Właściciel adamantowego dysku siedział na ziemi. Z wyboru. I, również z wyboru, zdecydował się odwinąć z głowy zwoje jasnego materiału które nosił do tej pory. Odsłaniając swoją brzydką, szarą, goblińską paszczę, włącznie z bulwiastym nosem, wielgachnymi spiczastymi uszami i obwisłymi policzkami. Ale przede wszystkim pozbawioną oczu. Ba, nawet oczodołów.
Białe, gołębie skrzydła zwinięte za plecami wcale nie pomagały jego urodzie. Wysoki - czy też raczej niski - na półtora stopy stwór definitywnie zyskiwał na aparycji dzięki swojemu okryciu.
W głównej sali niezbyt przekonująco udawał że jest prowadzony przez największego psa ze swojego stada. Tutaj zrezygnował z tej szarady. Bezoka głowa obracała się za ciekawszymi dźwiękami, jakby brak oczu wcale nie przeszkadzał mu w przyglądaniu się nowym znajomkom.
- Witajcie - powtórzył po pozostałych - Goście Alectusa - dodał po chwili. Nie skomentował myśli o zdradzie już w pierwszych słowach. Wstydu z własnego zawodu. Obserwował. Szacował. Ale na pewno nie potępiał.