Stary fort. Okolice wieży.
- Rydwany! Ucieszony Aulus krzyknął do Primusa.
- Moglibyśmy naprawić częściami z nich nasz wóz, albo nawet całkiem przesiąść się do rydwanu, jeśli łatwiej będzie doprowadzić je do ładu. Ciekawe dlaczego porzucono je tutaj? Justitianin nie czekał na żadną odpowiedź. Złapał za szczelinę w starych wrotach do wozowni i zaczął się z nimi siłować, stękając głośno.
Stare zawiasy zaskrzypiały, głośniej nawet niż sam iustitianin. Wrota powoli zaczęły się otwierać. Głośny metaliczny trzask dał Aulusowi ledwie chwilę by zorientować się co się dzieje. Iustitianin uskoczył instynktownie przed spadającymi na niego, wyrwanymi z zawiasów drzwiami.
- Ha! Ucieszył się Aulus gdy obłok kurzu już nieco opadł.
- Jest ktoś w domu? Zapytał żartobliwie, ostrożnie wchodząc do środka.
Wielki tłusty szczur przebiegł mu między nogami, wyraźnie dając tym samym do zrozumienia, że w domu
już nikogo nie ma.
Wnętrze budynku tonęło w półcieniu, lecz nawet przy tak słabej widoczności Aulus wyraźnie widział rydwany. Piękne obite brązem i pomalowane żywą czerwienią, takimi właśnie mógłby je widzieć kilkadziesiąt lat temu. Teraz były li tylko wspomnieniem swej dawnej chwały, nie mniej koła miały ciągle mocne, pomimo lat które musiały upłynąć drewno wciąż nie nosiło śladów zgnilizny.
- Naprawimy, czemu nie. - Primus zgodził się uznając, że nie ma innej możliwości by doprowadzić więźnia do celu -
Wymontujemy co trzeba i na najlepszym z nich zaciągniemy do wozu. - No to do dzieła! Aulus oparł włócznię o ścianę i zatarł ręce. Niezwłocznie zaczął oględziny rydwanów, starając się wybrać ten w najlepszym stanie.
- Śpieszmy się. Zawleczemy go we dwóch pod wieżę, niech już naprawiają furę. My szybko sprawdzimy drogę i jeśli nie będzie na niej śladów tych parszywych chujorogów to wracamy po wszystkich i ruszamy. Coś tak czuję że śnieg spadnie lada dzień. Pokiwał w zamyśleniu głową, szarpiąc na boki koło jednego z rydwanów.
Primus podniósł go, czyniąc pracę zakonnika łatwiejszą. Gdy zebrali już części, zaparł się mocno w ziemię by wspólnie z Aulusem ruszyć zastały rydwan z miejsca i zawlec go do wozu. Czekał ich dzisiaj jeszcze zwiad.
Byli legioniści nie należeli bynajmniej do mężów słabych, lecz nawet dla nich ruszenie ciężkiego rydwanu było nie lada wyzwaniem. Spocili się napinając muskułt, ich stoby wyżłobiły w niewielkie rowy, nim w końcu przy akompaniamencie pisków trącego o siebie żelastwa, drewna i całej masy brudu, rydwan ruszył. Najpierw powoli, lecz gdy pierwszy obrót osi oczyścił ją nieco z rdzy, nie musieli wkładać wielu sił by wyprowadzić go z wozowni. W promieniach słońca nie prezentował się już tak dobrze jak w półcieniu budynku, farba była wyblakła i odłaziła w kilku miejscach, brąz zaś pokryła patyna. Nie mniej, wyglądał na w pełni sprawny, choć dość głośny, piski jakie wydawał poruszając się mogły przyprawić o ból głowy. Być może łój załatwił by sprawę pisków osi, lecz na znalezienie takiego w forcie raczej nie mieli co liczyć, prawda?
- Ależ to cholerstwo skrzypi. Pośpieszmy się. Olej, albo jakiś łój znajdzie się w wieży. Skomentował Aulus.
