Czym prędzej wrócili do portu, gdzie ich towarzysze dotrzymywali towarzystwa wciąż obrażonej Fraulein Maitner.
-
No i co kozi bobku? - zwróciła się opryskliwie do Wankera. -
Głupio ci teraz, żeś mnie o zmowę podejrzewał? Prawdę mówiłam. Tak jak wtedy, gdym powiedziała, że się nigdzie z wami nie wybieram! Umowe z Mossbauerem miałam na dowiezienie was w całości do Pfeildorfu, a nie niańczenie dalej. Z niej się wywiązałam i basta! - splunęła pod nogi szczurołapa i ze stęknięciem podniosła swój podróżny kufer. Potem dysząc ruszyła wzdłuż nabrzeża, w kierunku przeciwnym do bram miasta.
*
Odnalezienie
Jeleniego Susa okazało się łatwe. Gospoda była powszechnie znana i mieszczanie bez problemów skierowali awanturników we właściwe miejsce. Wypytywanie wewnątrz o mężczyznę pokroju Aldebrandta nie przyniosło rezultatów - najwyraźniej nie zatrzymywał się w tej gospodzie. Można było mniemać, że mieszka gdzieś w mieście we własnym lokum lub coś podnajmuje.
*
Dobrą chwilę przed wyznaczoną godziną spotkania, bohaterowie obstawili okolice gospody, lustrując uliczki i obserwując kręcących się tam ludzi. Uwagę Elmera i Santiago, którzy razem siedzieli za beczkami stojącymi w zaułku znajdującym się na tyłach karczmy, przyciągnął wolno idący mężczyzna. Ów rozglądał się na boki, jakby czegoś szukając. Przystawał, spoglądał to w prawo, to w lewo, pogwizdując. Zadzierał głowę, drapiąc się w kark i udając, że ogląda wrony, które siedziały na okapach dachów.
Gdy znalazł się w pobliżu rogu
Jeleniego Susa, podszedł do ściany. Z kieszeni wyciągnął kawałek węgla i na tynku, na wysokości oczu nagryzmolił niewielki okrągły symbol. Gdy to zrobił, z rękami w kieszeniach, gwiżdżąc pod nosem i powłócząc nogami, jak gdyby nigdy nic ruszył dalej.