|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
06-07-2017, 05:40 | #221 |
Reputacja: 1 |
|
07-07-2017, 11:10 | #222 |
Reputacja: 1 | No i masz stary dziadu, gadałeś - przybyli! Odgłos ryku przyprawił go o dreszcze i krnąbrny pot, który gwałtownie wystąpił na czoło. Otarł je szerokim rękawem płaszcza, wyszarpnął zza paska nadziak i ruszył bez namysłu za Wasylem i jego ludźmi. Dlaczego, zamiast schować się za którąś z rybackich chat, postąpił właśnie w ten sposób? Cholera jedna wie, a miał niejasne wrażenie, że bezpieczniej mu będzie w zwarciu, niźli być obserwowanym przez każdy krzak, pień czy inną zarazę. Tankred nie jest typem wojownika, lecz przez całe życie za rękę ciągnie go fart, który tłumaczy sobie jako boską opatrzność. Stawiać zaś na szali wszystko plus życie - kawał chorej satysfakcji. Pomyśleć, że miał plan wyłącznie splądrować mogiłę jakiegoś bogatego nieboszczyka i szybko wiać w cieplejsze rejony Imperium. Teraz grzęźnie po kostki w błocie, naście metrów od zasranych zwierzoludzi - kwintesencja jego bogatej istności. Ostatnio edytowane przez Szkuner : 07-07-2017 o 11:20. |
10-07-2017, 22:01 | #223 |
Reputacja: 1 | Adelmus otrząsnął się, klekot rybich ości i dziwne dźwięki nie nastrajały najlepiej - najlepiej było by wrócić do wioski ale to co było za kręgiem ochronnym było ważniejsze teraz niż atak zwierzoludzi, być może właśnie po to przybyli. Pamiętając o wizjach zesłanych przez Morra, ale wiedziony też powinnością kapłan przekroczył ochronny krąg i chwytając mocniej pochodnie i laskę ruszył na szczyt wzniesienia.
__________________ ''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać'' |
11-07-2017, 01:01 | #224 |
Reputacja: 1 | Schumann zaklął sążniście pod nosem. Skąd te sukinsyny sprawiły sobie łuki? Wypuścić z cięciwy strzałę - w poprawny sposób znaczy się, żeby być w stanie trafić coś oprócz własnej stopy - łatwo wcale nie było. Nauka trwała nieco. Założyłby się, że to zżyta i długo istniejąca banda. Tylko nie miał z kim. I o co. - Ja zostanę komendrować łucznikami! - zawołał za oddalającym się Wasylem. "I będę dla nich głosem rozsądku, kiedy przyjdzie pora na spierdalanie stąd z podwiniętym ogonem", dodał w myślach. - Strzały na cięciwy, nie wychylać się za bardzo. Ognia! Sam też naciągnął ponownie cięciwę z zamiarem posłania strzały. Zastanawiał się, gdzie się u licha podział ten szurnięty krasnolud. Teraz by się przydał. |
11-07-2017, 21:45 | #225 |
Reputacja: 1 | Frederick ocknął się z ogólnego marazmu. Doszły go słuchy, że bijatyka szła w najlepsze, a tym czasem on dopiero kończył kufel piwa. Prawdopodobnie kozacko by wyglądało jakby wybiegł do walki krzycząc "co jest kurwa, kto na wpierdol", ale nie bardzo orientował się w sytuacji i nie chciał oberwać. Tym razem. Nie po tym co zobaczył wcześniej na drodze. Jak ginąć to w chwale, a nie jak byle zawalidroga. Dlatego przyczaił się i zobaczył jak wygląda sytuacja z punktu widzenia taktycznego. Jeżeli Adelmus jest zabroniony to Frederick pójdzie mu pomóc, no bo z tego co się orientował to prosiak Aldemus znał się coś nie coś na medycynie, a to mogło się jeszcze przydać jeżeli byli tak głęboko w dupie jak było słychać po krzykach i odgłosach walki. |