Droga powrotna zajęła im niewiele czasu. Słońce ciągle przyjemnie grało, a z północy wiał chłodny wietrzyk doskonale orzeźwiający. Po drodze natkęli się na starą skarlałą jabłoń na której wciąż wisiało kilka ładnych dojrzałych owoców.
Kiedy zaś dotarli do wieży przywitała ich martwa cisza, przerywana jedynie niespokojnymi rykami osła.
- Jest tam kto? Aulus zapytał głośno wchodząc po schodach do wieży.
- Mamy części do naprawy wozu, jeno musicie to do kupy poskładać, może osie nasmarować. Wyjaśnił głośno otwierając drzwi i zaglądając do środka.
- My ruszamy na dalszy zwiad.
Ledwo skończył mówić kiedy jego wzrok spoczął na wpartującej się w niego głowie Aarona. Niby nic by niezwykłego w tym widoku nie było, gdyby tylko głowa kudłatego mnicha spoczywała na jego ramionach, nie zaś w kałuży z wolna krzepnącej krwi. Niedaleko leżał przecięty od barku do biodra Clarit.
- No i w pizdu i wylądował. I cały misterny plan też w pizdu… - podsumował Primus.
- A by to jasny chuj w pogodny dzień… Skomentował Aulus nadstawiając włócznię i nasłuchując. Ostrożnie skierował swoje kroki do piwnicy, idąc za śladami stóp odciśniętymi w krwi. Obraz niedawnych wydarzeń sam zaczynał układać mu się w głowie. To musiał być więzień, który dał radę w jakiś sposób się uwolnić. Bo co innego?
Schodząc do piwnicy, Aulus natknął się na resztę ciała Aarona, jeszcze więcej krwi i miednicę, o którą pewnie by się potkną, gdyby nie dostrzegł jej kontem oka.
- Wiedziałem. Więzień jednak zna magię. Uwolnił się przez naszą nieostrożność, zabił wszystkich na swojej drodze i zbiegł w podziemia. Skomentował.
- Cywile - Primus odpowiedział -
zostawić ich samych na pięć minut… Powinniśmy pilnować i więźnia i ich. To też nasza wina - dodał.
- Nic to. Ruszamy za nim, tylko zbierzemy jakieś zapasy. Warto też sprawdzić czy nikt nie przeżył.
Błyskawicznie podjął decyzję i wrócił na górę. Już będąc w kuchni krzyknął na całe gardło:
- Żyyyje tu kto?! Kwintusie? - i biegiem ruszył na górę wieży, aby przy okazji zabrać resztę swoich rzeczy.
- Może choć szop się uchował? Futrzak mógł wpełznąć pod jakiś mebel i zostać przeoczonym przez zielonookiego.
Z góry miast odpowiedzi Kwintusa dobiegł tylko trzask tłuczonego szkła.
O tym samym pomyślał Primus. Ciała futrzaka nie znaleźli, mógł więc być gdzieś schowany. Więzień pewnie nie miał czasu szukać skoro uciekał i nie wiedział kiedy “patrol” wróci. Szukał więc Szopena nawet pilniej niż zgarniał swoje rzeczy i zapasy na drogę.
Nie znaleźli także Starca. Trzeba sprawdzić czy żyje, czy ranny, czy nie potrzebuje pomocy. I pochować ciała.
- Lepiej nie idźmy nigdzie w pojedynkę - powiedział do Aulusa -
Nie wiemy gdzie jest więzień, może gdzieś tu się czaić i zaatakować z ukrycia. - Racja. Przytaknął Aulus.
Dotarłszy do pracowni, oczom iustitiaina ukazał się nie lada bałagan, kolby potłuczone i poprzewracane, alchemiczne ingrediencje mieszały się na podłodze tworząc kolorowe i czasami żrące kałuże. Sam Kwintus pół leżał z głową opartą o kamienną ścianę. Oczy miał zamknięte, jego pierś unosiła się w słabym powolnym oddechu, znak że jeszcze żył.
Aulus natychmiast doskoczył do starca, upuścił broń i przyklęknął, kładąc rękę na ramieniu Kwintusa.
