitoringiem przeszukując kościółek.

W końcu odpuścili, ale trzech z nich zostało w środku. Niebieskowłosy wszedł za bar i z dystrybutora zamówił kilka drinków, kiedy murzyn z tatuażem i jego dwóch kompanów wracali do samochodów.
Odjechali w chwilę później pozostawiając trzech kolegów w środku.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline