Frederick podszedł do Adelmusa.
- Widziałem, że wynurzyła się tu jakaś zdradziecka morda nieumarłego. Coś mówił? - zapytał nagle rozglądając się dookoła i będąc gotowy do walki, a w tym i do walki z Adelmusem na wypadek gdyby ten był opętany i zaatakował. Ostrożności nigdy za wiele jak to mówił pewien zaprzyjaźniony orkicki handlarz skarpetami i tanią bielizną. Ludzie rzadko kiedy ufali orkom, ale to po prostu był efekt krasnoludzkiej kampanii nienawiści wymierzonej w ich naturalną konkurencję. Fajnie jest wydobywać różne kruszce z gór, a potem dyktować cenę frajerom, ale już nie tak fajnie, gdy pojawia się konkurencja i tworzy się wolny rynek. Stąd ta nienawiść. Nienawiść z kolei popchnęła orków do współpracy z chaosem, ale nie wszystkich. Niektórzy w kamuflażach brzydkich bretończyków szlajali się po traktach handlując wyrobami ze wschodnich stepów i pustyń.
Frederickowi nie bardzo widziało się biegać i przyjmować na klatę jakiegoś demona, więc oczekiwał na sugestie Adelmusa do dalszego działania. Najwyżej będzie tłumaczył się, że ochraniał jedynego medyka w tej drużynie pierścienia.
- Zima nadchodzi. - wyszeptał Frederick wciąż rozglądając się i opracowując w głowie taktyczne plany. Był zadowolony, że łucznicy strzelają do mrocznego młodego. |