11-07-2017, 22:29 | #226 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Grupa kapitana Drozdowa poruszała się niezgrabną chmarą ku przeciwnikom. Gdy dowódca starał się oczyścić umysł przypomniał sobie, że jeden z drwali na trzebieży miesiąc temu zabity został właśnie strzałą o czarnych lotkach. Z naprzeciwka nie nadleciał już jednak żaden pocisk. Co innego zza pleców. Wasyl, Tankred oraz najemnicy i milicjanci w osobach: Gustawa, Iriny, Chudego Piotera, Michaiła i Rudego Arniego usłyszeli komendę Schumanna i pięć pocisków śmignęło nad ich głowami. Dwa niebezpiecznie blisko głowy Arniego, na tyle by mężczyzna odruchowo zatrzymał się i zakrył głowę rękoma. Na szczęście dla niektórych Leonard dowodził raptem piątką łuków. Rybacy ukryci za ostrokołem wyglądali przeciwników hałasujących na grobli, skąd dobiegał odgłos katowanej krowy. Albo kilku. Ryki były głośne i przerażały swoją nieoczywistością. Po lewej stronie od łuczników, między opłotkami, oczekiwali na swą kolej sołtys z synem i kolejnych dwóch rybaków. W tej grupie wyróżniał się sołtys, który ubrany w kolczą zbroję dzierżył dwuręczny topór o stylisku wyższym niż większość obecnych. Ten mężczyzna w niczym nie przypominał typowego zarządcy majątku. Kilkadziesiąt metrów dalej Adelmus ruszył po śliskim podłożu na szczyt kopca. Ostrożnie stawiał stopy i rozglądał się przy tym czujnie. Paradoksalnie nie pod nogami a na niebie znalazł najważniejszą wskazówkę. Pomiędzy chmurami dostrzegł pojawienie się Morrslieba tuż nad Gwiazdą Uroku. Z wrażenia aż wstrzymał oddech. Z braku innych alternatyw począł wznosić modły do Boga Śmierci, bowiem miały wydarzyć się rzeczy straszne. Tymczasem na skraju bagna rozpoczęło się regularne starcie. Choć część mężczyzn była wyraźnie obolała i walczyła z trudnościami wrogowie zostali zatrzymani na błotnistym cyplu. Na jego grzbiecie mogło walczyć obok siebie jednocześnie troje wojowników stojąc ramię w ramię a każdy zbyt intensywny wypad mógł skończyć się w czarnym błocie. W pierwszej linii stanęli Wasyl, Michaił i Tankred. Pozostali rozeszli się po flankach oraz za ich plecami. Gdy udało się położyć trupem pierwszego ze zwierzoludzi na lewej flance pojawił się stwór, którego faktycznie łatwo było z drzewem pomylić. Metrowy pień na dwóch korzeniopodobnych nogach wymachiwał długimi gałęziskami wijącymi się jak węże. Stąpał powoli w kierunku zabudowań ku radości zwierzoludzi. Ich wrzaski i piski brzmiały jak zachęta. Monstrum przystanęło po raptem kilku krokach wydostawszy się z błot. Stanęło w pełnej krasie a światło krwawego księżyca padło na błyszczące punkty na pniu. To miało zęby. Kilkoro obrońców na ten widok zamurowało. Tankred nie oprzytomniał nawet gdy pałka przeciwnika uderzyła go w ramię, wytrącając na moment z równowagi. Gorzej było przy ostrokole. Do Leonarda nie docierały nawet ostrzeżenia od łuczników, że na grobli pojawili się zwierzoludzie. Stał tak, skamieniały i wpatrzony w mroczne młode. Pierwszego demona jakiego spotkał w życiu. Demon nie wyglądał na niezainteresowanego walką. Podparł się zaś na swych pięciu konarach i ogromną szczęką zaczął wykrzykiwać niezrozumiałe słowa. Gdy skończył Adelmusem wstrząsnęło raz jeszcze, powalając go na kolana. Kilka metrów dalej mokrą glinę rozgrzebywały dawno martwe ręce. Gdy nieumarły wydostał się na powierzchnię w całości zwrócił swój pusty wzrok na kapłana. - Byłem pewien, że przybyłeś mnie zwolnić z dalszej katorgi. Demon był jednak szybszy - skwitował truposz otwierając szeroko gnijące usta i bezdźwięcznie się śmiejąc. - Demony są takie głupie. Takiego wała - rzekł i niespodziewanie szybko pokazał morrycie plecy, kierując się na południe, wprost na bagna. W kierunku kapłana biegł zaś Fredrick, dotąd obserwujący sytuację zza karczemnej okiennicy. Strach w kapłanie zelżał razem z oddalającym się ożywieńcem i pozwolił mu przejąc władzę nad łomoczącym sercem. Przy ostrokole łucznicy szyli do napastników na drodze. Z