- Słyszysz mnie? Zapytał przyciszonym głosem, lekko potrząsając ramieniem gospodarza.
- Co tu się stało?
Próżne były wysiłki Aulusa, starzec pozostawał nieprzytomny. Trudno było nawet stwierdzić czy nie znajdował się już na drodze za ostatnią granicę.
Gdy Aulus nie uzyskał żadnej odpowiedzi, podniósł ostrożnie starca i postanowił znieść go piętro niżej, do łóżka.
Gdy już położył Kwintusa na posłaniu, nalał nieco wody z bukłaka na kawałek oddartego materiału i położył zimny okład na czole nieprzytomnego, po czym ściągnął hełm, aby lepiej słyszeć słaby głos rannego, gdyby ten się odezwał.
Starzec jęknął cicho, zaś Aulus dostrzegł na ścianie przed sobą drugi cień, na widok którego odwrócił się błyskawicznie i odruchowo złapał za gladiusa, starając się go wyciągnąć z pochwy. Zdążył jeszcze zobaczyć bladą sylwetkę więźnia, nim coś ciężkiego uderzyło go w skroń. Później świat zasnuła czerń.
Primus który zabawił w laboratorium trochę dłużej, rozglądając się za szopenem, usłyszał cichy odgłos uderzenia i głośniejszy już dźwięk metalu padającego na kamień.
Legionista przerwał poszukiwania Szopena, odłożył bagaż krępujący ruchy i ruszył w kierunku dźwięku rozglądając się uważnie za ruchem i cieniami, w których kryć się mógł wróg. Ostrożnie, kryjąc się za tarczą wchodził do pomieszczenia, gdzie powinien być Aulus.
W pomieszczeniu zaraz poniżej laboratorium Kwintusa, zastał białowłosego, ciągle skutego, lecz już bez liny którą z takim oddaniem Aulus go związał. Sam iustitianin również był w pomieszczeniu, leżał na podłodze, a więźnień przeszukiwał go gorączkowo. Na posłaniu nieopodal leżał zaś sam Kwintus, nieprzytomny.
Korzystając z elementu zaskoczenia Primus zaatakował. Pchnięcie mieczem “w plecy” zajętego czymś przeciwnika nie było może najbardziej honorowym czynem, ale za to zwykle skutecznym. Szybki wypad pozwalał na zaskoczenie wroga, który nie spodziewał się takiego zasięgu gladiusa. Gdyby jednak więzień zauważył legionistę, ten miał w zanadrzu bardziej defensywny sposób walki… Zawsze można powoli obchodzić przeciwnika, zmuszając go do przerwania przeszukiwania ciała i zasłaniając się tarczą czekać, aż puszczą mu nerwy i zaatakuje. Na Iustinianina zadziałało.
Białowłosy wrzasnął zarówno z bólu jak i zaskoczenia. Spod jego łopatki wypłynęła struga jasnej krwi znacząc czerwienią blade plecy. Więzień nie mogąc złapać równowagi padł na podłogę. Nie wyglądało na to by miał ochotę walczyć, lecz kto go tam mógł wiedzieć, odmieńca jednego. Dziwne było, że nawet w takich chwili nie prosił o litość.
- Było od razu uciekać chłopcze…
Primus pamiętał, że więzień ma dotrzeć żywy, ale w rozkazie nie było ani słowa o tym, że także nietknięty. Nikt kto zabijał towarzyszy broni legionisty nie mógł liczyć, że się z tego wywinie bezkarnie. Przyłożył ostrze do szyi leżącego przeciwnika i zastanawiał się właśnie, czy go spróbować ogłuszyć czy poczekać, aż straci przytomność z powodu wykrwawienia, gdy usłyszał kroki. Ponieważ Kwintus i Aulus leżeli obok, więźnia miał przed sobą, a Aaron, Rinmotoki i Clarit nie żyli, założył, że to Luthias. Tego dnia poziom dedukcji Primusa wzniósł się na wyżyny.