łatwością powalili połowę oddziału, który widocznie pokaleczony wyszedł im naprzeciw następnie oddalając się między chaty. Jeden z nich uciekając trzepnął wierzchowca w zad a ten uniósł nietomnego Leonarda aż za karczmę nim jeździec go okiełznał. Gdy stracił on monstrum z oczu odzyskał jasność myślenia. Zwierzoludzie przed Wasylem padali jak muchy. Kolejne trupy lądowały w błocie pod skarpą zepchnięte kopniakami. Tankreda w walce zastąpiła Irina. Znalazł się on w bezruchu w drugiej linii. Wciąż czuł obecność demona, która go obezwładniała. Nie zrobiło na nim większego wrażenia nawet to, że tuż przed nim Michaił zwalił się na ziemię tryskając krwią z odciętego ramienia. Wokół trwało zamieszanie, ktoś szarpał konającego, ktoś przepychał się przed starego południowca. Wszystko to zdawało się dziać jakby za szybą. Jauch z obryzganą posoką twarzą i zdziwioną miną stał obojętny i niewzruszony. |
13-07-2017, 13:18 | #227 |
Reputacja: 1 |
|
19-07-2017, 15:17 | #228 |
Reputacja: 1 | Leonard opanował drżące kończyny i odetchnął głęboko. A jednak, ten szurnięty krasnolud miał rację. To musiał być demon, cholerny demon. Ale co mógł zrobić. Trafić w tę dziuplę. Oko, czy co to tam miało być. Zaklął paskudnie pod nosem, przecież nie trafi z takiej odległości w tak mały punkt. Mimo to czuł, że powinien spróbować. Tylko jeśli mu się nie uda, a demon go zaatakuje. Przełknął ślinę. "Nie, tylko nie to", pomyślał gorączkowo. Nie chciał ryzykować, nie chciał... Ale chyba będzie musiał. - Strzelajcie w mroczne młode! - zawołał do łuczników, a sam spiął konia ostrogami. Wychyli się zza karczmy, ociupinkę, spróbuje strzelić. A potem zwieje za karczmę. |
19-07-2017, 20:31 | #229 |
Reputacja: 1 | Frederick podszedł do Adelmusa. - Widziałem, że wynurzyła się tu jakaś zdradziecka morda nieumarłego. Coś mówił? - zapytał nagle rozglądając się dookoła i będąc gotowy do walki, a w tym i do walki z Adelmusem na wypadek gdyby ten był opętany i zaatakował. Ostrożności nigdy za wiele jak to mówił pewien zaprzyjaźniony orkicki handlarz skarpetami i tanią bielizną. Ludzie rzadko kiedy ufali orkom, ale to po prostu był efekt krasnoludzkiej kampanii nienawiści wymierzonej w ich naturalną konkurencję. Fajnie jest wydobywać różne kruszce z gór, a potem dyktować cenę frajerom, ale już nie tak fajnie, gdy pojawia się konkurencja i tworzy się wolny rynek. Stąd ta nienawiść. Nienawiść z kolei popchnęła orków do współpracy z chaosem, ale nie wszystkich. Niektórzy w kamuflażach brzydkich bretończyków szlajali się po traktach handlując wyrobami ze wschodnich stepów i pustyń. Frederickowi nie bardzo widziało się biegać i przyjmować na klatę jakiegoś demona, więc oczekiwał na sugestie Adelmusa do dalszego działania. Najwyżej będzie tłumaczył się, że ochraniał jedynego medyka w tej drużynie pierścienia. - Zima nadchodzi. - wyszeptał Frederick wciąż rozglądając się i opracowując w głowie taktyczne plany. Był zadowolony, że łucznicy strzelają do mrocznego młodego. |
19-07-2017, 20:50 | #230 |
Reputacja: 1 | Adelmus pokiwał dość nieprzytomnie głową na słowa starszego strażnika i odpowiedział już dość przytomniej. -Nic, przeklną demona i uciekł. Najwyraźniej plugastwo próbowało omotać nieumarłego ale jego magia była za silna. Trzeba będzie za nim ruszyć, niedobrze się stało że demon pozwolił uporowi się uwolnić - to przeciwne prawom bogów, a Morr nie lubi gdy ktoś opuszcza jego królestwo. Po czym westchnąwszy, młody kapłan skierował się kuśtykając za oddalającym się umarłym.
__________________ ''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać'' |